Indyjski notes – kolory Radżastanu – Wojciech i Agata Kokoszka

Wojciech i Agata Kokoszka

31 lipiec 2006

Po trzech latach ponownie ruszamy. Czy to sentyment? Znów do Indii? Po co? Każdy zawsze zadaje nam to pytanie przed wyjazdem. Sam nie wiem. Nie ma żadnej rozsądnej odpowiedzi, dlaczego znowu jedziemy się męczyć w brudzie, hałasie i upale. Czasami wydaje mi się, że tylko po to, żeby udowodnić sobie, że zachodnia cywilizacja i jej najczęściej zauważalny konsumpcyjny wymiar nie są najważniejsze na świecie i mimo agresywnej ekspansji jeszcze cały nie został przerobiony na jedną obowiązującą modłę. Ale dosyć tej filozofii. Jedziemy i już! Na Okęciu okazuje się, że nie taki straszny ten AeroSvit. Mają boeingi. Choć za bilety zdarli dobrze (800USD z opłatami). Niestety jak się nie ma wyboru (sztywny termin urlopu) to się ostro przepłaca. Przesiadka w Kijowie. Zgodnie z polską tradycją rzucamy się na zakupy w sklepie wolnocłowym (niestety jest tylko jeden). Ledwo zdążyliśmy kupić flaszkę Smirnoffa (4 euro), a tu już nas wzywają przez megafon do odprawy. Mr Kokoshka attention pleease!… Nawet się rozejrzeć nie dali. Jak się okazuje samolot i tak ma opóźnienie. Oczekiwanie skracamy popijając zamrożonego Guinnessa (2,5 euro). Do Delhi docieramy ok 2.00 a.m. czasu lokalnego. Na lotnisku ruch jak w środku dnia. Wymieniamy kaskę (kurs 1USD= 46,20 Rs) i ze świeżopoznaną parą Polaków jedziemy stary autobusem EATS w okolice dworca kolejowego New Delhi. To miasto nigdy nie śpi. Ruch, pył, smog i ciepły smrodek spalin przywraca wspomnienia z poprzednich wyjazdów. Welcome to Pahar Ganj. O, latarnie działają. Zmiany, zmiany, zmiany. Niestety są też niekorzystne zmiany. Mnóstwo turystów, więc hotele pełne. O negocjacjach cen pokojów można zapomnieć.

1 sierpnia 2006

Po wielu odwiedzonych hotelach (ceny od 300Rs w górę) trafiamy do naszego starego hotelu Down Town. Niestety trochę się wyremontowali, więc ceny do góry. 2- osobowy pokój z łazienką i wiatrakiem za 250Rs i koniec. Bierzesz lub Good Bye! W dodatku przyszliśmy o 5.00 a.m., więc skasowali nas za całą noc. Buraki!!! Padamy na twarz. Wstajemy po południu i powolutku wytaczamy się na Main Bazar. Ścisk, smród i spaliny, czyli jak zawsze. Na dworcu New Delhi nowe zwyczaje. Wszystkich, którzy przechodzą na perony wpuszcza się przez bramki do wykrywania metali. Kolejki są gigantyczne. Kupujemy bilety na Shatabdi Express do Jaipuru (465Rs/ os za cc-class). Zaczynamy szwendanie. Internet 10 Rs- za 30 min. Przesyłamy e-maile o tym, że jeszcze żyjemy i dalej na zakupy. Teraz coś dla pań. Zrobiłem Agacie wyprawkę ciuchową. Za rok będzie to przebój w Polsce. Spodnie – 250 Rs Czapka- 150 Rs Torba- 150 Rs Sukienka- 450 Rs Całość wychodzi 1000 Rs, ale koleś po ostrych targach opuszcza do 900Rs (1USD= 46Rs). Dużo turystów, więc ciężko się targować. W Leema Restaurant pożeramy po thali za 70 Rs, kawka 15 Rs, limca 15 Rs. Z pełnymi brzuchami kontynuujemy szwendaczkę. Agata leci z nóg. Jeszcze organizm się nie przestawił na nowy klimat. Wracamy do hotelu. Na dobranoc wódeczka z pepsi i lulu.

2 sierpnia 2006

Wstajemy rano, czyli ok. 13.00. Śniadanko. Paczka salami z chlebem razowym w kawałkach. Trochę czerstwy, ale prawdopodobnie ostatni raz jemy chleb podczas tego wyjazdu. Dzisiaj mamy w planie poznać drugie oblicze Indii. Bierzemy zatem autorikszę (30 Rs) i jedziemy na Connaugath Place. Czuję, że trochę przepłaciłem. Robimy rundkę wokół ronda. Teraz naprawdę widać jak żyją nowoczesne Indie. Firmowe sklepy odzieżowych gigantów, przedstawicielstwa banków, centra finansowe, wypasione restauracje, KFC, McDonalds itd. Zupełnie inny świat niż Main Bazar. Ceny w KFC jak w Polsce. Czysto i toaleta sprzątana wg światowych norm to argument przemawiający za posiłkiem w tym miejscu. Szwendamy się robiąc zdjęcia. Trzeba pokazać rodzinie i znajomym, że Indie to nie tylko brud, smród i malaria, jak twierdzą. Prawda jest jednak taka, że do tych nowoczesnych Indii jakoś mnie nie ciągnie. Chyba, żeby robić jakiś biznes, ale to już inny temat. Wracamy autorikszą na Pahar Ganj (20 Rs). Po krótkim odpoczynku ruszamy na obiadokolację do Sam’s Cafe w hotelu Vivek. Obsługa wwozi nas windą na rooftop skąd rozciąga się piękny widok na nocne Delhi. Grają reege. Bajka. No woman, no cry! Wcinamy momo’s po 60Rs. Jeszcze tylko piwko w hotelu Gold Regency (Kingfisher- 72Rs) i spać. Jutro do Jaipuru.

3 sierpnia 2006

Wstajemy o świcie i zaspani człapiemy na dworzec. Niepotrzebnie się zrywaliśmy tak wcześnie, bo kolejki do bramki nie było. Po godzinie czekania pakujemy się do Shatabdi Expres. Coś w rodzaju naszego Intercity. Herbatka, woda, gazetka, obiadek i klimatyzacja na maksa, że chowamy się pod kocem. Jeszcze w takim luksusie nie jeździliśmy (fotele lotnicze). Tak nam się spodobało, że prawie przespaliśmy Jaipur. Po wyjściu z dworca uciekamy przed naganiaczami do najbliższej dzielnicy tanich hoteli. Niestety oferują syf, mrówki i mikroskopijne pokoje. Jedziemy autorikszą do Evergreen Guest House. (Riksze rowerowe w Jaipurze to porażka. Rikszarze nie znają angielskiego i nie maja żadnej orientacji w terenie.) 2-osobowy pokój z air-coolerem i łazienką 350 Rs. Nie ma targowania. Mają duży obrót turystów. Jest za to duży zielony ogród i basen na dachu. Można też zjeść w restauracji na miejscu za przyzwoite pieniądze (thali- 40 Rs). Hotel leży w dzielnicy pełnej banków i rezydencji lekarzy. Popołudnie spędzamy na poszukiwaniu przyjemniejszego hotelu. Jest nawet taki ( Sunder Palace- pokój 2os z klimą i łazienką- 550 s). Po długim namyśle zostajemy w Evergreen.

4 sierpnia 2006

Po śniadaniu ruszamy zobaczyć Fort Amber (wstęp 50Rs/os + 75Rs aparat). Na początek do Ajmeri Gate (autoriksza 20Rs). Potem spacerek (chyba z 1,5 km) do Hawa Mahal i wskakujemy do autobusu (10Rs- chyba nas naciągnęli) i po 30 minutach jesteśmy na miejscu. Po drodze wielbłądy, konie, słonie. Tutaj to normalka na drodze. Wjazd na słoniu na górę do fortu 550 Rs/os. W forcie trzaskamy masę zdjęć. Na zwiedzaniu schodzi nam parę godzin (warto wziąć wodę). Od „artysty” kupujemy za 200Rs obrazek – słoń ręcznie malowany na jedwabiu. Pora wracać. Rajd autorikszą do hotelu z przystanku pod Hawa Mahal -30Rs. Wieczorkiem łoimy piwko na tarasie (w konspiracji – obowiązuje prohibicja na terenie Evergreen).

5 sierpnia 2009

Dzisiaj zwiedzamy City Palace (180Rs/os). Ładny. Duże wrażenie robią gigantyczne srebrne zbiorniki na wodę pitna oraz malowidła przy różnych wejściach. Obok pałacu jest też obserwatorium astronomiczne Jantar Mantar (wstęp 10 Rs/ os + 50 Rs za aparat). Pełno tu niesamowitych budowli i przyrządów do określania położenia gwiazd, planet i innych ciał niebieskich. Po południu z okazji nadchodzącej rocznicy ślubu fundujemy sobie komplet zabiegów w klinice Ayurwedy ( Saket, E-7, Kanti Chandra Road, Bani Park). Masaże strumieniem oleju (Shirodhara) uwalniają umysł od stresu i nerwicy. Dodatkowo masaże twarzy, głowy i całego ciała (Abhyanga). Jak nowonarodzeni za 1500Rs od osoby. Zabiegi trwają 1,5 h. Po kolacji lufa dla zdrowotności i czekamy na pociąg. Odjazd 2.45 a.m. do Jodhpuru (bilet na 3AC- 450Rs). Masakryczna pora.

6 sierpnia 2006

Pociąg niestety się spóźnił, gdyż jechał z Delhi. Zasypiamy na stojąco. Powoli rozszyfrowują poszczególne klasy pociągów. 3AC- sleeper z pościelą i klimatyzacją w całym wagonie, bez wiatraków na suficie, uchwyty na butelki z wodą CC- fotele lotnicze, herbatka, gazetki, soczek, niewielki posiłek, klimatyzacja 2SL- slepper bez klimy, pościeli, wiatraki na suficie, 2,5-krotnie tańszy od 3AC Pozostały do rozszyfrowania dwie wyższe klasy 1AC i 2AC. Reszta to rzeźnia. Docieramy po 8-ej rano. Wita nas tłum naganiaczy. Po krótkim targowaniu, jedziemy. Turist Guest House opisywany w Lonely Planet to jakaś nora. Jedziemy zatem do SAVAR Guest House (niedaleko od Clock Tower). Sam właściciel pokazywał go nam wcześniej na zdjęciach przed dworcem. Po długim targowaniu bierzemy duży niebieski pokój z klimą i wiatrakiem. W łazience jest sprawna terma. Całość 250 Rs. Mam nie mówić innym Polakom, którzy są w hotelu za ile się dogadaliśmy. Ciekawe, czy im też tak gadał. Z rooftopa jest dobry widok na fort. Niestety obsługa restauracji jest baaaardzo wooolna. A może nas poprzedni Evergeen rozpieścił swoja szybkością. Cóż, tam kucharzami nie byli Hindusi. Polacy okazują się miłą czwórką. Jeden z nich to stary globetrotter. Po śniadaniu ruszamy zwiedzać fort. Wstęp 250Rs/os !. Elektroniczny przewodnik i wstęp do muzeum radży w cenie biletu. Fort jest duży zadbany i jest co oglądać. Niestety restauracja w nim (CAFE MEHRAN- zachwalana przez Lonely Planet) to porażka. Pomidorówka to woda z papryką i koncentratem pomidorowy. Za małą miseczkę- 43Rs!!! Najwolniejsza obsługa w cały Jodhpurze. Wracamy z fortu po 4 godzinach. Obiad- special thali 80Rs. Special- czyli podwójny ryż. Agata zamówiła tandoori chicken. Zamiast pół kurczaka przynieśli jej coś w kawałkach (może wrona) w żółtym sosie. Pogoniliśmy kelnera. Drzemka. Wieczorem podróżnicze wspominki z krajanami przy piwku. Umówiliśmy się na wspólne jeep safari.

7 sierpnia 2006

Jeep safari okazało się średnio interesujące- 400Rs/os. Jeździliśmy po pustkowiu robiąc zdjęcia uciekającym antylopom i wielbłądom. Potem to już cepelia z plemieniem Visznoi. Picie wody z opium, pokaz garncarstwa. Oczywiście za każdy razem sklep tuż obok i prezentacje towaru. Na zakończenie obiadek- mimoza w sosie, ciapati z prosa? oraz…. pokaz dywanowy. W Polsce takie wycieczki robią dla dzieci szkolnych lub emerytów. Mimo wszystko takie safari to pewna odmiana od zwiedzania fortów i pałaców. Kolację robię już naszą klasyczną. Sałatka z cebuli, chili, jajek, ogórków i pomidorów. Do tego kanapki z serem topionym (ser Amul-30Rs, jajka 1,5RS/ szt., duża paczka pieczywa tostowego 12 Rs.). Najświeższe jajka są w Omelette Shop przy Clock Tower. Jeszcze tylko wódeczka dla zdrowotności i spać.

8 sierpnia 2006

Bilety do Jaisalmeru kupiliśmy wczoraj (3AC- 399Rs). Odjazd jest o 11.30 p.m. więc musimy opłacić hotel. W związku z kontuzją Agaty (stłuczenie ścięgna Achillesa) jedziemy autorikszą do pałacu maharadży.( Umaid Bhawan Palace). Wstęp 50 Rs. Pałac jest ogromny. Ze wspaniałymi widokami na okolicę. Podobno należy do największych na świecie. Niestety udostępniają do zwiedzania tylko część pomieszczeń. Resztę stanowi ekskluzywny hotel. Oglądamy jego wnętrza na filmie w muzeum. Przepych godny maharadży. Ciekawostka- wystrojem wnętrz zajmował się Polak, Stefan Norblin. Wracamy. Szalejemy w sklepie jubilerskim, Pierścionki, kolczyki, bransolety. 1600 Rs pękło gładko. Obiadek w Yogi Guest House. Lassi z szafranem, orzechami i rodzynkami. Pychota. Przed wyjazdem włóczymy się po bazarze robiąc zdjęcia. Colors of Rajastan to prawdziwe hasło reklamowe. Gdyby tak jeszcze wypędzić trochę krów zasrywających starą część miasta to Jodhpur można uznać najładniejszym miastem Rajastanu. Jaipur (Pink City) jest dużo brzydszy od Jodhpuru (Blue City). 11.30 p.m. wyjeżdżamy. Miejsca na szczęście mamy na górze, więc możemy pośmiać się z innymi turystami obserwując jak Hindusi walczą ze sobą o miejsca na bagaże. Oficer wojsk ochrony pogranicza kontra policjant. Policjant wygrywa z pomocą kierownika pociągu.

9 sierpnia 2006

O świcie ktoś krzyczy, że stoimy w Jaisalmerze. Wszyscy są zaskoczeni i zaspani.. Powoli wytaczamy się z pociągu. Niespodzianka. 50 metrów od dworca stoi grupa naganiaczy hotelowych z transparentami. Pilnuje ich policja, więc nie mogą zbliżać się do dworca. Widok jest komiczny. Pierwszy raz to turyści mogą wybierać naganiaczy, a nie na odwrót. Jedziemy do umówionego wcześniej hotelu Samrat. Tanio 110 Rs za dwójkę z air coolerem. Po krótkim odpoczynku ruszamy na stare miasto do fortu. Zakupy, targowanie, zakupy, targowanie. Obiadek z radżastańskich specjałów. Bharwa tomato- pychota. Polecam Sunset Restaurant z widokiem na pustynię. Kawka popołudniowa i…. na zakupy. Tym razem wyroby z koźlej skóry. Duża kolorowa szklana lampa, 3 patchworki, 2 poduszki, torba skórzana, torebka skórzana. Jesteśmy lżejsi o 4500Rs. Czas zacisnąć pasa. Na śniadanie będą tosty z dżemem, a na kolację sałatka z pomidorów.

10 sierpnia 2006

Jeśli mało płacisz w Jaisalmerze za pokój i nie jedziesz na safari problemy Cię nie ominą. Niestety potwierdziło się. Pokój okazał się nagle tylko na jedną noc. Inny zaoferowany w zamian był strasznie mały. Po awanturze wyprowadzamy się obok do Hotelu Haveli. 150 Rs za pokój i mamy święty spokój. Idziemy świętować rocznicę ślubu. Na początek wytęsknione momo w forcie. Refreshing Piont Rooftop Restaurant to porażka. Czekamy na nie godzinę. Potem zwiedzamy muzeum fortowe. Uderza monsun. Nie ma prądu. Szwendamy się po ciemnym pałacu (wstęp 250Rs/os w cenie elektroniczny przewodnik). Nadejście monsunu od strony pustyni było bardzo efektowne. Latające plastikowe krzesełka, a potem ściana wody. Zwiedzanie kończymy w knajpie Little Tibet (piwko 100Rs i pizza 45Rs). Wieczorkiem odbieramy nasze skórzane zakupy i wracamy do hotelu. Wódeczka na rooftopie z widokiem na fort i gwiazdy. Niestety wyłączyli prąd, więc w pokoju suna parowa. Gdy włączyli po paru godzinach okazało się z TV, że planowany jest atak terrorystyczny i w samolotach wprowadzają zakaz wnoszenia bagażu podręcznego. Rodzina pewnie w panice. Jutro się wyjaśni.

11 sierpnia 2006

Dzisiaj włóczymy się dalej po forcie. Zwiedzamy świątynie i robimy fotki. Chyba jest jakieś święto, bo miejscowe kobiety przechadzają się grupami w najlepszych ciuchach. Obiadek jak zwykle w Sunset Restaurant. Próbujemy kolejnych rzadżastańskich potraw. Ruszamy zwiedzać haveli. Te opisywane w przewodnikach są przereklamowane. Najlepiej poszukać na własną rękę. Oglądamy TV, aby być na bieżąco. Szczególnie ważne jest info co aktualnie można wnosić na pokład samolotu. Co kilka godzin zmieniają się wytyczne. Jutro wyjeżdżamy do Delhi. Bilet na 3AC z Jaisalmeru do Delhi- 889Rs.

12 sierpnia 2006

Sauna w nocy była ciężka. Stale wyłączali prąd. Ranek był jednak rześki, więc robiliśmy zdjęcia o wschodzie słońca. Teraz już wiem dlaczego Jaisalmer zwany jest Golden City. Po śniadanku wysyłamy kartki do Polski. Może za miesiąc dojdą. (Doszły po 8 dniach). Jeszcze tylko trochę zakupów (maski, słonie) i jedziemy do Delhi. W pociągu zamówiliśmy żarcie o 20.00. Przynieśli o 23.00. Prawie zdążyliśmy umrzeć z głodu. Kurczak na wpół surowy, ciapati nie dopieczone. Chyba nie wyjdzie nam to na zdrowie. Nie mogłem się wyspać, gdyż całą drogę czuwał nad nami pociągowy „anioł stróż”, który co chwilę pytał w czym mi może pomóc.

13 sierpnia 2006

Rano przynieśli omlety. Po 15 Rs. Kawa 3 Rs. Nawet znośne. Pociąg zakończył trasę na Old Delhi, więc musieliśmy złapać rikszę na Pahar Ganj. Po paru kłótniach jechaliśmy podziwiając Delhi za 80 Rs.. W hotelu Down Town ceny bez zmian. Dostaliśmy nawet czystszy pokój za ładną łazienką. Odświeżeni i najedzeni ruszamy na zakupy. Spotykamy znajomych Polaków z Jodhpuru i umawiamy się na kolację w Sam’s. Jeszcze piwko dla zdrowotności, bo po tym żarciu pociągowym coś z nami nie tęgo. Popijamy miętkę i robimy interesy. Paczka fajek za rolkę filmu do aparatu.

14 sierpnia 2006

Noc kiepska. Brzuchy bolą, a „białe ucho” w łazience naszym przyjacielem. Ja zdycham, ale Agata jest trochę w lepszej kondycji, więc ciąga się po sklepach. Wieczorem trochę mi ulżyło, więc poszliśmy oglądać przygotowania do parady z okazji dnia niepodległości Indii. Obrazki były prawie jak z Love Parade. Naszprycowany lekami powoli dochodzę do siebie. Wylot mamy o 3 a.m. Właściciel załatwia nam za 200Rs taksówkę na lotnisko.

15 sierpnia 2006

Na lotnisku psychoza w pełni. Jeepy wojskowe z cekaemami, worki z piaskiem. Każdy bagaż jest prześwietlany i spinany plastikowymi taśmami. Agata prawie sterroryzowała lotnisko, gdy wyjęła butelkę po wodzie mineralnej napełnioną herbatą. Ochrona skoczyła na równe nogi, a kilku tajniaków odprowadzało mnie czujnym wzrokiem, gdy wyrzucałem ją później do kosza. Niestety o zakupach alkoholowo-perfumowych na wolnocłówkach mogliśmy już tylko pomarzyć. Psychoza antyterrorystyczna trwała w najlepsze, nawet w Kijowie przez, który wracaliśmy. Warszawa przywitała nas ciszą ulic.

PS. Nasza trasa na 2-tygodniowy urlop to Delhi – Jaipur – (Amber) – Jodhpur – Jaisalmer -Delhi. Jeżeli ktoś ma tydzień więcej, jedzie pierwszy raz i pogoda sprzyja. Proponuję do tego zestawu dodać Agrę i Udajpur. Kurs 1USD-ok. 46Rs (najlepszy był po przylocie na lotnisku w Delhi)


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u