Trekking wokół Annapurny z indyjskim epizodem – Dorota i Michał Kohut

Dorota i Michał Kohut

Cel podróży: Indie, Nepal

Czas podróży: 27.07 – 27.08.2005 – nie polecam tego okresu dla chcących podziwiać cały czas widoki gór; my tylko wtedy mieliśmy urlopy!!!

Środki transportu: samolot (Warszawa – Moskwa – Delhi – Moskwa – Warszawa – 2500 zł – Aeroflot), pociąg indyjski, łódki, riksze, autobusy, ciężarówki, samochody, nogi.

Budżet wyprawy na jedno małżeństwo: gotówka: 1570 USD, czeki podróżne (polecam na „czarną godzinę”) – 400 USD, 550 USD przywieźliśmy do Polski.

Liczba uczestników: para małżeńska + koleżanka, średnia wieku 26 lat.

Nie zapomnij: ubezpieczyć się (około 150 zł jedna osoba), zabrać dobre buty, oraz jak najmniej bagażu!!!

Przewodnik: Pascal – Indie Północne i Nepal, rok wyd. 2004, (tłumaczenie Lonely Planet)

29 lipca

Po około 15 godzinach po wystartowaniu z Okęcia, wylądowaliśmy o 4.00 nad ranem w Delhi, taxi zawiozło nas na stację kolejową New Delhi. Szok! Tylko my biali i setki śpiących na podłodze Hindusów oraz wielu „chętnych” do pomocy. Kupujemy bilet do Waranami nad Gangesem, odjazd 6.30. Przed nami cały dzień w pociągu. Dworzec pełen szczurów, więc zakupione przedziały sleeper tchną nadzieją na odpoczynek. Pomyłka! 15 godzin w upale w towarzystwie „innej” kultury. Przez Agrę i Kanpur, docieramy do Waranami o 23.30. Taxi za 10 Rupii dowozi nas do hotelu Suraya, poleconego przez przewodnik (220 Rupii – 1 osoba). Jest OK. Myjemy się i jemy pierwszy raz, po około 30 godzinach. A potem sen.

30 lipca

Bladym świtem tą samą taxi nad Ganges. Po drodze mijamy śpiące miasto – wysypisko śmieci. (Gdzie te pachnące Indie?) Wsiadamy do łódki za 450 Rupii – ciekawe, ile z tego miał nasz kierowca – i oglądamy kolejne ghaty przy świętej rzecze. Potem zwiedzamy dwie świątynie poświęcone Siwie, pakujemy się i o 16 ruszamy autobusem do Sonauli na granicy indyjsko – nepalskiej. To była podróż życia! 12 godzin jazdy. Siedzieliśmy w trójkę na siedzeniu – desce, z 20 –to kilogramowymi plecakami na kolanach, a obok nas setka ludzi i zamknięte okna.

31 lipca

O 5 rano koniec podróży w Sunauli. Powoli zaczynamy przeżywać kryzys przemęczenia. Kierowca zamyka na łańcuch drzwi autobusu i czekamy na świt. Wraz grupą Nepalczyków i Tybetańczyków ruszamy do granicy. My przechodzimy, a reszta obrywa policyjnymi kijami i płaci łapówkę za możliwość przejścia. Wszędzie cisza i miasto jak po bombardowaniu. Życie przygraniczne dopiero się rozpocznie. Kupujemy wizy po 30 USD i nie wiadomo kiedy znajdujemy się w Nepalu. Podobnym autobusem ruszamy do Pokhary. Kręte, rozmokłe drogi, szybka jazda, poobijane głowy i ciekawe rozmowy z Nepalczykami. Wieczorem kwaterujemy się w Hotelu Bedrock, za który przepłaciliśmy już w Waranasi – 600 Rupii. W tym okresie można znaleźć pokój już za 100 Rupii od osoby. Szybka kąpiel, rekonesans miasteczka i śpimy.

1 sierpnia

Wstajemy bardzo późno!!! Zwiedzamy taksówką miasto za 10 USD; całkowita rozrzutność. Dodatkowo pchamy auto podczas deszczu bo zamokło – nie ma też sprawnych hamulców. Rada: nie korzystać z dobrych rad hotelu! Oprócz jeziora, kilku świątyń, nic ciekawego (może targ przypraw dla miejscowych). Dyskutujemy który trekking wybrać: do Sanktuarium, czy wokół Annapurny. Różnica trudności i potrzebnego czasu na przejście ogromna. Decydujemy się na bardziej ambitną trasę. W Pokharze mnóstwo biur oferujących usługi przewodników. Radzimy wszędzie pytać o cenę. Można wyruszyć samemu, zależy od wyobraźni.

2 sierpnia

Wyruszamy na trekking wokół Annapurny. Koszt pozwolenia do wejścia na teren rezerwatu 30 USD, towarzystwo przewodnika na przewidziane 21 dni wędrówki po 90 USD; nie wiemy ile z tej kwoty otrzymał młody przewodnik Kim, ale zależało mu na każdym dniu wyprawy. Obliczyliśmy, iż taniej będzie jeśli sami będziemy płacili za nocleg i jedzenie. Okazało się to zasadnym posunięciem. Obliczyliśmy, iż 12 USD to kwota na jeden dzień dla jednej osoby. Z Pokhary autobusem 4 godz. do Besisahar, potem 2 godz. pieszo ścieżką wśród pól ryżowych do Bhulbule. Nocleg wraz z jaszczurkami w drewnianym domku. Pierwsza refleksja nad tym, co wyrzucić z plecaka. Padło na 1 kg witamin w proszku.

3 sierpnia

Bahundanda, mijamy tropikalny las, obserwujemy wiewiórki, małpy.

4 sierpnia

Dharapani (1920 m n.p.m.), poznajemy skromne życie Gurungów, podziwiamy piękne wodospady oraz twarze nepalskiej ludności.

5 sierpnia

Chame (2710 m n.p.m.), towarzyszą nam orły, które są coraz bliżej.

6 sierpnia

Pisang ( 3240 m n.p.m.), marsz piękną doliną, refleksja nad tym, ile Sherpa jest w stanie unieść, jak można żyć w tak trudnych i skromnych warunkach?

7 sierpnia

Manang (3570 m n.p.m.), łatwe przejście piękną doliną, wśród pasących się koni, za nami Annapurna, przed nami ściana lodowa Gangapurny.

8 sierpnia

Ledar, droga wśród pasących się kóz, jeden Guest House, woda grzana na piecu, kąpiel na dworze za drewnianym parawanem. Nie potrzeba przewodnika, idziemy za oślimi odchodami karawan.

9 sierpnia

Throng Phedi, High Camp, śpimy w kamiennych pokojach z ogromnymi myszami. Oznaki choroby wysokościowej.

10 sierpnia

Szczyt Throng Pass 5416 m n.p.m. – Muktinath 3800 m n.p.m. (mordercze przejście, duża różnica wysokości, dotyk wiecznych śniegów, ogromna satysfakcja, kamień do kieszeni). Jedyne miejsce, by zakupić na szlaku pamiątki, szczególnie tybetańskie.

11 sierpnia

Jomson – duże miasto, droga przez jałową Dolinę Khali Gandaki (widać szczyty Niligiri), straszny wiatr, wszędzie piach, zupełnie inny krajobraz niż dotychczas. Ludzie budują drogę, używając tylko młotów – rąbią skały. Jedliśmy kurczaka!

12 sierpnia

Kalopani – zaczyna się droga „w dół”. Długie zejścia i osuwające się kamienie. Panuje straszna mgła, nic nie widać.

13 sierpnia

Tatopani, przez mgłę nie widzimy Dhaulagiri, za to na szlaku wybucha bomba. Giną ludzie, kilka godzin czekamy z Nepalczykami w wiosce, a potem prawie biegiem, kilka godzin podążamy do Tatopani. Przekazujemy ludziom w wioskach informacje o wydarzeniach na szlaku. Wielu z nich jest zwolennikami maoistów.

14 sierpnia

Ghorapani – najgorszy odcinek trekkingu. Cały czas po schodach do góry. Pada deszcz, pijawki nas zżerają. Mamy dość! Chcemy wracać.

15 sierpnia

Dzięki pijawkom, deszczowi i mgle, cały dzień maszerujemy, mijając potencjalne przystanki i wieczorem jesteśmy w Pokharze, po 14 dniach! Czas sprinterski.

16 sierpnia

Relaks w Pokharze, rezygnujemy z Parku Chitwan – przez pijawki i malarię, nie zażywaliśmy odpowiednich lekarstw!

17 sierpnia

Obładowani pamiątkami ruszamy autobusem do Sonauli; znów nami trzęsie. Dodatkową atrakcją są rozmokłe i rozmyte drogi. Tam przesiadamy się do Jeepa i w 9 osób, przez 4 godz., jedziemy do stacji kolejowej w Gorakpur, już w Indiach. Następuje najbardziej traumatyczne przeżycie podczas całej podróży: zakup biletów do Delhi. Procedura trwa dwie godziny wśród tysiąca krzyczących Hindusów. Traciliśmy wiarę, że wyjedziemy stamtąd pociągiem. Dzięki pomocy podróżujących z nami Nepalczyków znajdujemy się jednak w pociągu (po 200 Rupii/os).

18 – 27 sierpnia

W godzinach dopołudniowych dojeżdżamy do New Delhi. Naszą oazą aż do 27 sierpnia staje się zatłoczony Main Bazar o wiele tańszy od nowoczesnego i popularnego Connaught Place. Zamieszkujemy w hotelu (200 Rupii za dzień), gdzie w pokoju nie ma okna i cały jest w kafelkach, jak prosektorium. Zwiedzamy Delhi zgodnie z nakazem przewodników (np.: Red Fort 100 rupii), stamtąd jedziemy do Agry, zobaczyć Taj Mahal (aż 25 USD), czy piękne pałace w Jajpurze (autobus 220 Rupii). Wtapiamy się w klimaty bazarów, życia Hindusów na ulicy, targowania się. Odpoczywamy. Jadąc na lotnisko, nasz kierowca powoduje wypadek i ucieka, zostawiając nas w samochodzie. Niestety zapłaciliśmy mu przed rozpoczęciem kursem, czego nie wolno robić!

28 sierpnia

Nasz pobyt zostaje przedłużony o jeden dzień, dzięki uprzejmości Aeroflotu, który odwołał lot. Rekompensatą był pobyt w luksusowym hotelu, więc do Polski wracamy czyści.

Informacje praktyczne

Jedzenie – bardzo skromne: ziemniaki, ryż, jajka, które były smakołykami. Im wyżej, tym droższa woda – nie byliśmy w stanie zrobić zapasów (ceny od 10 – 150 Rupii). Pić trzeba dużo. Należy zabrać batony zbożowe, czekoladę, witaminy, gorące kubki. Więcej się nie udźwignie, chyba że kogoś stać na tragarza. Byliśmy głodni. Poza sezonem część Guest Housów jest zamknięta, obsługa pilnująca „budynków” nie umie gotować. Nie ma towarów do zakupienia.

Noclegi – bardzo skromne, w wydzielonych częściach domów. Lepiej spać pod swoimi śpiworami. Im wyżej tym zimniej. Łatwo o wszy.

Toalety – często „kraniki” z cieknącą lodowatą wodą. Po kilku dniach myliśmy w niej nawet zęby. Komórki te zamieszkałe są przez różnorakie grzyby. Dobrze mieć klapki. Po kilku dniach człowiek przyzwyczaja się do tego, że cuchnie.

Wyposażenie: wygodny plecak, buty trekkingowe, klapki, czapka, rękawice, kurtka windstopper, (oczywiście bez szaleństw, w ostateczności można tanio kupić, a potem sprzedać w Pokharze), 3 koszulki, 3 pary skarpet, bielizna, spodnie, polar, latarka czołówka, metalowy kubek, łyżka, nóż, kijki, apteczka, kłódka. Tak niewiele, a waży bardzo dużo, kiedy idziesz z tym pod górę!!! Warto zabrać karty, ponieważ wieczory są długie i ciemne. W tym okresie nie ma turystów, więc nie ma z kim dysputować.

Przejazdy – kolej i autobusy lokalne są bardzo tanie i bardzo zatłoczone; można integrować się z miejscowymi, aczkolwiek należy pilnować bagażu. Zakup biletów wymaga determinacji i siły fizycznej.

Wysiłek – duży, codzienny marsz od 6-10 godzin, odcinki bardzo strome. Brak niebezpieczeństw przepaści. Ryzyko choroby wysokościowej – zaleca się jednodniowe przerwy. Kto ma czas i nie czuje się najlepiej powinien się do tego zastosować. Na górze nie działają telefony komórkowe, nie ma lekarzy, nie ma fachowej pomocy! Nie siadać na trawie – widzieliśmy ofiary węży.

Ryzyko – przemęczenie, choroba wysokościowa, kradzieże, węże, problemy gastryczne, maoiści! Kilka minut przed nami zginęli na szlaku ludzie (przed Tatopani) od eksplozji bomby podłożonej przez maoistów. Jeśli nie masz przewodnika i nie znasz języka nepalskiego, nie masz pojęcia co się stało! Więc dlatego warto było go opłacić, choćby za tłumaczenie.

Obowiązki – jadąc w Himalaje zabierz coś dla tamtejszych dzieciaków. My rozdaliśmy około 5 kg zabawek, wyjętych z jajek niespodzianek. Za miny tych dzieciaków warto było to taszczyć! Także lekarstwa ludzie chętnie przyjmują.

Refleksje: mordercze tempo, nie marnujemy jedzenia w Polsce, wrócimy! Wracając, na lotnisku w Delhi, spotkaliśmy polską grupę turystów, którzy spędzili 3 tygodnie w Indiach i Nepalu z biurem podróży. Podróżowali klimatyzowanym autobusem, spali w dobrych hotelach. Po wymianie spostrzeżeń doszliśmy do wniosku, że byliśmy w zupełnie innych krajach! Zapłacili cztery razy więcej i zobaczyli połowę mniej..


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u