Chiny 2012

 Ewa Flak, Jarosław Kociel

Chiny – kraj 1 343 239 923 mieszkańców*

Termin: 20 kwietnia – 21 maja 2012r. (32dni)

Uczestnicy: Ewa, Jarek, Mirek, Piotrek

Trasa lotnicza: Warszawa-Frankfurt-Pekin, powrót Pekin-Kijów-Warszawa (Aerosvit-4 loty) -1842zł.

Trasa lądowa: Pekin – Luoyang – Xian – Chengdu – Leshan – Emei – Kunming – Shilin –

Lijang – Guilin – Longsheng – Shenzen – Hongkong – Macau – Szanghaj –

Pekin

Koszty podróży: 6263 zł/os. razem z pamiątkami

Kursy walut: Chiny 1 $ = 6,25 CNY, 1 EUR = 7,33 CNY, Hongkong 1$ =7,35 HKD

Czas: + 6h w stosunku do Polski

Bezpieczeństwo: W Chinach jest bezpiecznie, a turystów traktuje się z troską. Każdy miejscowy wie, że nie warto być agresywnym i robić krzywdy „długim nosom ”, bo grozi za to kara śmierci. Bez obaw można więc ruszać na podbój uliczek w miastach nawet nocą.

Wizy: Koszt wizy podwójnego wjazdu, załatwianej w trybie zwykłym (5 dni roboczych) to 220 zł. Do otrzymania wizy potrzebna jest rezerwacja pierwszego noclegu w hotelu. Ambasada CHRL znajduje się w Warszawie na ul. Bonifraterskiej 1

Język: Język chiński i angielski jest używany tylko w miejscach turystycznych, poza nimi Europejczyk będzie miał kłopoty z komunikacją chyba, że opanuje sztukę „języka krzakowego”. Dogadanie się z miejscowymi to jak równanie z dwoma niewiadomymi lub kalambury.

Pogoda: Ze względu na ogromną powierzchnię kraju klimat jest zróżnicowany. Średnia temperatura w czasie naszej podróży wynosiła 25ºC.

Elektryczność: 220 V, należy mieć adapter, bo są różne wejścia wtyczek, min. Hongkong

Przewodniki i mapy:Lonely Planet „China”

Koszyk podróżnika: woda mineralna duża-5 CNY, mała- 3 CNY,coca-cola duża-6,6 CNY, mała-4 CNY, lody duże-10 CNY, małe-2 CNY, chleb krojony-10 CNY, piwo w sklepie-od 3 CNY, wódka 0,5l- od 10 CNY w górę, wino- 20 CNY, papierosy najtańsze-3 CNY, Marlboro-15 CNY, internet-1 godz.-4-6 CNY, kartka pocztowa-10 CNY/12 kartek, (doszły do Polski po 21 dniach), znaczek-4,50 CNY, Benzyna: etylina 90- 7,88 CNY,

20 kwiecień 2012r.piątek●Bytom-Katowice-Warszawa

O godz. 23.45 pojechaliśmy autobusem firmy PolskiBus z Katowic do Warszawy (4.45godz/15zł/os.). Przystanek końcowy trasy znajduje się przy metrze stacji Wilanowska.

21 kwiecień 2012r. -sobotaWarszawa-Frankfurt-Pekin

Pierwszym metrem o godz. 5.00 podjechaliśmy do stacji Warszawa Centrum. Warto kupić bilet godzinny, bo na jednym bilecie można jeździć wszystkimi środkami komunikacji miejskiej. Dalej pojechaliśmy autobusem nr 175 na lotnisko. O godz. 10.45 mieliśmy samolot do Frankfurtu, gdzie lądujemy o godz. 12.35, następnie o godz. 14.15 lecimy do Pekinu.

22 kwiecień 2012r.-niedzielaPekin

O godz. 5.05 byliśmy na miejscu. Z lotniska do centrum miasta jeździ szybka kolej za 25 CNY/os. na stację Dongzhimen. Stąd już można przemieszczać się w dowolnym kierunku miasta. Przejazd metrem to 2 CNY/os. My pojechaliśmy na Beijing West Railway Station, wysiedliśmy na Military Muzeum i podeszliśmy ok. 1 km do stacji pociągów dalekobieżnych. Ogrom tej budowli powala, aby wejść na dworzec trzeba mieć tzw. peronówki lub okazać wcześniej kupiony bilet. Przechodzi się przez bramki, gdzie ochroniarze prześwietlają nasze bagaże. Dworce zazwyczaj są podzielone na ogromne poczekalnie i kasy biletowe, do których wchodzi się osobnym wejściem. Kupienie biletu to też duże wyzwanie, bo chociaż nad jedną z kas wisi napis informujący o obsłudze w języku angielskim to i tak kasjer musi znaleźć osobę posługującą się tym językiem. My pisaliśmy nazwy miast, godziny odjazdów i rodzaj miejscówek po angielsku, a jak to nie pomagało, to pokazywaliśmy nazwę w przewodniku napisaną po chińsku a w języku migowym tłumaczyliśmy, że chodzi o sleeper. Pociągi dzielą się na 4 klasy: twarde siedzenia (yingzuo), miękkie siedzenia ruanzuo), twarde leżanki (yingwo), miękkie leżanki (ruanwo). Przy zakupie biletu kolejowego koniecznie musimy znać stację docelową, dzień wyjazdu, godzinę, numer pociągu oraz klasę wagonu, który nas interesuje. Do zakupienia biletów niezbędny jest paszport. Bez tego mogą być problemy, bo numery paszportów wpisywane są na biletach i odpowiadają miejscu w pociągu. W przedziałach sypialnych, tzw. prowadnica zabiera oryginalne bilety wydając tymczasowe karty. Po dojechaniu na miejsce oddaje bilet, bo może być żądany do okazania przy wyjściu z dworca. Łóżka w przedziałach sypialnych są zróżnicowane cenowo w zależności od piętra. Bilety można kupić najwcześniej 5 dni przed podróżą.

Kupiliśmy bilety do Luoyang za 106 CNY/os. na godz.21.34. Mając tyle godzin do odjazdu pociągu, podjechaliśmy metrem na Plac Tiananmen, gdzie poszliśmy do Zakazanego Miasta i obeszliśmy ten ogromny plac (800x500m), który nie mieści się nawet w szerokokątnym obiektywie aparatu fotograficznego. Aby uwiecznić jego panoramę trzeba zrobić 3-4 zdjęcia. Zmęczenie podróżą i zmiana czasu dały o sobie znać bardzo szybko, więc staraliśmy się jak najwięcej chodzić, aby nie usnąć na ławce, którą sobie przysposobiliśmy. Wieczorem pojechaliśmy na dworzec, gdzie zjedliśmy kolację w jednej z licznych knajpek. Podróż pociągiem w wagonie z twardymi siedzeniami to nie lada wyzwanie. Hałas, rozmowy, ciągle przemieszczający się ludzie, wózki z jedzeniem, zapachy zupek chińskich to standard w tych wagonach. Dodatkowo problem stanowi ograniczona ilość miejsca na nogi, więc po kilkunastu godzinach skurcze i opuchlizny dawały o sobie znać.

23 kwiecień 2012r. -poniedziałekLuoyang (Klasztor Shaolin)

Na dworcu kupiliśmy bilety do Xian na następny dzień (55 CNY) i Chengdu (209 CNY). Wzięliśmy taksówkę i za 30 CNY/4 os. podjechaliśmy do „Up House Hostel” za 180 CNY/4 os. w dormitorium. Po wzięciu kąpieli i śniadaniu wykupiliśmy busik do Klasztoru Shaolin za 300 CNY/4 os. w dwie strony. Wstęp kosztował 100 CNY/os. i obejmował wizytę w świątyni, pokazy sztuk walki, oraz możliwość obejścia terenu szkoły dla młodych adeptów. Tu narodziło się Kung-Fu. W okolicach świątyni znajduje się dzisiaj wiele szkół walki, w której dzieci i młodzież w pocie czoła szlifują swoje umiejętności. Całość to kompleks kilku szkół ulokowanych w różnych punktach. Klasztor został zbudowany w 495r. Po powrocie do miasta spróbowaliśmy pierożków dim sum i owoców.

24 kwiecień 2012r.-wtorekLuoyang (Groty Longmen)

Dziś od rana pada. Poczekaliśmy trochę w hostelu, aż pogoda się poprawi. Potem autobusem nr 81 pojechaliśmy za 1,5 CNY/os. do Grot Longmen. Wysiedliśmy na ostatnim przystanku. Trzeba w hostelach wszystkiego się wypytać i poprosić o napisanie nazw po chińsku, bo przeciętny Chińczyk zazwyczaj nie rozumie nazw pisanych inaczej niż krzaczki. Nasza wymowa angielskiego też różni się od ich, więc aby dotrzeć na miejsce trzeba mieć zapisane to na kartce. Z przystanku do wejścia jest kilkaset metrów, które przechodzimy przez kramy i sklepiki, a na końcu znajdują się kasy biletowe, gdzie za wstęp płacimy 120 CNY/os. Trasa zwiedzania wiedzie wzdłuż rzeki. Wyrzeźbione posągi Buddy znajdują się w jaskiniach i grotach. Cały kompleks rozciąga się na odcinku ponad 1,5 km wzdłuż skalnych ścian nad brzegiem rzeki Vi. W skałach wyrzeźbiono ponad 97 tys. posągów Buddy. Znajduje się tam również 1325 dużych i małych jaskiń, 750 nisz i 40 pagód. Nasz towarzysz podróży Mirek, który był w Chinach 15 lat temu, udał się w tym czasie na wystawę piwonii (wstęp 50 CNY). Po powrocie do hostelu wzięliśmy bagaże i ruszyliśmy na dworzec kolejowy. Pociąg do Xian o godz.17.15 miał godzinne opóźnienie. Przez kolejne 5 godzin przyglądaliśmy się codziennemu życiu w pociągu. Chińczycy wciąż jedzą, rozmawiają, nie bacząc, że ktoś ich słyszy, słuchają muzyki z komórek, ale bez słuchawek, odcharkują flegmę, którą nie wiadomo gdzie spluwają. Ale najważniejsze jest to, że nie zaczepiają turystów, nie chcą rozmawiać i pytać standardowym zestawem: skąd jesteś, ile masz lat, co studiujesz, ile zarabiasz itp. Mamy spokój, o ile w tych warunkach to możliwe. Fajne w pociągu jest to, że mają stały dostęp do gotowanej wody, więc mogą chlipać swoje zupki i herbatki do woli. Zauważyliśmy różnicę w przejazdach pociągami indyjskimi, gdzie rodzina zazwyczaj ma porządny zapas jedzenia w różnych pojemniczkach, słoikach gdzie zajmuje on całą, wielką torbę. Tutaj mają reklamówkę pudełek z zupami, torebkę słonecznika lub orzeszków ziemnych, czasem chipsy i butelki z przegotowaną wodą lub herbatą. Małą sensację budzi tutaj Jarek, bo jest bardzo wysoki jak dla nich i ma włosy na nogach co wywołuje salwy śmiechu u kobiet. Chińczycy prawie w ogóle nie mają zarostu na ciele. Na twarzy mężczyźni mają liche kłaczki. Po kilku godzinach jazdy poszliśmy do wagonu w stylu Wars i tu doczekaliśmy w ciszy stacji Xian. Czas umilaliśmy rozmową z Argentynką mówiącą płynnie po chińsku (oprócz tego japońsku, angielsku, hiszpańsku), podróżującą z amerykańskim Japończykiem, nie rozumiejącym chińskiego. Wszyscy Chińczycy zwracali się do niego uznając go za krajana, a potem dziwili się, że „biała” odpowiada po chińsku. Budziło to nieodmiennie śmiech i konsternację. O godz. 23.00 byliśmy w Xian. Tu znaleźliśmy hostel „Han Tang Inn” w pobliżu Bell Tower. Zapłaciliśmy 480 CNY/4 os. za 2 noce. Mimo późnej pory poszliśmy coś zjeść, znajdując nocny kramik z grillowanymi smakowitościami, między innymi mięsko, grzybki, kalmary. Do tego wyśmienite ananasowe piwo. Pycha !!!

25 kwiecień 2012r. środaXian (Armia Terakotowa)

Rano pojechaliśmy do jednego z cudów świata, czyli Terakotowej Armii. Autobusy nr 306 i 915 jadą spod dworca kolejowego. Stanowiska znajdują się po lewej stronie wychodząc z dworca. Podróż trwa godzinę i kosztuje 7 CNY/os. Wstęp do Muzeum Armii to 150 CNY/os., ale my kupiliśmy bilety studenckie za 75 CNY/os. (za okazaniem ISIC, potem działał też nasz polski dowód osobisty!). W 1974 r. grupa wieśniaków kopiących studnię przypadkowo odkryła terakotowe figury wojowników i koni. Prace wykopaliskowe ujawniły ponad 1400 postaci z 20 rydwanami i 100 końmi. Miały strzec grobu cesarza Qin Shihuangdi. Każda postać jest naturalnej wielkości i ma indywidualne rysy twarzy. Całość muzeum to oczywiście potężny kompleks sklepików, restauracji, budynków niewiadomego przeznaczenia i oczywiście pawilony z posągami. Przechodzi się tutaj z punktu A do punktu B jak w salonie Ikea, gdzie trzeba w każdym miejscu być. Sama armia wywarła na nas wrażenie, dziwiliśmy się że w wielu opisach twierdzono, że jest przereklamowana. Do armii oczywiście warto jechać mimo, że to tylko gliniane figurki. Całość nie została jeszcze odkopana i nie odnaleziono grobowca cesarskiego. Jest więc na co czekać, a świadomość że może to być jedna z niewielu tajemnic na tym świecie i nieodkrytych plam na mapie dodaje temu miejscu atrakcyjności. Co do komercji to w Chinach trzeba się do tego przystosować, bo miliony turystów z całego świata i kraju muszą być nakarmieni, zadowoleni i zorganizowani, aby każdy mógł wygodnie podziwiać ten zabytek. Po 3 godzinach zwiedzania postanowiliśmy wrócić do miasta. Odwiedziliśmy muzułmańską dzielnicę, gdzie znajduje się jedyny chiński meczet Great Mosque (wstęp 25 CNY/os). Naprawdę warto go zobaczyć, bo różni się zdecydowanie od tych powszechnie znanych na całym świecie. Potem zrobiliśmy ucztę „patykową” na miejscowym targu, czyli mięsko nadziane na patyczki, pieczone na grillu, do tego tradycyjny chlebek arabski. Miasto jest czyste i ładne, budynki podświetlone, dobrze utrzymane. Wróciliśmy do hostelu i rozegraliśmy międzynarodowy turniej ping-ponga Chiny-Polska. Zwycięstwo !!!

26 kwiecień 2012r.-czwartekXian-Chengdu

O godz.4.30 pobudka, taksówką za 10 CNY pojechaliśmy na dworzec kolejowy. Tu okazało się, że pociąg do Chengdu na godz. 6.00 ma 40 minutowe opóźnienie. Załadowaliśmy się na nasze sypialne miejsca, gdzie komfort okazał się nieporównywalny. Łóżka mają czystą pościel, prowadnice dbają o porządek, chodzą z miotełkami, sprzątają i wyrzucają odpadki. Wszyscy zasnęliśmy, mając przed sobą prawie 16 godz. jazdy, okazuje się że to najlepsza opcja. O godz. 22.22 dojechaliśmy do Chengdu, gdzie od razu na stacji kupiliśmy bilety na kolejne dni podróży z Emei do Kunming, zabezpieczając się na wypadek braku miejsc sypialnych (252 CNY/os. na 29.04.2012r.), następnie taksówką za 18 CNY/4 os. dojechaliśmy do „Sim’s Cozy Garden Hostel”, gdzie wynegocjowaliśmy cenę 125 CNY/za pokój 2 os. Wszystkie hostele opisane i zaznaczone są w Lonely Planet, warto też wyrobić sobie kartę International Hosteling, bo wtedy otrzymuje się zniżkę. Prawie o północy skusiliśmy się jeszcze na jedzenie w jednym z barów na rogu przeżywając małą wpadkę kulinarną.

27 kwiecień 2012r.-piątekChengdu (Rezerwat Pand)

Ruszyliśmy taksówką za 42 CNY/4 os. do Panda Reserve Center (25 km za miastem), gdzie hodowane i rozmnażane są pandy wielkie. Wstęp 58 CNY/os. Jest to kompleks składający się z kilku wybiegów, pawilonów i inkubatorów, położony na obszarze porośniętym przez bambusy i inne egzotyczne rośliny. Ośrodek spełnia przede wszystkim funkcję rezerwatu i ma chronić te przemiłe zwierzaki, jak również doprowadzać do prokreacji. Tak więc ilość sklepików i knajpek jest tu minimalna, nie ma tam całego Disneylandu, itp. komercji. Można za to oglądać pandę do woli, bo od rana wychodzą na wybiegi, gdzie są karmione (oczywiście bambusem), bawią się, wspinają na drzewa i platformy. Tylko w tym czasie te zwierzęta wykazują jakąś śladową aktywność i pokazują się w miejscu widocznym dla zwiedzających. W pozostałym czasie po prostu śpią, i wyglądają na bardzo znudzone. Dużą atrakcją są maluchy, które uczą się życia w stadzie i ustalają swoją hierarchię. Podgryzają się, walczą ze sobą, ale nie wyrządzają sobie żadnej krzywdy. Wzbudza to dużo śmiechu wśród zwiedzających. Dużym odkryciem dla nas są pandy czerwone, które wyglądają jak duże lisy, szopy pracze lub tchórze. Na wolności żyje w tej chwili około 1000 sztuk pand. Jej wizerunek jest godłem World Wildlife Fund. Wróciliśmy do miasta za 47 CNY/4 os., podjeżdżając do Świątyni Wen Shu, wstęp 5 CNY/os. Obeszliśmy ciekawy kompleks świątynny i załapaliśmy się na darmowy posiłek w postaci miski ryżu i jakiejś zieleniny. Następnie przeszliśmy pod Monument Mao, który znajduje się w centrum miasta. Widać było przygotowania do święta 1 Maja, gdzie układane są klomby kwiatowe, wieszane transparenty, budowane sceny. W parku odbywały się koncerty, a my udaliśmy się do jednego z Tea House, gdzie pokosztowaliśmy kilku rodzajów herbat w towarzystwie Chińczyków grających zapamiętale w karty i domino (na pieniądze). Metrem wróciliśmy do dzielnicy, w której był nasz hostel, odwiedzając po drodze Carrefoura, gdzie dokonaliśmy zakupów.

Po tych kilku dniach nasunęło nam się kilka wniosków. Jak na razie nie mamy negatywnych odczuć co do Chińczyków. Nikt nam nie przeszkadza, nie zaczepia, ani razu nas nie oszukano. Czujemy się bezpiecznie. Poziom usług hostelowych jest dobry, wszędzie jest czysto i przyjemnie. Jedzenie jest w miarę zjadliwe, chociaż mamy problem z zamawianiem, jeśli nie ma obrazków lub anglojęzycznych nazw. Tak więc pokazujemy palcem zaglądając do talerzy u innych ludzi, że też chcemy to zjeść.

28 kwiecień 2012r.-sobotaChengdu-Leshan-Emei (Posąg Buddy)

Z dworca autobusowego, pojechaliśmy do Leshan za 48 CNY/os. Autobusy odjeżdżają co godzinę, a odległość 130 km, pokonaliśmy w dwie godziny. Pojazdy są czyste, standardowo wyposażone. Z Leshan podjechaliśmy 15 km taksówką za 34 CNY/4 os. do miejsca, gdzie znajduje się 71 m posąg Buddy, z czego sama głowa mierzy 15 m. Bilety kosztują 160 CNY, studenckie 90 CNY/os. za Buddę stojącego i leżącego. Trasa wiedzie wśród grot, schodkami do góry, przez malowniczy park. Wielki Budda stoi nad brzegiem rzeki z góry widać tylko jego potężną głowę z tułowiem, jednak uchwycenie całości w obiektywie jest niemożliwe. Tak więc ustawia się długa kolejka w dół, aby z brzegu rzeki lub z łódki zrobić zdjęcie, lecz my zrezygnowaliśmy z tej opcji widząc jaką perspektywę mamy przed sobą a zdjęcie z dołu pozwoli sfotografować jedynie nogi i czubek głowy. Następnie zabraliśmy bagaże, które zostawiliśmy w kasie biletowej i busem za 15 CNY/os.(2 godz.) podjechaliśmy do Emei. Potem z dworca autobusowego za 90 CNY/os. w dwie strony, pojechaliśmy w góry, po drodze płacąc za wstęp do parku za bilet studencki po 90 CNY/os., normalny 150 CNY. Był to tego dnia ostatni autobus, zamierzaliśmy wejść jeszcze wyżej w góry i tam przenocować w jakimś klasztorze, ale dosyć szybko się ściemniało, więc postanowiliśmy zostać w osadzie i przenocować w którymś z hosteli. Baza noclegowa wciąż się rozbudowuje, więc prawdopodobnie za jakiś czas powstanie tu spore miasteczko. Zostaliśmy w hostelu „Fu Qiang Restaurant”. Zazwyczaj nad restauracjami jest kilka pokoi noclegowych. My zapłaciliśmy 100 CNY/pokój, choć cena wywoławcza rozpoczynała się od 200 CNY. Ponieważ było mało turystów, hotelarze musieli nieco spuścić z ceny. Tu zamówiliśmy jedzenie w postaci zupy wegetariańskiej, która okazała się liśćmi szpinaku zanurzonymi w gorącej wodzie z imbirem, do tego mięso po syczuańsku, czyli wszystko pływało w chili. Obiad kosztował nas 54 CNY.

29 kwiecień 2012r. niedziela●Emei

O godz.4.30 pobudka, aby zdążyć na pierwszy kurs kolejki linowej na szczyt góry. Okazało się, że kolejka na razie jest zepsuta i nie wiadomo, czy dziś ruszy. Zaczął padać deszcz i zrobiło się trochę zimno. Postanowiliśmy, więc podejść pod górę i zobaczyć jak rozwinie się sytuacja. Po drodze deszcz ustał a my wchodziliśmy schodkami. Po dwóch godzinach byliśmy na miejscu. Na szczycie znajduje się świątynia pokryta złotą farbą mieniącą się we wschodzącym słońcu. Na górę wchodzą tłumy ludzi, jest gwar, szum, żadnego mistycyzmu spotykanego w Tybecie lub Indiach. Ot, taka kolejna wycieczka i 3099 m n.p.m. zdobyte. Niektórzy są tu wnoszeni w lektykach. Jarek z Mirkiem postanowili przejść do końca trasy, gdzie znajduje się ostatnia świątynia na skraju góry, ale okazało się, że ten odcinek jest zamknięty dla turystów. Po zejściu w dół wsiedliśmy do busa jadącego do Emei, by po dwóch godzinach zjechać do miasta. Tutaj pochodziliśmy po sklepach, popróbowaliśmy rożnych specjałów a następnie podjechaliśmy na dworzec kolejowy. Pociąg przyjechał według rozkładu o godz.15.32, więc nie traciliśmy czasu na czekanie. Rozlokowaliśmy się na naszych łóżkach i ruszyliśmy w prawie 19 godzinną podróż do Kunming.

30 kwiecień 2012r.-poniedziałekKunming

O godz. 10.14 byliśmy na miejscu. Podjechaliśmy do jednego z hosteli polecanych przez przewodnik, lecz w środku trwał wielki remont, stwierdziliśmy, że szukamy następnego. Trafiliśmy do „Kunming Upland Youth Hostel”, gdzie płaciliśmy 320 CNY/pokój 2os. Warunki rewelacyjne. Jest czysto i przyjemnie, wyposażenie na miarę sieciowych hoteli typu „Ibis”, a nawet lepsze. Po południu poszliśmy zwiedzać miasto, gdzie w centrum odbywała się parada studencka reprezentowana przez różne uczelnie i studentów z kilku prowincji Chin, oraz z różnych krajów świata. Przemarsz ulicami trwał około dwóch godzin, był barwny i kolorowy. Każda ze szkół reprezentowała swój region lub kraj w strojach etnicznych, przedstawiając swoje tańce i muzykę narodową. Bardzo nam się podobało. Potem zjedliśmy obiado-kolację w jednej z małych knajpek w pobliżu jeziora. Można tu odpocząć w cieniu drzew. Jezioro (Green Lake) ma około 2 km2, więc spokojnie spacerkiem można je obejść i przyglądać się ćwiczącym lub tańczącym ludziom. Jest to malownicze miejsce, z mnóstwem zakamarków, w których znajdują się ławeczki i liczne restauracje. Wieczorem skorzystaliśmy w hostelu z darmowego internetu.

01 maj 2012r.-wtorekKunming-Shilin (Skalny Las)

Dziś pojechaliśmy do Skalnego Lasu w Shilin. Najpierw autobusem spod hostelu nr 119, a potem przesiadka na nr 60 do dworca wschodniego. Stąd za 27 CNY/os. pojechaliśmy półtorej godziny do Shilin, gdzie znajduje się skalny las. Tutaj wstęp wynosił 175 CNY/os., studenckie 130 CNY/os. Dodatkowo trzeba zapłacić 25 CNY/os. za przejazd meleksem, który dowozi zwiedzających do bramy wejściowej. My przeszliśmy się na nogach, wzbudzając tym sporą sensację u Chińczyków, którzy robili nam zdjęcia. Tu okazało się, że od bramy trzeba dojść jeszcze kawałek, a potem już wytyczonymi ścieżkami i kładkami można włóczyć się po okolicy. Obszar to około 5 km2 na którym wznosi się kamienny las (iglice skalne) o niezwykłych kształtach i równie niezwykłych nazwach min. kamienny byk, dzwon, grzyb, żona czekająca na męża, wielbłąd, słoń. Niektóre iglice skalne dochodzą do 30 m wysokości. Upał jest dość duży, więc warto mieć ze sobą wodę oraz prowiant, chociaż sklepików tutaj nie brakuje. Ceny oczywiście wywindowane, ale można się targować i zakupić napoje za cenę ze zwykłego sklepu. Pochodziliśmy kilka godzin ”gubiąc się” w zakamarkach skalnych. Miejsce przypomina trochę polskie Błędne Skały. W drodze powrotnej podjechaliśmy meleksem, a trasę do Kunming pokonaliśmy tymi samymi autobusami.

02 maj 2012r.-środaKunming-Lijang

Rano podjechaliśmy do dworca zachodniego, gdzie na godz.8.00 kupiliśmy bilety do Lijang za 191 CNY/os., podróż trwała 8 godzin. Po drodze mieliśmy postój w jednej z jadłodajni, gdzie zostaliśmy nakarmieni w ramach ceny biletu autobusowego. Po przyjeździe do Lijang przeszliśmy się do starego miasta, gdzie znaleźliśmy „Fengxinyuan Inn” hostel za 80 CNY/pokój, jeden z kilkuset w tym rejonie. Miejsc noclegowych jest do wyboru, do koloru w różnych cenach. Old Town to ogrom sklepów, restauracji, małych uliczek. Wchodziliśmy do hotelików i zachwycaliśmy się wnętrzami, które są stylizowane na stare Chiny, a dodawały uroku temu miejscu. Wspięliśmy się na samą górę, skąd roztaczał się wspaniały widok na stare miasto. Całość stanowiło skupisko spadzistych dachów z wywiniętymi końcami, co jest tak charakterystyczne dla tej części Chin. Domy są w dość ciasnej zabudowie, więc dachy wyglądają jakby były ze sobą połączone. Wieczorem znaleźliśmy „patykownię”, gdzie popróbowaliśmy różnych rzeczy z grilla.

03 maj 2012r. czwartekLijang (Wąwóz Skaczącego Tygrysa)

Z dworca o godz. 7.50 za 27 CNY/os. dojeżdżamy autobusem w stronę Shangri-la i wysiadamy w Qiaotou. Podróż trwała ponad 3 godziny, bo na drogach trwają remonty. Przed wjazdem do parku trzeba uiścić opłatę w wysokości 65 CNY/os, (zniżki są tylko dla studentów chińskich lub studiujących w Chinach). Następnie kierowca wysadził nas w miejscu, z którego ruszyliśmy na szlak. Przez wąwóz wiodą dwie trasy. Biegnąca wyżej starsza znana jest jako ścieżka 24 zakrętów (w istocie jest ich ponad 30). Dołem wytyczono nową, równoległą do drogi, pełną kopcących autobusów turystycznych. Tylko starszy trakt wart jest wędrówki Zaczęliśmy się wspinać w palącym słońcu. Najpierw betonową drogą w górę doszliśmy do punktu widokowego, gdzie nie wiedzieć dlaczego Chinka pobiera opłatę za robienie zdjęć. My nie płaciliśmy, bo już i tak opłaciliśmy wstęp. Poszliśmy dalej słysząc chińskie bluzgi na nasz temat. Potem szlak wznosił się w górę na wysokość 2670 m. n.p.m. Jest stromo a droga jest na przemian kamienista i piaszczysta. Wejście w pełnym słońcu jest naprawdę wyczerpujące. Na drugiej stronie góry jest cień, zaczyna się płaska trasa wśród dwóch wiosek, w których można przenocować, odpocząć i zjeść. My szliśmy dalej do końca szlaku. Po dotarciu do ostatniej wioski zaczyna się ostre zejście w dół do poziomu 2080 m n.p.m. Tutaj już trzeba uważać i mieć solidne buty. Droga w tym miejscu oznaczona jest strzałkami naprowadzającymi do hosteli, więc i my docieramy po 8 godz. wędrówki do „Tina’s Hostel” za 150 CNY/pokój 2 os. Był to już ostatni dzwonek na zejście z trasy, bo zanim się rozpakowaliśmy i zameldowaliśmy, było już ciemno. Cały szlak ma ponad 20 km długości i jest dość trudny. Ścieżki bywają wąskie na 50 cm, są śliskie i niebezpieczne a od kilkusetmetrowej przepaści nie oddziela je żadna barierka. Warto się tu wybrać, dla wyjątkowej urody miejsca i dużej dawki emocji. Widoczki naprawdę rozkładają na łopatki. Po nas do hostelu przyszło jeszcze dwóch turystów bardzo zmęczonych, twierdząc że po zmroku drogi nie było już widać. Zjedliśmy kolację, wykąpaliśmy się pod ciepłą wodą i poszliśmy spać.

04 maj 2012r.-piątek Wąwóz Skaczącego Tygrysa-Lijang

Rano Jarek i Mirek zeszli w dół do wąwozu, wstęp 20 CNY, co zajęło im dwie godziny. Transport do Lijang mieliśmy o godz. 12.30, więc musieli zdążyć na czas. Autobusem zostaliśmy podwiezieni do skrzyżowania, skąd przejął nas bus jadący do miasta, za przejazd zapłaciliśmy 40 CNY/os. Po drodze kupiliśmy kilogram pysznych świeżych truskawek od sprzedających je kobiet. O godz. 15.30 byliśmy na miejscu, na dworcu zakupiliśmy bilety do Kunming za 191 CNY/os. Wróciliśmy do tego samego hostelu, w którym wcześniej mieliśmy nocleg i przechowaliśmy część naszych bagaży. Jarek poszedł na sesję fotograficzną, znajdując „klimatyczne” targowisko, a ja z Mirkiem pojechałam na dworzec kolejowy, aby kupić bilety do Guilin. Chcieliśmy tak dopasować bilety, aby po przyjeździe do Kunming jechać od razu pociągiem, ale się przeliczyliśmy, bo były tylko dwa pociągi a w nich już nie było miejsc. Kolejnym problemem okazał się brak paszportu Piotrka. Po rozmowie z kasjerką i przekonaniu jej, że Piotrek leży chory w hostelu, ale znamy jego numer paszportu, w końcu nam sprzedała bilet dla niego. Zapłaciliśmy po 281CNY/os.+5CNY za wypisanie biletu z innej stacji.

05 maj 2012r.-sobota●Lijang-Kunming

O godz. 9.00 mieliśmy odjazd autobusem do Kunming (200 CNY/os.), by po 8 godzinach być na miejscu. Po drodze autobus zatrzymał się w jadłodajni, gdzie znów dostaliśmy posiłek. Następnie taksówką za 25 CNY/4 os. podjechaliśmy do hostelu „Kunming Upland Youth Hostel”, w którym już poprzednio spaliśmy. Tutaj zjedliśmy kolację, dostając zniżkę 5 CNY/os. na posiłek.

06 maj 2012r.-niedziela●Kunming-Guilin

Pospaliśmy do oporu. Jarek poszedł na poranny jogging pobiegać wokół jeziora spotykając miejscowych grających w siatkówkę, tańczących, oraz gimnastykujących się. Potem zjedliśmy śniadanie. Mając kilka godzin do odjazdu pociągu postanowiliśmy spędzić popołudnie zwiedzając świątynię Yuangtong Hill ( w końcu niedziela) a potem poszliśmy do ZOO i wesołego miasteczka. Wstęp do świątyni wynosił 6 CNY/os. a do ZOO połączonego z parkiem zabaw 15 CNY/os. Wśród licznych diabelskich młynów, i karuzel postanowiliśmy wypróbować jedną z najbardziej hardcorowych (przejazd 20 CNY/os). No to była jazda, niezłe przeciążenia myśleliśmy, że wypadniemy z krzesełek. Darliśmy się z wrażenia, a po zejściu na ziemię nogi nam się trzęsły. Super!!! Wróciliśmy do hostelu, gdzie umilaliśmy sobie czas grając w ping-ponga. Potem pojechaliśmy na dworzec kolejowy. Odjazd pociągu do Guilin mamy o godz. 19.00

07 maj 2012r.-poniedziałekGuilin

Przejazd trwał 17 godzin. Po godz. 12.00 przyjechaliśmy na miejsce. Wyszliśmy na dworzec, gdzie uderzyło w nas nagrzane, wilgotne, tropikalne powietrze. Momentalnie zlały nas poty i tak noga za nogą dowlekliśmy się do hostelu „Wada” za 160 CNY/pokój. Po południu wałęsaliśmy się po mieście znajdując knajpkę, gdzie serwowano przepyszne sushi, obok była smażalnia szaszłyków z kalmarami, ślimakami, kurczakiem, ziemniakami i innymi roślinkami. Autobus nr 10 dojeżdża do wszystkich najważniejszych punktów miasta. W samym centrum znajduje się sztuczne jezioro, z którego wynurzają się dwie pagody Słońca i Księżyca. Za wstęp trzeba zapłacić 20 CNY, warto tu wejść ponieważ z góry rozciąga się wspaniała panorama miasta.

08 maj 2012r.-wtorek●Guilin-Longsheng (Tarasy ryżowe)

O godz. 8.30 wyjechaliśmy busem spod dworca kolejowego do Longsheng za 40 CNY/os. Zatrzymaliśmy się przy punkcie z biletami do parku, za które zapłaciliśmy po 80 CNY/os. Następnie podjechaliśmy do Dazhor, gdzie weszliśmy na szlak. Wspinaliśmy się na punkty widokowe, z których podziwialiśmy wspaniałe widoki na tarasy ryżowe. Uprawiane od setek lat przypominają trójwymiarowe mapy. Być może tarasy ryżowe na Bali, w Indonezji czy na Filipinach są słynniejsze, jednak te w rolniczych regionach płd.-zach. Chin po prostu urzekają. Szkoda, że nie były nawodnione i soczyście zielone, ale i tak nam się bardzo podobały. Dodatkowe atrakcje stanowią wioski różnych mniejszości etnicznych. Potem ruszyliśmy szlakiem do wioski Pingon. To trasa ok. 20 km, którą przeszliśmy w 5 godzin. Następnie busem za 20 CNY/os. podjechaliśmy do Guilin. Wysadzono nas na dworcu autobusowym znajdującym się gdzieś na obrzeżach miasta, więc do centrum musieliśmy dojechać jeszcze autobusem lokalnym. Okazało się, że na rozkładzie jazdy widniał napis railway station, więc wsiedliśmy do niego i trafiliśmy na dworzec kolejowy, ale ….północny. Nawet dobrze się złożyło, bo tu kupiliśmy bilety do Shenzen za 234 CNY/os. na godz. 21.18. następnego dnia. Potem autobusem nr 1 dojechaliśmy do centrum miasta, gdzie podeszliśmy do uliczki, gdzie była „nasza” knajpka z sushi i szaszłykami.

09 maj 2012r.- środa●Guilin (Spływ rzeką)

Rano o godz. 10.00 ruszyliśmy busem do miejsca, gdzie odbywa się spływ rzeką Li. Wycieczkę wykupiliśmy w hostelu za 180 CNY/os. W cenie jest przejazd busem i spływ łodzią. Powrót zapewniony jest do Yangshuo, skąd wzięliśmy autobus lokalny do Guilin za 18 CNY/os. Spływ trwa dwie godziny w dwie strony i wiedzie wzdłuż wąwozu otaczanego przez skały i wzgórza. Widoki malownicze, chociaż rano niebo było zachmurzone i baliśmy się, że nic nie zobaczymy spektakularnego. Potem niebo przybrało błękitny kolor i mogliśmy w końcu sycić oczy wspaniałymi pejzażami. Na rzekę wypływa wiele stateczków, więc zewsząd dobiega terkot silników, ale warto spędzić te kilka urokliwych godzin wśród przyrody. Potem przewodniczka proponuje odwiedziny we wsi, która ma być dzika i z autochtonami. Nie wierzyliśmy w tę oryginalność i podziękowaliśmy, mając już w pamięci odwiedziny we wsiach na tarasach ryżowych. Musimy przyznać, że upał był nieznośny, do tego wysoka 90% wilgotność, która utrudniała oddychanie. Mamy nadzieję, że w Shenzen doświadczymy morskiego klimatu. Odjazd do tego „elektronicznego raju” mamy o godz. 21.18 za 234 CNY/os.

10 maj 2012r.-czwartek●Shenzen

Dojechaliśmy do 8 milionowego Shenzen. Z dworca kolejowego podjechaliśmy metrem do hostelu „ Loft Youth South”, który powstał na terenie jakichś zakładów przemysłowych. Obszar został zaadoptowany na potrzeby restauracji, galerii, hosteli i sprawia niesamowite wrażenie. Ze stacji metra przechodzi się zacienioną alejką, która prowadzi wprost na galerie i knajpki, potem skręca się w lewo i wychodzi na hostel. Obok jest duży market spożywczy. Wieczorem miejsca są ciekawie oświetlone i tętnią życiem, ale nie są uciążliwe jak centrum miasta. Dostaliśmy apartament za 340 CNY/4 os. z dwoma pokojami i łazienką. Potem ruszyliśmy do miasta na zakupowe szaleństwo. Jakże się pomyliliśmy mając nadzieję na chłodniejszy klimat. Tu dopiero była „patelnia”. Chroniliśmy się w klimatyzowanych sklepach, lub szliśmy wzdłuż nich, bo chłodne powietrze wiało także na chodniki w okolicach sklepów. Jest to bardzo prężnie rozwijające się centrum elektroniki na świecie. Tu znaleźliśmy kilka sklepów, gdzie zakupiliśmy akumulator do aparatu, kartę pamięci, a Piotrek kupił obiektyw. Wszystko w miarę przystępnych cenach.

11 maj 2012r.- piątek●Shenzen-Hongkong

Rano pojechaliśmy do Hongkongu pociągiem za 32,5 CNY/os. dojeżdżając z Shenzen do stacji Hung Hom. Wchodząc na dworzec w Shenzen natrafiliśmy na oznaczenia, które informowały, gdzie trzeba się udać, aby dojechać do H-K. Trzeba przejść odprawę paszportową, a następnie kupić bilet na pociąg. Można tego dokonać w automatach biletowych. W H-K przesiedliśmy się na metro, aby dojechać do centrum miasta przy Nathan Rd. Trzeba wysiąść przy Tsim Sha Tsui i znaleźć wyjście C. Na tej ulicy jest kilka hosteli ulokowanych w wieżowcach. W dwóch z nich po obu stronach ulicy na kilku piętrach jest mnóstwo hosteli o różnym standardzie, część z nich nie ma okien. Zamieszkuje w nich mnóstwo turystów i robotników, bo ceny są dosyć przystępne. My zostaliśmy w „Cosmic Guest House” za 300 HKD/pokój 2 os. Po złożeniu bagaży udaliśmy się na wędrówkę po tym egzotycznym mieście. Promem za 2,5 HKD/os. popłynęliśmy na wyspę Hongkong. Potem poszliśmy do Świątyni na Hollywood Rd., która jest wpisana na listę zabytków UNESCO. Wyspa jest ściśle zabudowana potężnymi wieżowcami robiącymi niesamowite wrażenie. Są tu najdłuższe schody ruchome na świecie (800 m), jeżdżą piętrowe tramwaje, jakich nie ma w żadnym innym miejscu na świecie. Następnie podjechaliśmy autobusem do Aberdeen, gdzie znajdują się stare doki skąd można popłynąć łodzią motorową po porcie. Tu wynajęliśmy łódź za 400 HKD/4 os. i udaliśmy się w godzinny rejs. Oglądaliśmy łodzie bogatych właścicieli, małe łódeczki na których ludzie mieszkają, jak również duże jednostki służące do połowów. Potem poszliśmy na cmentarz, który góruje nad miastem i zajmuje trzy zbocza okolicznych wzgórz. Jest ciekawy, ponieważ są na nim pochowane osoby różnych wyznań i narodowości z czym spotkaliśmy się pierwszy raz. Można tu znaleźć katolickie i celtyckie krzyże, gwiazdy Dawida, oraz buddyjskie nagrobki. Okazało się, że niedaleko jest przystanek, z którego odjeżdżają autobusy do Kowloon, więc za 11,30 HKD/os. dojechaliśmy do centrum miasta. Podjechaliśmy aż do Mong Kok, gdzie znajduje się nocny market z kilkoma tysiącami stoisk. Można tu kupić prawie wszystkie podróbki świata. Ponieważ mieliśmy małe zamówienia od znajomych obeszliśmy kilka punktów, gdzie kupiliśmy pamiątki po atrakcyjnych cenach. Jarek jeszcze został na markecie, bo lubi takie miejsca fotografować, natomiast my poszliśmy do hostelu przyglądając się wieczornemu życiu w centrum miasta. Ulice są kolorowe, zewsząd migają neony, wystawy sklepowe są podświetlone potężnymi reklamami z logo znanych marek. Wyświetlane są pokazy mody na poszczególnych domach towarowych, do tego naganiacze proponujący kupno podróbek drogich zegarków i narkotyków. Jest trochę podobnie do Patpong w Bangkoku, ale ekskluzywniej. Ilość bodźców i wrażeń jest niesamowita, ciągły hałas, przejeżdżające samochody i autobusy oraz ogrom ludzi powoduje w pewnym momencie znużenie. Jest to miasto, które chyba nigdy nie zasypia. Obok naszego hostelu na 7 piętrze była restauracja arabsko – pakistańska „Zafiad”. Bardzo nas to ucieszyło, bo jesteśmy smakoszami tej kuchni, więc mogliśmy się oddać ucztowaniu za przyzwoite pieniądze. Ponieważ jest to knajpa muzułmańska (część ulicy jest w dzielnicy muzułmańskiej, a hostel jest tuż obok meczetu) nie podawane są alkohole. Można za to skosztować fajki wodnej, co stało się już naszą tradycją i jak tylko możemy to smakujemy owocowych dymków. Co prawda w marketach obok można kupić różne gatunki trunków, więc jak komuś przyjdzie ochota, na coś z procentami to zawsze dla siebie znajdzie.

12 maj 2012r.-sobotaHongkong – Macau

O godz. 9.30. popłynęliśmy do Macau (1godz.) prom kosztował 310 HKD/os. tzw. open ticket, więc mogliśmy wrócić o której chcieliśmy. Na terytorium Macau można posługiwać się dolarami H-K. Po przypłynięciu do Macau witają nas kamienice rodem z….Nowego Orleanu, Luizjany, Kuby, Wenecji, Amsterdamu. Na początku naszego zwiedzania postanowiliśmy pooglądać muzeum Grand-Prix w którym można podziwiać samochody ścigające się na torach F1, oraz mieszczące się po sąsiedzku muzeum wina. Następnie rozpoczęliśmy wędrówkę wśród kasyn, hoteli i sklepów. Weszliśmy do najsłynniejszego hotelu-kasyna Grand Lisboa, w którym codziennie czynnych jest 15 tys. stanowisk gry. Udało nam się wjechać na 31 piętro, skąd roztaczała się piękna panorama na zatokę. Ponieważ na tym piętrze znajdował się prywatny klub zostaliśmy wyproszeni, ale widok pozostał w pamięci na zawsze. Kasyna są tu głównym źródłem dochodu tutejszej ludności, są one praktycznie wszędzie. Następnie poszliśmy na stare miasto, które zajmuje kilka uliczek i placów. Centrum Macau to Largo do Senado plac senacki i serce starego miasta, stąd odchodzą uliczki z barokową architekturą , kościołami i sklepami. Symbol kolonii to ruiny katedry św. Pawła, która spłonęła w połowie XIX w. Nad ruinami góruje Fort Monte, oraz mniejszy Fort Guia. Jest to mała Lizbona, która została przeniesiona, gdzieś na koniec świata ze słynnymi azulejos. Na Rue de Feliciade wytwarza się ciasteczka sezamowe i arachidowe, produkcja odbywa się na oczach klientów, można więc i obserwować i próbować. Atrakcję stanowią katedry, kościoły, stare domy i mnóstwo sklepików oraz kawiarenek. Mieliśmy wrażenie pobytu w Portugalii lub Hiszpanii a nie w Macao. No cóż…. wszechobecny McDonald`s i KFC zapanowały na starym mieście. Widać zmieniające się nawyki żywieniowe wśród młodzieży, która spędza czas w tych przybytkach, jak również w Starbucks, gdzie wypijają litry kawy. Po obejrzeniu starówki poszliśmy do Macau Tower, która ma 338 m wysokości. Na górę można wjechać windą, płacąc uprzednio 120 HKD/os. Z wieży rozciąga się wspaniały widok na wyspę i morze. My przyglądaliśmy się śmiałkom, którzy mieli odwagę skoczyć na bungee lub przejść na około wieży przypięci do specjalnych uchwytów. Jeden skok kosztował 2500 HKD. Winda dojeżdża do 61 piętra, tu można posiedzieć w restauracji oglądać zachód słońca i „budzące się” do nocnego życia miasto. Oddane w 1999r. przez Portugalczyków Chinom Macau podobnie jak Hongkong zachowuje odrębny status ekonomiczny i społeczny. Połowa dochodów lokalnego rządu pochodzi z hazardu i turystyki. W Hongkongu hazard jest zabroniony, a Macau z własnym rządem, sądami, prawem imigracyjnym i legislaturą stał się mekką wielbicieli ruletki czy wyścigów koni lub hartów. Macau jest znacznie tańsze niż Hongkong. Portugalczycy stanowią tylko 3% miejscowych mimo to portugalski wciąż jest oficjalnym językiem. Terytorium Macau wraz z wyspami ma zaledwie 27tys.km2 powierzchni. Późnym wieczorem dopłynęliśmy do Hongkongu. Zjedliśmy obiado-kolację w restauracji obok naszych miejsc hotelowych. Naszym ulubionym daniem stały się falafele, czyli kotleciki z ciecierzycy do tego hummus, zagryzany plackami nann i sałatką warzywną.

13 maj 2012r.-niedzielaHongkong

Rano pojechaliśmy na dworzec kolejowy kupić bilety z Shenzen do Szanghaju na następny dzień, na godz. 13.28., za 236 CNY/os. Niestety były już tylko miejsca siedzące, więc nastawiliśmy się na mordęgę. Następnie spacerkiem udaliśmy się na promenadę, gdzie znajduje się aleja gwiazd wzorowana na hollywoodzkiej z pomnikiem Bruce Lee. Okazuje się, że Hongkong jest trzecim po Hollywood i Bollywood producentem filmowym na świecie. Potem pojechaliśmy metrem na wyspę Lantau do stacji Tung Chung, skąd kolejką linową za 86 HKD/os. wjechaliśmy z Mirkiem na górę do Ngong Ping, gdzie znajduje się ogromny posąg Buddy (34 m wysokości). W tym czasie Jarek z Piotrkiem poszli na basen, który mieści się niedaleko wejścia do kolejki (wstęp 20 HKD). Na szczycie jak zwykle mnóstwo turystów wspinających się pod wielkiego Buddę. Niestety pogoda się popsuła i niebo zasnuło się chmurami. Zeszliśmy w dół i udaliśmy się na dworzec autobusowy, skąd jeździły autobusy do Tai O, wioski słynącej z pysznych krewetek i kalmarów. Wioska położona jest nad zatoką. Ciągnie się przez kilka małych uliczek przy których są restauracje z owocami morza. Po drodze natrafiliśmy na budę zbitą z desek i blachy, która okazała się teatrem a w nim odbywało się przedstawienie. Odnieśliśmy wrażenie, że to komedia, bo ludzie się śmiali. Potem wróciliśmy do Tung Chung, gdzie spotkaliśmy chłopaków zrelaksowanych po basenie. Metrem za 16 HKD/os. wróciliśmy na Kowloon i poszliśmy do portu na pokaz świateł, który odbywa się codziennie o godz. 20.00. Kolejne wieżowce włączają oświetlenie, migając laserami oraz neonami, wszystko to współgra z muzyką. Całość trwa około 15 minut. No cóż, spodziewaliśmy się czegoś lepszego, bo w sumie te wieżowce i tak są oświetlone, więc oczekiwaliśmy gry świateł na miarę fontann w Las Vegas czy Barcelonie. Okazuje się, że średnia gęstość zaludnienia w Hongkongu wynosi 6200 mieszkańców na 1 km2, dla porównania w Polsce tylko 122. Jest to najgęściej zaludnione miejsce na świecie. Zbudowany Chińskimi rękami przez Brytyjczyków, jedno z najbardziej nowoczesnych państw świata, gdzie cuda techniki przeplatają się z cudami natury. Zwrócony w 1997r. Chinom naprawdę świetnie prosperuje.

Prawie każdy ma wyobrażenie o Hongkongu, że jest to skrawek lądu całkowicie zabudowany drapaczami chmur. Jest to miasto wielkich interesów, gdzie miliony ludzi tłoczą się w malutkich mieszkaniach lub w ogromnych apartamentowcach. Ale niespodzianka 75% terytorium to tropikalne lasy, laguny, bezludne plaże i wyspy.

14 maj 2012r.-poniedziałekHongkong-Szanghaj

Ruszyliśmy w „fascynującą” podróż do Szanghaju. Najpierw metrem za 32,50 CNY/os. do dworca, potem przejście graniczne i przejazd do Shenzen. O godz. 13.28 jesteśmy w pociągu, w którym jak zwykle następują wędrówki ludów, każdy już w tym momencie musiał nalać wody do zupki, załatwić sprawę u konduktora. A ten tak się wczuł w rolę, że postanowił nam wyjaśnić po chińsku zasady użytkowania pociągu. Patrzyliśmy na niego z głupimi minami, a ten starał się jak tylko mógł by w końcu poprosić o pomocy podróżującego studenta, który przetłumaczył nam co szanowny pan konduktor chciał nam powiedzieć. Oczywiście zaznaczył, że ze wszystkimi problemami mamy się zgłaszać do niego. Potem pouczył nas, że musimy uważać na złodziei i pochować cenne rzeczy. Wzbudziło to salwy śmiechu wśród podróżnych. Zaprowadził porządek, poustawiał wszystkich i zapewnił jako taki komfort jazdy…pod warunkiem, że nie przychodziłby co kilka godzin i na całe gardło wydzierał się jaka to stacja. Jak udało nam się usnąć to przyjeżdżali kelnerzy z jedzeniem, krzycząc jakby rozdawali pieniądze, a nie sprzedawali tackę z ryżem i kurczakiem za 20CNY. Rano byliśmy zmęczeni i wkurzeni. Jak się okazuje (podpatrując innych współpasażerów) w pociągu można spać: na popielniczkę (z otwartymi ustami), na przyjaciela (z głową na ramieniu sąsiada), na dzięcioła (z głową kiwającą się w rytm stukoczących po szynach kół), na bungee (ze śliną naciągającą się z ust) i na glonojada (przyklejonego do okna).

15 maj 2012r.-wtorekSzanghaj

Po 19 godzinach dojechaliśmy do Szanghaju. Na dworcu kupiliśmy bilety do Pekinu za 179 CNY/os. Okazało się, że nie ma sleeperów, więc ponownie będziemy jechali na siedząco. Pocieszaliśmy się, że to „tylko” 14 godzin i jak już mamy 19 godzin za sobą to co za różnica. Zatrzymaliśmy się w „Hier Youth Hostel” za 240 CNY/dormitorium. Po kąpieli ruszyliśmy na miasto. Wykupiliśmy w hostelu bilety dobowe na autobus turystyczny za 30 CNY/os., który uprawniał do jazdy dwoma liniami, i zatrzymywał się w atrakcyjnych punktach miasta. Wsiedliśmy do niego i przez całą drogę próbowaliśmy nie usnąć. Autobus jechał pętle po mieście przez półtorej godziny, zatrzymując się na kolejnych przystankach, gdzie można wysiąść, pozwiedzać ciekawe miejsca i pojechać dalej. Linią nr 2 jedzie się na drugą stronę miasta. Po zrobieniu rundki wysiedliśmy przy słynnym deptaku Bund, którym przeszliśmy się kawałek robiąc zdjęcia słynnej szanghajskiej panoramy portu. Niestety tego dnia mgła i smog spowiły wszystko, więc widoczność była słaba. Potem popłynęliśmy promem za 2 CNY/os. na drugą stronę rzeki. Tu natrafiliśmy na kilka małych knajpek z jedzeniem, min. „kroszka kartoszka”, którą znaliśmy z Moskwy. Jest to duży pieczony ziemniak, do którego wkłada się różne dodatki w postaci sałatek, mięsa, sera, co kto woli. Zjedliśmy po ziemniaku popijając piwem, co trochę nas orzeźwiło. Potem podeszliśmy do wieży Oriental Pearl, która jest wizytówką miasta. Pochodziliśmy po okolicy, a następnie wróciliśmy autobusem na drugą stronę i przesiedliśmy się na linię nr 1, którą dojechaliśmy do starej części miasta, gdzie są stylizowane na stare i odrestaurowane domy, w którym mieszczą się sklepy i restauracje.

16 maj 2012r.-środa Szanghaj

Od rana zwiedzamy miasto. Najpierw pojechaliśmy na terminal, skąd odjeżdżają na lotnisko super szybkie pociągi Maglev. Przejazd kosztuje 50 CNY/os. Jest to najszybszy pociąg na świecie rozwijający do 431 km/h, ale zależy to od pory dnia, my jechaliśmy „tylko” 301 km/h przez 8 minut. Potem metrem podjechaliśmy na stadion piłkarski FC Shenhua Shanghai, gdzie udało nam się wejść. Zwiedziliśmy jeszcze świątynię Jingan Temple choć mieliśmy już ich przesyt, wróciliśmy po bagaże i pojechaliśmy na dworzec kolejowy skąd o godz. 18.14 udaliśmy się już w ostatnią podróż pociągiem tym razem do Pekinu. Szanghaj to flagowy okręt Chin, w ostatnich 20 latach wybudowano tutaj ponad 5 tys. drapaczy chmur, a 40 piętrowe budynki mieszkaniowe to standard. Rozwój miasta rozpoczął się bowiem od ustanowienia tu „Specjalnej Strefy Ekonomicznej”. Złośliwi twierdzą, że piesi w Szanghaju dzielą się na dwie grupy: szybkich i martwych. W hostelu znalazłam książkę po polsku, więc byłam zadowolona, mogłam sobie umilić czas czytaniem.

17 maj 2012r.-czwartek●Pekin

Po 14 godzinach dojechaliśmy do Pekinu. Zatrzymaliśmy się w hostelu ”Leo” za 240 CNY/pokój. Hostel znajduje się w dzielnicy hutongów, 1km za Placem Tiananmen. Jest tu kilkadziesiąt hoteli i hosteli, więc z noclegami nie ma problemu. Lokalizacja jest fajna, bo niedaleko jest stacja metra, a piechotą można dojść do najważniejszych zabytków, między innymi Zakazane Miasto, Mauzoleum Mao. Najpierw poszliśmy do Muzeum Kolejnictwa, gdzie wstęp kosztował 10 CNY/os., a następnie postanowiliśmy zwiedzić Zakazane Miasto, wstęp 60 CNY/os., studenckie 20 CNY/os. Wracając do hostelu natrafiliśmy na bar sushi, gdzie popróbowaliśmy różnych kombinacji tej japońskiej potrawy. Wieczorem powłóczyliśmy się po uliczkach hutongów, przyglądając się „prawdziwym Chinom”, jakie jeszcze pozostały. Hutongi zostały w większości zrównane z ziemią podczas przygotowań do Olimpiady. Hutong to nazwa wąskiej tradycyjnej uliczki, na której toczyło się życie. Stanowiły ujmę w wizerunku miasta, a okazało się, że obecnie stanowią największą atrakcję dla turystów z całego świata, pragnących zobaczyć starą, tradycyjną architekturę Chin. Spośród istniejących pierwotnie 2600 hutongów ma ocaleć tylko 25, a zatem niespełna 1 %.

18 maj 2012r.-piątek●Pekin (Wielki Mur)

Rano metrem podjechaliśmy do stacji Dongzhimen, gdzie znajduje się terminal autobusowy. Stąd odjeżdżają autobusy nr 867 do Mutianyu. Chcieliśmy pojechać do tej miejscowości, bo tu znajduje się Mur Chiński, który nie jest tak oblegany przez turystów. Najpierw podjechaliśmy autobusem nr 916 do Huairu, a stad busem za 30 CNY/os. do Mutianyu. Wstęp na mur to 25 CNY/os. Jeśli będzie się tylko wchodzić i schodzić, a jeśli chce ktoś wjechać kolejką to trzeba dopłacić 80 CNY/os. Piotrek pojechał kolejką linową, a my wspinaliśmy się przez dwie godziny w jedną stronę, aby dotrzeć do wieży końcowej z nr 23. Trasa jest zróżnicowana i pnie się do góry schodkami oraz przewyższeniami. Tego dnia mieliśmy wspaniałą pogodę do zwiedzania. Należy jednak zabezpieczyć się i zabrać ze sobą wodę, bo na górze stoją Chińczycy z napojami, ale w cenie bardzo wygórowanej. Do Pekinu wróciliśmy autobusem nr 867, który według kierowców busów, nie jeździ. Próbują oni naciągnąć turystów na przejazd do stolicy za 100 CNY/os. Wielki Mur polecamy zwiedzić w miejscach innych niż Badaling, gdzie docierają wszystkie wycieczki i wygląda on tam jak nowy. Podobno „Wielki Mur” widać z kosmosu, nigdy nie udało nam się zweryfikować tego przekonania, bo jeszcze nie spotkaliśmy kosmonauty, który by nam to potwierdził. Nie ulega jednak wątpliwości że jest najdłuższą strukturą jaką kiedykolwiek wybudowali ludzie. Wielki Mur ma 7600 km długości, i 6,5 m wysokości od podstawy, jego grzbietem biegnie granitowa droga wijąca się efektownie wśród gór na wysokości 1000 m n.p.m. Tak więc najlepszą opcją jest wyjazd na własną rękę w miejsce, gdzie jest mało turystów, są jeszcze stare odcinki muru, i wtedy też cała wyprawa będzie nas kosztowała 100 CNY, a nie 300 CNY. Wieczorem zjedliśmy słynną kaczkę po pekińsku za 108 CNY w jednej z restauracji obok hostelu. Przepyszna. Do tego chłopaki zamówili ogromną porcje krewetek za 56 CNY. Kaczka jest wystarczająca dla czterech osób, a my z uporem chcieliśmy zamówić po sztuce na dwie osoby.

19 maj 2012r.-sobota●Pekin

Pospaliśmy ile się dało. Jarek poszedł z samego rana pooglądać i porobić ostatnie zdjęcia mieszkańców hutongów, którzy w piżamach i koszulach nocnych powychodzili na poranną toaletę i ploteczki. Miejsca te są zazwyczaj zamieszkałe przez starszyznę. Wyczuwa się tam silną tradycję, solidarność i jedność. Potem pojechaliśmy do Centrum Olimpijskiego. Obiekty olimpijskie to niebywałe konstrukcje (stadion, pływalnia i hale sportowe), wyprzedzające czas. Weszliśmy na 91 tys. stadion zwany Ptasim Gniazdem (jest to koronkowa plątanina betonowych „ptasich gałązek”), wstęp 25 CNY/os. studencki, 50 CNY/os. normalny, na którym obecnie nie odbywają się żadne imprezy sportowe a stanowi jedynie muzeum olimpijskie. Wyświetlany jest tutaj film z otwarcia olimpiady. Jest to duży kompleks sportowy po którym można spacerkiem przejść się z jednego obiektu do drugiego. Potem udaliśmy się na basen olimpijski zwany „Kostką”, gdzie wstęp kosztuje 15 CNY/os. studencki, 30 CNY normalny. Obiekty robią wrażenie swoim rozmachem, ale wciąż zastanawia ich potrzeba i wykorzystanie. Basen rzeczywiście był pełen ludzi. Następnie pojechaliśmy pod bardzo dziwną bryłę architektoniczną Chińskiej TV (234 m) zwaną „Wielkie gacie”. Zrobiliśmy zdjęcia i wróciliśmy do hostelu po bagaże. Okazuje się, że w Pekinie nie sposób się zgubić każda ulica na mapie to kwadrat, a każdy z jego boków w swej nazwie zawiera kierunek. Dzisiejszy Pekin to tłum ludzi, chmury spalin i opętańczy pęd w wyścigu do nowoczesności i bogactwa. Ponieważ ostatni pociąg na lotnisko mieliśmy o godz. 22.30, poszliśmy jeszcze na ostatnią kolację, na której powtórzyliśmy potrawy z dnia poprzedniego, czyli kaczucha i krewety. Następnie ostatni prysznic w hotelu, pakowanie pamiątek, przebranie się i jazda szybką kolejką na lotnisko.

Ulokowaliśmy się w poczekalni i do godz.4.00 pospaliśmy.

20 maj 2012r.-niedziela●Pekin-Kijów-Warszawa

O godz. 6.10 mieliśmy odlot do Kijowa. Na miejsce przybyliśmy o 9.55. Potem o godz. 14.15 mieliśmy samolot do Warszawy. Pilot powiedział, że wracamy do Kijowa, bo mamy usterkę samolotu i ze względów bezpieczeństwa wolał zawrócić. Trochę nas to wkurzyło, bo mieliśmy zaplanowane spotkanie ze znajomymi w Warszawie oraz wykupione bilety do Katowic na Polski Bus. Okazało się, że kolejny lot będzie około godz. 20.00. Mieliśmy zapewniony posiłek i napoje, tak więc Aerosvit się spisał. Z Warszawy do Zabrza pojechaliśmy pociągiem o godz. 22.36 z Dworca Zachodniego, gdzie podwiózł nas kolega.

21 maj 2012r.-poniedziałekBytom

O godz. 3.40 byliśmy w Zabrzu, a potem tramwajem o godz. 5.00 dojechaliśmy do Bytomia. Szybka kąpiel, 2 godziny snu i do pracy. Po 32 dniach wspaniałej przygody skończyły nam się wakacje.

Podsumowanie:

  • Chiny to kraj kontrastów, przygoda czeka na nas za każdym rogiem. Jest to 5.000tys. lat historii, zawrotny rozwój gospodarczy, wspaniałe zabytki, kolebka prochu, druku, papieru, kompasu, przebogata kuchnia, wielość kultur, wybitna myśl techniczna i filozoficzna.

  • Chińczycy z całą swobodą zachowują się w miejscach publicznych, wręcz powszechne jest głośne spluwanie na ulicach, w pociągach i restauracjach. Śmieci wyrzucane są gdzie popadnie, rozmowę przez telefon słychać z drugiej strony ulicy, a dzieci mają rozcięcia w ubrankach przez które się załatwiają (są to tzw. siusiomajtki) spodenki z dziurą w kroku, które eliminują konieczność noszenia pieluchy. Chińczycy z lubością siorbają, mlaskają, bekają, po posiłku zaś sięgają po wykałaczkę i ostentacyjnie dłubią w zębach. Chcąc nie chcąc trzeba to zaakceptować, w przeciwnym wypadku posiłki staną się koszmarem. Tutaj trzeba zwracać uwagę na to, z której strony wieje wiatr, bo miejscowi mieszkańcy często spluwają.

  • Gdzie u nas w butelce tkwi źdźbło poczciwej trawy żubrówki, w Chinach straszą węże, jaszczurki, a nawet…koguty. Ich potrawy nie są zaprojektowane do jedzenia sztućcami. Chińczycy posługują się pałeczkami od ponad 3000 tys. lat.

  • Podróż do Chin to doskonały pomysł dla ludzi otwartych i ciekawych świata, stąd wywodzi się nowe spojrzenie na świat. Na miejscu wszystko okazuje się inne niż się sądziło przed wyjazdem.

  • Chiny prezentują się jako zaskakująca składanka nowego i starego, melanż dynamicznego kapitalizmu i siermiężnego socjalizmu, tajemniczej Azji i materialistycznej Ameryki.

  • W restauracjach nie należy dawać napiwków, oddadzą i jeszcze się obrażą.

  • Zupa lub posiłki u ulicznego sprzedawcy zawsze będzie lepiej smakowała przyprawiona odrobiną gestykulacji i podgrzana dyskusją przy targowaniu ceny.

  • W języku Chińskim nie ma alfabetu, aby przeczytać gazetę trzeba znać przynajmniej 3-5tys. znaków, język literacki wymaga opanowania minimum 7tys. znaków. Ich różnorodność jest tak wielka, że płynne przyswojenie sobie tej sztuki zajmuje uczniom w szkołach 10 lat. Kaligrafia w Chinach jak nigdzie na świecie jest sztuką rozwijającą się. Artyści tworzą nowe znaki i zmieniają sposób przedstawiania już istniejących.

  • Targowanie się to w Chinach sport, zaszczytem jest wygrać.

  • Nowoczesność wyrasta na gruzach zabytkowych przedmieść, pod buldożerami giną nie tylko domy, ale i historia pokoleń. Mieszkańców wysiedla się, bo nic nie jest w stanie powstrzymać chińskiego pędu ku postępowi, a los jednostki nigdy nie był tu w cenie.

Rosnąca przepaść między bogactwem i biedą w Chinach postrzega się na ogół jako podział na miasto i wieś, wschód i zachód, lecz jest to także klin między północą a południem. Chiny mkną pasem szybkiego ruchu ignorując wszelkie ograniczenia prędkości. Miasta rozrastają się niczym kartograficzna zaraza.

  • Chiny to państwo, gdzie ludzie mają największą energię do pracy. W nowożytnej historii to państwo nigdy nie cieszyło się tak dużym odsetkiem sprawnych pracowników. Ich napływ ze wsi zmienił Chiny w jedną wielką fabryczną halę świata.

  • Kupno biletu jest zawsze pierwszą rzeczą, jaką robimy po przybyciu do kolejnego miasta. Bilety należy zawsze kupować z kilkudniowym wyprzedzeniem.

  • Wszędzie są tłumy…ale cóż jesteśmy w końcu w najludniejszym państwie świata, trudno oczekiwać tu samotności.

  • W Chinach miasto o milionowej populacji traktowane jest jak wieś.

  • Chiny to kraj któremu można poświęcić całą swoją podróż i wciąż można odkrywać nowe oblicza tego państwa, które będąc przecież większym od Europy, jest zróżnicowany geograficznie i kulturalnie nie mniej niż cały nasz kontynent. Chiny to idealny cel wycieczek dla wszystkich kochających smak przygody, zderzenia z innymi kulturami oraz lubiących wyzwania, jakie szykuje nam kraj o zupełnie odmiennych obyczajach, systemie wartości, polityce, architekturze, klimacie, kuchni a nawet alfabecie, słowem magiczny świat !!!

  • Warto tu przyjechać na własną rękę i spróbować wszystkich subtelnych smaczków tego kraju.

  • Ze względu na kłopoty porozumiewania się wizyta w restauracji może być przygodą.
  • Chiny chcą mieć wszystko „naj” – najwyższe drapacze chmur, najnowsze i najbardziej zaawansowane technologie, najszybsze środki komunikacji, i najbarwniejsze city.

Ciekawostki:

  • My byliśmy w Chinach poza sezonem, czyli wtedy kiedy nie ma tłumów zastanawiamy się „Jak tu jest w szczycie sezonu ?”. Jest to czwarte najczęściej odwiedzane państwo świata po Francji, Hiszpanii i USA.

  • Ponad 120 mln z liczącej 1.3 mld populacji państwa to mniejszości narodowe. Jest tu 56 oficjalnie uznanych grup etnicznych.

  • 70% wyroków śmierci na całej kuli ziemskiej jest wykonywanych właśnie w Chinach.

  • Religia: 41,5% niewierzących, 27,5% chińskie wierzenia lokalne, 8,5% buddyści, 8,4% chrześcijanie, 8,2% ateiści, 4,3% animiści, 1,5% muzułmanie, 0,05% pozostali.

  • W Chinach 93 mln. ludzi nosi nazwisko Wang.

  • Na każdych 119 chłopców rodzi się tu tylko 100 dziewczynek.

  • Żeby zostać prawnikiem trzeba mieć odpowiedni wzrost.

  • W Chinach jest ten sam czas dla całego kraju mającego ze wschodu na zachód długość 5200km, stąd aby zniwelować jakoś te różnice, godziny rozpoczęcia pracy w Pekinie i np. Lhasie są zupełnie inne.

  • W handlu i usługach nie ma pojęcia niedzieli. Wszystko jest zawsze otwarte, a życie nocą toczy się niemal tak samo jak za dnia.

  • Chiny graniczą z 14 państwami.

  • Pociągi przewożą niekiedy tyle osób, ile liczy średnie polskie miasteczko.

  • Niezwykłe wrażenie robią strzeżone parkingi w centrach miast, gdzie stoją przytulone do siebie tysiące rowerów. Każdy użytkownik dwukołowca musi mieć wykupioną licencję ważną przez całe życie. W niektórych miastach i rejonach obowiązują tablice rejestracyjne na rowerach.

  • Fryzjer za komuny witał gościa radosnym okrzykiem:”służ ludowi”. Klient odpowiadał ”sercem i duszą bracie”. Dopiero wtedy rozpoczynało się strzyżenie i golenie.

  • Ścieżki rowerowe w Chinach są nieraz szersze od warszawskich arterii.

  • Podziemny Pekin – niewiele osób wie, że miasto ma swój system tuneli na wypadek wojny chińsko – rosyjskiej. Zaczęto je budować w 1969r. i prace trwały 10 lat. Jest to nie lada atrakcja turystyczna.

  • Pekin ma w tej chwili największe lotnisko na świecie. Monumentalna hala główna ma 3km długości, a powierzchnia terminalu jest równa 170 boiskom do piłki nożnej, całość kosztowała 1,8 miliarda Euro.

  • Codziennie na ulicach Pekinu przybywa 1000 samochodów, dopiero w 1994r. rząd chiński zezwolił na posiadanie prywatnych samochodów.

  • Slogan chiński brzmi:”Każdy pracuje za dwóch, dzieło dwóch dni zostaje wykonane w jeden”

* według Wikipedii


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u