Treking dookoła Manaslu – Marek Bytom

Marek Bytom

Nepal od zawsze mnie przyciągał. Ten niewielki kraj leżący u stóp najwyższych gór świata jest miejscem magicznym. Nie dość że można się tutaj wspinać na szczyty ośmiotysięczne, latać na paralotni, spływać rwącymi rzekami to można zwyczajnie chodzić po górach. Kraj ten oferuje najpiękniejsze na naszym globie piesze trasy trekkingowe. Dodając do tego bardzo urozmaiconą etnicznie i kulturowo społeczność jesteśmy w Królestwie na dachu świata. Po przemierzeniu najbardziej znanych tras trekkingowych pod Everestem i Annapurną zacząłem tutaj szukać czegoś nowego i innego. Trasa do bazy pod najwyższa górą świata jak i podążanie wzdłuż doliny Kali Gandaki pozostawiły u mnie niesamowite wrażenia. Lecz czując niedosyt i zbyt wielkie zagospodarowanie turystyczne tych zakątków świata chciałem zobaczyć coś innego. Przeglądając mapy Nepalu moją uwagę i zainteresowanie zaczął wzbudzać Manaslu. Zacząłem coraz głębiej czytać i zbierać informacje. Temat krążył za mną jakiś czas i w końcu postanowiłem zorganizować wyjazd trekkingowy dookoła tego szczytu ośmiotysięcznego. Zebrałem grupę znajomych i pojechaliśmy.

Już w Polsce kontaktowałem się z moja znajoma agencją w Nepalu aby przygotowała grunt pod wyjazd. W końcu po paru tygodniach przygotowań jesteśmy w samolocie. Lecimy przez Helsinki do stolicy Indii – Delhi.Potem już tylko krótki lot do Kathmandu i stajemy u wrót Himalajów.

Kathmandu jest fajnym miejscem. Dla osoby będącej pierwszy raz w Azji może trochę przerażać. Zgiełk, hałas, wszędzie słychać klaksony samochodów i motocykli. Po ulicach przemieszcza się mnóstwo ludzi, nie brakuje naciągaczy oraz sprzedawców oferujących nam różne rzeczy. Nad tym wszystkim unosi się zapach palonych kadzidełek. Śpimy w turystycznej części miasta na Thamleu. Jest tutaj dużo miejsc z dobrym jedzeniem, knajpek z muzyką na żywo. Pierwsze dni pobytu to obowiązkowa wycieczka po najbardziej znanych zabytkach w stolicy Nepalu. A więc koniecznie zobaczyć musimy stare miasto, wejść po długich i stromych schodach do świątyni małp oraz odwiedzić największą stupę buddyjską Bodhnath. Jeden dzień poświęcamy na załatwienie reszty formalności związanych z trekkingiem, zakupem gazu oraz innego potrzebnego sprzętu.

Po trzech dniach spędzonych w mieście z samego rana pakujemy się do naszego wynajętego autobusu. Naszym celem jest kilkugodzinna jazda do dawnej stolicy Nepalu Gorkha. Towarzyszy nam bardzo sympatyczny przewodnik Lama oraz sześciu tragarzy. W sumie pierwszy raz korzystam z usług porterów oraz przewodnika. Niestety w rejonie Manalsu konieczne jest ich posiadanie. Gorkha to bardzo ciekawe miejsce. Odwiedzamy klasztor znajdujący się na szczycie wzgórza. Po raz pierwszy podziwiać możemy cała grupę Manaslu o zachodzie słońca. Wydaje się nam bardzo odległa. Ale cóż, mamy prawie trzy tygodnie aby się do niej zbliżyć, a nawet obejść ją dookoła. Kolejnego dnia rozpoczynamy naszą wielką przygodę z górą ducha. Taką nazwą określa się Manaslu. Pomimo że towarzyszą nam tragarze, którzy niosą większość naszych bagaży plecaki mamy obładowane. W sumie każdy z nas ma do noszenia po około 15 kg. No ale nie przyjechaliśmy się tutaj obijać a trochę się spocić. Trasa wokół Manaslu jest przepięknie widokowa. Pierwsze dni trekkingu to przemierzanie wśród bujnej roślinności. Po drodze mijamy wioski jakby czas się w nich zatrzymał w momencie ich powstania. To już mój czwarty trekking Himalajach ale pierwszy raz czuje ze poznaję prawdziwy Nepal. Nie ma tutaj ani hoteli, schronisk jak to ma miejsce po Everestem, Annapurną czy doliną Langtangu. Jest tutaj natura w czystej postaci. Już od pierwszego dnia śpimy we własnych namiotach oraz stołujemy się w miejscowych chatach. W sumie nasz jadłospis nie różni się niczym od tego co jedzą Nepalczycy. A wiec dziennie zajadamy dal bata czyli ryz z warzywami i soczewica, na śniadanie tybetański chleb, jajka, czasem jakaś kaszka. Nasze posiłki urozmaicamy własnym prowiantem.

W albumie Jurka Kukuczki o Himalajach wyczytałem że: ” Droga do bazy pod Manaslu prowadzi wzdłuż rzeki Buri Gandaki. Jest to jedna z najpiękniejszych dolin jakie znam ”. Zgadzam się w zupełności z naszym największym himalaistą. Byłem już w różnych górach na świecie, lecz dolina u stóp Manaslu jest wyjątkowa. Sceneria zmienia się codziennie. Mamy tutaj wspaniała bujna roślinność, przepiękne wodospady, strome strzeliste ściany oraz pięknie ośnieżone i zalodzone szczyty. Podczas naszej trasy wspięliśmy się na wysoką przełęcz Larka La, skąd podziwiać można wspaniała panoramę Himalajów. Na długi czas pozostaną w mojej pamięci obraz, dźwięki, zapachy z tego trekkingu. Każdy kto szuka prawdziwego Nepalu, powinien zawitać w tej rejon, póki jest on jeszcze tak dziki Niestety i tam kiedyś dojdzie do zagospodarowania turystycznego, wiec straci się tutaj ten magiczny klimat Manaslu – 8156 m. W spisie Indyjskiej Służby Topograficznej był szczytem XXX, początkowo nazywany Kutang I. Obecna nazwa Manaslu pochodzi z sanskryckiego słowa manasa oznaczającego ducha bądź duszę. Jest jednym z najpóźniej zbadanych ośmiotysięczników Leży około 70 kilometrów na wschód od Annapurny. Pierwszej dokumentacji fotograficznej dokonał w roku 1950 Toni Hagen podczas przelotu samolotem. W tym samym roku pierwsi badacze Brytyjscy dotarli pod szczyt. Ocenili oni, że do atakowania szczytu mogły się nadawać jedynie wschodnie stoki góry. Spostrzeżenia Brytyjczyków potwierdzili dwa lata później Japończycy, którzy obrali Manaslu jako cel wyprawy narodowej. Pierwsza wyprawa japońska w 1953 osiągnęła wysokość 7750 m. Mimo dużej determinacji próba zdobycia szczytu podjęta w 1953 roku nie przyniosła powodzenia. Himalaiści nie mieli odpowiedniego wyobrażenia o ogromie masywu i długości całej drogi. Mimo założenia dziewięciu obozów okazało się, że obóz szturmowy stał za daleko od szczytu i próba jego zdobycia załamała się 400 metrów poniżej wierzchołka, na olbrzymim plateau leżącym u podnóża kopuły szczytowej. Również kolejne dwie wyprawy w 1954 i 1955 roku nie przyniosły powodzenia i dopiero czwarta z kolei zakończyła się sukcesem. 9 i 11 maja 1956 wierzchołek Manaslu osiągnęło czterech alpinistów japońskich

Etapy trekkingu

Dzień 1. Gorhka (1100m) – Khanchok (1100m)

A więc pora wyjść w góry. Z obładowanymi plecaki wyruszamy z centrum Ghorki na szlak naszej wędrówki. Pierwszy etap krótki zaledwie czterogodzinny. Ale pierwsze dni trekkingu muszą być takie, aby się rozchodzić. Po drodze mijamy parę wiosek, w których ludzie jakoś dziwnie się na nas patrzą. Chyba z powodu naszych dużych plecaków. Etap zakańczamy na łące z pięknym widokiem na grupę szczytów Annapurna. Stołujemy się w miejscowej chacie. Zajadamy się pysznym ryżem z warzywami tzw. dal – batem.

Dzień 2. Khanchok (1100 m) – Arughat Bazar (490 m)

Etap bardzo podobny do wczorajszego. Pięciogodzinny marsz wśród pól uprawnych oraz łąk. Co chwile przechodzimy przez wioski, gdzie mile nas witają. Etap kończymy w sporym miasteczku Arugat Bazar. Rozkładamy swoje namioty niemalże w samym jego centrum czym wzbudzamy zainteresowanie miejscowej ludności.

Dzień 3. Arughat Bazar (490 m) – Soti Khola (710 m)

Z Arughat Bazar trasa trekkingu będzie wiodła doliną rzeki Buri Gandaki niemalże aż do jej źródeł. Jest bardzo upalnie. Po drodze mijamy piękne wodospady. W jednym z nich niemal wszyscy szukają schodzenia. A więc jest i kąpiel i opalanie się. Etap kończymy na polu gdzie wszędzie rosną bananowce. Tradycyjnie na kolację ryż.

Dzień 4. Soti Khola (710 m) – Machma Khola (890 m)

Z Soti schodzimy do koryta rzeki Buri Gandaki by potem wspiąć się zalesionymi, a miejscami skalistymi i urwistymi zboczami do kolejnej wioski. Pojawiają się pierwsze widoki na ośnieżone szczyty, które wydają się być już blisko. Wszędzie podziwiać możemy poletka ryżowe. Późnym popołudniem dochodzimy do sporej wioski Machma Khola, gdzie z trudnością znajdujemy miejsce na biwak Na kolację ryż, warzywa i soczewica.

Dzień 5. Machma Khola (890 m) – Lauri (1140 m)

Nasze śniadanie też wiele się nie różnią. Jemy takie same produkty co miejscowa ludność. W tym rejonie nie ma wygodnych schronisk ani restauracji jak to jest na większości trasach trekkingowych w Nepalu. A więc każdego dnia mamy jajka, tybetański chleb, kaszka oraz musli. Oczywiście mamy zapas swojego jedzenia zabranego w kraju ale zostawiamy go na dalsze etapy, gdzie już nie będzie można nic u miejscowych kupić. Dzisiejszy etap niewiele się nie różni od pozostałych. Raz z górki, raz pod górkę. Póki co jesteśmy jeszcze dosyć nisko. Przekraczamy rzekę Buri Gandaki po stu metrowym wiszącym moście. Przejście robi wrażenie. Natomiast nasze miejsce noclegowe jest wymarzone. Nasze namioty otaczają przepiękne skalne ściany czuję się jak na tatrzańskim biwaku. Na kolację udaje nam się zdobyć u miejscowych parę kilogramów ziemniaków. Smakują cudownie.

Dzień 6. Lauri (1140 m) – Philim (1570 m)

Etap bardzo krótki. Po prawie tygodniu spędzonym w górach należy się mały odpoczynek. Po trzech godzinach wędrówki dochodzimy do sporego miasteczka Philim. Rozbijamy się w jego centrum na łące. Oczywiście nie możemy sobie darować, aby się nie powłóczyć po nim. A więc odwiedzamy świątynię oraz miejscową szkołę. Na kolację zajadamy się makaronem z warzywami oraz ziemniakami Choć na trochę udaję się nam odpocząć od ryżu.

Dzień 7. Philim (1570 m) – Bihi (2130 m)

Od dziś zdecydowanie szlak wznosi się coraz wyżej. Opuszczamy wioskę przez pola kukurydzy i prosa. Sceneria zmienia się, teraz rzeka Buri Gandaki płynie urwistym kanionem, a szlak wznosi się powyżej. Często musimy jednak tracić wysokość i schodzić poniżej by znów mozolnie odzyskiwać metry. Nocujemy na małym skrawku płaskiej łąki, przy małym nepalskim gospodarstwie. Wracamy do tradycyjnego ryżu na kolację

Dzień 8. Bihi (2130 m) – Lihi (2840 m)

Wracamy także do tradycyjnych jajek na śniadanie. Dziś etap bardzo męczący. Sporo musieliśmy podejść, ale widoki robią się coraz bardziej wspaniałe. Nasza rzeka, której doliną wędrujemy od dłuższego czasu wiję się teraz w skalnym kanionie, tworząc naturalne mosty skalne. Sceneria robi wrażenie. Po drodze mijamy także piękny las bambusowy. Strome i żmudne podejście doprowadza nas do wioski Lihi, gdzie biwakujemy.

Dzień 9. Lihi (2840 m) – Sama Gompa (3500 m)

Z Lihi udajemy się do wioski Sho. W miarę oddalania się od niej kolejno ukazują się nam szczyty: Naike Peak, Manaslu North 7154 m i wreszcie najwyższy szczyt Gorka Himal – Manaslu (8156 m). Góra Ducha robi na nas wrażenie. W końcu po tylu dniach podróży i trekkingu możemy ją podziwiać z bliska. Dalsza droga prowadzi już w wysokogórskiej scenerii. Po paru godzinach wędrówki dochodzimy do pięknej wioski Sama Gompa, gdzie biwakujemy na łące z przepięknym widokiem na Manaslu.

Dzień 10. Sama Gompa (3500 m)

Aklimatyzacja Dziś wolny dzień, każdy robi co chce. Ale pomimo tego i tak jest dużo do zrobienia. W końcu należy się wykąpać gdzieś w potoku, umyć włosy. A i uprać parę rzeczy by się przydało, bo do tej pory nie było okazji ani czasu. Po tych wszystkich czynnościach po południu udaję się na spacerek do pobliskiego klasztoru oraz zobaczyć z bliska zerwy lodowca Manaslu. Przy okazji odwiedzam przepiękne jeziorko położone u stop lodowej rzeki Manaslu. Z tego amfiteatru lodowo – skalnego co chwile urywały się bryły lodu, które roztrzaskiwały się w tafli jeziorka. Wieczorem jeszcze spacerek po wiosce i można iść spać.

Dzień 11. Sama Gompa (3500 m) – Samdu (3900 m)

Po jednym dniu restu dziś bardzo krótki etap do przejścia. Zaledwie parogodzinny. Ale już jesteśmy na znacznej wysokości i w górach wysokich należy powoli zdobywać metry. Szlak naszej wędrówki prowadzi korytem rzeki wzdłuż długiego szeregu murków mani, po czym wchodzi na trawiaste łąki Kermo Kharka. Pokonujemy drewniany mostek, krótkie podejście i przez kamienną bramę wchodzimy do najbardziej oddalonego od większych skupisk ludzkich, stale zamieszkałej wioski Samdu. Powstała ona w roku 1950 po chińskiej inwazji Tybetu. Życie tutaj jest niezwykle ciężkie. Odwiedzamy jedno z domostw, by z bliska przyjrzeć się życiu mieszkańców. Zjadamy wraz z gospodarzami dal – bata i popijamy pyszna nepalska herbatę. Wieczorem robi się bardzo zimno i wietrzne, pozamykani w namiotach i śpiworach czekamy następnego dnia.

Dzień 12. Samdu (3900 m) – Dharamsala (4460 m)

Opuszczamy Samdu i kierujemy swoje kroki dalej. Przed nami do pokonania ponad pięćset metrów różnicy wysokości. Widoki stają się coraz pyszniejsze. Pięknie prezentuje się Manaslu oraz inne szczyty. Po pięciu godzinach dochodzimy do dużego kamiennego schronu Guest House. Rozbijamy swoje namioty nieopodal i odpoczywamy przed trudami jutrzejszego dnia.

Dzień 13. Dharamsala (4460 m) – przełęcz Larkaya La (5213 m) – Bimtang (3800 m)

Niewątpliwie dziś najbardziej męczący dzień podczas całego trekkingu. Wstajemy o godzinie trzeciej w nocy. Parzenie herbaty do termosów, szybkie śniadanie. Jest ciemno i przeraźliwie zimno. Pakujemy cały swój dobytek i wyruszamy. Początkowo o świetle czołówek by po godzinie zobaczyć jak budzą się Himalaje ze snu. Niebo przepięknie mieni się barwami, okoliczne szczytu w takim świetle prezentują się wspaniale. Pierwsze promyki słońca dopadają nas na wysokości ok. 4800 m. Gdy tylko do nas dochodzą od razu robi się bardzo gorąco . Po przekroczeniu granicy pięciu tysięcy metrów pojawia się śnieg. Ostanie mety podejścia dłużą się niesamowicie . Ale w końcu pojawiają się chorągiewki modlitewne, wiec to znak że jesteśmy na przełęczy . Widoki cudowne i jak na tę wysokość bardzo gorąco. Robimy pamiątkowe zdjęcie grupowe i stromym śnieżnym stokiem schodzimy w dół. Pierwsze dwieście metrów różnicy poziomów pokonujemy w twardym śniegu. Potem skalnym grzbietem dochodzimy do moreny lodowca. A wiec najtrudniejsze odcinki etapu pokonane. Teraz tylko niekończącą się ścieżka do pierwszej osady ludzkiej. Późnym wieczorem dochodzimy do końca dzisiejszego etapu. Rozbijamy się na łące przy potoku wokół wyrastają przepiękne lodowe szczytu.

Dzień 14. Bimtang (3800 m) – Dharapani (1860 m)

Dziś już zdecydowanie w dół. Po przekroczeniu piarżystego lodowca wkraczamy do pięknego lasu rododendronów i sosen. W końcu można założyć krótki podkoszulek i rozkoszować się upałem. Po drodze mijamy kilka szałasów gdzie możemy napić się upragnionego zimnego piwa. Dzisiejszy etap dosyć długi kończymy w wiosce Dharapani. Jest to osada leżąca na szlaku trekkingu dookoła Annapurny. Od razu można zobaczyć różnicę miedzy zagospodarowaniem turystycznym rejonu Manaslu a Annapurny. Wchodząc do Dharapani od razu widzimy tłumy turystów, wszędzie są wygodne hoteliki oraz schroniska. W miejscowych sklepikach można kupić niemal wszystko. Wiec i my po 14 dniach spania w namiotach rozkoszujemy się wygodnym łóżkiem w lodzy. Dziś tez pierwsza kąpiel w gorącej wodzie. Wieczorem nasi tragarze oraz przewodnik robią nam niezłą imprezę. Okazało się ze w tym dniu obchodzą jakieś ich narodowe święto. Wiec jest i dobra tradycyjna nepalska muzyka oraz tańce. Cała ekipa pachnąca i wykąpana zajada się potrawami, których nie można było zjeść podczas wędrówki dookoła Manaslu.

Dzień 15. Dharapani (1860 m) – Jagat (1300 m)

I ponownie droga w dół. Ale jakoś czujemy się dziwnie. Jesteśmy na szlaku Annapurny. Wszędzie spotykamy turystów – jest ich naprawdę dużo. Jakoś nie ma takiego klimatu jak było pod Manaslu. Tam spotykaliśmy ludzi lecz bardzo rzadko. Tutaj praktycznie na każdym kroku są trekkersi. Wszędzie są schroniska, hoteliki. Śpimy w jednym z nich w wiosce Jagat.

Dzień 16. Jagat (1300 m) – Besisahar (760 m)

Ostatni etap przed nami. Podobny do wczorajszego. Już wszyscy bardzo zmęczeni ale nikt nie marudzi. Każdy ma świadomość ze piękna przygoda z Manaslu się kończy. Jako że jesteśmy coraz niżej dokucza nam straszny upał, Dochodzimy do wioski Khudi, skąd wynajętym busem jedziemy do miasteczka Besisahar. Tutaj uroczysta kolacją kończymy trekking. Rano żegnamy się z naszymi nepalskimi przyjaciółmi bo tak ich możemy nazwać po tych 16 dniach spędzonych razem. Oni wracają do Kathmandu a my jedziemy zrelaksować się do Pokhary.

Po trekkingu polecam na dwa, trzy dni pojechać sobie do Pokhary. To urocze miasteczko urzeka swoim pięknem. O ile Kathmandu zachwyca turystów wspaniałymi zabytkami stworzonymi ręką ludzka, o tyle Pokhara jest rajem dla wielbicieli piękna stworzonego przez naturę. Horyzont zamyka jedna z najwspanialszych panoram Himalajów. Widzimy Dhaulagiri 8167 m, niemal wszystkie szczyty Annapurna Himal, w tym Annapurna I 8081 m, strzelisty Machhapuchhare, Manaslu, Peak 29 oraz Himalchuli. Najlepiej tę wspaniałą scenerię górską można podziwiać z punktu widokowego Sarangot. Można tam wejść pieszo wprost z miasta lub pojechać sobie taksówka i ostanie metry podejść. Polecam zrobić sobie tam wycieczkę na wschód słońca. Wrażenia są niesamowite. Tego samego dnia po południu można odwiedzić inny punkt widokowy ze Stupą Światowego Pokoju na szczycie. W miasteczku można miło odpocząć po trudach trekkingu. Jest tutaj mnóstwo wygodnych i przyjemnych hoteli. W miejscowych restauracyjkach zjemy pyszne potrawy a wieczorem z wielu klubów rozbrzmiewa muzyka na żywo.

Dla kogo jest ten trekking przeznaczony ? Dla każdego kto chodzi trochę po górach i ma obycie turystyczne. Doświadczenie w chodzeniu po tatrzańskich szlakach wystarczy. Trasa nie przedstawia trudności technicznych – jedynie pewne drobne problemy mogą się pojawić podczas pokonywania przełęczy Larkya La w przypadku jej zalodzenia lub zaśnieżenia.

Ze sprzętu – należy zabrać kije teleskopowe, przydatne są raki w zejściu z przełęczy.

Z ubrań – należy być przygotowanym na zmiany pogodowe oraz na cztery pory roku. Powyżej 4000 metrów noce są zimne, wiec dobry śpiwór należy posiadać.

Buty dobre trekkingowe. Nic tak nie może nam zepsuć wyjazdu jak niewygodne buty i zimny śpiwór – prawda 🙂

Konieczny namiot, większość noclegów musimy spędzić pod własnym dachem. Posiadać tez należy palnik najlepiej na gwint typu colemman. Nie polecam zabierania palnika typu campig gaz, są trudności z zakupem do nich butli z gazem. Palnik jak i gaz do kupienia w sklepach w Kathmandu.

Główna zasada – spakować się tak aby w plecaku były rzeczy tylko najbardziej potrzebne. Każdy gram podczas dwutygodniowej wędrówki dostatecznie da nam w kość. Polecam zabrać z polski kiełbasę suszoną, żywność liofilizowaną oraz kisiele. Resztę jedzenia bez problemu kupimy na miejscu


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u