Chiny zimą – Anna i Halina Olej

Anna i Halina Olej

Grudzień to nie najlepszy termin by zobaczyć ten kraj. Po prostu jest zimno. Niegdyś Przewodniczący Mao uznał, że energia przeznaczona na ogrzewanie jest energią straconą bezproduktywnie, zaś Partia zadekretowała, iż na terenach leżących na południe od Jangcy jest ciepło przez cały rok. Czyli temperatura na zewnątrz +4 stopnie, zaś w pokoju hotelowym +6 st. C. Jeśli w hotelu są pokoje z klimatyzacją (droższe) to jest szansa na ciepłą noc (o ile klimatyzator się nie zepsuł rok temu). Jak nie – lepiej mieć śpiwór puchowy…

Przed wyjazdem Zaopatrz się w jakiś przewodnik (nowa edycja LP jest mimo wszystko optymalna) i mapę Chin – tego na miejscu łatwo nie dostaniesz. Zrób ksero paszportu, biletu lotniczego i noś w innym miejscu niż dokumenty. Chiny są raczej bezpiecznym krajem do podróżowania, ale kieszonkowcy (zwłaszcza w dużych miastach) też muszą z czegoś żyć. Koniecznie przeczytaj książkę W. Kalickiego “W domu smoka” – pozwoli ci lepiej zrozumieć to co będziesz oglądać na miejscu. Nie bierz zbyt wielu rzeczy na całą podróż: papier toaletowy, szampon etc. dokupisz na miejscu. Ostatecznie tam też żyją ludzie (a nawet ponad 1 mld). Zastanów się co naprawdę chcesz zobaczyć. Na mapie odległości pokonuje się błyskawicznie, ale Chiny to naprawdę ogromny kraj i niekiedy odległość miedzy miastami to jak podróż z Warszawy do Barcelony (albo i dalej). Im wiecej będzie przejazdów, tym drożej wyniesie cię ten wyjazd. Nim zaczniesz się wkurzać, przypomnij sobie, że sam chciałeś tu przyjechać. Nikt cię nie zmuszał, ani nie zapraszał. A skoro już jesteś – to płać za przywilej podziwiania tysiącletniej kultury chińskiej. Niestety, czasem trudno się oprzeć wrażeniu, że Chińczycy jakby testowali granicę wytrzymałości kieszeni turystów. Ceny wstępów są regularnie podnoszone, a jeśli coś jest opisane jako atrakcja turystyczna, to można być prawie pewnym, że zostanie stosownie drogo wycenione.

Pekin

Pierwszy dzień
Na lotnisku można wymienić pieniądze w banku, choć podejdzie do ciebie cinkciarz i zaproponuje transakcję “na czarno”. Czy to prowokacja, czy objaw wolnego rynku – nie wiem, ale pamiętaj, że jeśli zostaną ci yuany, to aby je wymienić na USD, musisz mieć choć jeden kwit z oficjalnej bankowej wymiany. Z lotniska do miasta kursują autobusy (16ź), czas dojazdu ok. 1 h, po drodze mija się plac Tiananmen (ale tu ten autobus się nie zatrzymuje). Ostatni przystanek przed biurem Chińskich Linii Lotniczych, gdzie opadnie cię mafia taksówkowa proponując kurs do hotelu, ceny niżej 50 ź nie schodzą (czyli zawyżone 4-5 razy). Tymczasem wystarczy dojść do metra (3ź za przejazd) i podjechać do bramy Tiananmen. Natychmiast pojawi się ktoś z “Beijing Tourist Map”. Kup – nie bacząc iż kosztuje 8 ź – bo zaznaczono na niej nazwy angielskie i chińskie. Dzięki temu możesz pokazywać w taksówce (o ile szofer umie czytać) i autobusie gdzie chcesz dojechać. Jeżdżenie autobusami po Pekinie bardzo obniży koszty, bilet na przejazd (bez względu na ilość przystanków) wynosi 1 Y. Teraz trzeba znaleźć nocleg.

LP rekomenduje Jinghua Fandian (dormitorium od 26 Y), my obstawiłyśmy położony bliżej centrum Fenglong Binguan, gdzie dwuosobowy pokój z łazienką kosztował 100 ź (ale gdy wróciłyśmy po objeździe wolne były już tylko pokoje za 180 Y). Ten hotel na szkicu LP jest źle zaznaczony. Tak naprawdę nie znajduje się przy ulicy Beiwei Lu jak sugeruje mapka, lecz jadąc od centrum jest za parkiem Taoranting Gongyuan (po tej samej stronie ulicy co park), przy 2 obwodnicy (tzw. second ring) – czego na szczęście w pokojach nie słychać. Najprościej jest wziąć taksówkę z okolicy Beiwei Lu (ok. 10 Y) lub z placu Tiananmen, podjechać do parku (autobusy 66 i 5) po czym się dopytywać ludzi. Innym hotelem wartym zainteresowania jest położony niedaleko Fenglongu hotel Qiaoyuan Fandian (zaznaczony na mapce prawidłowo). Dormitorium kosztuje ok. 30 Y, dwójka z łazienką 132 Y. Ten hotel jest o tyle lepszy, iż działa tam biuro turystyczne i knajpka, czyli dobre miejsce na wymianę informacji. Wynajmując pokój w hotelu pamiętaj, że będziesz musiał zostawić kaucję (zwracaną przy oddaniu klucza) w wysokości od 50 do 150 ź co trzeba przewidzieć wymieniając pieniądze. W księgarni w Pekinie kup kieszonkowy słownik angielsko-chiński (10 Y). Pokazując na wybrane słowa zwiększasz szansę, że ktoś zrozumie o co ci chodzi. Nie będę powtarzać za LP co warto zobaczyć, ale kilka uwag uzupełniających się przyda.

Wielki Mur: Badaling czy Huanghuacheng?
Wielki Mur w Badaling odbudowano dla turystów, zabytek jeszcze ciepły. Z placu Tiananmen rano (od ok. 6.00 do 10.30 są autobusy (37 ź zwykłe, 45 ź klimatyzowane). Godzina dojazdu po czym zwiedzanie pierwszej części muru (bilet wstępu 25 Y) na co przeznaczone jest 1,5 godziny. Następnie 20 minut przejazdu w jeszcze bardziej turystyczną część muru – postój 2 godziny. Można pospacerować po murze, kupić pamiątki, napić się coli. W drodze powrotnej 1,5 godziny przeznaczone jest na zwiedzanie grobów Ming (wstęp płatny kolejne 20 Y). Z tego co mówią, opłata za groby przewyższa ich wartość. Powrót do Pekinu ok. 18.00-19.00 wieczorem.

Huanghuacheng to “dzika” część muru, czyli autentyczna. Najprościej jest dojechać tam autobusem z Pekinu. LP podaje możliwość dojazdu autobusem 916 z przesiadką w Huairou, tymczasem można jeszcze prościej. Ze stacji autobusów dalekobieżnych Dongzhimen odchodzi autobus 961 (to nie czeski błąd, szukaj autobusu 961 choć nie zaznaczono go na mapie turystycznej), który za 7 ź (słownie: siedem Y) dowiezie cię aż do Huanghuacheng. Autobus kursuje od 5.30 rano do 18.30. Czas przejazdu ok. 2 godziny. Można wrócić tego samego dnia, można przenocować w hotelikach w okolicy, można zabiwakować na dziko po odejściu Murem nieco dalej. LP proponuje dwie trasy po tym murze, ale by je przejść wskazany jest brak lęku wysokości i choćby śladowe obycie ze wspinaczką.

Pekińska Opera
Niestety – znowu minus dla kartografów LP. Ze szkicu wynika iż Zhengyici Daxilou jest niedaleko Tiananmen. W rzeczywistości budynek usytuowany jest na rogu Luomashi Dajie i Hufang Lu. Na mapie turystycznej zaznaczono go czarnym punktem z podpisem Huguang Mm., (ok. 3 cm powyżej parku Taornating). Cechy charakterystyczne do rozpoznania to abstrakcyjna biało-czerwona rzeźba w formie koła i wielki plakat sławiący wielokulturowość Chin i jej Armię, zaś na płocie umieszczono na przemian fotosy dzielnych wojaków pomagających ludności i postaci z operowego spektaklu. Sam budynek Zhengyici Daxilou jest ciekawy, bo to najstarszy drewniany teatr w kraju, choć tak wtłoczony między asfalt i zabudowany, iż jego urodę trudno docenić od razu.

Spektakl zaczyna się o 19.00, wstęp 100 ź (LP podaje 50 – może w wakacje za miejsca na galerii jest taniej, w zimie bilety były od 100 do 150 Y). Występ ogląda się siedząc przy stoliku zastawionym owocami. Do tego nim jeszcze usiądziesz podana jest karta win. Polecam ryżówkę za 10 ź `cup’ czyli małą buteleczkę starczającą na trzy czarki, choć nie ma obowiązku składania zamówień. Sam spektakl składa się z dwóch sztuk w wersji skróconej, w przerwie można sobie zrobić zdjęcie z artystami (kolejne 100 ź za pozwolenie wejścia na scenę). Aby jednak w pełni zrozumieć, czym dla Chińczyków są te sztuki warto rankiem udać się do parku.

Park
To jest kawałek prawdziwego życia. Od 6.00-7.00 rano do 9.00-10.00 warto zarezerwować sobie 2 godziny i po prostu pochodzić alejkami. Może to być twoje najlepsze wspomnienie z Pekinu. Puszczanie latawców, szkoła tańca w altanie i tańce na zaimprowizowanym parkiecie, mistrzowie uczący sztuk walki i form z wachlarzami, grupy grające w “zośkę” i praktykujące wspólną gimnastykę… Tu znajdziesz wszystko. Wystarczy rano udać się do najbliższego parku by odnaleźć to wszystko, co stanowi o odrębności tego kraju. Zaś w niedzielę jeśli po obejrzeniu Zakazanego Miasta trafisz do parku Jingshan, masz szansę usłyszenia chińskich chórów prowadzonych przez zawodowych śpiewaków. Nie ma to nic wspólnego z tym co kojarzy nam się jako tradycyjny chiński śpiew, tak niepojęty dla obcych. To co tam odnalazłyśmy, było operą najwyższej klasy, o nieprawdopodobnej skali głosu. A ci ludzie po prostu tylko śpiewali dla samej przyjemności śpiewu.

Przewodniczący Mao i Plac Tiananmen
Ponieważ Plac Tiananmen jest sercem Pekinu, stąd 1/3 obecnych na nim ludzi to wojskowi i tajniacy. Z bramy po ojcowsku spojrzy na ciebie wielki portret Mao, na środku placu możesz odwiedzić jego Mauzoleum (do 11.00 rano, wstęp wolny). Z głośników słychać muzykę typu patriotyczno – optymistycznego, aczkolwiek do optymizmu tu daleko. Jeśli przyjrzysz się uważnie, to zobaczysz, że na placu zawsze są dwa policyjne samochody, do których co najmniej raz dziennie kogoś się szybko prowadzi. Poza turystami mało kto ma torby – na wszelki wypadek są rewidowane, więc miejscowi wolą nosić przeźroczyste reklamówki. Niby nic się nie dzieje, niby wszystko w porządku, ale gdy z głośników dumny spiker powie iż Plac może pomieścić milion ludzi naraz, przypominają się wypadki sprzed kilku lat. Dlatego chyba władza zadbała, aby się ten milion raczej tu nie zbierał i aby nie dać pretekstu, na placu nie ma ani jednej ławki. Jeśli w Pekinie podejdzie do ciebie rozpromieniony student (albo kilku) to stawiam dolary przeciw orzechom iż studiuje sztukę. I masz niewiarygodne szczęście, bo oto właśnie dziś jest ostatni dzień wystawy prac jego szkoły (nauczyciela, klasy). Nie musisz kupować – tylko wejdź rzucić okiem. Pierwszy raz uodporni cię na następne. W miejscach turystycznych typu Zakazane Miasto czy też Plac czeka cię ok. 4-10 zaproszeń dziennie. Nie irytuj się. W porównaniu z Indiami to przecież naprawdę nic. Bądź miły i uprzejmy – oni przecież próbują uczciwie zarobić pieniądze. Nie są nachalni i natrętni, co warto uszanować i nie obrażając nikogo np. powiedzieć że nie interesuje cię malarstwo. Albo z uśmiechem wyznać, że odwiedziłeś już trzy wystawy i na razie masz dosyć. Zrozumieją. Poza tajniakami to jedyni ludzie, którzy naprawdę dobrze mówią po angielsku.

Leshan – Wielki Budda i pan Yang
Z Chonquingu docieramy autobusem do Leshan. Tu opadają nas naganiacze proponujący przeróżne hotele, wybieramy rikszarza, który za 5 ź dowozi nas do hotelu Taoyuan Binguan. Za dwójkę z łazienką płacimy 80 ź i po długim wertowaniu słownika angielsko chińskiego i machaniu rękami przez obie strony ustalamy iż w hotelach poza Pekinem gorąca woda bywa dopiero od 19.00-20.00 i jest do 8.00 rano. W rzeczywistości (choć LP twierdzi inaczej) z hoteli w mieście nie da się zobaczyć Da Fo, czyli Wielkiego Buddy (71 metrów wysokości). To jedyny powód dla którego ludzie w ogóle do Leshan przybywają. Aby zobaczyć Buddę trzeba się promem (2 Y) sprzed hotelu Taoyuan Binguan (niewielki port) przedostać na drugi brzeg rzeki, gdzie płaci się najpierw za wstęp na teren pełen świątyń (za wstęp do nich nie pobiera się dodatkowych opłat), następnie po przejściu kamiennego mostu płaci się 40 ź za wstęp do Wielkiego Buddy. Rzeźba warta jest zobaczenia, na całą trasę trzeba przeznaczyć conajmniej 4 godziny. Powrót łodzią za 1 ź z powrotem do Leshan. LP wspomina o panu Yang (bardzo dobrze mówi po angielsku), właścicielu Yang Restaurant. Oferuje całodzienne wycieczki po okolicy w cenie 120 ź od osoby. W programie zwiedzanie fabryki makaronu, wstęp do typowych chińskich domów, sklep z herbatą (można kupić), przedszkole, wypisanie przez kaligrafa naszego imienia i życzeń po chińsku (pierwsze bezpłatnie, kolejne za 20 Y), zwiedzanie nielicznej ocalałej tradycyjnej zabudowy w pobliskim miasteczku, spacer po targu, odwiedziny w szkółce roślin i obiad. W sumie nie żałowałyśmy, bo bez przewodnika w te miejsca trafić trudno, choć podana cena do tanich nie należy i można dyskutować nad wartościami edukacyjno-poznawczymi takiej wycieczki. Pan Yang może też pomóc w organizowaniu wycieczki do Emei Shan – ale ile to może kosztować i czy warto – nie wiem, na pewno jest to alternatywa dla osób lubiących mieć miejscowego przewodnika. Wreszcie – pan Yang jest przedstawicielem biura turystycznego organizującego rejsy po Jangcy i w cenie II klasy (684 Y), może sprzedać kabinę klasy pierwszej. Reszta klas sprzedawana jest wg normalnej taryfy.

Emei Shan – góry pagód i lekcja w szkole
Na zdjęciu wyglądają bajkowo. Postrzępione skaliste szczyty a na nich pagody. Jak to jest w rzeczywistości – trudno nam powiedzieć, bo kiedy tu byłyśmy panowała koszmarna mgła. Ponieważ te góry są zachwalane jako klejnot chińskich pejzaży, to i odpowiednio do tego wycenione. Wstęp do pagód (każdej z osobna) to wydatek rzędu 6-8 Y, a świątyń sporo. Może nie do każdej trzeba wchodzić? Wstęp na teren gór: 70 Y. Noclegi w pagodach (dormitoria dla pielgrzymów) podobno od 20-30 Y, w hotelach chyba podobnie. W miasteczku Baoguo za pokój (dwójka z łazienką) zapłaciłyśmy 80 Y. Miasteczko przypomina klimatem Zakopane z główną ulicą – wschodnimi Krupówkami. By tu dotrzeć z Leshan jedzie się ok. 1 godz. autobusem do Emei Town, skąd minibusem (5 ź za 3 osoby) do Baoguo. Dopiero stąd można udać się w góry – przez trzy dni można je przejść odwiedzając najciekawsze miejsca (i pamiętając, by na ich zobaczenie odłożyć gotówkę). Ponieważ miasteczko jest małe nie ma tu banku, pieniądze wymienia tylko jeden hotel – Emei. LP podaje Teddy Bear Guesthouse jako miejsce spotkań trampów. Spotkałyśmy tam nauczyciela angielskiego (ale innego niż wymieniony w LP), który zaprosił nas do szkoły, na lekcję konwersacji. Zaryzykowałyśmy, mimo iż była to niedziela, 8 wieczór. Szkoła była pełna uczniów! Trudno było nam ustalić jak wygląda tutejszy system lekcyjny (nauczyciel mówił dużo, ale mało zrozumiale i konkretnie). Pokazywane przez nas zdjęcia naszej rodziny i pocztówek z Polski wzbudziły entuzjazm. Na wypadek takich właśnie spotkań warto zabrać ze sobą trochę obrazków z domu.

Jangcy – nim znikną przełomy
Ten kawałek podróży wyszedł nam niczym survival. Miało być tak: luksusowa kabina pierwszej klasy, statek piękny niczym Titanic i majestat surowej przyrody w przeddzień zagłady (no dobra, 7 lat przed zalaniem). Było… trochę inaczej. Dawno temu była taka zabawa: do dowolnego rzeczownika wystarczyło dodać przymiotnik “socjalistyczny” i otrzymywało się najwłaściwsze opisanie rzeczywistości. Trafiłyśmy na turystyczny statek. Socjalistyczny. O 5.45 rano budziła nas muzyka i głos energicznej pani, która mówiła co dziś zobaczymy, a może przypominała czego na statku robić nie wolno – trudno powiedzieć, bo nikt nie mówił w języku innym niż chiński. Ale zupełną katastrofą okazał się fakt, iż nasz statek pierwszy przełom zdobył o 6.00 rano (ciemno), drugi w promieniach zachodzącego słońca (malowniczo) zaś trzeci około północy (bardzo ciemno). Siłą rzeczy przez tamę Trzech Przełomów przedarliśmy się koło 1.00 rano. W sumie godzina już była bez znaczenia. Czy wszystkie rejsy tak wyglądają – nie wiem. Czy nasz statek był typowy, czy też są inne, lepsze – trudno powiedzieć, ale nie spotkałyśmy niczego, co by poza nasz standard wykraczało.

Na naszym statku jest pięć klas. Pierwsza (najbardziej luksusowa) wyróżnia się tym, że jest prywatna toaleta (a w niej takie udogodnienia jak zimny prysznic, europejski podrdzewiały sedes, nieco obłażące lustro) i dwa łóżka (z kołdrą, poduszką i kocem). Ma też klimatyzację, co jest bez znaczenia, jako że od dawna nie działa. W grudniu jest to pewien problem, bo w kabinie jest zimno jak w psiarni. Byłyśmy naszą kabiną bardzo rozczarowane (tym bardziej, że zalana kiedyś wodą wykładzina butwiała intensywnie woniejąc), dopóki nie zobaczyłyśmy reszty. W klasie drugiej są 3-4 łóżka i zlew. Trzecia to 4-6 łóżek (i takoż zlew). Czwarta to 6-8 łóżek i bywa iż na jednym łóżku śpi się w dwie osoby, zlew oczywiście jest. Piąta klasa to hala pod pokładem, gdzie śpi się pokotem na podłodze, jest kilka ławek a łazienka jest naprzeciwko. Pasażerowie wszystkich klas korzystają z wspólnych kabin prysznicowych i toalet (na pokładzie). Bez względu na rodzaj klasy pasażerowie mają stały dostęp do wrzątku, z tym, że w tych lepszych jest on przynoszony w termosie do kabiny, a w tych gorszych po prostu bierze się go z kranu pokładowych kotłów. W czasie rejsu głód nie grozi. W sklepiku można kupić piwo, herbatniki i zupki w proszku (z miseczkami). W jedynej stołówce podawany jest nieśmiertelny ryż z sosami (8 Y), który nim się go doniesie na stół, jest już chłodny. Urozmaiceniem diety są zakupy przy postoju statku: jajka marynowane w herbacie, owoce, smażone placki.

Plan naszego rejsu wyglądał tak:

– 1-szy dzień: 19.30 wypływamy z Chonquing, cumujemy na noc ok. 22.00-23.00 w nocy.

– 2-gi dzień: Jak w bajce o wilkach morskich: płyniemy i płyniemy. Mijamy industrialny pejzaż Chin i koszmarkowate miasta. Postoje trwają ok. 10 minut, w sam raz by kilku pasażerów wysiadło, zaś zaokrętowało się kilku nowych. Na noc cumujemy w Fengie.

– 3-ci dzień: Pobudka przed świtem i mijamy pierwszy przełom. Widać mało, a w dziób wieje zimny wiatr. O 9.30 pojawia się pani która inkasuje od nas po 100 ź za wycieczkę do Małych Przełomów. LP pisało o 40 Y, ale niestety wygląda na to, że z roku na rok cena dramatycznie idzie do góry. W końcu za kilka lat atrakcja się skończy, zaś ostatni turyści za przywilej oglądania przełomów zapłacą absurdalne pieniądze. Małe Przełomy nam się podobały ogromnie, może dlatego, że płynąc niewielką łodzią między pionowymi skałami naprawdę odczuwa się ich potęgę. Wycieczka kończy się o 16.00 i pół godziny później odpływamy. Płyniemy do drugiej rano.

– 4-ty dzień: Mgła taka, że widoczność spadła do 10 metrów, zatem stoimy na kotwicy (pobudka wyjątkowo o 6.15), a przed południem wyruszamy. Płyniemy i płyniemy. Widoki beznadziejne, bo z obu brzegów usypano wał obsadzony rzadkimi drzewkami. Jedyną atrakcją są nieliczne miasta, acz o urodzie wątpliwej.

– 5-ty dzień: Płyniemy. Widoki bez zmian. O 15.00 docieramy do Wuhan.
Z portu bierzemy taksówkę do dworca autobusów dalekobieżnych Hankou (5 Y), kupujemy bilet do Huangshan i inwestujemy 150 ź w pokój z klimatyzacją (nareszcie ciepło!) w hotelu Mengtian Hu Binguan. Wuhan sprawia światowe wrażenie i jest o wiele milszy niż Chonquing. Robiąc nareszcie pranie, nie mogę oprzeć się myśli, iż wariant optymalny zobaczenia przełomów powinien wyglądać tak: zaokrętować się w Wanxian lub w Fengie (wygląda na to, iż wszystkie statki tu zawijają). Zobaczyć pierwszy przełom Qutang Xia i małe przełomy. Potem popłynąć statkiem dalej, a jeśli trzeci przełom minie się nocą to należy być twardym, wysiąść w źichang (po północy!) i zaokrętować się rano na cokolwiek co płynie w górę rzeki. Zaliczy się w ten sposób za dnia tamę i trzeci przełom. Jeśli koniecznie ktoś chce dotrzeć do Wuchan to taniej i szybciej jest autobusem z źichang (ok. 90 Y, 4 godziny jazdy). Ale Chiny to wielka niewiadoma – my byłyśmy tu w grudniu, czyli poza turystycznym sezonem, kiedy wody na rzece było niewiele. Być może latem o bilety na statki trzeba walczyć (chińscy turyści też chcą zobaczyć swój kraj), małe przełomy są niedostępne, a terminarz spływu wygląda wtedy zupełnie inaczej. Na wszelki wypadek zachowaj rewolucyjną czujność.

Huang Shan – góry we mgle
Z Wuhan dotarłyśmy do Tangkou – miasteczka u podnóża gór Huang. Nocleg w hotelu. Pierwsza noc – 100 ź stargowane z 150 za pokój nie ogrzewany, druga noc 150 ź stargowane z 250 za pokój z działającą klimatyzacją. Ponieważ znowu była straszliwa mgła, nie było sensu pchać się na górę. Ceny zresztą straszne: Wstęp na teren gór 70 Y, kolejka linowa na szczyt 40 ź (w jedną stronę), nocleg na górze 100 ź za dormitorium, 400 ź za pokój. Sądząc po zdjęciach miejsce malownicze, ale ceny zabójcze. Zrobiłyśmy sobie dzień dziecka i spacer po okolicy. Następnego dnia rano pojechałyśmy autobusem do Tunxi (na niektórych mapach nazywany też Huangshan) gdzie jest lotnisko. Przejazd 2 h, cena 13 Y. Stąd samolotem wróciłyśmy do Pekinu i tak zakończyła się nasza wyprawa. Następnym razem mamy nadzieję w grudniu pojechać jednak do ciepłych krajów!

Różne informacje praktyczne

Termin
Grudzień 2000

Czym do Chin
Połączenia oferują m.in: Finnair, Alitalia, KLM, Malev. Ceny od 650 USD, ale niekiedy bywają atrakcyjne promocje (w roku 2000 przebojem była cena 340 USD). Najtaniej jest polecieć z lotnisk w Niemczech, ceny już od 1000 DM, ale ja tego szlaku jeszcze nie przerobiłam. Droga lądowa (przez Rosję) do tanich już nie należy, ale zawsze to kawał dodatkowej przygody. Finnair ma dobrą propozycję dla osób którym pozostanie trochę miejscowej gotówki: w czasie lotu pasażerom rozdawane są specjalne koperty na darowiznę. W tym roku zbierano na głodujące dzieci, a drobne z wszystkich rejsów dały w efekcie sporą sumę. Pomysł godzien poparcia.

Transport na miejscu

– Beijing – Chonquing – samolot, 1400 Y, 2 godziny lotu, loty dwa razy dziennie
– Chonquing – Leshan – autobus, 6 godzin, 63 Y, kilka połączeń dziennie
– Leshan – Emeishan – autobus, 1 godzina, 7 Y, co godzina
– Emeishan – Chonquing – autobus, 7 godzin, 95 ź (bo to był autobus klasy turystycznej, czyli miękie siedzenia) wyjazd 8.00, przyjazd o 15.00, bezpośrednio jest chyba tylko jeden dziennie
– Chonquing-Wuhan – statek, wypłynięcie 11.12 o 19.30, przypłynięcie 15.12 o godz. 15, klasa II (choć w rzeczywistości I) 678 Y
– Wuhan – Hunagshan (Tangkou) – autobus (8.30-19.30), 163 Y – Huangshan – Beijing – samolot, 1000 Y, 1,5 godziny lotu, loty trzy razy w tygodniu. W Chinach powstaje coraz więcej autostrad, zatem między miejscami turystycznymi podróżuje się dosyć sprawnie, zaś autobusy odchodzą punktualnie.

Uwaga
Jeśli nie zależy ci na obejrzeniu Chonquing (ogromne, przemysłowe miasto, 14 mln. mieszkańców), a chcesz dotrzeć do Leshan, to taniej będzie z Pekinu polecieć do Chengdu, a stamtąd autobusem do Leshan tylko 2 godziny. Nam się plany zmieniły po zobaczeniu miasta przez okno taksówki (z miejsca skąd dowożą autobusy z lotniska do autobusów dalekobieżnych, 5 Y).

Ceny
Bilety na transport państwowy nie podlegają dyskusji. Wszystko inne – tak. Hotele (nie sugeruj się ładnym wyglądem, tu nie ma taniutkich obskurnych azjatyckich hoteli) często podają niższe ceny od wywieszonych, ale i tak można się potargować. Nie zawsze opuszczą, ale spróbować zawsze warto. W Pekinie to nie działa, na prowincji szansa jest większa. Oficjalny kurs 1 USD = 8 Y. Kartą kredytową można płacić w droższych hotelach, kupując bilety lotnicze oraz w niektórych sklepach. W Pekinie widziałyśmy bankomaty, ale nie korzystałyśmy z ich usług.

Pamiątki w miejscach turystycznych (okolice Tiananmen, Wielki Mur w Badaling, Przełomy Jangcy) mają ceny zawyżone kilkunastokrotnie. Przykładowo metalowy smok, cena wywoławcza 120 Y, cena sprzedaży 11 Y, hematytowe korale z 80 spadły do 10 ź zaś mosiężny czajniczek za 450 ź został sprzedany za 50 ź etc. Zatem nie należy sugerować się podawaną ceną, tylko podawać kwotę jaką chcemy zapłacić (odejmując 10-20% na targowanie się). Jeśli sprzedawca nie kontynuuje rozmowy to znaczy że przeszarżowałeś. Jeśli jednak biegnie za tobą, to znaczy, że jesteś blisko właściwej ceny.

W sklepach lepiej nie kupować, bo podawane tam ceny to absurd (latawiec 180, na placu Tiananmen 15 Y, plecak 100 Y, na straganie 200 metrów dalej 30 Y, pleciony kapelusz 130 Y, na ulicy 11 Y). Czyli sklepy raczej pozostaw tym, którym cena jest obojętna.

Ambasada CHRL w Warszawie

Ul. Bonifraterska 1, wizy są wydawane od ul. Wałowej.
Dział wizowy czynny: pn 13.30-15.30, śr. i czw. 9.00-11.00

Koszt wizy z pojedynczym wjazdem 150 zł (jeśli wydawana po 2-3 dniach) lub 100 zł (wydawana powyżej 3 dni). Aby otrzymać wizę trzeba złożyć wniosek z 1 zdjęciem, paszport oraz przedstawić bilet lotniczy w obie strony. Żadne dodatkowe dokumenty (zaproszenia, konto w banku, rezerwacja hotelu) nie są wymagane, ale to się może zmienić, zatem upewnij się przed złożeniem wniosku. Powyższe wymagania dotyczą tylko wyjazdu na tereny otwarte w Chinach. O ile wiem uzyskanie pozwolenia na wjazd do Tybetu jest dużo trudniejsze (i bardziej kosztowne).

Osoby które planują wjazd lądem muszą albo urokiem osobistym oczarować pracowników ambasady, albo zdobyć bilet lotniczy, który jest potrzebny tylko w momencie składania wniosku. Pan przyjmujący aplikację oddaje go zaraz po sprawdzeniu czy dane zgadzają się z paszportem. By uzyskać wizę paszport musi być ważny minimum 6 miesięcy.

Polskie placówki w Chinach

(Uwaga: LP tych adresów nie podaje, zatem lepiej je zabrać ze sobą!)

Ambasada Polska w Pekinie
1 Ri Tan Lu Jianguomenwai, 100600 Beijing (Pekin), PR China
tel 0-086-10 6532-12-35
Wydział konsularny w tym samym budynku

Konsulat Generalny RP w Kantonie
63 Shamian Main Street, Guangzhou 510130
tel 0-086-20 8186-50-09

Konsulat Generalny RP w Szanghaju
Jianguo Xilu 618, Shanghai, PR China
0-488621 6433-47-35, 6433-92-88

Co zabrałyśmy
Plecaki miały być lekkie – i takie były. Na grudniowe chłody myślę, że był to zestaw optymalny. Jadąc latem można część z tego zostawić, choć w górach może być rześko.

Ubrania: 1 para spodni (ciemnych, bo z praniem będzie kłopot), polarowy dres (gruby, najlepiej 200), polarowa bluza (300), wełniane rajstopy, koszula flanelowa, 3 podkoszulki, bielizna, 3 pary skarpet (w tym 2 grube), cienka kurtka przeciwdeszczowa (ortalion, głównie przeciwwiatrowo), kurtka polarowa, rękawiczki, polarowa opaska na głowę (nie lubię czapek), adidasy (lepsze będą wygodne buty trekkingowe), klapki pod prysznic.

Różności: nóż, saszetka na dokumenty (noszona pod ubraniem), saszetka na podręczne pieniądze, kosmetyczka (i kilka szamponów w saszetkach – na wyjeździe bardzo się sprawdzają), ręcznik, 10 zupek w proszku (dla zmiany diety), butelka aluminiowa na napoje (ma uszczelkę, zatem można do niej przelać colę lub piwo bez ryzyka iż wypłynie), latarka, śpiwór puchowy.

Leki (w nawiasie podaję to co ja najczęściej zabieram, ale można stosować inny odpowiednik leku): plastry, coś na przeziębienie (Aspiryna), środek przeciwbólowy (Apap), coś przeciwko biegunce (Salotannal), pastylki do ssania na gardło i stany grypowe (Boiron – homeogene 9 i Strepsile). Ponieważ nie byłyśmy w terenach malarycznych nie zabrałyśmy nic przeciwko malarii. Bliższych informacji na temat występujących w Chinach chorób i wymaganych szczepień udziela Sanepid w Warszawie tel. (22) 620-90-01.

Jedzenie w Chinach
Wszędzie można kupić chińskie zupki (1,5-3 Y), niekiedy od razu z miseczką (3-5 Y). Wszędzie, w eleganckim hotelu i w dormitorium dostaniemy termos z wrzątkiem. Posiłek w knajpce na ulicy (ryż + sosy z bambusami, mięsem, tofu etc) od 4 do 15 Y. Dania w knajpce ze stolikami wewnątrz od 10 do 50 Y. Warto upewnić się co do ceny zamawianego dania (najlepiej sprawdzić w karcie), bo znalazłam menu w niepozornej knajpce, gdzie ceny dochodziły do 120 Y… W Chinach zamawia się dania jedzone wspólnie z jednego talerza. To dobry pomysł, bo często porcje są jak dla chłopa od kosy. Do posiłku można zamówić colę (4-8 Y) lub piwo (3-8 Y), prawie zawsze dostaniemy też bezpłatnie zieloną herbatę. Dania je się palcami (jak uliczne naleśniki za 2 Y) lub pałeczkami. Warto potrenować w domu, nie bacząc na ironiczne spojrzenia otoczenia. W końcu jedzenie (pałeczkami) to też sztuka!

Rozmaitości ze świata

Wielki Mur Chiński jest dłuższy o 500 kilometrów niż dotychczas podawano. Jego nowy fragment odkryto na terenie poligonu nuklearnego w Xinjiang.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u