Karakorum Highway na rowerze – Marcin J. Korzonek

Marcin J. Korzonek

Na przełomie lat 60 i 70 Pakistan i Chiny podjęły się, największego od czasów wybudowania piramid egipskich, wyzwania inżynierskiego – wybudowania drogi łączącej oba kraje, biegnącej przez cztery pasma górskie – w tym trzy najwyższe na świecie – Himalaje, Karakorum i Hindukusz oraz Pamir. Budowa została ukończona w 1980 roku, a oficjalna inauguracja odbyła się w sierpniu 1982 roku. Otwarcie dla ruchu turystycznego nastąpiło dopiero w 1986 roku. Obecnie Karakoram Highway (KKH) jest jedną z większych atrakcji północnego Pakistanu i południowo-wschodnich Chin. Najlepszym sposobem odwiedzenia tej wspaniałej drogi jest rower. Daje on możliwość wolnego i spokojnego podziwiania przepięknych widoków, oraz – co chyba najważniejsze – pełnego “wczucia się” w atmosferę mijanych miejsc.

Jeśli chcemy zacząć trasę w Kaszgarze to możemy się tam dostać najtaniej tzw. Północną Drogą Lądową do Indii. Jeśli chcemy zaś pokonać KKH od południa zaczynając w Islamabadzie – mamy dwa warianty. Najszybszym sposobem jest przelot samolotem do Delhi w Indiach, potem przejazd autobusem do Amristaru, przejście granicy indyjsko-pakistańskiej na piechotę, autobusem do Lahore, i dalej do Islamabadu. Tańszym ale zdecydowanie bardziej czasochłonnym wariantem jest Lądowa Droga Południowa do Indii przez Turcję, Iran i Pakistan – do Islamabadu.

W 1999 roku razem z Grześkiem Liro z Warszawy i Mikołajem Zielińskim z Poznania przejechaliśmy na rowerach KKH realizując jednocześnie Północny Wariant Drogi Lądowej do Indii. Według mnie jest to najlepszy wariant przejazdu – kombinowanym transportem lądowym do Kaszgaru (Północna Droga Lądowa), rowerem do Islamabadu, autobusami do Delhi w Indiach oraz samolotem do Warszawy. Wszystkie ceny dojazdów zostały podane w artykule “Północna Droga Lądowa do Indii”. Karakoram Highway ma 1360 km, z których 440 km biegnie w Chinach, a pozostała część w Pakistanie. Po stronie chińskiej biegnie szerokimi i trawiastymi dolinami Pamiru. Krajobraz po pakistańskiej stronie jest diametralnie różny: szosa prowadzi po zboczach głębokich kanionów rzeki, co chwila wznosząc się i opadając do poziomu wody.

Droga praktycznie w całości jest asfaltowana, ale z powodu padających deszczy oraz trzęsień ziemi jest często przerywana przez lawiny błotne i spadające rumowiska skalne. Co jakiś czas asfalt gwałtownie się kończy i wszyscy, łącznie z potężnymi pakistańskimi ciężarówkami, muszą ominąć zniszczony odcinek szlaku wyboistą, szutrową drogą. Poniżej drogi leżą milczące ofiary nieujarzmionej przyrody – przewrócone wraki samochodów i autobusów. Po stronie chińskiej nie ma problemów z noclegami – dzięki płaskim dolinom wszędzie jest miejsce na rozbicie namiotu, a wielu przypadkach jest szansa na zrobienie tego w pobliżu rzeki lub strumienia. Inaczej się ma rzecz w Pakistanie – Karakorum nie jest łaskawe dla podróżników i bardzo często przez parędziesiąt kilometrów droga ciągnie się wykutą w skale półką, nie dając nam najmniejszych szans na nocleg pod własnym dachem. Na szczęście – w przeciwieństwie do Chin turystyka jest tu lepiej rozwinięta i można znaleźć w wioskach tanie hoteliki za 1-4 USD.

Najbardziej popularnym wśród cyklistów odcinkiem KKH jest fragment Gilgit – Khunjerab Pass (przełęcz na granicy – 4730 m n.p.m.). Jest to faktycznie chyba najładniejszy odcinek trasy. Wielu turystów ma kłopoty z otrzymaniem wizy chińskiej i dlatego też na przełęczy zawracają z powrotem. Na trasie pomiędzy Gilgit a Kaszgarem codziennie spotyka się rowerzystów – czasem wręcz całe wycieczki. Najmniej uczęszczanym odcinkiem KKH jest trasa pomiędzy Gilgit i Islamabadem – mający 630 km odcinek jechaliśmy 8 dni i nie spotkaliśmy żadnego turysty-rowerzysty! Okolice te mają fatalną sławę co możemy potwierdzić. Wielokrotnie zdarzały się sytuacje, kiedy dzieci obrzucały nas kamieniami i patykami. Pewnego dnia grupa ok. 15 dzieci zatrzymała mnie w czasie jazdy. Mikołaj i Grzesiek wyprzedzili mnie wcześniej o kilometr, a droga prowadziła pod górę, więc byłem bez szansy ucieczki. W czasie pertraktacji dzieci zaczęły wyciągać z sakw przedmioty – straciłem parę drobnych rzeczy. Od tego zdarzenia jechaliśmy już zawsze razem. Ostatnie 40 km (Taxila-Rawalpindi) wiedzie Grand Trunk Road – bardzo hałaśliwą i ruchliwą autostradą. Islamabad i Rawalpindi tworzą jedna aglomerację – pierwsze miasto jest oficjalną nowoczesna stolicą kraju, a drugie typowym pakistańskim miastem.

Jadąc KKH warto wybrać się na trekking do bazy pod Nanga Parbat (8125 m n.p.m.) lub dookoła – nam zajęło to 7 dni. Dotarcie do Kaszgaru pociągiem i innymi kombinowanymi sposobami zajęło nam 10 dni. Rowery zapakowaliśmy w oryginalne pudła kartonowe. Sporo problemów mieliśmy w pociągach – bagaż był zdecydowanie za duży aby go potraktować jako podręczny (150 kg na 3 osoby). W Rosji zapłaciliśmy po 2 USD łapówki dla świętego spokoju. Z Ałma-Aty do granicy chińskiej (ok. 500 km) jechaliśmy taksówką – starym Audi 80. Z niemałym trudem udało nam się wstawić 3 pudła z rowerami do bagażnika “na sztorc” a wszystkie pozostałe pakunki i my sami zmieściliśmy się środku. Najmniejszy problem bagaże stanowiły w Chinach, Pakistanie i Indiach – zawsze jechały na dachu autobusu. Na zakończenie naszej wyprawy czekało nas najtrudniejsze logistyczne zadanie – przesłanie roweru samolotem. Najtańsze bilety oferował rosyjski Aeroflot – 330 USD za osobę. Standardowo linie lotnicze pozwalają wziąć 25 kg bagażu i liczą sobie ok. 7 USD za każdy kilogram nadbagażu. Pracownicy zazwyczaj przymykają oko i rzadko kiedy trzeba dopłacać. Niestety decyzja zawsze jest podejmowana tuż przed odlotem – jesteśmy zatem skazani na humory pracowników lotniska. Nie chcieliśmy ryzykować – każdy z nas miał ok. 35 kg bagażu + 20 kg ważył rower. Postanowiliśmy wysłać nasze maszyny za pomocą cargo. Formalności są typowo indyjskie – zajęło nam to 12 godzin (łącznie z przepakowaniem rowerów – bo okazało się że paczki mają zły rozmiar). Wszystko załatwia się na samym lotnisku. W porcie cargo linie lotnicze mają swoje biura. Warto nadanie roweru zaplanować 2-3 dni przed odlotem. Koszt przesłania ok. 20 kg (waga ważyła z dokładnością do 5 kg) z Delhi do Warszawy wyniósł 50 USD. Rowery dotarły na Okęcie tydzień po naszym przylocie całe i nieuszkodzone.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u