W drodze pod Annapurnę – Urszula Baron

Urszula Baron

Termin wyjazdu: 18.01 – 06.02.1999

W wyjeździe brało udział 7 osób. Głównym celem wyprawy był treking pod Annapurnę, jednak po drodze zaliczyliśmy jeszcze kilka innych miejsc. Wszystkie ceny podawane są na jedną osobę.

18.01. Poniedziałek

Wylot liniami Lufthansa z Warszawy do Frankfurtu o 10.35. Samolot do New Delhi z 13.15 został przesunięty na 22.15 z powodu panującej tam od kilku dni dość gęstej mgły. Jako zadośćuczynienie otrzymaliśmy dwa posiłki gratis w restauracji na lotnisku.

19.01. Wtorek

Przed wyjściem z samolotu przesunęliśmy nasze zegarki o 4,5 godziny do przodu. Po odprawie paszportowej dokonaliśmy wymiany walut. Za 1 dolara płacono 41,80 rupii indyjskich. Następnie przejechaliśmy autobusem za 30 INR na Connaught Place. Wynajęliśmy 2 taksówki na 8-godzinne zwiedzanie za 300 INR (cena jednej ) Zatrzymaliśmy się w hotelu Natraj (300 INR za dwójkę), Chitra Gupta Road, Pahar Ganj, New Delhi 110055. Niestety na wyższych kondygnacjach brakowało wody. Zaczęliśmy zwiedzanie od wizyty w ambasadzie nepalskiej. Niestety była już zamknięta. Czynna poniedziałek – czwartek 9-12, piątek 9-11. Pojechaliśmy do Mauzoleum Humajuna 10 INR, kompleksu Qutab Minar 5 INR. Zwiedzanie zabytków spełniło rolę aklimatyzacji. W Warszawę była temperatura minusowa – w Delhi w południe było powyżej 20 C. Poranki bywały jeszcze stosunkowo chłodne, a panująca wysoka wilgotność dawała się wszystkim we znaki.

Po pierwszych wrażeniach nadeszła pora na indyjski posiłek. Wybraliśmy restaurację Bercos na Connaught Place ( warta polecenia ). Przykładowe ceny: makaron z jajkiem 50 INR, kurczak po mandżursku 98 INR, potrawa wegetariańska 70 INR, gotowany ryż 41 INR, napoje 20 INR. Po kolacji odbyliśmy jeszcze krótki spacer po najbliższej okolicy.

20.01. Środa

Dzień rozpoczęliśmy wizytą w ambasadzie nepalskiej. Tu po wypisaniu formularzy wizowych i wniesieniu opłat wymusiliśmy na panu w okienku odbiór paszportów jeszcze tego samego dnia. Ceny wiz kształtowały się następująco: do 15 dni 645 INR, do 30 dni 1075 INR ( dwa wjazdy 1720 INR ), do 60 dni 2580 INR.

W dalszej kolejności odwiedziliśmy następujące miejsca: Czerwony Fort 5 INR, Meczet Piątkowy 10 INR ( wejście na jedną z wież ), Bramę Indii, siedzibę rządu. Przy każdym wejściu do świątyń należy zdjąć obuwie. Jest tam zawsze osoba, która za opłatą ich pilnuje, jednak lepiej nosić je ze sobą, ponieważ nigdy nie mamy pewności, czy po powrocie je zastaniemy.

Widoczność tego dnia nie była najlepsza. Z Meczetu był ledwie widoczny Czerwony Fort, który przecież jest niezbyt odległy. Po zachodzie słońca spędziliśmy trochę czasu na Palika Bazar, na którym można wszystko kupić. Oczywiście ceny są umowne.

21.01. Czwartek

Wczesna pobudka była wymuszona odjazdem pociągu do Agry o godzinie 7.10 Odszukaliśmy wagon, na którym były już wypisane nasze nazwiska. Cena przejazdu 78 INR + 15 INR za rezerwację. Ten w miarę krótki odcinek pokonywaliśmy ponad 4 godziny. Pędząc z zawrotną szybkością, osiągnęliśmy na trasie 2-godzinne opóźnienie. Szczęśliwi, że dotarliśmy do celu, od razu przed dworcem wynajęliśmy 2 taksówki na cały dzień po 200 INR. Pierwsze kroki skierowaliśmy do hotelu Agra. Jedyny jego plus to położenie w ładnym ogrodzie i bliskość do fortu.

Po zakwaterowaniu pojechaliśmy do Tadż Mahalu ( wstęp 15 INR, gdy odwiedza się go w południe ). Wejście na jego teren jest ściśle kontrolowane. Osoby z większym bagażem były odsyłane do przechowalni bagażu, zaś mniejsze plecaki szczegółowo zostały sprawdzone. Wszelkie jedzenie i picie należało spożyć przed wejściem lub po prostu wyrzucić do kosza. W Tadżu można przesiedzieć cały dzień, ale my odwiedziliśmy jeszcze Fort ( 15 INR ). Mieliśmy tego dnia szczęście, ponieważ stąd był dobrze widoczny Tadż, chociaż bywają dni, uniemożliwia to duże zanieczyszczenie powietrza. Kolację zjedliśmy w restauracji Only, która jest godna polecenia ze względu na miłą obsługę, ciekawy wystrój wnętrza i muzykę. Od godziny 19.00 stały grajek prezentuje folklor indyjski. Ceny są umiarkowane, np. za makaron z warzywami i napojem trzeba zapłacić 75 INR.

22.01. Piątek

Na pół dnia wybraliśmy się doodległego o 40 km Fatehpur Sikri. Jest to doskonale zachowane miasto widmo, które stanowiło stolicę imperium mogolskiego ( 4.5 INR ). Wszystkie budowle są jeszcze w dobrym stanie. Przed Bramą Zwycięstwa znajdowało się wiele kramików z wyrobami z marmuru. Tu warto zrobić zakupy, gdyż cena wyjściowa wyrobów jest o wiele niższa niż w Agrze, a jest w czym wybierać. Gdzie indziej trudno jest później znaleźć takie rzeczy.

W drodze powrotnej zapragnęliśmy zrobić sobie zdjęcia z niedźwiedziem himalajskim. Ta przyjemność, za każde zrobione zdjęcie, kosztowała 10 INR. Na odcinku 2 km ok. 10 Hindusów stało ze swoimi pupilkami na smyczy.

Po niedźwiedziach przyszła pora na małpy. Pojechaliśmy do świątyni w Sikandrze ( 10 km od centrum Agry ). Tam, za bramą wejściową biegały sobie swobodnie małpki. Były nastawione do nas przyjacielsko, ale chyba tylko dlatego, że nie mieliśmy ze sobą nic do jedzenia. W drodze powrotnej odwiedziliśmy Mauzoleum Itimadud-dauli określane mianem ” Małego Tadżu” ze względu na elementy architektoniczne, identyczne z tymi w Tadż Mahal ( jego budowę rozpoczęto kilka lat później ) – wstęp 10.5 INR.

Zbliżała się pora zachodu słońca. Pojechaliśmy ponownie do Tadżu, by zobaczyć, jak mieni się barwami zachodzącego słońca. O tej porze dnia jest tam najwięcej zwiedzających, ale to trzeba zobaczyć.

Po kolacji spakowaliśmy nasze rzeczy i taksówką dojechaliśmy na dworzec kolejowy, gdzie o 22.10 miał przyjechać pociąg Marudhar Expres do Benaresu. Spóźnił się tylko 1.5 godziny. Ponieważ z Agry do Benaresu jest 626 km, wykupiliśmy miejsca sypialne w pierwszej klasie ( 210 INR + 15 INR za rezerwację ).

23.01. Sobota

Pociąg wtoczył się na dworzec w Benaresie o 13.40. Od razu pojechaliśmy do hotelu Varuna ( Vishwanath Villa 22 ). Jak do tej pory był to najlepszy hotel. Nie tracąc czasu, od razu wybraliśmy się do Sarnath ( taksówka 200 INR ). Tam po 49 dniach medytacji pod drzewem mądrości Budda dostąpił oświecenia. W miejscu, gdzie miał wygłosić swe słynne kazanie, stoi teraz 34 metrowa stupa ( 2 INR ).

Po powrocie do hotelu zdecydowaliśmy się pojechać zobaczyć płonący ghat . Ze względu na uroczystości w mieście nie można było dojechać tam bezpośrednio rikszą. Musieliśmy udać się pod ghat Kedar, skąd łódką podpłynęliśmy do miejsca, z którego najlepiej widać dopalające się stosy na ghacie Manikarnika. Niestety w trakcie uroczystości w mieście nie było bezpiecznie, więc zrezygnowaliśmy ze spaceru po ghatach. Powróciliśmy tą samą drogą do hotelu.

24.01. Niedziela

Szef hotelu zarezerwował dla nas poranną wycieczkę o wschodzie słońca ( 75 INR ). Rikszami dojechaliśmy znowu do ghatu Kedar, skąd łódkami pływaliśmy po Gangesie, obserwując budzące się miasto. Potem popłynęliśmy w drugą stronę, by w promieniach wschodzącego słońca ujrzeć, jak układane są nowe stosy, a popiół ze spalonych już zwłok wsypywany do rzeki. Po południu dwie osoby zdecydowały się pójść, wraz z miejscowym przewodnikiem, obejrzeć to miejsce. Były zaszokowane widokiem dopalających się zwłok i odgłosem łamanych kości, które nie mieściły się na stosie. Naprawdę nie wiem, czy chciałabym po tych opowieściach zobaczyć to na własne oczy. Zdecydowaliśmy, że pozostaniemy pół godziny na jednym z ghatów. W trzy osoby poprosiliśmy bramina o udzielenie nam błogosławieństwa. Przyjemność ta kosztowała nas po 50 INR. Po naznaczeniu mnie przez bramina poczułam się na wpół Hinduską. Brakowało mi jeszcze sari, ale o to nie trudno. Właśnie w Benaresie można zaopatrzyć się w piękne kobiece stroje. Trzyczęściowy strój w połowie wykonany z jedwabiu można już kupić za 300 INR.

Po porannych wrażeniach nadeszła kolej na zwiedzanie świątyń. Wynajętą taksówką za 300 INR objechaliśmy ciekawsze miejsca. Rozpoczęliśmy od Bharat Mata, która poświęcona jest Indiom jako matce. Do ” Złotej Świątyni” niestety nie mieliśmy prawa wstępu. Oglądać ją można jedynie z pobliskiego dachu. Nawet nie wolno robić zdjęć, a pilnują tego żołnierze. Tuż obok stoi meczet, którego również nie możemy zwiedzić. Warto wybrać się w okolice uniwersytetu. Obok budynków uniwersyteckich dostępna jest Nowa Świątynia Wiśwanath. W drodze powrotnej należy skręcić na Durgakund Road, gdzie obok siebie stoją dwie świątynie, jakże kontrastujące ze sobą. Świątynia Tulsi Manas jest wykonana z marmuru w stylu śikhary. Na jej ścianach zostały wyryte wersety i sceny z Ramajany. Na piętrze mieści się wytwórnia marionetek i dekoracji z indyjskiej mitologii ( 5 INR ). Nieopodal stoi czerwona świątynia Durgi. W przewodnikach piszą, że niehindusi nie mają tam wstępu, jednak nam pozwolono wejść. Do dzisiaj nie wiem, czym sobie na to zasłużyliśmy. Świątynia jest mała, ale warto ją zobaczyć. Od tej pory nie kierowaliśmy się tym, co piszą przewodniki. Po prostu trzeba próbować. Zawsze można zrobić w tył zwrot i odejść, gdy zabronią wejścia. Wieczorem zrobiliśmy zakupy na następny dzień, który mieliśmy spędzić w autobusie.

25.01. Poniedziałek

Po śniadaniu udaliśmy się na miejsce odjazdu autobusu do Kathmandu. Wszelkie formalności zostały wcześniej załatwione w hotelu. W trakcie całego przejazdu od godziny 8.30 do 19.00 były planowane 2 postoje ( 9.40 do 10.00 na drugie śniadanie, 12.30 do 13.15 na obiad ). Dodatkowo na prośbę Holenderki zatrzymaliśmy się jeszcze raz o 17.15. W ciemnościach dojechaliśmy do przejścia granicznego w Sonauli. Przyjazd planowany był na 17.00, ale dwie godziny opóźnienia to całkiem normalne, jak na indyjskie warunki. Zabraliśmy nasze bagaże i już na piechotę przekroczyliśmy granicę z Nepalem. Odprawa była dość sprawna, bo mieliśmy wizy załatwione jeszcze w Delhi. Skierowano nas do Nepal Guest House, gdzie był już dla nas zarezerwowany nocleg. Musieliśmy o kolejne 15 minut przesunąć wskazówki zegarka do przodu. Na granicy można wymienić rupie indyjskie na nepalskie. Niestety kurs jest bardzo niekorzystny 1: 1,5. Dlatego najlepiej tak operować swoimi finansami, by wydać wszystkie banknoty jeszcze w Indiach.

26.01. Wtorek

Autobus do Kathmandu wyjechał o 8.30. Czasami jazdę umilali nam grajkowie zabierani na krótką trasę. Autobus zatrzymywał się częściej, by zabrać lub wysadzić podróżnych, ale generalnie zrobiono dwa dłuższe postoje 12.30 do 13.00 oraz 16.30 do 17.00. Zakończyliśmy naszą podróż o 17.50. Nie tracąc ani chwili zakwaterowaliśmy się w hotelu Sagarmatha ( Thamel, P.O. Box: 11123 ). Najlepszy pokój to chyba nr 501 na poddaszu, ale i tak czystość w tym hotelu zrobiła na nas duże wrażenie. Od razu było widać, że jesteśmy w innym kraju. Zaraz przy hotelu był kantor, w którym wymieniliśmy walutę. Kursy kształtowały się następująco: 1 dolar – 66 NRs , Euro – 76.50, DM – 37.50.

Na kolację poszliśmy do restauracji tybetańskiej Shee De. Znajduje się ona na ulicy Jyatha za hotelem Jagat i jest naprawdę godna polecenia. Specjalnością są pierogi z różnym farszem ( momo ) za 25-40 NRs i zupa z makaronem ( chitse ) 30-45 NRs. Ceny są tam chyba najniższe , a jedzenie jest naprawdę wyśmienite. W drodze powrotnej do hotelu spacerowaliśmy po uliczkach.

27.01. Środa

Naprzeciw naszego hotelu znajdowała się restauracja Pumpernickel ( świeże bułeczki po 10-15 NRs, sandwich z warzywami i sosami 30 NRs, napoje 10-20 NRs), gdzie zaglądali turyści na śniadanie.

Dzień rozpoczęliśmy od wizyty w Immigration Office, by złożyć wnioski o zezwolenie na treking . Biuro jest czynne sobota – czwartek 10-13, a w piątek 10-12. Po południu o godzinie 14.00 następuje odbiór. Za tygodniowy treking do Annapura Base Camp ( ABC ) płaciliśmy 336 NRs – trzeba mieć ze sobą 2 zdjęcia.

Taksówkami po 750 NRs za dzień pojechaliśmy na Patan. Patan jest dość rozległy. My zwróciliśmy swoją uwagę na część królewską. Stamtąd przejechaliśmy pod stupę Svayambhunath. Od jej podnóża na szczyt trzeba pokonać 365 schodów. Przed samą górą stoi strażnik ( 60 NRs ). Z tarasu widokowego, przy dobrej widoczności, rozpościera się widok na całą dolinę. Ostatnim miejscem, gdzie zatrzymaliśmy się na dłużej, był Plac Pałacowy. Pierwsze kroki skierowaliśmy do Kumari Bahal. I tu spotkało nas szczęście – dosłownie chwilę po naszym wejściu na dziedziniec wyjrzała z okna pałacowego bogini Kumari. Na Durbar Squar znajduje się jeszcze kilka świątyń, które ukazują całe bogactwo kultury i religii Nepalu. Zwiedzając je, zauważyć można, jak różnorodna jest sztuka i architektura tego kraju. Rikszami wróciliśmy do hotelu. W księgarni zaopatrzyliśmy się w mapy na treking 175 NRS.

28.01. Czwartek

Zamówiliśmy budzenie na 6.00, ale w rezultacie obudzono nas o 6.30. Dlatego wskazówka dla innych: zamawiajcie budzenie na wcześniejszą godzinę, szczególnie przed planowanym wyjazdem następnego dnia. Zarezerwowaliśmy na ten dzień bilety autobusowe do Pokhary. Autobusy z reguły wyjeżdżają rano o godzinie 7.00. W trakcie jazdy zarządzono dwa postoje 9.30 do 10.00 oraz 12.00 do 12.20. Na miejsce dojechaliśmy o godzinie 13.40. Warto usiąść po prawej stronie, bo ukazują się ciekawe widoki. Z noclegami nie ma problemu. Ledwo wysiedliśmy z autobusu, a już naganiacze hotelowi oferowali nam swoje propozycje. My byliśmy zdecydowani na Eagle Mont, położony w pobliżu jeziora Phewa ( Lake Side, Jare Bar Baidam 6 ). Na pierwszy rzut oka miasto wydaje się nieciekawe. Dopiero spacer daje pełne wyobrażenie o urokach tego miejsca. Ceny w Pokharze są wyższe niż w Kathmandu. W restauracji za najprostsze danie trzeba zapłacić 80 NRs ( bez napojów ).

29.01. Piątek

Na 8.15 zamówiliśmy mały mikrobus, którym przejechaliśmy do Birethanti – 800 NRs. Na miejscu byliśmy o 9.30. Jest to jeden z punktów wyjściowych na trasy w Himalaje. Wioska położona jest na wysokości 1037 m n.p.m. Już razem z miejscowym przewodnikiem wyruszyliśmy w góry. Dzienne wynagrodzenie przewodnika to 5 dolarów + jedzenie. Po 45 minutach doszliśmy do punktu kontrolnego, w którym należy przedstawić permit i wnieść opłatę 1000 NRs. Większość trasy biegnie wzdłuż rzeki Modo Khola. O tej porze roku jest w niej mało wody. Początkowy odcinek trekingu jest dość łatwy. Podejście zaczyna się przed Syauli Bazar ( 1390 m n.p.m. ). Tutaj o 12.15 zrobiliśmy postój 1,5-godzinny na obiad. Można sobie zadać pytanie, dlaczego tak długo? Odpowiedź jest prosta. Przygotowanie różnych dań dla tylu osób, w tych prymitywnych warunkach, zajmuje sporo czasu. Należy o tym pamiętać, planując trasę wędrówki. Będąc w górach, należy się liczyć ze wzrostem wydatków na jedzenie i napoje, np. butelka wody mineralnej kosztuje 60 NRs, Coca-Cola, Fanta, Mirinda po 25-40 NRs, herbata 1 kubek 20-30 NRs, ryż 60 NRs, chleb tybetański 30 NRs, makaron z jajkiem 70 NRs. Kto chce ograniczyć swoje wydatki powinien zabrać ze sobą zupki chińskie i gorące kubki. Wrzątek jest gratis. O godzinie 17.15 doszliśmy do New Bridge na 1660 m n.p.m.. Po krótkiej dyskusji zdecydowaliśmy pójść do następnej bazy w Ihinu na 1760 m n.p.m.. Ostatni odcinek, począwszy od mostu na Kyumnu Khola, jest bardzo stromy, a my na dodatek pokonywaliśmy go przy blasku księżyca. Jakież było zdziwienie naszego przewodnika, który po tym pierwszym dniu stwierdził, że nie miał jeszcze takiej grupy, która wędruje w ciemnościach.

30.01. Sobota

Noc była zimna, ale jak się okazało później, następne były jeszcze zimniejsze. Ranek przywitał nas wspaniałym widokiem na Annapurnę South 7219 m n.p.m.. Do godziny 9.00 jest jeszcze chłodno. Dopiero, gdy słońce wyjdzie zza gór robi się coraz cieplej. Dobowa amplituda temperatury powietrza może wpłynąć na nasze zdrowie niekorzystnie. Warto zabrać za sobą jakieś tabletki na przeziębienie i krople do nosa. O 9.00 wyruszyliśmy w dalszą drogę. Przed nami ukazało się strome zbocze. Szczyt Chomrongu ( 2060 m n.p.m. ) osiągnęliśmy po 1.5 godzinie. Niestety okazało się, że musieliśmy zejść znowu do następnej rzeki Chomrong Khola. W połowie drogi znajduje się punkt kontrolny. Znowu sprawdzane są permity. Od rzeki rozpoczyna się podejście do Sinuwy (2350 m n.p.m.). Tym razem krótsza 45-minutowa przerwa na obiad. Stąd szlak wiódł wzdłuż zbocza, lekko się wznosząc. Po drodze mija się wiele pól tarasowych, które przygotowywane były do następnego okresu wegetacyjnego. Kolejne trudne podejście czekało nas pod Kuldi Ghar ( 2500 m n.p.m.). Pogoda powoli zaczęła się zmieniać. O 16.00 nadciągnęły chmury, z których zaczął padać deszcz przechodzący w grad. Było to utrudnienie, bo zaczęliśmy schodzić do Bamboo ( 2190 m n.p.m.), a po śliskich kamieniach idzie się wolniej. Na miejsce doszliśmy dopiero o 16.50. Z niepokojem oczekiwaliśmy na poprawę pogody. Dopiero o 20.00 na niebie pojawiły się gwiazdy i księżyc.

31.01. Niedziela

Kolejny słoneczny poranek przywitał nas wspaniałymi widokami. O 8.50. ruszyliśmy przed siebie. Kolejne bazy Dovan ( 2606 m n.p.m.) i Himalaja ( 2870 m n.p.m.) były zamknięte. Dopiero w Deurali ( 3150 m n.p.m.) można było coś zjeść i napić się gorącej herbaty. Podchodząc do Deurali, przechodzi się pod ogromnym nawisem skalnym przypominającym nieco grotę. Była już 13.30 i po namyśle postanowiliśmy zostawić tutaj swoje plecaki i bez obciążenia iść dalej. Powyżej 2600 m n.p.m. leżał śnieg. Na tej wysokości na ścieżce było go niewiele, bo szybko topniał w promieniach południowego słońca. Gorzej było w miejscach zacienionych. Gdzieniegdzie utworzyła się warstewka lodu. Opuszczając Deurali, od razu wspięliśmy się pod górę, by następnie stromymi schodami zejść w dół. Środkowy odcinek jest przyjemny. Po godzinie pojawił się olbrzymi blok firnu. Byliśmy na 3500 m n.p.m., gdy zaczęły się objawy choroby wysokogórskiej. Spośród całej grupy tylko ja zdecydowałam się na dalszą wędrówkę do Machhapuchhare Base Camp ( 3720 m n.p.m.). Wraz z przewodnikiem dotarłam tam o 16.00. Niestety mgła już wszystko przysłoniła. Dowiedzieliśmy się, że lodge w Annapurna Base Camp są zamknięte od kilku dni, a dopiero nazajutrz miały zostać otwarte. Z żalem po 30 minutach odpoczynku zawróciłam do MBC, gdzie czekali pozostali członkowie grupy. Do ABC były zaledwie 2 godziny marszu.

01.02. Poniedziałek

W drogę powrotną wyruszyliśmy dopiero o 10.00 ze względu na zlodzenie szlaku. Mróz nocą był srogi, bo wszelka woda na zewnątrz zamarzła. Po 3 godzinach znaleźliśmy się ponownie w Bamboo, gdzie zjedliśmy obiad. O 16.00 doszliśmy do Sinuwy. Przed nami pozostało podejście do Chomrongu. Zdążyliśmy tam dojść na zachód słońca. Jakże cudownie wyglądała Machhapuchhare ( 6993 m n.p.m.) w promieniach zachodzącego słońca.

02.02. Wtorek

Ten dzień przeznaczyliśmy na regenerację sił. Około południa zeszliśmy do Ihinu. Zajęło to nam 50 minut. Rozłożyliśmy się w pokojach i nie tracąc więcej czasu, zeszliśmy do ciepłych źródeł ( ok. 15 minut ). Przy rzece znajdują się dwa małe baseniki ułożone z kamieni i wyłożone folią. Są oddalone od siebie o 20 m. Oprócz tego jest oddzielna rura, pod którą wskazane jest najpierw się wymyć. Jeszcze do niedawna było więcej baseników, ale zostały zniszczone przez deszcze monsunowe. Wpływa do nich na bieżąco świeża woda. Trzeba uważać na to, w czym bierze się kąpiel. Niektóre części bielizny mogą ulec przefarbieniu ze względu na znajdującą się w wodzie siarkę. Cóż za przyjemność wygrzewać się w wodzie i spoglądać na lodowatą rzekę.

03.02. Środa

W nocy przeżyliśmy chwilę strachu, gdy nagle zerwał się silny wiatr, który próbował zedrzeć blachę z pobliskiego zjazdu. Po śniadaniu dokonaliśmy wymiany części naszej garderoby na różne przedmioty i biżuterię. Ludziom z gór nie zawsze potrzebne są pieniądze.

Dystanse drogi powrotnej są następujące: z Ihinu do New Bridge 1 godzina, z New Bridge do Syauli Bazar 3 godziny, ze Syauli Bazar do Birethanti 2 godziny. Tutaj trzeba było się odmeldować w punkcie kontrolnym – kontrola permitów. Do Pokhary dojechaliśmy miejscowym autobusem ( 35 NRs). Jazda trwała ok. 2 godzin. Nocleg mieliśmy w tym samym hotelu co przed trekingiem.

04.02. Czwartek

O 8.20 zajechał pod nasz hotel autobus do Kathmandu z firmy Peace and Heaven. Cena biletu 230 NRs. Po drodze zabieraliśmy innych podróżnych. W trakcie jazdy były znowu dwa postoje w tych samych zajazdach co poprzednio. Do celu dojechaliśmy o 16.00. Po przybyciu do hotelu i zabraniu rzeczy z depozytu, udaliśmy się do naszego Tybetańczyka na kolację.

05.02. Piątek

Ostatnie chwile w Nepalu spędziliśmy na robieniu zakupów, czyli wydawaniu resztek pieniędzy. Hotel opuściliśmy o 16.20. Nepalskimi Liniami Lotniczymi odlecieliśmy do Delhi – 107 dolarów. Osoby siedzące po prawej stronie mogły podziwiać panoramę całego Kathmandu, zaś po lewej oświetlone Delhi. Lot trwał 1.5 godziny. Jeszcze 6 godzin oczekiwania i Lufthansą powróciliśmy do kraju.

Uwagi na temat trekingu

Przeznaczyliśmy tylko 6 dni na cały treking do ABC. Teraz mogę powiedzieć, że jest to wykonalne, ale kosztem dużego wysiłku fizycznego i pod warunkiem, że pogoda nam dopisze. Planując wyjście w góry, lepiej mieć w rezerwie kilka dodatkowych dni, na wypadek gdyby trzeba było czekać na lepsze warunki atmosferyczne, lub po prostu skrócić sobie trasę dziennego przejścia. Nie warto się spieszyć. Lepiej dać naszemu organizmowi więcej czasu na aklimatyzację. Z drugiej strony atmosfera w lodgach jest niepowtarzalna. Spotyka się tam ludzi z całego świata, chociaż w tym okresie na szlaku było trochę pustawo. Należy zabrać ze sobą porządny śpiwór i ciepłą odzież. W południe jest na tyle ciepło, że można iść w koszulce i krótkich spodenkach. Wskazane jest używanie kremów z filtrem i okularów przeciwsłonecznych. W plecaku nie powinno zabraknąć także czekolady ( w dużych ilościach ) i latarki, gdyż nie zawsze w lodgach jest światło. Dopiero, gdy my wyjeżdżaliśmy, większe grupy zaczęły zjeżdżać w tę część świata. Ktokolwiek przyjedzie tam pierwszy raz, z pewnością będzie chciał kiedyś powrócić – chociaż niekoniecznie w tę samą część Himalajów. Chociaż doszłam tylko do MBC, to i tak czuję się usatysfakcjonowana. Inni nie mają nawet takich możliwości dojścia ze względu na zdrowie. Najbardziej jednak pozostanie mi w pamięci Chomrong, gdy jedliśmy śniadanie na tarasie widokowym, spoglądaliśmy na Annapurnę South i obserwowaliśmy, jak wioska budzi się do życia. To było cudowne.

Życzę wszystkim udającym się w ten region tylu wrażeń i przeżyć.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u