Armenia-Gruzja-Azerbejżdżan 2011

Armenia, Gruzja, Azerbejdżan 2011
Danuta Wojciechowska

Termin: 22.05.2011 – 16.06.2011

Termin ten był dobry. Nie było zbyt dużo turystów, a pogoda w tym czasie była idealna do podróżowania.
Przelot: Do Armenii leciałam Aeroflotem z Warszawy, z przesiadką w Moskwie. Bilet w obie strony kosztował 280 euro. Wiza rosyjska nie była potrzebna, gdyż przesiadałam się na tym samym lotnisku. Niestety czas oczekiwania na samolot był długi, bo aż 9-cio godzinny.
Trasa: Erewań-  Echmiadzyn-Zwartnoc- Khor Wirap- Garni- Gedhard –Sewan- Abovie- Dylidżan- Haghartsin- Wanadzor- Alaverdii –Sanahin- Haghapat –Odzun-   Tiblisi-Sagaredżo- Udabno -David Garedja – Sighnagi- Bodbe-  Telawi -Alaverdi -Gremi -Nekresi -Cinandali – Tbilisi- Gori –Uplisciche- Borjomi- Bakuriani –Achalcyche-  Chertwisi – Wardżi- Achalcyche- Kutaisi- Gelati- Mocameta –Batumi-  Gonio- Makhinjauri –Tbilisi- Mccheta- Kazbegi (obecnie Stepancminda)-Baku  – Suraxani –Emircan- Suvelen- Yanar Dag – Gobustan -Nardaran -Gandża –Tbilisi- Erewań –Noravank-Erewań
Język: Wszędzie posługiwałyśmy się językiem rosyjskim. Dzięki temu mogłyśmy przyjemnie spędzać czas na pogawędkach i zyskiwać przyjemną atmosferę w różnych kręgach społecznych. Jedynie w Gruzji, w Sagaredżo spotkałyśmy osoby w średnim wieku, które nie rozumiały nic w języku rosyjskim.
Waluta:
Armenia 1 USD = 377 dram (AMD) 1 dram = 100 luma
Gruzja 1 USD= 1,66 lari (GEL) 1 lari = 100 tetri
Azerbejdżan 1 USD = 0,786 New Manat
Pieniądze wymieniałam w kantorach.
Bezpieczeństwo: W czasie naszego pobytu czułyśmy się bezpiecznie we wszystkich trzech krajach. Jedynie w Tbilisi, tuż przed naszym wjazdem nastąpiły kilkudniowe demonstracje. Spotkałyśmy się z powszechną sympatią i wielką życzliwością mieszkańców, szczególnie Gruzinów. Poznani Gruzini wiedzieli dużo o Polsce, znali polskich aktorów, reżyserów i pisarzy.
Wizy: Do Gruzji nie potrzebujemy wizy, jeśli nasz pobyt nie przekroczy trzech miesięcy.
Do Armenii musimy mieć wizę, którą możemy otrzymać w Ambasadzie Armenii w Warszawie. My otrzymałyśmy ją na lotnisku w Erewaniu, po szybkim wypełnieniu formularza i zapłaceniu 3 tys. dram, a drugi raz na przejściu granicznym z Gruzją. Przejście graniczne z Azerbejdżanem jest zamknięte. Wizę do Azerbejdżanu otrzymałyśmy w Tbilisi, w Ambasadzie Azerbejdżanu przy ul. Kipshidze 2/1. Nie wystarczył sam paszport i zdjęcia. Trzeba było mieć zaproszenie lub vouchery, dlatego urzędnik odesłał nas do pobliskiego biura turystycznego X-Tour, mieszczącego się przy Chavchavadze Ave.nr 68, gdzie po odczekaniu pięciu dni roboczych i opłaceniu usługi(20 lari), otrzymałyśmy bez problemu wizę. Wjazd do Azerbejdżanu może być uniemożliwiony, jeśli mamy wizę Górnego Karabachu, znajdującego się pod kontrolą Ormian. Wiza Armenii nie przeszkodziła nam we wjeździe do Azerbejdżanu. Wizę do Azerbejdżanu można otrzymać w Warszawie, trzeba jednak czekać dwa tygodnie. My decyzję o wyjeździe podjęłyśmy późno i dlatego załatwiałyśmy ją dopiero w Tbilisi. Nie można natomiast otrzymać jej na przejściach drogowych, morskich i kolejowych. Nie można przekroczyć bezpośrednio granicy Azerbejdżanu z Armenią, dlatego aby wrócić do Armenii należy najpierw jechać do Gruzji, a granicę lądową najlepiej przekroczyć w Czerwonym Moście.
Transport:
Po Gruzji podróżuje się łatwo, korzystając z mikrobusów, zwanych tu marszrutkami, kursującymi pomiędzy miastami, a także między Gruzją, a Armenią oraz Gruzją, a Azerbejdżanem. W miastach kursują też autobusy, a w stolicy także metro. W Armenii podróżowałyśmy marszrutkami, autobusami, a na krótkich odcinkach, szczególnie oddalonych od domostw, taksówkami, a w Erewaniu metrem. W Azerbejdżanie przemieszczałyśmy się także marszrutkami, autobusami, a w Baku również metrem.
Dzień 1
Do Erewania przyleciałam o godzinie 4 rano. Na lotnisku, po wymianie drobnej waluty i wypełnieniu formularza wizowego, opłaciłam wizę (3 tys. dram). Wraz ze znajomą skorzystałyśmy z oferty taksówkarza, który za 3 tys. dram zawiózł nas na kwaterę w Erewaniu, znajdującą się po przeciwnej stronie dworca autobusowego, z którego odjeżdżają autobusy do Tbilisi. Kwatera ukryta jest jednak za budynkiem. Jej właściciel, Romik – ma do dyspozycji wiele pokoi. Korzystają z nich głównie kierowcy marszrutek, parkujący na noc swoje pojazdy za bramą obiektu. Dochodzi się tam krętą drogą odchodzącą od przystanku marszrutek, jadących do centrum stolicy (ul. Tajrowa 163/1). Pierwszy nocleg z łazienką kosztował nas 11 tys. za dwie osoby, ale tylko dlatego, że cenę ustalił taksówkarz. Następne noce płaciłyśmy 8 tys. za pokój. Mimo, że przyjechałyśmy o 5 rano, nocleg był liczony od następnego dnia. Po przespaniu kilku godzin pojechałyśmy z przystanku obok, do pobliskiego Echmiadzynu (bilet 200 d.), ormiańskiego Watykanu, aby obejrzeć chrześcijańską świątynię i siedzibę głowy kościoła ormiańskiego. Trafiłyśmy akurat na uroczystą mszę świętą w bogato zdobionej kolorowymi mozaikami i żyrandolami katedrze. Na zewnątrz budynku obejrzałyśmy urokliwe płyty nagrobne zdobione krzyżami o bogatej ornamentyce, zwane haczkarami. Upamiętniają one szczególne wydarzenia i są charakterystyczne dla Armenii. Po zwiedzeniu kompleksu świątyń posiliłyśmy się w restauracji jedząc pielmieni, czyli duże pierogi z luźnym farszem mięsnym (100 d. za sztukę). Trzeba pamiętać, że w Armenii w restauracjach doliczają 10 % lub 20 % za usługę. Z Echmiadzynu podjechałyśmy marszrutką do ruin Zwartnoc, leżących na naszej trasie powrotnej (50 d. ) w kierunku Erewania. Katedra ta różniła się od wszystkich innych w Armenii, gdyż miała kształt rotundy. Mogłyśmy tu zobaczyć rzeźbione kolumny i potężne bloki wskazujące na wielkość budowli (wstęp 700 l.). Z Zwartnoc wróciłyśmy na nocleg minibusem (250 d. ).
Dzień 2
Rano po zakupieniu chleba w pobliskiej piekarni pojechałyśmy marszrutką numer 68 do przystanku Kino Kijów (100 d.) a stamtąd dojechałyśmy inną marszrutką do Khor Wirap (400 d.) – miejsca uwięzienia Św. Grzegorza Oświeciciela. Kierowca wysadził nas przy skrzyżowaniu głównej drogi w odległości 5 km od świątyni, skąd za 400 d. zabrała nas taksówka. Obejrzałyśmy kościół z pięknym widokiem na dwa ośnieżone wierzchołki góry Ararat, a potem po sznurowej drabinie zeszłyśmy do lochu w kościele, gdzie w ciągu 13 lat był więziony św. Grzegorz za głoszenie prawdy chrześcijaństwa. Podeszłyśmy też do sąsiedniego wzgórza, skąd przyglądałyśmy się biblijnej górze Ararat , leżącej po stronie tureckiej. Z powrotem miałyśmy bezpośredni autobus do Erewania (400 d.). W Erewaniu metrem (50 d.) dojechałyśmy do przystanku marszrutki numer 9 i 73 i podjechałyśmy do okolicy salonu mercedesa (100 d.), a stąd marszrutką do Garni (400 d.), jedynej zachowanej rzymskiej świątyni, poświęconej Bogu Słońca Mitrze, cudownie położonej na skalistym urwisku z głębokim kanionem. Z Garni udałyśmy się do Gedhard, do wykutego w skale monastyru z licznymi, różnorodnymi chaczkarami. Pojechałyśmy tam taksówką w trójkę, wraz z wcześniej spotkanym Polakiem (1500 d. po utargowaniu-taksówkarze liczą sobie 100 dram za km). Z Garni do Erewania wróciliśmy marszrutką, o dziwo płacąc mniej niż poprzednio, bo 250 d, dalej autobusem do centrum (100 d.). Przemieszczając się po mieście korzystaliśmy z metra (50 d.). W Erewaniu wspięliśmy się po schodach aby ujrzeć przepięknie położoną na zboczach gór stolicę, z dominującą nad miastem górą Ararat. Święta góra Ormian mimo, że zajmuje terytorium Turcji i odległa jest od stolicy o około 50 km, była wspaniale widoczna. Nie zawsze jednak jest tak wyrazista. Kiedy znów odwiedziłyśmy to miejsce, po kilku tygodniach, widoczność była bardzo słaba. Pospacerowałyśmy po mieście, przyglądając się wspaniałym kolorowym fontannom.

Dzień 3
Opuściłyśmy Erewań, aby udać się na północ nad jezioro Sewan. W tym celu marszrutką dojechałyśmy do Abovie miasteczka odległego o 15 km, leżącego na północnym-wschodzie od Erewania (200 d.- 50 minut). Stąd o godz. 12 marszrutką wyjechałyśmy do Sewan (1000 d.). Poprosiłyśmy o zatrzymanie się przy jeziorze, na wysokości monastyru Sevanavank, położonego na skalistym półwyspie. Turkusowy kolor wody i otaczające jezioro góry cieszyły nasze oczy. Mijając opustoszałe restauracje, sklepy z pamiątkami, pozamykane o tej porze roku , doszłyśmy na wzgórze, gdzie usytuowane są klasztory z IX w., z licznymi chaczkarami. Stąd miałyśmy wspaniały widok na leżące na wysokości 1900 n.p.m. jezioro i okolicę. Było dosyć chłodno i w drodze powrotnej zatrzymałyśmy się w restauracji niedaleko głównej drogi, gdzie zjadłam przepyszną rybę (1500 dram) i szaszłyk (500 d.),wybrane przez siebie i przyrządzone na poczekaniu. Ceny w restauracjach bliżej klasztorów są znacznie wyższe. Marszrutką pojechałyśmy później do Dylidżanu, miejscowości wypoczynkowej, aby stąd wyruszyć do kompleksu klasztornego i klasztoru Goshavank z XI -XIII w. Niedaleko postoju taksówek, przy jednym z domów, przy rzece zapytałam gospodynię, czy nie udostępniłaby nam pokój. Zgodziła się za 2500 d. od osoby i natychmiast zorganizowała nam samochód z kierowcą, który zawiózł nas najpierw do ukrytego w lesie klasztoru Haghartsin, a potem do monastyru Goshavank, położonego we wsi na wzgórzu, z przeróżnymi chaczkarami wewnątrz i pięknym otoczeniu górskim. Z Dylidżanu, do głównej drogi , w miejscowości Goshavank można dojechać marszrutką. Po powrocie, w Dylidżanie pochodziłyśmy po parku z ładnym stawem i zajrzałyśmy do miejscowych sklepów, robiąc zakupy. Dylidżan zupełnie różni się od wcześniej zwiedzanych przez nas miast, gdyż otoczony jest zielonym lasem pokrywającym góry; zwany jest „małą Szwajcarią” Armenii, Zachowała się tu tradycyjna architektura. Nasza gospodyni bardzo miło nas zaskoczyła, zastawiając stół różnymi smakołykami, zarówno wieczorem, jak i rano. Na dodatek dała nam kilka słoików dań przygotowanych własnoręcznie i pieczony przez siebie chleb. Tu zetknęliśmy się z działalnością Świadków Jehowy. Później też zdarzało się być nagabywanym. Córka gospodyni udzielała nam nauk i wręczyła broszury.

Dzień 4
Z Dylidżanu ruszyliśmy do Wanadzor. Planowałyśmy jechać autobusem, ale zatrzymał się samochód w pasażerką i zabrałyśmy się z nią w cenie biletu (500 d.) W Wanadzor przeszłyśmy się po placu targowym, w oczekiwaniu na autobus do Alaverdii ,który stąd odjeżdża o 9 i 13.30(1000 d.- 2 godz.jazdy). W Alaverdii nocowałyśmy w hotelu tuż przy rzece, w niedalekiej odległości od przystanku mikrobusów jadących do Tibilisi. Za pokój w hotelu post-sowieckim płaciłyśmy 4 tys. od osoby, z łazienką na zewnątrz. Alaverdi jest ładnie położoną w dolinie rzeki Debed, górniczą miejscowością, otoczoną wysokimi górami i lasem. Z dolnej części miasta wjechałyśmy kolejką linową na szczyt wąwozu Debed, gdzie podziwiałyśmy piękne górskie widoki. Kolejka kosztowała 70 dram w jedną stronę. Kursuje ona, gdy napełni się ludźmi, głównie mieszkańcami, którzy przemieszczają się do swoich domostw w górnej lub dolnej części miasta. Wieczorem, w biurze transportowym uzgodniłyśmy taksówkę do trzech klasztorów za 4,5 tys. dram.: do Sanahin, Haghapat i Odzun, położonych w górskiej scenerii. Najpierw pojechałyśmy do klasztoru Sanahin. Ponieważ byłyśmy tam wcześnie rano, a obiekt był jeszcze nieczynny, telefonicznie ściągnęłyśmy osobę z kluczem. Monastyr jest bardzo dobrze zachowany, usytuowany na lesistym zboczu góry w wiosce Sanahin. Kompleks budynków, z licznymi chaczkarami, złożony jest z kościołów, kaplicy, biblioteki, dzwonnicy i starego cmentarza. Kolejno, pojechałyśmy do otoczonego murem Haghpat, do którego można też dojechać marszrutką(200). Po drodze wstąpiłyśmy do muzeum Mikoyana – konstruktora MiG – I radzieckiego odrzutowca. W muzeum tym znajduje się jeden z pierwszych modeli. Klasztor Haghpat składa się z czterech cerkwi, bibliotek i zawiera liczne chaczkary. Wewnątrz świątyni zachowały się freski. Następnie udałyśmy się do wsi Odzun, gdzie znajduje się kościół z VII w., do którego przylega arkadowy krużganek. Na północ od kościoła stoi duży pomnik nagrobny z VII w., z dwoma obeliskami i piękną ornamentyką roślinną i geometryczną. Do wszystkich trzech świątyń można dojechać transportem publicznym, ale zajmuje to sporo czasu.

Dzień 5
O godz. 12 w południe opuściliśmy Alaverdi, wsiadając do marszrutki, jadącej z Erewania, a zatrzymującej się niedaleko naszego hotelu, w sąsiedztwie sklepu spożywczego i postoju taksówek. Dotarłyśmy do Tbilisi za 4 tys. dram. Z Erewania do Tbilisi płaci się 6,5 tys. dram. Wysiadłyśmy z marszrutki w Tbilisi i zaczęłyśmy rozglądać się za kantorem, kiedy nagle z pomocą przyszedł nam Gruzin, także pasażer z naszej marszrutki. Swoim samochodem, zaparkowanym przy dworcu zawiózł nas do kantoru, a potem na przystanek marszrutek, odjeżdżających do Sagaredżo (4 lari). To niesamowite, że ledwo znalazłyśmy się w Gruzji, od razu odczułyśmy niezwykłą gościnność i życzliwość płynącą z serca, która towarzyszyła nam przez cały czas pobytu w Gruzji. Takiej gościnności nie spotka się nigdzie na świecie. Do niedawna myślałam tak o Irańczykach, którzy są niezwykle gościnni, ale żaden kraj nie dorówna Gruzinom. Aby tego doświadczyć warto wybrać się do Gruzji prywatnie, a nie z biurem podróży. W Sagaredżo miałyśmy namiary z Internetu na prywatną kwaterę. Niestety ani telefon, ani numer domu nie zgadzały się. Próbowałyśmy pytać mieszkańców o nocleg, ale okazało się, że nikt nie rozumiał po rosyjsku, co mnie bardzo zdziwiło. Była to w naszym przypadku jedyna miejscowość w Gruzji, gdzie większość osób w średnim wieku nie znała rosyjskiego. Dopiero z taksówkarzami udało się porozmawiać. Skierowali nas do jedynego hotelu w mieście, który okazał się nieczynny. Podjechałyśmy tam marszrutką za 40 tetri. W końcu ktoś wspomniał o szkole sportowej, gdzie mogliby nas przenocować. Był to dobry pomysł. W szkole sportowej udostępniono nam pokój za 20 lari. Łazienka była na tym samym piętrze, a prysznic z ciepłą wodą na dole. Kiedy już byłyśmy w szkole, nocleg oferował nam starszy Polak, który wynajmuje pokoje za 40 lari z dwoma posiłkami, ale nie skorzystałyśmy.

Dzień 6
Wcześnie rano, zatrzymanym stopem dojechałyśmy do Udabno, aby dalej jechać do David Garedja. Zabrali nas mężczyźni, którzy wracali z Sagaredżo do swoich domów w Udabno. Tam na końcu wioski zostałyśmy zaproszone do ostatniego z domów, gdzie ugoszczono nas pysznym serem, chlebem i mlekiem. Potem znalazł się młodzieniec, który właśnie skończył naprawę samochodu i zgodził się zawieść nas do wykutego w skale kompleksu klasztornego David Garedja (20 lari w obie strony). Ponieważ była niedziela, na trasie przejeżdżało wiele autobusów wycieczkowych i samochodów. Bez problemu można było zabrać się z nimi. W powszednie dni jest gorzej. Nasz kierowca okazał się niezwykle uczynny. Dołączył do nas i przez cztery godziny oprowadzał nas po wykutych częściowo w skale klasztorach, leżących na zboczach góry. Oglądaliśmy liczne cele mnichów, kapliczki i pokoje wykute w skałach. Idąc ścieżką graniczną z Azerbejdżanem okrążaliśmy górę, skąd obserwowaliśmy stronę azerską, jednocześnie mogliśmy z góry spojrzeć na malowniczo położony klasztor. Piękna pogoda sprawiła, że widok był zachwycający. Kierowca zapraszał nas do siebie na nocleg, ale ponieważ bagaże zostawiłyśmy w szkole sportowej, musiałyśmy po nie wracać. W drodze powrotnej, w Udabno zatrzymałyśmy autobus wiozący wycieczkę młodzieży szkolnej. Przyjęli nas gościnnie. Zorganizowali wolne miejsca, poczęstowali serem, chlebem i napojami, a na dodatek uraczyli nas koncertem pieśni gruzińskich i pożegnali śpiewem. Nie do pomyślenia taka serdeczność w naszym kraju. Rozstaliśmy się przy wjeździe do Sagaredżo. Stąd stopem dojechałyśmy po nasze bagaże, a z powrotem marszrutką za 40 tetri do głównego przystanku autobusowego, naprzeciw postoju taksówek. Długo czekałyśmy na autobus do Sighnagi. Trzeba było bardzo uważać by go nie przegapić. Napis był w języku gruzińskim. Tubylcy napisali nam nazwę na dużej kartce, aby wszyscy wiedzieli, gdzie chcemy jechać. W końcu zdecydowałyśmy się dojechać do krzyżówki z posterunkiem policji, kilka km przed Sighnagi (4 lari), a stamtąd marszrutką (1 lari). W Sighnagi zostałyśmy mile zaskoczone przy wysiadaniu, obecnością licznych osób dających zakwaterowanie. Wybrałyśmy tylko pasującą nam cenę i za 2 minuty byłyśmy w guesthousie, u bardzo energicznej starszej pani (15 lari od osoby) + kawa i herbata gratis). Prysznic z gorącą wodą znajdował się na zewnątrz budynku. Od razu ruszyłyśmy na zwiedzanie tego pięknego, malowniczego miasteczka- twierdzy z VII w., najlepiej odnowionego i czystego, wyglądającego jak perła pośród innych miast. Zachwycała nas unikalna architektura i stylowe ulice, domy z tradycyjnymi balkonami, zbudowane na wzgórzu, z którego rozlegał się wspaniały widok na okolicę. Szczególnie dobry widok miałyśmy z restauracji zlokalizowanej za murami obronnymi, nad stromym zboczem. Przeszłyśmy się stromymi uliczkami wzdłuż muru obronnego, otaczającego miasto, aż doszłyśmy do twierdzy.
Dzień 7
Rano stopem podjechałyśmy do monastyru Bodbe, odległego o ok., 2 km od Sighnagi. Jest to kompleks klasztorny z mogiłą św,. Niny – chrzcicielki Gruzji. Po powrocie nasza gospodyni odprowadziła nas na dworzec autobusowy, skąd miałyśmy jechać do Telawi. Nie było jednak bezpośredniego autobusu. Pojechałyśmy więc marszrutką do skrzyżowania przy posterunku policji (1,5 lari), a stąd kierowca przerzucił nas do docelowej marszrutki (6 lari). W Telawi miałyśmy adres kwatery z internetu, ok.10-15 minut od dworca,w budynku obok pomnika Herakliusza II-go, u Tiny. Należało wejść w podwórko, między budynkami. Gospodynię spotkałyśmy wcześniej na ulicy, idąc pod wskazany adres. Jednak kiedy pokazałyśmy na wydruku cenę, jaką podają polscy turyści w Internecie (25 lari za 2 osoby), zaprzeczyła i podała nam sumę 50 lari. Ponieważ chciałyśmy tylko przenocować i wcześnie rano wyjechać, zgodziła się z trudem za 25 lari za 2 osoby. Mimo, że pokój na górze był ładny, z oddzielnym wejściem, w łazience nie było bieżącej wody, tylko napełnione butelki do polewania wc i zlew. Gospodyni miała książkę z pochwałami, my niestety nie miałyśmy za co jej chwalić. Nie dała nam nawet herbaty. Przypuszczam, że udostępniała innym turystom swoją łazienkę na dole, czego nam nie zaproponowała. (Sąsiadki z budynku obok również wynajmują kwatery). Część historyczną Telawi, głównego miasta Kacheti, krainy wina i poetów, miałyśmy na wyciągnięcie ręki z naszej kwatery. Udałyśmy się więc do fortecy– muzeum króla Herakliusza II,. Następnie marszrutką pojechałyśmy do Alaverdi (1,5 lari) – 50 metrowej wysokości katedry z XI w., gdzie dałyśmy zarobić starszemu panu – miejscowemu przewodnikowi, który opowiedział nam historię tego miejsca – 2 lari. Po zwiedzeniu potężnego obiektu, dobiegłyśmy do marszrutki, sądząc, że jest to regularna linia. Tymczasem była to zorganizowana grupa młodzieży z wyższej szkoły artystycznej w Tbilisi. Zaprosili nas ochoczo do środka i zaproponowali, aby z nimi jechać do Gremi. Z chęcią skorzystałyśmy z propozycji. Od razu poczęstowali nas winem, chlebem i serem oraz innymi smakołykami. Było tak przyjemnie, że zwiedziłyśmy z nimi nie tylko położoną na skalistym wzgórzu fortyfikację z pałacem królewskim i kościołem, ale również malowniczo położony na zboczach zalesionego wzgórza monastyr Nekresi. W Nekresi autobus dojechał na parking, a potem wszyscy musieli wsiąść do lokalnej marszrutki (1 lari –bilet kupuje się w kasie), kursującej do wysoko położonego monastyru. W okazałym monastyrze zachowała się bazylika z IV w., pałac biskupi i XVI-wieczna wieża, kaplice oraz zabudowania mieszkalne. Wszystko jest pięknie odrestaurowane, a widok z góry zachwycający. Nasze spotkanie z młodzieżą z Tbilisi trwało aż do późnego wieczora. Zatrzymaliśmy się bowiem w lesie na piknik. Na polanie pojawiło się mnóstwo różnorodnych potraw gruzińskich, na czele z chaczapuri( gruzińskim plackiem z białego sera), które to potrawy przygotowane w domu, wynoszono kolejno z minibusa. Nasi znajomi zadziwili nas serdecznością i kulturą osobistą. Zaczęły się toasty, które ukazały ich niebywały talent krasomówczy. Szef grupy przemawiał chyba 10 minut unosząc szklankę z winem. Najpierw rozprawiał o tym, jak cieszy się ze spotkania z nami. Potem piliśmy za Gruzję, kolejno każdy wznosił toast za rodzinę i najbliższych. Zrobiło się późno. Studenci zapraszali nas, abyśmy pojechali z nimi do Tbilisi. Gdyby nie bagaże zostawione w Telawi, pewnie tak byśmy zrobiły. Ich gościnność, mimo różnicy wieku, przerosła nasze wyobrażenie. Jestem pewna, że czegoś podobnego żaden obcokrajowiec nie mógłby przeżyć w Polsce. Mam na myśli dołączenie do zorganizowanej grupy obcych osób, starszych, jeżdżenie z nimi przez cały dzień i uczestniczenie w biesiadzie. Brzmi niewiarygodnie, ale nie w Gruzji.
Dzień 8
Wcześnie rano, opuściłyśmy kwaterę i idąc z plecakami na skróty, wąską ścieżką za muzeum ,zatrzymałyśmy się przy kranie z wodą, aby umyć ręce i nieoczekiwanie mężczyzna z domu obok zaprosił nas do siebie. Natychmiast zastawił stół różnymi smakołykami. Były pielmieni, ser, chleb, owoce, chaczapuri, powidła i oczywiście wino. Kacheti jest bowiem najsławniejszym regionem winiarskim kraju. Słynie z uprawy winorośli. Wino fermentuje tu w glinianych amforach, umieszczanych w ziemi. Rano byłyśmy bez śniadania więc z chęcią skorzystałyśmy z poczęstunku. Po chwili z dużego mieszkania, ze wspaniałym widokiem na miasto, wyłoniło się jeszcze 2 mężczyzn, którzy akurat wstali po nocnej libacji. Zaczęły się toasty i przemiły nastrój. Nam jednak śpieszno było do kolejnej atrakcji w okolicy – Cinandali, pałacyku – muzeum Aleksandra Czawczawadzi – gruzińskiego poety oraz do ogrodu pałacowego i winiarni , gdzie oprócz najstarszych win znajduje się też polski miód pitny z 1814 roku. Nasi gospodarze wręczyli nam butelkę wina domowej roboty i bukiet kwiatów zerwanych z ogrodu. Z Cinandali wróciłyśmy stopem bezpośrednio na dworzec autobusowy, skąd pojechałyśmy marszrutką do Tbilisi (7 lari). Metrem musiałyśmy dojechać do okolicy hostelu U Iriny przy ul. Ninoshvili (kawałek trzeba dojśc pieszo). Na metro nie można kupić pojedynczych biletów. Kupuje się kartę na kilka przejazdów i doładowuje. Jeden przejazd to 50 tetri. Kupiłyśmy kartę na 8 przejazdów za 4 lari. Często Gruzini puszczali nas na swoją kartę. U Iriny za pokój 2 osobowy płaciłyśmy 50 lari. Zaznaczyła, że jest to specjalna zniżka dla Polaków, gdyż zwykle bierze 30 lari od osoby. Mogłyśmy korzystać z kuchni. Pieszo ruszyłyśmy na zwiedzanie stolicy, przechodząc na drugi brzeg rzeki Kuri i wspięłyśmy się po schodach, podchodząc do klasztoru św. Dawida, gdzie na wzgórzu Mtatsmihda, znajduje się gruziński panteon zasłużonych i skąd rozpościera się piękny widok na miasto. Potem poszłyśmy do starej części miasta, przeszłyśmy się ulicą Rustawelego, przy której mieści się Parlament, miejsce demonstracji podczas Rewolucji Róż. Na starówce przypadkowo spotkałyśmy młodych Gruzinów z wczorajszej wycieczki. Pokazali nam najciekawsze miejsca tego miasta, położonego w dolinie rzeki. Wchodziliśmy do sąsiadujących z sobą kościołów, cerkwi i synagog oraz meczetu. Gdy zapadał zmrok przeszliśmy przez nowy, szklany, świecący most i doszliśmy do przyrzecznego deptaka, gdzie tłumy ludzi podziwiało niedawno uruchomioną tańczącą fontannę. W ciemnościach robiło to niesamowite wrażenie. Oprócz światła, dźwięku i wody wyświetlane były animacje. Stąd widać było wspaniale oświetlone miasto, budynki z iluminacjami i wzgórze z pomnikiem Matki Gruzji, z sąsiadującą twierdzą Narikala.

Dzień 9
Rano pojechałyśmy autobusem numer 59 do Ambasady Azerbejdżanu. Po wypełnieniu wniosku udałyśmy się do biura turystycznego przy głównej alei, niedaleko ambasady. Za usługę wzięto 20 lari, a za wizę 60 euro. Wizę załatwiają do 5 dni roboczych. Po powrocie do centrum, jeszcze raz przeszłyśmy się przez stare miasto, pełne urokliwych kamienic i świątyń i wspięłyśmy się do twierdzy Narikala i pomnika Matki Gruzji, aby z góry spojrzeć na Tbilisi. Zeszłyśmy od strony starożytnych term, zasilanych gorącymi źródłami wód leczniczych. Po zabraniu plecaków z hostelu U Iriny, pojechałyśmy marszrutką na dworzec Didube, a stąd po zakupieniu biletu w kasie, do Gori (4 lari). W Gori planowałyśmy mieszkać w hotelu Intouristu, obecnie nazywającego się hotelem Georgian, przy ulicy Stalina 26, ale pokój 2 osobowy kosztował 70 lari. Wydawało nam się trochę za drogo i znalazłyśmy kwaterę prywatną naprzeciw muzeum Stalina w bocznej przecznicy, tuż za Intouristem, u starszej pani Toni, która przyjęła nas za 20 lari od osoby. Niesamowicie serdecznie nas ugościła. Ponieważ często jeździ do córki do Tbilisi, nie zawsze jest w domu. Od razu ruszyłyśmy na główny plac rodzinnego miasta Stalina. Muzeum Stalina było już nieczynne, ale naprzeciw stał jego pomnik. Obejrzałyśmy, mieszczący się obok dom w którym urodził się Stalin, a potem wspięłyśmy się na wzgórze w centrum miasta, gdzie wznosi się twierdza, skąd dokładnie mogłyśmy oglądać Gori okolice.
Dzień 10
Rano zwiedziłyśmy muzeum Stalina, gdzie obowiązkowo przydzielono nam przewodnika (15 lari wstęp). Zwiedziłyśmy też wagon pancerny , w którym Josif Dżugaszwili, czyli Stalin podróżował na konferencje w Jałcie i Teheranie. Marszrutką za 0,30 lari podjechałyśmy do dworca, aby autobusem udać się do odległego o pół godziny drogi Uplisciche (1 lari)- rozległego skalnego miasta, położonego na wzgórzu i założonego w VII w p.n.e( wstęp 3 lari). Znajdują się tu wykute w skale pomieszczenia teatru i cerkwie, sale tronowe, przechowalnie wina i inne pomieszczenia. Z Gori udałyśmy się autobusem do uzdrowiska Borjomi, słynącego z wody mineralnej. Ostatni bezpośredni autobus był o 16,20 , na który było już za późno. Pojechałyśmy więc marszrutką do Kashuri (3 lari), a z Kashuri od razu przesiadłyśmy się na autobus do Borjomi (2, 30 lari). W Borjomi, taksówką za 3 lari podjechałyśmy w okolice parku zdrojowego, gdyż tam jest najwięcej kwater. Najlepiej jednak poprosić kierowcę busa, by jadąc z Gori zatrzymał się obok parku. Za kwaterę zapłaciłyśmy po 15 lari.

Dzień 11
Specjalnym pociągiem, zwanym kukuszką, jadącym bardzo wcześnie rano i bardzo wolno, bo prawie 2 godziny, malowniczą trasą, przez zalesiony teren, dojechałyśmy do miejscowości Bakuriani (bilet I-szej klasy 2 lari, 2 klasy 1 lari). Zwykłą drogą do Barkuriani można dojechać marszrutką za 3 lari , w ciągu 0.5 godziny. Bakuriani strasznie nas rozczarowało, trudno było znaleźć cokolwiek do jedzenia, w restauracjach trzeba było czekać na przygotowanie dania 40 minut, na co nie miałyśmy czasu. Jest to ośrodek narciarski, więc o tej porze roku było zupełnie pusto. Przeszłyśmy się koło wyciągów narciarskich i tam złapała nas straszliwa burza. Przemoczone wróciłyśmy marszrutką do Borjomi (3 lari). Pospacerowałam po parku zdrojowym, mijając liczne place zabaw dla dzieci i podeszłam szlakiem prowadzącym przez las do dwóch basenów z wodą mineralną. Napiłam się także wody prosto ze źródła, napełniając wszystkie butelki tą wodą. Do źródła ustawiała się kolejka z dużymi butlami. Stąd można wyruszyć na trekking po Parku Narodowym, było jednak chłodno i nie widać było żadnych turystów. Z Borjomi pojechałam marszrutką do Achalciche (4 lari – 1 godz.), a stamtąd do Chertwisi (4 lari, 1 godz.). Tu znalazłyśmy wspaniały nocleg, na wzgórzu z bezpośrednim widokiem na twierdzę, u sympatycznej gospodyni Mziji, za 20 lari za dwie osoby. Miejsce było tak urocze, że zostałyśmy tu na dwie noce. W miejscowym sklepie, przy przystanku zakupiłyśmy produkty, z których Mzija przygotowała nam gorący posiłek.
Dzień 12
Rano o 8.30 z Chertwisi pierwszym autobusem pojechałyśmy do Wardżi (2 lari, 20 minut). Wraz z ludźmi przewożony był chleb, dostarczany do okolicznych wiosek. Już z drogi widoczny był potężny kompleks miasta wykutego w skale, z otworami wydrążonymi w ścianie, położonego pionowo, jakby na piętrach. Wardżia jest górską twierdzą z 12/13 wieku, pełną grot, cerkwi ,pokrytych freskami, z labiryntem ukrytych przejść i schodów, tajemniczych korytarzy, gdzie osiedlali się mnisi. Jest to miejsce, gdzie obowiązkowo trzeba przyjechać będąc w Gruzji bo naprawdę warto. Wstęp do monastyru – 3 lari. Ponad kilometr dalej, przy drodze są gorące źródła mineralne- kryty basen, gdzie spędziłyśmy 2 godziny. Była tylko jedna osoba, od której dowiedziałam się, że wstęp kosztuje 2 lari. Gospodarz chciał pierwotnie 5 lari, ale ostatecznie zapłaciłyśmy oficjalne 2 lari. Woda o temperaturze 38 stopni bardzo nas zrelaksowała. Ostatnią marszrutką, o godz. 15 wróciłyśmy do Chertwisi. Uwaga – później nie ma już transportu publicznego.
Dzień 13
Z Chertwisi, pierwszą, ranną marszrutką o 8.30 wróciłyśmy do Achalcyche (4 lari), a stamtąd do Kutaisi (3,5 lari),drugiego pod względem wielkości miasta Gruzji i jednego z najstarszych miast świata. Kwaterę znalazłyśmy naprzeciw dworca, z którego odjeżdżają marszrutki do Batumi, u przypadkowo zaczepionej pani (15 lari od osoby). Marszrutką nr 2, za 30 tetri dojechałyśmy do okolicy teatru, w centrum miasta, a stąd podeszłyśmy na wzgórze, gdzie znajduje się katedra Bagrati. Stąd roztacza się ładny widok na miasto.
Dzień 14
Rano marszrutką nr 1, spod teatru pojechałyśmy do Gelati – historyczno- architektonicznego kompleksu, utworzonego przez Dawida Budowniczego w 12 w., gdzie zachowały się piękne mozaiki i malowidła ścienne oraz fresk przedstawiający króla, którego grób znajduje się w jednej z kaplic, w kościele Maryi Dziewicy. Autobus powrotny miał być dopiero o 14,30 lub 16- tej. Zabrałyśmy się więc autobusem z wycieczką szkolną. Nie wiedziałyśmy jednak, że wycieczka miała w planie piknik w lesie, na trasie do Kutaisi. Potężne ilości jedzenia, ciasta i różne potrawy wyniesiono z autobusu na polanę, gdzie przy toastach miło spędzałyśmy czas, dopóki nie zaczęło padać. Wtedy pojechaliśmy do leżącego wśród zieleni, nad meandrem rzeki, zespołu klasztornego Mocameta, gdzie pochowani są zarządcy tego rejonu, skazani na śmierć męczeńską. Po odebraniu bagażu z kwatery, z przystanku obok, pojechałyśmy marszrutką do Batumi (10 lari – 2 godz.). Tam od razu zaczepił nas taksówkarz i zawiózł za 5 lari na Khimshiashwili Av. 43, przy promenadzie, w pobliżu Aquaparku(seledynowy blok obok sklepu spożywczego). Przyjęła nas gościnna pani. Wynajmuje ona kilka pokoi ze wspólną kuchnią i łazienką. Byłyśmy jednak same. Za pokój płaciłyśmy 40 lari od osoby. Gospodyni ugościła nas śniadaniem. Mogłyśmy też gotować potrawy w kuchni, m.inn. kupowane w sklepie obok, pierożki khinkali. Wieczorem przeszłyśmy się przepiękną promenadą, podziwiając wspaniałe, kolorowe, grające fontanny. Stąd autobusem 1a można objechać całe miasto i wrócić nim wzdłuż promenady. Autobus nr 10 jedzie wzdłuż promenady do dworca kolejowego, a numer 2 do centrum miasta.
Dzień 15
Rano autobusem nr 101 (1 lari) dojechałyśmy do twierdzy bizantyjskiej w Gonio (wstęp 3 lari)-zachowanego, rzymskiego obiektu obronnego, położonego tuż przy granicy tureckiej. Stąd można podjechać do pięknej, ale kamienistej plaży Sarpi. Z Gonio udałyśmy się autobusem (1,30 lari) do Ogrodu Botanicznego, przesiadając się na marszrutkę (50 tetri), przy dworcu kolejowym w Makhinjauri, oddalonym o 6 km od centrum Batumi. Bardzo duży ogród botaniczny (wstęp 6 lari), położony jest nad samym morzem, na stromym zboczu i stąd są bardzo ładne widoki na okolicę. Sam ogród podzielono na sekcje geograficzne świata. Można tu oglądać różnorodne rośliny z różnych stref klimatycznych. Do Batumi wróciłyśmy bezpośrednio marszrutką nr 150 (70 tetri). Kupiłyśmy bilet na pociąg w budynku, blisko hotelu Bakuri, w pobliżu Circus i sklepu Populi. W Batumi miałyśmy wspaniałą pogodę, pływałyśmy więc w Morzu Czarnym. Znalazłyśmy tu tanie bistro, czynne 24 godziny, gdzie pieczono różnorodne chaczapuri (z serem i mięsem po 80 tetri, z ziemniakami i ryżem po 50 tetri), butelka oranżady kosztowała tu 50 tetri. Bistro jest w centrum, blisko posterunku policji, naprzeciw budki z kwasem chlebowym, przy ulicy Ghansakhurdia 21. Nie omieszkałyśmy zjeść też azarskiego chaczapuri (z surowym jajkiem wbijanym na gorący ser, tuż przed spożyciem). Batumi różni się zdecydowanie od pozostałych części Gruzji. Jest tu mnóstwo restauracji i obiektów rozrywkowych, jak przystało na nadmorski kurort.
Dzień 16
W ciągu dnia pływałyśmy w morzu. Na plaży nie było zbytniego tłoku. Później chodziłyśmy po kurorcie, przyglądając się dużym hotelom o dziwnych kształtach i pięknie odrestaurowanym kamienicom, aż doszłyśmy do muzeum Stalina. Przed budynkiem stoi popiersie wodza, ale obiekt jest już nieczynny. Akurat telewizja kręciła tu film i bardzo ucieszyli się, że mogli przeprowadzić z nami wywiad o Stalinie. Wieczorem, o godzinie 11.05 miałyśmy pociąg do Tbilisi, na który planowałyśmy jechać autobusem, ale tak się zasiedziałyśmy z gospodynią, przygotowująca nam pierożki, że ostatecznie pojechałyśmy taksówką na koszt gospodyni.
Dzień 17
Przyjechałyśmy do Tbilisi rano o 7.35. Marszrutką za 1 lari, z dworca Didube pojechałyśmy do odległej o 20 minut od stolicy, Mcchety, dawnej stolicy Gruzji. Zatrzymałyśmy się przy klasztorze Samtavro. Najpierw znalazłyśmy miejsce, gdzie zostawiłyśmy nasze bagaże. Dokładnie idąc dróżką w dół od strony apteki, leżącej naprzeciw monastyru, zostałyśmy ugoszczone przez panią ,wynajmującą kwaterę za 15 lari od osoby, w bardzo ładnym mieszkaniu. Jest to dobre, spokojne miejsce na nocleg, także dla osób chcących zwiedzać Tbilisi. Zwiedziłyśmy monastyr Shiomgvime, a potem przeszłyśmy kawałek dalej, aby obejrzeć katedrę Svetitskhoweli, pięknie położoną w otoczeniu gór, otoczoną grubym murem, uznawaną za najważniejszy gruziński zabytek. Stąd mogłyśmy obserwować monastyr Dżwari, położony w oddali, na szczycie wzgórza. Wróciłyśmy do Tbilisi, gdyż chciałyśmy jechać do Kazbegi, a z Mcchety, do głównej trasy marszrutek, jadących w tym kierunku jest spory kawałek, Do Kazbegi wyjechałyśmy marszrutką z dworca Didube (3 godz. 10 lari- odjeżdżają one co godzinę jeśli zbierze się odpowiednia ilość pasażerów). W wiosce Kazbegii (obecnie Stepancminda), od razu na przystanku złapała nas pani na kwaterę. Był już wieczór. Pochodziłyśmy trochę po okolicy, ale niestety Kazbek, jeden z najsławniejszych szczytów Kaukazu, leżący na wysokości 5047 m n.p.m. , był słabo widoczny.
Dzień 18
Bardzo wcześnie rano, o godz. 5 wspięłyśmy się na górę Tsminda Sameba (2170 m n.p.m.), gdzie znajduje się urokliwy, zabytkowy kościół, widoczny z wioski. Wejście zajęło nam około 2 godz. Rano, już z wioski rozlegał się piękny widok na ośnieżony Kazbek. Aby tam dojść kierowałyśmy się do położonej nad Kazbegi wsi Gergeti, a potem wąską ścieżką, przeciskając się między budynkami weszłyśmy na główną drogę. Wybrałyśmy trasę dłuższą, ale łagodniejszą. Niedaleko od kościółka natknęłyśmy się na biwakujących Polaków. Akurat wychodzili z namiotów i zdziwili się skąd tak wcześnie rano zjawiłyśmy się tutaj. Kazbek był całkowicie odsłonięty. Doskonała widoczność i wspaniały widok na górę wynagrodziły nam wczesne wstawanie. Schodziłyśmy trasą bardziej stromą, ale krótszą, biegnącą wprost od kościółka w dół. O godzinie 10 rano miałyśmy marszrutkę do Tbilisi. Śpieszyłyśmy się, gdyż musiałyśmy odebrać wizę Azerbejdżanu z biura turystycznego w stolicy. Po odebraniu wizy, pojechałyśmy z przystanku przy dworcu kolejowym, marszrutką do granicy Azerbejdżanu, którą to przekroczyłyśmy w Czerwonym Moście (4 lari). Na granicy urzędnik długo wpatrywał się w naszą wizę armeńską, a kiedy zapytał mnie dlaczego byłam w Armenii, odpowiedziałam, że tam przyleciałam ze względu na najtańsze połączenie lotnicze. Skonsultował się telefonicznie z szefem i mogłam przejść do Azerbejdżanu. Na granicy u cinkciarzy wymieniłam trochę dolarów. Autobus do Baku miał być dopiero za kilka godzin, dlatego też zauważywszy liczną grupę turystów azerbejdżańskich, wsiadających po kontroli granicznej do autobusu wycieczkowego, pobiegłam do kierowcy zapytać, czy nie wziąłby nas. Nie było problemu. Zapłaciłyśmy 10 manatów, czyli 12,5 dolara. Wyjechałyśmy o 6 wieczorem, a do Baku dotarłyśmy o 3 rano.
Dzień 19
Przeczekałyśmy do świtu w kawiarni, w pobliżu dworca. Przy dworcu jest hotelik, niezbyt drogi, ale jest to 6 km od centrum – 1 godz. jazdy w korku. Marszrutką numer 84 za 20 gapików dojechałyśmy do okolicy metra Nizami, a potem pieszo doszłyśmy do okolicy teatru dramatycznego, na ulicy Azerbejdżan Av., gdzie zapytałyśmy tubylców o jakiś nocleg. Starszy pan, sprzedający na straganie przechował nam plecaki i obiecał znaleźć jakieś lokum, a my w tym czasie przeszłyśmy się po starówce wąskimi ulicami, zaglądając do zaułków. Doszłyśmy do Iczeri Shecher, gdzie znajduje się Dziewicza Wieża, stare meczety i karawanseraje. Przy ulicy Zeynalli, prostopadle do ulicy Aseft, w bocznej uliczce ,przylegającej do hotelu Meridon, znalazłyśmy hostel, lecz z pokojami wieloosobowymi. Nasz pan zapewnił nam mieszkanie na ulicy Abdula nr 129, niedaleko metra Nizami, dosłownie wypraszając na dwie noce i dwa dni młodego właściciela tego mieszkania, który w tym czasie spał obok, w małej przybudówce wraz ze swoimi kotami. W Baku przemieszczałyśmy się autobusami i metrem. Na metro trzeba kupić kartę za dwa manaty, a każdy przejazd kosztuje 20 gapików. Nam zawsze ktoś uczynny podkładał swoją kartę. Po ulokowaniu się w mieszkaniu ,ruszyłyśmy na zwiedzanie półwyspu Apszeron. Najpierw metrem pojechałyśmy do stacji Nerimanov, a dalej autobusem numer 84 (20 gapików), do odległego o 15 km Suraxani, gdzie znajduje się zoroastryjska Świątynia Ognia „Atesgah”, dobrze zachowana, w pobliżu której rozciągają się pola naftowe. Stąd autobusem numer 84 (20 gapików) pojechałyśmy do skrzyżowania, aby przesiąść się na autobus 213, który dowiózł nas do meczetu w Emircan, po obejrzeniu którego pojechałyśmy autobusem 213 do głównej drogi, a stąd dalej autobusem 24 (40 gapików) do ogrodu dendrologicznego, byłej daczy milionera Murtuza Muhtarowa – wstęp 5 manat. Dalej autobusem 24 pojechałam do niezwykłego mauzoleum św. Movsum Aga, z niebieskimi kopułami, w Suvelen, dokąd przybywają liczne pielgrzymki. Panuje tu niesamowita atmosfera. Od obsługi otrzymałam piękną książeczkę o świętym oraz worek cukierków. Pielgrzymi przynoszą tu słodycze, którymi później częstują się inni. Wróciłyśmy autobusem nr 24 (40 gapików) do rozwidlenia głównej drogi przed Baku, a stamtąd autobusem nr 227 (30 gapików) pojechałyśmy do Yanar Dag (Płonącej Góry), gdzie od setek lat nieustannie płoną naturalne ognie w miejscu ujścia gazu ziemnego na powierzchnię ziemi. Robiło się już ciemno i ostatnim autobusem numer 227 o godz. 20.20 wróciłyśmy do stacji metra i metrem dotarłyśmy do stacji Nizami. Stąd zaczęłyśmy nocne zwiedzanie Baku.
Dzień 20
Rano zrobiłyśmy zakupy w dużym sklepie, niedaleko naszej kwatery, obok metra Nizami, a potem udałyśmy się schodami na wzgórze Sehidler Xiyabam, aby podziwiać stąd panoramę Baku i zatoki. Spacerowałyśmy między meczetami i przyglądałyśmy się niesamowitym wysokościowcom. Ze wzgórza zeszłyśmy na plac Azneft, skąd autobusem dojechałyśmy do końcowego przystanku Dwadcatyj z którego m.in. odjeżdża autobus numer 195 do Gobustan, leżącego 60 km od Baku (80 gapików – 1 godzina). Wysiadłyśmy w Gobustan, przy głównej drodze, przy postoju taksówek i wytargowałyśmy przejazd w obie strony za 13 manat do miejsca z rysunkami naskalnymi i do wspaniałych wulkanów błotnych, skupionych w jednym miejscu, osiągających wysokość od kilkunastu cm do kilku metrów, gdzie przyglądałyśmy się bulgotaniu i tryskaniu błota. Własnoręcznie sprawdziłam, że jest to zimna maź. Wydobywanie się jej ma związek z wydzielaniem się gazu ziemnego na zewnątrz skorupy ziemskiej i występowaniem ropy naftowej. Wróciłyśmy autobusem 195 do przystanku Dwadcatyj, a stąd autobusem 234 (50 gapików) dojechałyśmy do stacji metra Garegarejo, a tam przesiadłyśmy się na zielony autobus numer 89, jadący do Nardaran – centrum islamu, odległego o 25 km, gdzie zwiedziłyśmy potężny kompleks zamkowy, otoczony murem, złożony z zamku, mauzoleum oraz letniej rezydencji szacha. Wróciłyśmy też autobusem 89 do metra, a potem metrem do stacji Nizami. Po zrobieniu zakupów spożywczych udałyśmy się autobusem 65 na plac Azneft, aby stąd przejść się bulwarem nadmorskim wzdłuż portu i przejechać się statkiem (0,5 godz. – 2 manaty, tylko wieczorem od 18 do 22.) W parku, blisko placu Azneft obejrzałyśmy film o Baku i Azerbejdżanie, wyświetlany na dużym ekranie na świeżym powietrzu.
Dzień 21
Rano zwiedzałyśmy najstarszą część Baku: pałac Szirwanszachów (2 manaty), wieżę Dziewiczą – symbol miasta (2 manaty),tuż przy bulwarze nadmorskim, ze szczytu której ostatni raz oglądałyśmy panoramę Baku. W jej wnętrzu przygotowano różne stroje do przebierania się, aby potem móc się w nich sfotografować. Po opuszczeniu kwatery, pojechałyśmy autobusem numer 90 na dworzec autobusowy (6 km – około 1 godz). Caspian Express odjeżdżał o 15.00 (6 manatów) do Gandży, a jechał 5 godzin. Trasa była monotonna, teren płaski, jedynie czasami widać było Morze Kaspijskie. W Gandży taksówkarz bezpłatnie zawiózł nas na kwaterę blisko dworca (15 manat za 2 osoby za pokój).
Dzień 22
Bagaże zostawiłyśmy w prywatnym domu w okolicy dworca, przy ul. Nizami. Autobusem numer 20 z okolicy dworca pojechałyśmy do centrum Gandża, rodzinnego miasta najwybitniejszego poety islamskiego Nizamiego. Obejrzałyśmy centrum miasta, meczet piątkowy, a potem pojechałyśmy na peryferie miasta, gdzie znajduje się okazałe mauzoleum pisarza. Po powrocie do centrum wsiadłyśmy do marszrutki 1B, wyjeżdżającej z bocznej uliczki, niedaleko uniwermagu i pojechałyśmy w kierunku mauzoleum szejka Ibrahima, zwanego Imam – Zade, miejsca pochówku potomków proroka Alego. Mauzoleum mieści się na peryferiach. Marszrutka w końcowym etapie jechała polną drogą. Na przedostatnim przystanku przesiadłyśmy się na marszrutkę numer 18, która dojeżdża tu z dworca autobusowego. Zamiast tego można przejść się pieszo 1,5km. Sam obiekt nas trochę rozczarował. Ujrzałyśmy niewielkie meczety, cmentarz, karawanseraj i pomieszczenie z porozwalanymi ubraniami opiekuna terenu. Samo wnętrze jest schludne, ale niewielkie. Ładnie prezentuje się jaskrawo-błękitna kopuła mauzoleum. Obok trwała akurat budowa nowego potężnego obiektu, który wkrótce nada kolorytu całej okolicy. Na terenie mauzoleum spotkaliśmy wielu pielgrzymów. Oprowadzający nas muzułmanin, ujrzawszy okładkę mojego przewodnika Bezdroży, niemal śmiertelnie obraził się, że w tytule Azerbejdżan został napisany małym drukiem, gdy tymczasem Gruzja i Armenia dużym. Zrobił nam długi wykład, jak biedna i nic nie mająca do zaoferowania jest Armenia w porównaniu z bogatym Azerbejdżanem. Musiałyśmy wrócić na dworzec przy ul. Nizami po nasze bagaże, ale długo nie było autobusu numer 18. Zatrzymałam samochód, który dowiózł nas na dworzec. Pani , u której przechowywałam bagaże okazała się niezwykle gościnna i przygotowała nam poczęstunek. Przykro nam było, że ma głuchonieme wnuczki, jak i głuchoniemego męża. Z dworca autobusem numer 20 dojechałyśmy na dworzec Szamkir, skąd odjeżdżają autobusy do Gruzji. Najpierw marszrutką pojechałyśmy do Quazax (3 lari, 2 godz.), a stąd inną marszrutką do Krasnego Mostu (1 lari – 20 km). Z Krasnego Mostu do Tbilisi (2 lari). W Tbilisi byłyśmy wieczorem i zastanawiałyśmy się czy nie przenocować w stolicy, gdyż o tej porze marszrutki już nie jechały do Erewania. Ostatecznie dołączyłyśmy do dwóch dziewcząt z Armenii i pojechałyśmy nocą, prywatnym samochodem (po cenie marszrutki), z kierowcą, który musiał wracać do domu, do Erewania. Wysadził nas w pobliżu naszej starej kwatery, przy dworcu, z którego odjeżdżają marszrutki do Gruzji. Obudziliśmy właściciela i rozlokowałyśmy się w pokoju.
Dzień 23
Rano wyruszyłyśmy autobusem w kierunku klasztoru Noravank. Kierowca wysadził nas przy głównej drodze, a potem trzeba było iść 5 km piękną trasą, wzdłuż wspaniałego kanionu, między brunatno -czerwonymi skałami. Przeszłyśmy najciekawszy widokowo kawałek, a potem zatrzymałyśmy samochód z miejscowymi turystami, jadącymi do klasztoru. Klasztor położony w przepięknej scenerii czerwonych skał, na wzgórzu, widoczny był z daleka, a droga tuż przed nim mocno się wiła. Do górnej części kościoła wchodzi się po stromych schodach. Położenie i otoczenie klasztoru najbardziej urzekło mnie spośród wszystkich klasztorów Armenii. Na górze, obok klasztoru jest hotel i tam można przenocować, ale jest drogo. Z powrotem przeszłyśmy pieszo ok. 2 km podziwiając z dołu okolicę i znów zatrzymałyśmy samochód, który dowiózł nas do głównej drogi, a stamtąd do Erewania wróciłyśmy marszrutką. Wieczorem przeszłyśmy się po Placu Republiki i wspięłyśmy się po słynnych schodach, ale widok na Ararat był zdecydowanie słabszy niż podczas pierwszej naszej wizyty w tym miejscu.
Dzień 24
Rano zrobiłyśmy ostatnie zakupy, a następnie taksówką pojechałyśmy na lotnisko. Można też jechać marszrutką w kierunku Echmiadzyna i wysiąść na przystanku przy głównej drodze, tuż przy skrzyżowaniu drogi prowadzącej do lotniska, a potem spory kawałek przejść pieszo.
Przykładowe ceny
Gruzja: metro – 1 przejazd = 50 tetri
Internet – godzina 1,20 tetri
Znaczek na kartki – 4 lari
Chaczapuri – 2 lari (placek drożdżowy ze słonym nadzieniem z sera w różnych odmianach na ciepło)
Khinkhali – pierożki o kształcie sakiewki, nadziewane ostro przyprawionym, z mielonym mięsem wieprzowym, jedzone rękoma, z których wypija się najpierw aromatyczny sos ze środka – 0.50 lari
Lobio – potrawa z fasoli i orzechów włoskich – 1,5 do 2 lari
Piwo – 1,50 lari
Kebab bardzo duży–1,40 lari
Woda1,5 l – 2lari
Coca cola 0,5l-1,20 lari
Chałwa 1 kg- 4 lari
Chleb arabski-0,8 lari
Marszrutka po mieście 0,3 lari
Marszrutka za 100 km-2 lari

Armenia: chałwa 1 kg – 1200 dram
Ser biały 1kg – 1 600 dram
Kefir butelka – 250 dram
Jogurt – 220 dram
Kartki – 300 dram
Chleb arabski – 100-200 dram
Bułka z czekoladą – 130 dram
Coca cola 0,5 l-300-500 dram
Obiad –ryba smażona i frytki-1500, szaszłyk-500
Marszrutka po mieście-100 dram
Marszrutka 60 km-1200 dram
Kebab bardzo, bardzo mały-500 dram
Azerbejdżan – mały kebab – 1,20 manat
Chleb arabski-0,4 manat
Średni kebab – 1, 60 manat
Daktyle – 5 manat/1kg
Mała coca-cola0,5l – 0,50 manat
Duża coca-cola 1 l – 1 manat
Woda mała– 0,40
Duża woda 1,5 l – 0,70-0,80manat
Woda 5l-1,8 manat
Chleb płaski – 0,45 manat
Bilet na metro – 20 gapików (trzeba kupić kartę za dwa manaty)
Herbata sypka 100 gram – 0,90
Oranżada mała butelka – 0,50
Znaczek na kartkę – 0,60
Półgodzinny przejazd statkiem w Baku – 2 manaty
Autobus miejski i metro -0.20manat
Autobus międzymiastowy-za 100 km-1 manat
Biuro, gdzie można szybko załatwić wizę do Azerbejdżanu:
0179 Tbilisi, X-TOUR -Travel Agency, Chavchavadze Ave.68
Phone : +995 32 94 55 79, Cell Phone : 6 32  22 94 55 79,e-mail : info@xtour.ge

NOCLEGI
Armenia
Erewań
Ul. Tajrowa 163/1, przed centralnym terminalem autobusów, jadących do Gruzji.
Romik, Tel. : 010548329 8 tys.dram za pokój z łazienką
Alaverdi-hotel postsowiecki, przy rzece-4 tys.dram/ osoby – łazienka wspólna na korytarzu
Dylidżan
Kwatera, u przypadkowo zapytanej osoby, niedaleko postoju taksówek, w jednym z domów, przy rzece -2500/os.
Gruzja
Noclegi: W Gruzji korzystałyśmy z kwater prywatnych. Miałyśmy adresy lub pytałyśmy przygodne osoby. Kwatery są znacznie tańsze niż hotele, ale trzeba się liczyć z brakiem wody i wspólnie spędzanym czasem z gospodarzami.
Utrudnienia: W miastach jest często problem z bieżącą wodą, której brakuje zazwyczaj wieczorem i w nocy. Dlatego płacąc za kwaterę, trzeba upewnić się czy będzie woda.
Sagaredżo
Szkoła sportowa-20 lari za pokój-łazienką z gorącą wodą na parterze
Sighnagi
Guesthouse Dodo, przy głównej drodze w mieście, tuż przed wjazdem na końcowy przystanek autobusowy w centrum-15 lari/osoby,Tel.851221617;835531891
Telavi
w budynku obok pomnika Herakliusza II-go, u Tiny. Należy wejść w podwórko, między budynkami-pokój -25 lari za 2 osoby, po utargowaniu-Tina Mestvirishvili, ul.Barnovi 4
Tel.stacj.72185 ,kom.899607407
Byłyśmy goszczone: Ul.Gvirabi34- tuż przy kranie z wodą w wąskiej dróżce, prowadzącej na skróty od tyłu, za muzeum w kierunku dworca-mieszkają tu bardzo gościnni mężczyźni, którzy chętnie przenocują i ugoszczą(Cell Phone : +895 48 98 89 Gigla lub +892 29 81 85 3 Temo, Tel.stacj.35071571
Gori
kwatera prywatna naprzeciw muzeum Stalina w bocznej przecznicy, tuż za Intouristem, u starszej pani Toni, 20 lari od osoby, płatne według uznania,Tel.855255270
Tbilisi
Irine JAPARIDZE, BOARDING HOUSE-pokój 2-os.25-30 lari/os., pokoje zbiorowe 25 lari
19/b/3 floor, Ninoshvili street, tel: +995 32 95 47 16, Cell Phone : +995 99 111 669
Email : irina5062@gmail.com
Mccheta
Ul..Agmashenebieli nr 65, u Mariny- Mczewlichwili, niedaleko od monastyru Samtavro, po przeciwnej stronie ulicy, idąc dróżką w dół za apteką. Ma ona 2 ładne ,czyste pokoje dwuosobowe-15 lari od osoby-byłyśmy tu tylko gościnnie.Tel.893167834
Borjomi
Kwatera w okolicy parku zdrojowego-15 lari/ osoby- jest tu wiele kwater, wystarczy zapytać mieszkańców.
Batumi
Khimshiashwili Av. 43m3, u Baratashvili Zurab, przy promenadzie, w pobliżu Aquaparku(seledynowy blok obok sklepu spożywczego)-kw. pryw.-40 lari/osoby,Tel,868-42-00-27
Stepantsminda,czyli Kazbegi
Guest House Vasili, Cell Phone : +/995 99 /91 87 87 lub +/995 51/ 91 78 78
lub guesthouse Nazi w Gergeti,tel. kom/+99598/382700
My mieszkałyśmy u 1 z mieszkanek wioski, które licznie czekają na chętnych, na przystanku, przy wysiadaniu z marszrutki-15 lari/osoby
Kutaisi
Wardo PUTURIDZE- kwatera prywatna u pani z córeczką-blok naprzeciw apteki, po przeciwnej stronie bazaru i przystanku autobusów, jadących do Batumi.
Ul. Czawczawadze,dom. 54, kwatera 48, – 15 lari/osobę
Chertwisi
Gospodyni  Mzija- dom po stronie twierdzy, w głębi, trzeba dojść I-szą wąską ścieżką za sklepem w górę, potem w lewo.
Udabno
Temiri Kosijaszwili- dom na końcu wsi-nie spałyśmy tu, ale gospodarze chętnie przenocują i dowiozą do klasztoru.
Tel. Kom.895-37-44-06,tel.domowy 890-37-44-06
Azerbejdżan
Baku
Kwatera na ul. Abdula nr 129, niedaleko metra Nizami, w mieszkaniu prywatnym, adoptowanym specjalnie na czas naszego pobytu.
Gandża
kwatera blisko dworca (15 manat za 2 osob.pokój)-polecona przez taksówkarza, który bezpłatnie zawiózł nas; tak blisko, że można przejść się pieszo.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u