Turcja, Syria i Jordania ’97 – trampingowy elementarz – Joanna i Dariusz Grzymkiewicz

Joanna i Dariusz Grzymkiewicz

7 lipca Stambuł

Nasz autobus przyjechał do Stambułu z kilkugodzinnym opóźnieniem. Zamiast o planowanej 22:00 byliśmy na miejscu grubo po 1:00 w nocy. Autobus zatrzymał się pod stambulskim Hotelem Astor, bazą noclegową polskich i rosyjskich handlarzy, z cenami pokoi w granicach 30 USD od osoby.
Zwiedzanie Stambułu rozpoczęliśmy od Pałacu Topkapí. Za wstęp należy zapłacić 2,5 USD (1,3USD z ISIC) i osobno 1,7 USD za wstęp do Haremu. Potem odwiedziliśmy Błękitny Meczet, Uniwersytet, Meczet Sulejmana, Most Atatürka i Bazar Egipski.

8 lipca Stambuł

Wybraliśmy się nad Bosfor, by zorientować się w promach do Yalova.

Wstęp do Aya Sofia: 3,4 USD (1,3 z ISIC). Jest to jedno z tych miejsc na trasie, które robi największe wrażenie i pamięta się je do końca życia.

9 lipca Stambuł – Bursa

Zaraz po drugiej stronie w Yalova czekał autobus do Bursy za 2 USD od osoby. Dowiózł nas do nowoczesnego terminalu, znajdującego się na pustkowiu, ok. 10 km od miasta. Na szczęście bez problemu znaleźliśmy autobus do centrum (Heykel) za 0,3 USD. Tam zapakowaliśmy się do Hotelu Ipekçi za kosmiczną cenę 5,4 USD.

10 lipca Bursa

Przejazd autobusem miejskim spod Eski Kaplíca do centrum (bilety kupione w kiosku i wrzucone do otworu przy fotelu kierowcy) kosztowały 0,2 USD. Przy wsiadaniu otwarte są tylko pierwsze drzwi, by nikt nie wszedł bez biletu. Przy wysiadaniu dowolnymi drzwiami należy wcisnąć przycisk “żądanie” nad drzwiami.

11 lipca Bursa – Çanakkale

Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na fakt, że wszystkie pojazdy na Atatürk Caddesi poruszają się w jedną stronę. Skoro więc droga jest jednokierunkowa, oznacza to, że autobusy poruszają się po pętli i przystanek znajduje się w tym samym miejscu, co przystanek z terminalu. Podróżnicy, którzy zapamiętają, w którym miejscu wysiedli po przybyciu do miasta, z łatwością trafią na przystanek powrotny.

Do Çanakkale dojechaliśmy autobusami firmy Kamil Koç za 6 USD na osobę. Tu zatrzymaliśmy się w hotelu Anzac House na Cumhuriyet Meydani No. 61 (tel. +90 286 217- 01- 56). Łóżko w dormitorium kosztuje 3,6 USD. Na powitanie właściciel poczęstował nas pyszną herbatą jabłkową. Było czysto, gorąca woda w prysznicu i papier toaletowy w toalecie. Obsługa świetnie mówiła po angielsku.

12 lipca Çanakkale – Assos

Z Çanakkale do Troi dojeżdża się dolmuşem za niecałego dolara w jedną stronę. Bilet wstępu kosztuje 1,7 USD (0,7 USD z ISIC). W związku z tym zupełnie nie opłaca się brać wycieczki za 8 USD z hotelu. Przewodnika również można wynająć dopiero na miejscu.

Z Çanakkale udaliśmy się do Assos. Najpierw z dworca za 1,7 USD do Ayvacíku i stamtąd dolmuşem za 1 USD do Assos. Dolmuş wysadził nas przy nadmorskiej przystani (Iskele), obrośniętej gęsto hotelikami i polami kempingowymi. Na polu Assos Öz Camping, trochę na uboczu w gaju oliwnym, płaciliśmy 0,7 USD od głowy za noc. Mają kiepską restaurację, choć tanią.

13 lipca Assos

Do świątyni Ateny można wejść za darmo przed godz. 10:00 rano. Potem w budce pojawia się kasjer i sprzedaje bilety.

14 lipca Assos

15 lipca Assos – Bergama

Z rana zapakowaliśmy się do dolmuşa i dojechaliśmy do Ayvacíku (1 USD). Stamtąd autobusem za niecałe 5 USD dojechaliśmy do miejsca, gdzie z autostrady odchodzi droga do Bergamy (Pergamonu). Niewiele autobusów zatrzymuje się w środku miasta.

16 lipca Bergama – Selçuk

Z rana wynajęliśmy taksówkę za 5,2 USD (w/g taksometru!) i wjechaliśmy na Akropol (wstęp 1,6 USD; 0,7 USD z ISIC). Stamtąd pieszo przez ruiny Middle City zeszliśmy do miasta.

Z Bergamy nie znaleźliśmy bezpośredniego autobusu do Selçuk, wsiedliśmy więc w autobus do Izmiru (2,6 USD), a stamtąd w ciągu dwóch minut przesiedliśmy się w autobus do Selçuk (1,6 USD).

17 lipca Selçuk – gdzieś po drodze do Nevşehir

Z samego rana po śniadaniu wybraliśmy się pieszo do Efezu. Płaska droga (3 km) wiedzie cienistą aleją morw i modrzewi. Nawet w największy upał nie ma problemu z dojściem.

Minibus do Kaymakl (podziemne miasto) można złapać na przystanku koło Tourism Information. Kosztuje 0,3 USD. W Kaymakl można złapać kolejny minibus (również za 0,3 USD) do kolejnego podziemnego miasta w Derinkuyu. W Derinkuyu, przy podziemnym mieście stoją terenowe taksówki, które zabiorą Cię tam, gdzie chcesz – np. do doliny Ilhara. Powrót z Derinkuyu do Nevşehir, nie wiedzieć czemu, kosztuje 1 USD. Wejścia do podziemnych miast w Kaymakl i Derinkuyu: po 1,6 USD (0,7 z ISIC).

19 lipca Göreme

Autobusu do Göreme szukaliśmy na dworcu autobusowym. Okazało się, że minibusy i dolmuşy nie odchodzą już z dworca, tylko z przystanków w centrum miasta (np. z tego przy Tourism Information). Z dworca odchodzą tylko autobusy dalekobieżne. Wsiedliśmy w taki do Kayseri i dojechaliśmy do Göreme za 0,7 USD od osoby.

Przy dworcu w Göreme znajduje się biuro, które udziela bezpłatnych informacji o hotelach i wskazuje drogę do wybranego. Najniższe ceny wszędzie kształtują się na poziomie 5 USD, ponieważ panuje tutaj zmowa właścicieli pensjonatów.

20 lipca Göreme

Wynajęliśmy dziś dolmuş za 19,6 USD (po 3,9 USD za głowę w 5 osób), żeby objechać ważniejsze miejsca w okolicach Göreme. Byliśmy w Dolinach Bajkowych Kominów, w Open Air Museum w Zelve, widzieliśmy skałę w kształcie wielbłąda (jest to jedna z atrakcji Kapadocji) i odwiedziliśmy warsztat ceramiczny w Avanos. Open Air Museum w Zelve jest trzy razy lepsze niż to w Göreme. Wstęp kosztuje 1,6 USD (0,7 USD z ISIC). Tego nie można ominąć. Przydaje się latarka! W warsztacie ceramicznym za darmo oprowadzają po pomieszczeniach i w kilku językach opowiadają o tradycyjnym wyrobie porcelany.

21 lipca Göreme

Dwa wspaniałe skalne pipanty znaleźliśmy dziś koło S Ataman Hotel, za S.O.S. Motel. W nocy są oświetlone i wyglądają niesamowicie. W tym miejscu również rozpoczyna się szlak trasy spacerowej (walking tour) do dolin Uçisaru.

22 lipca Göreme – Ankara

Nie zdążyliśmy sprawdzić w Nevşehir, czy ceny tu różnią się od Göreme. Wiem jednak, że prowadzą tu działalność te same firmy (Nevtur i Göreme) oraz Kapadokya. Więcej przewoźników nie ma. Mogą więc dowolnie dyktować ceny przy tak niewielkiej konkurencji.

Do Polski można zadzwonić na koszt abonenta (odbiorcy) przez Polska Direct (00 800 48 11 77) z każdego automatu ulicznego bez użycia karty lub żetonu. Dostęp do automatów telefonicznych na poczcie głównej możliwy jest 24 godziny na dobę.

23 lipca Ankara – Bogazkale

Przystanek autobusu miejskiego do terminalu dalekobieżnego AŞTI znaleźć można naprzeciwko poczty głównej albo przy Operze. Obowiązują autobusy z napisami AŞTI lub Yeni Terminal. Bilet kosztuje 0,3 USD (0,2 ulgowy).

W Ankarze terminal ma trzy poziomy. Nie ma jednak problemu z orientacją, ponieważ dolny poziom jest parkingiem dla autobusów, średni obsługuje przyjazdy, a najwyższy odjazdy. Ponieważ nie ma bezpośrednich autobusów z Ankary do Bogazkale (Hattuşaş – ruiny hetyckiego miasta sprzed 4 tys. lat), należy zakupić bilet do Sungurlu (3,2 USD). Z Sungurlu odchodzą dolmuşy do Bogazkale za 0,5 USD.

Ruiny Hattuşaş nie są już zamykane o 17:00. Można tam wejść o każdej porze, a po 17:00 za darmo, ponieważ bileter idzie do domu.

24 lipca Bogazkale

Wstęp do Hattuşaş i Yazílíkaya – obowiązuje ten sam bilet – kosztuje 1,3 USD (0,7 z ISIC). Obejście obiektów zajmuje kilka godzin. W Hattua depcze się po prostu po skorupach hetyckiej ceramiki.

25 lipca Bogazkale – Amasya

O 12:00 opuściliśmy Hattuşaş Motel i pojechaliśmy dolmuşem do Sungurlu. Kilka kilometrów przed miastem jest stacja benzynowa Shella i restauracja Mavi Ocak, gdzie zatrzymuje się większość dużych autobusów (w Sungurlu nie ma dworca autobusowego, więc jest to jedyny pewny punkt, w którym złapać można transport). Wsiedliśmy do pierwszego autobusu, który jechał do Çorum (1,6 USD), a stamtąd znaleźliśmy autobus do Amasyi (2,6 USD). Nie mieliśmy jej co prawda wcześniej w planach, ale trzeba od czasu do czasu zrobić coś nieoczekiwanego.

26 lipca Amasya

Droga do cytadeli w Amasyi jest prosta i łagodna. Najpierw należy przekroczyć którykolwiek z mostów (najlepiej ten najbardziej wysunięty na północ) i dojść do Wielkiej Medresy Męskiej – Büyük Aga Medresesi. Dalej drogą oznaczoną na Samsun przejść ok. 1 km. w kierunku północnym. Droga jest oznaczona żółtym drogowskazem z napisem “Kale”. Po ok. 2 km łagodnego podejścia ubitą i dobrze oznakowaną drogą dochodzi się do zrekonstruowanych murów. Wstęp jest bezpłatny.

27 lipca Amasya – Trabzon

W Samsunie długo szukaliśmy portu. Autobus wyrzucił nas w centrum miasta na Atatürk Bulvari, przy czymś, co miało być według mapy Informacją Turystyczną, a było smutną ruiną ceglanego budyneczku świecącą pustymi oczodołami okien. Nie udało się więc zasięgnąć informacji i chcąc nie chcąc na własną rękę poszliśmy poszukać portu. Nie jest on bowiem dokładnie tam, gdzie powinien być według mapy, lecz kilkanaście metrów w prawo, w stronę morza, za zardzewiałą żelazną bramą z symbolem TCDD (kolei tureckich!). Godzinę trwało, zanim na to wpadliśmy. Niestety, oprócz wtorkowego promu, nie pływa tutaj nic.

28 lipca Trabzon

Trabzon jest bardzo ładnym miastem. Zupełnie nie pasuje do niego opis wielkiego miasta portowego.

29 lipca Trabzon – do Malatyi

W zasadzie niewiele się dzisiaj działo. Pogoda była pod psem, więc mieliśmy wymówkę, żeby nie jechać do Sumeli.

30 lipca Malatya

Autobus przyjechał do Malatyi o 7:00 rano, na stary dworzec autobusowy. Trochę nas to zdezorientowało (w Lonely Planet piszą wyłącznie o nowym terminalu, który okazał się być jeszcze nieczynny), nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy. Jednak kierując się drogowskazami udaliśmy się do centrum (ok. 2 km).

31 lipca Kahta

Zapchany WC i ciągły brak wody doprowadził nas dzisiaj do szału. O 7:00 rano spakowaliśmy więc plecaki i pojechaliśmy dolmuşem spod Ulu Camii na dworzec autobusowy. O 8:30 wpakowaliśmy się do bezpośredniego autobusu do Kahty za 3,8 USD od osoby.

1 sierpnia Kahta – Şanlí Urfa

O 2:30 w samym środku upalnej nocy (dawno nie było nam tak gorąco!) obudził nas kierowca mikrobusu i zabrał na imponujący wschód słońca na górze Nemrut. Na szczycie po jednej stronie stoją figury oświetlane podczas wschodu, po drugiej podczas zachodu słońca. Obydwie strony warte są z pewnością obejrzenia, ale strona zachodnia, nie wiedzieć czemu, częściej reprodukowana jest na plakatach, ulotkach i w przewodnikach. Po wschodzie słońca nasz kurdyjski, jak się okazało, kierowca obwiózł nas jeszcze po kilku miejscach w okolicach Kahty – wszystko wliczone we wczoraj ustaloną cenę.

2 sierpnia Şanlí Urfa

Ponieważ po wczorajszym pijaństwie jedna trzecia naszej wyprawy obudziła się z silnym kacem i jedyne, czego pragnęła, to umrzeć w spokoju, zdecydowaliśmy się wykupić wycieczkę do Harranu za 6,2 USD od osoby (cena spadła od wczoraj o kilka centów w związku ze spadkiem wartości liry do dolara). Wybraliśmy firmę o enigmatycznej nazwie “Harran – Nemrut Tours” (czyżby oznaczało to, że organizują wycieczki do Harranu?), której biuro znajduje się obok Ipek Palas Hotel (2,5 USD za nocleg). Biuro prowadzi pan Özcan Aslan, który jest na co dzień nauczycielem nauczania początkowego w podstawówce i świetnie mówi po angielsku.

Wybraliśmy wycieczkę, która zaczynała się o 16:00. Pod wieczór bowiem robi się chłodniej i światło zachodzącego słońca jest lepsze do fotografii. Dostaliśmy bardzo wesołego kierowcę, który przez całą drogę śpiewał nam tureckie songi ludowe. Cała wycieczka była naprawdę super, a biuro “Harran – Nemrut Tours” z pewnością polecimy przyjaciołom.

Dzisiejszy kurs dolara do liry: 1 USD = 162000 lirów.

3 sierpnia Şanlí Urfa – Aleppo

Autobus do Gaziantepu (1,5 USD) odjeżdżał o 13:00. O 12:00 busik serwisowy zabrał nas z biura firmy Urfa Intimat, znajdującego się dokładnie naprzeciwko Tourist Information, na dworzec autobusowy.

W Gaziantep nie znaleźliśmy autobusu bezpośredniego do Aleppo. Zresztą byłby pewnie drogi. Postanowiliśmy więc dostać się minibusem do Kilis. Jeden z kierowców koniecznie chciał wsadzić nas do swojego mikrobusa twierdząc, że jedzie do Kilis. Na szybie napisane miał jednak Hatay i niewiele brakowało, żebyśmy się tak oszukali. Hatay bowiem to inna nazwa dla Antakyi i choć z Antakyi również można przedostać się do Syrii, to jednak nie takie mieliśmy na dzisiaj plany. Kierowca jednak był bardzo natrętny i próbował wmówić nam, że jedzie do Kilis. Nota bene, piątka naszych przyjaciół, która miała dojechać do nas za dwa tygodnie, dała się oszukać kierowcy i pojechała do Hatay (Antakyi) zamiast do Kilis, do którego chciała dotrzeć. Natomiast mikrobusy do Kilis odchodzą z dworca w Gaziantepie, wbrew temu co mówią nieuczciwi naciągacze, gdy tylko zbierze się komplet pasażerów. Dojechaliśmy do samej granicy za podwójną stawkę (z Gaziantepu do Kilis przejazd kosztuje 1,5 USD, a za drugie tyle od twarzy dojechaliśmy do samego przejścia granicznego). Przeszliśmy turecką kontrolę, a wtedy okazało się, że do placówki syryjskiej jest około 1 km. Można ten odcinek swobodnie przejść pieszo. My jednak, nieświadomi warunków, wynajęliśmy taksówkę za 3 USD.

Odprawa syryjska okazała się również bezproblemowa. Problem wynikł wtedy, gdy okazało się, że z granicy nie odchodzą autobusy do Aleppo, jak się spodziewaliśmy. Byliśmy bez złamanego funta syryjskiego (mogliśmy zakupić nieco waluty w kantorach w anl Urfie, ale nie przyszło nam to wcześniej do głowy). Klitka banku na granicy była nieczynna. Byliśmy więc zmuszeni wyczarterować taksówkę za 13 USD (stargowaną z 50 USD) do centrum Aleppo – ok. 60 km.

Zatrzymaliśmy się w hotelu Kawkab al- Salam (3 USD od osoby) i na przywitanie spaliliśmy instalację elektryczną hotelu naszą grzałką. Zachciało się dzieciom herbatki.

Kurs w państwowym punkcie wymiany walut wynosił 1 USD = 45 funtów. Wstrzymujemy się więc z wymianą większej ilości gotówki, odkładając to do chwili kontaktu z czarnym rynkiem. Kurs funta syryjskiego (SYP) w Şanlí Urfa był dużo intratniejszy (1 USD = 55 SYP).

4 sierpnia Aleppo

Wejście do Cytadeli z ISIC kosztowało nas po 25 SYP (0,2 USD), przy cenie 200 SYP (4 USD) dla turystów. To wielki sukces, że w Syrii zaczęli honorować ISIC.

Długo chodziliśmy dziś po targowisku licząc, że zaczepi nas jakiś cinkciarz. Niestety, nikt nas nie zaczepił oprócz grupy skautów, która chciała zrobić sobie z nami zdjęcie. Wróciliśmy więc zmartwieni do hotelu, a tu niespodzianka: dziadek hotelowy zaproponował nam pomoc w wymianie dolarów po kursie 1:50. Co prawda, kosztowało to nas po 50 funtów (1 USD) bakszyszu, ale i tak dużo na tym skorzystaliśmy – 9 USD przy wymianie 100 dolarów. Znaleźliśmy poza tym łącznika z czarnym rynkiem.

Dodatkowo zmusiliśmy dziadka wczorajszym gotowaniem wody do zakupu nowego prostownika napięcia.

5 sierpnia Aleppo – Lattakia

Obudziliśmy się dziś w pokoju odciętym od świata. Śmierdząca woda wypłynęła z WC i zalała korytarz przed naszymi drzwiami. Do tego jeszcze zepsuł się rezerwuar w naszej łazience i mieliśmy problemy ze spłukiwaniem. Spakowaliśmy więc plecaki i pojechaliśmy do Lattakii.

Najtańszym autobusem za 0,8 USD przetelepaliśmy się do miasta portowego nad Morzem Śródziemnym. Tu ulokowaliśmy się w hotelu Al Nahhas we trzy osoby w dwójce za 2,83 USD od osoby.

6 sierpnia Lattakia

7 sierpnia Lattakia

Autobusy do Baniyas (w kierunku twierdzy Qala”at Al- Marqab) odchodzą z Lattakii z dworca oznaczonego w Lonely Planet numerem 2, z peronu czwartego od prawej. Mikrobusy do Kassab odchodzą z naprzeciwka.

Tak więc zapragnęliśmy dziś zobaczyć zamek krzyżowców Qala”at Al- Marqab. Wsiedliśmy do autobusu do Baniyas. Kierowca zabrał nam paszporty i zniknął z nimi na dobre 10 minut. Po chwili wrócił, oddał nam je i wpisał kilka szlaczków do listy pasażerów, którą następnie powinien poświadczyć oficer policji w budce na dworcu autobusowym. Przy wyjeździe z dworca ów oficer policji wsiadł do autobusu i na wyrywki zaczął wyczytywać nazwiska pasażerów. Okazało się, że zostaliśmy ujęci jedynie hasłowo, bez wpisywania naszych nazwisk. Bardzo się to nie spodobało panu policjantowi, poprosił nas o paszporty i kazał kierowcy uzupełnić rubryki. Prawie cały autobus przyłączył się do poszukiwania nazwisk w naszych dokumentach. Na chybił – trafił wybierano różne obcobrzmiące wyrazy (np. “niebieskie” z rubryki “oczy”) i wpisywano jako nasze nazwiska. Całe zamieszanie z wypełnianiem listy pasażerów było nieco bez sensu. Dziesięć metrów za dworcem do autobusu dosiadły się tłumy pasażerów, od których nie oczekiwano podawania danych. Bilet do Baniyas kosztował 0,2 USD.

Na dworcu w Baniyas dzięki uprzejmości pewnego syryjskiego inżyniera rafinerii odnaleźliśmy mikrobus, który za 0,1 USD wysadził nas u stóp twierdzy Marqab. Za wstęp płaci się 4 USD (0,5 z ISIC). W drodze powrotnej złapaliśmy mikrobus do Baniyas (nie jest to trudną sprawą – mikrobusy kursują w dół i w górę w odstępach kilkuminutowych). W Baniyas, ponieważ nie było autobusu bezpośredniego do Lattakii, wsiedliśmy do mikrobusu do Jabla (0,2 USD), a stamtąd bez problemu trafiliśmy do Lattakii (0,2 USD).

Na poczcie za 4,5 USD kupiliśmy kartę telefoniczną z 200 jednostkami. Starczyła na 2 minuty doskonałej rozmowy z Polską.

8 sierpnia Lattakia

Z dworca autobusowego oznaczonego w Lonely Planet numerem 1 odjechaliśmy bezpośrednim transportem na plażę w Ras al- Basit. Być może dlatego, że był piątek (dzień wolny od pracy dla wyznawców islamu), nie było problemu z przejazdem ani w jedną, ani w drugą stronę. Dojazd kosztował 0,5 USD od osoby.

W drodze powrotnej pewien młodzieniec pomógł nam złapać mikrobus, ponieważ nie byliśmy w stanie rozpoznać tablicy z nazwą kierunku docelowego. W mikrobusie kierowca częstował nas winogronami.

9 sierpnia Lattakia – Aleppo

Do godziny 10:00 w zasadzie zamknięte były wszystkie sklepy i punkty gastronomiczne, dlatego do Aleppo wyruszyliśmy na czczo. Bilet kosztował 0,8 USD (z dworca w Lattakii co godzinę lub częściej, jeśli zbierze się komplet pasażerów, odjeżdżają autobusy do ważniejszych miast).

10 sierpnia Aleppo

Niewątpliwym utrudnieniem komunikacyjnym w Syrii jest fakt, że w każdym mieście jest kilka dworców autobusowych i ciężko jest wydedukować, który obsługuje które kierunki i miasta docelowe.

Mikrobusy do Daret ‘Azze (w kierunku Bazyliki Szymona Słupnika) odchodzą z dworca oznaczonego w Lonely Planet numerem 39. Już w Aleppo dowiedzieliśmy się, lub inaczej – potwierdziliśmy wcześniejszą informację z przewodnika, że z Daret ‘Azze do Qala”at Samaan trzeba wyczarterować mikrobus za 2 USD. Dogadaliśmy się więc z szoferem, który wiózł nas z Aleppo za 0,2 USD od osoby, że dorzucimy mu 2 USD, a on zawiezie nas do samych ruin bazyliki. Gdy byliśmy na miejscu, zaproponował nam, że poczeka na nas godzinę i zabierze do Aleppo za 4 USD. Godzinne czekanie kosztowałoby więc tylko o 1,6 USD więcej, niż sam przejazd. Nam jednak zachciało się trampingu i postanowiliśmy pieszo wrócić do Daret ‘Azze (ok. 10 km).

Wstęp do ruin bazyliki kosztuje 4 USD (0,5 z ISIC).

W drodze powrotnej złapaliśmy “stopa” do Daret ‘Azze, a stamtąd za 0,2 USD na głowę pojechaliśmy mikrobusem do Aleppo.

Wszystkich globtroterów przestrzegamy przed restauracją Khan Al- Khalili w Aleppo (zaraz obok Al- Kindi Restaurant z Lonely Planet). Jedzenie mają paskudne i mimo cen wykazanych w menu obciążają turystów niebotycznymi rachunkami.

11 sierpnia Aleppo – Hama

Autobusy do Hamy odjeżdżają z głównego dworca autobusowego. Przejazd kosztuje 0,5 USD. Autobus w Hamie przejeżdża przez centrum, warto więc uprzedzić kierowcę, gdzie chce się wysiąść.

<

12 sierpnia Hama

Po śniadanku w hotelu (chleb, jajko, serek topiony, marmolada, herbata i soczek pomarańczowy – wszystko za 1,5 USD), poszliśmy na dworzec autobusowy. Złapaliśmy mikrobus do Homs za 0,34 USD za osobę, a stamtąd mikrobus do Crac de Chevalieu za 0,5 USD za osobę. Wejście do tej największej i najlepiej zachowanej twierdzy krzyżowców kosztuje 4 USD (0,5 z ISIC). Spędziliśmy na zwiedzaniu ok. 2 godzin.

W drodze powrotnej bez problemu znaleźliśmy na parkingu pod twierdzą mikrobus do Homs (0,5 USD), a stamtąd do Hamy (0,22 USD). Z dworca autobusowego w Hamie podjechaliśmy pod hotel taksówką za 0,5 USD.

Fenomenalną knajpą w Hamie jest Sultan Restaurant. Wygląda jak restauracja co najmniej dwugwiazdkowa, ale ceny są przyjemnie niskie. Wypalenie fajki wodnej kosztuje tu 1,5 USD. Aby znaleźć restaurację należy wejść do parku z kołami wodnymi, przejść wzdłuż rzeki do północnej bramy, wyjść nią z parku i kontynuować spacer ok. 200 metrów wzdłuż rzeki aż do mostku. Przejść przez most (obok wielkiego, potrójnego koła) i skręcić w lewo w głąb krótkiego tunelu.

13 sierpnia Hama – Palmyra – Damaszek

Rano opuściliśmy hotel i pieszo poszliśmy na dworzec. Tu znaleźliśmy mikrobus za 0,34 USD do Homs. Stąd wyczarterowaliśmy inny mikrobus do Palmyry (ponieważ przez chwilę było nas 11 osób) po 1,3 USD od osoby. Jak się okazało później, tyle samo płaci się za autobus.

W Palmyrze kilka osób z naszej brygady zostało na nocleg w Afqa Hotel – najgorszym hotelu w okolicy w/g Lonely Planet. Nie wiemy, dlaczego wybrali właśnie ten, skoro jest tu mnóstwo świetnych miejsc noclegowych w okolicy. Wpakowaliśmy jednak plecaki do ich pokoju (później właściciel hotelu próbował skasować od nas po 0,3 USD od sztuki bagażu) i poszliśmy zwiedzać ruiny. Nie było chyba dotąd na naszej trasie bardziej imponującego zabytku. Wstęp na teren ruin jest darmowy, biletowane są tylko wejścia do niektórych obiektów. Do Świątyni Baala, na przykład, wstęp kosztuje 4 USD (0,3 z ISIC). W ciągu trzech godzin oblecieliśmy w pośpiechu większość terenu i o 18:15 wpakowaliśmy się do autobusu firmy Karnak do Homs (1,3 USD od osoby).

14 sierpnia Damaszek

Kupiliśmy dużą fajkę wodną za 11 USD. Taka sama w innych stoiskach kosztowałaby 20 USD. Warto przed dokonaniem zakupu pokręcić się i sprawdzić ceny.

15 sierpnia Damaszek – Bosra

Długo nie mogliśmy podjąć decyzji, co dalej. Mogliśmy po prostu wsiąść w autobus do Ammanu (w firmie Karnak kosztuje 5 USD i odchodzi o 15:00). Mogliśmy zanocować w Damaszku i podjąć się przeprawy do Jordanii dopiero jutro rano. Mogliśmy wreszcie pojechać do Der”a, żeby rano było bliżej do granicy. Wybraliśmy w końcu ostatnią z wersji i spokojnie udaliśmy się na zwiedzanie Damaszku.

Ok. 17:00 przetargaliśmy się na dworzec autobusowy (policjanci przed wejściem na dworzec zrobili nam pobieżną rewizję plecaków – nie wiemy, czy się zgrywali, czy faktycznie takie jest ich zadanie tutaj) i znaleźliśmy autobus do Der”a (0,5 USD).

Gdy dojechaliśmy do miasta błyskawicznie zmieniliśmy decyzję i wsiedliśmy w mikrobus do Bosry (0,4 USD). Jak się okazało, była to najlepsza decyzja w ciągu całego naszego wyjazdu. Nocowaliśmy tu (4 USD od głowy) w cytadeli, która w zasadzie jest ufortyfikowanym teatrem. Było fantastycznie – byliśmy jedynymi gośćmi hotelowymi, cała cytadela należała więc do nas i trzęsła się w posadach od naszych szaleństw. O północy wybraliśmy się na zwiedzanie labiryntu korytarzy uzbrojeni w latarki. To miejsce powinno zdecydowanie zostać umieszczone w przewodniku w rubryce “Highlights”. Nawet wielka Palmyra nie zrobiła na nas takiego wrażenia.

16 sierpnia Bosra – Amman

Wydostać się z Bosry w kierunku Der”a nie jest wcale trudno. Mikrobusy kursują tu co 15- 20 minut. Przejazd kosztuje 0,2 USD.

Granicę przechodzi się bezproblemowo, nie licząc stresów w kolejkach przy okienkach odprawy po obu stronach, ze wskazaniem na stronę jordańską. Wygląda to tak, jakby nagle cały świat zapragnął wyjechać za granicę. Przeważnie turyści z zachodu obsługiwani są poza kolejnością, co w gruncie rzeczy wcale nie przyspiesza odprawy.

Z Ramthy nie znaleźliśmy autobusu bezpośredniego do Ammanu, więc pojechaliśmy do Irbid (0,4 USD od osoby z bagażem), a stamtąd bez problemów znaleźliśmy transport do Ammanu (0,7 USD od osoby).

W stolicy Jordanii hotele zapchane były po brzegi. Na szczęście jest ich sporo, więc w którymś z kolei wreszcie znaleźliśmy nocleg. Był to Yarmouk Hotel, gdzie za miejsce na dachu zapłaciliśmy po 2,8 USD. Ponieważ w większości hoteli “check out time” jest o 12:00, o tej porze najłatwiej jest znaleźć miejsca.

W Cairo Restaurant za dwie porcje ryżu, pulpety w sosie pomidorowym, talerz surówki, chleb i dwie herbaty zapłaciliśmy zaledwie 2,1 USD.

17 sierpnia Amman

Po śniadaniu złożonym ze świeżych bułeczek z masłem i pomidorami przygotowanymi własnoręcznie na dachu naszego hotelu (0,4 USD na osobę) wybraliśmy się do Departamentu Antyków, by załatwić sobie, jako studenci, bezpłatne wejścia do wszystkich jordańskich zabytków. Zachęcają do tego w Lonely Planet. Niestety, okazało się, że pomimo pism po francusku i angielsku (oczywiście spreparowanych), że jesteśmy członkami ekspedycji naukowej, nic tu nie zdziałaliśmy. Od stycznia Jordańczycy nie wystawiają takich zezwoleń. Jordania ma sobie za nic umowy międzynarodowe i nie uznając legitymacji ISIC każe wszystkim turystom płacić ceny o kilkanaście razy większe (kilkadziesiąt w przypadku Petry), niż płacą Jordańczycy. Domagam się niniejszym, by jordańscy studenci na całym świecie płacili po 20 USD za wstęp do każdego muzeum.

Wściekli nie porzuciliśmy jednak planów i pojechaliśmy (za 0,5 USD od osoby) do Jerash, przysięgając sobie, że zrobimy wszystko, by zaoszczędzić na Jordanii ile się da i nauczyć polskich globtroterów, jak zrobić to samo. Zaczęliśmy od Jerash – gdy okazało się, że powinniśmy za bilet zapłacić po 7 USD, postanowiliśmy nie płacić w ogóle. Dwie osoby wśliznęły się przez bramę bez biletu (co nie jest wyjątkowo trudne), dwie zrezygnowały z wejścia, a my znaleźliśmy 100 metrów od wejścia na wzgórzu wielgachną dziurę w płocie, którą weszliśmy z tyłu Południowego Teatru. Co mieliśmy zobaczyć – widzieliśmy. I szczerze mówiąc gdybyśmy zapłacili za bilety, uznalibyśmy z pewnością, że obiekt nie jest wart tej ceny po takiej ilości starożytnych ruin, którą widzieliśmy na naszej trasie.

Kolejną noc spędziliśmy na dachu Yarmouk Hotel.

18 sierpnia Amman – Morze Martwe – Wadi Musa

Spakowaliśmy rano plecaki, wrzuciliśmy je na grzbiet i wyszliśmy z hotelu. Najpierw znaleźliśmy minibus serwisowy numer 29, który zawiózł nas za 0,3 USD od osoby na przystanek innych minibusów, kursujących nad Morze Martwe (do Suweimeh) za 0,9 USD. Kiedy okazało się, że wejście do resortu kosztuje 2,8 USD, a nie 1,4 USD, jak to zostało napisane w przewodniku, przeżyliśmy pierwszy szok. Potem, gdy rozbawieni kilkugodzinną kąpielą chcieliśmy pojechać do Hammamat Ma”in, przeżyliśmy szok po raz drugi. Z resortu w Suweimeh odjeżdżają wyłącznie autobusy wycieczkowe (żaden z kierowców nie chciał nas zabrać), a kursowe sprzed bramy resortu wyłącznie do Ammanu lub South Shuneh. Ponieważ dopiero co przybyliśmy z Ammanu z ciężkimi plecakami, wybraliśmy autobus do Shuneh (0,3 USD) licząc, że stamtąd uda nam się pojechać gdzieś na południe. Jeśli nie do Hammamat Ma”in, to chociaż do Kerak.

Poprosiliśmy kierowcę, by wyrzucił nas jak najbliżej Wahadat Bus Station. Podjęliśmy bowiem w drodze do Ammanu decyzję, że skoro musimy wrócić się aż do stolicy, pojedziemy bezpośrednio do Petry (Wadi Musa), bez odwiedzania ciepłych źródeł w Hammamat Ma”in. Kierowca wysadził nas, owszem, ale kilka dobrych kilometrów od dworca, jak się potem okazało. Dystans musieliśmy przejść pieszo.

W Wadi Musa zatrzymaliśmy się na dachu hotelu Musa Spring za 2,8 USD za głowę.

19 sierpnia Wadi Musa

20 sierpnia Wadi Musa – Wadi Rum

Nocowaliśmy na dachu Governement Guest House, ponieważ zaprzyjaźniliśmy się również z jego kierownikiem, który wyjaśnił nam wszystkie zawiłości systemu turystycznego w Wadi Rum.

Przy wynajmowaniu samochodu warto pamiętać, że ubezpieczenie obejmuje wyłącznie 6- ciu pasażerów. Jeśli w samochodzie jedzie ich więcej (kierowcy mówią: no problem), w razie wypadku ubezpieczenie nie zostanie zwrócone.

22 sierpnia Aqaba

Odkryliśmy dziś piekarnię z “prawdziwym” chlebem tostowym i bułkami drożdżowymi. Znajduje się na głównej ulicy Ash- Sherif al- Hussein bin Ali, na przeciw wylotu uliczki prowadzącej do Pizza Hut.

Przeleżeliśmy cały dzień na plaży w Royal Diving Center.

23 sierpnia Aqaba

Royal Diving Center proponuje czterodniowy kurs nurkowania za 282 USD. Cena nie jest głupia, kurs bowiem składa się zarówno z części teoretycznej, jak i zajęć praktycznych. Nie sądzimy jednak, by w ciągu czterech dni można było nauczyć się nurkowania i zdobyć odpowiednie doświadczenie. Kurs kończy się egzaminem i za opłatą kolejnych 21,2 USD otrzymuje się świadectwo.

24 sierpnia Aqaba – Aleppo

Udała nam się dziś rzecz niesamowita. W ciągu jednego dnia przejechaliśmy z Aqaby do Aleppo.

25 sierpnia Aleppo – Gaziantep – w kierunku Konyi

Urzędnicy po stronie syryjskiej odprawili nas błyskawicznie. Pieszo minęliśmy pas ziemi niczyjej i doszliśmy do granicy tureckiej. Tu otrzymaliśmy wizę na okres miesiąca za 10 USD, poprosiliśmy policjantów, żeby zadzwonili do Kilis po taksówkę i za astronomiczną cenę 5 USD za cztery osoby dojechaliśmy do miasta. Gdybyśmy trzy tygodnie temu, gdy przechodziliśmy tą samą granicę w kierunku Syrii, wiedzieli wszystko, co wiemy teraz, taksówką z przejścia granicznego po stronie syryjskiej pojechalibyśmy nie do Aleppo, a do Azaz, a stamtąd liniowym autobusem dostalibyśmy się do Aleppo.

Z Kilis mikrobusem za 0,9 USD od osoby dojechaliśmy do Gaziantepu. Tu, na dworcu autobusowym u przewoźnika Hidayet wymieniliśmy nieco pieniędzy po kursie 1:164000, znaleźliśmy autobus do Konyi o 22:30 za 12,2 USD od osoby i cały świat od razu wydał się nam piękniejszy, gdy w okolicznym sklepie kupiliśmy turecki chleb.

26 sierpnia Konya – autobus do Antalyi

Na dworcu autobusowym w toalecie dokonaliśmy porannych ablucji. W chwilę potem mieliśmy już zakupione bilety do Antalyi w cenie 7,3 USD. Wybraliśmy ponownie nocny transport o 23:30, by w dzień zwiedzić Konyę, a nocą zaoszczędzić na noclegu.

Okazało się jednak, że w Konyi nie ma co oglądać przez cały dzień, szczególnie dla nas, na których po prawie dwóch miesiącach spędzonych na trasie, mało który meczet robi piorunujące wrażenie. Odwiedziliśmy przede wszystkim meczet Tańczących Derwiszów, a dokładnie grobowiec i muzeum Mevlany – założyciela zakonu. Wstęp kosztował 1,2 USD (0,3 USD z ISIC). Strażnicy uruchomili dla nas magnetowid z filmem dokumentalnym o derwiszach i ich tańcu.

27 sierpnia Antalya – Olympos (Çirali)

Po zwiedzeniu starego miasta wróciliśmy na dworzec i minibusem za 2,4 USD dojechaliśmy do restauracji Olympos, przy której czekały dolmuşy do rzeczonego. Kiedy więc kupowaliśmy bilety na dworcu w Antalyi do Olympos, nie chodziło bynajmniej przewoźnikom o nazwę historyczną, ale o ową restaurację.

Przy plaży w Çirali znaleźliśmy nocleg w Olimpia Tree House, przed Dolphin Restaurant (lub za, idąc od strony Çavuşköy) na kempingu w gaju pomarańczowym za 3 USD od namiotu. Ceny w polecanym przez Lonely Planet Bariş Pension wynoszą ponad 18 USD za smutną dziurę w ścianie z dwoma łóżkami.

28 sierpnia Olympos – Patara

Z Çirali do głównej drogi można dostać się wyłącznie taksówkami za 9,1 USD za kurs. Postanowiliśmy więc dojść z powrotem przez ruiny Olymposu do miejsca, gdzie wczoraj wyrzucił nas dolmuş. Założyliśmy więc plecaki i pełni nadziei ruszyliśmy wzdłuż plaży. Bileter przy ruinach tym razem nie pisnął słowa, gdy zobaczył grupę z plecakami.

Dolmuşy odchodzą z Çavuşköy co dwie godziny o godzinach nieparzystych, od 9:00 rano do 19:00 wieczorem. Przejazd, jak wczoraj, kosztował 1,2 USD. Na górze przy szosie w restauracji Olympos czekał już minibus do Patary za gigantyczną cenę 5,5 USD od osoby. Byliśmy pewni, że ów minibus nie jedzie do Patary, tylko jak zwykle wyrzuci nas gdzieś na środku drogi, ale postanowiliśmy poczekać na rozwój wypadków. Po trzech godzinach jazdy, gdy minibus zatrzymał się pod drogowskazem ‘Patara 2 km” zrobiliśmy dziką awanturę, że nas okłamano, że zapłaciliśmy po 5,5 USD za transport do Patary, a nie do drogowskazu, a w ogóle to nie otrzymaliśmy biletu, więc zachodzi podejrzenie, że kierowca zdefraudował nasze pieniądze. Kazaliśmy wzywać policję. Bo szczerze mówiąc jest to skandal, że na autobusach jest tabliczka Patara, Olympos, czy cokolwiek innego, nawet firma nazywa się Kaş- Patara, kasuje od turysty grube pieniądze, a potem porzuca na środku drogi skazanego na własną zaradność.

29 sierpnia Patara

Na plaży jest kafeteria, w której można kupić napoje i coś do jedzenia, można też wypożyczyć parasol (0,9 USD) i leżak. Droga na plażę wiedzie przez ruiny antycznej Patary, dlatego wstęp obiletowany jest ceną 1,8 USD (0,9 z ISIC).

30 sierpnia Patara

W Patarze można z łatwością wymienić pieniądze – jeśli nie na poczcie, to w sklepach z biżuterią. Kurs jest jednak niższy od oficjalnego od 0,01 do 0,04 USD. Przy 100 USD różnica może wynieść kilkaset tysięcy lirów, czyli dobry posiłek w restauracji.

31 sierpnia Patara – Fethiye – Pamukkale

Rano udaliśmy się na przystanek dolmuşów, gdzie cena biletu do Fethiye była o 0,3 USD niższa niż w biurach dużych przewoźników i wynosiła 2,7 USD.

Z dworca autobusowego w Fethiye, po zakupieniu biletów do Pamukkale i wymienieniu dolarów po kursie 1:165000 w biurze firmy Kamil Koç, zapragnęliśmy, uwolnieni od pozostawionych plecaków, udać się do wioski Kayaköy (miasto opuszczone po pierwszej wojnie przez Greków przymusowo wysiedlanych z Turcji). W przewodniku opis trasy był niezbyt jasny, ale było dla nas oczywiste, że w ciągu 2 godzin pieszo dotrzemy w interesujące nas miejsce. Tym bardziej, że wybraliśmy prostą trasę szosą Ölüdeniz Caddesi. Okazało się jednak w praktyce, że droga wcale nie jest łatwa – wiedzie pod górę wśród smrodu spalin przejeżdżających ciężarówek. Minibusy i mikrobusy do Ölüdeniz były nabite jak puszki sardynek. Zacisnęliśmy więc zęby i szliśmy. Po półtorej godziny doszliśmy – zupełnie nie tam, gdzie chcieliśmy: do Ölüdeniz, które według nas powinno być daleko za Kayaköy. Poszliśmy z Fethiye niewłaściwą drogą i zaszliśmy Ölüdeniz z drugiej strony. Na szczęście co godzinę kursują tędy mikrobusy do Kayaköy. Jednym z nich dojechaliśmy do wioski. Nie zapłaciliśmy za bilet, bo kierowca pogubił się w tłumie pasażerów.

1 września Pamukkale – autobus do Stambułu

Pamukkale jest nieco przereklamowanym miejscem. Zupełnie pozbawiają to niewielkie wzgórze uroku betonowe hotele, słupy elektryczne i asfalt rozjeżdżony przez autobusy z turystami. Jednak być w Turcji i nie widzieć Pamukkale, to jak być w Paryżu i nie widzieć Wieży Eiffla.

Pamukkale jest nieco przereklamowanym miejscem. Zupełnie pozbawiają to niewielkie wzgórze uroku betonowe hotele, słupy elektryczne i asfalt rozjeżdżony przez autobusy z turystami. Jednak być w Turcji i nie widzieć Pamukkale, to jak być w Paryżu i nie widzieć Wieży Eiffla.

Wstęp kosztuje 2,4 USD (1,2 z ISIC). Nie potwierdziły się informacje, jakoby nie można było się już tu kąpać. Faktycznie, najstarsze formacje wapienne można jedynie podziwiać zza sznurka, ale na głównej trasie spacerowej w betonowych basenach, w których woda sięga co najwyżej kolan, chlapały się dzisiaj tłumki turystów. Większość z nich przyszła tu nawet w kostiumach kąpielowych spodziewając się Bóg wie jakiego pływania.

Dziś rano kupiliśmy bilet do Stambułu za 15,1 USD od osoby. Należy tu jak najwcześniej rezerwować miejsca, ponieważ szybko się rozchodzą przy takich tłumach turystów. Niektóre autobusy odchodzą bezpośrednio z Pamukkale, nasz czekał na nas na dworcu w Denizli o 22:00. Z Pamukkale do Denizli zawiózł nas bezpłatny minibus serwisowy, o który poprosiliśmy w biurze przewoźnika.

2 września Stambuł

Gdy byliśmy już w Stambule autobus najpierw zatrzymał się przy dworcu azjatyckim w dzielnicy Harem. Stąd łatwo można dopłynąć do starego miasta w Sirkeci promem przez Bosfor. My jednak zdecydowaliśmy się pojechać na dworzec międzynarodowy w Topkapí z trzech powodów. Po pierwsze mieliśmy fantazję przejechać Bosfor mostem, po drugie chcieliśmy zobaczyć gigantyczny dworzec międzynarodowy w Stambule, a po trzecie marzyliśmy o zwiedzeniu stambulskiego metra.

Orient Youth Hostel był pełen, jak zwykle. Mogliśmy ewentualnie dostać miejsce na korytarzu w cenie 5,5 USD. Wypięliśmy się więc na nich i znaleźliśmy Pensyon Ilknur, na tyłach Orientu, w których za nieciekawe prycze płacimy 3 USD. Spaliśmy już w gorszych warunkach, a poza tym to przecież tylko jedna noc.

Na przedwyjazdowych zakupach minął nam nasz ostatni dzień podróży.

Przygotowania

Tak to zwykle jest, że o przygotowaniach pisze się na końcu. Dopiero bowiem z perspektywy czasu i doświadczeń widać, jakich przygotowań wyprawa wymagała.

Wizy

Wizę syryjską można otrzymać w ciągu tygodnia w Ambasadzie Syryjskiej Republiki Arabskiej w Warszawie, ul. Narbutta 19a. Kosztuje 60 USD (dwukrotnego wstępu) i nie otrzyma jej ktoś, kto posiada w paszporcie jakikolwiek stempel izraelski. Wizy turecką (10 USD na jeden miesiąc) i jordańską (18 USD) można dostać na przejściach granicznych, nie ma więc potrzeby wcześniej zawracać sobie nimi głowy.

Zdrowie

Rejon Bliskiego Wschodu jest stosunkowo bezpieczny. Warto jednak przed wyjazdem zaszczepić się przeciwko żółtaczce pokarmowej i Heinego- Medina, jeśli ktoś nie był szczepiony w szkole (wirus polio występuje czasami w Syrii). Oczywiście, ciężko ochronić się przed pasożytami przewodu pokarmowego – czyhają w nieświeżym jedzeniu i brudnej wodzie. Należy w związku z tym możliwie unikać picia wody nieznanego pochodzenia i jedzenia potraw, których smak świadczy o tzw. “trzeciej świeżości”. Uważny czytelnik jednak spostrzeże, że zdarzało się nam pić wodę z kranów na ulicy, stołowaliśmy się nieraz w podłych knajpkach, a wprost przepadaliśmy za sokami wyciskanymi ze świeżych owoców. Życie to hazard.

Transport

Tam i z powrotem

Z Warszawy, Katowic, Częstochowy i Krakowa jeżdżą do Stambułu autobusy liniowe. Ich standard jest podobny, aczkolwiek komfort jazdy zależny jest od firmy przewozowej. My trafiliśmy na najgorszą, i choć nie zapłaciliśmy za to, podróż w obydwie strony obfitowała w – niekoniecznie przyjemne dla nas – atrakcje. Firma “Panek” jest własnością pani Teresy, Polki poślubionej Turkowi, która jeżdżąc w dawnych czasach z towarem zapragnęła ułatwić biznes rodakom. Założyła więc firmę, która całkiem dobrze prosperowała w dawnych czasach, jednak jej klientelę stanowiła prosta kasta drobnych szmuglerów. Pani Teresa została z czasem współwłaścicielką Hotelu Astor w Stambule, gdzie zatrzymywali się jej klienci. Niestety, choć czasy się zmieniły, nie zmienił się charakter firmy i jej właścicielka.

Turcja, Syria i Jordania

Turcja jest idealna, jeśli chodzi o transport publiczny. Setka prywatnych linii autobusowych o standardzie europejskim gwarantuje stosunkowo tani i szybki transport do każdego wybranego miejsca. Nawet z zapadłej dziury często odchodzą autobusy do największych miast. Bilety nabyć można w biurach przewoźników na dworcach autobusowych lub bezpośrednio w autobusie. Jedyny problem w tym, że dworce umieszczane są zazwyczaj kilka kilometrów od miasta i rzadko kiedy można tam dojść na piechotę. W Syrii istnieją trzy klasy autobusów: tania, komfortowa i luksusowa. Pierwsza klasa to stare i rozpadające się autobusy, które wybierane są przez najuboższych. Podróż takim autobusem jednak to sama przyjemność i nie ma powodu, by z nich nie korzystać. Choć dworce są ulokowane nieopodal centrum, to jednak jest ich zwykle po kilka w każdym mieście. Każdy dworzec obsługuje inne kierunki, co początkowo dezorientuje turystów. Nie zdziwcie się, jeśli na dworcach autobusowych zarządają od Was paszportów – spisują dane wszystkich pasażerów; bez takiej listy autobus nie ruszy. W Jordanii transport zorganizowany jest już gorzej. W miejscach turystycznych prywatni kierowcy minibusów organizują kursy do kolejnych atrakcji (np. z Petry do Wadi Rum), ale żądają za to opłaty przewyższającej wielokrotnie zdrowy rozsądek. Niestety, często nie ma innej możliwości.

Koszt całej wyprawy łącznie z transportem do i ze Stambułu i opłatami wizowymi wyniósł ok. 1100 USD na osobę.

Podsumowanie

Wyprawa do Turcji, Syrii i Jordanii może być zrealizowana nawet przez najmniej doświadczonych globtroterów. Najlepszymi przewodnikami wciąż pozostają wydawnictwa Lonely Planet. Przydaje się również mały słowniczek polsko- turecko- polski, ponieważ Turcy często nie znają angielskiego. Na migi rozmawia się jednak równie przyjemnie.
Wszystkich przestrzegamy przed korzystaniem z polskiego przewodnika wydawnictwa Pascal. To, co wydali, miało być tłumaczeniem Lonely Planet. Jednakże na pierwszy rzut oka widać, że tłumacz nie zna miejsc, które opisuje. Jego nieznajomość przedmiotu doprowadza do sytuacji, w których przy zdaniach silnie złożonych błędnie określony zostaje podmiot wypowiedzi. Bzdura goni bzdurę. Strona merytoryczna również zawiera mnóstwo błędów rzeczowych. Przewodnik wydany jest “na odwal”, na pewno nie po to, by komuś przydał się na trasie. Mapki niektórych miast z pewnością pochodzą z kosmosu. Wyrzuciliśmy go do kosza po kilku dniach podróży.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u