Indochiny – Marek Dominko

Marek Dominko

Trasa

Tajlandia-Laos-Wietnam-Kambodża-Tajlandia

Termin wyjazdu

26 stycznia – 12 kwietnia 2002 czyli 72 dni
w tym w Laosie – 10 dni; w Wietnamie – 23 dni; w Kambodży – 8 dni; w Tajlandii – 30 dni

Ilość uczestników

Od 1 do 4

Wizy

Tajlandia – wiza pobytowa dwukrotna wyrobiona w ambasadzie w Warszawie, odbiór dnia następnego – 80 PLN.
Laos – wiza pobytowa na 14 dni wyrobiona w ambasadzie w Warszawie, odbiór tego samego dnia (jeżeli jest konsul) – 30 USD, dnia następnego – 25 USD.
Wietnam – wiza pobytowa na 30 dni załatwiona w ambasadzie w Laosie, czas oczekiwania 3 dni robocze (uwaga na święta) – 55 USD. Wizę można załatwić w Warszawie ale nie w ambasadzie tylko w wietnamskim biurze podróży Asia Travel w al. Jana Pawła II 41a paw. 8, czas oczekiwania 7 dni – 50 USD, warunkiem wyrobienia wizy jest wykupienie polisy ubezpieczeniowej w firmie AIG POLAND w cenie od 120 PLN przy pobycie do 1 miesiąca. Nie jest wymagane jak było poprzednio wpisanie przejść granicznych.
Kambodża – wiza pobytowa na 30 dni wyrobiona bezpośrednio w konsulacie w Sajgonie, odbiór tego samego dnia – cena 30 USD. Agencje w Sajgonie żądają 32 USD, odbiór dnia następnego.
Wszystkie wizy można na miejscu przedłużyć w agencjach lub w Imigration Office.

Waluty

Tajlandia 1 USD = ok. 43 bahty, kurs czeków najwyższy ale pobierana jest opłata manipulacyjna w wysokości ok. 0,5 USD od operacji. Banknoty 1 i 2 dolarowe posiadają kurs najniższy, banknoty 50 i 100 dolarowe najwyższy. W powszechnym użyciu są karty płatnicze.
Laos 1 USD = 9400 kip. Podobnie jak w Tajlandii czeki i banknoty 50 i 100 dolarowe posiadają najwyższy kurs.
Wietnam 1 USD = od 15 000 do 15. 150 dongów.
Kambodża 1 USD = 3800 rep w bankach, w kantorach ulicznych 3900. Wystarczy wymienić np. 10 USD na drobne wydatki, przede wszystkim żywność, ponieważ ceny za noclegi, autobusy, wstępy i wycieczki podawane są w dolarach.
We wszystkich krajach kurs jest stabilny, nie ma kursów czarnorynkowych.

Informacja, przewodniki i mapy

Korzystaliśmy z przewodników Lonely Planet poszczególnych krajów. Mapa Thailand wydawnictwa RV Verlag mało przydatna, posiada liczne błędy i braki. Informacja turystyczna najlepiej rozwinięta w Tajlandii jest tam również policja turystyczna. Wiele informacji można uzyskać w agencjach turystycznych, ale nigdy nie należy się ograniczać do jednej tylko obejść kilka; wiele można się dowiedzieć od spotykanych w drodze podróżników.

Język

Wszechobecny angielski, w byłych Indochinach Francuskich tylko nieliczni lepiej wykształceni ludzie znają francuski, w północnym Wietnamie i Laosie niektóre osoby znają słabo rosyjski.

Szczepienia i zdrowie

Szczepienia nie są obowiązkowe, ale lepiej zaszczepić się na oba rodzaje żółtaczek. Konieczne leki przeciwmalaryczne (np. Lariam). Należy unikać picia surowej wody i ograniczyć spożywanie napojów z lodem, który produkowany jest ze zwykłej wody. Nie powinno się jeść surowych warzyw i owoców nie obieranych ze skórki. Wszelkie obtarcia i skaleczenia bardzo długo się goją.

Przelot

Po długich poszukiwaniach najtańszy bilet, ważny 6 miesięcy zaoferował EL AL. Bilet należało wykupić bezpośrednio w przedstawicielstwie linii w Warszawie w Hotelu Marriott. Wylot był z Pragi (z Warszawy drożej o 150 USD). Cena biletu 559 USD bez prawa zmiany rezerwacji (każda zmiana to 100 USD).

Elektryczność

Wszędzie napięcie 220 V. Wtyczki płaskie o rozstawie jak w Polsce. W Laosie na prowincji często wyłączany jest prąd. Tzw. złodziejki wkręcane w miejsce żarówek nie mają zastosowania ze względu na wszechobecne świetlówki.

Pogoda

Gorąco, jedynie w północnym Wietnamie zimą jest chłodno i pochmurno, nad ranem bywają mgły ale bez większych opadów, najgorszy pod względem pogodowym jest Bangkok z bezwietrzną pogodą, smogiem i nieliczną zielenią.

Bezpieczeństwo

We wszystkich krajach jest zupełnie bezpiecznie zarówno w dużych miastach jak i na głębokiej prowincji, jedynie należy uważać w hotelach w dużych miastach. Warto zabrać ze sobą własną kłódkę.

Łączność ze światem

Listy dochodzą już po 7 dniach, można odbierać listy na Poste Restante w większych miastach. Telefony – słyszalność różna, najgorsza w Laosie, najlepsza w Tajlandii ale taryfy wysokie. Wszędzie są kawiarnie internetowe np. w Kambodży 1 godzina kosztuje 2 USD.

Trasa podróży

26 stycznia

Wieczorem pieszo przekraczamy graniczny most w Cieszynie, idziemy pieszo 500 m na dworzec kolejowy. Aby tanio dojechać do Pragi należy kupić na stacji kartę Z za 200 koron, jest też wariant studencki i dla seniorów. Z kartą bilet pospieszny do Pragi kosztuje 250 koron, a bez karty 200 koron więcej, a więc w obie strony zysk 200 koron. Należy mieć 1 zdjęcie, karta ważna jest rok od chwili wystawienia. Z Czeskiego Cieszyna do Pragi jest 8 pociągów dziennie.

27 stycznia

Przyjazd na dworzec główny w Pradze o godz. 4:00. Dosypiamy resztę nocy na ławkach, podobnie jak w Warszawie na dworcu koczują liczni bezdomni. Oddajemy plecaki do przechowalni dworcowej i zwiedzamy Pragę. Wieczorem za 15 koron kupujemy bilet przesiadkowy, metrem i autobusem nr 119 jedziemy na lotnisko. W poczekalni około 4 godz. przed odlotem podchodzi do nas dżentelmen i zaprasza do wcześniejszej odprawy do Bangkoku, jak się później okazało był to przedstawiciel Mosadu. Kontrola była bardzo dokładna, łącznie z wyjmowaniem filmów z aparatów nie mówiąc już o szczegółowym wypytywaniu o różne drobiazgi, na koniec nastąpiła konfrontacja naszych zeznań. Odprawa gospodarzy lotniska była już bardzo pobieżna.

28 stycznia

Skoro świt przylecieliśmy do Tel Aviwu, wychodzimy z lotniska. Bilet powrotny do Jerozolimy – 31,20 szekli. 1 USD – ok. 4 szekle. Zwiedzamy Muzeum Yad Vashem (bezpłatnie) i stare miasto. Wszędzie dużo wojska z bronią i policji. W wejściach do większych sklepów, na pocztę, dworzec dokładne kontrole. Wzgórze świątynne niedostępne, w Bazylice Grobu Świętego ani jednego turysty, wszędzie widać odznaki nerwowości. Wracamy na lotnisko i ta sama procedura jak w Pradze, na szczęście tylko z bagażem podręcznym. W samolocie byliśmy chyba jedynymi obcokrajowcami.

29 stycznia

Z lotniska kładką dla pieszych schodzimy na stację kolejową Don Muang. Najbliższym pociągiem posp. 3 klasa odjeżdżającym o godz. 19. 26 jedziemy do granicznego Nong Khai. Cena biletu 269 bahtów. Ceny biletów kolejowych w Tajlandii nie były zmieniane od kilku lat i w najbliższym czasie może nastąpić podwyżka. W Tajlandii bardzo dbają o obcokrajowców, pociąg był opóźniony o kilkanaście minut, urzędnik kolejowy podszedł do nas informując o tym fakcie, w wagonie nasze miejsca były zajęte przez mnichów, konduktor spytał czy nie ma problemu, że siedzimy osobno.

30 stycznia

W Nong Khai jesteśmy o czasie czyli o godz. 6:35. Tuk-Tuk (jest to rodzaj motorowej rikszy) zawozi nas (2 osoby) za 20 bahtów na most graniczny (ok. 2 km). Na granicy pobierają opłatę 10 bahtów od osoby, następne 10 bahtów należy zapłacić za przejazd mikrobusem przez most (nie wolno iść pieszo). Na laotańskim brzegu songthaewem (rodzaj pickup z dachem) za 20 bahtów od osoby jedziemy do stolicy Laosu. Tu w jednym z guest hausów spotykamy dwóch pozostałych uczestników podróży. Dalej podróżujemy w 4 osoby. W ambasadzie Wietnamu składamy wnioski wizowe i autobusem jedziemy do Luang Prabang.

31 stycznia

W Luang Prabang zatrzymujemy się w Villa Sin-Xay, za pok. 2-osob. płacimy 5,3 USD. Zwiedzamy miasto, świątynie oraz pałac królewski – wstęp 1,2 USD.

1 lutego

Wycieczka łodzią (12,7 USD za 4 osoby) Mekongiem do groty Pak On i pobliskich skał wspinaczkowych, na których opidowanych jest 20 dróg o wysokości do 100 m. W drodze powrotnej zatrzymujemy się w typowej wsi, w której produkowana jest w beczkach po chemikaliach tzw. Mekong Whisky. Po południu tuk-tukiem (8,5 USD za 4 osoby) jedziemy 32 km do wodospadów Tat Kuang Si – wstęp 0,85 USD. W jeziorkach pod wodospadem możliwość kąpieli. Jest to niewątpliwie jeden z najładniejszych wodospadów w Indochinach mający także w porze suchej dużo wody. Wieczorem idziemy do restauracji na pokaz strojów ludowych z muzyką i tańcami. Wstęp 1,1 USD plus najtańsze danie w tej samej cenie. Zmieniamy hotel na G. H. Sayaphone w cenie 4,2 USD za 4 osoby, który jest tańszy i położony bliżej centrum.

2 lutego

Dalsze zwiedzanie miasta: świątynie, sklepy, bazary. W agencji przy głównej ulicy kupuję bilety autobusowe do Luang Nam Tha na dzień następny w cenie 6,4 USD, jak się później okazało w agencji było drożej ale była pewność wyjazdu, autobus był pełen.

3 lutego

Wyjazd o godz. 9:00, droga asfaltowa ze starymi pofrancuskimi słupkami drogowymi jest pełna dziur i nierówności. Mijany górzysty krajobraz porośnięty jest lasem z rozrzuconymi z rzadka wsiami. Większość osób mylnie nazywa każdy las w strefie międzyzwrotnikowej dżunglą.
Dżungla – termin pochodzi z sanskrytu, pierwotnie oznaczał leśno – krzaczastą formację roślinną w pn-wsch. Indiach głównie nadrzeczną i bagnistą. Obecnie termin został rozszerzony do lasów strefy klimatu równikowego z wysoką ponad 2000 mm roczną sumą opadów, brakiem pór roku, wyraźną strukturą warstwową i z drzewami sięgającymi 30 m wysokości.
Na miejscu jesteśmy po 9,5 godz. podróży. Zatrzymujemy się w hotelu obok dworca i bazaru.

4 lutego

Idziemy do agencji turystycznej (przy urzędzie telekomunikacyjnym) organizującej trekkingi do wiosek mniejszości narodowych. Agencja oferuje trekking 1-dniowy w cenie 7 USD, 2-dniowy w cenie 24 USD. Rezygnujemy z usług, ale ukradkiem szkicuję mapę okolicy. Postanawiamy wyruszyć na trekking samodzielnie; jest to pewne ryzyko ale i przygoda. Tuk-tukiem za 4,25 USD jedziemy drogą gruntową do wsi Ban Chalensuk (lud Khmu). Wieś jest bardzo egzotyczna, żyjąca na własne potrzeby, bez pojazdów mechanicznych, chaty bambusowe bez elektryczności, ale na co dzień nie noszą strojów ludowych. Wskazaną ścieżką idziemy przez gęsty las w kierunku następnej wsi. Ścieżka rozwidla się wiele razy, my idziemy w kierunku grzbietu aby przejść do następnej doliny. Dochodzimy do zarastającego pogorzeliska, ścieżka się urywa, prawdopodobnie było to wypalone pole makowe. Nie ma innej rady – wracamy do wsi, w której wynajmujemy jedyny chiński traktorek i za 4,8 USD wracamy do miasta. Wieczorem do hotelu przychodzi szef agencji turystycznej z policjantem i żąda opłaty za wstęp na teren parku narodowego. Po targach płacimy 2,5 USD. Wieczorem idziemy do herbal sauny (1,1 USD) w cenie herbata i masaż (2 USD).

5 lutego

Niestety musimy wracać do Vientian po odbiór wiz wietnamskich – zbliża się święto Tet i ambasada przez kilka dni będzie zamknięta. Całą dobę jedziemy autobusem do Vientian.
Między Laosem a Wietnamem są czynne 2 przejścia lądowe: jedno na drodze nr 13 w kierunku na Vinh i drugie na drodze nr 9 w kierunku na Hue. Przejście graniczne w północnym Laosie na drodze nr 4 w kierunku Dien Bien jest zamknięte dla obcokrajowców.

6 lutego

Odbieramy w ambasadzie wizy, zatrzymujemy się w G. H. Nita w cenie 6,4 USD za pokój 2 osobowy. Zwiedzamy miasto złotą i czarna stupę, łuk triumfalny, świątynie buddyjskie. Poznany Laotańczyk zaprasza nas do domu na kolację. W Laosie przy jedzeniu pałeczki trzyma się w lewej dłoni, a łyżkę w prawej.

7 lutego

Rano samochodem Laotańczyka jedziemy nad zaporowe jezioro, wynajmujemy za 16 USD łódź i płyniemy na wyspę. Świetna kąpiel w czystej wodzie, nieznane ryby z rusztu. Pod wieczór wracamy do miasta.

8 lutego

Z dworca Morning Market o godz. 4:00 wyjeżdżamy autobusem (bilet 5,3 USD) do przygranicznego Lac Sao. W Lac Sao jesteśmy o godz. 12:00. Za pół godziny jest lokalny autobus do Vinh w Wietnamie (bilet 5,3 USD). Granica przebiega w górach porośniętych gęstym lasem, jesteśmy w warstwie chmur – widoczność na długość autobusu. Po stronie wietnamskiej żądają opłaty bez pokwitowania czyli łapówki w wysokości 1 USD. W Vinh jesteśmy o godz. 18:00. W pobliskim hotelu wymieniamy pieniądze, o tej porze nie ma już żadnego autobusu do Hanoi, ale o północy odjeżdża pusty autobus do stolicy – płacimy po 3,3 USD i po 6 godz. jesteśmy w Hanoi.

9 lutego

Z dworca autobusowego autobusem nr 3 za 0,17 USD + plecak 0,17 USD jedziemy do centrum. Zatrzymujemy się w G. H. Lotus płacąc 6 USD za pokój 2 osobowy bez okna; pokój z oknem kosztuje 8 USD. Chodzimy po agencjach, zwiedzamy miasto, okolice jeziora Hoamkiem, pagoda Goc Son (taoistyczna; wstęp 0,13 USD).

10 lutego

Wynajmujemy chińskie rowery 1-biegowe w cenie 1 USD/dzień i zwiedzamy miasto. Rowery w Wietnamie mają to do siebie, że są przystosowane do wzrostu Wietnamczyków a jakakolwiek regulacja jest prawie niemożliwa, nie posiadają lusterek, świateł ani odblasków. Wypadków jest mało, zasada jest prosta: zawsze uważać musi ten, kto jedzie z tyłu, dotyczy to również motocyklistów w całych Indochinach. Jedziemy przez most kolejowo-rowerowy na drugą stronę Czerwonej Rzeki, dalej jezioro Zachodnie, pagoda Tran Kuoc (wstęp bezpłatny), Pałac Prezydencki, Grób Nieznanego Żołnierza, Mauzoleum Ho Chi Mina, Dzielnica Stare Hanoi, Muzeum Armii (wstęp 0,5 USD, dużo broni, transportowe rowery, pułapki, zdjęcia i propaganda). Wieczorem idziemy do Lalkowego Wodnego Teatru przy jeziorze Hoankiem – najlepszy tego typu teatr w Azji (bilety po 1,35 USD). Kupujemy wycieczkę do zatoki Ha Long na 3 dni z dwoma noclegami w cenie 26 USD; płatne w dongach.

11 lutego

Wyjazd o godz. 7:00 do plaży Ha Long, obiad w restauracji. Z przystani płyniemy wśród wapiennych wysp i wysepek do jaskini Cat Ba. Nocleg w 7 piętrowym Sus Flower One Hotel. Kolacja w restauracji hotelowej, wieczorem idziemy do pobliskiej dyskoteki.

12 lutego

Autobusem jedziemy do jaskini Trung Trang zamienionej w latach 60-tych na szpital i schronienie dla ludzi. Oprowadza stary żołnierz, na zakończenie śpiewa pieśni rewolucyjne. Wstęp ekstra 1 USD. Dojeżdżamy do Parku Narodowego Cat Ba. Pieszo w przeciągu 4 godzin przechodzimy przez górzystą wyspę. Wracamy przeciekającą łódką koszykową. Na głębszej wodzie przesiadka na statek i wśród ostańców dopływamy do przystani.

13 lutego

Po śniadaniu płyniemy do Ha Long City, po drodze postój w centrum handlowym. W Hanoi jesteśmy o godz. 17:30. W G. H. Lotus nie ma wolnych miejsc. Idziemy na dworzec kolejowy i za 5,8 USD kupujemy najtańsze kuszetki (najwyższe) do Lao Cai. Wyjazd o godz. 21:30.

14 lutego

W Lao Cai jesteśmy godz. 5:30. Idziemy pieszo ok. 1 km na dworzec autobusowy i mikrobusem za 1,35 USD od osoby jedziemy do Sa Pa. W centrum miasta w hotelu Anh Tuan po długich targach wynajmujemy pokój 3 osobowy za 6 USD. W Sa Pa jest wyjątkowo mglisto i pochmurnie.
Do miasta z okazji święta Tet przybyli liczni mieszkańcy okolicznych wsi w strojach ludowych, są to Czarni i Czerwoni Hmongowie. Szukamy atrakcyjnego trekkingu w przystępnej cenie. Mając doświadczenie z Laosu rezygnujemy z samodzielnej wyprawy. Jedna z agencji prowadzona przez Europejczyka proponuje 5 dniową wyprawę na najwyższą górę Wietnamu Fan Si Pan 3143 m n.p.m. za 130 USD od osoby w tym przewodnik, tragarz, sprzęt i jedzenie. Agencje prowadzone przez Europejczyków są najdroższe, ceny stałe, sprzęt profesjonalny ale brakuje im egzotyki. W innej agencji 3 dniowy trekking kosztuje 70 USD od osoby. My po targach bierzemy tylko przewodnika, płacimy opłatę za wejście po 6 USD, jeepa na dojazd, razem wychodzi 66 USD za 3 osoby. O godz. 12:00 wyruszamy. 3 km za miastem jeep staje na podjeździe, idziemy pieszo do wsi Cat Cat i dalej do wsi Xin Chai zamieszkałej przez lud Czarnych Hmongów. Ze wsi Cat Cat idziemy pieszo 3,5 godz., robimy biwak z ogniskiem. Śpimy w śpiworach pod gołym niebem. Nasz przewodnik Czarny Hmong, 30 letni mężczyzna jest analfabetą i animistą, ubrany w fabryczne sandały, narodowe, własnej produkcji czarne ubranie barwiące ciało na czarno – stąd nazwa ludu. W bambusowym koszu niósł maczetę, ryż, przyprawy, kociołek, koc, folię i latarkę. Gotował na ognisku potrawy z ryżu, doprawiane przyprawami i zbieranymi w lesie roślinami. Jedzenie przechowywał w specjalnie zawijanych liściach, dzielił je za pomocą włókien roślinnych.

15 lutego

Budzimy się o godz. 3:00, rozpalamy ognisko, coś jemy ale musimy czekać do wschodu. Wyruszamy o godz. 6:20, cały czas idziemy przez las, ostatnią godzinę przez zarośla bambusowe, które stają się coraz cieńsze, ale rosną do samego szczytu. Na Fan Si Pan jesteśmy po 3,5 godz. intensywnego marszu. Sam szczyt na szczęście był ponad warstwą chmur i roztaczał się z niego rozległy widok. Po godzinnym pobycie na szczycie wracamy. Do biwaku schodzimy w 2 godz., a do wsi w 3 godz., razem 5 godz. bardzo forsownego marszu. Przewodnikowi dajemy 3 USD napiwku; bardzo uradowany zaprasza nas do domu na obiad z bimbrem ryżowym. Z ciekawością oglądamy chatę, sprzęty domowe, ubrania. Kierowca jeepa, usiłuje tłumaczyć życie codzienne mieszkańców wsi. W Wietnamie pałeczki przy jedzeniu trzyma się w prawej dłoni.

16 lutego

Rano mgła i mżawka – idziemy na targ. Dopiero po godz. 9:00 zaczynają przychodzić Hmongowie. Również wszystkie dzieci ubrane są w tradycyjne stroje. Ze względu na wysokie ceny rezygnujemy z wycieczek w inne regiony. W południe UAZ-em z poznaną Japonką jedziemy do Lao Cai. Jest to prawdopodobnie jedyne miejsce w Wietnamie, w którym można korzystać z roamingu (sieć chińska). Kasy sprzedają bilety od godz. 16:30, niestety nie ma już wolnych kuszetek do Hanoi, kupujemy bilety na twarde siedzenia w cenie 4,1 USD.

17 lutego

W Hanoi jeszcze przed świtem idziemy pieszo do agencji Sinh Cafe czynnej całą dobę. Po drodze nad jeziorem obserwujemy licznych Wietnamczyków wykonujących dziwne ćwiczenia. W agencji kupujemy za 25 USD otwarty bilet autobusowy do Sajgonu ważny 3 miesiące z możliwością licznych stopów, oraz za 9 USD bilet na całodniową wycieczkę do Pachnącej Pagody. W agencji zostawiamy plecaki. Wyjazd o godz. 8:00, powrót o godz. 20:00. Płyniemy łódkami w 11 osób (dawniej były koszykowe z bambusa, teraz metalowe) rzeką w scenerii podobnej do Ha Long. Zwiedzamy 2 pagody. Trafiamy na święto buddyjskie. Wszędzie tłumy ludzi. Powrót niesamowity; na rzece chyba 2000 łodzi. Z Hanoi dwóch uczestników wraca do Tajlandii, dalszą podróż odbywamy w 2 osoby. Zaraz po przyjeździe pod agencją przesiadamy się do innego autobusu i jedziemy do Ninh Binh; na miejscu jesteśmy o godz. 22:00. Śpimy w hotelu Star w cenie 6 USD za 2 osoby.

18 lutego

W hotelu kupujemy wycieczkę za 16 USD do trzech jaskiń. Płynie się rzeką. Po drodze pagoda Bieh Dong, stara stolica Hoa Lu z dwoma pagodami. Przesiadka na łódź motorową wykonaną z betonu. Mjamy rybacką wieś Kenh Ga, dalej już tylko malownicze ryżowiska. Ostatnie 2 km idziemy pieszo wśród pól ryżowych do jaskini w pobliskich górach. O godz. 19:00 nocnym autobusem jedziemy do Hue.

19 lutego

Zatrzymujemy się w hotelu Hoang Ngoc przy ul. 3 Truong Dinh w cenie 5 USD za pokój. Od razu idę do głównego szpitala. Obtarta jeszcze w Laosie noga spuchła i żadne medykamenty nie pomagają. W szpitalu jest lekarz dla obcokrajowców mówiący po francusku i angielsku. Wizyta przebiegła szybko i sprawnie. Zapłaciłem 5 USD za wizytę i i 15 USD za antybiotyki. Zwiedzamy cytadelę a właściwie cesarskie miasto otoczone murami, pałac, pawilony, bramy – wstęp 3,7 USD. Wynajmujemy rowery na pół dnia w cenie 0,5 USD i jedziemy do grobowców Czamów. Zwiedzamy tylko jeden – wstęp 3,7 USD. W drodze powrotnej oglądamy z zewnątrz katolicki kościół wybudowany w stylu chińskiej pagody.

20 lutego

Przejazd autobusem do odległego o 150 km Hoi An trwa 6 godz. Po drodze zatrzymujemy się na Przełęczy Chmur (granica klimatyczna między N i S Wietnamem) oraz pod Da Nang zwiedzamy dość ciekawe wytwórnie rzeźb kamiennych. W Hoi An mnóstwo turystów a i ceny w hotelach wyższe. Najtańszy hotel jest w cenie 8 USD za pokój 2-os. ale i standard wysoki (podobny w Polsce kosztuje od 50 USD). Zwiedzamy stare kupieckie miasto – dużo świątyń, zabytkowych domów, sklepów i galerii. Jest tu przyjemna atmosfera i świetne miejsce na zakupy.

21 lutego

Wynajmujemy rowery za 0,3 USD i jedziemy ok. 5 km nad morze. Plaża piaszczysta, żółty piasek, parasole, czysta woda, ale duże oceaniczne fale uniemożliwiają pływanie. Można tu odbyć przejażdżkę na słoniu. Następnie jedziemy do pobliskiej wsi rybackiej. Wieczorem idziemy na występ folklorystyczny w cenie 2,7 USD + najtańszy napój za 0,7 USD. Zmieniamy hotel na tańszy (6 USD) o nazwie Thuy Duong 2 Mini Hotel przy 68 Huynh Thuc Khang

.

22 lutego

Wyjazd o godz. 6:00 do Nha Trang. 530 km jedziemy 13 godzin. Nocujemy w hotelu Hoa Bien w cenie 5 USD za pokój. Wieczorem spacerujemy nadmorską promenadą.

23 lutego

Wynajmujemy rowery po 0,7 USD i zwiedzamy miasto. Katolicka katedra neogotycka, pagoda Long Son z białym Buddą, Wieża Czamów (wstęp 0,7 USD), Półwysep Hon Chong (wstęp 0,25 USD), Instytut Oceanograficzny, czyli muzeum morskie (wstęp 0,35 USD). Na bazarach w Wietnamie sprzedawanych jest wiele egzotycznych owoców w zasadzie nie sprowadzanych do Europy. Jednym z nich jest jackfruit; podłużny, ważący kilka kilogramów owoc. Posiada zieloną skórę z chropowatymi występami, wewnątrz jest żółty z licznymi pestkami, w smaku słodki – cena 0,25 – 0,3 USD za 1 kg. Drugim owocem, który kupiliśmy jest dragon fruit czyli smoczy owoc; podobny do kalarepy ale w kolorze karmazynowym. Wewnątrz jest biały z czarnymi pestkami wielkości maku. Smakuje jak kiwi ale bez specjalnego aromatu, waży ok. 0,5 kg – cena sztuki 0,5 USD.

24 lutego

Płyniemy statkiem na wyspy. Za 7 USD otrzymujemy śniadanie, obiad, owoce, pływanie w morzu, występ załogi, disco na statku, na pontonie bar z winem (wcale nie mało). Dzień relaksowy – naprawdę warto.

25 lutego

Autobus do Da Lat odjeżdża o godz. 7:00 i 220 km pokonuje w 6 godzin. Po drodze stajemy na 30 min. w Po Klong Garai. Na wzgórzu dobrze zachowana Wieża Czamów. Wieczorem spacer po mieście wokół jeziora, odwiedzamy też bazar. Nocujemy w Phuong Hang Hotel w cenie 5 USD za pokój ze śniadaniem.

26 lutego

Za 7 USD jedziemy na wycieczkę po okolicy. Wieś Chicken (ręczne krosna), wodospady, farma grzybów chińskich, jedwabników, oryginalny craizy house. Da Lat położony na wysokości 1500 m n.p.m. o górskim klimacie słynie z uprawy kwiatów, warzyw i winogron. Samo miasto można sobie darować, a i w okolicy nie ma nic specjalnie ciekawego.

27 lutego

Wyjazd o godz. 7:00 do Sajgonu, po drodze autobus zatrzymuje się przy lepszych restauracjach. O godz. 13:00 jesteśmy na miejscu w dzielnicy tanich hoteli, biur podróży i sklepów nastawionych na zagranicznych turystów. Tym razem trochę z ciekawości wynajmujemy pokój w prywatnym domu za 5 USD. Idziemy na spacer po mieście. Trasa prowadzi nadrzecznym bulwarem do katedry Notre Dam (po drodze: stara kolonialna główna poczta, ratusz). Kupujemy ciekawy owoc po angielsku zwany soursops o wadze 1 kg. Zielona skóra z czarnymi wypustkami, miąższ biały z czarnymi pestkami wielkości 1 cm, soczysty, lekko cierpki, bardzo smaczny.

28 lutego

Rowerami za 1 USD/dzień, jedziemy do konsulatu Kambodży wyrobić wizy; odbiór o godz. 16:00. Zwiedzamy pagodę Jade Emperor, następnie Szolon, starą chińską dzielnicę, obecnie zamieszkałą w większości przez Wietnamczyków. Wracając do centrum wstępujemy do Museum War Remnants (z bronią amerykańską), Pałacu Reunification czyli Prezydenckiego (wstęp 1 USD). W agencji Tropic Tour za 4 USD kupujemy 1 dniową wycieczkę do tuneli Vietcongu i świątyni sekty Caodai (z lunchem) oraz przejazd do Phnom Phen za 35 USD ze zwiedzaniem Delty Mekongu (łącznie 3 dni). Za 0,5 USD kupujemy owoc durian, podobny do kasztana tylko o wiele większy. Trochę dziwnie pachnie ale w smaku jest kwaśno-słodki. Nie warto kupować małego, bo ma mało miąższu.

1 marca

Wyjazd do głównej świątyni sekty Caodai położonej 100 km na północ od Sajgonu. Są tam 4 ceremonie dziennie ale agencje przywożą zwiedzających na godz 12:00. Zwiedzanie tuneli Cu Chi wstęp 4,35 USD polega na obejrzeniu filmu, pułapek Vietcongu (najciekawsze), tunelu, kuchni, szpitala, dwóch lejów po bombach. Jest też mnóstwo propagandy i komercji.

2 marca

Wyjazd w Deltę Mekongu do Mytho, następnie łodzią po Mekongu, piknik z muzyką wietnamską i owocami, dalej czółnem kanałem wśród palm i znowu łodzią na inna wyspę. Nocleg w wiosce turystycznej Can Tho.

3 marca

Udajemy się łodzią na pływający targ (nie komercyjny jak w Tajlandii), do południa płyniemy wśród nadrzecznych wsi. Wieczorem wchodzimy na górę Sam (miejsce pielgrzymek), z której widać ryżowiska i granicę z Kambodżą. Nocleg w przygranicznym Chau Doc.

4 marca

Rikszą udajemy się do przystani, skąd płyniemy do wioski Czamów – muzułmanów mówiących po wietnamsku i arabsku, ze wsi po 3-godz. rejsie jesteśmy na granicy. Odprawa graniczna odbywa się na lądzie i jest dość sprawna. W Kambodży płyniemy speedboutem, po godzinie przesiadka do mikrobusu, który po 1,5 godz. dowozi nas do w pobliże Capitol Guest House. Jest to miejsce, którego nie omija żaden podróżnik. Tu najłatwiej wszystko załatwić. Śpimy w Capitol II – za pokój płacimy 3 USD (nora z wiatrakiem bez okna). Phnom Phen to miasto męczące – brud, kurz, jedynie nad rzeką trochę spokoju.

5 marca

Za wynajęcie motocykla na cały dzień (najczęściej są to Hondy 100 cm3) płacimy 3 USD+paliwo (ubezpieczenie, kask i prawo jazdy nie są wymagane). Jedziemy na Pola Śmierci (wstęp 2 USD), więzienie Toul Sleng S 21 (wstęp 2 USD) gdzie można obejrzeć cele, zdjęcia, obrazy, narzędzia tortur oraz film, Wat Phnom (wstęp 1 USD), Most Przyjaźni Kambodżańsko-Japońskiej, Market Generalny (oryginalna budowla), Pomnik Niepodległości, Pałac Królewski i Srebrna Pagoda (wstęp 3 USD), osobny jest bilet na aparat foto, ale wewnątrz nikt już nie sprawdza, Muzeum Narodowe (wstęp 2 USD) gromadzi głównie kamienne rzeźby z różnych okresów. Najlepsze zakupy zrobimy na Rusian Market (Bazar Rosyjski), w południowej części miasta.

6 marca

Autobusem firmy Capitol za 3 USD jedziemy do Sihanoukvill. Jazda trwa 4 godz., jest to nowa droga chyba najlepsza w kraju. Miasto posiada charakter portowo – wypoczynkowy i jest rozrzucone przestrzennie. Zatrzymujemy się w czystym G. H. Christmas płacąc 4 USD za pokój. W mieście są jeszcze tańsze hoteliki – dormitorium w cenie 1,5 USD. Hotel znajduje się przy Victory Beach. Miasto posiada 4 plaże, Victory jest najbliżej centrum. Resztę dnia spędzamy na plaży i w mieście.

7 marca

Wynajmujemy motocykl za 3 USD i jedziemy do Parku Narodowego Ream. Przy lotnisku, 18 km od miasta jest główna siedziba parku. Dostajemy tam mapkę, informację o parku i wycieczkach. Jedziemy dalej asfaltową drogą do Keng Kong. Przyjemna pusta i długa plaża z jedynym guest house. Wracamy na główną drogę nr 4. Cztery kilometry przy moście jest stacja parku gdzie strażnicy organizują wycieczki. Najtańsza kosztuje 30 USD, co przy 2 osobach nie jest tanio. Jedziemy dalej i za 10 km na wyraźnym zakręcie przy maszcie przekaźnikowym skręcamy w prawo w laterytową drogę. Po 7 km docieramy do wsi rybackiej Koh Kochang. Wieś leży nad kanałem i liczy 1000 rodzin. Spotkany nauczyciel języka angielskiego o imieniu Kirin proponuje łódź do parku za 20 USD, a po znalezieniu innej mniejszej obniża cenę do 10 USD. Wycieczka trwała 4,5 godz. Był też spacer przez las i kąpiel na bezludnej piaszczystej plaży Koh Som. W drodze powrotnej wyniknął problem ze strażnikami, którzy podobno mają monopol na oprowadzanie turystów. Wracając zbaczamy do wodospadu Klal Chhay. W okresie suszy płynie tam niewiele wody, jest to popularne miejsce piknikowe. Wstęp płatny, ale po godz. 17 nic nie płaciliśmy.

8 marca

Dzień relaksowy. Spacer brzegiem morza: Victory Beach, Intendenpente Hotel – 7 piętrowy opuszczony budynek (wstęp na piętra płatny 0,25 USD), Soha Beach, Ochhenteal Beach. W weekendy na plażach mnóstwo Khmerów. Po mieście najtaniej można się poruszać korzystając z usług motocyklistów, którzy za kurs (2 pasażerów) biorą po negocjacjach 0,25 USD.

9 marca

Planujemy jechać egzotycznym pociągiem z szybkością 15 km/godz. do Kampot, kursującym 3 razy w tygodniu. Nowa cena dla obcokrajowców wynosi 1,15 USD za 100 km. Niestety pociąg poprzedniego dnia nie przyjechał, to i dziś nie mógł odjechać. Do Phnom Phen jedziemy zwykłym autobusem za 3 USD. Jest 5 połączeń dziennie pierwsze o godz. 7:10, ostatnie o godz. 14:00. W Phnom Phen z dworca autobusowego do G.H. Capitol jest ok. 1 km. Tym razem nocujemy w The Happy G.H. w cenie 3 USD za pokój.
Panuje wiele niejasności co do przekraczania granicy kambodżańsko – laotańskiej. Na przejściu granicznym Voaung Kam oficjalnie otwartym dla ruchu lokalnego obcokrajowcy są przepuszczani po uiszczeniu opłaty (łapówki) w wysokości 10 USD po każdej stronie granicy.

10 marca

Autobusy Capitol Tour do Siem Riep kosztują 7 USD i jadą 10 godz. Pierwsze 100 km jedziemy drogą po remoncie, dalej to już trakt gruntowy ale w kilku miejscach trwają prace drogowe. Podjeżdżamy pod G. H. Tasom. Po negocjacji płacimy 3 USD za pokój. Wieczorem spacer po mieście. Jest tu wszystko droższe niż w stolicy – wiadomo pobliski Ankor Wat robi swoje. Zastanawiamy się jak najtaniej objechać budowle Ankor Wat. Najtaniej wychodzi umowa z dwoma motocyklistami spotkanymi na ulicy. Całodzienny objazd ma kosztować 7 USD. Wynajęcie motocykla to 6–8 USD ale dochodzi paliwo i opłaty za parkingi.

11 marca

Motocykliści czekają zgodnie z umową czyli o godz. 5:30. Ankor Wat otwarty jest w godz. 6–19. Kupujemy bilety 1 dniowe po 20 USD. Motocykliści nie są przewodnikami, trzeba wcześniej samemu opracować trasę zwiedzania i mówić, gdzie mają jechać. Najciekawsze widokowo, fotograficznie i artystycznie (odczucie własne) budowle to: Bayjon (rano i wieczorem), Taras Słoni (rano), Taras Trędowatego Króla (rano), Ta Ko, Preah Khan (najbardziej tajemnicza), Ta Prohm (liczne wrośnięte drzewa) oraz Ankor Wat (po południu). Część świątyń ze względu na oświetlenie lepiej zwiedzać rano, inne wieczorem lub rano, jeszcze inne wieczorem; przy pozostałych nie ma to znaczenia. Zwiedzanie kończymy o godz. 18:00.

12 marca

Autobusem agencji turystycznej jedziemy do Bangkoku, bilet kosztuje 8 USD. Na granicy jesteśmy o godz. 12:00, przejście pieszo zajmuje 2 godz., songthaewem dojeżdżamy do autobusu, który po godz. 20:00 przywozi nas na Khao San Road, ulicę, a właściwie dzielnicę tanich hoteli i agencji turystycznych. Część hoteli jest pełna; znajdujemy pokój za 200 bahtów.

13 marca

Płyniemy ekspresowym statkiem (bilet 8 bahtów) rzeką Chao Phraya do GPO – tam odbieramy korespondencję. Pieszo idziemy do Finnair zmienić rezerwację, co nie jest proste bo na najbliższe tygodnie brak wolnych miejsc. Idziemy na dworzec kolejowy, bierzemy rozkłady jazdy. Wracając do hotelu oglądamy Pomnik Demokracji, Park Sanam Luang, na którym sprzedają i puszczają setki latawców, oglądamy też mecz 8 zawodników odbijających nogami, głową i ramieniem rattanową piłkę, którą należy trafić do kosza. Przed zachodem zwiedzamy Świątynię Złotego Buddy.

14 marca

Zwiedzamy Kompleks Pałacu Królewskiego ze świątynią Szmaragdowego Buddy – wstęp 200 bahtów, następnie Świątynię Leżącego Buddy – wstęp 20 bahtów. Po południu jadę do linii EL AL potwierdzić bilet lotniczy. W Parku Lumphini spędzamy popołudnie. Wieczorem zamieniamy hotel na tańszy, w cenie 150 bahtów za pokój.

15 marca

Wycieczka autobusem na pływający targ kosztuje 150 bahtów i zajmuje 6 godzin. Ponadto na miejscu należy zapłacić 100 bahtów za łódź wiosłową, o czym oczywiście nikt wcześniej nie poinformował. Po południu idziemy pieszo przez most do Muzeum Łodzi Królewskich – wstęp 30 bahtów, następnie jedziemy do Wat Saket czyli Świątyni Złotego Wzgórza czynnej do godz. 17:00 skąd wieczorem roztacza się ładny widok na miasto. Informacja turystyczna przy moście Pin Klao organizuje rowerowe wieczorne wycieczki po mieście w godz. 18:30–21:30 z przewodnikiem, kontakt tel. 02 2267612 4 Mr. Ronnawat – koszt 290 bahtów.

16 marca

Jedziemy zwykłym autobusem nr 44 (można też 39 i 59) na Chatuchak gdzie jest sobotnio– niedzielny wielki bazar. Jest tam dużo ciekawych rzeczy a targowanie obowiązkowe. Po południu płynę do Wat Arun (Świątynia Zachodzącego Słońca). Na Khao San Road 144 w Mama Travel&Tour kupuję 3 dniową wycieczkę do Kanchan Buri w cenie 1200 bahtów. Od wieczora podróżuję samotnie.

17 marca

Wycieczka obejmuje: zwiedzanie cmentarza wojennego, wodospadu, 1 godz. jazdę na słoniach, spływ tratwami pod słynnym mostem na rzece Kwai, 1 godz. jazdę pociągiem wzdłuż rzeki Kwai, wizytę w klasztorze buddyjskim z oswojonymi tygrysami, w jaskini, nocleg w chatkach bambusowych na tratwach nad jeziorem.

18 marca

Płyniemy 3 godz. tratwą bambusową po jeziorze zaporowym z przerwą na kąpiel, zwiedzamy muzeum kolei śmierci z fragmentami nie dokończonej linii, kąpiemy się w gorących źródłach oraz oglądamy wodospady. Nocleg w tym samym miejscu.

19 marca

Podobnie jak dnia poprzedniego płyniemy tratwą na jezioro; kąpiel. Samochodem udajemy się do Parku Narodowego Erewan (wstęp dodatkowo 200 bahtów), w którym oglądamy kaskadę 7 wodospadów z możliwą kąpielą pod wodospadami. W Kanchana Buri, w pobliżu słynnego mostu liczne stragany z pamiątkami. Wieczorem powrót do Bangkoku, nocleg w Happy Lucky G.H. na Khao San Road 156 (w środku ulicy). Za pokój jednoosobowy płacę 120 bahtów.

20 marca

Miejskim autobusem nr 53 z przesiadką przy kanale za 3,5 bahtów jadę na dworzec kolejowy. Jest tu specjalna kasa dla obcokrajowców. Bilet kolejowy na pociąg osobowy 3 klasy (innych nie ma) do Ayutthaya kosztuje 15 bahtów. W Ayutthaya na dworcu jest całodobowa przechowalnia bagażu, w której zostawiam plecak – cena 10 bahtów. Wypożyczam rower (30 bahtów) i jadę zwiedzić miasto. Wstępy do świątyń są po 30 bahtów. Oglądam jedną resztę objeżdżam z zewnątrz. Zachowane są stupy, mury, częściowo posągi Buddy. O godz. 16:34 jadę pociągiem do Phitsanulok (bilet 98 bahtów). Na miejscu jestem o godz. 22:00. Pociąg spóźniony jest ponad godzinę. Przy dworcu nie ma wolnych miejsc w tanich hotelach, więc decyduję się na nocleg na peronie.

21 marca

Oddaję plecak do przechowalni czynnej w godz. 8:00–23:00. Autobusem miejskim nr 1 za 5 bahtów jadę na dworzec autobusowy. Z dworca za 30 bahtów do Sukhothai i dalej do Historycznego Parku Sukkhothai – wstęp 30 bahtów. Można wypożyczyć rower – wjazd dodatkowo 10 bahtów. Przez przypadek wchodzę bokiem z prawej strony, nic nie płacąc. Świątynie zbudowane są z cegły i nawiązują do stup z Cejlonu i stylu khmerskiego. Ogólnie podobnie jak w Ayutthaya. Zwiedzanie zajmuje ok. 3 godz. Wracam do Phitsanulok. Resztę dnia spędzam w parku nad rzeką, obserwując buddyjskiego mnicha, dającego nauki 2 młodym parom, które na zakończenie wpuszczają do rzeki, przy ogólnej aprobacie, kilka dużych mis pełnych ryb. W innym miejscu odbywa się aerobik, w którym uczestniczy kilkaset kobiet w różnym wieku. O godz. 22:00 wyjeżdżam pociągiem pospiesznym do Chiang Mai (bilet 105 bahtów).

22 marca

W mieście jestem o godz. 6:30. Na dworcu informacja turystyczna oferuje pokoje od 100 bahtów. Zaczepia mnie ryksiarz oferując pokój z łazienką za 80 bahtów, za dowiezienie żąda 20 bahtów. Jedziemy do Lanna House w pobliżu Wat Phra Singh. Hotel jest tani, ale pozostały serwis drogi. Zwiedzam miasto, jest tu kilka ciekawych świątyń. Ceny wycieczek w okolice od kilkuset bahtów za pół dnia do kilku tysięcy za 7 dni. Droższe są z indywidualnym programem na tzw. obszary prywatne. Jest tam to samo tylko mniej turystów. Wieczorem idę na nocny bazar nastawiony na turystów – jest co kupić i zjeść. Jest to o wiele lepsze miejsce na zakupy niż Bangkok.

23 marca

Pochmurno i trochę pada ale jest znacznie chłodniej. Wypożyczam motocykl za 100 bahtów (w Tajlandii wypożyczanie pojazdów jest na 24 godz.), o ubezpieczeniu nikt nie chce słyszeć twierdzą, że kłódka jest dobra, ale dostaję kask, który ma zepsute zapięcie i przy szybkości ponad 70 km/godz. wiatr zrywa go z głowy. Jadę na północ i po 15 km skręcam w lewo w drogę nr 1096 przy której jest kilka atrakcji.
• Pokaz tresury słoni, trwa 40 min., odbywa się o godz. 8:00, 9.40 i 13:30, cena 80 bahtów, ponadto można odbyć przejażdżkę na słoniu. Jest to duży ośrodek liczący 70 słoni w różnym wieku.
• Pokaz tresury psów o godz. 10:30, 13:15 i 15:00 (nie oglądałem).
• Pokaz tresury małp o godz. 11:00, 12:15, 13:15, 15:15 i 16:15 – cena 120 bahtów.
• Pokaz węży (4 gatunki, w tym kobra królewska) o godz. 11:30, 14:15 i 15:30 trwa 30 min – cena 200 bahtów. W klatkach są również liczne eksponaty. Nieco dalej po drugiej stronie drogi jest podobny pokaz w tej samej cenie ale podobno w gorszym wydaniu.
• Farma orchidei i motyli – wstęp 10 bahtów. To samo przy restauracji po drugiej stronie drogi, ale za darmo.

24 marca

Rikszą jadę na dworzec autobusowy Chiang Mai Arcade (20 bahtów; żądają więcej). Autobus zwykły do Mae Hong Son jest o godz. 9:00. Jedzie drogą północną 8 godzin i kosztuje 100 bahtów. Nocuję w Jong Kham G.H. nad jeziorem za 100 bahtów. Robię rozeznanie jak dotrzeć do wiosek „długich szyi” (okładka Przez Świat Tom V). Wycieczki są drogie od 600 do 1000 bahtów przy jednej osobie. W okolicy są 3 tego typu wioski z tym, że do jednej można tylko dopłynąć łodzią.

25 marca

Najtańszy motocykl kosztuje 150 bahtów. Zaraz za miastem 2 km przed stacją benzynową kończy się paliwo. Przydrożny sprzedawca przywozi mi w torebce foliowej litr benzyny – mogę jechać dalej. Wybrałem wieś Nai Soi, ponoć największą. Droga dobra, dopiero 2 km przed wsią droga przechodzi w trakt dla pojazdów terenowych. Wstęp do wsi 250 bahtów. Wieś została założona w połowie lat 90-tych przez uchodźców z Birmy. Na początku wsi chaty i stragany, w których sprzedają wyłącznie kobiety o długich szyjach. Jest ich we wsi blisko 35. Wszystkie „długie szyje” zatrudnione są przy sprzedaży pamiątek. Obręcz na szyi waży 5 kg i zrobiona jest z mosiądzu. Około 500 metrów za częścią turystyczną zaczyna się normalna wieś Karenów licząca kilkaset domów ze szkołą, kościołem (część Karenów jest katolikami) i sklepikami. Przed wsią z boku jest szlaban zamykający gruntową drogę. Nie zatrzymany przez nikogo jadę dalej. Droga jest coraz gorsza, strome podjazdy i zjazdy, pył po kostki. Po 5 km następna wieś a właściwie obóz uchodźców z Birmy (Karenów), liczy również kilkaset domów, a właściwie szałasów zbudowanych wzdłuż potoku i na zboczach gór. Widać, że żyją z pomocy, bo nie ma tu żadnych pól uprawnych, a jedynie nieliczne zwierzęta. Całe domy zbudowane są z bambusa i kryte liśćmi. Spotkałem tu wiele ciekawych typów ludzkich. O tym obozie nie ma nic w przewodnikach; także agencje turystyczne nie wożą tu turystów. W drodze powrotnej jadę do tzw. cave fish, gdzie ryby podobne do łososi wypływają z jaskini.

26 marca

Zwykłym autobusem o godz. 9:00 za 145 bahtów wracam drogą południową nr 108 do Chiang Mai. Nocuję w Mee G. H. nad rzeką za 80 bahtów.

27 marca

Jadę do Tha Ton. Zwykły autobus odjeżdża o 7:20 z dworca w pobliżu Bramy Białego Słonia i kosztuje 70 bahtów. Dalej płynę łodzią rzeką Kok do Chiang Rai (odpływa o 12:30 i kosztuje 250 bahtów). Na miejscu jestem o 17:30. Na przystani wielu naganiaczy oferuje noclegi. Wybieram Chat House płacąc 70 bahtów. Wieczorem idę na nocny bazar – niezłe miejsce na zakupy, jednak oferta jest skromniejsza niż w Chiang Mai. Są tu natomiast bezpłatne pokazy tańców i muzyki ludowej.

28 marca

Lokalnym autobusem jadę do granicznego Mae Sai (25 bahtów; autobusy kursują co 15 minut). Z dworca autobusowego do granicy jest 5 km i najdogodniej można dojechać songthaewem za 5 bahtów. Aby dostać jednodniową przepustkę do Birmy należy zrobić 2 kopie paszportu i zapłacić 50 bahtów, to tyle po stronie tajlandzkiej. W Birmie (oficjalna nazwa Unia Myanmar) pobierana jest opłata 5 USD (najlepiej w dolarach) i trzeba wrócić przed godz. 17:00. Istnieje możliwość dłuższego pobytu za wyższą opłatą. Po dokonaniu formalności wchodzę do miasteczka Tachileik, którego główną atrakcją jest bazar, a walutą bahty. Jest tu taniej, ale bez przesady bo ze względu na bliskość Tajlandii ceny są zbliżone. Znacznie niższe są ceny papierosów i alkoholi. Spory jest wybór biżuterii, antyków ale głównie dominują tekstylia.

29 marca

Z Chiang Rai wyjeżdżam autobusem o godz. 9:00 do Chiang Mai – bilet kosztuje 77 bahtów. Idę 20 minut pieszo na dworzec kolejowy, zostawiam plecak w przechowalni czynnej w godz. 8:00 – 20:45. Pociąg posp. 3 kl. do Bangkoku odjeżdża o godz. 15:45 i 20:40, jedzie 14 godzin i kosztuje 161 bahtów.

30 marca

W Bangkoku jestem o godz. 11:05. W stolicy przechowalnia bagażu czynna jest w godz. 4:00 – 23:00, za mały plecak płaci się 10 bahtów, za duży 30 bahtów. Idę na GPO po korespondencję. Pod pocztą (sobota) trwa giełda znaczków pocztowych, kart telefonicznych i starych pieniędzy. Zwiedzam dzielnicę chińską i świątynię Sikhów. Na dworcu biorę prysznic – 10 bahtów. Pociąg posp. do Surat Thani odjeżdża o godz. 18:20, a najtańszy bilet kosztuje 147 bahtów.

31 marca

Pociąg spóźnia się ponad godzinę. Nie ma to znaczenia, autobusy turystyczne czekają. Łączony bilet autobusowy air condition + express boaut air condition na wyspę Samui kosztuje 150 bahtów. Na Samui jestem o godz. 11:00. Na przystani oferują bungalowy położone w pobliżu plaż. Ceny w granicach 200 – 300 bahtów. Decyduję się zostać na miejscu czyli w Na Thon. Przy stacji paliw znajduję Sea View G. H. (nie uwzględniony w najnowszym przewodniku). Płacę 200 bahtów – nic tańszego w mieście nie ma. Wypożyczam motocykl za 150 bahtów i objeżdżam wyspę robiąc liczne postoje w ciekawych miejscach. Wszędzie są piaszczyste plaże, na które wstęp i parkowanie jest bezpłatne. Tłoku na plażach nie ma.

1 kwietnia

Motocyklem jadę na plażę Maneam i Bophut. Nocnym statkiem o godz. 21:00 za 150 bahtów płynę do Surat Thani. Na statku jest zbiorowa noclegownia.

2 kwietnia

Statek przypływa o godz. 4:00, drzemię do godz. 5:30 i idę pieszo na dworzec autobusowy. Tajowie mówią, że to 3 km, a można dojść w 10–15 minut. O godzinie 6:30 jest autobus air condition do Krabi w cenie 120 bahtów; innego o tej porze nie ma. Jazda trwa 3 godz. W Krabi liczne agencje turystyczne oferują różne warianty przejazdów i wycieczek. Jadę songthaewem za 10 bahtów na przystań i kupuję bilet na wyspę Lanta za 200 bahtów. Statki płyną 2 x dziennie o godz. 10:30 i 13:30. Statek opóźnia się i na wyspie jest o godz. 13:00. Na przystani i na statku liczni naganiacze oferują bungalowy w cenie od 200 bahtów. Aby nie tracić czasu decyduję się na najtańszy z gwarancją dowiezienia i powrotu na przystań. Podobno północna część wyspy jest droższa. Ja ląduję w środkowej części. Jest już późno ale o godz. 15:00 wynajmuję motocykl za 150 bahtów i robię objazd wyspy. Wschodni brzeg nie jest turystyczny, jedynie warto zajrzeć do wsi Ban Je Lee w pobliżu której rosną mangrowia. Jadę jak szalony w kierunku południowym ale zaraz kończy się dziurawy asfalt i zaczynają wertepy. Jest to droga tylko dla jeepów – straszny pył. Staję w ładniejszych miejscach, szybka kąpiel i jadę dalej. Wybrzeże jest piaszczyste z licznymi skałami dodającymi uroku, ponadto cisza i spokój. Docieram do Warnerfall Bay Resort, drogę przegradza estuarium, nie ryzykuję. Idę na pustą, szeroką plażę zamkniętą z 2 stron skałami. Pływam do zachodu słońca. W drodze powrotnej kolacja, po ciemku ledwie trafiam do bungalowu.

3 kwietnia

Wczesnym rankiem idę na plażę, kąpiel; liczne ostre skały nakazują ostrożność. Jeśli komuś zależy na spędzeniu dłuższego czasu na wyspach i wybrzeżu, to polecam specjalny przewodnik L.P. o tym regionie, można tam znaleźć to, czego oczekujemy. Motocyklem jadę w kierunku północnym, zatrzymując się i pływając w różnych miejscach. O godz. 11:30 samochodem firmowym jadę na przystań. Statek na wyspę Phi Phi odpływa o godz. 8:00 i 13:00 (cena 200 bahtów). Na Phi Phi jestem o godz. 15:00. Zatrzymuję się w bungalowach Khon Khao na lewo od przystani płacąc 300 bahtów, są to najtańsze noclegi na wyspie, za to najdroższe z niskiej półki w Tajlandii. Idę na punkt widokowy. Zwiedzam plażę północną i południową. Na południowej jest głębiej, duża przejrzystość wody, widać żółte ryby podpływające do ludzi. Wieczorem kupuję wycieczkę długą łodzią (najtańsza) wokół wysp za 300 bahtów, w tym obiad, woda i sprzęt płetwonurkowy. Jest to najdroższa wyspa, ale na targu można zjeść obiad za 30 bahtów.

4 kwietnia

Wypływam na 7 godz. rejs, w programie grota (wstęp 20 bahtów), w której wybierane są jaskółcze gniazda – przysmak bogatych Chińczyków, nurkowanie, odpoczynek na plaży. Trzeba przyznać, że woda jest bardzo przejrzysta, widać piękne rafy koralowe i mnóstwo kolorowych ryb. Po drodze mijamy stado delfinów (nie chciały podpłynąć) oraz latające ryby. Phi Phi często nazywane jest perłą Morza Andamańskiego, niestety w tym okresie przejrzystość powietrza nie jest idealna.

5 kwietnia

Wypływam o godz. 9:00 statkiem za 200 bahtów na wyspę Phuket. Na przystani, która jest daleko od centrum czekają mikrobusy dowożące turystów na poszczególne plaże i do centrum miasta; te ostatnie kosztują 50 bahtów. Są też motocykliści, cena jest do uzgodnienia. Przy bramie jest taniej, znalazłem chętnego za 20 bahtów z dowiezieniem do hotelu On On. Budynek stary przy głównej ulicy w stylu kolonialnym z dużą recepcją i umywalką w pokoju, ale bez gniazdka elektrycznego. Za pokój płacę 120 bahtów. Upał straszny – ponad 40°C. Rezygnuję ze zwiedzania wyspy. Z rozmów z innymi podróżnikami wnioskuję, że Phuket to jedno wielkie wczasowisko. Decyduję się na 8 godzinną wycieczkę do Parku Narodowego Phang Nga z wyspą Jamesa Bonda (patrz okładka Przez Świat t. II). Liczne agencje oferują ją w cenie 550 bahtów, w agencji AO Nang Travel&Tour (przy dworcu autobusowym) po dłuższej rozmowie z panienką płacę 450 bahtów.

6 kwietnia

Z hotelu mikrobus podwozi mnie do autobusu, po drodze mijamy liczne plantacje drzew kauczukowych i ananasów. Zwiedzamy grotę z Wat Suwannakuha (wstęp 10 bahtów) z leżącym Buddą. Płyniemy łodzią pierwszą godzinę przez dziewicze lasy namorzynowe, następnie wśród wysokich skalistych wysp na tzw. wyspę Jamesa Bonda do której przypływają dziesiątki łodzi (istny jarmark). W drodze powrotnej wykwintny obiad w muzułmańskiej wiosce na palach. Po dopłynięciu obligatoryjna zrzutka dla szypra po 20 bahtów. Powrót autobusem w pobliżu plaż z licznymi hotelami i sklepami pozwala na poznanie tej części wyspy.

7 kwietnia

Zwykłym autobusem o godz. 8:00 za 105 bahtów jadę do Ranong, w którym jestem o godz. 14:00. Trasa prowadzi zachodnim wybrzeżem Półwyspu Malajskiego, niekiedy porośniętym przez tropikalne lasy zupełnie odmienne od lasów północnej Tajlandii. Z dworca czerwonym songthaewem za 7 bahtów jadę na targ. W pobliżu przy Thanon Ruangrad zatrzymuję się w hotelu Rattanasin płacąc 100 bahtów za pokój bez gniazdka elektrycznego. Zwiedzam miasto, w którym akurat trwa sezonowy jarmark.

8 kwietnia

Songthaewem nr 3 jadę na przystań łodzi, które odpływają do Birmy. Wysiadam przy Imigration Office w celu dokonania formalności, okazuje się, że tu obowiązują inne przepisy niż w Mae Sai. Wyjazd z Tajlandii jest z paszportem, a ja nie mam już ważnej wizy na powrotny wjazd. Musiałbym jechać do Malezji lub Bangkoku po nową wizę. Songthaewem jadę do gorących źródeł na krótki relaks. Jest to miejsce piknikowe dla mieszkańców miasta z możliwością jazdy na słoniach. Autobus do Chumphon jest o godz. 10:30 i kosztuje 50 bahtów. Kierowca lokuje plecak w autobusie, a ja idę do baru. Po przyjściu autobusu nie ma, odjechał wcześniej o godz. 10:00 według nowego rozkładu jazdy. Robię aferę, z dworca gdzieś dzwonią, twierdzą że nie ma problemu. Następny autobus jest o godz. 11:30. W Chumphon plecak czeka na dworcu. Idę pieszo na dworzec kolejowy, plecak zostawiam w przechowalni czynnej całą dobę, kupuję bilet na pociąg posp. 3 kl. do Bangkoku za 122 bahty. Zwiedzam miasto pozbawione zupełnie interesujących obiektów.

9 kwietnia

Pociąg nieco spóźniony jest w Bangkoku po godz. 8:00. Oddaję plecak do przechowalni, jadę do przedstawicielstwa EL AL. Potwierdzam rezerwację, w pobliskim TESCO jem smaczny obiad w klimatyzowanej sali za 30 bahtów. Jadę na Khao San Road, udaję się do guest house, w którym poprzednio spałem. Robię ostatnie zakupy. Wieczorem autobusem nr 15 jadę do dzielnicy rozrywek czyli na Patpong. Jest tu szereg lokali rozrywkowych, na ulicach setki straganów. Wielu naganiaczy oferuje cały wachlarz rozrywek. Ja wybieram ponoć typowy seks-show. Jest to lokal Cassanova. Samemu z zewnątrz trudno odgadnąć, co jest na piętrze. Wstęp bezpłatny, ale trzeba zamówić napój. Biorę małe piwo 0,3 l w cenie 100 bahtów. Pokaz niewiele ma wspólnego z seksem czy tańcem erotycznym, są to raczej cyrkowe popisy gołych panienek. Po zamówieniu piwa zaraz zostałem otoczony wianuszkiem pań proponujących różne atrakcje oraz namawiających do dalszych drinków. Po zapaleniu birmańskiego cygara (symbol biedy) stały się mniej natarczywe, coś tam szczebiotały, na szczęście weszło kilku Japończyków, którymi się skwapliwie zajęły. Po godzinie program się powtarza, piwo zrobiło się ciepłe więc wyszedłem. Panie turystki również bywają w tego typu lokalach, ale zawsze w męskim towarzystwie.

10 kwietnia

Wydaję resztę zbytecznych bahtów, autobusem miejskim jadę na dworzec kolejowy, tam w klimatyzowanym barze jem obiad i pociągiem osobowym za 5 bahtów jadę na lotnisko. Przed odlotem pobierana jest opłata lotniskowa w wysokości 500 bahtów nie wliczana w cenę biletów.

11 kwietnia

Około godz. ósmej wychodzę z podręcznym plecakiem z lotniska w Tel Aviwie, bagaż odprawiono do Pragi. Autobusem za 29 szekli (bilet powrotny) jadę do centrum Tel Aviwu. Spaceruję promenadą nadmorską do Starej Jaffy, jest tu ładna architektura, targ staroci i rozległy widok na miasto. W drodze powrotnej zwiedzam centrum miasta. Na lotnisku w wyniku awarii jakiegoś urządzenia ewakuowano pospiesznie wszystkich pasażerów z sali odlotów. Późnym wieczorem ląduję w Pradze i nocnym pociągiem jadę do Cieszyna.

12 kwietnia

Rano już na Zaolziu zaopatruję się w znacznie tańsze produkty opodatkowane akcyzą i przekraczam graniczny most na Olzie.

Długość przebytej trasy
W Indochinach przejechałem:
– autobusami i pojazdami samochodowymi – ok. 8760 km
– pociągami – ok. 3890 km
– statkami, łodziami, tratwami – ok. 600 km
– motocyklami – ok. 500 km
– rowerami – ok. 100 km
– na słoniu – ok. 5 km
– wpław – ok. 3 km
Łącznie – ok. 13858 km

Koszty
– Tajlandia (z Birmą) – 355 USD Wizy Tajlandii – 20 USD
– Laos – 100 USD Laosu – 30 USD
– Wietnam – 300 USD Wietnamu – 55 USD
– Kambodża – 100 USD Kambodży – 30 USD
– Izrael – 20 USD
– Czechy – 40 USD
Razem – 135 USD

Koszty pobytu razem – 915 USD w tym zakupy 60 USD
– Samolot – 559 USD
– Wizy – 135 USD
Łącznie – 1609 USD

Koszty nie obejmują ubezpieczenia, szczepień, filmów i dojazdu do polskiej granicy.

Rozmaitości ze świata

Prawie 50 milionów ludzi na świecie codziennie budzi się z przeziębieniem – najbardziej pospolitą infekcją atakującą górne drogi oddechowe.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u