Podróż po Indiach i Bangladzeszu – Jarosław Rudnik

Podróż po Indiach i Bangladzeszu

Jarosław Rudnik

Indie to idealny kraj dla globtroterów. Można znaleźć tu wszystko: wysokie góry, oceaniczne plaże, pustynie, bujną przyrodę, bogactwa kultury, nędzę, odludzia i wielomilionowe miasta. Będąc już na miejscu, dobrze kalkulując budżet, nie wyda się też wiele. Podróżując w dwójkę przez sześć tygodni wydaliśmy po 7,5 USD dziennie (wliczając w to transport na miejscu, noclegi, jedzenie w restauracjach, wstępy).

Ważne by mieć ze sobą przewodnik
Podczas podróży korzystaliśmy z przewodników Lonely Planet “India” i “Bangladesh”.

Przelot
Bilety na trasie Warszawa – Bombaj – Warszawa (British Airways) kupiliśmy w czasie akcji promocyjnej – 530 USD (bez możliwości zmiany dat). Wylot 2 lutego 1999 przez Heathrow. Powrót 16 marca. Tanie przeloty proponują: KLM, Aeroflot i Alitalia.

Wizy
Jeszcze przed wjazdem należy wyrobić sobie wizy do obu państw w Polsce.

Nasza trasa
Ponieważ chcieliśmy zwiedzić jak najwięcej, a mieliśmy mało czasu wybraliśmy następującą trasę: Mumbai (dawna nazwa Bombaju) – Goa – Kochi – Allappey – Kottayam – Park Narodowy Periyar – Ernakulam – Kalkuta – Khulna – Mongla – Dakka – Darjeeling – Waranasi – Agra – Fatekhpur Sikri – Bharatpu – Jaipur – Udaipur – Diu – Mumbai

W okresie luty-marzec brak deszczów monsunowych, a na terenie prawie całych Indii było wystarczająco ciepło by nosić podkoszulki z krótkim rękawkiem. Wyjątkiem był Darjeeling, gdzie musieliśmy założyć polary i kurtki.

Pierwsze kroki w Mumbaju
Większość przylatujących samolotów z Europy do Mombaju ląduje według czasu lokalnego w środku nocy. Najlepszym rozwiązaniem to poczekanie do świtu na lotnisku.

Zaraz po odprawie paszportowej w oddziale State Bank of India można wymienić pieniądze, bądź czeki podróżne. Nasze 100 USD w czekach American Express było warte 4290 Rs (1 USD = 42,90 Rs). Nie pobierano prowizji. Kurs był dobry i przez całą podróż po Indiach z małymi wyjątkami za dolara otrzymywaliśmy podobną ilość rupii.

Czekając do świtu w holu przylotów poznaliśmy innych turystów. By zaoszczędzić na taksówce do centrum wynajęliśmy ją we czwórkę. Płaci się z góry w specjalnym okienku w hali przylotów. Przejazd do dzielnicy tanich hotelików Colaba kosztował 260Rs plus 4Rs za plecak. Jak na Indie cena jest wygórowana, ale unika się targowania z taksówkarzami, co na pierwszy dzień pobytu jest dobre dla nie znających realnych cen. Nikt też nie woła o bakszysz. Noclegi w Mumbaju należą do najdroższych w całych Indiach. Zatrzymaliśmy się w hotelu Volga II na pierwszym piętrze starego budynku (wejście przez starą klatkę schodową). Pokój dwuosobowy (z oddzielną łazienką) kosztował 450Rs za jedną noc. Następnym celem podróży były plaże w Goa, dlatego jeszcze tego samego wieczoru wykupiliśmy bilet na poranny pociąg do Margao (inna nazwa to Madgaon). Pociąg odjeżdża z dworca Mumbai CST (dawniej nazywanym Victoria Terminus). Tutaj można też kupić bilety. Będzie to zapewne pierwsze poznanie indyjskiej biurokracji. Najpierw należy wypełnić specjalny formularz (Requisition for Reservation) by zarezerwować miejsce. Wpisuje się tam numer i nazwę pociągu, datę i trasę podróży oraz nazwisko, płeć i wiek podróżnego. Potem przy zakupie biletu należy okazać paszport i kwit wymiany waluty. Bilet na podróż w drugiej klasie do Margao kosztował 164 Rs. Pociąg odjeżdżał tuż po piątej rano. Na dworzec z hotelu dostaliśmy się taksówką za 50 Rs.

Na plaży w Goa
W Goa na miejsce wypoczynku wybraliśmy miejscowość Benaulim. Ceny noclegów są tutaj niskie, a plaża nie była taka tłoczna jak innych miejscowościach stanu. Autobus z centrum Margao (trochę daleko od stacji kolejowej) kosztuje 7-8 Rs. Na nocleg wybraliśmy Pinto Tourist Cottage. Dwójka z prysznicem i toaletą kosztowała 150 Rs. Cenny pokoi, które będę podawał, w innych hotelach będą dotyczyć właśnie takich dwójek.

Pokoje w indyjskich tanich hotelikach zamyka się przeważnie za pomocą kłódki, dlatego warto ją zakupić już w Polsce. Oprócz leniuchowania na plaży, można też wybrać się na wycieczkę rowerową po okolicy. Wypożyczenie roweru kosztowało 50 Rs za dzień. Cenny dobrych posiłków w restauracjach wahają się od 150 do 250 Rs. Ogólnie były droższe niż w innych miejscach, które odwiedzaliśmy. Także cenny na plaży za ananasy, papaje (25 Rs za sztukę) i inne owoce były wygórowane. Na jednodniową wycieczkę do Old Goa można wybrać się używając lokalnych autobusów. Z dworca autobusowego w Margao (znajdującego się na północ od centrum) należy jechać do Panaji (15 Rs), a potem do Old Goa (5 Rs).

Południe Indii
Przed podróżą pociągiem w dalszą drogę należy wykupić bilet dużo wcześniej. Otrzymaliśmy jakieś dwusetne miejsca na liście rezerwowych na nocny pociąg do Ernakulam (rezerwując bilet na dwa dni przed wyjazdem). Cena to 287 Rs za drugą klasę w kuszetce (w wagonie znajdują się otwarte boksy a w nich po trzy łóżka na jednej ścianie oraz dodatkowo po dwa na ścianie wzdłuż przejścia). Miejsca do leżenia otrzymaliśmy, gdyż jak i inni turyści byliśmy zaliczeni do specjalnej kategorii “tourist quota”. Jeżeli planujecie dużo podróżować pociągiem po Indiach warto zaopatrzyć się w rozkład jazdy “Trains at a Glance”. Do kupienia w kioskach na dworcach za 25 Rs.

W Ernakulam spaliśmy w Hotel International KK (270 Rs) blisko stacji, ale nie polecam. Drogi i na dodatek w łóżku były głodne pluskwy. Za to polecam odwiedzenie lokali podających wyśmienite soki z owoców (szklanka soku ananasowego kosztuje 10 Rs).

Do Kochi można dostać się promem. Odpływają z przystani promowej co 15 minut i kosztują 2 Rs. Tutaj godne odwiedzenia są muzeum w pałacu Mattancherry (wstęp za 2 Rs) i muzeum w Synagodze (wstęp za 2 Rs).

Ponieważ mieliśmy mało czasu zdecydowaliśmy się na krótszą wycieczkę po “Back Waters”. Najpierw pociągiem dojechaliśmy do Allappey (25 Rs), potem rikszą motorową ze stacji do przystani promowej za 40 Rs. Tu mieliśmy pecha – rozpoczął się strajk stanowy (nie jeździły autobusy, nie kursowały promy i sklepy były zamknięte). Jeżeli coś takiego by przytrafiło się wam to na nocleg można wybrać Sheeba Lodge (dwójka 150 Rs). W końcu udało się nam zobaczyć “Back Waters” płynąc promem do Kottayam za 8 Rs.

By dostać się do Parku Narodowego Periyar należy dojechać autobusem do Kumily. Autobus deluxe z ciemnymi szybami kosztował 49 Rs. Jak się potem okazało lokalny, tańszy o 14 Rs był lepszy. Nie miał szyb co pozwalało oglądać wspaniałe widoki.

W Kumily można przenocować w bardzo miłym PP Tourist House (215 Rs). Atrakcją parku Periyar są słonie. Jeżeli jednak właściciel hotelu mówi, że ostatnio padało i będzie trudno zobaczyć słonie w parku – wierzcie mu. Nie jedźcie do parku (rikszą za 30 Rs, a autobusem kursującym rzadko za 2 Rs), nie płaćcie 50 Rs za wstęp + 5 Rs za rikszę, nie wybierajcie się na wycieczkę statkiem po jeziorze (50 Rs za górny pokład) – słoni nie zobaczycie.

Kalkuta
Do Kalkuty jechaliśmy autobusem do Ernakulam za 20,50 Rs. Tam na miejsce noclegu wybraliśmy Maple Tourist Home (250 Rs). Najdłuższą podróż pociągiem jaką odbyliśmy w Indiach był przejazd z Ernakulam do Kalkuty. Trwał 72 godziny (dwie noce w pociągu) a na miejsce dojechaliśmy bez opóźnienia. Bilet kosztował 448 Rs. Podczas podróży nie ma się co martwić o posiłki, można je kupić w pociągu, bądź podczas postojów na stacjach. Thali wegetariańskie kosztowało 23 Rs, mięsne kilka rupii drożej, herbata 3 Rs, kawa 5 Rs, ryż z jajkiem 25 Rs, różnego rodzaju placki z warzywami od 5 Rs za sztukę. Bez problemu można kupić też owoce, np.: banany po 1 rupii za sztukę, pomarańcze po 20 rupii za kilo. Ceny te nie odbiegają zbytnio od cen w mieście.

Po dotarciu na dworzec Howra należy przedostać się na drugą stronę rzeki Hooghly. Najlepiej ominąć natrętnych i szalonych pod względem ceny taksówkarzy i od razu udać się na prom rzeczny. Za 2 Rs można przedostać się na drugą rzeki i dopiero tam wziąć taksówkę do dzielnicy Chowringhee. Przejażdżka powinna kosztować 30 Rs. Na miejsce noclegu wybraliśmy Hotel Maria (200 Rs, łazienka i toaleta na zewnątrz).

Dzielnica Chowringhee jest dobrym miejscem na zakupy pamiątek, tanich książek, biletów lotniczych oraz wybranie się do kina.

Najszybszym sposobem na przemieszczanie się po mieście jest linia metra. Cena biletu w I strefie to 3 Rs, w II – 5 Rs (dojazd do świątyni Kali). Wstęp do Muzeum Wiktorii za 2 Rs, na pokaz w Planetarium 18 Rs. Za 3 Rs można wybrać się do Millennium Park by odpocząć od zgiełku i obejrzeć zachód słońca.

Podróż do Bangladeszu
Spod hotelu taksówką za 50 Rs można dojechać do dworca Sealdah. Stąd pociągiem do Bangaon (15 Rs). W kantorach przy stacji można kupić bengalską walutę – taka (Tk). Za sto rupii otrzymaliśmy 117 taka. Na samej granicy kurs był niższy za 100 Rs dostawało się 115 Tk. By dojechać do przejścia granicznego z Bangladeszem proponuję wziąć rikszę motorową – trochę droższa. My wybraliśmy rowerową – 30 Rs. Nas dwójka, dwa plecaki, jakieś 7 kilometrów i chudy rikszarz. Było nam go przykro, czuliśmy się głupio – pierwszy raz jechaliśmy rikszą rowerową – na koniec daliśmy mu duży bakszysz – 30 Rs, co i tak wyniosło nas drożej niż podróż rikszą motorową.

Przekroczenie granicy trwa długo. Byliśmy tam w porze lunchu, około 13, dlatego zanim indyjscy celnicy sprawdzili nam paszporty minęła godzina. W końcu mieliśmy też odprawę celną i mogliśmy iść na stronę bengalską. Tu sprawy papierkowe nie były już takie długie.

Do centrum Benopol (pierwszej miejscowości po stronie bengalskiej) dojechaliśmy rikszą rowerową za 20 Tk. Autobus do Jessore kosztuje 12 Tk. Skąd do Khulna można dojechać za autobusem za 15 Tk.

Ludność Bangladeszu jest bardzo życzliwa dla turystów. Już podczas pierwszej podróży mieliśmy nowych przyjaciół, a podczas zwiedzania częstowano nas herbatą, a nawet zapraszano na obiad. Z dworca w Khulna rikszą rowerową (za 20 Tk) dojechaliśmy do National Hotel. Pokoje bez łazienki i toalety były w cenie 80 Tk.

Ceny za wszystko okazały się niższe niż w Indiach a i targować było się łatwo bo nie ma tu zbyt wielu turystów i miejscowi nie wiedzą jak ich naciągać. Ponieważ mało mieszkańców mówiło po angielsku na początek nauczyłem w miejscowym języku zwrotu ile kosztuje oraz cyfr pięć i dziesięć. To pomagało szczególnie gdy jechaliśmy gdzieś rikszą. Pierwszą cenę jaką ja podawałem to 5 Tk, a jak rikszarz nie zgadzał się (co zdarzało się rzadko) proponowałem 10 i było po kłopocie. Najciekawsza wycieczka na jaką wybraliśmy się, to podróż do Mongla. Najpierw rikszą trzeba dostać się do przeprawy promowej na rzece Rupsa (15 Tk), a potem autobusem odjeżdżającym po drugiej stronie rzeki za 15 Tk. W Mongla trzeba uważać na oszustów i naciągaczy. Ponieważ to duże miasto portowe, miejscowi nauczyli się, że można naciągać białych. Za podróż do łodzią do wsi Shelabunia po drugie stronie rzeki tuż przy Sundarbans musieliśmy płacić po 25 Th długo targując się (miejscowi płacili mniej niż 10 Th). Tam wynajęliśmy za 200 Tk na dwie godzin łódź na podróż do Sundarbans. Jednak nie była to aż tak ciekawa podróż jak się spodziewaliśmy. Właściciel łodzi dopłynął z nami tylko do pierwszej przystani, tuż na skraju Sundarbans – lasów namorzynowych. Zamiast tygrysa bengalskiego to my staliśmy się atrakcją dla miejscowych wycieczek.

Parostatkiem “Rocket” po delcie
Zapewne jedną z najciekawszych podróży po Bangladeszu będzie pobyt na parostatku “Rocket” pływającym na trasie Dakka – Khulna – Dakka. Wypłynęliśmy z Khulna o 3.00 nad ranem. Bilet należy zamówić wieczorem przed planowanym wypłynięciem w biurze BIWTC znajdującym się zaraz przy porcie. Kajuty w drugiej klasie kosztują 555Tk za osobę. Można uznać je za komfortowe i ich wybór będzie chyba dobrym rozwiązaniem. Pierwsza klasa jest znacznie droższa, a klasa pokładowa to miejsce na dolnym pokładzie, gdzieś w pobliżu warczących silników. Jedzenie w restauracji było bardzo dobre, serwował je kelner jak w drogich lokalach. Było tam bardzo miło, ale jak się potem okazało i drogo. Za śniadanie i obiad zapłaciliśmy 450Tk, dlatego kolację jedliśmy już jak dawniej, kupując od sprzedawców. Podczas podróży można przyjrzeć się życiu mieszkańców delty Gangesu.

A jak jest w Dakce
Po drugiej nocy, około 6 nad ranem statek przypłynął do Dakki. Z przystani po długim targowaniu się i zbiciu cenny z 300 Tk do 50 Tk wzięliśmy rikszę motorową na ulicę Nawabpur, gdzie według przewodnika było wiele hoteli. Okazało się jednak, że obowiązuje zakaz przyjmowania cudzoziemców do hoteli dla miejscowych. Dlatego proponuję od razu wybrać Down Hotel (wieżowiec naprzeciw stadionu narodowego). Kosztuje 300 Tk za dwójkę z łazienką (z tym, że nie było wody w godzinach porannych). Natomiast przez cały w łazience były wielkie karaluchy.

Odległości w Dakce są dość duże, a poruszanie się rikszą nie jest też łatwe. Właściciele wołają zbyt wiele za podwiezienie, a potem wożą po mieście bez końca by pokazać jak jest daleko i w ten sposób mieć duży napiwek. Ceny wstępów nie należały do najwyższych. Bilety do fortu Lalbagh i muzeum narodowego kosztowały po 2 Tk.

Z powrotem do Indii
Spod hotelu do dworca dojechaliśmy rikszą motorową za 30 Tk. Bilet na pociąg (w II klasie – miejsca siedzące) do Parbatipur kosztował 180 Tk. Wybierając połączenie nocne, będziecie skazani na pobudkę około 1 w nocy, spacer 500 metrów do promu, godziną podróż nim i kolejne 500 metrów by wsiąść do pociągu po drugiej stronie rzeki Jamuna (indyjska nazwa to Brahmaputra). Po dotarciu na miejsce bez opóźnień i po odczekaniu dwóch godzin można wsiąść do pociągu jadącego do Chiliharti (II klasa 25 Tk), przy granicy z Indiami. Tam na stacji jest odprawa graniczna, potem przy pomocy celników wynajęliśmy dwie riksze rowerowe i udaliśmy się do przejścia granicznego. Podróż trwała około 30 minut i kosztowała 100Tk za dwie riksze. Samo przejście, to zwyczajna brama w siatce oddzielającej Indie od Bangladeszu. Po jej przekroczeniu i pierwszej kontroli po stronie indyjskiej rikszarz zabrał nas za 80 Rs do kolejnych budynków urzędu imigracyjnego w Haldibari. Tam oprócz odprawy paszportowej (potrzebne jest zdjęcie by wkleić je do “wieczystego zeszytu”) trwającej bardzo długo, wymieniono nam ostatnie banknoty bengalskie (za 166 Tk dostaliśmy 130 Rs).

Jakoś udało się złapać ostatni pociąg do New Jalpaiguri odjeżdżający parę minut po 17.00. Tam przesiedliśmy się na wąskotorówkę do Siliguri. Cała trasa kosztowała 12 Rs. W Siliguri w pobliżu dworca znajduje się Rajasthan Guesthouse (225 Rs).

Podróż w góry
Do Darjeeling można wybrać się na dwa sposoby: jeepem bądź pociągiem wąskotorowym (10 godzin). Pociąg odjeżdża około 9.00 ze stacji w Siliguri i kosztuje 22 Rs. Jest to na pewno niesamowita przygoda, ale po czasie może okazać się trochę nużąca. Przed dojazdem do Darjeeling do pociągu wsiadają naganiacze z różnych hoteli. Cenny które podają są o wiele wyższe od standartowych. W Triveni Guesthouse za dwójkę z toaletą płaciliśmy 100 Rs (pamiętajcie to było jeszcze przed sezonem). W hotelu nie było prysznica, zastępowało go wiadro gorącej wody kosztujące 5 Rs. Hotel nie był ocieplany, a pod koniec lutego było tu w nocy bardzo zimno. Podobnie jest we wszystkich hotelikach tego standardu. Polecam restaurację w tym hoteliku – jedzenie bardzo smacznie i tanie. Upodobaliśmy sobie różnego rodzaju potrawy z ziemniaków kosztujące około 30 Rs.

Spacery po okolicy zapewniają wspaniałe widoki. Jednak w lutym często jest pochmurnie i wtedy czuje się niedosyt. Z hoteliku do wzgórza obserwacyjnego można dojść w 20 minut. Wędrując dalej po ponad pół godziny dociera się do Ośrodka Uchodźców Tybetańskich. Stąd można zobaczyć Kanchenjunga – trzeci szczyt świata. Po kolejnych 30 minutach marszu jesteśmy w ZOO. Bilet wstępu kosztuje 10 Rs. Tyle samo kosztuje bilet wstępu na teren Programu Hodowli śnieżnej Pantery. Do placu przy którym znajduje się biuro turystyczne można wrócić w półtorej godziny spacerując szlakiem przez plantację herbaty w Happy Valley Tea Estate. Kierują się z hotelu w przeciwną stronę po dwóch i pół godzinach spaceru dotrze się na Górę Tygrysa. Jeżeli pogoda jest ładna, widoki z niej zapierają dech w piersiach.

W najświętszym mieście Hindusów
Do dworca kolejowego w New Jalpaiguri można dostać się najszybciej jeepem (cena 70 Rs). Zjazd z gór to jakieś 4 godziny ciągłych zakrętów po wąskiej drodze. Pociąg do Mughalseraj kosztuje 248 Rs. Bilety należy kupić z wyprzedzeniem na stacji w Darjeeling. Aby dostać się z Mughalseraj do Waranasi można próbować taksówki bądź rikszy. Nam udało się odnaleźć pociąg jadący przez Waranasi, którym wybraliśmy się na gapę. Do dzielnicy hotelików Godaulia, nad Gangesem można dojechać rikszą motorową za 25 Rs. Hotel źogini Resthouse w którym spaliśmy był w porządku. Dwójka z łazienką kosztowała 100 Rs. Pamiętajcie by zamykać okiennice, gdyż skaczące po dachach małpy są niesamowitymi złodziejaszkami. Ponieważ w Waranasi przebywa bardzo dużo turystów z Japonii można spotkać tu kilka restauracji z japońskim jedzeniem – polecam. Powrót na stację kolejową rikszą rowerową powinien wynieść 15 Rs. Nocny pociąg do Agry kosztuje 224 Rs.

Mekka turystów
Po dojechaniu do Agry należy szybko przypomnieć sobie o baaardzo natrętnych naciągaczach, nieuczciwych rikszarzach, itd. Zaraz po wyjściu z pociągu na dworcu Agra Fort zaczyna się koszmar. Każdy na coś cię namawia, bądź coś proponuje. Riksza do Taj Ganj kosztuje 30 Rs. Podczas podróży rikszarz przez cały czas poleca hotele, restauracje, mówi o nieuczciwych – on i jego znajomi to najuczciwsi na świecie. Rikszę każemy zatrzymać przy hotelu w którym i tak nie mamy zamiaru spać. Do tego, który wybraliśmy na miejsce noclegu dochodzimy pieszo. Nocleg w hotelu Shanti Lodge kosztował 150 Rs. Pokój jaki dostaliśmy to przestronna dwójka z łazienką (ciepła woda). Z tarasu hotelu widać było Tadż Mahal jak na dłoni. Jedzenie w restauracji na tarasie jest raczej niedobre, ale warto tu chwilkę zostać by przyjrzeć się budowli.

Gdy wybraliśmy się na zwiedzanie miasta zaraz na progu hotelu przywitał nas nasz rikszarz. Opowiadał o bezrobociu i że dzisiaj nie ma już szansy mieć innych turystów i że za 100 Rs można wynająć go na cały dzień. W końcu zgodziliśmy się bo cena była cztery razy niższa niż podawał nasz stary przewodnik. Trasa naszego zwiedzania to: Tadż Mahal (wstęp aż 500 Rs), fort Agra (55 Rs), Mauzoleum Itimadud – dauli (12 Rs). Ponieważ w Agrze byliśmy w piątek, wstępy do wszystkich obiektów były za darmo.

Przez ciągłe opowieści rikszarza o zatrutym jedzeniu w restauracjach poprosiliśmy go o podjechanie pod dworzec kolejowy Agra Fort i sami przeszliśmy w okolice Wielkiego Meczetu, gdzie zjedliśmy w restauracji dla miejscowej ludności.

Kierunek Radżastan
Z hotelu do dworca autobusowego Idgah można dojechać za 35 Rs, po uprzednim wyjaśnieniu, że nie chce się jechać autobusem prywatnym. Państwowy autobus do Fatehpur Sikri kosztuje 15 Rs. W hoteliku zaraz przy dworcu autobusowym można zostawić bagaż za 5 Rs. Wstęp do opuszczonego miasta to 15 Rs.

Autobus do Bharatpur kosztuje 9 Rs (jedzie się ponad godzinę). W Bharatpur należy wysiąść na przystanku na początku miasta w okolicach Parku Narodowego Keoladeo. Mijając hotele po lewej stronie dochodzi się do bramy wejściowej do parku (też po lewej). Skręcając w prawo i potem jeszcze raz w prawo w pierwszą uliczkę, dojdzie się do miłego Kirani Guesthouse. Ten nowy hotelik należy do tańszych w mieście – 150 Rs za dwójkę z łazienką (ciepła woda). Jeżeli macie mało czasu, na zwiedzanie parku najlepiej wybrać się na rowerach. Można je wynająć w hotelu Kirani za 30 Rs na jeden dzień. Na pewno przyda się też lornetka (wynajęcie w hotelu 70 Rs za dzień). Wstęp do parku kosztuje 100 Rs + 3 Rs opłaty za rower. Jednej rzeczy której nie polecamy to zamówienie jedzenia w hotelu. Najtaniej można posilić się w centrum miasta kupując jedzenie od przydrożnych sprzedawców – np. omlet z dwóch jajek i dwóch tostów za 10 Rs. Dojazd rikszą do dworca autobusowego (ponownie przypominać, że chcecie jechać do państwowego) kosztuje 30 Rs. Autobus do Jaipur to wydatek 63 Rs. Po przeciwnej stronie urzędu pocztowego w małej uliczce znajdują się trzy hoteliki. Zatrzymaliśmy się w drugim od Evergreen Hotel. Dwójka kosztowała 150 Rs; za przechowanie plecaka następnego dnia płaci się 20 Rs. W Jaipur na pewno należy zwiedzić Pałac Wiatrów (wstęp 2 Rs + 30 za aparat fotograficzny) i Pałac Miejski (wstęp 130 Rs). Należy wybrać się też do pobliskiej miejscowości Amber. Minibus z okolic Pałacu Wiatrów kosztuje 5 Rs. Wstęp do fortu kosztował 4 Rs + 50 Rs opłaty za aparat fotograficzny.

Jeżeli jeszcze nie byliście w indyjskim kinie, szczególnie polecam wybranie się do jednego z najlepszych w całych Indiach – kina Raj. Seans filmowy kosztował 40 Rs. Filmy indyjskie charakteryzują się prostą treścią akcji; musi tam być dobry i zły bohater, intryga, chwila grozy, miłość i muzyka – jeżeli trafi się na dobry film na pewno będzie co wspominać. Na dworzec kolejowy, z okolic hotelu można dojechać rikszą rowerową za 10 Rs. Pociąg do Udaipur kosztował 174 Rs. Udajpur jest chyba jednym z milszych, a już z pewnością cichszych miast indyjskich. Rikszarz miło zachęcał nas by jechać z nim, potem zawiózł nas dokładnie do tego hotelu do którego chcieliśmy – Gangaur Ghat Hotel. Za nocleg płaciliśmy 125 Rs (po utargowaniu z 150 Rs). Za tą cenę mieliśmy duży pokój dwuosobowy z łazienką i ciepłą wodą. W naszym hotelu ale i w innych na tarasie znajdują się restauracje. Jedzenie w nich jest w miarę tanie i smaczne. Za zwiedzanie Pałacu Miejskiego trzeba zapłacić 35 Rs + 75 Rs za aparat fotograficzny. Wstęp do ogrodów Pratap Samak kosztował 10 Rs, a dojazd rikszą 20 Rs. Wybraliśmy się też na pokaz tańców ludowych do Meera Kala Mandir. Bilet kosztował 65 Rs, a dojazd rikszą 20 Rs. Jeżeli ktoś lubi tańczące starsze, przy kości panie będzie zachwycony!

Znów odpoczynek na plaży
By dostać się do Diu najpierw kupiliśmy bilet za 270 Rs na autobus do Veraval. Daliśmy się nabrać. Podróż rozpoczynała się o 22.00 i miała być bezpośrednia, a na miejscu mieliśmy być o 10 godzinie. Okazało się jednak, że mieliśmy przesiadkę w Rajkot i w Veraval byliśmy dopiero przed 15.00. Do Diu autobus kosztował 34 Rs. Na miejsce noclegu wybraliśmy Gangeshwar Hotel. Kosztował 125 Rs (w łazience ciepła woda, a w pokoju telewizor). Jednak następnego dnia przenieśliśmy się do lepszego, ale droższego hotelu Central. Nocleg kosztował 150 Rs (takie samo wyposażenie, ale pokoje w lepszym stanie). Najlepsza plaża do kąpieli znajduj się w Nagoa. Można na nią jeździć wynajętym rowerem. Wypożyczalnia zaraz przy hotelu Central. Za 24 godziny płaci się 15 Rs + 100 Rs kaucji.

W końcu powrót
Z Diu autobusem dojechaliśmy do Veraval za 35 Rs. Pociąg do Mumbaju, z przesiadką w Ahmedabad kosztował 282 Rs. W Mumbaju pociąg przyjechał na dworzec Central. Po dosyć łatwym targowaniu udało nam się zabrać taksówką za 200 Rs na lotnisko Sahar (międzynarodowe). A tam odprawa i lot powrotny do kraju.

Kilka informacji o cenach
Cenny które podałem za przejazdy autobusami i pociągami dotyczą jednej osoby. Te za przejazd taksówkami i rikszami to ostateczna suma jaką płaciliśmy po targowaniu ale z doliczeniem bakszyszu. Podczas podróży wymienialiśmy też funty brytyjskie i marki niemieckie. W Indiach za jednego funta otrzymywaliśmy mniej więcej 67.75 Rs, w Bangladeszu 80.43 Tk – był problem z ich wymianą. Za jedną markę można było dostać 20.89 Rs. Cenna litrowej butelki wody mineralnej rozpoczynała się od 10 Rs. Najwięcej musieliśmy zapłacić 14 Rs. Półtora litra Coca-coli kosztowało 40 Rs, a ta w butelce 10 – 12 Rs. Za kilogram pomidorów płaciliśmy mniej więcej 20 Rs. Jeden kilo arbuza kosztował natomiast 3-4 Rs. Kokos 10 Rs, mango 20 Rs. Różnego rodzaju ciastka kosztowały od 5 wzwyż. Paczka papierosów Beedis 3.5 Rs.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u