Oman – Zbigniew Hauser

Zbigniew Hauser

10 stycznia – 1 lutego 2007

Liczba uczestników: 3

Jeszcze do niedawna położony na, południowo-wschodnich krańcach Półwyspu Arabskiego Sułtanat Omanu niechętnie wpuszczał cudzoziemców, a zwłaszcza turystów. Każda wiza musiała być sponsorowana. Od około dwóch lat można ją bez problemu uzyskać na lotnisku, płacąc 6 riali omańskich (w lutym 2007 1 rial był równy 3 USD). Lądujemy więc w stolicy tego kraju Maskacie, na pokładzie Tureckich Linii Lotniczych (w styczniu – 2007 r. za przelot, z międzylądowaniem w Istambule płaciło się ok. 2100 zł).

Jeszcze przed 30 laty domy w miastach i wsiach Omanu wznoszone były z gliny. Pod rządami „oświeconego absolutyzmu” sułtana Qaboosa (doszedł do władzy w 1970 r. po obaleniu swojego ojca, znanego z fanatyzmu i okrucieństwa) Oman przeszedł ze średniowiecza wprost do wieku XXI i stał się jednym z najbogatszych krajów w regionie. Dziś ten górzysto-pustynny kraj przecinają wielopasmowe autostrady, a jego obywatele (choć wciąż noszą tradycyjne białe szaty), korzystają ze wszystkich zdobyczy cywilizacyjnych, z elektroniką włącznie. Wszystko to dzięki bogatym złożom ropy naftowej i innych minerałów. Sułtan odstąpił od wielowiekowej polityki izolacji kraju i nawiązał stosunki z sąsiadami i całym światem.

O bogactwie kraju świadczy oprawa organizowanych co roku Festiwali Kultury Omanu w Parku Qurum. Nędzy w Omanie widzi się niewiele i tylko w odległych od stolicy wsiach. Powoli rozwija się turystyka. Turystyczną specjalnością Omanu jest… 1200 fortów rozsianych po całym kraju, wzniesionych przed wiekami przez dawnych władców, którzy chronili się w nich w czasie obcych najazdów. Choć 99% mieszkańców dwu- i półmilionowego Omanu wyznaje ortodoksyjny islam, to w przeciwieństwie do sąsiadującej z nim Arabii Saudyjskiej – gdzie publiczne przyznawanie się do wyznawania innej religii karane jest więzieniem – Oman prowadzi politykę tolerancji wobec innych wyznań. Mieszka tam kilkutysięczna grupa emigrantów zarobkowych z Indii, a także z Pakistanu i Bangladeszu. Tutejsi Hindusi pochodzą przeważnie ze stanu Kerala, gdzie dominują katolicy. Z obserwacji i rozmów z ludźmi wynikało jednak, że pomimo tolerancji bogaci Omańczycy traktują społeczność hinduską jako obywateli drugiej kategorii. Imigranci zarobkowi wykonują najcięższe prace budowlane i drogowe.

Po wylądowaniu w Maskacie o godz. 1 w nocy musieliśmy czekać na lotnisku do rana, bo taksówki (zwłaszcza nocne) są bardzo drogie. Dopiero ok. 7 rano, po wyjściu z lotniska i przejściu z plecakami ok. 200 metrów, załadowaliśmy się do jednego z minibusów kursujących do centrum. Zapłaciliśmy 0,8 R (800 baizas) za trzy osoby. Uwaga! Taksówkarze na lotnisku wmawiają turystom, że autobusu do centrum (Mutrah) nie ma. Wysiedliśmy w pobliżu pętli minibusów w Mutrah (Maskat podzielony jest na kilka dzielnic, właściwie osobnych miast, wybraliśmy Mutrah, bo tu są „najtańsze” hotele. Najtańsze w tamtejszych warunkach, bo za 20-30 USD od osoby).

Oman jest krajem drogim. Drogie są zwłaszcza hotele i jest ich mało (wszystkie powstały w ostatnich latach, przedtem turystyki nie było tam w ogóle). Nocując w różnych miastach wybieraliśmy „dwójki”, ładując się pokoju w trójkę (nie wszędzie to tolerowano). W Maskacie-Mutrah musieliśmy nocować w hotelu Naseem, bo wszystkie pobliskie, nieco tańsze hotele (Al Fanar, Al Mina) były zajęte, ze względu na trwający właśnie Festiwal Kultury Omanu. W pobliżu hotelu Naseem są trzy kantory wymiany walut. We wszystkich kursy były prawie jednakowe (1 USD = 0, 3 R). Najlepiej dokonać wymiany w Maskacie, na prowincji kantorów nie spotkaliśmy. Można wymieniać w drugą stronę, z niewielką stratą.

Następnie udaliśmy się na dworzec autobusowy, położony w mieście – dzielnicy Ruwi (na południe od Mutrah, przejazd minibusem za 200 (baisa). I tu konsternacja. Okazało się, że autobusy w Omanie kursują tylko między największymi miastami i jest ich niewiele. By dokładniej zwiedzić ten kraj trzeba wynająć samochód. Ponieważ chcieliśmy zobaczyć góry, w grę wchodził tylko samochód terenowy. Na szczęście mieliśmy między sobą wytrawnego kierowcę w spódnicy. Dzielna Zosia wiodła nas krętymi i pylistymi drogami interioru przez całe dwa tygodnie: Samochód wynajęliśmy w Thriftly Car Rental, tuż obok dworca autobusowego w Fuwi (po drugiej stronie ulicy). Za terenową toyotę, za 12 dni, zapłaciliśmy 375 Riali od trzech osób. Była to cena umiarkowana jak za samochód terenowy z napędem na cztery koła. Dodatkowym walorem podróżowania wynajętym samochodem jest w Omanie bardzo tania benzyna, tańsza niż woda.

Po załatwieniu sprawy samochodu przyszedł czas na zwiedzanie. Pojechaliśmy przede wszystkim do Starego Maskatu (Old Muscat), by obejrzeć pałac sułtana (oczywiście tylko z zewnątrz; dochodzi się do okazałej bramy z wartownikiem), i tamtejsze dwa muzea: Bait Al Zubair (tj. muzeum historyczno-etnograficzne; z piękną kolekcją khanjarów – ozdobnych sztyletów i dawnych strojów dworskich) oraz Bait Fransa (muzeum w dawnym konsulacie francuskim, prezentujące m.in. historyczne więzi między obu krajami od XVIII w.).

Niestety Old Muscat stary jest już tylko z nazwy. Obecny sułtan kazał wyburzyć dawne gliniane domy. Na ich miejscu wznoszą się białe budowle w tradycyjnym stylu, ale zupełnie nowe. Wyglądają jak spod igły, lśnią czystością. Jedynie w tle, z tyłu za pałacem, widać stare forty Jalali i Merani (niedostępne), które kiedyś broniły dostępu do miasta od strony Zatoki Perskiej.

W Mutrah warto przejść się nadmorskim bulwarem Corniche (wieczorami pięknie oświetlonym) i zajrzeć na miejscowy suk (gdzie można kupić m.in. rzeźbione khanjary (sztylety, odpowiednik jemeńskiej dżambiji). W dzielnicy Ruwi obejrzeliśmy Muzeum Narodowe (z kolekcją starej biżuterii, regaliów i portretów dawnych sułtanów) oraz Muzeum Armii Sułtańskiej (w dawnym forcie Bait al Falaj). Wstępy do wszystkich muzeów i fortów nie przekraczały 1-2 Riali (w niektórych płaci się tylko 500 baisa). Pod wieczór weszliśmy do jednej z (niezbyt licznych) restauracyjek. I tutaj niespodzianka. Za „narodowe” danie Omanu, wszędzie obecne biriani płaci się tu jedynie 1 lub 2 riale. Jest to duża porcja ryżu, uzupełnionego (w zależności od zamówienia) mięsem kurczaka, wołowiną lub rybą. Gdyby nie ceny hoteli, można by więc podróżować po Omanie względnie tanio. Z tym, że w stolicy kuchnia jest dość urozmaicona, na prowincji zaś często jedynym daniem jest właśnie biriani.

W Maskacie byliśmy trzy dni. Cały wieczór spędziliśmy w parku Qurum, gdzie oglądaliśmy Festiwal Kultury Omanu – imponującą, doroczną imprezę, prezentującą – w różnych rejonach rozległego parku – tradycyjne budownictwo oraz dawne stroje i tańce, których obecnie nie zobaczy się już nawet w najbardziej odległej prowincji. Wstęp jest bezpłatny, i – co najważniejsze – można do woli fotografować ludzi (co w terenie nie jest już tak łatwe). Oglądaliśmy tam barwnie przybrane, wieśniaczki przy tradycyjnych zajęciach, pokazy zręczności wojowników plemiennych. Na koniec pojawił się bajecznie przybrany orszak weselny.

Wszystko to odbywa się na centralnym placyku, rzęsiście oświetlonym. Zdjęcia wychodzą więc nie najgorzej. W pobliżu znajdują się stoiska z kebabem i innymi specjałami kuchni orientalnej. Zachęcam do podróży do Omanu właśnie w styczniu, oczywiście po uprzednim zarezerwowaniu miejsca w hotelu! Turystów zagranicznych jest wtedy sporo, choć impreza zasługuje, by było ich jeszcze więcej. Oprócz pokazów Omanu tradycyjnego, są tam również estrady, na których obejrzeć można widowiska baletowe, z udziałem setek tancerzy, przy muzyce zarówno tradycyjnej jak i europejskiej. Ile to wszystko kosztuje, wie chyba tylko sam sułtan.

W kolejnym dniu wyruszyliśmy w samochodową podróż po kraju.

1 dzień

Wyjazd w kierunku zachodnim. Po drodze zatrzymujemy się (przed lotniskiem, po lewej stronie) przed okazałym nowym Meczetem Sułtana Qaboosa (wspaniałe dywany perskie i żyrandole, pojemność 20 tys. wiernych, w czwartki i piątki dostęp jest ograniczony). Po drodze do Barki skręcamy w wąskie uliczki prowadzące do interesującego zamku Bait Na’man z pocz. XVIII w. Fort Yarubi w Barce położony jest nad samym morzem (tj. Zatoką Perską).

Prawie w każdym miasteczku Omanu spotyka się stare forty, położone często na dalekich przedmieściach. Jedziemy dalej na południe, do miasteczka Nakhal, z położonym na wzgórzu fortem z 1834 r. (zabytkowe wnętrze). Z wałów piękne widoki na góry i oazę. Dojeżdżamy do gorących źródeł Ain A’Thowarah, gdzie kąpiemy się razem z Omańczykami. Nie ma tam hotelu (także w miasteczku). Próbujemy znaleźć nocleg w meczecie lub w domach prywatnych, ale bez skutku. Rozkładamy więc karimaty pod palmami. Jest to dozwolone.

2 dzień

Wyruszamy do zamku Hazm z 1711 r., gdzie podziwiamy m.in. wspaniałą kutą bramę. Odźwierny wpuszcza nas bezpłatnie, a do tego częstuje aromatyczną herbatą i suszonymi daktylami. Robimy z nim pamiątkowe zdjęcia i ruszamy dalej (tj. cofamy się) do Rustaq, gdzie jest kolejny okazały fort (wspaniale rzeźbione stropy i liczne kute odrzwia (nie ma dwóch jednakowych w całym Omanie – dawni artyści wyrażali w nich cały swój kunszt). W Rustaq kąpiemy się w kolejnych gorących źródłach Ain al Kasfah. Następnie, tego samego dnia próbujemy przejechać słynny wąwóz Wadi Bani Auf, ponieważ jednak ma się ku zachodowi – decydujemy się na nocleg w niedawno otwartym ośrodku turystycznym ok. 3 km przed wejściem do wąwozu (26 USD od osoby w 3-osobowym pokoju).

3 dzień

Ponieważ Zosia nie miała ochoty jechać serpentynami przez wertepy górskie, musieliśmy wynająć Omańczyka, który za 20 riali przewiózł nas przez karkołomny wąwóz (kilka godzin jazdy wśród zapierających dech widoków). Tuż przed przylepioną do skał wioską Bilat Sayt, zawieszoną ponad tarasami uprawnymi, zatrzymaliśmy się, by pieszo przejść najbardziej malowniczy odcinek wąwozu. Krajobraz przypominał skalne wąwozy Maroka i Algierii. Podziękowaliśmy naszemu kierowcy przed wejściem do grot Al Hota, do których dojeżdża się kilkunastoosobową kolejką na szynach. Są to najciekawsze groty stalaktytowe Omanu (zakaz fotografowania, dość drogi wstęp udało nam się ominąć dzięki legitymacjom). Po powrocie z grot dojechaliśmy do Tanuf, „miasta duchów”, którego gliniane budowle, opuszczone w latach 50. XX w. zamieniły się w ruinę, pełną malowniczych zaułków, bogato rzeźbionych meczetów i domów. Po wyjściu z ruin przeszliśmy się drogą, wśród palm oazy i już o zmroku dotarliśmy do nowego Majan Guest House, na dalekich przedmieściach Nizwy, dawnej stolicy Omanu. W centrum nie ma w ogóle hoteli.

4 dzień

Zwiedzamy Nizwę. Miasto zabudowane jest nowymi domami, a o przeszłości przypomina jedynie fort z 1668 r. i stary suk, którego rozmiar można ocenić patrząc nań z wieży fortecznej, z której widać też nowy meczet sułtana, Qaboosa. Kierujemy się teraz na zachód, w stronę dwóch najciekawszych fortów Omanu – Bahla i Jabrin. Pierwszy z nich jest najstarszy, założony już w 1000 r. p.n.e., obecny jego kształt pochodzi z XVII w. Będący pod opieką UNESCO fort jest obecnie restaurowany i niedostępny. Udało się nam wejść tylko na dziedziniec. Dostępny natomiast i wart obejrzenia jest położony na skraju pustyni fort Jabrin, przy którym droga urywa się. Wnętrza tego fortu z 1670 r. są najbogatsze w Omanie (rzeźbione stropy, malowane sufity, malownicze zaułki). W drodze powrotnej skręcamy do „tradycyjnej wioski” Hamra. Część jej jest zamieszkała, część w ruinie. Zaglądamy do Bait al Safa (Domu Oczyszczeń), w którym dziś znajduje się coś w rodzaju „żywego” muzeum etnograficznego (kobiety przy tradycyjnych zajęciach). Przed wyjściem poczęstowano nas herbatą i daktylami. Wracamy do naszego Majan Guest House (innego w okolicy nie ma).

5 dzień

Podjeżdżamy do przyczepionej do skał, ufortyfikowanej wsi Misfah. Spacerujemy jej wąskimi uliczkami. Oglądamy położony wśród palm i kwiatów faladże (ocembrowane kanały doprowadzające wodę do większości wsi omańskich). Jedziemy dalej na zachód, do Ibri. Tuż przed miastem stajemy przy zrujnowanym mieście Al Sulaif. Położone na wzgórzu ruiny otaczają nieźle zachowane mury obronne z basztami. Następnie oglądamy (zamknięty już) fort Ibri i szukamy noclegu (Ibri Hotel, trójka 40 riali).

6 dzień

Skręcamy z Ibri na północny wschód, by zobaczyć najsłynniejszą osobliwość archeologiczną Omanu – megalityczne grobowce w Bat, wymieniane w każdym przewodniku. Niestety od wsi Bat nie ma żadnych drogowskazów. Dopiero po dłuższym kluczeniu wśród wertepów, prowadzeni przez kierowców omańskich, znajdujemy kilka kamiennych kurhanów sprzed 5000 lat, z łukowatymi otworami przy wejściu. Naukowcy jeszcze nie ustalili, do jakiej starożytnej kultury należy te grobowce zaliczyć.

Nową, niedawno oddaną do użytku asfaltową szosą dojeżdżamy do drugiego co do wielkości miasta Omanu – Sohar. Jedynym zabytkiem jest tu stary fort, założony w VIII w. Obecny pochodzi z XVII w., na dziedzińcu ogląda się fundamenty fortu z XIV w. W okazałej wieży jest muzeum etnograficzne. Wg tradycji z Soharu miał pochodzić Sindbad żeglarz. Jest piątek, więc nie mamy żadnych szans, by obejrzeć wewnątrz dobrze zachowany fort w Liwie, 20 km na zachód od Soharu. Oglądamy piaszczystą plażę z łodziami rybackim. Cofamy się szosą nadbrzeżną, przez Saham i As Suwayq (kolejne forty) na nocleg w As Suwayq Motel.

7 dzień

Wracamy szosą w kierunku Maskatu i tuż przed nim skręcamy w drogę do Nizwy, zatrzymując się w malowniczo rozłożonej na skalach wiosce Fanja. Ponad wsią i oazą wznoszą się stare fortyfikacje ze średniowieczne, wieżą Fanja Tower. Oglądamy stamtąd bajeczne widoki i schodzimy w dół drogą wśród palm, mijając położone w zieleni pałacyki nowobogackich. Przejeżdżamy następnie wąwóz Wadi Sumail (miasteczka Sumail Aliyat i Sumail Sufelat, z kolejnymi fortami). Kierujemy się na płd. wsch. w stronę Ibra. Zwiedzamy fort dynastii Nebhani w Al Rawdah (widok ze wzgórza!). Stajemy w Al Akhdar, przeciskamy się samochodem przez wąskie uliczki, ocierając karoserią o mury (trzeba będzie za to zapłacić właścicielowi!). W Al Akhdar jest zrujnowany meczet o pięknej architekturze, ale największą atrakcją są warsztaty tkackie. Oglądamy żmudną pracę tkaczy i ich wzorzyste wyroby. W Samad ash-Shan zwiedzamy dawne osiedle górnictwa miedziowego. Nocujemy w Al Qabil Guest House.

8 dzień

Podjeżdżamy do zrujnowanych miasteczek Al Kanaatir i Al Minzfah. To ostatnie, którego świetność przypadła na XIII-XIV w., jest według nas najciekawszym zespołem zabytkowym Omanu. Ogląda się tam położone wśród palm dawne rezydencje bogatych kupców (bogato rzeźbione, dwu- lub trzypiętrowe). Na zwiedzenie obu miasteczek trzeba przeznaczyć 2-3 godziny. Następnie jedziemy w kierunku pustyni Wahiba Sands, najpierw do miasteczka Al. Mintarib, a potem do oazy Al Huwayah, otoczonej z trzech stron wysokimi diunami. Zaglądamy do biednego domostwa pasterskiego, gdzie częstują nas smolistą kawą i słodkimi daktylami.

Chcemy koniecznie zobaczyć zachód słońca nad pustynią i przez piachy podjeżdżamy do szałasu Beduinów, na kolejny poczęstunek na wzorzystym dywanie. Za blaszanymi ogrodzeniami widać kozy i wielbłądy. Wchodzimy na jedną z diun przed zachodem słońca. Na koniec, już o zmroku, dojeżdżamy do odległego o 30 km, samotnie stojącego przy szosie, Oriental Guest House (25 riali za 3 osoby; drogo, ale czysto i wygodnie).

9 dzień

Jedziemy do miasteczka Bila Bani gu Hassan (kolejny fort; większość fortów została za czasów obecnego sułtana pięknie odnowiona i jest wizytówką Omanu). W kolejnym miasteczku u Jaalan Bani Bu Ali znajduje się jeden z najstarszych meczetów Omanu (niska, wielokopułowa prostokątna budowla). Do meczetów można tu wchodzić, ale nie bardzo jest po co, bo prawie wszystkie zbudowano za czasów obecnego sułtana. W Bani Bu Ali jest też fort, założony w XI w., częściowo zrujnowany.

Mając po prawej stronie pustynię Wahiba Sands dojeżdżamy do rybackiego miasteczka Al Ashkarah, nad Oceanem Indyjskim. Tutejsze domy mają zupełnie inną architekturę. Turystów nie ma tu wcale. Na widok aparatu fotograficznego tubylcy pierzchają na wszystkie strony. Dojeżdżamy do jednego z naszych głównych celów – przylądka Ras al Jinz – miejsca lęgowego żółwi morskich. By na tutejszej plaży złożyć jaja, żółwie płyną aż z wybrzeży Afryki Wschodniej, głównie latem, ale także w innych porach roku. Żółwie ogląda się wieczorem, ok. 21.30, przy świetle latarki, obowiązkowo w grupach z przewodnikiem. Obowiązuje zakaz fotografowania. Najpierw zainstalowaliśmy się na karimatach, pod zadaszeniem (silny wiatr i szczególnie napastliwe komary nie dały nam spać). Udało się nam jednak zobaczyć aż (!) trzy wielkie żółwie, po złożeniu jaj w piasku mozolnie czołgające się ku morzu. Cała impreza, wraz z noclegiem kosztuje 6 riali od osoby.

10 dzień

Dojeżdżamy do Al Ayjah, wschodniego przedmieścia Sur, z latarnią morską i starą architekturą. Podobnie jak w innych miastach, także i w Sur jedyną osobliwością są dwa stare forty – Sunaysillah (z widokiem na leżące u stóp „białe miasto”) i Bilad (na zachodnich krańcach miasta). Ponieważ hotele w Sur są drogie, decydujemy się na dalszą jazdę, wzdłuż wschodniego wybrzeża.

Był to najbardziej malowniczy odcinek naszej trasy. Najpierw mijaliśmy miasteczko Qalhat, z widocznym na wzgórzu zameczkiem Bait Maryam (Dom Maryi, skąd ta nazwa – nie wiadomo). Zrujnowany zameczek znajduje się obecnie w restauracji. Jedziemy dalej. Ponieważ ma się ku zachodowi, musimy gdzieś przenocować – a hotelu jak nie ma tak nie ma. Nareszcie stajemy w Tiwi i stukamy do drzwi jednego z nielicznych domów. Otwiera nam staruszek w zawoju i… zaprasza do środka, na dywan. Później zjawiają się młodsi członkowie rodziny, otoczeni dziećmi. Tłumaczymy na migi, że nie mamy gdzie nocować. Pozwalają nam zatrzymać się i jeszcze częstują, jak zwykle herbatą i daktylami. Nocleg jest gratis – jedyny na terenie Omanu, choć tylko na karimatach na dywanie. Po porannej wymianie uprzejmości i adresów opuszczamy gościnny dom.

11 dzień

Niedaleko za Tiwi, parkujemy przed wejściem do wąwozu Wadi Shab. Wąwóz jest bajkowy. Idziemy ścieżką wśród palm nad potokiem, mając po obu stronach pionowe skały. Dochodzimy do maleńkiego wodospadu, gdzie palmy się kończą i dalej trzeba iść po kamieniach. Nie mamy na to czasu. Wjeżdżamy do Bait al Afreet (Dom Demona). Jest to głębokie zagłębienie wśród skał, wypełnione wodą i powstałe na skutek uderzenia meteorytu. Po orzeźwiającej kąpieli jedziemy dalej, drogą coraz bardziej wyboistą, przez, wertepy górskie, z dala od morza. Podobno za dwa lata budowa nadbrzeżnej drogi z Bur do Maskatu ma być już ukończona. Późnym popołudniem dojeżdżamy do Maskatu.

12 dzień

Oddajemy samochód i odpoczywamy na plaży Qurum. Nocujemy w domu jednego z parafian hinduskich, poznanego w kościele katolickim w dzielnicy Ruwi. Jest tam dwóch księży hinduskich (z Kerali), a wiernymi są wyłącznie Hindusi (8 riali od osoby).

13 dzień

Ładujemy się do nocnego autobusu do Salalah (8 riali od osoby) i po 12 godzinach jazdy docieramy do tego głównego miasta prowincji Dhofar, graniczącej od zachodu z Jemenem. Od niedalekiej przeszłości były tu silne ruchy separatystyczne, wspomagane przez wówczas komunistyczny Jemen Południowy. Obecnie jest tu spokojnie. Po wyjściu rano z autobusu zostajemy zagarnięci przez „naganiacza” który prowadzi nas do swojego apartamentu, na piątym piętrze bloku.

Z balkonu mamy widok na stary muzułmański cmentarz i wieżowiec Nation Bank of Oman. W samym Salalah nie ma nic do zwiedzania, poza sukiem, na którym można kupić słynne dhofarskie kadzidła i rzeźbione khanjary, nieco taniej niż w Maskacie. Suk położony jest w pobliżu pałacu sułtańskiego Al Husn (niedostępnego). Na suku Al Hafa sprzedawczyniami kadzideł są okutane w czarne zawoje dziewczyny.

14 dzień

Wynajmujemy znów samochód. Tym razem elegancki samochód osobowy, ponieważ nie zamierzamy jeździć wertepami. Wynajęcie jest nieporównanie tańsze niż terenowego (8 riali od osoby za 3 dni). Jedziemy najpierw do Parku Archeologicznego, Al Balid, położonego ok. 5 km na wschód od Salalah. Są tu ruiny średniowiecznego miasta, położonego wokół starej cytadeli. Uwagę zwraca (niestety rekonstruowany) Wielki Meczet, ongiś o 144 kolumnach. Miejsce jest dobrze utrzymane i warto posiedzieć tu dłużej i obejrzeć ciekawe muzeum w nowym pawilonie.

Jedziemy na zachód do Mughsail, z piękną piaszczystą plażą, grotą Marneef i tarasem widokowym. Poniżej niego, w niektóre dni zobaczyć można fontanny wody wytryskującej z nadbrzeżnych skał. Widok stąd jest bajeczny. Podjeżdżamy kilka kilometrów dalej by zobaczyć słynne drzewa kadzidlane, w pobliżu przełęczy. Dalsza droga przez góry prowadzi do granicy jemeńskiej. My zaś cofamy się do rozwidlenia dróg, skąd po długim kluczeniu docieramy do domniemanego grobu biblijnego Hioba, otoczonego ładnym parkiem. Jest to skromne sanktuarium zwieńczone żółtą kopułą. Dla muzułmanów czcigodny Hiob to Nabi Ayoub i taką nazwę ma oficjalnie to miejsce. Obok nowy meczet, a poniżej sanktuarium widać restaurację. Strażnik grobu spala nad sarkofagiem kadzidła. Wracamy krętymi drogami (ok. 30 km) do Salalah, (nie ma tu żadnej komunikacji).

15 dzień

Tym razem jedziemy na wschód od Salalah. Stajemy najpierw w Taqa, gdzie jest fort – dawna rezydencja walego (wojewody) – skromny z zewnątrz, ale w środku bogato urządzony (kobierce, obrazy za szkłem – przedstawiające głównie pawie). Dojeżdżamy do pobliskich ruin starożytnego Sumharamu (Khor Rouri). W dawnych wiekach był to główny port wywozu kadzideł – główne bogactwa kraju. Wg legendy, stąd właśnie miała odpłynąć królowa Saba na spotkanie z Salomonem. I tu miał stać jej pałac. Błądząc wśród rozległych ruin napotyka się kamienne grobowce i studnie. W oddali widać zatokę, gdzie kiedyś cumowały statki, a dziś jest pustka. Tego dnia dojeżdżamy do Mirbat, w dawnych wiekach bogatego, a dziś sennego miasteczka, ze starymi domami kupców (dziś opuszczonymi). Wracając do Salalah skręcamy do widocznego w oddali grobowca Bin Alego, zwieńczonego dwiema białymi kopułami. Wokół rozciąga się stary cmentarz muzułmański.

16 dzień

Wyruszamy z Salalah tą samą drogą na wschód, skręcając do różnych ciekawych miejsc. Najpierw w stronę wąwozu Wadi Dirbat, gdzie zostawimy samochód na małej platformie widokowej i schodzimy do wąwozu na krótki spacer. Nie ma tam żadnych znaków, trzeba przedzierać się przez zarośla i wertepy. Dostępny jest tylko początkowy odcinek wąwozu. Wracamy i boczną drogą dojeżdżamy do wielkiej, naturalnej „sztolni”, utworzonej przez uderzenie meteorytu. Jest to Tawi Attair, do którego skręcamy po zobaczeniu strzałki. Dno wypełnione jest wodą, której jednak z krawędzi nie widać. Wracając do Salalah skręcamy jeszcze do źródeł Ain-Hamran, tłumnie odwiedzanych przez Omańczyków w porze monsunu (VII-VIII).W styczniu było tu pusto, a wody ani na lekarstwo. Nieco bardziej poszczęściło się nam przy źródłach Ain Rezat, położonych bliżej Salalah. Zanurzyliśmy się w dość szerokim strumieniu.

17 dzień

Pobyt w Salalah kończymy na wspaniałej, szerokiej plaży przy Crown Plaza Resort. Oddajemy samochód i wieczorem wsiadamy do nocnego autobusu do Maskatu.

18 dzień

Włóczymy się po stolicy, zwiedzając to, czego nie zdążyliśmy zobaczyć wcześniej. Nocujemy na lotnisku w śpiworach i rano odlatujemy do Warszawy.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u