Indie pólnocno-wschodnie – Elżbieta i Adam Tarniowy

Elżbieta i Adam Tarniowy

Termin

26.12.1996-26.01.1997

Pozwolenie

Wizyta w stanach Assam oraz Maghalaya nie wymaga żadnych zezwoleń. Nagaland i Tripuira są w chwili obecnej całkowicie zamknięte dla ruchu turystycznego. Trzy pozostałe stany Północno- Wschodnich Indii (Mizoram, Manipur, Arunachal Pradesh) wymagają pozwolenia (permitu) na odwiedzanie kilku otwartych dla cudzoziemców miejscowości. Zezwoleń udziela Foreign Registration Office w Delhi. Biuro znajduje się w budynku Hans Bhawan, Oddalonym około 200 m od Tilak Bridge Station. Formalności trwają zwykle 3- 4 godziny. Wymagane jest ksero paszportu oraz wypełnienie dostępnego na miejscu formularza.

Pozwolenia przyznawane są grupom co najmniej 4- osobowym, posiadającym licencjonowanego przewodnika (kosztuje to około 50 USD dziennie). Pozwolenie umożliwia przebywanie do 15 dni na terenie poszczególnych stanów. Nam udało się uzyskać pozwolenie otwarte, bez ograniczeń w poruszaniu się.

Pozwoliło nam to odwiedzić Wakro, Khonosę, Longding, Bomdile oraz Tawang, miejsca bardzo interesujące, ale zwykle niedostępne dla cudzoziemców.

Pomocna w załatwianiu formalności okazała się wizyta w Ministry of Home Affairs w New Delhi. Uzyskaliśmy tam list polecający do Foreign Registration Office. Gdy zapytano nas o przewodnika, wskazaliśmy na jednego z uczestników naszej grupy. O dziwo przyjęto to bez zastrzeżeń.

Pieniądze

Trzeba mieć rupie. W opisywanych regionach wymiana dolarów bądź czeków podróżnych nastręcza wiele trudności i nie zawsze jest możliwa (nawet w State Bank of India), a czarny rynek praktycznie nie istnieje.

Wydawaliśmy średnio 5- 6 USD/dzień.

Kurs rupii indyjskiej (grudzień ’96): 1 USD – 35,4 IRs (bank), do 37,5 IRs (rynek).

Noclegi i wyżywienie

Z wyjątkiem największych miast (Guahati, Shilong, Aizawal, Dibrugha) hoteli jest niewiele. Najczęściej korzystaliśmy w takim przypadku z gościny w Circuit House. Jest to komfortowy hotel rządowy. Zameldowanie w nim wymaga zezwolenia od Deputy Commissioner. Jeśli są wolne miejsca, zezwolenie takie jest udzielane. Wszystkie hotele, z których korzystaliśmy (z wyjątkiem Hotelu Monsoon w Shilongu) posiadają własne restauracje, bądź kucharza do dyspozycji gości. Ceny posiłków w zależności od regionu są zbliżone do cen w Indiach Centralnych, bądź droższe do około 30%. W Arunachal Pradesh bazary są kiepsko zaopatrzone w żywność. Woda mineralna była do kupienia jedynie w Assamie, 10- 12 IRs/litr.

Komunikacja

Podstawowym środkiem transportu są autobusy – rządowe bądź prywatne. Sieć połączeń jest na ogół dobrze rozwinięta, ale ze względu na ukształtowanie terenu oraz podłą jakość dróg (Assam) przejazdy trwają bardzo długo. Stan Assam posiada kilka linii kolejowych łączących Guahati z miastami Silchar, Tinsukia, Murkong, Selek.

Bezpieczeństwo

Do szczególnie niebezpiecznych należą stany Nagaland oraz Manipur. Również w Assamie można spotkać się z przykrymi niespodziankami; zamachy bombowe, napady na autobusy, rabunki. Zdecydowanie odradzamy opuszczanie hoteli po zmroku, gdy ulice wielu miast pustoszeją (np. Shilong).

Przed wizyta w tej części Indii warto zorientować się w aktualnej sytuacji politycznej. Trzeba pamiętać, że połączenia telefoniczne z resztą kraju oraz zagranicą posiada jedynie Assam.

I to nie zawsze.

Dziennik podróży

Dzień 1

Startujemy w Varanasi. Pobudka wcześnie rano. Hotel, w którym zatrzymaliśmy się, to “Yogi Lodge”. Bardzo popularny wśród trampów ze względu na doskonałe usytuowanie w Centrum Old City, bliskość ghatów.

Zaletą też jest przyzwoity standard oraz rozsądne ceny. Za pokój 4- osobowy zapłaciliśmy 160 IRs. Jeśli zabraknie miejsc, obok jest również bardzo dobry “Golden Lodge”. Uwaga: w Varanasi są przynajmniej trzy hotele o nazwie “Yogi Lodge”, ten właściwy znajduje się w pobliżu Golden Temple.

Obudzony rykszarz wiezie nas do dworca kolejowego za 30 IRs. Spod dworca zabieramy się busem miejskim do Mughal Sarai położonego po drugiej stronie Gangesu. Cena biletu 10 IRs, czas przejazdu około 1 godziny. Można też rykszą motorową – będzie szybciej, a cena wyniesie około 50 IRs.

Odjazd pociągu Brahmaputra Mail relacji Delhi – Gauhati, godz 7.00. O kupieniu biletu na slipper nie ma mowy. Wyprzedane wszystko na dwa tygodnie naprzód, bo zbliża się Nowy Rok.

Bierzemy, co jest, czyli economy class za 203 IRs. O urokach podróżowania w tej klasie nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Jest to coś, co warto przeżyć. Ostatnią rzeczą, która grozi pasażerom jest głód. Można kupić u obnośnych handlarzy za kilka rupii ciapaty, różne sosy, przekąski, owoce i herbatę.

Dzień 2

Rozbici po nocy przespanej w różnych nieprawdopodobnych miejscach i w jeszcze dziwniejszych pozycjach witamy za oknami Assam. Soczysta zieleń palm i bananowców jest miłą odmianą po monotonii krajobrazu Północnych Indii.

Przyjazd do Gauhati, Stolicy stanu Assam o godz. 13.00. Problemem, z którym spotykamy się natychmiast po przyjeździe, jest znalezienie miejsca w hotelu. Miejscowe procedury biurokratyczne wymagają, by obsługa hotelu przy zameldowaniu obcokrajowców wypełniała specjalne formularze i zanosiła je na policję. Gauhati jest ruchliwym miastem, gości nie brakuje w hotelach, więc recepcjoniści zbywają nas wymówką o braku wolnych miejsc. Z pomocą przychodzi nam poznany wcześniej w pociągu hinduski urzędnik. Będąc często w delegacjach, jest stałym gościem hotelu “Ambasador” (obok Ralway Station) . Na jego osobista prośbę zostaliśmy przyjęci.

Pokój 2- osobowy ze wspólna łazienką w cenie 90 IRS, wyposażony w moskitiery, co jest ważne, gdyż w Gauhati komarów nigdy nie brakuje. Restauracja na parterze hotelu, a obok druga obie z kuchnia chińską. Gauhati jest najlepszym miejscem do kupienia książek o stanach Północno- Wschodnich Indii. Duży wybór w księgarniach przy Panbazaar. Można tu też kupić filmy nawet slajdy. Ostatnia okazja, by wymienić dolary lub spieniężyć czeki, później będzie bardzo trudno (State Bank of India znajduje się w pobliżu Poczty Głównej).

Resztę dnia spędzamy uczestnicząc w festiwalu herbaty w ogrodach hotelu “Brahmaputra Ashok”.

Dzień 3

Jedziemy do Shilongu, stolicy stanu Meghalaya; znaczy to Siedziba Chmur. W pobliżu hotelu można bez trudu znaleźć biura kilku agencji przewozowych. Wszystkie prowadzą serwis do Shilongu.

Odjazdy co kilka minut. Cena biletu 45 IRs, około 3 godziny jazdy.

Na wznoszącym się niemal pionowo ponad niziną Bangladeshu płaskowyżu Meghalaya roczny opad przekracza 10000 mm rocznie. Absolutnym rekordzistą jest miejscowość Cherrapunji, znajdująca się na południu stanu. Zanotowany rekord opadu wyniósł tam 26460 mm.

Płaskowyż pokrywają lasy sosnowe, a częściowo stepy. W czasach kolonialnych stan ten często nazywany był Szkocja Wschodu. Maghalaya zamieszkują rdzenne grupy plemienne: Janta, Garo, Khasi. Z czego około 85% to Khasi. Nie brakuje też przybyszów z nizin Assamu.

Shiong jest górskim kurortem położonym na kilku wzgórzach. Hoteli tu nie brakuje, ale ceny wysokie. Zatrzymujemy się w jednym z najtańszych, hotelu “Monsoon” przy Plice Bazaar. Pokój 2- osobowy z łazienką (bez okien) kosztuje 225 Irs plus podatek. Atrakcje Shilongu to Ogród Botaniczny wraz z muzeum, punkt widokowy na Shilong Peak (1960 m) oraz bazar. Bazar znajduje się kilka minut marszu z hotelu. Barwne stroje, stragany pełne egzotycznych towarów. Polecamy doskonałe ananasy po 5- 10 IRs za sztukę. Są tu również tanie kanapki (obiad do 20 IRs).

Przy Police Bazaar znajduje się biuro informacji turystycznej oraz sklep z rękodziełem. Zwracają uwagę wspaniałe wełniane szale i koce. Ceny od 200 IRs wzwyż.

Dzień 4

Wykupujemy wycieczkę po południowej części stanu w cenie 75 IRs. Czas trwania 8.30- 16.30. Bilety do nabycia w agencji naprzeciw rządowego dworca autobusowego. Widoki są wspaniałe, tak zwane atrakcje… takie sobie. Odwiedzamy Cherrapunji, jakąś niewielka jaskinię, 150 metrowy wodospad, kilka punktów widokowych na skraju płaskowyżu skąd widać Bangladesz. Mijane wioski są naprawdę nieciekawe. Betonowe lub drewniane budy kryte blachą falistą.

Dzień 5

O godzinie 11.00 wyjeżdżamy do Aizawl, stolicy stanu Mizoram. Jedziemy prywatnym autobusem gdyż rządowy serwis zawiódł. Czas przejazdu około 20 godzin. Cena 295 IRs. Przesiadka w Silcharze (Assam). Najwięcej ich jest w okolicy Jowai.

Złoża węgla zalegają na głębokości 2- 3 metrów, stąd metody wydobywcze są bardzo prymitywne. Dalszą część drogi wiedzie południowym skrajem płaskowyżu przy granicy z Bangladeszem. Niezwykle piękne widoki – góry, wąwozy, las zwrotnikowy.

Dzień 6

Mizoram jest stanem górzystym. Wciśniętym pomiędzy Myanmar (Birma) i Bangladesz bardzo długo cieszył się względną niezależnością.

Rok 1956 jest określany przez rdzennych mieszkańców Mizoramu jako czas inwazji wojsk indyjskich. Jeszcze do połowy lat 80- tych w górach trwały walki, przybierające lub słabnące na sile. Obecnie sytuacja polityczna w stanie jest dość stabilna. Mizo wciąż jednak głośno mówią o swoich aspiracjach niepodległościowych.

Mizoram zamieszkuje kilkanaście plemion pochodzenia birmańskiego określonych wspólnym mianem Mizo Hills People. Trudno mówić o poszczególnych plemionach, gdyż utraciły swą odrębność. Mizo są prawie wyłącznie chrześcijanami. Dominuje protestantyzm.

Do Aizwal przyjeżdżamy wcześnie rano. Wybór pada na “Hotel Ritz”.

Przyzwoity pokój 2- osobowy kosztuje 175 IRs plus podatek.

Dzień spędzamy zwiedzając miasto, a w szczególności bazar. Rozczarowanie. Nie znajdujemy nic ciekawego. Domy murowane, wybudowane 10- 20 lat temu, ludzie ubrani schludnie i nowocześnie. Mizoram posiada najwyższy w Indiach odsetek ludzi z wyższym wykształceniem. Druga jest Kerala.

Mieliśmy zamiar wyjechać gdzieś w prowincję, ale zgodnie zapewniono nas, że wszędzie jest tak samo. Bardzo nowocześnie. Sylwestrową noc spędzamy na dach hotelu, podziwiając sztuczne ognie.

Dzień 7

Nowy Rok.

Podejmujemy decyzję o wyjeździe do Arunachal Pradesh.

Ponieważ jest święto, nic nie kursuje. Leniuchujemy cały dzień w hotelu.

Dzień 8

O godzinie 6.30 wyruszamy autobusem do Silcharu (cena 120 IRs). Mizoram to góry, więc chociaż krajobrazy są tu interesujące. Poza tym nic ciekawego.

Kupujemy bilety kolejowe do Tinsuki. Slipper class kosztuje 158 IRs. Wyjazd o godzinie 19.00.

Dzień 9

Jedziemy cały dzień kontemplując życie assamskich wsi z okien pociągu.

Niekiedy przypomina to do złudzenia jazdę kawaleryjską. Podmyte pokłady wyginają się pod kołami pociągu nadając mu ruchy kołyszące, podskakujące lub oba warianty jednocześnie. Urozmaiceniem jest przesiadka w Lumdingu.

W pociągu można zamówić u stewarda lunch za 30 IRs.

Dzień 10

Godzina 7.00 – wreszcie Tinsukia. Brzydkie miasto, pełne ruder, dziur w jezdni i kurzu. Autobusy do Arunachal Pradesh obsługuje wydzielony terminal, obok State Bank of India. O ile w Assamie komunikacja funkcjonuje znakomicie, to w Arunachal z poruszaniem się są ogromne problemy. Autobusów jest mało, chętnych bardzo dużo, a bilety są sprzedawane, gdy pojazd wróci z trasy.

Wtedy kto pierwszy, ten lepszy.

Kierunek Wakro. Dwa autobusy dziennie o 6.00 i 12.00. Cena 50 IRs, 5- 6 godzin jazdy.

Po drodze mijamy świątynie buddyjską ufundowaną przez pewna rodzinę z Birmy. W jej pobliżu autobus robi postój. Warto zwiedzić, szczególnie gdy ktoś nie był w Birmie.

Do Wakro (dystrykt Lohit, Arunachal Pradesh) przyjeżdżamy, gdy jest już ciemno.

Ktoś zagaduje i po chwili zawozi nas swoim samochodem pod Inspector Bungalow. Otrzymujemy do swojej dyspozycji luksusowy 2- osobowy pokój z łazienką i werandą za 40 IRs. Wprawdzie jest nas czworo, ale miejsca jest dość. Od tej pory stało się regułą, że bierzemy wspólnie pokoje 2- osobowe.

Jeszcze tylko kolacja. Ryż, daal, warzywa – 15 IRs/osobę.

Dzień 11

Wakro znajduje się w dystrykcie Lohit (Lohit to również nazwa górskiej rzeki).

Zjeżdżają tu pielgrzymki z całych Indii, by dokonać symbolicznego oczyszczenia w nurtach rzeki.

Miejsce ablucji nazywa się Parasuram Kund, Oddalone od Wakro o 16 kilometrów.

Ruszamy tam pieszo, a później łapiemy okazję. Parasuram Kund usytuowane jest malowniczo w przełomie rzeki. Znajduje się tutaj niewielka świątynia Kali, wokół której można spotkać sadhu mających tu swoje pustelnie.

W drodze powrotnej zwiedzamy wieś Kon Jung zamieszkałą przez plemię Mishmi. Osada posiada charakterystyczna zabudowę. W pobliżu domów groby ogrodzone niskim płotkiem. Mishmi podobnie jak Adi, Aka, Apatani, Tangsa i Miji wyznają Donyi- Polo, religie uznającą boskość słońca i księżyca. Obrzędy religijne związane są z cyklem wegetacyjnym roślin uprawnych. Pokrewną religią jest Abotani, gdzie czci się również siły przyrody, góry, rzeki itp.

Donyi- Polo i Abotani są rdzennymi religiami plemion Arunachal. Mishmi posiadają swój własny język, dzielący się na narzecza Digaru- Mishmi, Idu- Mishmi oraz Miju- Mishmi.

Dzień 12

O godzinie 5.00 wyjeżdżamy autobusem do Tinsukii. O12.30 przesiadamy się na autobus jadący do Khansa, stolicy dystryktu Tirap (ponownie Arunachal Pradesh) . Cena 33 IRs, 4- 5 godzin jazdy.

Tirap jest najbardziej wysuniętym na południe dystryktem Arunacgal. Graniczy ze stanem Nagaland oraz Myanmarem (Birma).

Pomimo posiadanej przez nas przepustki napotykamy kłopoty z wjazdem. Skutkuje dopiero rozmowa telefoniczna z komendantem policji w Khonsie.

Do Khonsy przyjeżdżamy późnym wieczorem. Miasto pogrążone jest w mroku. Niskie napięcie pozwala jedynie na wątły żar włókien żarówek. Są tu częste wyłączenia prądu, dlatego przydatne są świeczki.

Nocleg znajdujemy w “Tourist Lodge”. Pokój 2- osobowy bez łazienki za 120 IRs. To znaczy łazienka jest, wspólna z zardzewiałą blaszana beczką napełnioną wodą.

Warunki naprawdę spartańskie. Łóżko to kilka nieheblowanych desek i brudna szmata do przykrycia.

Dzień 13

Tirap jest dystryktem górzystym, porośniętym lasem zwrotnikowym. W miejsce wykarczowanych połaci lasów wprowadza się uprawę herbaty, ananasów oraz owoców cytrusowych. Zamieszkują tutaj rdzenne plemiona Nocte oraz Wancho, a także Khanti i Singpho plemiona przybyłe z Birmy wyznające Buddyzm Hinayana.

Wioski położone w okolicach Khonsy zamieszkuje plemię Nocte, będące do połowy lat siedemdziesiątych łowcami głów.

O naszym pojawieniu się wie już całe miasto. Zostajemy przeniesieni do Oficerskiego Bungalowu (cena pokoju 2- osobowego wynosi 145 IRS), na co potrzebne jest zezwolenie od Deputy Commisioner. Obok Bungalowu znajduje się centrum rękodzieła.

Zwiedzamy wieś Laptan, oddaloną dwa kilometry od Khonsy. Chaty wykonane są z bambusa i liści palmowych. Pozwalają nam obejrzeć dom rady. Centralne miejsce zajmuje potężny bęben szczelinowy wykonany z potężnej kłody, o rozmiarach pozwalających na grę jednocześnie dwunastu mężczyznom. Na półkach około dwudziestu czaszek ludzkich, trofea wojenne.

Dzień 14

Ponownie odwiedzamy Laptam. Po południu wyjeżdżamy autobusem do Longding (25 IRs, 4 godziny jazdy).

Wioska została już wcześniej powiadomiona o naszym przyjeździe. Zebrało się sporo gapiów. Wyraźnie jesteśmy tu atrakcją. Niektórzy tubylcy wyglądają jak uciekinierzy z muzeum etnograficznego. Półnadzy, maja nakrycia głowy ze skóry i szabli dzikich świń, naszyjniki z małpich czaszek, a w rękach maczety.

Zostajemy zakwaterowani w Circuit House (150 IRs/pokój 2- osobowy), z kucharzem do dyspozycji. Hotel strzeżony jest przez wojsko.

Sąsiedni pokój zajmuje senator, który przyjechał dopilnować pomyślnego przebiegu naszej wizyty.

Resztę dnia zajmuje nam przyjmowanie gości. Różni urzędnicy mundurowi i cywilni, inżynierowie, studenci. Czujemy się jak VIPy. Zdaniem naszych gospodarzy, Longding nigdy nie był odwiedzany przez Europejczyków, przynajmniej nikt takiego faktu sobie nie przypomina. Owszem była kiedyś grupa Włochów, jakiś francuski fotoreporter, ale nie wyjeżdżali poza Khonsę, gdzie w tym czasie odbywał się festiwal plemienny.

Dzień 15

Dolina Longdingu zamieszkana jest przez plemię Wancho, strukturą społeczną, zwyczajami oraz wierzeniami bardzo podobne do Nocte. Jednak wpływ cywilizacji jest tu znacznie słabszy. Wsie wyglądają jak dawniej – pozbawione bieżącej wody i elektryczności, a ludzie idąc do “miasta” z dumą zakładają plemienne stroje.

Ostatniego ścięcia głowy dokonano tu w 1978 r.

Poznany wczoraj młodzieniec zabiera nas do swojej rodzinnej wsi Niaunu. Po dwóch godzinach marszu górskimi ścieżkami jesteśmy na miejscu. Wieś usytuowana jest na szczycie potężnych wzgórz. Dziś w Niaunu odbywają się uroczystości budowy nowego domu dla szefa osady. Wyraźnie mamy szczęście, bo następna tak okazja nadarzy się za 8 lat.

Cały dzień spędzamy we wsi obserwując prace przy budowie, tańce, obrzędy magiczne, zabicie bawołu. W święcie bierze udział kilkaset osób w tradycyjnych strojach.

Zwiedzamy chaty i “zaliczamy” poczęstunki piwem ryżowym oraz betelem. Makabryczny akcent wioski stanowi stary dom rady z trzema koszami czaszek (około 80 sztuk). W końcu to wioska wojowników.

Dzień 16

Ponownie Niaunu.

Asystujemy w dokończeniu budowy domu szefa.

Dzień 17

Wyjeżdżamy autobusem relacji Longding – Tinsukia (cena 51 IRs, odjazd godzina 7.00, przyjazd 16.30). Kolejny autobus wiezie nas do Dibrugarh (kursują bardzo często) cena 15 IRs, około 1,5 godzin jazdy.

W Dibrugarh nocujemy w hotelu New Ashoka za 132 IRs/pokój 2- osobowy z łazienką.

Dzień 18

Rano z dworca autobusowego jedziemy jeepem do przystani promowej na Brahmaputrze. Cena wynosi 20 IRs. Bilet na prom również 20 IRs (czas przeprawy około 1,5 godz.). Po drugiej stronie zabieramy się autobusem do Psighatu (Arunachal). Niewatpliwa atrakcją tego odcinka jest jazda wertepami i brodami przez rzeczki (mosty stoją obok – zrujnowane). Po drodze gubimy przednie szyby. Ponieważ drzwi też brak, autobus na przystankach tylko trochę zwalnia wsiadają i wysiadają w biegu.

Ogólnie stan dróg w Assamie jest makabryczny, chociaż autobusów kursuje dużo i to w niezłym stanie technicznym. W Arunachal Pradesh nawierzchnia dróg jest doskonała, ale wijące się wśród gór serpentyny sprawiają, że na przejechanie 150 kilometrów potrzeba około 10 godzin.

Trasę Pasighat – Along pokonujemy nocnym autobusem za 35 IRs.

Dzień 19

W Alongu jesteśmy o godz. 2.00. Resztę nocy spędzamy w zajezdni śpiąc w pustym autobusie. Zakwaterowanie znajdujemy w Circuit House (145 IRs/pokój 2- osobowy).

Dzień spędzamy na zwiedzaniu wsi w górze rzeki, zamieszkałych przez plemię Adi. Mężczyźni Adi noszą charakterystyczne kapelusze plecione z włókien liany canou, czerwone kaftany wełniane oraz kosze – plecaki również wykonane z canou.

Po drodze wiszący most koszykowy, niewielka świątynia Donyi- Polo (nabożeństwa odbywają się w piątki).

We wsi kupujemy uprawiane tu mandarynki w cenie 1 IRs/za 5 sztuk.

Dzień 20

O godzinie 7.00 odjazd do Doporijo (cena 60 IRs). Jesteśmy tu o godzinie 17.00. Ponownie znajdujemy zakwaterowanie w Circuit House, (145 IRs/pokój 2- osobowy).

Jedną z ulubionych rozrywek miejscowych wyrostków jest obrzucanie przejeżdżających pojazdów kamieniami, bądź przeciąganie nad jezdnią liny celem strącenia siedzących na dachu autobusu pasażerów.

Dzień 21

Daporijo jest stolica dystryktu Upper Subansir. Okolice zamieszkałe są przez kilka plemion, ale my mamy kontakt wyłącznie z Taginami. Budowa domów, ubiór, religia, zwyczaje Taginów nie różnią się specjalnie od poznanych przez nas wcześniej Adi, z tym, że mają własny język.

Przed domostwami można zaobserwować charakterystyczne budowle z bambusa i trzciny. Są to groby.

Około 2 kilometrów od miasteczka, idąc w górę rzeki, można znaleźć świątynię Donyi- Polo. Klucz ma mężczyzna mieszkający w najbliższym domostwie. Warto też zobaczyć prom na rzece ciągnięty siłą mięśni młodego człowieka.

Ogólnie w Daporijo jest mało do oglądania.

Warto pokusić się o kupno pamiątek. Ceny: kapelusz z canau (400- 600 IRs), nóż noszony na szyi (100 IRs), kosz- plecak (400 IRs), rodzaj maczety- miecza (1000 IRs), branzoleta (300 IRs). Podane ceny są orientacyjne, ale na rozsądnym poziomie. Należy się targować z właścicielami interesujących nas przedmiotów.

Dzień 22

Poranny autobus do Ziro zepsuł się gdzieś na trasie. Jedziemy następnym o godz. 14.00 (cena 60 IRs). Dziś jest wybitnie pechowy dzień dla autobusów, bo nasz też psuje się kilka kilometrów za Daporiji. Urywa się kierownica i uderzamy w stok góry. Po drugiej stronie głęboka przepaść. Kończy się na strachu i kilku godzinach postoju. Szanse na przeżycie kogokolwiek po przejażdżce w dół byłyby znikome. Nawet kierowca z wrażenia trzeźwieje.

Dzień 23

Wysiadka w Ziro o godzinie 2.00. Jest bardzo zimno i mglisto. O tej porze trudno liczyć na znalezienie hotelu, dlatego resztę nocy pozwolono nam spędzić na posterunku policji. Złączone dwa biurka posłużyły nam za czteroosobowe łóżko.

Wyżyna Ziro wznosi się na wysokość ponad 2000 m n.p.m. Pokryta jest lasem sosnowym i łąkami. Mieszkające tu plemię Apatani zajmuje się uprawą roli oraz pasterstwem. Domy są małe, drewniane. Niestety nie dane nam zwiedzać wsi wokół Ziro, gdyż niemal cały dzień pada deszcz, a następnego dnia musimy jechać dalej. Niewielki bazar pozwala nam przyjrzeć się efektownym strojom mężczyzn Apatani, a szczególnie nakryciom głowy, ciekawszym nawet od tych noszonych przez Wancho. Kobiety Apatani tatuują twarze oraz deformują nosy za pomocą skórzanych krążków. Nadaje to ich twarzom niesamowity wygląd.

Zatrzymujemy się w “Tourist Lodge” obok biura Deputy Commisioner (cena 250 IRs/pokój 2- osobowy).

Dzień 24

O godzinie 6.00 wyjazd do Itanagru, stolicy stanu (cena 95 IRs). Przyjazd o godzinie 16.00. Wybieramy hotel Chuandi (100 IRs/pokój 2- osobowy, standard przyzwoity). Hotel oddalony jest około 200 metrów od terminalu autobusowego oraz dużego bazaru. Na bazarze do kupienia dużo owoców, warzyw, pieczywo, ryby.

Dzień 25

Jedziemy do Bodili. Wyjazd o godzinie 7.00, przyjazd 18.30, a cena 95 IRs. Część drogi wiedzie niziną Assamu. Znowu dziury w jezdni lub tarka. Na rogatkach Arunachal Pradesh szczegółowa kontrola dokumentów. Pomimo posiadanego zezwolenia nie chcą nas wpuścić. Zostaje wysłany kurier do naczelnika policji. Ostatecznie otrzymujemy zgodę na wjazd, ale w Bomdili i Tawangu będziemy pod nadzorem policji.

W Bomdili zostajemy skierowani do “Touris Lodge”. Za pokój 2- osobowy zapłaciliśmy 300 IRs. Do wyposażenia należy blaszany piecyk, ale w ceną pokoju nie jest wliczony opał (wiązka chrustu kosztuje 60 IRs).

Dzień 26

Zwiedzamy Bomdilię czekając na autobus do Tawangu, który ma odjechać jutro (kursuje raz w tygodniu – – wtorek). Bomdilia to niewielkie miasteczko leżące na wysokości 2600 m n.p.m., rozłożone tarasami na zboczu góry. Do zobaczenia świątynie buddyjskie oraz klasztor. Ze wzgórza ponad miastem piękny widok na Himalaje

Miasto zamieszkałe jest przez tybetańskie plemiona Hopa oraz Monpa. Są też uchodźcy z chińskiego Tybetu oraz Hindusi.

W sklepikach można kupić thanki, maski oraz buddyjskie dewocjonalia w małym wyborze. Brak tu turystów więc i pamiątek też brak.

Godna polecenia jest restauracja “Dragon” (bazar). Dania chińskie, tybetańskie. Porcja duża i smaczna.

Dzień 27

Planowy odjazd autobusu do Tawangu o godzinie 7.00, ale wyjazd następuje o 11.00 bo śnieg w górach (cena 60 IRs). Dobre wieści – wehikuł posiada wszystkie szyby w oknach oraz drzwi. Za to tłok w nim potworny Droga jest niezwykle widowiskowa. Najwyższy punkt to przełęcz Sela Pass na wysokości 4115 m n.p.m. Na pokonanie 180 kilometrów potrzebujemy 14 godzin.

W Tawang zakwaterowanie w “Tourist Lodge” (duży, nowoczesny hotel, pokój 2- osobowy w cenie 250 IRs)

Dzień 28

Położony na wzgórzu ponad miastem klasztor jest oddalony od hotelu o 20 minut marszu. Tawang Gompa został wzniesiony w latach 1643- 45. Składa się niemal z 200 budynków opasanych długim na 610 metrów murem. Według różnych źródeł, mieszkało tu w okresie świetności 5- 10 tysięcy mnichów.

Obecnie klasztor zamieszkuje około 500 duchownych.

Najciekawszym obiektem monastyru jest ogromna świątynia. Trzy lata temu poddana była gruntowej przebudowie i renowacji. Piękne malowidła ścienne niemal pachną jeszcze świeżą farbę. Codziennie o godzinie 15.00 odbywa się tu modlitwa.

Godna zwiedzenia jest też biblioteka posiadająca duży zbiór ksiąg. Najcenniejszym egzemplarzem jest rękopis sprzed 350 lat, będący podarunkiem Dalai Lamy dla nowopowstającego klasztoru.

Na zwiedzanie gompy, w której panuje wspaniała atmosfera, można przeznaczyć cały dzień.

W mieście jest kilka ciasnych i mrocznych restauracji serwujących świetne momo oraz thupę.

Cena obu potraw taka sama – 10 IRs.

Dzień 29

Wizyta w Gan Gon Gompa. Jest to niewielki klasztor żeński położony po przeciwległej stronie doliny. Połączony jest z Tawang Gompa ścieżką. Przejście zajmuje 2- 3 godziny.

Do obejrzenia niewielka świątynia, biblioteka oraz farma jaków na łące poniżej klasztoru.

Gan Gon został wybudowany w tym samym czasie co Tawang, dla siostry fundatora Twangu, Mera Lamy. Ścieżką łączącą oba monastry raz w miesiącu dostarczana była żywność dla mniszek. Szlak jest używany do dziś, ale łatwo zmylić drogę. Należy dokładnie wypytać się o kierunek marszu lub znaleźć kogoś, kto zgodzi się być przewodnikiem.

W Tawangu napotkaliśmy duże kłopoty z porozumiewaniem się. Bardzo niewiele osób zna język angielski. W użyciu są hindi, tybetański, monpa.

Dzień 30

O godzinie 11.00 mamy prywatny autobus do Tezpuru (Assam).

Próbujemy coś kupić w wiecznie zamkniętym centrum rękodzieła. Trochę żal, że nie zabierzemy pamiątki.

Z Tawangu do Tezpuru jedzie się około 20 godzin. Autobus kursuje codziennie, a cena wynosi 210 IRs.

Dzień 31

Z Tezpuru do Guahati jedziemy kolejnym autobusem około 3 godzin za 60 IRs.

Sytuacja polityczna w stanie jest nieciekawa. Wszędzie widoczne wojsko i policja. Jesteśmy zatrzymywani kilkanaście razy na kontrole dokumentów i bagaży.

W Assamie silne są ruchy separatystyczne. Sytuacja stała się krytyczna po zamachu bombowym na pociąg Brahmaputra Mail w dniu 29 grudnia. Według oficjalnych komunikatów zginęło 350 osób, nieoficjalnie mówiło się o 500.

Pomyśleć, że my również jechaliśmy Brahmaputra Mail, dwa dni przed zamachem.

Przez pierwsze dwa tygodnie siedem stanów północno- wschodnich Indii było odciętych od świata. Pełna blokada. Obecnie wolno opuszczać Assam na zachód, ale tylko w dzień. No i problem. Przyjeżdżając do Guahati o godzinie 12.30 dowiadujemy się, że wszystkie pociągi już odjechały.

Następny odjazd jest jutro o godzinie 4.00 (North- East Express), musimy czekać.

Dzień 32

Opuszczamy północno- wschodnie Indie. Cena biletu kolejowego Guahati – Delhi wynosi 309 IRs (slipper).

Po drodze oglądamy wrak zniszczonego Brahmaputra Mail.

Następnego dnia o godzinie 17.00 wysiadamy w New Delhi.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u