Bhutan – Krzysztof Miduch

Krzysztof Miduch

Jak wyjechać do Bhutanu? Przede wszystkim inaczej niż do większości krajów. Nieliczne na świecie ambasady Królestwa Bhutanu nie udzielają wiz. Jedyna linia lotnicza, którą można dostać się do tego kraju jest bhutańska Drukair a ona z kolei nie sprzeda biletu jeśli nie ma się wizy lub promesy wizowej.

Dla tych co lubią”zaliczać”kraje,jest możliwość lądowego przekroczenia granicy indyjsko-bhutańskiej w Phuentsholing (wiza 20USD) i pozostania dzień lub dwa w tym miasteczku bez płacenia obowiązującej taksy 200USD za dzień pobytu. Jest w „strefie zerowej”. Jest to jednak czysto formalny pobyt w tym kraju ponieważ Phuentsholing niczym się nie różni od będącego po drugiej stronie granicy Jaigaon.

Wracając do pytania postawionego na początku – można odpowiedzieć, że jeśli chodzi przynajmniej o formalności, to dzięki internetowi jest to bardzo proste.

Polecałbym następującą ścieżkę postępowania:

po pierwsze – należy wybrać czas podróży. Osobiście odrazdałbym wyjazd do Bhutanu w porze monsunowej (czerwiec – sierpień) mimo obniżenia taksy turystycznej do 160 USD na dobę. W tym okresie drogi są prawie nieprzejezdne a loty do i z Paro są często odwołwane, ze względu na niski pułap chmur nad Doliną Paro. Ze względu na koszty należałoby zintensyfikować zwiedzanie do maksimum. Szczególnie polecam wybranie takiego okresu aby połączyć zwiedzanie  klasztorów z odbywającymi się w nich festiwalami (tsechu). Terminy tsechu są stałe ale według kalendarza księżycowego.Strona www.bootan.com podaje terminarz festiwali na cały bierzący rok. Na tej samej stronie znajdziemy również aktualny rozkład lotów do Paro (jedyny port lotniczy w Bhutanie) z Bankoku,Delhi,Dhaki,Kalkuty czy Kathmandu. Przy planowaniu długości pobytu w Bhutanie, należy wziąć pod uwagę często niedostrzegany fakt,że wspomnianą taksę liczy się za noc pobytu a nie za dzień. Loty z  i do Paro odbywają  się tylko rano, więc jeżeli   przybędziemy do Bhutanu drogą powietrzną a wyjedziemy lądem to zyskujemy jeden dzień w   Bhutanie. Najważniejsze aby touroperator dostarczył nas do Phuentsholing przed godz.22 (zamykają granicę).Gwoli wyjaśniena – w ramach wspomnianych wcześniej 200 dolarów ma się wszystko co niezbędne tj. Przejazdy,jedzenie,spanie,przewodnika – a wię równierz przejazd z Paro do granicy.Agent nie będzie zachwycony tym oczywiście,gdyż taniej jest mu zawieść gości na lotnisko i „mieć ich z głowy”. Przy wyborze operatora należy to wziąć pod uwagę, a więc

po drugie – wybór operatora. Należy wejść na stronę www.tourism.gov.bt gdzie jest lista ok.200 agencji turystycznych zajmujących się organizowaniem wyjazdów do Bhutanu. Wybieramy agenta i on już załatwia wszystkie sprawy, nam pozostaje tylko jedno – płacić.

A więc teraz to czego się nie da uniknąć czyli – koszty:

1/ Przelot (2007r,w jedną stronę)                  sezon                 poza sezonem

z Bankoku                      372 USD                302 USD

Delhi                            333                         253

Kalkuty                        208                         158

Kathmandu                  202                         152

2/ Wiza  20 USD

3/ Pobyt (posiłki,hotel,transport,przewodnik,pozwolenia na wyjazd do stref,ewentualny ekwipunek trekingowy, transport wyposażenia na treking i personel trekingowy) w sezonie 200 USD za noc od     osoby przy czym należy wybrać agenta, który zejdzie z ceną do 180.Poza sezonem – 160 USD.Dotyczy to grupy co najmniej 3 osobowej. Osoba samotna dodatkowo płaci 40 USD za noc, a jeśli wybierają się dwie to każda płaci dodatkowo po 30 USD za noc.Jeśli jedzie się w 3 0sobowej grupie, to należy zastrzec u agenta, że będzie się spało w jednym pokoju, w przeciwnym razie jedna z osób zapłaci dodatkowo 20 USD za noc za oddzielny pokój.

Całość opłat (bilet lotniczy,wiza,pobyt) musi być przelana na konto operatora na co najmniej jeden miesiąc przed przylotem. W przypadku bardziej skomplikowanych wyjazdów można dokonać kalkulacji on line wchodząc na stronę: www.yudruk.com/bookit.php.

Diariusz wyprawy.

15 wrzesień 2007

Przelot z Warszawy do Kalkuty via Londyn (British Airways cena powrotnego – 2700zł).

16 września 2007

Kalkuta – ok. 7 rano wychodzimy z lotniska. Przejazd do śródmie.scia za 170 Rs (kurs: 1 USD=37-40 Rs). Płaci.c za taksówkę należy w kiosku na lotnisku. Zakwaterujemy się w przyzwoitym hotelu „Ashreen Guest House”przy Cowie Lane (tuż obok znanej wszystkim globtroterom Sudder Str. Za trzyosobowy pokój płacimy 840 Rs.

17 – 18 września 2007

Zwiedzanie miasta. Główny środek transportu – metro,które przecina Kalkutę na osi północ -południe. Cena biletu-4Rs. Uwaga na bramina w świątyni Kali na Kalighat. Usiłuje on na siłę być przewodnikiem. Wszystko idzie pięknie dopóki nie zażąda 1500 RS na „ofiarę” dla świątyni plus150 Rs za przechowanie butów (od osoby!),na tym etapie już trudno się wywinąć bez straty kilkuset rupii. Kto szanuje swoje pieniądze powinien zdecydowanie zrezygnować z jego „usług” już przy samym wejściu. Jeszcze zdanie na temat jedzenia: śniadanie – 20-30Rs,obiad wegetariański – 40-60.Woda mineralna 1,5L – Rs.

19 września 2007

4,30 rano – ewakuacja na lotnisko,taxi – 250Rs,czas- 40 min.Na miejscu czeka na nas przedstawiciel Drukair z biletami i promesami wizowymi. Przeprowadza nas przez wszelkiego rodzaju bramki by o 7,40 odlecieć do Parp.Po godzinie jesteśmy na miejscu i okazuje się,że zaginął jeden z  naszych bagaży (został w Kalkucie) i co gorsza Drukair nie ma zwyczaju dostarczać odzskany bagaż poszkodowanemu klientowi. W końcu po 3 dnach dostarczyła go nam do hotelu w Thimpu agencja turystyczna,która nas obsługiwała (Bhutan Travel Services). Na lotnisku oczekuje nas  przewodnik, kierowca i samochód. Samochód jest nowy i nieprzyzwoicie sprawny. Przewodnik młody i nieprzyzwoicie niesprawny – właściwie zawozi nas tylko w określone miejsce i mówi tylko (i to nie zawsze) gdzie jesteśmy. Gdyby nie wcześniejsze przestudiowanie przewodnika Lonely Planet i ciągłe jego konfrontacje z rzeczywistością to moglibyśmy mieć bardzo powierzchowne pojęcie o tym kraju.Bezpośrednio po przylocie zwiedzamy Paro Dzong, spacer po Paro i pierwsze wrażenia. Ceny dwa razy większe niż w Indiach. Ludzie odnoszą się z rezerwą do obcych i nie są tak wylewni jak w sąsiednim kraju. Miejscową jednostką płatniczą jest ngultrum (Nu) równoważny indyjskiej rupii ale wszędzie również można płacić rupiami.

Wyjeżdżamy z Paro kierując się do XV w świątyni Dungtse Lhakhang. Po drodze odwiedzamy tereny łucznicze, gdzie ubrani w narodowe stroje Bhutańczycy ćwiczą się w ich narodowym sporcie.W końcu wyruszamy do odległej o 53km stolicy Bhutanu, Thimpu. Z uwagi na totalne zniszczenie drogi przez monsun,zabiera to nam ponad 2godz.U wejścia do miasta  napotykamy National Memorial Chorten wzniesiony ku czci poprzedniego króla Jigme Dorji Wangchucka. Zostawiamy na jakiś czas miasto i jedziemy na okalające je wzgórza. Zwiedzamy Dechen Phodrang – obecnie centrum szkolenia mnichów, klasztor buddyjskich zakonnic Drubthob Goemba, dalejChangangkhang, który bardziej prrzypomina fortecę niż klasztor oraz na koniec dnia ukryty w lesie cyprysowym Pangri Zampa.Wracamy do Thimpu i zostajemy zakwaterowani w bardzo dobrym hotelu Pelling. Około godz.9 wieczorem budzi się w mieście psia społeczność.Ze wszystkich kierunków słychać szczekanie,wycie,skomlenie,popiskiwanie,jazgot i wszelkie inne psie odgłosy.trwa ten harmider aż do świtu. W dzień psy wylegują się w niewielkich sforach (na oko widać – dobrze odżywione), natomiast w nocy prowadzą  hałaśliwe życie towarzyskie. Dwie społeczności  egzyskują obok siebie ludzka w dzień i psia w nocy.

20 września 2007

O 6godz. Rano wyruszamy na wschód. Śpieszymy się gdyż chcemy jak najwcześniej być na przełęczy Dochu (3140m) by podziwiać panoramę Himalajów. Widok w istocie imponujący,robimy zdjęcia a następnie jemy śniadanie w pobliskiej Dochu La Cafeteria.Dalej jadąc w kierunku Punakha zwiedzamy usytuowaną na wzgórzu wśród pól ryżowych XV wieczną świątynię Chimi Lhakhang. Po przejechaniu od Thimpu 75km, jesteśmy ok.godz.10 w Wangdue Phodrang, gdzie w miejscowym dzongu odbywa się właśnie tshechu. Jest to festiwal religijny poświęcony Guru Rinpoche. Polega on na przedstawieniu całej serii tańców , gdzie wykonawcy ubrani są w specjalne stroje i noszą odpowiednie do przedstawianej historii maski. Tshechu odbywają się corocznie prawie w każdym klasztorze w różnych porach roku i trwają 3 – 4 dni. Ludzie wierzą, że uczestnicząc w nim zyskują zasługi na przyszłe życie. Tłumy ściągają nawet z najdalszych okolic a my poza ekscytującymi sw/a orginalnością tańcami możemy podziwiać całą gamę typów ludzkich i ich odświętnych strojów.Po trzech godzinach zmęczeni wrażeniami opuszczamy tshechu i jedziemy  do oddalonego o 21km Punakha. Jest to obecnie malutka miejscowość, która kiedyś była stolicą Bhutanu. Punakha jest sławna dzięki klasztorowi Punakha Dzong, jednemu z najwspanialszych dzongów Bhutanu, który jest do tej pory jeszcze zimową rezydencją dratshanga – przywódcy odłamu buddyjskiego Drukpa Kagyu, oficjalnej religii Bhutanu. Ciemną nocą wracamy do Thimpu i tak zmęczeni , że nawet psie hałasy nam nie przeskadzają.

21 września 2007

Tshechu w Thimpu. Odbywa się on w największym dzongu Bhutanu w Trashi Chhoe siedzibie dratshanga. Tłumy jeszcze większe niż w Wangdue Phodrang, tańce prawie te same, ale co ciekawe, dzięki ogólnemu zamieszaniu mogliśmy zwiedzić mnisią część dzongu a nawet ich cele, gdzie w innych okolicznościach nigdy by nas nie wpuszczono.Po południu wyjeżdżamy na godzinę czy dwie z Thimpu aby zobaczyć następny wspaniały dzong Simtokha, gdzie obecnie mieści się Instytut Języka i Kultury Bhutanu. Dzong ten charakteryzuje się wspaniałymi malowidłami ściennymi.Wracając do Thimpu wstąpiliśmy na wspomniany w Lonely Planet tzw. Targ weekendowy,który okazał się zwykłym „zieleniakiem” – przynajmniej w piątek wieczorem.Wobec tego aby coś kupić należało udać się do oficjalnych sklepów pamiątkarskich.Ceny porażające więc kupiłem tylko drewnianą maskę z tshechu za 1100 Nu oraz kasetę z orginalnymi pieśniami za 100 Nu.

.22 września 2007

Skoro świt wyjazd do Paro. Na miejscu odwiedzamy Muzeum Narodowe (wstęp 100 Nu). Budynek muzeum w przeszłości  jako Ta Dzong był wieżą obserwacyjną położonego niżej Paro Dzongu.Szczególną uwagę zwraca  w muzeum wspaniały zbiór tangk.

Następnie kierujemy się do punktu widokowego, gdzie widać jak na dłoni Taktshang Goemba zwanego również „tygrysim gniazdem”.Ze względu na swoje usytuowanie (sprawia wrażenie jakby był przylepiony do pionowej skały) powinien raczej nazywać się jaskółczym gniazdem.Po drodze odwiedzamy jeszcze pełne uroku ruiny Drukgyel Dzongu, klasztoru-twierdzy chroniącej Bhutan przed najazdami tybetańskimi.Podziwiamy szczyty himalajskie Jomolhari(7314m) i Jichu (6794) i zjeżdżamy w dół na nocleg do Paro. Śpimy w prawie pustym Rinchenling Lodge.

23 września 2007

Odlot 0 8,30 do Kalkuty, która wita nas powodzią. Przez ulice przelewają się masy wody sięgające  dorosłemu człowiekowi do pasa. Uciekamy z Kalkuty do Orissy – ale to już całkiem inna bajka.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u