Islandia 2011

Islandia – dymiąca wyspa 2011

 

Alina Wachowska

Trasa: Reykjavik – trekking z Landmannalaugar do Skógar – Reykjavik – Seljalandsfoss – Skaftafell (PN Vatnajökull) – Jökulsárlón – Breiðdalsvik – Grímsstaðir (wodospad Dettifoss) – jezioro Myvatn – Husavik –półwysep Vaksnes – okolice fiordu Hvalfjördur – „Złoty Trójkąt” (Þingvellir, Geysir, Gulfoss) półwysep Reykjanes Keflavik

 

Termin podróży: 6-26.08.2011 r.

Uczestnicy: 4 osoby


Informacje praktyczne

Przelot: Berlin – Keflavik Berlin (Icelandexpress,www.icelandexpress.com )


Przewodnik: “Islandia”, wyd. National Geographic

 

Pieniądze: islandzka korona (ISK), jednak Islandia to kraj kart kredytowych, można nimi płacić niemal wszędzie i za wszystko.


Język: Angielski jest powszechnie znany.

 

Wyżywienie: Posiłki przygotowywaliśmy we własnym zakresie. Zakupy najkorzystniej robić w sklepach sieci Bonus, które znajdują się w większych miastach (logo z różową świnką – skarbonką, rozmieszczenie znajdziemy tutaj: http://www.nat.is/Auglysingar/bonus_store_iceland.htm). Przywożenie jedzenia do Islandii jest ograniczone przepisami – wolno wwieźć do 3 kg/osobę, obowiązuje zakaz przywozu niektórych produktów. Na trekking z Landmannalaugar do Skógar trzeba zabrać ze sobą cały prowiant, po drodze nie ma możliwości uzupełnienia zapasów (schroniska nie oferują posiłków, a jedynie nocleg i możliwość korzystania z kuchni – wyłącznie dla osób, które w nich nocują).

 

Noclegi: Nocowaliśmy w namiotach. Na wyspie jest bardzo dużo kempingów, poza parkami narodowymi można także nocować „na dziko”, oczywiście zabierając ze sobą wszystkie śmieci. W schroniskach na trasie z Landmannalaugar do Skógar noclegi trzeba rezerwować ze znacznym wyprzedzeniem.

 

Transport: Dość dobrze rozwinięta sieć połączeń autobusowych do atrakcyjnych turystycznie miejsc (http://www.nat.is/travelguideeng/bus_stop_the_real_icelandic.htm ). Najwygodniej jednak podróżować wynajętym samochodem. Wypożyczalni jest bardzo dużo, warto wcześniej porównać ceny.

 

Przykładowe ceny:

  • nocleg na kempingu w Reykjaviku: 1100 ISK/os.,
  • autobus z Reykjaviku do Landmannalaugar: 7400 ISK/os.,
  • autobus ze Skogar do Reykjaviku: 4600 ISK/os.,
  • wstęp na lokalny basen: 300-440 ISK/os.,
  • wstęp do muzeum Bustarfell: 700 ISK/os.,
  • wstęp na kąpielisko Jarðböðin: 2500 ISK/os.(studenci:2000 ISK),
  • rejs z Husavik na obserwację wielorybów: 52 EUR/os.(studenci 47 euro),
  • litr benzyny – ok.235 ISK,
  • ceny podstawowych produktów spożywczych w sklepach sieci Bonus nieco wyższe od polskich.

 

 

6.08.2011

Około godziny 1.30 w nocy lądujemy na międzynarodowym lotnisku w Keflaviku. W samoobsługowym punkcie informacji turystycznej zaopatrujemy się w mapki i foldery, a potem lotniskowym autobusem (Flybus) jedziemy na kemping w Reykjaviku, odległym od lotniska o około 40 kilometrów. Po cichu ustawiamy namioty. Gdy kładziemy się spać, zaczyna już świtać i kropi deszcz.

Wstajemy ok. 8.30 – wita nas piękne słońce. Po śniadaniu ruszamy zwiedzać miasto. Dochodzimy do nadbrzeżnego deptaku przy zatoce Faxa. Widać wyspy i masyw góry Esja po drugiej stronie zatoki.

Dochodzimy do budynku Höfði, który zasłynął tym, że w 1986 r. odbyło się tu spotkanie Michaiła Gorbaczowa i Ronalda Reagana. Jest pełen staroświeckiego wdzięku. Idąc dalej nabrzeżem, trafiamy na stalową rzeźbę Sólfarið o kształcie i wielkości łodzi Wikingów autorstwa Jóna Gunnara Árnasona. To jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Reykjaviku. Chwilę wygrzewamy się w słońcu, a potem kontynuujemy spacer. Dochodzimy do centrum i wędrujemy głównym deptakiem miasta ulicą Laugavegur. Trwają właśnie przygotowania do odbywającej się dzisiaj Gay Parade. Idziemy do centrum handlowego, aby wymienić w banku pieniądze. Po drodze przechodzimy przez duży, pełen zieleni park nad jeziorem Tjörnin. Żyją tu dzikie gęsi, kaczki i mewy. Na brzegu jest nawet tablica z instrukcją, jak karmić kaczki, nie karmiąc jednocześnie mew! Nad brzegiem stoi zbudowany z betonu i szkła budynek ratusza.

Po południu kontynuujemy zwiedzanie. Dochodzimy dośnieżnobiałego kościoła Hallgrímskirkja, jest to także charakterystyczny punkt Reykjaviku. Jego ściany nawiązują do bazaltowych kolumn powstających z wypływającej lawy. Przed kościołem stoi pomnika Wikinga Leifura Eiríkssona. W surowym wnętrzu słuchamy gry na organach.

Wieczorem wracamy na wybrzeże. Tuż przy niewielkim porcie stoi bardzo ciekawy architektonicznie budynek o nazwie Harpa. Wewnątrz mieści się centrum konferencyjne, sala koncertowa i restauracje. Elewacja przypomina lśniący plaster miodu – stalowe, przestrzenne ramki wypełniono przejrzystym szkłem w różnych odcieniach. Pięknie odbija się w nich morze.

 

7.08.2011

Pierwszy tydzień pobytu na Islandii przeznaczamy na górski trekking z Landmannalaugar do Skógar szlakami Laugavegur i Fimmvörðuháls. O 7.15 z kempingu odjeżdża darmowy autobus na dworzec BSI. Stąd ok.8.00 ruszamy do Landmannalaugar, będącego naszym celem na dziś. Początkowo jedziemy główną drogą krajową nr 1, zabierając po drodze kolejnych podróżnych. Po ok. 2 godzinach zjeżdżamy w boczną drogę, wkrótce asfalt się kończy i nawierzchnia staje się żwirowo-żużlowa. Pogoda jest rewelacyjna i możemy zachwycać się widokami. Krajobraz zmienia się radykalnie. Wyrasta przed nami masyw Hekli – jednego z najbardziej aktywnych wulkanów Islandii. Jego wierzchołek pokrywa śnieg, którego biel kontrastuje z otaczającym nas księżycowym krajobrazem czarnym piaskiem i polami zastygłej lawy. Później pojawia się stopniowo skromna zieleń, robimy postój nad jeziorem otoczonym wzgórzami. Po czterech godzinach jazdy i przejechaniu brodami przez kilka potoków jesteśmy u celu. Mamy niebywałe szczęście Landmannalaugar wita nas bezchmurnym niebem i słońcem, co nie jest tu bynajmniej regułą. Otaczające dolinę góry wyglądają wprost bajecznie – pozbawione roślinności, a jednocześnie kolorowe, mienią się odcieniami żółci, beżu, różu, szarości…To zasługa ryolitowych skał, z których są zbudowane.

Latem działa tu schronisko i rozległe pole namiotowe. Miejsce jest bardzo znane, więc i ludzi sporo. Tuż obok znajdują się geotermalne źródła. Ustawiamy namioty i ruszamy wykąpać się w parującej, naturalnej sadzawce z widokiem na góry. Rewelacja! Po południu spacerujemy po okolicy, wśród lawowych pól, dochodzimy do wąwozu, którego dnem płynie rwąca rzeka, a potem obserwujemy terenowe auta przeprawiające się brodem. Około 22.00, gdy jest już chłodno, ponownie zanurzamy się w gorących źródłach. Super!

 

8.08.2011

Znowu dzień wita nas pięknym słońcem i bezchmurnym niebem. Około 10.30 ruszamy na południe, naszym celem na dziś jest kemping Hrafntinnusker. Mijamy budynek schroniska i podchodzimy ścieżką – wokół formacje z lawy o ciekawych kształtach. Nad doliną wznoszą się różnokolorowe góry – widoki są przepiękne! Dalej krajobraz znowu zaskakuje – po krótkim podejściu widzimy kłęby pary buchającej z ziemi z głośnym sykiem. Jesteśmy na obszarze aktywnym geotermalnie. Następuje podejście, a za wzniesieniem znowu zmiana – pojawiają się łagodne wzgórza, gdzieniegdzie porośnięte niską trawą. Miejscami zalegają rozległe płaty śniegu. Dochodzimy do drogowskazu, z jego wskazań wynika, że do Hrafntinnusker jeszcze tylko 3,5 kilometra. Zostawiamy plecaki i podchodzimy do leżącego nieopodal niewielkiego, szmaragdowego jeziorka. W zagłębieniach w ziemi bulgocze wrząca woda, wokół unosi się mnóstwo pary. Widok niesamowity! Spędzamy tam trochę czasu, a potem ruszamy dalej, podchodząc stopniowo coraz wyżej. Dochodzimy do rozległego plateau, wokół kompletne pustkowie, pod stopami obsydiany. Kawałek dalej wędrujemy po dużym polu śnieżnym. Szlak oznaczony jest palikami, jednak w przypadku mgły orientacja w terenie może być tu trudna. Świadczy o tym tabliczka upamiętniająca turystę, który zmarł kilka lat temu w wyniku hipotermii, zaskoczony pod koniec czerwca przez śnieżycę. Jeszcze tylko niewielkie podejście i pojawia się budynek schroniska. Wokół kompletnie księżycowy, surowy krajobraz. Nieopodal schroniska można ustawiać namioty – są nawet ułożone murki z kamieni, chroniące przed wiatrem. Znajdujemy dogodne miejsce, a potem przygotowujemy posiłek na zacisznym tarasie przy schronisku. Warunki są spartańskie, w budynku jest tylko kilka kranów z lodowatą wodą i nie spłukiwane toalety. Nawet śmieci nie wolno tu zostawiać – należy zabrać je ze sobą. Po obiedzie idziemy na spacer w kierunku lodowej jaskini, która zawaliła się kilka lat temu. Wędrujemy kamienistym pustkowiem, a potem po śniegu. Dochodzimy do miejsca, z którego widać zawaloną jaskinię – musiała być ogromna. Wracamy na kemping. Robi się zimno i nadciągają chmury, szybko więc zaszywamy się w śpiworach.

 

9.08.2011

Od rana znowu piękne słońce i czyste niebo! Około 10.30 ruszamy na trasę – dziś celem są okolice jeziora Álftavatn. Początkowo idziemy dolinką po grubym śniegu, miejscami wytopionym i tworzącym nawisy, potem wędrujemy ścieżką z powulkanicznego „żużla”. Wokół nadal księżycowy krajobraz i odległe zbocza pokryte polami śnieżnymi. Po pewnym czasie następuje krótkie, dość strome podejście i wychodzimy na miejsce z pięknym, rozległym widokiem na kolorowe góry. Zrzucamy plecaki i na lekko wchodzimy na górujący nad okolicą szczyt Háskerðingur (1281m). Z wierzchołka rozciąga się rozległa panorama: przepiękne góry i jezioro Álftavatn. Schodzimy piaszczysto-żużlową ścieżką i ruszamy w dalszą drogę. Krajobraz się zmienia – pojawiają się łąki, zbocza porasta trawa. Napotykamy gorące źródła – w jednym z nich przygotowujemy sobie kawę, wstawiając kubek do wrzątku bulgoczącego w zagłębieniu. Miejsce jest tak piękne, że robimy tu sobie dłuższy postój. Potem ruszamy dalej. Jeszcze trochę i rozpoczyna się długie, dość strome zejście, nogi ślizgają mi się na drobnych kamyczkach leżących na ścieżce. Dochodzimy do rzeki, którą trzeba przejść w bród. Woda jest lodowata, na szczęście niezbyt głęboka (poniżej kolan) i nurt w tym miejscu nie jest zbyt silny. Dalej jest już płasko, pojawia się szutrowa droga dla samochodów terenowych. Widać jezioro i budynki schroniska. Nabieramy wody do butelek i ruszamy dalej. Jesteśmy już poza parkiem narodowym i postanawiamy rozejrzeć się za miejscówką „na dziko”. Idziemy dalej szlakiem i około 18.00 dochodzimy do świetnego miejsca na łące nad rzeką. Przed sobą mamy widok na piękne, zielone góry. Po chwili dołącza do nas para młodych Niemców.

 

10.08.2011

Wstajemy po 7.00, znowu piękny, słoneczny dzień. Śniadanie, zwijanie biwaku i ruszamy na trasę. Przechodzimy w bród rzekę, nad którą nocowaliśmy i idziemy w kierunku schroniska Hvanngil odległego o niespełna 5 kilometrów. Przy schronisku, rozleniwieni słońcem, robimy sobie postój na drugie śniadanie. Potem krajobraz się zmienia – znika zieleń i wędrujemy czarną pustynią. Dochodzimy do drewnianego mostu dla pieszych nad rwącą rzeką. Dalej nadal szlak prowadzi wśród czarnego piasku, na którym tylko gdzieniegdzie wyrastają niewielkie roślinki. Wkrótce pojawia się kolejna rzeka, tym razem bez mostu. Tak więc znowu zdejmujemy buty i przeprawiamy się brodem. Woda sięga do kolan, nurt – choć wygląda na szybki – nie jest na szczęście zbyt silny, no a temperatura wody – najwyżej kilka stopni. Idziemy dalej, wśród piasku pojawiają się raz po raz pojedyncze skałki. Wkrótce dochodzimy do kolejnej rzeki, płynącej wąwozem o stromych ścianach, nad którym przerzucono most. Rzeka opada stopniami, tworząc wodospady. Dalej znowu idziemy przez pustynię. Wkrótce następuje podejście i za nim nieoczekiwanie pojawia się budynek schroniska Botnar i pole namiotowe. Jest dopiero 15.00, idziemy więc dalej, choć na niebie pojawiają się ciemne chmury. Po niespełna pół godziny dochodzimy do super miejsca na biwak – w dolince, nad strumieniem, na łące pełnej kwiatów. W dodatku niebo się rozchmurza. Jest przepięknie!

 

11.08.2011

Wstajemy przed 8.00 i znowu wita nas słońce! Zbieramy się niespiesznie i o 10.30 wyruszamy. Ścieżka prowadzi wśród łąk raz w górę, raz w dół. Dochodzimy do stromego zejścia, na końcu ubezpieczonego liną. W wąwozie poniżej płynie potężna rzeka, na jej drugi brzeg prowadzi stalowy mostek. Widok jest niesamowity! Dochodzimy do grupy skał otaczających wielki kocioł. Naprzeciw nas – ściana w kolorze czerwieni i zbocze poprzecinane rozpadlinami, tworzącymi wzór „w jodełkę”. Potem znowu w krajobrazie dominuje szary, powulkaniczny piasek. W oddali wznosi się porośnięta zielenią, samotna góra, kształtem przypominająca łeb nosorożca. Po pewnym czasie pojawiają się zarośla – karłowate, liściaste drzewka. Krótkim mostkiem przechodzimy nad wąskim kanionem, którego dnem płynie rzeka. Rośnie tu sporo zieleni – trawy, wrzosy, koniczyny, mlecze, kępy fioletowych kwiatków. W czystym powietrzu ich zapach odczuwa się bardzo intensywnie. Schodzimy i otwiera się przed nami widok na rozległą rzeczną dolinę. Nasz szlak przecina rzeka Þröngá – według opisu najgłębsza i najszybsza na trasie trekkingu. Na szczęście poziom wody nie jest zbyt wysoki – sięga do kolan, a nurt – choć dość silny – nie uniemożliwia przejścia. Za rzeką krajobraz zmienia się raz jeszcze. Idziemy teraz przez liściasty las, wokół zieleń. Dochodzimy do rozwidlenia dróg na zboczu, skąd prowadzą ścieżki do różnych schronisk w Þórsmörk. Idziemy w lewo i zaczynamy rozglądać się za miejscem na biwak. Niestety, nigdzie nie ma wody. Po pewnym czasie w dolinie pojawia się schronisko i kemping. Schodzimy, nabieramy wody, dziewczyny ruszają wzdłuż rzeki, by rozeznać teren. Niebawem wracają z dobrą wiadomością – kawałek dalej jest darmowe pole namiotowe nad strumieniem. Ruszamy ochoczo i wkrótce rozbijamy namioty na uroczej polanie tuż przy lesie. Miejsce jest prześliczne, a w dodatku mamy je wyłącznie dla siebie!

 

12.08.2011 – piątek

O 9.30 opuszczamy uroczą miejscówkę, idziemy do napotkanego wczoraj kempingu i dalej do mostu, którym przekraczamy rzekę. Jej kamieniste koryto jest bardzo szerokie. Po około godzinie dochodzimy do kempingu Basar. Jest duży i cywilizowany, dojeżdżają tu samochody terenowe. Za kempingiem trafiamy na tablicę informacyjną o powodziach i systemach ostrzegania związanych z wybuchem wulkanu Ketla. Droga zaczyna piąć się w górę – musimy podejść z 225 na 1086 metrów n.p.m. Strome zbocza porasta zieleń, wyżej widzimy silnie zerodowane skały. Na wypłaszczeniu terenu robimy krótki popas, a potem ruszamy dalej. Przed nami kolejne podejście, miejscami ubezpieczone liną. Dochodzimy do wąskiej grani, po jej obu stronach przepiękne doliny. Dnem jednej z nich płynie rzeka, a z obu sterczą ku górze porośnięte zielenią skały, kształtem przypominające grzbiety dinozaurów. Miejsce jest przepiękne! Potem jeszcze jedno podejście zboczem i dochodzimy do rozległego płaskowyżu, z którego rozciągają się widoki na lodowce Eyafjallajökull i Myrdalsjökull. Kolejne, dość strome podejście i stojący pośrodku kompletnej pustki drogowskaz. Szlak prowadzi zboczem, robi się coraz chłodniej. Za wzgórzem wyłania się parujące, olbrzymie pole świeżej lawy. To efekt wybuchu wulkanu Eyafjallajökull w 2010 roku. Wokół nas olbrzymie zwały powulkanicznego „żużla”, miejscami lawa jest jeszcze gorąca. Przed wybuchem tędy prowadził szlak, obecnie ten fragment trasy trzeba obejść. Oznaczenie jest wyraźne – wysokimi, żółtymi tyczkami. Potem idziemy przez rozmiękły śnieg. W oddali pojawia się wysoko położone schronisko Firmvörðuskali, a niżej – chatka Baldvinsskali, stojąca przy szlaku do Skogar. Decydujemy się iść w dół. Schodzimy, chatka jest otwarta, ale opustoszała, wewnątrz pełno śmieci, brak dostępu do wody. Grunt wokół niedogodny do ustawienia namiotów. Ruszamy więc dalej w dół kamienistą drogą. Krajobraz wokół surowy, żadnych dogodnych miejsc na biwak. Droga dochodzi do kanionu, którym płynie rzeka Skoga i przez pewien czas prowadzi wzdłuż niego. Potem napotykamy drewniany mostek i przechodzimy na drugi brzeg rzeki. Pojawia się nieco zieleni, w dolinie dostrzegamy niewielką rzeczkę, zapewne dopływ Skogi. Dziewczyny wypatrują nad nią dogodne miejsce na biwak. Stromym zboczem schodzimy do dolinki. Jest czysta woda, czarny, drobny piasek i kępy traw – super! Około 19.00 ustawiamy namioty. Napływają chmury, ale nie pada. Dzisiejsza trasa była nadzwyczaj ciekawa i urozmaicona!

 

13.08.2011

Około 10.00 ruszamy w dalszą drogę. Na niebie trochę chmur, ale nie pada, do Skogar już niedaleko. Idziemy kamienistą drogą, wokół żywego ducha. Stopniowo pojawia się zieleń. Po około 1,5 godziny dochodzimy do Skogar – tu kończy się nasz trekking. Z pustych, rozległych przestrzeni trafiamy do bardzo turystycznego miejsca. Na dużym parkingu jest mnóstwo samochodów. Turystów przyciąga Skógafoss – 62-metrowej wysokości wodospad, opadający pionowo ze skał i tworzący piękną, spienioną kurtynę. Podchodzimy ścieżką przy wodospadzie. Akurat słońce wychodzi zza chmur, pięknie go oświetla, tworzą się tęcze. Wokół soczyście zielone łąki, pełne żółtych kwiatów.

Poza wodospadem w Skogar nie ma żadnych innych atrakcji. Około 16.00 ruszamy autobusem do Reykjaviku, około 19.00 jesteśmy na dworcu BSI. Autobus gratis dowozi chętnych na kemping. Wieczorem korzystamy z uroków cywilizacji.

 

14.08.2011

Od rana znowu słonecznie! Mamy wyjątkowe szczęście do pogody! Przedpołudnie poświęcamy na zajęcia „gospodarcze” i słodkie lenistwo. O 14.30 wypożyczalnia „Gildo” podstawia nam na kemping zarezerwowany jeszcze z Polski samochód. Toyota Corolla wygląda bardzo przyzwoicie, a pojemny bagażnik bez trudu mieści nasze liczne graty. Nowością dla nas jest automatyczna skrzynia biegów. Pakujemy się i ok. 16.00 wyjeżdżamy ze stolicy. Drogą nr 1 kierujemy się na południe, ku Selfoss i Hella. Tą samą drogą jechaliśmy wczoraj autobusem ze Skogar. Dojeżdżamy do wodospadu Seljalandsfoss, nieopodal mieści się przytulny kemping Hamragardar, na którym się lokujemy. Idziemy na spacer. Oprócz głównego wodospadu są jeszcze dwa mniejsze, jeden tuż powyżej kempingu. Dochodzimy do Seljalandsfoss atrakcyjności dodaje mu fakt, że ścieżką dojść można za strumień spadającej z dużej wysokości wody.

 

15.08.2011

Wyjeżdżamy kierując się na wschód drogą nr 1. Mijamy znane nam już Skogar i kierujemy się boczną, szutrową drogą do Dyrhólaey. Tutejsze skaliste klify są domem licznych gatunków morskich ptaków. Spacerujemy brzegiem wzdłuż piaszczystych, czarnych plaż u stóp klifów, wypatrując maskonurów. Ich stadka unoszą się na wodzie, ale niestety w dość dużej odległości od brzegu. Na skalnych półkach gniazduje za to mnóstwo mew. Podchodzimy na wysoki brzeg, niedaleko latarni morskiej i podziwiamy widok na strome wybrzeże i sterczące z Atlantyku skalne wysepki. Potem samochodem wracamy do głównej szosy i skręcamy z niej w boczną drogę, tym razem już asfaltową. Jedziemy do Garðar, gdzie znajduje się niezwykła grota, otoczona bazaltowymi słupami o kształcie heksagonalnych graniastosłupów. Nieopodal z morza wyrastają postrzępione skały, a brzeg usiany jest olbrzymimi głazami.

Potem kontynuujemy podróż na wschód. Wkrótce krajobraz się zmienia – wokół nas szare pustkowie po horyzont. Dojeżdżamy do małej mieścinki Kirkjubaejarklaustur. Na bezobsługowej stacji tankujemy paliwo i jedziemy obejrzeć lokalną atrakcję – Kirkjugölf. Ta naturalna posadzka z ukrytych w ziemi bazaltowych słupów nie robi jakiegoś specjalnego wrażenia.

Jedziemy dalej, kierując się do parku narodowego Vatnajökull. Im bliżej jesteśmy Skaftafell, gdzie mieści się kemping, tym gorsza robi się pogoda. Nadciągają ciemne chmury, robi się chłodno i zaczyna mżyć. To nasz pierwszy deszczowy dzień na Islandii. Po 18.00 docieramy na kemping i ustawiamy namioty na dużym, trawiastym polu biwakowym.

 

16.08.2011

Na szczęście o poranku po deszczu nie ma śladu. Przez kemping ruszamy łatwą ścieżką w kierunku wodospadu Svartifoss. Po około pół godziny jesteśmy na miejscu. Wodospad spływa w niewielkiej dolinie, a otaczają go bazaltowe kolumny, podobne do tych widzianych przez nas wczoraj w Garðar. Całość nie wygląda szczególnie imponująco, ale jest znanym motywem wielu turystycznych folderów. Idąc dalej wychodzimy na rozległą, trawiastą przestrzeń i zmierzamy ścieżką ku wzgórzu, którego szczyt kryją chmury. Gdy docieramy do punktu widokowego, chmury ustępują. Jesteśmy na skalnym występie, a pod i przed nami rozciąga się potężny, spękany jęzor lodowca. Widok jest imponujący!

Wracamy na kemping i około 17.00 ruszamy dalej. Niestety znowu pada. Jednak po kilku kilometrach zza chmur pojawia się słońce. Z drogi roztaczają się wspaniałe widoki na kolejne lodowe odnogi. Przy jednej z nich robimy krótki postój i podchodzimy bliżej czoła lodowca. Słychać trzaski, osypywanie się okruchów, odległe lawinki – masa lodu jest w nieustannym ruchu.

Jadąc dalej, docieramy do jeziora położonego u czoła kolejnego lodowca. Oderwane od niego duże, lodowe bryły pływają po gładkiej jak lustro powierzchni. Miejsce jest niezwykłe, postanawiamy tu przenocować. W nocy silnie wieje.

 

17.08.2011

Wstajemy o 7.00 i zwijamy biwak w wietrze i lekkiej mżawce. Od razu ruszamy dalej. Po kilku minutach jesteśmy przy Jökulsárlón – tzw. Lodowej Lagunie. Tu także na wodzie unoszą się duże, lodowe bryły, pomiędzy nimi harcują foki. Dla turystów organizowane są rejsy amfibiami. Rozpogadza się, jemy więc śniadanie przy parkingowym stoliku i podziwiamy widoki.

Następny przystanek robimy w Höfn, niewielkim, nadmorskim miasteczku. Na parterze lokalnej kawiarni oglądamy ekspozycję poświęconą uprawianemu tu od lat rybołówstwu, a w porcie obserwujemy wyładunek ryb z kutra, który właśnie powrócił z połowu.

Dalsza droga prowadzi wzdłuż wybrzeża przez Fiordy Wschodnie. Pogoda znowu jest przepiękna, więc nie spiesząc się, robimy częste postoje, by podziwiać widoki. Późnym popołudniem docieramy na kemping w Breiðdalsvik. I tu miła niespodzianka – kemping jest darmowy, utrzymuje go miasto! Mieścina jest maleńka, ale na Islandii nawet w niewielkich miejscowościach, liczących kilkuset mieszkańców, działają baseny z ciepłą wodą. Tak jest i tutaj. Korzystamy skwapliwie! Wygrzewamy się w podgrzewanej wodzie i jacuzzi, po czym wracamy na kemping.

 

18.08.2011

Pogodnym rankiem spacerujemy po miejscowości, a potem ruszamy w dalszą drogę.

Wkrótce jesteśmy w Stöðvarfjörður, miasteczku znanym z kolekcji kamieni i minerałów zgromadzonej przez jego mieszkankę Petrę Sveinsdóttir. Zatrzymujemy się tu na krótki spacer, a potem robimy jeszcze kolejne postoje, jadąc wzdłuż wybrzeża, które jest bardzo malownicze i urozmaicone.

Docieramy do Egilsstaðir. Jak na Islandię to całkiem duże miasto – liczy ponad 2 000 mieszkańców. Jest tu sklep sieci Bonus, więc uzupełniamy zapasy. Po około 25 kilometrach zjeżdżamy w drogę nr 917, która wkrótce staje się drogą szutrową, co więcej, bardzo stromymi zakrętami prowadzi przez góry. Wjeżdżamy w chmury, potem następuje ostry zjazd. Później dojeżdżamy do drogi nr 85, która prowadzi do Bustarfell. W miejscu istniejącej tu niegdyś farmy mieści się obecnie muzeum czerwone domki o dachach porośniętych trawą i torfowych ścianach. Przewodniczka ciekawie opowiada i pokazuje nam wnętrza, w których czas jakby się zatrzymał. Uświadamiamy sobie, jak surowe było tu życie w dawnych czasach i jak bardzo samowystarczalni musieli być ludzie, żyjący na odległej od ludzkich siedzib farmie.

Wracamy do krajowej „jedynki”. Krajobraz stopniowo się zmienia, przybierając księżycowy charakter. Zapada już zmierzch, gdy docieramy na kemping w Grímsstaðir, położony nieopodal szutrowej drogi prowadzącej do wodospadu Dettifoss.

 

19.08.2011

Rankiem szutrową drogą docieramy do głębokiego wąwozu Jökulsárgljúfur, do którego rzeka Jökulsá á Fjöllum opada skalnym progiem o 100-metrowej szerokości. Wodospad Dettifoss robi imponujące wrażenie – potężna masa brunatnej wody spadająca z hukiem z wysokości 45 metrów wznieca chmurę wodnego pyłu. Potem idziemy półtora kilometra w górę rzeki i podziwiamy kolejny wodospad – Selfoss. Jego wysokość to wprawdzie 10 metrów, ale nietypowe usytuowanie – wzdłuż koryta rzeki – i rozległość sprawiają, że zachwyca nas nie mniej niż jego sławny sąsiad.

Gdy wracamy na parking nadciągają chmury i zaczyna padać deszcz. Ruszamy w dalszą drogę, kierując się w stronę jeziora Myvatn. Jadąc wśród lawowych pól docieramy do rejonu wulkanu Krafla i obszarów geotermalnych. Oglądanie zaczynamy od wędrówki po rozległym polu lawowym Leirhnjukur, powstałym po erupcji w roku 1984. Wyznaczono tu trasę spacerową wśród formacji zastygłej lawy. Przed zejściem z oznaczonego szlaku ostrzegają tablice – miejscami lawa jest jeszcze gorąca, wydobywają się opary. Powracamy na parking i boczną drogą dojeżdżamy do krateru Víti, którego dno wypełnia szmaragdowe jeziorko.

Pokonujemy kolejnych kilka kilometrów i dostrzegamy unoszącą się nad ziemią parę jesteśmy przy geotermalnym obszarze Hverir. W powietrzu czuć zapach nieświeżych jaj, z ziemi z głośnym sykiem wydostają się gorące wyziewy, w zagłębieniach bulgocze wrzące, szaro-niebieskie błoto, a osady siarkowe nadają ziemi żółtawy odcień.

Po drodze nad jezioro Myvatn odwiedzamy jeszcze całoroczne kąpielisko Jarðböðin, nieopodal miejscowości Reykjahlid. Są to naturalne baseny wypełnione wodą ze źródeł geotermalnych, której składniki mineralne nadają szmaragdowy kolor. Z przyjemnością pławimy się w ciepłej wodzie i korzystamy z sauny. Po 21.00 docieramy na kemping malowniczo położony nad jeziorem Myvatn.

 

20.08.2011

Od rana znowu ładna pogoda. Po śniadaniu pakujemy się i ruszamy na objazd jeziora. Zaczynamy od Reykjahlíð, gdzie podczas erupcji wulkanu w roku 1783 potężny jęzor lawy zatrzymał się kilkanaście metrów od stojącego tu kościoła. Dziś dawny budynek już nie istnieje – pozostały jedynie zarysy fundamentów. Stąd ruszamy do formacji lawowych Dimmuborgir, powstałych wskutek wybuchu wulkanu ponad dwa tysiące lat temu. Ich przeróżne kształty kojarzą mi się trochę z naszymi Górami Stołowymi. Idziemy ku wygasłemu wulkanowi Hverfell, a potem podchodzimy zakosami ścieżką na jego zboczu. Na górze widok jest znakomity – mamy przed sobą kilometrowej średnicy krater, a w oddali jezioro Myvatn i całą okolicę. Wracamy do samochodu i jedziemy dalej. Kolejne przystanki robimy w Höfði – miłym miejscu na spacer po lesie z widokiem jezioro, a potem w Skútustaðir, gdzie oglądamy pseudokratery, powstałe wskutek wybuchu gazów, gdy gorąca lawa przepływała przez podmokłe tereny.

Po zamknięciu pętli wokół Myvatn kierujemy się w stronę położonego na północnym wybrzeżu rybackiego miasteczka Husavik. Niedaleko szosy dostrzegamy parujące jeziorko. Zaciekawia nas, bo nie ma o nim wzmianki w folderach. Zjeżdżamy na szutrowy parking. Woda w jeziorku ciepła, miejsce jest przyjemne – zostajemy! Ustawiamy namioty, wieczór jest pogodny, mamy piękny widok na odległe góry. O 21.30 postanawiamy wykąpać się w jeziorku. O tej porze woda jest zdecydowanie cieplejsza od powietrza, pluskamy się więc z prawdziwą przyjemnością. Potem szybki bieg do namiotów i wskakujemy w śpiwory.

 

21.08.2011

Około 10.00 jesteśmy w Husavik. Słynie ono z organizowania rejsów na obserwacje wielorybów w wodach zatoki Skjálfandi. Mieści się tu także Muzeum Wielorybów oraz Muzeum Fallologiczne, prezentujące kolekcję penisów ponad 150 ssaków. Pogoda na morski rejs jest wyśmienita – świeci słońce, a morze jest spokojne. W firmie Gentle Giants na nabrzeżu kupujemy bilety, a potem idziemy obejrzeć miasteczko. Zaczynamy od niewielkiego kościoła przy porcie, następnie spacerujemy uliczkami. O 11.30 jesteśmy ponownie na nabrzeżu, ciepło ubrani. O 12.00 wyruszamy. Zajmujemy miejsca na dziobie i wypatrujemy morskich olbrzymów. Po niespełna pół godziny – jest! Oddech wieloryba wyrzuca w powietrze fontannę wody! Podpływamy bliżej – to humbak. Gdy daje nura w głębiny, wynurza swą olbrzymią płetwę ogonową. Widok jak z przyrodniczego filmu! W ciągu kolejnych dwóch godzin mamy okazję napotkać jeszcze jednego humbaka oraz trzy płetwale (minky whales).

Z Husavik ruszamy dalej, by zobaczyć Godafoss – wodospad na rzece Skjalfandafljot, nieopodal drogi nr 1. Jego nazwa oznacza dosłownie „Wodospad Bogów” i wiąże się z sagą, mówiącą o wrzuceniu do niego posążków pogańskich bóstw po przyjęciu przez Islandię chrześcijaństwa. Wodospad jest imponujący – ze skalnego progu o kształcie podkowy spływa szmaragdowa woda.

Po południu dojeżdżamy do Akureyri. Robimy zakupy w Bonusie i w punkcie informacji turystycznej zaopatrujemy się w mapki na dalszą podróż. Niestety pogoda się psuje i w strugach deszczu zmierzamy w kierunku Blönduós. Po drodze w miejscowości Vladimiri oglądamy jeszcze drewniany kościółek z 1824 r. o dachu porośniętym trawą. Jako że pora jest dość późna i pogoda nie zachęca do dalszego zwiedzania, zatrzymujemy się na pierwszym napotkanym kempingu. Leje!

 

22.08.2011

Rankiem, choć pochmurno, na szczęście już nie pada. Ruszamy w kierunku półwyspu Vaksnes, gdzie według informacji z folderów napotkać można foki. Wzdłuż wybrzeża wiedzie szutrowa droga, na dzikich pustkowiach gdzieniegdzie stoją samotne farmy. Dojeżdżamy do Oras. Z wysokiego brzegu wypatrujemy fok, niestety – bezskutecznie. Pozostaje nam zadowolić się spacerem wzdłuż wybrzeża i oglądaniem sterczącej z wody skały Hvitserkur. Jedziemy więc dalej. Na łąkach pasą się konie – to tutaj częsty widok. Przy szosie napotykamy dwa, które oddzieliły się od stada Zatrzymujemy samochód i otwieramy bagażnik, by poszukać kostek cukru. Jeden z koni jest płochliwy, ale drugi doskonale odczytuje nasze intencje. Dołącza się do poszukiwań, wsadzając łeb do bagażnika. Prawdziwy spryciarz! Po kilku otrzymanych kostkach nie odstępuje nas na krok.

Dojeżdżamy do Illugostadir i parkujemy samochód nieopodal pojedynczych zabudowań. Idziemy ku morzu wyznaczoną ścieżką. Na szkierowych wysepkach nieopodal brzegu wylegują się foki! Na brzegu ustawiono nawet budkę z lornetkami, by ułatwić ich oglądanie. Lokujemy się na przybrzeżnych skałach i obserwujemy foki harcujące w krystalicznie czystej wodzie i te leniwie wylegujące się na kamieniach. Nad naszymi głowami krążą i głośno nawołują stada morskich ptaków. Można by patrzeć godzinami!

W miejscowości Hvannstagi zatrzymujemy się i idziemy na basen. Pływamy, rozgrywamy w basenie rodzinny mecz koszykówki, wygrzewamy się w jacuzzi i w saunie. Super!

Tankując paliwo na stacji, zauważamy, że z jednego koła zeszło powietrze. Pompujemy i trochę zmartwieni jedziemy dalej. Nie ma żadnej ciekawej miejscówki na biwak, około 21.00 lokujemy się na kempingu niedaleko Bifrost.

 

23.08.2011

Od rana jest słonecznie. Cofamy się kilka kilometrów za Bifrost, gdzie wznosi się wygasły wulkan Grábrók. Podchodzimy na jego szczyt i podziwiamy krater i okolicę. Potem ruszamy w kierunku Reykholt. Po drodze naszą uwagę przykuwają dobywające się z ziemi opary. Na gorącym źródle grzejemy wodę na kawę. Dojeżdżamy do Deildartunguhver, gdzie występują rozległe obszary geotemalne. Wrząca woda wypływająca z ziemi zaopatruje dwa pobliskie miasta i rozległe obszary rolnicze. Docieramy do Reykholt i robimy w miasteczku krótki postój. Nieopodal parku stoi niewielki kościółek, a przed nowoczesnym budynkiem centrum konferencyjnego pomnik dłuta Gustava Vigelanda (jego charakterystyczne rzeźby widzieliśmy kilka lat temu w parku w Oslo).

Dalej zmierzamy do wodospadów Hraunfossar i Barnafoss. Nie imponują wprawdzie wielkością, ale są bardzo malownicze. Wokół poprowadzono ścieżkę po starym polu lawy. Jedziemy dalej, aż do Husafell, gdzie kończy się asfalt. Stąd jeszcze około 8 kilometrów wyboistą, szutrową drogą i jesteśmy przy Surtshellir. Jest to ciąg jaskiń, którymi niegdyś płynęła lawa. Ma niemal 2 kilometry długości i łączy się z kolejną jaskinią – Stefanshellir, razem tworząc 3,5-kilometrowy podziemny korytarz. W kilku miejscach sklepienie zapadło się, umożliwiając dostęp do wnętrza. Zaopatrzeni w czołówki, zagłębiamy się w jedno z wejść. Idąc po głazach, docieramy do miejsca, w którym zalega lód. Na chwilę gasimy latarki – ogarnia nas absolutna, gęsta czerń. Wychodzimy na powierzchnię i spacerujemy po pokrytym lawą terenie, zaglądając do kolejnych wejść.

Wracamy tą samą drogą do Reykholt, a potem do „naszego” gorącego źródła i gotujemy sobie na nim obiad. Dojeżdżamy do szosy nr 1, potem za Borgarnes skręcamy w drogę nr 47, biegnącą wzdłuż malowniczego fiordu Hvalfjördur. Znajdujemy kemping prowadzony przy farmie Bjarteyjansardur. Sympatyczny właściciel opowiada nam o swej pracy hodowcy owiec – ma stado liczące 600 sztuk. O zachodzie słońca góry leżące na drugim brzegu fiordu przybierają niezwykłe kolory.

 

24.08.2011

Rano zmieniamy koło na zapasowe – znowu uszło z niego powietrze. Drogą wzdłuż fiordu kierujemy się do najwyższego wodospadu Islandii – Glymur. Szlak, który prowadzi do niego z parkingu jest bardzo malowniczy. Idziemy przez skalny tunel, przekraczamy rzekę chybotliwym mostkiem z pnia drzewa i po dość stromym podejściu podziwiamy z góry widoki. Potem dochodzimy do miejsca, z którego dobrze widać wodospad, opadający skalnym kominem niemal 200 metrów w dół. W zagłębieniach gnieżdżą się ptaki, a wilgotne skały porastają soczyście zielone mchy.

W Molsbeaer robimy jeszcze zakupy w Bonusie i ruszamy ku tzw. „Złotemu Trójkątowi”. Dojeżdżamy do Þingvellir, miejsca o niezwykłym znaczeniu historycznym dla wszystkich Islandczyków. To tutaj w roku 930 po raz pierwszy zebrał się parlament, w tym samym miejscu proklamowano Republikę Islandii w roku 1944. Tuż obok rozpościera się największe jezioro kraju – Þingvallavatn. Park narodowy, który utworzono na tym obszarze, wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Kolejne miejsce to niemal symbol Islandii – wszak Geysir nadał nazwę gejzerom na całym świecie. Jeszcze do lat 60-tych ubiegłego wieku tryskał wodą na wysokość do 80 metrów. Obecnie nie jest już aktywny, a turystów przyciąga jego mniejszy „brat” – Strokkur, wyrzucający fontanny co kilkanaście minut. Trzeci wierzchołek „Złotego Trójkąta” to wodospad Gulfoss. Jego zdjęcia znaleźć można we wszystkich folderach i przewodnikach. Jest imponujący i potężny, opada dwoma stopniami w głąb wąwozu. Wszystkie trzy miejsca są piękne i ciekawe oraz łatwo dostępne z Reykjaviku. Sprawia to, że liczba turystów jest tu znacznie większa niż gdziekolwiek indziej na Islandii.

Zbliża się wieczór, jedziemy kierując się na Selfoss. W Reykhold około 21.00 trafiamy na miły kemping, otoczony drzewami dla ochrony przed wiatrem. Zostajemy tu na noc.

 

25.08.2011

Dzisiejszy dzień przeznaczamy na zwiedzanie półwyspu Reykjanes. Jedziemy przez Hveragerdi, potem zatrzymujemy się w portowym miasteczku Þorlakshöfn. Jest tu niewielki kościółek i duży kompleks sportowy z basenem. Tuż obok – rozległy kemping, o tej porze kompletnie pusty. Później, już na półwyspie, robimy kolejny postój na darmowym kempingu położonym przy farmie. Miejsce jest bardzo miłe, przygotowujemy więc obiad i wygrzewamy się w słońcu. Potem jedziemy do geotermalnego obszaru Seltun, gdzie wydobywa się gorąca para, a siarka nadaje ziemi żółtawy odcień. Wystarczy podnieść kamień i dotknąć zagłębienia, by poczuć, jaka gorąca jest ziemia. Podchodzimy zboczem „dymiącej” góry i mamy świetny widok na okolicę i położone niedaleko stąd jezioro Kleifarvatn. Wracamy do szosy i idziemy jeszcze do dwóch błotnych, bulgoczących bajorek. Kawałek dalej dojeżdżamy do – zimnego tym razem – jeziorka o szmaragdowej wodzie. Kolor zawdzięcza żyjącym w nim algom. Potem szutrowa droga prowadzi przez stare pola lawowe porośnięte suchym mchem. Dojeżdżamy do Grindavik i idziemy na basen. Pluskamy się i wygrzewamy w saunie, wychodzimy około 20.00. Dojeżdżamy do kolejnych geotermalnych obszarów Gunnuhver. W zachodzącym słońcu zanurzamy się w kłębach pary buchającej z ziemi, wrażenia niesamowite. Potem bardzo marną drogą dojeżdżamy w pobliże latarni morskiej Reykjanesviti i szukamy miejsca na biwak. Nocujemy na klifach – rano będzie piękny widok na Atlantyk!

 

26.08.2011

To już niestety nasz ostatni dzień na Islandii. Rano robimy spacer wzdłuż wybrzeża, podchodząc na wyżej wznoszące się klify. Nadal utrzymuje się piękna pogoda. Potem ruszamy w kierunku Hafrir. Po drodze – most między kontynentami. W miejscu, gdzie sąsiadują ze sobą płyty tektoniczne (Północnoamerykańska i Euroazjatycka), ustawiono symboliczny most łączący oba kontynenty. Atrakcja ta nie robi szczególnego wrażenia, ma chyba po prostu być magnesem przyciągającym turystów. Jedziemy do Nardvik, w którym mieści się muzeum domków o torfowych ścianach i trawiastych dachach (Stekkjarkot). Stanowi je tylko kilka niewielkich budynków. Muzeum w Bustarfell, które zwiedzaliśmy kilka dni temu, było nieporównanie ciekawsze. Niedaleko stąd znajduje się również inne muzeum, mieszczące replikę łodzi Wikingów. Niestety, jest jeszcze zamknięte, nie pozostaje nam więc nic innego, jak obejrzeć wielką łódź przez przeszkloną ścianę.

Potem pora kierować się już do Keflaviku. Oddajemy samochód, właściciel wypożyczalni odwozi nas na lotnisko. Pora wracać….

 

 

 

 

 

 

 

 

 


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u