Indie i Sri Lanka – Magdalena Dral, Henryk Ladura

Magdalena Dral, Henryk Ladura

Pobyt w Indiach i Sri Lance to część naszej podróży dookoła świata, w którą wybraliśmy się 20 kwietnia 2002, a zakończyliśmy 13 października 2002. Bilet kupiliśmy w Londynie w STA Travel w cenie 890 £ (z legitymacją ISIC dostaliśmy 25% zniżki). Trasa wyglądała następująco: Londyn – ZEA – Indie – Singapur – Indonezja – Brunei – Australia – Nowa Zelandia – Fidżi – Rarotonga – USA – Londyn. W czasie podróży odwiedziliśmy dodatkowo Nepal, Sri Lankę i Malezję. Poniższą relację zaczynamy w pociągu z Delhi do Jaipuru, nie wspominając pokonanej trasy z Kalkuty do Delhi.cisco 640-864

Termin
07.06.2002 – 12.07.2002

Trasa
Delhi – Jaipur – Jodhpur – Jaisalmer – Mt Abu – Ajanta – Hampi – Panaji – Old Goa – Vagator – Anjuna – Mapusa – Madgaon – Ernakulam – Allapuzha – Kottayam – Kumily – Trivandrum – Kanyakumari – Trivandrum – Colombo – Rambukanna – Pinnewala – Kandy – Dambulla – Anuradhapura – Polonnoruwa – Sigiriya – Nuwara Eliya – Kataragama – Tangalla – Ambalangoda – Galle – Unawatuna – Colombo – Negombo – Trivandrum – Madurai – Madras – Mamallapuram – Kalkuta

Waluty
Indie – 1 £=68,65 RP
Sri Lanka – 1 $=95,25 RP, a 1 £=145 RP

Koszty
Noclegi:
Indie – 1495 RP/osoba – 18 noclegów,
Sri Lanka – 1880 RP/osoba – 9 noclegów.IT Certification
Przejazdy:
Indie – 2561 RP/osoba
Sri Lanka –1759 RP/osoba
Przelot Trivadrum – Colombo – Trivadrum 6425 RP/osoba (99 funtów)
Wstępy:
Indie – 680 RP + 500 RP (safari w Jaisalmer)
Sri Lanka – 2935 S RP/osoba

Wizy
Indie – za darmo w Ambasadzie w Warszawie. Podczas składania wniosku zażądano od nas przedstawienia biletu wylotu z Indii, a ponieważ lecieliśmy dalej do Singapuru musieliśmy z niezrozumiałych powodów pokazać bilety na dalszą trasę. To trochę opóźniło nasze załatwianie wiz i musieliśmy jechać dodatkowy raz do Warszawy.
Sri Lanka – za darmo na lotnisku.
Przewodniki – Indie – Lonely Planet 2001, Sri Lanka – Lonely Planet 2001.

08.06. sobota
W nocnym pociągu z Delhi do Jaipuru zostajemy sprawdzeni przez policjanta, który przeszukuje nasze bagaże, ogląda paszporty, zagląda nawet do saszetki przy pasku. Nie wiemy, o co mu chodzi do czasu, kiedy pada pytanie o to, czy cos palimy. Przypominamy sobie wtedy historię spotkanego Kanadyjczyka, któremu ktoś podrzucił hasz i musiał się ratować ogromną łapówką. Nic jednak u nas nie znajduje i kładziemy się znowu spać. Wysiadamy na stacji w Jaipur o godz. 4.30 rano, pijemy herbatę (3 RP) i kawę (5 RP) w poczekalni dworcowej i ruszamy na miasto. Po wyjściu z budynku obskakuje nas banda rikszarzy-naciągaczy. Kiedy dochodzimy do porozumienia z jednym z nich (cud, ale tylko chwilowy), okazuje się, że zawiezie nas za umówioną cenę, ale pod warunkiem obejrzenia kilku sklepów. Nie zgadzamy się i szukamy następnej rikszy, za 8 RP dowozi nas jedna do głównej poczty, obok której znajduje się kilka hoteli na Mirza Is Mail Rol. Wybieramy Cocoon GH. Bardzo czysty pokój z łazienką dostajemy za 120 RP. Znajomy rikszarz znów nie daje nam spokoju, biegnie do drzwi i zachęca do wynajęcia jego rowerka na cały dzień za 75 RP lub auto-rikszę za 150 RP. My chcemy jechać do Amber, pytamy skąd jadą tam autobusy, on twierdzi, że jest to bardzo daleko, ale zawiezie nas tam za 10 RP (po utargowaniu z 30 RP). Okazuje się, że jest to bardzo blisko przy jednej z bram prowadzących do Starego Miasta obok Clock Tower, więc i tak swoje zarobił. Stamtąd odjeżdża autobus nr 29 do Amber (5 RP/os.) Na miejce dojeżdża w ciągu 25 min. Miasteczko jest oddalone 11 km od Jaipur a pierwszą rzeczą, która zwraca uwagę jest Jaigarh Fort na wzgórzu. Można się tam dostać pieszo wchodząc dróżką pod górkę, jeepem lub na słoniu. Dwa ostatnie należą do droższych opcji, więc idziemy na nogach. Wstęp 20 RP, 15 RP studenci z ISIC, 25 RP za aparat, 100 RP za kamerę. Nikt jednak nie sprawdza czy masz ze sobą sprzęt fotograficzny. Kupujemy bilet na aparat, ale w środku filmujemy kamerą (nikt nas nie zaczepia i o nic nie pyta). Widoki z fortu są niesamowite, szczególnie zachwyca nas widok na miasteczko oraz małe jeziorko niedaleko fortu. Niżej znajduje się Amber Palace: 50 RP wstęp, 75 RP wstęp+aparat, 150 wstęp+aparat+kamera. Nie wchodzimy. Jest strasznie gorąco, wracamy do Jaipuru. Idziemy pieszo do hotelu, po drodze pijemy Maaza pyszny napój mango za 10 RP. W kasie kina Raj Mandir, znanego i bardzo popularnego kina niedaleko naszego hotelu kupujemy bilet na jutrzejszy seans: 55 RP na dole. Na balkon jest o 30 RP droższy. W restauracji w hotelu zamawiamy mix vegetables z ryżem za 35 RP i ciapatti – 3 RP, przepyszne duże porcje. Śpimy przez chwilę i wychodzimy znów na miasto. W słońcu szukamy księgarni wśród sklepów na Ganpati Plaza. Pijemy ogromne ilości wody mineralnej (2l – 18 RP a 1l- 10 RP). Po długiej męczarni z rikszarzami wreszcie jeden zabiera nas za 10 RP pod widoczny z miasta wzniesiony na wzgórzu Fort Nahagrarh. Widoki są niezapomniane.

09.06 niedziela
Rano na śniadanie zjadamy zimnego arbuza-olbrzyma (7 kg za 30 Rp), ale ulga! Szybko jedziemy rikszą (10 RP) do City Palace. Stare Miasto nazywane jest Pink City (Różowe Miasto), jednak budynki są raczej koloru pomarańczowo–brunatnego aniżeli różowego. Dziś jest niedziela, na ulicach nie panuje, więc taki ruch a większość sklepów jest pozamykana. Najpierw idziemy do Hawa Manal, czyli słynnego Pałacu Wiatrów. Z zewnątrz wygląda bardzo okazale; aby wejść do środka, należy obejść ją dookoła. Wejście 5 RP, 30 RP aparat, 70 RP kamera. Można zostawić sprzęt w skrytce, których pilnuje pan bileter, (niezbyt dokładnie). Z powyższego powodu wchodzimy osobno. Następnie idziemy do City Palace, położonego w środku Starego Miasta, niedaleko Hawa Mahal. Tu bilet kosztuje 150 RP wejście jednorazowe + 150 RP jeśli chce się wnieść kamerę wideo. Bilet jest ważny dwa dni, upoważnia, bowiem również do wejścia do Jaigarh Fort, my dowiedzieliśmy się o tym trochę za późno. Przekonujemy pana w okienku, iż nie zamierzamy kręcić filmu (kara za brak biletu na kamerę 500 RP, jeśli zostanie się przyłapanym w środku) tylko robić zdjęcia. Jeśli chodzi o pałac, byliśmy trochę rozczarowani. Warte obejrzenia są kostiumy królewskie, sale z bronią oraz dwa olbrzymie naczynia wykonane ze srebra (Maharadża woził w nich świętą wodę z Gangesu do Anglii). Naczynia są wpisane do księgi Guinessa jako największe srebrne przedmioty. Cena biletu jest wygórowana biorąc pod uwagę fakt, iż nie ma za wiele do oglądania a w miejscach gdzie umieszczono eksponaty razem z nimi umieszczono też zakaz filmowania i fotografowania. Wracamy do hotelu rikszą za 10 RP i idziemy do kina na 12.30. Podczas filmu Hindusi nie są w stanie usiedzieć nawet minuty cicho, przeżywają razem z bohaterami, klaszczą i krzyczą, podnoszą się z miejsc, śmieją się, panuje niezła atmosfera. Tego jeszcze nie widzieliśmy, więc nagrywamy kilka urywków. Po kinie idziemy do publicznych ogrodów Ram Niwas, gdzie wchodząc przez New Gate od razu zauważamy przepiękny budynek Central Museum (wejście 30 RP, w poniedziałek za darmo). Obok można zajrzeć do ZOO albo mieszącego się nieopodal Modern Art Gallery. Ogrody są czyste (warto tu przyjść nawet po to, by posiedzieć na trawie i poodpoczywać). Spod ogrodów jedziemy rikszą 10 RP do Pałacu Wodnego przy Amber Rd (lub autobusem nr 29 za 2-3 RP), niestety o tej porze roku wody jest niewiele. Wracamy autobusem (3 RP) do Clock Tower a potem rikszą (5 RP) do hotelu (można też złapać autobus nr 5 lub nr 6 jadące w tamtą stronę). Jedziemy na dworzec rikszą (10 RP). Hotel Cocoon posiada tylko 5 pokoi, ale gdy brak miejsc, można przespać się na dachu (gdzie mieści się restauracja) za darmo, skorzystać można z WC i prysznica obok. Odjeżdżamy o czasie 23.30.

10.06 poniedziałek
O 5.45 jesteśmy w Jodhpur. Po dość długich poszukiwaniach, zostajemy w Govind Hotel. Za pokój z łazienką, TV i air- cooler płacimy 200 RP. Jemy w restauracji na dachu hotelu, jedzenie jest smaczne, porcje duże i najważniejsze jest bardzo czysto. Idziemy do Fortu Meherangarh, gdzie z góry obserwujemy mnóstwo niebieskich domów (Jodhpur to inaczej Blue City), piękny widok. Wstęp do fortu 100 RP lub, co nas zdziwiło i zirytowało 75 RP dla studentów poniżej 18 roku życia (200 RP z kamerą i aparatem). Pepsi 200ml–6 RP. Przechodzimy przez Sadar Market, gdzie główną atrakcją jest Clock Tower. W Agra Sweets jemy specjalność Jodhpur – słodycze Mawa Lodoo (5 RP) i Mawa Kachori (9 RP), jednak smakują one tak sobie; są za słodkie. Za to z pewnością należy spróbować Makhania Lassi (12 RP), jest rewelacyjne.

11.06 wtorek
Rano jedziemy do ogrodów niedaleko Jodhpuru, do Mandore. Autobus nr 1 (5 RP/os.) odjeżdża regularnie ze skrzyżowania zaraz obok hotelu. Nie płaci się żadnego wstępu a autobusy zatrzymują się przed bramą wejściową. Nie jest to zbyt często odwiedzane miejsce, ale nam się podobało, szczególnie grobowce władców Jodhpuru. Po powrocie jemy śniadanie w restauracji dworcowej na I piętrze. Mała melinka, ale jedzenie smaczne i tanie. Jedziemy do Umaid Bhawan Palace rikszą – 25 RP. Jest piękny, ogromny z muzeum (40 RP wstęp, 10-17) i hotelem (pokój 165 USD- 750 USD za noc!!). Odjazd o 23.00.

12.06 środa
Przed 6.00 jesteśmy w Jaisalmer. Naciągacz pojawia się błyskawicznie, proponuje 50 RP za dwójkę z łazienką i coolerem i z dojazdem za darmo. W drodze wyjątku zgadzamy się i jedziemy z nim do hotelu Henna. Okazuje się, że centrum nie jest tak bardzo daleko od dworca jak myśleliśmy na początku. Pokój duży i w miarę czysty. Dostajemy kawę za darmo każdego ranka. Idziemy od razu do piaskowego fortu, który, mimo iż jest mniejszy od tych w Jodhpurze czy Jaimerze, jest na pewno najpiękniejszy. Widok z góry na okolicę niesamowity, miasto rzeczywiście całe miodowo – piaskowe. Wstęp do fortu 10 RP, czynne od 8.30-17.00. Niedaleko fortu znajdują się świątynie dżinijskie. Dwie są udostępnione dla turystów (10 RP), ale trzeba zostawić kamerę. Szukamy agencji, która organizuje Camel Safari. Wydają się być niezainteresowani organizowaniem czegokolwiek. Restauracje są zamknięte, większość sklepów też, a te, które są czynne, mają zawrotne ceny (4-krotnie wyższe niż w Delhi). W księgarniach nie chcą się wymieniać przewodnikami, bo teraz jedynymi klientami są żołnierze, a nie turyści (niski sezon). Decydujemy się na ofertę z naszego hotelu, płacąc z góry 1000 RP/ 2 osoby za 1- dniowe safari (1.5 dnia 1300 RP/2os, KK Travels 1200 RP). Jesteśmy świadomi wysokiej ceny, ale oni nie chcą nawet słyszeć o jej zniżeniu. Po południu idziemy do krawca na Pansari Bazar: Dungar Ram – Tourist Tailor, który szyje bluzkę w ciągu zaledwie dwóch godzin. Na początku życzy sobie 230 RP, ale proponujemy mu wymianę: używana torba i koc. Wszyscy są zadowoleni. Pijemy dobry i tani napój o nazwie „Black Horse” (5 RP), smakiem zbliżony do pepsi, a w pijalni soków przepyszny sok z mango (7 RP). Chandan Schree Restaurant to miejsce, gdzie jest tanio a porcje bardzo duże. Dowiadujemy się o ceny autobusów do Mt Abu (190-250 RP, deluxe bus), niestety z przesiadką w Jodpurze, a tam, kto wie, może nie być żadnego połączenia dalej. Ciekawą pamiątką z Rajasthanu mogą być tradycyjne zakrzywione buty (120-190 RP).


13.06 czwartek

O 9.30 wyruszamy. Trasa safari: 1. Grobowce Braminów. 2. Bada Bag – grobowce Maharadży i ich rodzin (tu się okazuje, że trzeba zapłacić 10 RP/os za wstęp, myśleliśmy, że jest wliczony w cenę safari). 3. Ramkunda – świątynia Boga Ramy. 4. Wioska Roopsi. 5. Lodhruna (mała wioska i świątynia dżinijska (tu też musimy sami zapłacić wstęp 10 RP). 6. Chatrai (przerwa na obiad, herbatę i odpoczynek). 7. Jazda na wielbłądach (2h) przez pustynię i wydmy w Kesua i Sam. Wydmy są małe i śmiejemy się, że to raczej wydmuszki a nie wydmy. 8. Powrót jeepem do Jaisalmer. Jesteśmy raczej zadowoleni z wyprawy. Jazda na wielbłądach to fajne przeżycie, szkoda, że nie trwało to długo. Było jednak kilka, „ale”. Tak naprawdę trasę można było pokonać w pół dnia, nie było żadnych obiecanych owoców, jedzenie najprostsze, musieliśmy prosić o kolację po powrocie (była mowa o całodniowym wyżywieniu, a potem nagle zmieniono zdanie). Nie było też widać żadnego zainteresowania ze strony prowadzącego, chciał po prostu odwalić swoje i wrócić do hotelu. Na safari należy zabrać: olejek do opalania, coś miękkiego pod tyłek, okulary przeciwsłoneczne, kapelusz, chustkę. Organizując safari należy przed rozpoczęciem ustalić wszystkie najdrobniejsze szczegóły. Nam wydawało się, że to zrobiliśmy, ale fakt, że zapomnieliśmy o kilku szczegółach podziałał na naszą niekorzyść, i nic już nie dało się zrobić. Podczas wizyt w wioskach najgorsze dla nas były widoki brudnych i chorych dzieci.

14.06 piątek
Wstajemy rano, pędzimy na dworzec kupić bilety na pociąg. Okazuje się, że z Mt Abu do Jaigaon w ogóle nie ma miejsc. Spędziliśmy długie godziny na planowaniu a teraz nic z tego. Kupujemy więc bilet z Ahmadabad do Jaigaon (235 RP/os. + 20 RP/rezerwacja.) a dalej do Pune i Hampi. Łapiemy rikszę za 10 RP i około 10 wsiadamy do busa jadącego do Jodhpur za 109 RP/os. Podróż jest koszmarna, trzeba zamknąć wszystkie okna, gdyż piasek przedostaje się wszędzie, poza tym jest okropnie duszno. Po 5 godzinach wreszcie jesteśmy na miejscu i jedziemy rikszą za 10 RP do Goving Hotel, gdzie jemy, odpoczywamy i bierzemy prysznic. Obok znajduje się Reservation Office; kupujemy bilety na trasy: Manmad-Hubli (336 RP) oraz Madgaon-Ernakulam (310 RP), druga klasa sleeper. Stoimy w kolejce dla kobiet, gdyż w pozostałych musielibyśmy czekać cała wieczność. Na jednym bilecie nie mamy miejsc i jesteśmy na liście oczekujących, co to oznacza nie wiemy, przekonamy się w pociągu. Bilety na pociąg trzeba rezerwować z wyprzedzeniem. Rezerwacja w Indiach to kupno biletu a potem jego ewentualna zmiana. Można je kupić na całą trasę już 2 miesiące wcześniej, chyba, że ktoś nie lubi drobiazgowego planowania. Wcześniej kupiliśmy bilety do Mt Abu (120 RP/os) z Eagle Travels. Takich agencji jest całe mnóstwo koło stacji kolejowej. Minibus podwozi nas do miejsca, skąd odjeżdżają autobusy do Mt Abu. Zdecydowanie polecamy na noc podróż pociągiem. Autobus jest dobry na krótkie odległości, na dłuższe tylko w przypadku braku innych możliwości.

15.06 sobota
W Mt Abu jesteśmy o 5.00 rano. Przed wjazdem musimy zapłacić tzw. passenger tax 10 RP/os. Miejscowość jest mała, ale ma przepiękne widoki wokół jeziora. Wchodzimy na otaczające jezioro skałki i podziwiamy widoki na góre Abu. Idziemy na Main Bus Stand, skąd odjeżdżają autobusy do Ahmadabad (rządowe 90 RP/os), prywatne od 110-150 RP. Odjeżdżamy o 9.30; (straszny upał), a po 6h wysiadamy niedaleko głównej stacji kolejowej. Obok jest budynek rezerwacji, a w środku kasa nr 5 dla turystów, gdzie próbujemy wyjaśnić kwestię naszych biletów bez miejsc w pociągu z Manmad. Pan informuje nas uprzejmie, że nie będzie żadnych problemów z miejscami, jednakże przed odjazdem pociągu musimy to wyjaśnić jeszcze tam na miejscu. Na dworcu nie ma miejsca, gdzie można wziąć prysznic, za to w środku znajduje się bar, w którym jedzenie jest tanie i smaczne. Pociąg odjeżdża o 18.00, myjemy się w środku i kładziemy spać.

16.06 niedziela
W Jalgaon jesteśmy o 7 rano, gdyż pociąg opóźniony jest o 2 godziny. Rikszą za 10 RP jedziemy na dworzec autobusowy, skąd odjeżdżamy o 8.50 do Ajanta. Po drodze okazuje się, że nie jedziemy bezpośrednio do Ajanty, ale zatrzymujemy się w Fardapur. (33 RP). Stamtąd jeepem za 10 RP już prosto do Ajanty. Wstęp do jaskiń w Ajancie kosztuje 5 USD. Przed wejściem, na początku schodów jest przechowalnia bagaży, 5 RP/sztuka. Jaskiń jest 27, ale tylko 13 jest do zobaczenia. Świątynie są buddyjskie, prawie w każdej umieszczony jest pośrodku Budda a przepiękne malowidła zdobią ściany. Schodzimy w dół (przy jaskini nr 16), przechodzimy przez ogród, gdzie grupa handlarzy oferuje nam pseudoszlachetne kamienie. Idziemy później przez most i pod górę, wprost do punktu widokowego, skąd podziwiamy panoramę na wszystkie jaskinie. Wracamy inną drogą. Po zejściu ze schodów, skręcamy w prawo aż dochodzimy do mostku, przy którym nikt nie sprawdza biletów, nie ma też żadnych strażników. Dowiadujemy się, że autobusy do Aurangabad odjeżdżają kolejno o 15.00, 16.30 i 17.00. Jemy w małej, taniej knajpce z ubogim menu, i czekamy na bus. Oczywiście przyjeżdża z półgodzinnym opóźnieniem. Bilet kosztuje 52 RP (3h). Dojeżdżamy około 18.30. Na dworcu wypytujemy o połączenia do Manmad, skąd następnego dnia mamy pociąg. Niestety nie ma bezpośredniego autobusu, ale dowiadujemy się, że właśnie odjeżdża autobus do Yeola, miejscowości położonej w pobliżu Manmad. Decydujemy się i płacimy po 63 RP, jedziemy 2,5h, autobus jest OK i nawet konduktor jest miły. W Yeola jesteśmy o 21.30, tam musimy czekać ponad półtorej godziny na autobus do Manmad. Gdy wreszcie przyjeżdża, okazuje się, że jest super zatłoczony, ale dla nas to już bez różnicy. Jesteśmy tak zmęczeni, że usypiamy prawie na stojąco (bilet 11 RP – 40min). Przed północą wysiadamy na dworcu kolejowym w Manmad i od razu szukamy hotelu, których większość jest skupiona niedaleko stacji. Niestety hotele nie są najlepszej jakości a ceny mają dość wygórowane jak na te warunki. Odchodzimy od stacji i obok hotelu Plaza, znajdujemy Radhika Hotel, gdzie dostajemy duży i czysty pokój za 150 RP z TV i łazienką.

17.06 poniedziałek
Rano biegniemy na stację wyjaśnić, co z naszymi biletami. Okazuje się, że wszystko jest OK, dostawiono dodatkowy wagon i mamy miejsca. Jemy w restauracji Hotelu Visava na Station Road, gdzie jedzenie jest dość tanie i przepyszne. Dwójka w tym hotelu kosztuje 260 RP. O 10.30 pociąg Goa Express podjeżdża na peron. W trakcie jazdy zamawiamy vegetarian pullao (20 RP), herbatę (4 RP), kawę (5 RP). Wszystko bardzo smaczne. Wkraczamy właśnie w strefę monsunu, pada deszcz, niebo prawie cały czas jest przykryte gęstymi chmurami a w nocy w wagonie jest bardzo zimno.

18.06 wtorek
Budzimy się o 5.00 rano w Hubli. Na dworzec autobusowy idziemy pieszo (blisko). Rikszarze życzą sobie od 30 – 100 RP. Od razu znajdujemy autobus do Hospet, prywatnych lini Ganesh Travel, za 50 RP. Jazda mija nam bez problemów (3h); prywatne autobusy w porównaniu z rządowymi są naprawdę wygodne. W Hospet jesteśmy o 9.00. Z dworca wyjeżdżamy autobusem do Hampi za 4.5 RP (0.5h). Hampi jest magiczne i cudowne. Kamienie od małych do olbrzymich, ułożone są w różne formy, jakby im człowiek w tym pomagał. Pomiędzy nimi różne ruiny i świątynie. Coś niesamowitego!!! Zastanawiamy się, w jaki sposób natura może zrobić takie cuda??? Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wijąca się pomiędzy nimi rzeka. Trzeba to zobaczyć samemu na własne oczy. Znajdujemy dwójkę w hotelu Padma G.H zaraz obok dworca, bez łazienki, z air- coolerem za 150 RP. Internet w Hampi-60 RP/h. Idziemy zwiedzać Achyutaraya Temple i Sule Bazaar znajdujący się obok. Aby tam dojść trzeba przejść ścieżką wśród kamieni, na wschód od Hampi Bazaar. Warto, gdyż widok jest niesamowity. Następnie udajemy się do Vittala Temple, przechodząc wcześniej przez ruiny zwane King’s Balance. Wstęp do świątyni kosztuje 5 USD/os (ważny 1 dzień, ale upoważnia również do wejścia na Zenana Enclosure). Spacerujemy wzdłuż rzeki, przyglądając się niezwykłym formacjom. Cudownie zielona trawa, rybacy w zabawnych łódkach i ten bajkowy zachód słońca, naprawdę coś wspaniałego. Pijemy sok z kokosa (5 RP/szt.). Inne napoje: pepsi 12 RP, woda mineralna 1l–15 RP, 20 RP-2l. Kupujemy owoce: ananasa 10 RP, mango – 5 RP. Kolacje jemy w restauracji Geeta na głównej ulicy, gdzie jedzenie jest smaczne i tanie a porcje duże.

19.06 środa
Rano pakujemy się i zostawiamy bagaże w hotelu, wypożyczamy rowery (25 RP rower na cały dzień) i jedziemy zwiedzać Royal Centre i Zenana Enclosure. Dalej jedziemy do Archeological Museum (5 RP/os.) i świątyni Pattabhirama, obok której rozciąga się ogromny palmowy ogród. Następnie wybieramy drogę na północ prosto w stronę rzeki, gdzie odbijamy w lewo do świątyni Vittal, a dalej z powrotem do Hampi Bazaar. Jemy oczywiście w Geeta. Czekamy dość długo na autobus do Hospet. W Hospet od razu wsiadamy do niewygodnego autobusu do Margao. Bilet kosztuje 120 RP (10h).

20.06 czwartek
W Margao jesteśmy o 4.00 rano, czekamy ponad 2h na pierwszy autobus do Panaji – stolicy Goa (bilet 15 RP-40minut). Chyba za bardzo narzekaliśmy na upały, bo teraz leje jak z cebra, nie przestaje ani na chwilę; niezła porażka. Niestety nie możemy znaleźć taniego hotelu. Najtańsze są UDIPI Boarding and Lodging (100 RP/dwójka) oraz Venite (150 RP bez łazienki), ale nie mają miejsc. Zostajemy wreszcie w Comfort Hotel za 250 RP z łazienką i TV. Wybieramy się na miasto, niestety ciągle pada a my nie mamy żadnej ochrony; kupujemy parasol za 140 RP. Znajdujemy tani Internet koło dworca za 20 RP/h. Potem odwiedzamy Church of Our Lady of The Immaculate Conception (msze po angielsku tylko w niedziele). Spotkana kobieta otwiera nam kościół i możemy obejrzeć wnętrze.

21.06 piątek
Rano idziemy na stacje autobusową. Na pierwszym piętrze znajduje się biuro rezerwacji kolejowej, gdzie próbujemy zmienić daty wyjazdu z GOA na dzień wcześniej. Niestety nie mają miejsc. Teraz wiemy, że rezerwacja biletów za jednym zamachem to nie zawsze 100% sukcesu. Jedziemy na Old Goa. Autobusy odjeżdżają non-stop z Kadamba Bus Station (5 RP-20min). Zwiedzamy Katedrę SE, kościół św. Franciszka z Asyżu, koścół św. Moniki i inne. Są piękne, a samo miasteczko posiada niezwykły klimat. Wieczorem kupujemy Malibu (270 RP/0.75l) i pijemy z sokiem ananasowym (10 RP/200ml.). Zagryzamy mango 3 szt/20 RP. Dzisiaj nie padało tak jak wczoraj i nawet wyjrzało na chwilę słońce.

22.06 sobota
Rano wyprowadzamy się z hotelu i idziemy zjeść do bardzo czystej Ruchi Restaurant, gdzie jedzenie jest przepyszne, ale trochę drogie (dania główne od 45-80 RP). Około południa jedziemy do Mapusa za 5 RP a stamtąd od razu do Anjuna (również 5 RP).Znajdujemy nocleg w Don Joao Resorts. Za mieszkanko: sypialnia, kuchnia, łazienka i salon płacimy 200 RP. W sezonie to samo kosztuje 2000 RP. Obok jest basen, z którego od razu korzystamy, bo we wzburzonym morzu, nie ma mowy o kąpieli. Przechodzimy wzdłuż brzegu i dostajemy się na piaskową plażę, jednak tam zaskakuje nas okropny widok – cała pokryta jest śmieciami.

23.06 niedziela
Rano jedziemy autobusem za 5 RP do Vagator, gdzie idziemy na plażę pospacerować. Obok znajduje się Chadora Fort, widoczny już z plaży. Łapiemy autobus do Mapusa a stamtąd do Panaji. Jedziemy do Margao, skąd o 22.00 mamy pociąg do Ernakulam. Mamy jeszcze chwilę, więc korzystamy z Internetu i jemy „parotha” zakupione na ulicy (5 RP/porcja).

24.06 poniedziałek
Rano budzi nas konduktor. Jemy bardzo dobre banany w cieście na śniadanie i pijemy kawę w pociągu (5 RP). Po 14.00 jesteśmy w Ernakulam, gdzie wysiadamy na stacji Ernakulam Junction St. Jedziemy rikszą (15 RP) pod chwalony w LPlanet Basoto Lodge (140 RP/dwójka z łazienką), ale jest słaby. Szukamy innego. W końcu zostajemy w Maple Tourist Home (150 RP/db/ z łazienką). Pokój jest super – czysty, jasny, naprawdę ekstra. Jemy w restauracji New Colombo Restaurant, niedaleko hotelu (smażony ryż z warzywami 27 RP, smażona ryba 26 RP, ciapatka 2,5 RP, wołowina smażona 16 RP). Ernakulam jest bardzo nowoczesne, inne niż miasta, które spotykaliśmy do tej pory. Mnóstwo sklepów, zwłaszcza na głównej ulicy MG Road, gdzie można kupić praktycznie wszystko. Tamże wymieniamy pieniądze (Weizzman Forex II piętro 1 funt=70.95 RP).

25.06 wtorek
Kupujemy bilety lotnicze na Sri Lankę w Cochin Travel na Hospital Road (Srilankan Airlines: Trivadrum-Colombo-Trivadrum za 6425 RP. Po południu idziemy do portu, skąd płyniemy do Fortu Cochin za 3 RP w jedną stronę. Odwiedzamy miejsca gdzie rozstawione są bardzo oryginalne sieci na ryby tzw. Chinese fishing nets. Niedaleko położony jest cmentarz holenderski oraz kościół św. Franciszka. Udajemy się następnie do Bazyliki Santa Cruz, obok której znajduje się szkoła. Trafiamy akurat na koniec lekcji. Otaczają nas gromady dzieci, które próbują coś od nas dostać. Płyniemy na wyspę Vypeen (1 RP), gdzie spędzamy kilka godzin. Kolację jemy w tej samej restauracji, co zwykle a wieczorem objadamy się owocami (mango: 20 RP/kg, winogrona: 20 RP/kg i jakieś śmieszne owoce, przypominające trochę granaty).

26.06 środa
Bardzo wcześnie rano jedziemy rikszą na dworzec autobusowy (15 RP), skąd autobusem do Alappuzha (27 RP/1.5h). Na miejscu szukamy biur organizujących wycieczki na rozlewiska (Backwater Tours). Znajdujemy jedno otwarte, ale minimalna liczba osób uczestnicząca w takiej wyprawie to 10. Ciekawe gdzie w przeciągu godziny znajdziemy pozostałe 8? Normalnie w sezonie za 8-godzinną wycieczkę na rozlewiska z Alappuzha do Kollam płaci się 100 RP. Teraz możemy tylko wypożyczyć łódkę za jedyne 3000 RP. Pozostaje nam tylko 2,5 godzinna przejażdżka publicznym promem za 10 RP do Kottayam. Na początku jest ciekawie, rozlewiska są olbrzymie, zmieniają się w rozległe jeziorka i potem znów w kanaliki. Jednak po godzinie rejsu krajobraz w ogóle się nie zmienia i robi się trochę nudno. Dopiero pod koniec, kiedy już dopływamy do Kottayam, płyniemy wąskim kanalikiem i możemy obserwować skromne domostwa na brzegu. Wysiadamy i pieszo idziemy na dworzec autobusowy. Błąd. Należało wziąć rikszę. Zmęczeni wsiadamy do autobusu do Kumily (54 RP). Droga strasznie się dłuży, ale za to widoki są rekompensatą za wszelkie niedogodności. Jest niesamowicie: góry, wodospady i olbrzymie plantacje herbaty. U celu okazuje się, że Kumily to bardzo małe miasteczko. Na jednej głównej ulicy położone są hotele, restauracje, agencje i sklepy z przyprawami (ceny wahają się – za 100g – pomiędzy 4–100 RP). Można tu wynająć przewodnika, który oprowadza po plantacjach przypraw, wyjaśnia ich zastosowanie i uprawę. Jemy w restauracji Maharani w hotelu Regent Tower. Porcje są mikroskopijne: ryba z niby frytkami 60 RP, zimny gotowany kalafior 20 RP, smażone warzywa tzn. groszek i frytki 30 RP. Wychodzimy rozczarowani i głodni. Na noc zostajemy w Italia Tourist Home (130 RP/dwójka z łazienką). Spacerujemy po miasteczku, jemy przepyszne banany w czerwonej skórce (5 RP/szt). Idziemy wcześnie spać, gdyż wcześnie rano wybieramy się do Periyar Wildlife Sanctuary.

27.06 czwartek
Wstajemy o 5.00 i jedziemy do Sanktuarium rikszą (ceny są ustalone i nie można się targować-30 RP). Rezerwat ogląda się ze statku. Bilet na górny pokład to 90 RP, dolny 40 RP. Odpływamy o 7.00 z grupką turystów hinduskich. Przed wejściem do łódki, trzeba pokazać wszystkie bilety i uiścić jeszcze opłatę za kamerę 100 RP (wg przewodnika LP 25 RP). Urzędnik twierdzi, że LP nie jest książką urzędową i dlatego ceny w niej są inne. Pływamy przez 2 godziny, obserwujemy różne dzikie zwierzęta i ptaki. Jesteśmy nieco rozczarowani, gdyż spodziewaliśmy się czegoś więcej. Kolejną rzeczą, która nam się nie podoba to wyrzucanie śmieci ze statku prosto do wody. Wracamy rikszą do hotelu (30 RP). Idziemy na dworzec, skąd odjeżdżają właśnie autobusy do Kottayam, wolniejszy o 11.30 (44 RP/4h) i szybszy o 11.45 (54 RP/3h). W Kottayam nie czekamy długo, gdyż o 15.20 mamy autobus do Trivandrum (62 RP/4h.). Wysiadamy na Long Distance Bus Stand, zaraz obok stacji kolejowej. Chociaż hoteli jest wiele, mamy trudności ze znalezieniem odpowiedniego miejsca do spania; nie ma wolnych miejsc albo ceny pokoi są stanowczo za wysokie. Wreszcie późnym wieczorem znajdujemy Prasanth Lodge za 140 RP/db z łazienką. Pokój jest niezbyt czysty a właściciel pijany. Głodni idziemy do City Tower Restaurant na MG Road, zaraz za skrzyżowaniem na początku ulicy. Czekamy chwilę na jedzenie, ale jak już je dostajemy… przepyszne, duże porcje, czysto, ceny w sam raz – a obsługa, chociaż niezbyt znająca angielski, jest bardzo miła.

28.06 piątek
Rano idziemy na pocztę na MG Road (czynna od 8.00-20.00). Znaczki na list kosztują 15 RP, na kartkę pocztową 8 RP. Znów szukamy hotelu, gdyż w tym, w którym spaliśmy ostatniej nocy nie mamy już zamiaru zostać dłużej. W President Hotel za dużą i czystą dwójkę z łazienką płacimy 225 RP. O 14.00 mamy autobus do Kanyakumari (32 RP/os/2.5h).Widoki po drodze są rewelacyjne – górki, plantacje bananowców i zieleniutkie pola ryżowe. W Kanyakumari chcemy od razu popłynąć łódką na Vivekananda Memorial, wysepkę oddaloną jakieś 400m. Niestety, ostatnia odpłynęła o 16.00. Pijemy więc kokosowy sok, prosto z palmy (10 RP) i spacerujemy po południowym czubku Indii. Odwiedzamy Ghandi Memorial, gdzie oprócz mnóstwa zdjęć Ghandiego, można zobaczyć urnę z jego prochami. Oglądamy cudowny zachód słońca, jemy smażoną rybę kupioną na straganie i wracamy do Trivandrum.

29.06 sobota
Obijamy się prawie cały dzień surfujemy po Internecie. Jemy oczywiście w City Tower (czynne 8-23). Nocujemy w AGT Hotel (150 RP/dwójka z łazienką) w okolicy lotniska (dojazd rikszą 40 Rp).

30.06 niedziela
Z Trivandrum do Colombo lecimy godzinę. Dostajemy wizę na 30 dni i jeszcze na lotnisku wymieniamy pieniądze (1 USD=95 RP). Jedziemy autobusem z lotniska do miasta (25 RP), facet chce od nas po 25 RP za każdy bagaż, ale my chowamy go pod siedzenie, tak, że nikomu oprócz nas plecaki nie przeszkadzają. Dojeżdżamy na jeden z trzech głównych dworców autobusowych (wszystkie skupione są obok siebie w dzielnicy Pettah, niedaleko Fort). Jedziemy do rodziny Raviego, chłopaka poznanego w Dubaju. Przyjmują nas bardzo serdecznie, na powitanie dajemy elegancką herbatę kupioną na lotnisku w Trivandrum. Tak nakazuje zwyczaj – wybierając się do kogoś na Sri Lance należy przynieść jakiś upominek. Chwilę rozmawiamy, dowiadujemy się kilku ciekawych rzeczy o tym kraju i zostawiamy jeden plecak. Ale ulga! Jedziemy do Fortu, gdzie od razu kierujemy się do YMCA Central (Bristol Street) i bierzemy dwójkę bez łazienki za 400 RP. Pokój jest duży, z balkonem i umywalką i bardzo miękkimi łóżkami. Dla porównania w dormitorium miejsce kosztuje 125 RP (jeśli ktoś nie jest członkiem, dodatkowo 10 RP za dzień). Wieczorem wybieramy się na miasto, gdzie nawet o późnych godzinach ulice tętnią życiem, bary oferują słynne na Sri Lance jedzenie, ostro przyprawione warzywa z ryżem z curry w różnym zestawieniu – z rybą, kurczakiem lub owocami morza. Mieszkańcy wyspy, aby wydobyć prawdziwy aromat potraw, jedzą je rękami, w ten sposób mogą się w pełni delektować każdym kęsem. Sprzedawcy rozkładają swój biznes na chodnikach miasta a sklepikarze namawiają do kupna przeróżnych owoców: jabłka -10 RP/szt, ananas – 50 RP/szt, winogrona są drogie – 30 RP\100g, rodzynki – 100g-15 RP. Cola kosztuje 15 RP (175ml) a 19 (54 RP (300ml), woda min. 35 RP (1l), 45 RP (2l). Rozmowy do Polski z Colombo 130 RP/min.

01.07 poniedziałek
Wcześnie rano autobusem nr 102 jedziemy ulicą Galle Road (mnóstwo sklepów), biegnącą wzdłuż Oceanu Indyjskiego. Z kłopotami dojeżdżamy do ambasady indonezyjskiej, gdzie musimy się nieźle tłumaczyć, że nie jedziemy do Indonezji do pracy i że Polakom nie jest potrzebna żadna rezerwacja hoteli żeby dostać wizę. Wracając pijemy pyszny soczek owocowy (14 RP\200ml) i wymieniamy pieniądze u faceta, który zaczepia nas na rogu obok hotelu. Kurs wynosi 1 USD=95,50 RP; niewiele więcej niż na lotnisku. Jedziemy kawałek drogi autobusem nr 103 do głównej stacji kolejowej Fort Train Station, gdzie kupujemy bilety do Rambukkana niedaleko Kandy (48 RP/os druga klasa, 18 RP/os 3 klasa). Odjazd o 12.40, 2,5h – czas jazdy (zamiast 1,5h). Wysiadamy w Rambukkana, łapiemy rikszę za 50 RP do Pinnewala Elephant Orphanage (3 km od miasteczka), tam kupujemy bilety za 200 RP/os + 500 RP za kamerę (nie ma zniżek dla studentów). Biegniemy szybko, gdyż właśnie odbywa się kąpiel słoni (12-13). Czekamy do 17, wtedy, bowiem odbywa się karmienie młodych słoniątek. Jeszcze kilka ujęć i wychodzimy na ulicę. Po lewej stronie od kasy czekamy na autobus do Kandy. Jedziemy małym, koszmarnie zapchanym autobusikiem (6 RP) do jakiejś miejscowości tam przesiadamy się (8 RP) i już jesteśmy w Kandy. Wysiadamy na dworcu przy Clock Tower. Pieszo idziemy wzdłuż głównej ulicy a gdy zaczyna się jezioro skręcamy w prawo i dochodzimy do Saranankara Road, gdzie znajduje się mnóstwo hoteli. Wybieramy Starlight GH (450 RP/dwójka z łazienką). Pokój jest rewelacyjny – duży, przyjemny, czysto, ciepła woda i mili właściciele. Wychodzimy na miasto i robimy zakupy w markecie oraz na straganach. W restauracji zamawiamy egg rotti za 11 RP (troszkę bez smaku).
Do Kandy najlepiej przyjechać pod koniec lipca, kiedy odbywa się tutaj słynny, dziesięciodniowy festiwal Kandy Esala Perahera (procesje tancerzy, przepięknie przebranych słoni, grajków grających na bębnach itd). Wtedy to ceny hoteli idą w górę i jest często problem ze znalezieniem miejsca. Mniejsze procesje odbywają się, co kilkanaście dni (my mamy pecha, kolejny odbędzie się 14.07, gdy nas już tu nie będzie. Przechadzamy się wokół dużego, sztucznego jeziora w mieście, zwiedzamy położoną nieopodal świątynię z zębem Buddy, jednego z najważniejszych reliktów buddyjskich. Wstęp 200 RP, 150 RP za kamerę (należy mieć długie spodnie). Przechodzi się przez bramki jak na lotnisku, a ochrona dokładnie kontroluje.

02.07 wtorek
Raniutko biegniemy do Srilankan Airlines niedaleko świątyni Temple of the Tooth, gdzie próbujemy przesunąć, choć o jeden dzień nasz wylot. Tam miła pani pomaga nam pozbyć się złudzeń, że znajdziemy miejsce w innym terminie. Nieopodal w agencji można kupić bilet „Circle Round Ticket” do starożytnych miast. Cena 32,5 USD. Obejmuje on Anuradhpura, Polonnaruwa, Sigiriya, Ritigala, Nalanda, Medirigiriya i muzea w Kandy. Nie ma zniżek dla studentów. W Kandy pełno jest piekarni z bardzo dużym wyborem pieczywa i słodyczy. Internet znajduje się w głębi w sali jednej z piekarni (3 RP/min). Idziemy na dworzec obok Clock Tower, tam kierują nas do autobusu nr 654, który jedzie prosto do Peradeniya Botanic Gardens (6 RP). Wstęp do ogrodów 150 RP, 75 RP ze zniżką dla studentów. Warto się tam wybrać, ogrody są piękne, mnóstwo tu różnorodnych gatunków drzew i roślin a także ptaków i nietoperzy. Gdy zaczyna padać wracamy do hotelu, zabieramy rzeczy, idziemy na Goods Shed Bus Station i jedziemy do Dambulla za 30 RP. Niestety jazda w zatłoczonym do granic możliwości autobusem, na dodatek z pozamykanymi oknami, nie należy do przyjemności. Wleczemy się dwie i pół godziny, w Dambulla autobus zatrzymuje się na dworcu a nie przy świątyni, gdzie jest przystanek (należy wcześniej uprzedzić biletera, że chce się wysiąść koło Golden Temple). Musimy wracać kawał drogi. Wstęp do świątyni – 400 RP/os, nie ma zniżek dla studentów. Do jaskiń (jest ich pięć) z posągami Buddy, trzeba się wdrapywać 15 min. Należy mieć spodnie i zaraz przed wejściem trzeba zdjąć buty. Widoki z góry są świetne. Wracamy do miejsca, skąd odjeżdżają autobusy do Sigiriya. Czekamy bardzo długo i nic. Mężczyzna, który twierdzi, że na pewno się pojawi (on też tam jedzie), nagle zmienia zdanie. Okazuje się, że za nami stoi rikszarz (kumpel albo brat), który bardzo chętnie zawiezie nas do Sigiriya. W międzyczasie podjeżdża bus do Anuradhapura (InterCity Express). Szybka korekta planów i jedziemy, płacąc 50 RP (1h). Ten autobus to jest klasa: mały, klimatyzowany, zatrzymujący się tylko w określonych miejscach, szybki i elegancki. Mogliśmy od początku takich szukać. Dojeżdżamy na 21.00, wysiadamy na Old Bus Station. Jest ciemno, więc bierzemy rikszę (40 RP) do Randiya Hotel. Rikszasz po zakończeniu kursu czeka czy wejdziemy do hotelu. Tłumaczymy mu, że nic od niego nie potrzebujemy i udajemy się do Milano Tourist Rest. Ten dostrzega nasze prawdziwe intencje, szybko nas wyprzedza i wchodzi do hotelu. Gdy jesteśmy na miejscu, okazuje się, że rikszarz już tam był i twierdził, że to on nas tutaj przywiózł. Za dwójkę z łazienką żądają 600 RP. Nie chcemy się składać na prowizję dla rikszarza, więc spadamy. Naciągacze są okropni a rikszarz-naciągacz to już katastrofa. Chodzimy ciemnymi, ledwie oświetlonymi uliczkami w poszukiwaniu innego noclegu. Idziemy do Cottage Tourist Rest. Po utargowaniu dostajemy pokój z łazienką za 450 RP. Dodatkowo wypożyczamy rowery na jutro po 200 RP.

03.07 środa
O 7 rano troszkę błądząc dojeżdżamy na rowerach do muzeum archeologicznego, blisko Folk Museum, gdzie kupujemy bilety do Ancient City (7,5 USD ze zniżką dla studentów z ISIC, 15 USD normalne). Dalej zatrzymujemy się przy olbrzymiej Ruvanvelisaya Dagoba, której biel jest widoczna z daleka. Jedziemy na północ, po drodze zwiedzając Dagobę Lankarama. Dojeżdżamy do ruin, których jest sporo, ale nie robią spodziewanego wrażenia – niskie murki z zaznaczonymi kształtami pomieszczeń. Gdy jesteśmy przy Moonstone Site (obok Ratnaprasada) jesteśmy rozczarowani i źli na siebie, że niepotrzebnie wydaliśmy tyle pieniędzy, mimo iż wiemy jak ważne historycznie jest to miejsce. Niedaleko znajdują się kolejna, ale bardzo zniszczona, potężna dagoba otoczona rusztowaniami, posąg Buddy, dalej dwa baseny (Twin Ponds). Bilety są sprawdzane tylko przy Moonstone Site. Ominąwszy to miejsce bez problemu można zobaczyć resztę. Jedziemy jeszcze do Royal Palace, gdzie również nic nie ma i wreszcie dojeżdżamy do olbrzymiej stupy, zostawiamy rowery i wchodzimy do środka (buty zostawia się na zewnątrz). Idąc potem cały czas prosto, dochodzimy do świętego drzewa Sri Maha Bodhi, pod którym Budda doznał oświecenia. Teraz jest ono miejscem spotkania pielgrzymów z całego świata przybywających tłumnie, aby wspólnie uczestniczyć w modlitwach, składać kwiaty i podarunki oraz zapalać kadzidełka. Zostajemy dokładnie przeszukani, zdejmujemy buty i wchodzimy. Wracając zwiedzamy jeszcze jedną dagobę Jetawanarama. W hotelu czeka na nas niemiła niespodzianka. Do rachunku doliczają nam Service Charge 10% czyli 80 RP więcej. Jesteśmy nieco zaskoczeni, gdyż hotel nie należy do gwiazdkowych. Bierzemy rikszę (40 RP) do New Bus Station, skąd odjeżdża bezpośredni autobus o 12.45 do Polonnaruva, kolejnego starożytnego miasta. Jednak wracamy rikszą na Old Bus Station, gdzie łapiemy Intercity Express do Dambulla. W drodze bileter daje nam bilety z napisem 105 RP. Zaczynamy się kłócić, bo nie mamy zamiaru płacić za cały bilet z Anuradhapura do Kandy, a Dambulla jest w połowie drogi. Kierowca zatrzymuje się a bileter każe nam natychmiast wysiąść. Nie zgadzamy się i żądamy biletu za 60 RP, jak nas wcześniej o tym poinformowano. Nawiązuje się niezła dyskusja pomiędzy pasażerami a bileterem. Domyślamy się, że pasażerowie przyznają nam rację. Jedziemy dalej i przy wysiadaniu płacimy po 60 RP. W Dambulla szybko przesiadamy się do autobusu jadącegodo Pollonaruwa (70 RP). Na miejscu znajdujemy rikszarza (albo to on znajduje nas) i umawiamy się z nim na kilkugodziny objazd (300 RP). W muzeum, blisko przystanku, kupujemy bilety za 7,5 USD. Szybko jedziemy zwiedzać, no i tutaj przynajmniej wiemy, za co zapłaciliśmy. Ruiny są o wiele większe i lepiej zachowane niż poprzednie. Najbardziej podoba nam się ciąg świątyń Quadrangle, gdzie grupa fascynujących ruin znajduje się na niewielkim wzniesieniu oraz dagoba Kiri Vihara oraz Lankatilaka. Są tu ruiny kamiennych basenów, sali audiencyjnej, świątynie Shiva, olbrzymie posągi Buddy wykute w skałach w różnych pozycjach. Ruiny należące do tzw. kulturalnego trójkąta rozprzestrzenione są na terenie całego miasta i okolic. Ruiny w Polonnaruwa są podzielone na 5 części a wspomniany bilet trzeba zakupić do 3 części: miejsca, gdzie jest Royal Palace, kompleksu Quadrangle i części północnej. Nie trzeba natomiast do części południowej i miejsca zaraz przy Rest House (nie ma tam nic do obejrzenia). Do części południowej jedziemy drogą wzdłuż jeziora i niesamowicie zielonych pól ryżowych. Na autobus czekamy na skrzyżowaniu dróg, zaraz przy Lake Inn GH. Mija godzina i nic. Wszyscy twierdzą, że coś zaraz przyjedzie. No i wreszcie przyjechało – Intercity do Dambulla, ale facet trochę przegina, gdyż życzy sobie 160 RP/os. Chyba zupełnie zwariował. Czekamy dalej. Zrezygnowani i zmęczeni już mamy iść do hotelu, gdy podchodzi do nas starszy mężczyzna i każe nam czekać. Rzeczywiście, po 2 min. przyjeżdża autobus. Tym razem facet woła 70 RP/os. Niestety jest to Intercity do Colombo, więc musimy wysiąść przy Clock Tower. W okolice Golden Temple jedziemy rikszą za 30 RP. Śpimy w hotelu Oasis Tourist Welfare Centre, po drugiej stronie ulicy, od Golden Temple. Pokoje są tragiczne (300 RP/dwójka bez łazienki), ale właściciele są bardzo mili i oferują nam herbatę za darmo.

04.07 czwartek
Raniutko łapiemy autobus spod Golden Temple do Clock Tower a potem prosto do Sigiriya (22 km od Dambulla, 20 RP), gdzie znajduje się słynna skalna twierdza. Bilety można kupić w Rest House (zaraz przy nim zatrzymują się aut), ale tylko „round ticket” i bilety po 15 USD do każdego ze starożytnych miast. Nie można natomiast kupić biletów ze zniżką studencką, te kupujemy przy wejściu. Podczas wspinaczki stromymi schodkami na górę, obserwujemy kolorowe freski z nagimi kobietami, a na górze olbrzymie łapy lwa. Niektórzy porównują Sigiriyę do Ayers Rock w Australii. Na górze podziwiamy bezkresne widoki. Schodzimy na dół i łapiemy autobus do Dambulla, a dalej do Kandy Intercity i znów to samo. Bileter rzuca nam bilety po 105 RP/każdy. I znów awantura. Nie będziemy płacić w ogóle za cała trasę. Wreszcie pod koniec jazdy bileter bierze od nas po 70 RP. W Kandy szybko naprawiamy sandałki u ulicznego szewca, (20 RP), idziemy na Internet, a potem wsiadamy do InterCity Bus do Nuwara Eliya (90 RP). Widoki po drodze są extra, wszędzie cudowna zieleń, wodospady, coś pięknego. Jedziemy w górę do około 1900 m n.p.m. Jest strasznie zimno a my w koszulkach z krótkimi rękawami i spodenkach wyglądamy dziwnie pośród ludzi ubranych w kurtki i czapki. Zatrzymujemy się na Private Bus Stand, skąd drogą w dół udajemy się do Badulla Road, ulicy z mnóstwem hoteli. Wybieramy Avicans GH zaraz obok Ascot Hotel. Płacimy 450 RP za pokój trzyosobowy z łazienką. Jest tu też restauracja a właściciele bardzo mili. Pytamy jak dojechać do Horton’s Plains. Najszybciej, ale i najdrożej jest wynająć taksówkę (1500 RP). To jednak się opłaca przy większej liczbie ludzi. Inna, mniej komfortowa opcja, to dojazd autobusem do Nanuoya, złapać pociąg do Ohiya i stamtąd wędrówka do Farr Inn, czyli do miejsca, gdzie znajduje się kasa i zaczyna się ścieżka do tzw. ”World’s End”. Pieszo to ponad 11 km do Farr Inn a potem trzeba jeszcze obejść the World’s End (zajmuje to ok. 1,5h). Jeśli wynajmie się taxi, to zawozi nas ona do Farr Inn, czeka i zawozi z powrotem do Nuwara Eliya. Idziemy na miasto, aby poszukać turystów, którzy chcieliby wybrać się jutro z nami do Horton’s Plain, ale spotykamy zaledwie 4 osoby i żadna z nich nie ma na to ochoty. Jest wieczór wiec wracamy do hotelu i zamawiamy rice & curry z kurczakiem za 120 RP.

05.07 piątek
Niestety rano budzimy się za późno. Jest już siódma, a na zewnątrz pada deszcz i jest mgła. Z bólem rezygnujemy z wyprawy do Horton’s Plains. Jedziemy w zamian do Pedro Tea Estate – fabryki herbaty, oddalonej o 3.5 km od Nuwara Eliya. Bilet kosztuje 50 RP a wycieczka po fabryce trwa około 30min. Przewodnik zapoznaje nas z urządzeniami oraz z całym procesem przemiany liści herbaty, ich rodzajami, transportem oraz eksportem do innych krajów. Po krótkiej, ale jakże ciekawej prezentacji, degustujemy herbatę w pomieszczeniu, skąd podziwiać można widoki na plantacje. Nie omieszkamy też zejść w dół i przyjrzeć się z bliska pracującym kobietom, które w niezwykle szybki sposób zbierają listki do koszy. Dowiadujemy się, że zarabiają około 250 RP za cały dzień pracy. Wracamy do Nuwara Eliya (5 RP/os). Około 11.00 chcemy złapać Intercity do Kataragama, jednak okazuje się, że już odjechał. Najpierw więc musimy jechać do Welimada (19 RP/os), stamtąd do Bandarawela (11 RP/os), potem do Wellawaya. Przejeżdżamy przez Ella, miejscowości skąd rozciągają się niesamowite widoki. Na naszą prośbę kierowca zatrzymuje się kilkakrotnie, i możemy w ten sposób podziwiać cudowne widoki z góry i oczywiście zrobić kilka zdjęć. W Wellawaya jemy tradycyjne już rice & curry & fish (75 RP). Jeszcze tylko autobus do Tissa (24 RP) i stamtąd do Kataragama (10 RP). Przybywamy na miejsce wieczorem. Przy Tissa Road jest dość dużo hoteli, naprzeciwko dworca autobusowego. Zostajemy w jednym z nich, ale żałujemy, bo jesteśmy pogryzieni przez komary i nie ma możliwości zamknięcia górnych okien (400 RP).

06.07 sobota
Rano o 10.30 jesteśmy przy Maha Dewale, świątyni gdzie odbywa się ceremonia „puja”. Codziennie o 4.30, 6.30, 10.30 wyznawcy 3 religii buddyzmu, hinduizmu i islamu spotykają się tu modląc się, paląc kadzidełka i ofiarując dary swoim bogom. Mnóstwo ludzi kręcących się po placu, z których większość stoi w długiej kolejce z koszami pełnych owoców, aby móc wejść do środka świątyni, poświęcić je, a potem skonsumować. Jest sobota, więc ludzi jest znacznie więcej niż w zwykły dzień. W związku z tym wszystko się opóźnia i zaczyna się o 11.30. W świątyni panuje niesamowita atmosfera, ludzie modlą się głośno, śpiewają, malują znak na czołach. Dzwonią dzwonki a potem ludzie dostają wodę i jedzenie. Wszyscy częstują nas owocami. Przed wejściem do świątyni znajduje się specjalne miejsce, gdzie mieszkańcy wyspy trzymając w dłoniach kokos, wypowiadają życzenie i rzucają nim o ziemię. Jeśli się rozbije to dobry znak, życzenie się spełni, jeśli nie, wróży to niepowodzeniem. Autobusem Intercity jedziemy do Tangalla (80 RP/os), by ujrzeć jedną ze słynnych plaż południowego wybrzeża. Od poznanego chłopaka dowiadujemy się, że bileterzy wszystkich autobusów Intercity żądają całej ceny za bilet i nie jest ważne, że ty chcesz jechać tylko np. połowę drogi. Czyli jeżeli teraz jedziemy autobusem z Kataragama do Colombo i zamierzamy wysiąść w połowie to musimy zapłacić całość tego biletu. To by wyjaśniało troszkę nasze dotychczasowe przejścia, ale z drugiej strony widzieliśmy miejscowych płacących za krótszą trasę mniejsze pieniądze. Szybciutko jesteśmy w Tangalla, gdzie chcemy odpocząć chwilę na plaży i zobaczyć żółwie składające jaja. Idziemy prosto do biura TCP, czyli Turtle Conservation Project (73 Hambantota Road). Niestety w weekendy biuro jest zamknięte. Idziemy więc do hotelu Namal Garden Bleach Hotel zaraz przy plaży gdzie za dwójkę z łazienką i balkonem a co za tym idzie z przepięknym widokiem na ocean płacimy 400 RP (oczywiście po targowaniu). Jest tak jak tego oczekiwaliśmy, piaszczysta plaża i pochylające się nad nią palmy, krystalicznie czysta błękitna woda, gdzieniegdzie bambusowe chaty rybaków i zacumowane przy brzegu ich łodzie. Zamawiamy jedzenie: smażony ryż z warzywami 100 RP i kurczak z sałatką i frytkami 240 RP. Razem z pracownikami hotelu pływamy w morzu. Około 19.00 bierzemy rikszę za 400 RP do wioski Rekawa oddalonej o 10 km od Tangalla. Tam też znajduje się biuro TCP a jeden z pracowników od razu wychodzi nam na spotkanie. Idziemy z nim na plażę i wyczekując żółwi słuchamy opowieści naszego przewodnika. Udaje nam się zobaczyć dwa olbrzymie żółwie (Green Turtle) składające jaja. Dotykamy go i dokładnie obserwujemy. Płacimy 200 RP ze zniżką na ISIC, podobno na TCP. Naprawdę warto. Jesteśmy bardzo zadowoleni.

07.07 niedziela
Rano spacerujemy po plaży, bo pogoda jest pierwsza klasa. W hotelu płacimy rachunek razem z Service Charge, do którego już się przyzwyczailiśmy. Wszystko razem wyniosło nas 1000 RP. Ale cisną. Z Tangalla jedziemy InterCity do Ambalangoda (70 RP), gdzie od razu idziemy do muzeum z maskami (jest małe, ale ciekawe). Wstęp jest za darmo, ale datki mile widziane. Na piętrze jest sklep z maskami jednak ceny są astronomiczne. Kupujemy kilka, ale w M.H Mettananda przy 142 Patabendimulla. Co prawda wybór jest mniejszy, ale ceny o wiele niższe. Idziemy na dworzec i tam przy głównej ulicy łapiemy InterCity do Galle (30 RP). Z Galle normalnym autobusem do Unawatuna (5 RP/5km). Na miejscu pijemy sok z kokosa za 10 RP i próbujemy niespotykane u nas woodapple, które bez cukru się po prostu nie nadaje do jedzenia. Zatrzymujemy się w Zimmer Rest (350 RP/dwójka z łazienką). Pokój jest bardzo ładny, duży, czysty, z łazienką. Idziemy na plażę, która jest podobno jedną z najpiękniejszych na Sri Lance. Przed plażą zaglądamy do restauracji South Ceylon Restaurant (obok hotelu) i zamawiamy jedzenie, gdyż w tego typu restauracjach przygotowanie posiłku trwa około 1.5h. Jemy rice & curry (175 RP – pycha) i hoppers z sosem, czyli cieniutkie naleśniki uformowane na miseczki (25 RP). Pomimo, iż zamówiliśmy wszystko o wiele wcześniej wszystko i tak musimy jeszcze czekać blisko pół godziny. Inni klienci również się denerwują i opróżniają kolejne szklanki napojów.

08.07 poniedziałek
Tym razem zamiast Service Charge dostajemy od miłego właściciela herbatę na pożegnanie. Jedziemy z powrotem do Galle. Tam oglądamy ciekawy fort, i wskakujemy w Intercity do Colombo (85 RP). Dokąd zajeżdżamy na 11.30. Odbieramy wizy indonezyjskie i chwilę później plecak od naszych znajomych (koszmar powrócił). W World Trade Center jest poczta wiec kupujemy znaczki do Europy: 17 RP/kartka, 26 RP/list. Musimy wymienić jeszcze trochę kasy: 1$=95.25 RP a 1funt=145 RP. Już jest ciemno, gdy wsiadamy w Intercity do Negombo (30 RP). W Negombo jemy w restauracji jakąś nieznaną nam mieszankę warzyw, pokrojonego roti i ryby (40 RP). Rikszą za 60 RP jedziemy w stronę plaży gdzie szukamy hotelu. Koło Rainbow GH, zaraz za zakrętem jest bezimienny hotel, prowadzony przez miłą starszą panią. Za pokój płacimy 350 RP (dwójka z łazienką).

09.07 wtorek
Bardzo wcześnie rano wychodzimy z hotelu i łapiemy rikszę na lotnisko za 200 RP. Jeżdżą też autobusy, ale wolimy nie ryzykować, że się spóźnimy. Siedząc w samolocie zauważamy mnóstwo wolnych miejsc w economy class, chociaż pani w biurze powiedziała nam, że jest tylko jedno. Lądujemy w Trivandrum i bierzemy rikszę do miasta (40 RP). Wysiadamy przed naszą ulubioną restauracją City Tower, gdzie zamawiamy Alu Gobi za 20 RP, beef with onion za 25 RP, ryż 20 RP, i sałatkę warzywną 15 RP. Przepyszne!!! Dowiadujemy się o autobusy do Madurai (są o 10.30, 12.30 i 14.30). Idziemy na Internet do hotelu Omkar Lodge (15 RP/h). Tam też śpimy (148 RP/dwójka z łazienką). Na kolację idziemy do naszej restauracji i znów dostajemy super jedzonko.

10.07 środa
Podczas śniadania, wiadomo gdzie, zauważamy, że Hindusi piją kawę nie tylko z filiżanki, ale również nalewają ją na spodek i z niego piją. Wygląda to niezwykle śmiesznie. Biegniemy na dworzec, ten obok stacji kolejowej i wsiadamy w autobus do Madurai (121 RP). Autobus jest naprawdę OK, siedzenia lotnicze, więc można sobie wyciągnąć nogi, rozłożyć siedzenie a nawet znalazło się miejsce na półce na nasze dwa wielkie plecaki. Zatrzymujemy się tylko raz na jedzenie. W Madurai wysiadamy na New Bus Station, oddalonym o kilka km od centrum. Bierzemy rikszę motorową 40 RP i jedziemy do kompleksu świątyń Sri Meenakshi. Są niesamowite zarówno zewnątrz jak i wewnątrz. Podglądamy Hindusów modlących się przed swoimi bożkami, zapalających świece, dotykających świętych miejsc. Do kilku świątyń nie możemy wejść, gdyż mogą być tam obecni jedynie Hindusi. Przed świątynią jest rozłożonych mnóstwo kramików z tandetną biżuterią, kwiatami lotosu i pamiątkami. Wieczorem bierzemy rikszę rowerową (10 RP) i jedziemy na dworzec. Pociąg do Madras odjeżdża z półgodzinnym opóźnieniem, ale to normalne w tej części świata.

11.07 czwartek
To dziwne, ale w Madrasie (Chennai) jesteśmy punktualnie o 8 rano. Wysiadamy na Chennai Egmore. Szukamy hotelu niedaleko, jednakże w większości jakość pokoi jest kiepska i są drogie. Po drugiej stronie stacji znajdujemy mały hotelik Army Salvation GH, gdzie za dwójkę z łazienką płacimy 250 RP. Z Parrys Bus Station, jedziemy autobusem do Mamallapuram (21 RP/2h). Wysiadamy i idziemy prosto nad ocean. Po drodze mijamy mnóstwo sklepów z wyrobami z kamienia, w których grupy Hindusów posługując się dłutem i młotkiem, wykuwają w kamieniu różnorakie rzeźby. Świątynia, do której zmierzamy jest już z dala widoczna, wstęp dla zagranicznych turystów tylko 5 USD. Nie płacimy, widok zza ogrodzenia jest wystarczający. Przed wejściem do pozostałych świątyń czatują na nas okropnie natarczywi sprzedawcy pamiątek i pocztówek. Stąd idziemy prosto na dworzec i łapiemy busa nr 188 do Madrasu, który zawozi nas do Crocodile Bank (14 km od Mamallapuram). Bilet kosztuje 20 RP, aparat – 10 RP, kamera – 75 RP, czynne od 8.00-17.30, zamknięte w poniedziałek. Wewnątrz jest ogrodzonych kilkanaście miejsc, w których odpoczywają lub pływają krokodyle. Na początku wydają się być sztuczne, czego jesteśmy prawie pewni widząc nie ruszające się kształty, jednak widniejąca kartka informuje nas, że krokodyle siedzące z otwartymi paszczami na brzegu przyjęły taka pozycję gdyż jest im tak chłodniej. Oprócz krokodyli, obserwujemy też żółwie morskie, legwany i kobry. Wchodzimy również do pomieszczenia, gdzie widzimy jak ludzie z plemienia Irula zamieszkującego południową część Indii, obchodzą się z wężami. Ludzie ci od dziecka oswajają się z tymi niebezpiecznymi gadami i uczą się je chwytać. Wiedza ta jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Tylko oni wiedzą jak wydostać węża z dziury, gdzie się ukrywa i co zrobić, aby nie zostać ukąszonym. Obserwujemy jak młody chłopiec wyciąga je po kolei za ogon i ściskając łby gadów wpuszcza ich jad do małych buteleczek. Z jednego węża akurat schodzi skóra, którą sobie zatrzymujemy na pamiątkę. Idziemy na przystanek i czekamy ponad godzinę na pojazd do Madrasu (15 RP). W Madrasie strasznie pada, wysiadamy i szybko uciekamy do pierwszej, lepszej ulicznej knajpce (kawa 3 RP).

12.07 piątek
Potwierdzamy nasz lot z Kalkuty i czekamy na pociąg z Chennai do Kalkuty, który jest oczywiście opóźniony. Przed nami około 40h w pociągu.

13.07 sobota
Rano pijemy przepyszną herbatę, myjemy się w niezbyt dużej i czystej łazience w wagonie. Jest strasznie gorąco. W Kalkucie na stacji Howram jesteśmy przed czasem mimo wcześniejszego opóźnienia. Za taksówkę z dworca najpierw płaci się w okienku, a potem wsiada się w auto i jedzie. Płacimy 43 RP do Sudder St, gdzie jest najwięcej hoteli. Śpimy w Timestar Hotel (225 RP/dwójka z łazienką). Idziemy na miasto; niedaleko jest market pod dachem, gdzie można wszystko kupić, pamiątki, kosmetyki, ubrania, owoce, jedzenie, dosłownie wszystko. Kupujemy mango: 35-40 RP/kg, granaty: 40 RP/kg i liczi: 70 RP/kg. Jemy kolację w restauracji Zurich Restaurant, czysta, miła obsługa, umiarkowane ceny, szybko podane, pyszne jedzenie (ryż 10 RP, sałatka 15 RP, warzywa z grzybami i pędami bambusa 36 RP, gotowane warzywa 23 RP, lassi bananowe 12 RP). Dzień dobiega końca i tak kończy się nasza przygoda z Indiami i Sri Lanką, które będziemy wspominać bardzo długo. Jutro nieco zmieniamy klimat i lądujemy w Singapurze.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u