Iran, Azerbejdżan, Gruzja – Bartłomiej Tofel

Bartłomiej Tofel

Bartłomiej Tofel

Iran, Azerbejdżan, Gruzja

Trasa

Warszawa – Lwów – Czerniowce – Bukareszt – Stambuł – Tabriz – Sahandkuh (3707m) –Marageh – Kashan – Esfahan – góry Zardkuh – Esfahan – Shiraz – Persepolis – Bandar-e Abbas – Hormoz – Bam – Rayen – Yazd – Abyaneh – Chalus – Rasht – Masuleh – Teheran – Demawend (5671m) – Esfahan – Yazd – Alamut – Rasht – Gisum – Astara – Isti Su – Qobustan – Baku – Półwysep Abseron – Cirax Qala – Quba – Xinaliq – Szachdag (4232m) – Bazarduzu (4466m) – Laza – Qusar – Baku – Lahic – Szeki – Lagodekhi – Tbilisi – Kazbegi – Kazbek (5047m) – Gori – Aspindza – Vardzia – Kutaisi – Batumi – Sarpi – Trabzon – Ankara – Stambuł – Ryga – Warszawa.

Czas: 01.07-15.19.2006 – 70 dni.

Ekipa: 2 osoby.

Całkowity koszt na osobę: 1068 USD

Kursy

1 USD = 3.3 PLN

1 USD = 9700 riali

1 USD = 1.43 YTL

1 USD = 1,25 nowych manatów

1 USD = 1.75 lari

Dojazd

Warszawa -> Przemyśl [pociąg] [10 USD]

Przemyśl -> Medyka [bus] [0,3 USD]

Medyka – Szegini [piechota] [darmo]

Szegini -> Lwów [bus] [3 USD]

Lwów -> Czerniowcy [pociąg] [6,5 USD]

Czerniowcy -> Suczawa [taxi] [20 USD]

Suczawa -> Bukareszt [pociąg] [19 USD]

Bukareszt -> Giurgiu [bus] [3 USD]

Ruse -> Svilengrad [pociąg] [9 USD]

Svilengrad -> Kapikule [pociąg] [darmo]

Kapikule -> Stambuł [autostop] [darmo]

Stambuł -> Tabriz [autobus] [30 USD]

Razem: 101 USD.

Czas: 6 dni.

Płatne noclegi: 1, w Stambule [Pension Sindbad nieopodal Sultanahmet] [8 USD]

Powrót

Vardzia –> Khashuri [autostop] [darmo]

Khashuri -> Kutaisi [bus] [5 USD]

Kutaisi -> Batumi [bus] [4 USD

Batumi –> Sarpi [taxi] [2.5 USD

Sarpi -> Rize [autostop] [darmo]

Rize -> Trabzon [autobus] [7 USD]

Trabzon -> Ankara [autostop] [darmo]

Anakra -> Stambuł [autobus] [14 USD]

Stambuł -> Ryga [samolot] [90 USD] [AirBaltic]

Ryga -> Warszawa [autostop] [darmo]

Razem: 132 USD.

Czas: 3 dni [w tym Stambuł -> Warszawa – 1 dzień].

Płatne noclegi: 1, w Stambule [hotel Ozkan na tyłach dzielnicy Aksaray, w stronę morza] [9 USD]

Wizy

Iran – Załatwiane w Warszawie w Ambasadzie na ulicy Królowej Aldony 22. W czerwcu. Czas oczekiwania: 2 tygodnie na decyzję o przyznaniu wizy; 3 dni na wbicie wizy do paszportu. Wymagane dokumenty: 2 podania (wzór dostępny na stronie Ambasady IRI w RP), 2 zdjęcia, ksero głównej paszportu. Koszt: 100 USD. Długość pobytu: 30 dni. Czas ważności: 30 dni. Przedłużenie na kolejny miesiąc: 11 USD. Czas oczekiwania: od 3 godzin do 5 dni. Trudność: zerowa. Miejsce: Komenda główna policji w każdym mieście rejonowym – tam departament ds. obcych/przybyszów.

Azerbejdżan – Załatwiane w Teheranie chyba (gdyż Ambasada Azerbejdżanu ma 2 placówki leżące pobliżu siebie) w konsulacie pod adresem „No. 17, 8 Baharestan Ave, Pasdaran Street”. Czas oczekiwania: 5 dni. My czekaliśmy 20 minut – mieliśmy szczęście. Wymagane dokumenty: podanie (wzór dostępny na stronie Ambasady Azerbejdżanu w RP), paszport, 2 zdjęcia, dowód wpłaty na konto oraz ewentualnie potwierdzenie rezerwacji pokoju w hotelu oraz pismo do ambasadora z prośbą o wydanie wizy. Koszt: 40 USD. Długość pobytu: maksymalnie 30 dni. Czas ważności: do 30 dni. Przedłużenie: nieznane. Nie korzystaliśmy.

Gruzja – Brak potrzeby posiadania wizy odkąd Polska znajduje się w UE.

Turcja – Załatwiane na granicy od ręki. Czas oczekiwania: 5 minut. Koszt: 15 USD. Długość pobytu: 30 dni. Wiza wielokrotna!

Ekwipunek

Chodziliśmy po górach, więc mieliśmy ze sobą więcej sprzętu niż miałoby to miejsce w innym wypadku. Jednak dzięki temu (namiot, karrimaty, śpiwór) mogliśmy kilkanaście razy przespać się za darmo gdzieś w krzakach lub w parku. Każdy z nas miał wobec tego ze sobą: sandały (obowiązkowo!), spodnie z długimi nogawkami (obowiązkowo!), 2 t-shirty, koszulę z długim rękawem (może się przydać w niektórych meczetach w Iranie, choć nam ani razu nie kazano zakrywać ramion), kapelusz (lub inne nakrycie głowy – obowiązkowo!), okulary przeciwsłoneczne i inne oczywiste drobiazgi. Dodatkowo ze względu na góry wzięliśmy: buty trekingowe, czapkę, palnik gazowy, menaszkę, rękawiczki, kurtkę przeciwdeszczową, polar, kalesony polarowe, karrimatę, namiot oraz śpiwór. Przydały się też (przynajmniej w pierwszych dniach) krem do opalania z dużym filtrem oraz apteczka ze środkami na niestrawność, biegunkę i inne zaburzenia trawienia. Nam z reguły wystarczał węgiel. Mieliśmy też ze sobą nifuroksazyd oraz trilac (odnawiający florę bakteryjną po zażyciu nifuroksazydu). Na miejscu, w aptece, można zakupić środki na problemy z trawieniem, gdyby przywiezione z RP skończyły się. Nie braliśmy żadnych środków antymalarycznych, mimo minimalnego zagrożenia występującego w niektórych rejonach Iranu. Zaniedbaliśmy szczepienia, choć na pewno warto postarać się o szczepionkę przeciwko WZW typu A.

Transport

Iran

Zdecydowanie najlepszym środkiem transportu były autobusy. Były tanie (dla przykładu za przejazd z Teheranu do Yazd zapłaciłem 55 000 riali [5,6 USD], a to z 700 km) oraz dość wygodne – szczególnie nowiutkie Volvo i Scanie z klasy super-lux lub ultra-lux. Oprócz niej istniała druga, niższa klasa – super – której flotę stanowią ogórkopodobne Mercedesy z lat ’70 XX wieku. W ramach atrakcji przejechaliśmy się raz pociągiem. Był tańszy niż autobus (bilet z Yazd do Teheranu – 43 500 riali – 4,5 USD) i do tego umożliwiał przespanie się na łóżku. Ze swojej strony bardzo polecam jednak podróżowanie autostopem. Była to zupełnie nie znana idea w Iranie, gdyż kulturze perskiej pomysł otrzymania czegoś za darmo był zawsze obcy, ale oczywiście dało się to ominąć mówiąc, że nie mamy się w ogóle pieniędzy… W ten sposób pokonaliśmy około 2300 km. Nie ze względów finansowych – autobusy były śmiesznie tanie – lecz po to by lepiej poznać Persów. Na samochody z reguły nie czekaliśmy więcej niż 25 minut.

Jak to zrobić?

Zatrzymując samochód nie wystawialiśmy kciuka do góry – to ponoć gest w dość niewybredny sposób określający matkę delikwenta – zamiast tego machaliśmy dłonią jak to czynią ludzie w Polsce na różnych wioskach i miasteczkach. Kilka razy upewnialiśmy się czy kierowca naprawdę zrozumiał, że nie mamy pieniędzy. W Iranie bowiem każdy samochód był jednocześnie taksówką i kilka razy zdarzyła się nam sytuacja, w której po dotarciu na miejsce kierowca żądał od nas pieniędzy. Poniżej zamieszczam mały słownik (mówcie tak jak pisze) złożony z używanych przez nas sentencji (zaznaczam, że farsi uczyłem się w Iranie, więc zdania mogą nie być do końca poprawne gramatycznie): Szoma kodża meri? – dokąd pan jedzie? [to najczęściej pierwsze zdanie, jakie wypowiada kierowca], ale to samo możemy my powiedzieć do kierowcy jak się zatrzyma. Man mihoham miram – chcę jechać do . Pul na doram – nie mam pieniędzy (to warto powtórzyć kilka razy dla pewności). Jek ejk doram, pul na doram, man kunawardin – mam jeden problem, nie mam kasy, jestem alpinistą [broń Boże mówić „turystą” lub „studentem”, gdyż uważano powszechnie, że oni śpią na pieniądzach. Alpiniści natomiast uchodzili za biednych włóczęgów, którym w głowie były tylko góry – a po co komuś kasa w dzikich górach?]. Kemi farsi badalam – mało mówię po farsi [na zbyt gadatliwych kierowców]. Iran hejli hube – Iran jest bardzo w porządku, super, itp.[dla lizusów].

Jeszcze słowo odnośnie taksówek. Były ich dwa rodzaje – prywatne (cały samochód dla nas), czyli daarbas oraz dzielone (jedziemy razem z innymi pasażerami, coś jak bus), czyli savari. W savari sprawa była z reguły prosta – płaciliśmy tyle ile inni podróżni wysiadający tam gdzie my. Gdy byliśmy sami albo z góry określaliśmy cenę, za jaką chcemy jechać albo dopiero na miejscu mówiliśmy, że więcej niż określoną kwotę nie zapłacimy. Drugi przypadek dawał nam pewną przewagę, bo byliśmy już na miejscu… ale bywał bardziej stresujący. Gdy było to możliwe przed wejściem do samochodu staraliśmy się dowiedzieć od Persów ile dany kurs powinien kosztować. Kierowcy straszliwie bowiem zawyżali ceny widząc nasze blade twarze. W małych miastach podróż z jednego krańca na drugi nie kosztowała nas więcej niż 1 USD, w dużych (oprócz Teheranu) nie więcej niż 3 USD. Koszty krótkiej przejażdżki – 2-3 km – były rzędu 0,2 USD (2000-3000 riali).

Azerbejdżan

Tutaj w grę wchodziły tylko busy i autobusy. Pociągi kursowały jedynie z Baku do Gandży i dalej do Tbilisi. Standard środków lokomocji był niski (wschodni, że tak powiem), a ich ceny zbliżone do tych w Polsce. Zniżek dla studentów nie zaobserwowałem. Ze stopem było ciężko. Nawet, jeśli ktoś nas wziął za darmo (u nas dienieg niet) to i tak całą drogę narzekał na ceny benzyny próbując cokolwiek od nas wyciągnąć. Ewentualnie po dotarciu na miejsce rzucał jakąś sumę twierdząc, że wcześniej nic o darmowym przejeździe nie mówił albo zaczynał o benzynie. Ponadto samochody zatrzymywały się na tyle rzadko, a kierowcy skłonni podwieźć nas za darmo lub za niewielką opłatą jeszcze rzadziej, że autostopowanie w Azerbejdżanie raczej nie jest warte zachodu i czasu. Jeszcze jedna uwaga co do brusów – warto dokładnie sprawdzać cenę, gdyż zdarzało się nam, że po dotarciu na miejsce kierowca twierdził, że podana przez niego wcześniej cena była ceną za osobę (każdyj), a nie za grupę (wsje). Warto to wyjaśnić na początku by uniknąć nieprzyjemnych sytuacji.

Gruzja

Podstawę przemieszczania się stanowiły autobusy i busy, które przedstawiały się cenowo standardowo jak te w Azerbejdżanie. Kierowcy byli jednak uczciwsi i nie kłamali w żywe oczy ani nie próbowali nas oszukać. Zawsze płaciliśmy tyle, co inni pasażerowie. Ciężko nam było poruszać się autostopem – udało się tylko raz. Z Vardzi, a to dlatego, że planowego autobusu nie było, a akurat miało miejsce święto Jana Chrzciciela i dobrzy pielgrzymi spod monastyru zdecydowali się nam pomóc.

Noclegi

Gdzie się dało spaliśmy na dziko. Gdy się nie dało udawaliśmy się do najpodlejszego, najtańszego miejsca, jakie udało nam się znaleźć.

Iran

Ceny noclegów były wyższe od tych, na które się nastawialiśmy. Średnio płaciliśmy 3.5-4 USD za łóżko. Najtańsze hotele nazywają się mosaferkune lub mosaferhane zależnie od tego, jak kto wymawia. Standard jest kiepski – bywają w nich karaluchy, latryny są brudne i śmierdzące. Pościel z reguły czysta. Woda ciepła była całą dobę. Czasem za prysznic trzeba płacić dodatkowo, warto więc o to zapytać przed decyzją o pobycie. Polecam następujące: Tabriz – Hotel Masshad [3 USD], Teheran – Hotel Masshad na ulicy Amir Kabir [3 USD], Esfahan – Amir Kabir Hostel [3.5-4 USD], Yazd – Silk Road Hotel [1 USD – nocleg na dachu – REWEALCJA], Shiraz – hotel Daria [4,6 USD], Alamut/Gazor Khan – Hotel Koosaran [1.5 USD]. W Kashanie występował problem z tanimi noclegami. My spaliśmy w Gochariyan za 5 USD od osoby, ale wiemy, że dało się w tym hotelu przespać taniej – znajomym się udało. Ponoć trzeba się zawzięcie kłócić. W Bam, Abyaneh, Masuleh, Marageh, Chalus, Gisum i innych nie wspomnianych wyżej miejscach spaliśmy na dziko albo za darmo w gościnie. Kilka nocy spędziliśmy po prostu w drodze – w autobusie, w pociągu czy na stopie.

Azerbejdżan

Ceny noclegów w Baku zaczynały się od 9-10 USD – w hotelu Araz [odnowiony, o wysokim standardzie] lub Azerbejdżan [niedaleko parlamentu – Dom Soviet – niesamowity klimat komunistycznego Inturista]. Poza stolicą spaliśmy już od 2-3 USD [np. w Qubie w hotelu Xinaliq] za osobę, choć nie było to regułą, gdyż w Şeki hotele znów zaczynały się od 10 USD od osoby. My trafiliśmy tam na prywatną kwaterę, gdzie zapłaciliśmy 4 USD za noc. Trafiliśmy tam dzięki taksówkarzom z rynku. W Lazie tanio spaliśmy u właściciela sklepiku. Noclegi oferował także jego brat. W pozostałych miejscach spaliśmy na dziko lub w gościnie za darmo.

Gruzja

W granicznych Lagodekhi był tylko jeden hotel – 6 USD za pokój. W Tbilisi spaliśmy na prywatnej kwaterze wymienionej w przewodniku LP z 2004 roku. Zapłaciliśmy 9 USD za osobę. W Kazbegi przespaliśmy się znów na prywatnej kwaterze (w leżącej zaraz obok wsi Gergeti) za 5 USD za osobę – znaleźliśmy ją pytając o nocleg ludzi na ulicy. Ceny hoteli zaczynały się od 10 USD za łóżko. W pozostałych miejscach spaliśmy na dziko lub w gościnie za darmo.

Wyżywienie

Jedliśmy byle jak, a naszą dewizą było – „im taniej tym lepiej”.

Iran

Jedzenie w Iranie było dla nas prawdziwym koszmarem. Lokalna kuchnia, której można zasmakować w restauracjach, była z reguły wyjątkowo uboga. Trafiły się jednak pewne wyjątki. Co jedliśmy? Na śniadania najczęściej wybieraliśmy owoce, chleb z miodem, chleb z fetą-oliwkami-pomidorami-ogórkami, mleko lub coś w rodzaju bitej śmietany (home, home asal [miodowa], home coco [czekoladowa]). Ta ostatnia niestety dostępna była jedynie w okolicach Yazd, Esfahanu i Shiraz. Irańska wędlina była nieskończenie paskudna. Jedliśmy dwa rodzaje chleba – nun – cienki jak papier oraz sangak – gruby i smaczny. Lepszy był ten drugi, choć nie zawsze dało się go stać, gdyż szybko schodził. Piecze się go na kamyczkach, więc warto uważać na zęby przy jedzeniu – jakiś maruder mógł bowiem zostać przy cieście. Kumpel stracił w ten sposób kawałek zęba. Obiadokolacje najczęściej stanowił kurczak z ryżem, kebab z ryżem, kubide kebab (z mielonego mięsa) lub inne paskudztwo. Zdecydowanie nie polecam kebabów z baraniny, gdyż w naszym przypadku trafiliśmy na same niedoprawione podeszwy. Irańskie pizze wołały o pomstę do nieba, szczególnie te z mięsem. Lepiej ich unikać. Całkiem niezły był za to abgusht, który bez problemu dostać można było w Tabriz (i całym Zachodnim Azerbejdżanie) oraz w Teheranie. Ceny obiadów wahały się pomiędzy 1.2 USD a 3 USD. Śniadania kosztowały nas około 1-2 USD. Restauracje warte polecenia: Silk Road Hotel w Yazd (przepysznie, zróżnicowanie i nie tak drogo), Nobahar Resteurant w Esfahanie, Nieznana restauracja w Teheranie (namiary z Hotelu Masshad – tanio i bardzo smacznie), Nieznany lokal w Tabriz (namiary od Nasser Khana z informacji turystycznej – świetny abgusht), Hotel Resteurant w Masuleh.

Azerbejdżan

Jedzenie było znacznie lepsze niż w Iranie – dostępne było wiele potraw podobnych do europejskich. W sklepach były także jogurty, co strasznie ułatwiało kwestie śniadaniowe. Ciężko mi jednak polecić coś konkretnego. Powiem, więc tylko jedno – w Baku jedzenie było strasznie drogie, a porcje bandycko małe. Nie wiem czy był to normalny zabieg czy sposób na okradanie turystów. My najedliśmy się dopiero po opuszczeniu Baku. Koszt malutkiego obiad wynosił tam 2-3 USD za małą porcję. Uczciwie mogę polecić tylko jedno miejsce – restaurację przy Hotelu Xinaliq w Qubie. Tanio, dużo i całkiem smacznie.

Gruzja

Tutaj mogliśmy kulinarnie zaszaleć. Nie dość, że w sklepach był pełen wybór zachodniego żarcia, to jeszcze lokalna kuchnia miała się czym szczycić. My spróbowaliśmy tylko dwóch potraw – khachapuri i khinkhali. To pierwsze to placki serowe, a drugie to coś podobnego do naszych pierogów z mięsem. Palce lizać. Portfele także, gdyż cena obiadu nie przekraczała z reguły 2 USD za duże porcje.

Zwiedzanie

Iran

W ostatnich latach nastąpiło błogosławione wyrównanie cen dla obcokrajowców i autochtonów w większości wartych obejrzenia miejsc, wobec czego ceny biletów wahały się pomiędzy 0,5 a 1 USD.

Azerbejdżan i Gruzja

Przeciętne ceny wstępów – od 1,25 do 6 USD. Szczegóły poniżej.

Internet

Iran

Kafejek było dużo. Znajdowały się nawet w mniejszych miastach. Łącza były kiepskie (jedynie w Esfahanie w Amir Kabir Hostel znaleźliśmy dobry kabel umożliwiający wrzucanie zdjęć do sieci), a ceny wahały się od 5000 do 10 000 riali (0,6-1,1 USD) za godzinę. Kafejka internetowa w farsi nazywa się cofeenet.

Azerbejdżan

Kafejki internetowe znaleźliśmy w Baku, Qubie i Şeki. Ceny plasowały się na poziomie 1-2 manatów (0,8-1,6 USD) za godzinę. Łącza były fatalne.

Gruzja

Nie korzystaliśmy z Internetu w Gruzji.

Inne

A propos cen w Azerbejdżanie – opłacało się podawać za mieszkańców pribałtyki. Niektórzy służyli tam w Armii Czerwonej i mieli masę dobrych wspomnień – od razu się wydawaliśmy się im bliżsi. Poza tym pribałtika nie miała opinii tak bogatego miejsca jak Polska, więc i ceny leciały w dół. Przekonaliśmy się o tym kilka razy.

Prawie-Dzień-po-dniu.

Tabriz

Dojechaliśmy koło 2 w nocy. Za taksówkę do Hotelu Masshad zapłaciliśmy horrendalną sumę – 40 000 riali (4,1 USD). Oskubał nas koleś. Jedno łóżko kosztowało nas 30 000 riali (3 USD) Standard dało się przeżyć. Nasser Khan, koleś z info turystycznej, gadający po polsku polecił nam restauracje z tanim abgusthem. Obiad – 12 000 riali (1,2 USD). Smaczny. Po obejrzeniu kilku zabytków, autobusem za 5500 riali (0,6 USD) udaliśmy się do Marageh z zamiarem wejścia na Sahandkuh (3707m).

Marageh i Sahandkuh (3707m)

Był piątek, dzień wolny. Mieliśmy wielki problem z dotarciem pod górę – taksiarze żądali po 130-140 000 riali (13-14 USD) w jedną stronę. Zrezygnowaliśmy. Zjedliśmy ohydnego kebaba za 10 000 riali (1 USD), na którym siadały muchy i fuksem poznaliśmy dwóch Irańczyków, którzy zabrali nas pod górę za darmo. Po wejściu na szczyt nie mieliśmy wody (do pobliskiego strumienia załatwiały się owce i nie chcieliśmy ryzykować motylicy wątrobowej), więc zamiast czekać na autobus do miasta (był bodajże o 14) ruszyliśmy z buta. Pierwszy stop podrzucił nas za darmo do pobliskiej wioski skąd za 20 000 riali (2 USD) dojechaliśmy do Marageh. Tam zjedliśmy obiad i przenocowaliśmy u poznanego na ulicy dentysty. Następnego dnia za 60 000 riali (6,1 USD) skoczyliśmy do Teheranu, a następnie za 30 000 riali (3 USD) z terminale dżanub do Kashanu. Autobusem klasy superlux.

Kashan

Ulokowaliśmy się w hotelu Gochariyan. Po targach zapłaciliśmy 45 000 riali (4,6 USD) za łóżko. Było obskurnie i strasznie gorąco. W WC karaluchy. Cały dzień męczyliśmy się w upale i nic nie robiliśmy (od 12 do 17 na ulicach panowała termiczna śmierć). Następnego dnia obejrzeliśmy meczet Agha Bozorg i jeden z tradycyjnych domów. Do każdego wstęp kosztował koło 5000 riali (0,6 USD). Kolejnego dnia ogrody Fin. Dojazd taksówką w obie strony kosztował nas 10 000 riali (1 USD). Wstęp – 6000 riali (0,7 USD). Po południu pojechaliśmy do Esfahanu autobusem Volvo za jakieś 35 000 riali (3,6 USD).

Esfahan

Przez 4h szukaliśmy najtańszego możliwego noclegu, a i tak stanęło na tym, gdzie zaczynaliśmy – Amir Kabir Hostel. Za łóżko 40 000 riali (4,1 USD). Pokój dzieliliśmy z innymi podróżnikami, łazienkę też. Plus tego miejsca był taki, że roiło się tam od obcokrajowców – poznaliśmy fajnych ludzi. Stołowaliśmy się albo w Saadi Resteurant naprzeciwko hotelu albo w leżącym bliżej mostów Nobahar Resteurant. Obie były tanie i smaczne. Jakieś 20 – 30 000 riali (2-3 USD) za obiad. Nie zwiedziliśmy żadnej z płatnych atrakcji oprócz katedry Vank – wjazd 30 000 riali (3 USD), brak zniżek. W góry!

Zardkuh

Najpierw wzięliśmy ogórka do Shar-e Kord za 5000 riali (0,6 USD), następnie busa do Farsan za 3000 riali (0,3 USD) za osobę i ostatecznie taksówkę do Chelgerd za 110 000 riali (11 USD) za cały samochód. Były też busy – opcja dla cierpliwych. Cena taxi była taka wysoka, gdyż krążyliśmy po okolicy szukając interesującej nas góry, zahaczaliśmy o sklepy, itp. Początkowo umawialiśmy się na 30 000 riali (3 USD). Wjazd w góry darmowy. Map nie było. Przewodnicy w wioskach. Na Koolongczin (ponad 4200m) najlepiej startować z tamy – do niej jeżdzą kilka razy dziennie samochody drogą przy elektrowni (jest drogowskaz), więc najlepiej tam stanąć – my tego nie wiedzieliśmy i przez to straciliśmy 1 dzień i sporo kasy. Żyjący w górach nomadzi byli przyjaźni. Do Esfahanu wróciliśmy po 3 dniach. Za drogę do Shar-e Kord zapłaciliśmy 20 000 riali (2 USD) od głowy. Dalej do Esfahanu 10 000 riali (1 USD) od głowy.

Esfahan

Znów spaliśmy w Amir Kabir Hostel, tym razem za 35 000 riali (3,6 USD), gdyż ulokowano nas z braku miejsc w leżącym na dziedzińcu meczecie. Za 10 000 riali (1 USD) za całą taksówkę pojechaliśmy na dworzec Kaveh, by wrzucić się na noc w Scanię za 40 000 riali (4,1 USD) od osoby. Razem z Anetą i Michałem.

Shiraz

Dojazd z Terminalu do centrum miasta na ulicę Piruzi kosztował nas 10 000 riali (1 USD) za cały samochód. Po przejrzeniu kilku ofert zdecydowaliśmy się na hotel Daria, gdyż pokoje były klimatyzowane i z łazienką. Cena za jedno łóżko – 45 000 riali (4,6 USD). Karaluchy gratis. W Shiraz odwiedziliśmy grobowiec Hafeza – wjazd 6000 riali (0,7 USD) – przed którym złapali nas taksówkarze proponując wycieczkę do Persepolis. Ostatecznie stanęło na 150 000 riali (15 USD) za cały samochód na 4 godziny. Wjazd do ruin kosztował nas 5000 riali na głowę (0,6 USD), a do Naqsht-e Rustam 3000 riali (0,3 USD). Wspaniały dzień zepsuł tylko fatalny i drogi obiad w restauracji niedaleko hotelu na ulicy Piruzi. Za ohydną baraninę z ryżem zapłaciłem 30 000 riali (3 USD). Nocnym, klimatyzowanym autobusem udaliśmy się do Bandar-e Abbas. Bilet kosztował 55 000 riali (5,6 USD).

Bandar-e Abbas i Hormoz

Taksówka do centrum kosztowała nas 7000 riali (0,7 USD) za 2 osoby. Było to savari. Całkiem niezła cena zważywszy na odległość – jakieś 7km. Na wyspę Hormoz istniał tylko jeden środek transportu – motorówka z portu w Bandar. Kosztowała 10 000 riali (1 USD) za osobę. Szalona jazda po falach trwała prawie 30 minut. Najlepiej przybyć tam rano, gdyż w okolicach południa częstotliwość kursowania motorówek spada. Może to być szczególnie dotkliwe przy powrocie na ląd. Znajomy musiał czekać kilka godzin nim zebrała się wystarczająca liczba osób. Wejście do ruin portugalskiego zamku nic nas nie kosztowało – przeszliśmy przez dziurę w płocie. Późnym po południem złapaliśmy Scanię do Bam za 40 000 riali (4,1 USD) za osobę.

Bam i Rayen

Noc spędziliśmy w parku razem z afgańskimi uchodźcami. Najsłynniejszy hotel miasta – Akbar Guesthouse, mimo iż zrównany z ziemią przez trzęsienie z 2003 wciąż oferował noclegi w prowizorycznych pomieszczeniach. Ceny nie były wysokie. Wstęp do ruin Arg-e Bam nie kosztował nic. Bilet na autobus jadący w kierunku Kerman kosztował nas 15 000 riali (1,5 USD) za osobę. Dojechaliśmy do skrzyżowania z drogą na Rayen, a dalej pognaliśmy stopem złapanym przez wojskowych. Wstęp do następczyni Arg-e Bam kosztował chyba z 4000 riali (0,4 USD). Potem czekał nas całkiem smaczny obiad w leżącej na obrzeżach miasta restauracji – 20 000 riali (2 USD) za kurczaka z ryżem – i nocleg w krzakach.

Yazd

Do miasta dostaliśmy się za darmo – autostopem. Wybraliśmy najtańszy z dostępnych noclegów – dach za 20 000 riali (2 USD) za osobę w Amir Chakhmagh Hostel koło Amir Chakhmagh Complex. Jedzenie tradycyjnie stanowiło wyzwanie, na szczęście trafiliśmy do Silk Road Hotel, którego menu jest bardzo interesujące. Posiłki kosztują od 13 do 30 000 riali (1,3-3 USD). Są bardzo smaczne. Bardzo polecam to miejsce. Obsługa zna angielski, a hotel jest pełen turystów z całego świata. Do Wież Milczenia dostaliśmy się autobusami miejskimi. Z Beheshti Square należało pojechać czymkolwiek na Abuzari Square i następnie wziąć taksówkę (5000 riali – 0,6 USD – za samochód) lub autobus jadący do Dakme-je Zorosztriun. Bilet autobusowy kosztował 2000 riali (0,2 USD). Jako turysta można próbować jechać za darmo licząc na innych pasażerów lub wyrozumiałość kierowcy. Wycieczkę do Chak-Chak odpuściliśmy sobie z powodu horrendalnych cen. Wszyscy kierowcy żądali za samochód jakieś 120 – 150 000 riali (12-15 USD). Do Meybod i Ardakan dojechaliśmy stopem – nie przedstawia to żadnego problemu. Na wylotówkę najlepiej dojechać autobusem miejskim jadącym w kierunku ulicy Dżomhuri-je Islami. Bardzo też polecam informację turystyczną koło Alexsander’s Prison. Pracowała tam przemiła dziewczyna mówiąca dobrze po angielsku, która mogła załatwić tańszy transport w interesujące lokacje wokół Yazd, oprowadzić po rezydencjach starego miasta oraz załatwić darmowy wstęp na minarety Meczetu Piątkowego. Nam załatwiła samochód do zamku Sariyazd za 80 000 riali (8,2 USD).

Abyaneh

Do skrzyżowania autostrady z drogą do wioski dojechaliśmy stopem. Dalej musieliśmy wziąć savari za 12 000 riali (1,2 USD) za osobę. Po kolacji w hotelu – 27 000 riali (2,7 USD) za korme sebzi – usnęliśmy w krzakach. Następnego dnia taksówką, za taką samą jak poprzedniego dnia cenę, skoczyliśmy na krzyżówkę, a dalej stopem do Teheranu.

Teheran i Tonekabon

Noc spędziliśmy za 30 000 riali (3 USD) za łóżko w Hotelu Masshad na ulicy Amir Kabir niedaleko Placu Imama. Zwiedziliśmy Narodowe Muzeum Iranu – 5000 riali (0,6 USD) za bilet oraz Muzeum Sztuki Współczesnej (cena biletu taka sama). Potem pociągiem podmiejskim i metrem za 5000 riali (0,6 USD) za osobę dojechaliśmy do Karaju, skąd stopem dotarliśmy nad Morze Kaspijskie, do Chalus. W okolicach Tonekabon w przydrożnej restauracji zjedliśmy wspaniałego kurczaka z ryżem za 25 000 riali (2,6 USD) i przespaliśmy się na plaży.

Masuleh

Do Rasht i Fuman dojechaliśmy stopem. Dalej musieliśmy wziąć taksówkę za 5000 riali (0,6 USD) za osobę, za którą zapłacił zresztą poznany wcześniej Irańczyk. W wiosce zjedliśmy obiad – za jakieś 26 000 riali (2,6 USD) w hotelowej restauracji – a potem przez cały wieczór delektowaliśmy się herbatą (1000 riali – 0,1 USD – szklanka) w licznych herbaciarniach. Noc spędziliśmy noc na parkingu w namiocie za darmo w otoczeniu irańskich rodzin.

Powrót do Teheranu

Dojazd do Chalus kosztował nas około 20 000 riali (2 USD) na głowę. Dalej dojechaliśmy stopem do Marzanabad, gdzie spędziliśmy noc. Następnego dnia pociągnęliśmy za darmo, aż do Teheranu, gdzie ponownie ulokowaliśmy się w Hotelu Mashhad. Obok niego, w głębi ulicy Amir Kabir znajdowała się restauracja serwująca przepyszne pstrągi w bardzo rozsądnej, jak na stolicę, cenie 25 000 riali (2,6 USD). O namiary należało pytać w Hotelu Masshad. Po przybyciu Pawła, który „zastąpił” Błażeja ruszyliśmy w stronę Demawendu (5671m).

Demawend (5671m)

Jadącym w kierunku miasta Amol mercedes-autobus ze wschodniego dworca (terminale szarg) za jakieś 20 000 riali (2 USD – cena biletu do Amol) dostaliśmy się do skrzyżowania z drogą do wsi Reyneh. Do wioski dotarliśmy taksówką za 6000 riali (0,7 USD) za osobę. Na miejscu przespaliśmy się w jedynym we wsi schronisku górskim za darmo i następnego dnia porannym busem (odjeżdżał o 7) dotarliśmy do skrzyżowania z drogą do wsi Nandal. Pod górę dojechaliśmy stopem. Podobno jeżdzą tam też jakieś autobusy. Wejście północną drogą na Demawend, oprócz tego, że jest najbardziej ze wszystkich dróg wymagające, ma ten plus, że jest darmowe. Na południowej, najpopularniejszej drodze, należy za tą przyjemność zapłacić 50 USD od osoby. Na północnej drodze znajdują się 2 blaszane schrony – na 4075m i 4625m. Problemem jest brak wody – należy ją brać z lodowca uważając na spadające co jakiś czas kamienie. Do Teheranu wróciliśmy po 5 dniach autostopem.

Esfahan i Yazd

Po nocnej podróży do Esfahanu stopem ulokowaliśmy się w Amir Kabir Hostel, znów za 40 000 riali (4,1 USD) od głowy. Po dwóch dniach pobytu ruszyliśmy za darmo do Yazd. Jedyną nowością, jaka tam czekała nas był nocleg w Silk Road Hotel, za który płaciliśmy 10 000 riali (1 USD) od osoby. Spaliśmy na dachu. Polecam!

Alamut

Z Yazd do Teheranu wróciliśmy pociągiem. Bilet w 1 klasie kosztował 43 500 riali (4,5 USD). Było wygodnie – w przedziale jest 6 łóżek. Następnie starym autobusem za 10 000 riali (1USD) z malutkiego dworca przy terminale garb (dworzec zachodni) pojechałem do Qazvin. Samochody do Hassan Sabbah Castle/Alamut/Gazor Khan odjeżdżają z Qaribqosh Square. Tam dostałem się savari z Valiasr Square za 1000 riali (0,1 USD). Przejazd savari do Alamut kosztował mnie 30 000 riali (3 USD). Na noc ulokowałem się w jedynym hoteliku (każdy mieszkaniec wie, gdzie on jest) – Koosaran, za 15 000 riali (1,5 USD). Wstęp na zamek był darmowy. Powrót do Qazvin kosztował tylko samo, co dojazd. Taksówki jeżdzą głównie rano – koło 8. Później można mieć poważny problem z powrotem do Qazvin.

Rasht

Do Rasht dotarłem za darmo – stopem. Po spotkaniu z Pawłem przespaliśmy się w Hotelu Parsi (naprzeciwko Golestanu wymienionego w przewodniku LP) za 30 000 riali (3 USD) za głowę. Następny dzień minął nam na podróżowaniu stopem. Dotarliśmy do popularnej plaży nad Morzem Kaspijskim – Gisum.

Gisum

Znów spaliśmy na dziko, a więc za darmo. Dzięki znajomością jeździliśmy darmo konno po plaży. Normalnie 1 przejażdżka kosztowała 10 000 riali (1 USD). Rybka w knajpie była wydatkiem około 20 000 riali (2 USD).

Astara – Iran

Kolejnego dnia stopem dotarliśmy do Astary. Z trudem znaleźliśmy restaurację, w której zjedliśmy kubide kebab za 25 000 riali (2,6 USD). Potem była już tylko taksówka – za 5000 riali (0,6 USD) oraz granica. Jej przekroczenie to tylko formalność. Nie trafiliśmy ani na kolejkę ani na przeszukiwanie bagaży ani na podstępne pytania. Po 20 minutach byliśmy w Azerbejdżanie.

Astara – Azerbejdżan

W punkcie fotograficznym koło dworca autobusowego wymieniliśmy pieniądze po dobrym kursie. Potem stopem dojechaliśmy aż do Masalli, skąd byliśmy zmuszeni wziąć taksówkę za 2 manaty (1,6 USD) do Isti Su. Spaliśmy w lesie na dziko.

Isti Su i Qobustan

Po darmowej kąpieli w gorących źródłach taksówką za 2 manaty (1,6 USD) wróciliśmy do Masalli. Dalej pojechaliśmy stopem. Wyrzucono nas po 150km żądając pieniędzy. Na odczepne daliśmy 1 manata (0,8 USD) oraz 10 000 riali (1 USD). Następnie była taksówka – za 15km zapłaciliśmy 2 manaty (1,6 USD). Wkurzeni, za 1,5 manata (1,2 USD) od głowy, marszrutką, dojechaliśmy do Qobustanu. Nocowaliśmy na dziko na plaży. Rano taksówką za 2 manaty (1,6 USD) za cały samochód skoczyliśmy do muzeum petroglifów. Wstęp kosztował 3 manaty (2,4 USD) na głowę. Na miejscu był przewodnik mówiący po angielsku. Do Baku dojechaliśmy stopem za 3 manaty (2,4 USD).

Baku

Spędziliśmy tam 3 dni. Spaliśmy pierw w hotelu Araz – 11 manatów (9 USD) za głowę. Potem w hotelu Azerbejdżan – 10 USD za głowę po utargowaniu z 20 USD. Marszrutki w obrębie miasta kosztowały po 0,1-0,2 manata (0,1-0,2 USD). Kursowały do 24. Zwiedziliśmy stare miasto (bezpłatnie) oraz Narodowe Muzeum Sztuki – bilet kosztował 1 manata (0,8 USD) od łebka – wzięliśmy panią na litość, normalna cena dla turystów to 3 manaty (2,4 USD). Z Baku wyskoczyliśmy do Mardakanu obejrzeć zamek z XII wieku oraz Ateszga (świątynię Zoroastrian). Jeździły tam marszrutki 77 i 124, ze stacji metra azuzbajew. Mieszkający obok przewodnik był prawdziwą skarbnicą wiedzy o tym miejscu i Azerbejdżanie. Znał rosyjski.

Cirax Qala

Marszurtką dojechaliśmy do miasteczka Siazan. Taksówkarze chcieli po 12 USD za podrzucenie do Qala Alti, więc wybraliśmy stopa. Nocowaliśmy za darmo na „zaprzyjaźnionym” polu namiotowym. Wstęp na zamek był darmowy. Wróciliśmy do Siazan następnego dnia stopem.

Kaukaz

Do Quby dojechaliśmy marszrutką za 2 manaty (1,6 USD) za głowę. Nocowaliśmy w hotelu Xinaliq koło bazaru płacąc 5 USD za cały 3 osobowy pokój. Na dole znajdowała się restauracja serwująca zjadliwe posiłki w niskiej cenie – po 1-2 USD. Spod naszego hotelu rano, za 10 USD od osoby wzięliśmy jeepa do wioski Xinaliq. Nie warto być tam wcześniej niż o 9. Samochody wcześniej nie jeżdzą. Później niż o 10 też nie. W Xinaliq powiedziano nam, że nie potrzeba żadnych przepustek by chodzić po górach blisko dagestańskiej granicy, wbrew temu, co wcześniej słyszeliśmy. Skierowaliśmy się więc ku Szachdagowi (4232m). Szczytu nie zdobyliśmy. Wybraliśmy złą drogę. Nie warto wchodzić wielkim żlebem przedzielającym górę na pół – on nie prowadzi na szczyt. Lepiej poszukać czegoś dalej na zachód w stronę Bazarduzu (4466m). Tamtejsze zbocza i żleby wyglądały bardziej obiecująco. Droga na najwyższy szczyt Azerbejdżanu – Bazarduzu (4466m) – była prostsza orientacyjnie. Szliśmy dolinką strumienia, a potem prosto do góry. Tam należało uważać – ani w dolince ani na szczycie nie można przebywać bez odpowiedniego pozwolenia od służb granicznych i innych cichociemnych. My mieliśmy szczęście – nikt nas nie widział. Wędrówkę zakończyliśmy w Lazie. Właściciel jedynego we wsi sklepiku przenocował nas, nakarmił i zawiózł do Qusar za 10 USD od głowy. To dobra cena.

Lahic i Szeki

Droga powrotna wiodła przez Baku. Nie pamiętam jednak cen. Potem wsiedliśmy w marszrutkę jadącą do Ismayilli, skąd taksówką dojechaliśmy do Lahic. Zapłaciliśmy 10 USD za samochód, choć kierowca twierdził, że to miało być za osobę, tak więc nie znam prawdziwej ceny przejazdu. Pole namiotowe kosztowało nas 5 manatów (4 USD). Powrót do Ismayilli był znacznie tańszy – w okolicach 2 manatów (1,6 USD) za głowę. Dalsza droga do Şeki kosztowała nas sporo nerwów (kantujący kierowcy) i jakieś 4 manaty (3,2 USD) na głowę. Na miejscu przespaliśmy się w prywatnej kwaterze poleconej przez taksówkarza z rynku – za 4 USD od osoby. Hotele zaczynały się od 10 USD za osobę. Wstęp do karawanseraju nie kosztował nas nic, do Pałacu Chana 3 manaty (2,4 USD) na głowę. Marszrutki do Balkan kosztowały nas kolejne 3 manaty (2,4 USD) na głowę. Dalej autobus do Lagodekhi 1 manata (0,8 USD) za głowę. Granicę przekroczyliśmy bez jakichkolwiek problemów. Obiad kosztował nas 4 lari (2,3 USD) za duuużą porcję khinkhali, herbatę i frytki. Noc spędziliśmy w jedynym hotelu w miasteczku za 10 lari (6 USD) za 2 osobowy pokój.

Tbilisi

Do stolicy dojechaliśmy wczesnoranną marszrutką za 10 lari (6 USD) od osoby. Od razu wyszukaliśmy najtańszy nocleg w mieście – Nasi Gvetadze’s Homestay mieszczący się przy stacji metra Marjanshavili. Tam po prostu zapytaliśmy przechodniów o właściciela i zaprowadzono nas do jego domku. Cena – 9 USD za noc, po targowaniu się. Wstęp do Narodowego Muzeum Gruzji był wydatkiem 4 lari (2,3 USD) na głowę. Było warto.

Kazbek (5047m)

Do wsi Kazbegi za 10 lari (6 USD) od osoby dojechaliśmy marszrutką z dworca autobusowego Didube (dojazd metrem). Jechaliśmy 3 godziny. Noc przyszło nam spędzić na prywatnej kwaterze we wsi Gergeti – 5 USD za osobę. Zostawiliśmy tam zbędny sprzęt i następnego dnia ruszyliśmy ku Kazbekowi (5047m). Do schroniska leżącego na 3800m wiodła wyraźna ścieżka – trzeba było „tylko” uważać na szczeliny lodowcowe. Na miejscu można było przespać się za 10 USD od osoby i wypożyczyć sprzęt wspinaczkowy (za linę, czekan, raki i uprząż – 20 USD) lub wynająć przewodnika. Z różnych powodów zrezygnowaliśmy ze szczytowania i tego samego dnia wróciliśmy do wsi. Powrót do Tbilisi kosztował nas kolejne 10 lari (6 USD) od osoby.

Gori

Do miasta Stalina dotarliśmy autobusem z dworca Didube za 2 lari (1,2 USD) od osoby. Pojazd zatrzymał się przy samym Muzeum, do którego wstęp kosztował nas 5 lari (2,8 USD) zamiast normalnych 10 lari (6 USD) – znów jęczeliśmy o tym, jacy to jesteśmy biedni. Do miasteczka Aspindze leżącego w pobliżu Vardzi dostaliśmy się marszrutką za 14 lari (9,7 USD) od osoby. Wpierw jednak musieliśmy dojechać z dworca na wylotówkę taksówką, płacąc 4 lari (2,3 USD). W busie poznaliśmy kobietę, u której za darmo przespaliśmy się i zostawiliśmy wory na czas wycieczki do Vardzi.

Vardzia i granica

Do monastyru dojechaliśmy autostopem. Wstęp kosztował nas 5 lari (2,8 USD). Wydostaliśmy się z tego końca drogi także stopem, aż do Khashuri. Stamtąd marszrutką skoczyliśmy do Kutaisi za 9 lari (5 USD) od łebka. Szybka zmiana samochodu doprowadziła nas o 24 do Batumi – zapłaciliśmy 8 lari (4,5 USD) od głowy. Potem już tylko taksówka za 6 lari (3,4 USD) i byliśmy w Sarpi, na granicy. Przekroczenie znów nie wiązało się z żadnymi problemami. Musieliśmy tylko kupić wizę – 15 USD.

Turcja

Pędziliśmy przed siebie ile tchu. Była wczesna wtorkowa noc. W czwartek rano mieliśmy lot do Rygi za 90 USD od osoby, liniami AirBaltic. Całą drogę do Ankary dociągnęliśmy stopem, oprócz krótkiego odcinka z Rize do Trabzon, gdzie zmuszeni byliśmy wziąć autobus – bilet kosztował 10 YTL (7 USD) za osobę. Z Ankary do Stambułu także popędziliśmy autobusem płacąc 20 YTL (14 USD) za osobę. Była środa rano. Zdążyliśmy. Przespaliśmy w hotelu Ozkan na tyłach dzielnicy Aksaray za 9 USD od osoby. Następnego dnia rano, metrem (bilet 1 YTL – 0,7 USD) pojechaliśmy na lotnisko, będące ostatnią stacją metra.

Łotwa, Litwa i Polska

Z lotniska za jakieś grosze dojechaliśmy do centrum miasta autobusem i następnie tramwajem na wylotówkę. Do Warszawy dociągnęliśmy stopem rankiem następnego dnia. Skończyła się 70 dniowa wyprawa na Wschód…


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u