Białoruś – samochodem na Polesie (2010) – Marek Dominko

Termin – sierpień 2010

Środek transportu – samochód osobowy Ford Eskort /diesel/.

Ekipa    – 2 osoby

Wiza

Aby najtaniej i najszybciej otrzymać turystyczną należy skorzystać z pośrednictwa biura turystycznego, które pośredniczy w wyjazdach na Białoruś. Skorzystaliśmy z warszawskiego biura Raytan Tour ul. Trembacka 4 /www.raytantour.com/. Wniosek wizowy ściągamy przez internet ze strony Ambasady Białorusi   http://www.poland.belembassy.org/pl W biurze turystycznym – potrzebny paszport i wniosek wizowy ustalamy termin wyjazdu, wykupujemy ubezpieczenie (tylko w firmie EUROPA – na 14 dni opłata wynosi 38 PLN) oraz  płacimy 50 PLN za  voucher, który jest formą zaproszenia. Następnego dnia odbieramy w biurze dokumenty i na tym kończy się pośrednictwo biura. Oczywiście biuro załatwia również  za opłatą formalności w ambasadzie (lub jednym z 3 konsulatów). Dokumenty oraz 1 kolorowe foto składamy osobiście w ambasadzie. Czas oczekiwania w trybie normalnym trwa 5 dni roboczych, a koszt  wizy 25 euro. Opłatę za wizę w złotówkach lub euro wnosimy tylko w Banku Milenium w dniu złożenia wniosku.

Inne formalności

Przy wjeździe samochodem należy posiadać zieloną kartę, którą firma ubezpieczeniowa  zwykle wydaje bezpłatnie.

Przekraczanie granicy

Wybraliśmy przejście drogowe Terespol – Brześć. Czas oczekiwania wraz  ze wszystkimi formalnościami zajęły nam 2 godz., w drodze powrotnej 3 godz. Po stronie polskiej szczególnie przy wjeździe do Polski daje się zauważyć nonszalancką ślamazarność służb granicznych, natomiast po stronie białoruskiej wypełnianie paru formularzy (w tym niektóre wydrukowane są tylko po białorusku) opóźnia odprawę. Funkcjonariusze białoruscy są pomocni i wielu z nich mówi po polsku. Należy także opłacić w rublach białoruskich opłatę samochodową w wysokości ok. 15 PLN. Również przy wyjeździe z Białorusi pobierana jest opłata w wysokości ok. 4 euro. Poinformowano nas także, że jeżeli będziemy wracać innym przejściem granicznym to będziemy musieli zapłacić opłatę tranzytową w wysokości 30 USD. Na granicy po stronie białoruskiej jest kasa walutowa wymieniająca także PLN oraz stacja paliw. Kontrola celna po obu stronach granicy zarówno przy wjeździe jak i wyjeździe ograniczyła się do niezbędnego minimum. Przed wyjazdem czytaliśmy o niekiedy szczegółowej kontroli apteczki samochodowej, która dodatkowo winna zawierać jodynę, roztwór amoniaku, leki nasercowe, watę, nożyczki z zaokrąglonymi końcami oraz prezerwatywy. Podobno kontrola apteczki należy do ulubionych zajęć celników i milicji drogowej. Naszej apteczki nie sprawdzano, być może mieliśmy szczęście albo odstąpiono od tego typu procederu.

Noclegi

Hoteli na Białorusi jest stosunkowo mało i są dość drogie zwłaszcza w większych miastach. W ostatnich latach wybudowano trochę nowych hoteli o dość dobrym standardzie. Obecnie w prawie każdym małym mieście jest hotel, ale to nie znaczy że dostaniemy wolny pokój. Ceny wynoszą od 50 PLN za osobę w pokoju 2 – osób. i od 65 PLN w pokoju 1 osob. Kempingi i schroniska młodzieżowe są nieznane. Alternatywą w małych miastach i wsiach są noclegi w domach miejscowej ludności. Natomiast nie ma problemu z biwakowaniem pod namiotem. Jest to popularna i bezpłatna forma spędzania wolnego czasu przez miejscowych. Spaliśmy pod namiotem zarówno w miastach jak i w lesie zwykle w miejscach z dostępem do wody.

Wyżywienie

We wszystkich sklepach dostaniemy podstawowe artykuły spożywcze w cenach zbliżonych do polskich; jedynie papierosy i wódka są znacznie tańsze. Restauracji jest mało i zwykle otwarte są od godz.12 z jednogodzinną przerwą obiadową dla personelu. Bardzo często lokale są zamknięte ze względu na organizację wesel i innych uroczystości. Natomiast bardzo popularne dawniej samoobsługowe bary zwane po rosyjsku stołowaja praktycznie już nie istnieją; znaleźliśmy tylko jeden w Berezie Kartuskiej. Coraz popularniejsze są punkty gastronomiczne zbliżone do naszych fast foodów oferujących gotowe dania podgrzewane w mikrofalówkach.

Transport i orientacja

Uważam że wyjazd własnym środkiem lokomocji jest najdogodniejszym wariantem podróży na Białoruś, chyba że chcemy się ograniczyć do podróży z miasta do miasta. Główne i drugorzędne drogi są w dobrym stanie. Natomiast drogi boczne łączące wsie leżące z dala od miast często posiadają żwirową lecz wyrównaną nawierzchnię żwirową. Jedyną niedogodnością są poprzeczne bruzdy i kurz z przejeżdżających pojazdów oraz słabe oznakowanie. Na wszystkich drogach ruch jest niewielki; zwykle nie mieliśmy kontaktu wzrokowego z innym pojazdem.  Nie ma problemu z zatrzymywaniem samochodu na poboczu. Także w miastach parkowanie jest bezproblemowe i bezpłatne. Stacje benzynowe są nieliczne ale czynne są w większości przez całą dobę. Problemem może być znalezienie stacji z benzyną 98 oktanów. Na stacjach przed zatankowaniem należy wpierw uiścić opłatę. Jeżeli podróżujemy z dala od głównych miast warto zaopatrzyć się w dokładne białoruskie mapy w skali 1:200000, ponieważ polskie nie są aktualne a nazewnictwo w alfabecie łacińskim jest zniekształcone i utrudnia orientację. GPS przydaje się gdy wędrujemy po terenach odludnych; niestety nie mieliśmy wgranej dokładnej  mapy Białorusi a na mapie Europy są zaznaczone tylko główne drogi.

Bezpieczeństwo

Wbrew powszechnej opinii Białoruś należy do bezpiecznych krajów. Na ulicach nie widać pijaków, żebraków ani podejrzanych osób. Także umundurowanej milicji jest niewiele. Milicja drogowa GAЙ nie zatrzymywała nas ani razu, pomimo że przez ostatnie 3 dni jeździliśmy bez przedniej tablicy rejestracyjnej którą zgubiliśmy gdzieś na leśnej drodze. Często kierowcy uprzedzają innych światłami o milicjantach kontrolujących samochody.

Język

Najlepiej znać rosyjski lub białoruski. Wszelkie napisy w miejscowościach, drogowskazy, opisy w muzeach są wyłącznie w tych językach a znajomość cyrylicy bardzo ułatwia orientację. Po polsku można od biedy się porozumieć, ale wiele zależy od rozmówcy. Znajomość języków zachodnioeuropejskich jest minimalna.

Pieniądze

Wszystkie banki (kantory widziałem tylko na granicy) wymieniają dolary USA, euro i rosyjskie ruble. Niektóre wymieniają złotówki, ukraińskie hrywny i inne waluty. Nie warto kupować rubli białoruskich w Polsce. W obiegu nie ma  monet.

Zwiedzanie i trasa

Polesie leży zaledwie 200 km od granic Warszawy i zawsze wydawało się krainą tajemniczą, egzotyczną, prymitywną, rzadko zaludnioną z ogromnymi puszczami i nieprzebytymi bagnami. Obszar ten od wieków związany z historią Polski, przez wielu wspominany jako najbiedniejsze województwo w przedwojennej Polsce. Postanowiliśmy z autopsji przekonać się jak dziś wygląda ta mityczna kraina.

Główną bramą wjazdową na  Białoruś jest Brześć (będę używał nazw polskich). Obecnie jest to duże miasto liczące ponad 300000 mieszkańców. Aby je pobieżnie zwiedzić wystarczy jeden dzień. Głównie odwiedzana jest XIX wieczna twierdza. Zniszczona w 1941 r., stanowi jeden z najważniejszych obiektów zabytkowych na Białorusi. Miejscowe muzeum przedstawia obronę twierdzy. W mieście jest jeszcze muzeum archeologiczne, krajoznawcze i przyrodnicze. W twierdzy najciekawsze jest samo rozplanowanie i układ przestrzenny. Warto też zajść do czynnego kościoła katolickiego przy ul. Lenina otwartego ponownie w 1990 r. Miasto podobnie jak inne miasta na Białorusi sprawia wrażenie uporządkowanego i czystego z zadbanym dużym parkiem. Jedziemy najlepszą główną trasą wiodącą z Brześcia do Mińska i dalej w kierunku Moskwy, którą zbudowano przed olimpiadą w Moskwie. Na Białorusi uważana jest za autostradę, ale nią w rzeczywistości nie jest. Pobierana jest na niej opłata od obcokrajowców tylko w dewizach. Przez Żabinkę jedziemy do Siechnowicz Małych, w których mieszkał Tadeusz Kościuszko. Z dawnych czasów zachowała się aleja lipowa przy której w byłej szkole trwają ślamazarne prace adaptacyjne mające na celu utworzenie muzeum Kościuszki. Przed budynkiem ustawiono pomnik – głowę ostatnio pomalowaną kiepską farbą. Miejscowa ludność dumna jest z Kościuszki ale bardziej zadowolona jest z obecnych rządów, które dbają o pracowników kołchozu zapewniając im wszystko łącznie z dojeżdżającym lekarzem i fryzjerem.

Kobryń jest jednym z ciekawszych miast na Polesiu, w którym zachowało się kilka zabytkowych budowli w tym kościół katolicki z 1843 r otwarty ponownie w 1989 r z polskim cmentarzem wojennym, dwie cerkwie z XIX w oraz ruiny ceglanej synagogi. Cennym zabytkiem jest dworek z końca XVIII w którym mieści się Muzeum Wojskowości im. Suworowa (zamknięte w pon, i wt). Za rzeką zwraca uwagę monumentalny kościół baptystów z 1990r. Po zwiedzeniu miasto pojechałem jeszcze na cmentarz katolicko-prawosławny dawniej zwany nowym aby dowiedzieć się czegoś więcej o stryju mojej żony, który był wójtem w Żabince a został pochowany na tym cmentarzu. Na poleskich cmentarzach nie istniały i nie istnieją numery alejek i grobów. Dawniej księgi zmarłych prowadziły parafie. Na Białorusi dokumentacja została zniszczona w czasie wojny, ocalałą przejęły archiwa państwowe a w nielicznych przypadkach przewieziono je do Polski. Dziś o miejscu pochówku decyduje administrator cmentarza, który urzęduje w pobliskim kontenerze. Obecnie nie prowadzone są żadne księgi cmentarne. Jeżeli grób jest zaniedbany a nie jest murowany to już po 10 latach może być ponownie wykorzystany a o wszystkim decyduje administrator i pieniądze. Za czasów sowieckich często nieznani sprawcy a byli nimi zazwyczaj kandydaci do jedynej słusznej partii lub aktywni członkowie komsomołu niszczyli celowo okazałe krzyże czy figury.

Drohiczyn dawniej zwany Poleskim nie zachwyca niczym szczególnym. W pobliskim Janowie Poleskim postanowiliśmy skorzystać z hotelu. Niestety w jedynym hoteliku (8 pokoi) przy ul. Dworcowej nie było wolnych miejsc. Poszliśmy więc na milicję aby dokonać obowiązkowej rejestracji, której od lipca 2010 r trzeba dokonać w przeciągu 5 dni roboczych a nie 3 dni jak było poprzednio. W biurze (jeden z pokoi) przeznaczonym dla obcokrajowców, po obejrzeniu papierów i paszportów kategorycznie stwierdzono że rejestracji możemy dokonać tylko w Pińsku bo tam mamy wystawiony voucher a dokonać tego należy 5-go dnia pobytu. Żadnej dyskusji być nie mogło, milicjantka zadzwoniła jeszcze do Pińska aby poinformować tamtejszą placówkę o naszej wizycie, wspaniałomyślnie dała nam jeszcze nr telefonu do Pińska. Po obejrzeniu miasta, z którym związany był pierwszy polski święty Andrzej Bobola i znany rysownik Napoleon Orda pojechaliśmy na północ.

Zatrzymujemy się w Łochiczynie miasteczku o wyjątkowej historii. Według miejscowego proboszcza ponad połowa ludności jest katolikami i uważa się za Polaków choć na co dzień mówi po białorusku. Mijamy zarośnięty Kanał Ogińskiego, który na tym odcinku pełni funkcję rowu melioracyjnego. Za miasteczkiem Telechany nad Jez.Wólkowskim jest strefa wypoczynku z kąpieliskiem i świetne miejsce biwakowe.

Kanał Ogińskiego przez 3 lata I Wojny Światowej stanowił linię frontu i to właśnie z tego okresu pochodzą liczne bunkry najlepiej widoczne we wsi Wygonoszcza. Wzdłuż kanału ciągnie się wąska asfaltowa droga, ale około 5 km przed Jez. Wygonowskim drogę przegradza szlaban. Od strażnika dowiadujemy się, że okolice jeziora od wiosny 2010 stały się częścią Białowieskiego Parku Narodowego i aby wjechać należy kupić bilet. Ale bilet to nie wszystko, trzeba jeszcze kupić zezwolenie na łowienie ryb. My ryb nie łowimy ale zezwolenie musi być wykupione przynajmniej dla jednej osoby. Następny problem to rezerwacja pokoju, której nie mamy, ale mamy namiot. Wreszcie po długich negocjacjach i zawiłym wyliczaniu kwoty dostajemy bilet i możemy jechać. Obecnie jest to ogólnodostępna baza wędkarska. Wybudowana została w 1982 r jako rządowa dacza. Jest tu drewniany hotel, pole namiotowe, plaża, statek wycieczkowy o nazwie Polonez oraz ścieżka przyrodnicza po pobliskim  lesie. Oprócz dwóch samochodów z Petersburga byliśmy jedynymi gośćmi. Zaraz zainteresowała się nami organizatorka wypoczynku (mówiąca po polsku), opowiedziała nam wiele ciekawostek o okolicy i bez problemu dokonała obowiązkowej rejestracji meldunkowej; odpadła więc uciążliwa wizyta na milicji. Następnego dnia postanowiliśmy pojechać do Bobrowicz nad Jez. Bobrowickim. Na skraju wsi widzimy budowaną maleńką cerkiewkę. Budowniczym jest miejscowy pasjonat, były instruktor sportowy, obecnie inwalida, twórca własnego muzeum. Zaprasza do domu, długo opowiada o sobie i okolicy. Jedziemy także na miejscowy cmentarz ze starym 800-1000 letnim dębem pod którym wyznaczył miejsce swojego pochówku.

Motol obecnie jest dużą wsią choć posiada charakter miasteczka. Na biwak znajdujemy trawiaste miejsce w pobliżu mostu. Nad brzegiem Jasiołdy obserwujemy życie mieszkańców, które niewiele zmieniło się od dziesięcioleci. Mężczyźni łowią ryby i raczą się alkoholem, kobiety robią pranie i myją dzieci. Na rzece pływają stada kaczek a za rzeką po horyzont ciągną się kilometrami bagna. Jest tu również dość ciekawe muzeum twórczości ludowej. W drodze do Pińska zatrzymujemy się jeszcze we wsi Dostojewo, z której pochodzili przodkowie Fiodora Dostojewskiego. W szkole mieści się muzeum biograficzno-krajoznawcze a przed szkołą ponoć najlepszy artystycznie pomnik pisarza. Miejscowy opiekun muzeum – emerytowany nauczyciel jest gawędziarzem twierdzącym, że niezbędne jest 2 godz. czasu na obejrzenie muzeum i wysłuchanie jego opowiadań. Posiada dużą wiedzę o regionie i chętnie odpowiada na nasze pytania. W miejscowej cerkwi obserwujemy artystów malujących freski na wnętrzach kopuł.

Pińsk to niekwestionowana stolica Polesia. Stracił wiele z dawnego uroku ale jest w dalszym ciągu najciekawszym miastem regionu. Dawny targ będący  głównym  placem miasta obecnie nazwany imieniem Lenina został powiększony jeszcze o miejsce po zburzonym w latach 1939-55 kościele jezuitów. Obecnie plac zieje pustką  a jedyną stałą postacią jest kroczący Lenin. W dawnym monumentalnym kolegium znajduje się wielo wydziałowe muzeum będące kontynuacją dawnego Muzeum Poleskiego. W obecnej wyremontowanej katedrze nie wolno robić fotografii. Jak zapewnił jeden z księży jest to decyzja biskupa, który z tego powodu miał wiele nieprzyjemności ze służbą bezpieczeństwa. Na obecnych ul. Lenina i Kulikawa jest jeszcze kilka interesujących budynków. Na uwagę zasługują  zachowane stare polskie napisy nad sklepami. Głównym deptakiem miasta jest obecnie nadrzeczny bulwar, Gdy dojdziemy nim do połączenia Piny i Prypeci zobaczymy na brzegu zachowany rzeczny okręt wojenny. W podobne okręty zwane monitorami wyposażona była również Polska Flotylla Rzeczna. Jak zwykle bezpłatny nocleg znajdujemy nad Piną po drugiej stronie przy miejskiej plaży na wysokości hotelu Prypeć.

Kierujemy się na Stolin. Rejon ten zwany jest Zarzecze. Dominują tu pola i łąki często zalewane w czasie wezbrań rzecznych. Krążymy po okolicznych wsiach trochę bez konkretnego celu. We wsiach wiele domów jest opuszczonych a w pozostałych mieszkają przeważnie emeryci. Stary Poleszuk pamięta, że we wsi było 100 domów a obecnie mieszka tylko 9 osób. Zaglądamy do opuszczonych domów – wyposażenie z przed 50 lat a może i starsze. Etnografowie mogliby znaleźć tu wiele cennych eksponatów. W centrum Stolina znajdują się ceglane  ruiny XVIII w synagogi  pozbawione dachu. W Mankiewiczach obecnie będących częścią miasta w 50 ha parku mieściła się wspaniała rezydencja ordynacji Radziwiłłów. Na skraju parku przy miejskim kąpielisku podziwiamy rozległa dolinę Horynia.

Dawidgródek położony nad 3 odnogami Horynia zachował w dużej mierze dawny charakter. Warto zwrócić uwagę na zachowaną w mieście a także i w innych miejscach starą trylinkę z lat 30-tych z wpuszczonymi kawałkami bazaltu pochodzącymi z największego w ówczesnej Polsce kamieniołomu w Janowej Dolinie. Okoliczne wyjątkowo duże wsie zamieszkują potomkowie prawosławnej szlachty zaściankowej. We wsiach znajdują ciekawe stare drewniane cerkwie w większości pounickie, niestety w dni powszechne zamknięte.

W połowie drogi do Turowa mijamy dawną polską granicę. Turow uznany jest za jedno z najstarszych miast na Białorusi i stwierdzono, że jest  kolebką państwowości białoruskiej. Na trawiastej Górze Zamkowej znajduje się przeszklony pawilon nad pozostałością grodu. Licznie odwiedzany jest cmentarz Borysoglebski, na którym wiele osób w charakterystyczny sposób dla prawosławia oddaje pokłon pochowanemu tu świętemu Cyrylowi Turowskiemu. Przez nieciekawe Żytkowicze (jest tu czynna miejska łaźnia oraz przyjemna restauracja) jedziemy nad Jez. Czerwone zwane również Kniaź lub Żyd. Aby dotrzeć nad wodę należy pytać miejscowych, gdyż dojazd jest trudny a brzegi zarośnięte. Spotykamy tu wędkarzy z którymi miło spędzamy czas na biwaku, łowimy ryby i gotujemy zupę rybną. Jezioro jak wszystkie na Polesiu jest płytkie, woda mętna, ciepła a brzegi porośnięte trzciną. Wracając zatrzymujemy się jeszcze w Łunincu, zbaczamy też do Berezy Kartuskiej słynnej z ruin ogromnego klasztoru i obozu odosobnienia w dawnych carskich koszarach. Jest tu jeszcze muzeum historyczne, którego  eksponatów nie zmieniono od czasów ZSRR. Robimy tu jeszcze ostatnie drobne zakupy w tym chleb krakowski i wracamy tą samą trasą.

Wyjazd na Polesie białoruskie uważam za bardzo udany i pouczający. Była to podróż na dawne Polskie Kresy, można tu jeszcze zaobserwować pozostałości porządku sowieckiego, atutem jest też przyroda – rozległe lasy, bagna, jeziora, drewniane budownictwo oraz przyjaźni, sympatyczni i uczynni ludzie.

Przed wyjazdem warto przeczytać: A. Ossendowski – Polesie, G. Rąkowski – Czar Polesia


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u