Z 3 latkiem na Sri Lankę 2013 – Ewa Towarek

Gdzie jechać i co zabrać, czyli przygotowania

Podróżowanie po Europie z małym dzieckiem jest proste. Nie trzeba się specjalnie zastanawiać i zabezpieczać na wszelkie nieoczekiwane wydarzenia, bo czy to Włochy, Francja czy Hiszpania czujemy się bezpiecznie i wszelkie dobra dla dziecka mamy na wyciągnięcie ręki. Z krajami bardziej egzotycznymi jest już trochę inaczej co nie znaczy, że wyjazd z małym dzieckiem w zupełnie inny krąg kulturowy jest niemożliwy.

Pojawienie się na świecie Zośki na chwilę ostudziło nasz zapał do podróżowania na tak zwanego wariata. Skupiliśmy się na Europie, braliśmy campera i ruszaliśmy. Założyliśmy sobie plan, że bardziej ekstremalne wyzwania podróżnicze będziemy podejmować, kiedy oswobodzimy się z tego całego zamieszania jakim są pieluchy, butelki czy wózek.

Ten czas przyszedł w styczniu tego roku (2014). Zośka miała skończone 3,5 roku i była czy może nadal jest dzieckiem, które potrafi chodzić samo dłuższe dystanse, które uczy się pływać, które zje normalne pożywienie i które co najważniejsze wypowie zrozumiały dla nas komunikat, że coś jej dolega, coś boli czy jest głodna!

Ponieważ wszystkie powyższe zostały przez nas osiągnięte, pozostało już tylko pytanie gdzie jechać? Mieliśmy budżet i trzy tygodnie do dyspozycji. Z duża pomocą przychodzą linie lotnicze Emirates i ich zakładka INSPIRE ME 😉 Polecam nawet jeśli nie kupujecie u nich biletu, choć w naszym przypadku tak się właśnie stało.

Bilety kupiliśmy na początku listopada, mieliśmy więc prawie dwa miesiące, żeby wszystko dokładnie zaplanować, począwszy od brakujących szczepień, po skompletowanie apteczki i zakupy brakujących rzeczy. Co ciekawe na Sri Lance, kraju komarów, bardzo dużym problemem jest kupienie środków, które je skutecznie odstraszą. Dlatego warto zabrać podwójną ilość sprayu Mugga lub innego zawierającego DEET.

Teraz parę słów o naszym niezbędniku. Mamy kilka rzeczy bez których się nie ruszamy. Zdjęcie poniżej doskonale pokazuje nasz ekwipunek. Znajomi pytali nas po co balony. Otóż nie tylko dla naszej Zośki ale i dla lokalnych dzieciaków. Nie raz mogliśmy przekonać się, że taki mały prezent szybko przełamuje lody i wielokrotnie zastępuje pieniądze, o które proszą dzieci. Czołówka, dwie linki (do rozwieszenia prania, do podczepienia moskitiery), uniwersalny korek do umywalki, uniwersalny adapter, cybanty, żabki, glow stick na wypadek ciemności absolutnej, wodoodporna torba na ubrania i druga na dokumenty, torebki ze spawem na różnego rodzaju okoliczności (nie tylko do transportu owoców, które mogę ubrudzić ci wszystko), opaska identyfikacyjna dla Zośki i kilka innych przedmiotów, które łatwo rozpoznać na zdjęciu. Nie ma co przesadzać z zabawkami. Należy pamiętać, że na miejscu dla dziecka czeka tyle atrakcji, że zabawki przywiezione z domu nie będą wcale interesujące. Dwie kolorowanki, kredki, słoik do łapania robaków (zabawa charakterystyczna dla naszej rodziny), iPad zamiast komputera i spawa rozrywki dla dziecka załatwiona.

Jeśli podróżujecie z plecakiem, tak jak my wiecie, że każda rzecz ma swoją wartość i wagę, więc pakując się nie przesadzajcie z ilościami. Mój tata zapytał mnie, ile walizek bierzemy na wyjazd. Hmmm… Zapakowaliśmy się w jeden duży plecak we trójkę, a drugi mały posłużył nam za bagaż podręczny. Oczywiście standardowo okazało się, że z kilku rzeczy moglibyśmy spokojnie zrezygnować, bo po co Zośce trzy bluzy skoro użyła jednej…

No to jesteśmy!!!

Jesteśmy znowu w Azji po prawie czteroletniej przerwie od ostatniej wizyty w kraju tego typu i na dodatek z dzieckiem. Początkowo nie mogłam dojść do siebie i byłam niepewna czy dobrze robimy. Minęło parę lat i zapomniałam jak to jest w Azji, jak wyglądają hostele, jak się podróżuje, jak się je na ulicy i tak dalej… Pierwszy dzień to totalny szok i obawa o Zośkę, że brudno, że źle, ale tak naprawdę to był tylko mój problem. Szybko pokonałam uprzedzenia i zrobiło fajnie i tak swojsko jak dawniej, a na dodatek Zośka była całkiem zadowolona.

Zdecydowaliśmy się, że nie będziemy szaleć z dystansami i trzymaliśmy się głównie wybrzeża. Pewnie bez Zośki podbilibyśmy całą wyspę, ale jednak z nią jest inaczej i trzeba ciut wolniej, bez ciśnienia. Wprawdzie w pewnym momencie odezwał się zew przygody i Jarek już kombinował, żeby wejść na najwyższą górę, zrobić jakiś trekking, ale po dłuższej analizie jednak stanęło na plażowaniu, surfingu i słoniach!!!

Plusy

Sri Lanka to w naszych wspomnieniach przede wszystkim plaże z wodą o temperaturze powyżej 27 stopni. Trzeba od razu jechać na Południe bo w okolicach Colombo, raju nie znajdziecie. Ale wystarczy wsiąść w stolicy w pociąg czy autobus, żeby po mniej więcej półtorej godziny znaleźć miejsca z katalogu biur podróży, a nawet lepiej.

Tuk tuki, lokalne autobusy to przyjemność sama w sobie, zwłaszcza dla najmłodszych. Pełna swoboda, nie ma pasów, wiatr we włosach. Jazda autobusem to szaleństwo. Wyprzedzanie na trzeciego, pod górę, klakson w użyciu non stop i zawrotna prędkość. Zocha to urodzony podróżnik. Najlepiej jej w transporcie i w ruchu. Stacjonarnie w jednym miejscu ją nie interesuje ale wszelkie przejażdżki absolutnie tak!!! Wielokrotnie padało pytanie kiedy pojedziemy gdzieś tuk tukiem.

Zaskoczył nas “porządek”. Wszędzie w miarę czysto, pozamiatane. Nie ma tych piętrzących się gór śmieci, w których buszują dzikie psy tak jak w Tajlandii czy Kambodży. O dziwo jest bezpiecznie. Nigdzie nie czuliśmy “zagrożenia”. W pokoju zostawialiśmy absolutnie wszystko, podobnie na plaży, zresztą nie mieliśmy nic czego straty bardzo byśmy żałowali. Nie odczuliśmy też, że na każdym kroku, ktoś chce nas oszukać. Tylko raz w autobusie pan skutecznie nie wydawał nam reszty, ale w końcu udało się odzyskać co nasze.

Jedzenie jest smaczne ale wszystko jest w curry począwszy od ziemniaków, dyni, wszelkich mięs, a skończywszy na ananasie i mango!!! Najlepsze danie zjedzone tam to bakłażan z tak karmelizowaną skórką, że smakuje jak najlepsze cukierki. Bogactwo owoców. Niestety nie było sezonu na nasze ukochane mangostany, ale ananasy skutecznie rekompensowały ich brak. Jest ostro mimo, że zawsze zamawialiśmy wersję ciut łagodniejszą. Europejskie dzieci mogą mieć tu duży problem. Zośka przeżyła trzy tygodnie na samym ryżu, jajkach, napojach czekoladowych i słodkich bułkach. Udało nam się ją przekonać do picia mleka kokosowego, o które z czasem sama zaczęła się upominać.

Zaskakujące było dla nas to, że jest tak mało ulicznego jedzenia. W Azji Południowo-Wschodniej czy w Ameryce Południowej na każdym kroku, można złapać jakiś smakowity kąsek. Na Sri Lance jest z tym ciut gorzej i wynika to z faktu, że oni jedzą raczej w domu, to co sami ugotują i o czym mieliśmy okazję się przekonać. Nasz najlepszy posiłek zjedliśmy w domu u zaprzyjaźnionego kierowcy tuk tuka. Oczywiście są bary gdzie za 100 rupii (2,30 pln) można zjeść ryż z curry, są przenośne garkuchnie gdzie smaży się roti, ale jest tego jakoś mało co nie znaczy, ze jest źle.

No i słonie, słonie i jeszcze raz słonie. Uda Walawe Park i widok grupy 40 słoni przechodzących przed naszym autem niezapomniany!!!

Minusy

Dla nas największym minusem Sri Lanki jest hałas. Jest głośno od świtu do zachodu słońca a i w nocy nie ma zupełnego spokoju. Ruch samochodowy jest obłędny i nie ma końca. Poza tym klakson i używanie go ciągle, to chyba obowiązek każdego prowadzącego! Telewizor w hotelu czy guesthousie jest zawsze rozkręcony na maksa i nie ma znaczenia, że obok w pokoju śpi dziecko a jego rodzice są na wakacjach i wieczorem chętnie poczytali by w spokoju. W autobusach, co charakterystyczne dla całej Azji, zawsze gra muzyka i to głośno. Tym razem jednak podchodziliśmy do tego z humorem, bo nasza mała melomanka wprost nie mogła się doczekać kiedy usłyszy pierwszą melodię z głośników.

Z bólem serca, ale muszę przyznać, że było okrutnie gorąco i wilgotno a styczeń to nie najcieplejszy miesiąc w tym kraju. Być może powinnam ten punkt umieścić w poprzednim akapicie, bo wiadomo fajnie jak jest ciepło i ja osobiście bardzo ale to bardzo lubię ale… Od 11:30 musieliśmy szukać schronienia w naszych guest housach i wychodziliśmy dopiero grubo po 14:00. Upał stawał się nie do wytrzymania. Prawie rzucaliśmy monetą które z nas tym razem wychodzi i kupić coś na lunch.

Na Sri Lance nie ma nic ważniejszego niż dzieci. Dzieci to dobro narodowe. Dlatego też zawsze znajdzie się ktoś kto ustąpi ci miejsca, nawet w najbardziej zatłoczonym środku transportu. Zaliczmy to więc do plusów. Wszystko pięknie, tylko niestety nasza wrażliwa Zośka, bardzo źle znosiła kontakty z tamtejszymi ludźmi. Każdy mijany człowiek ją zaczepiał z charakterystycznym Hello Baby, łapał za policzek, dotykał włosów. Strasznie ją to denerwowało. Niestety taka kultura, dotknąć białe dziecko na szczęście. Mówiliśmy jej, że może się bronić, krzyczeć lub robić co tylko jej się podoba, ale chyba nie starczyło jej odwagi.

No i komary! Zawsze i wszędzie. Największa inwazja zaczyna się koło zachodu słońca. Zośka niestety fatalnie znosi ugryzienia. W każdym guesthousie czy hotelu są moskitiery, ale i tak zawsze jeden komar się przeciśnie… W wodze poparzyła ją też lekko meduza więc 3 dni walczyliśmy ze spuchniętą nogą podając leki antyhistaminowe, które polecam zabrać w większej ilości.

Podsumowanie

Przekonaliśmy się, że azjatyckie podróżowanie z dzieckiem to zupełnie inna bajka. Nie na wszystko można sobie pozwolić. Przede wszystkim nie należy się spieszyć i dać dziecku przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości. Wiele się nauczyliśmy o sobie i o Zośce. W naszej wizycie na Sri Lance było dużo pozytywnych zdarzeń, ale były też trudne momenty, kiedy na parę sekund mieliśmy wszystkiego dość. Nie oznacza to, że rezygnujemy z takich przygód. Wręcz przeciwnie!


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u