Bhutan – królestwo za górami – Wojciech Dąbrowski

Wojciech Dąbrowski

Mało kto z nas potrafi coś powiedzieć o Królestwie Bhutanu. Wiadomości o tym niewielkim kraju ukrytym głęboko w himalajskich dolinach, wciśniętym między terytorium Chin i Indii rzadko pojawiają się w mediach. Lata izolacji, ograniczone kontakty z sąsiadami i słabo rozwinięta infrastruktura komunikacyjna sprawiły że Bhutan do dziś pozostaje najbardziej tajemniczym krajem nie tylko Azji ale i całego globu.
Bhutan otworzył się dla ruchu turystycznego zaledwie przed kilku laty i liczba odwiedzających ten kraj cudzoziemców systematycznie rośnie ale czytając, że w całym roku 2000 odwiedziło Bhutan zaledwie 7500 przybyszów ze świata zdajemy sobie sprawę że wizyta w królestwie jest wciąż przywilejem nielicznych.
Znane wydawnictwo Lonely Planet drukujące przewodniki dla trampów opublikowało przewodnik po Bhutanie ale nie znaczy to wcale, że królestwo jest dostępne dla turystów wszystkich kategorii. Król i jego rząd zmierzając do zachowania w kraju starej kultury, odwiecznych obyczajów i tradycji, postawił ekonomiczną tamę, która przy generalnie niskich kosztach utrzymania ma zapobiec zalaniu niewielkiego i słabo zaludnionego królestwa przez tłumy zachodnich turystów. Ta tama to przepis ograniczający możliwość wjazdu tylko w ramach grup zorganizowanych przez bhutańskie agencje i biura podróży i narzucenie wysokich dziennych stawek płaconych za pobyt. Nie ma możliwości negocjowania czy targów o cenę z agencją ponieważ pieniądze (około 200 USD za dzień) wpłaca się na rządowe konto Banku Bhutanu. W rygorystycznie przestrzeganych przepisach jest tylko jeden wyjątek: dyplomaci i studenci mają 25% zniżki.
I choć w zamian otrzymuje się na miejscu wszystkie świadczenia (transport przydzielonym samochodem, przewodnika, wstęp do zabytków, noclegi i wyżywienie (bez drinków) to mnie też ta stawka przez długi czas wydawała się barierą nie do przebycia. Ciekawość kraju i fascynacja nieznanym była jednak silniejsza. Ze względu na wysokie koszty pobytu postanowiłem wjechać do Bhutanu na trzy zaledwie dni opracowując jednocześnie program, który pozwoli mi do maksimum wykorzystać tak wysoko opłacony czas.

Dojazd

Do Bhutanu nie da się wjechać indywidualnie – na własna rękę. Najpierw trzeba skontaktować się z jedną z agencji turystycznych w Thimphu, uzgodnić z nimi program pobytu a następnie przelać uzgodnioną kwotę za pobyt i ewentualnie przelot bhutańskimi liniami do Paro na rządowe konto w Barclays Bank. Po przelaniu pieniędzy z agencji prześlą faksem lub pocztą formularze wizowe, które należy im ta samą drogą odesłać. Zdjęcia na tym etapie nie są konieczne. Agencja w Thimphu wystąpi w waszym imieniu o wizę i przyśle wam jej numer i datę wydania. To bardzo ważne dane – bez ich podania nie wpuszczą was do samolotu Druk Air odlatującego do Bhutanu. Jeżeli lecicie do Bhutanu samolotem to agent w Thimphu załatwi wam rezerwację i bilety. Z reguły będą one czekać u przedstawiciela Druk Air w mieście z którego będziecie lecieć do Paro. Po wylądowaniu w Paro lub przybyciu na przejście lądowe w Phuntsholing urzędnik imigracyjny wbije wam wizę do paszportu, poprosi o jedno zdjęcie i 20 USD opłaty.
W Bhutanie działa aktualnie około 40 turystycznych agencji. Niektóre z nich mają już swoje witryny w internecie i konta poczty elektronicznej, co znakomicie ułatwia komunikację. Na przykład pod adresem www.yudruk.com/bookit.php znajdziecie kalkulator pozwalający zsumować koszty waszego pobytu w królestwie i sprawdzający przy okazji czy wybranego przez was dnia jest połączenie lotnicze do Paro. Spośród agentów mogę polecić biuro „Sky Travels” Tsheringa Jamtsho (e-mail: sky@druknet.net.bt, fax: +975-2-323651). Kontaktowałem się z nim przez internet. Załatwił mój bilet lotniczy i towarzyszył mi osobiście na całej trasie od lotniska w Paro przez Thimphu do przejścia granicznego do Indii w Phuntsholing. Oto notatki z mojego trzydniowego pobytu w Królestwie Grzmiącego Smoka – jak nazywają swój kraj Bhutańczycy.

Paro

Mała miejscowość Paro z jedynym w Bhutanie lotniskiem, dla większości przybywających do tego kraju turystów jest bramą wjazdową do tego kraju. A że niektórzy (jak ja) przybywają na krótko to można powiedzieć, że szczęśliwie się składa, że to właśnie w Paro i najbliższej okolicy zgrupowanych jest sporo obiektów wartych zobaczenia. Dzięki temu nawet ci, którzy mają tu jednodniowa przerwę w podróży na przykład w drodze z Kathmandu do Bangkoku mają szansę zobaczenia czegoś ciekawego.
Wzdłuż głównej ulicy Paro rozłożył się bodaj najciekawszy w całym Bhutanie kompleks tradycyjnej architektury: dwa rzędy wspaniale ozdobionych kolorowa ornamentyką, piętrowych budynków mieszczących sklepiki, nieliczne instytucje i restauracyjki. Najciekawszym obiektem miasteczka jest Paro Dzong – warowny klasztor górujący na całą piękną doliną w której leży Paro. Na obszarze Bhutanu rozrzuconych jest więcej takich dzongów. Jedne leżą w ruinach, inne pieczołowicie odnowione pełnią swoje dawne funkcje. Wzniesiono je w XVII wieku dla obrony kraju. Dzongi były zawsze ośrodkami w których koncentrowała się religijna i świecka władza kraju i tak jest i dziś. Pewnie dlatego turyści przybywający do Bhutanu są wpuszczani tylko na dziedzińce dzongów, ich wnętrza dla cudzoziemców pozostają niedostępne.
Na zboczu góry powyżej Paro Dzongu znajduje się dawna wieża obserwacyjna nazywana Ta Dzong. Można tam dojechać wąską ale asfaltowaną drogą zataczając kilkukilometrową pętlę lub przejść przez stary mostek przy dzongu i wspiąć się ostro w górę. Ta Dzong mieści obecnie Muzeum Narodowe Bhutanu. Niewielkie lecz ciekawe, a ponieważ w stolicy kraju Thimphu nie ma takiego drugiego muzeum to jest to obowiązkowy punkt programu dla zagranicznych turystów. Na kilku piętrach muzeum eksponują sztukę starego Bhutanu, broń, wypchane ptaki i zwierzęta, historyczne dokumenty i znaczki pocztowe królestwa. Na najwyższym piętrze jest kaplica z wizerunkami Buddy – tu wchodzi się po zdjęciu obuwia.
Z innych wartych zobaczenia obiektów Paro wymienić trzeba Dungtse Lhakhang – XV-wieczną świątynię stojąca tuż przy nowym moście (wejście do wnętrza tylko ze specjalnym pozwoleniem) i niewielki pałac Ugyen Perli w którym zatrzymuje się rodzina królewska podczas pobytów w Paro. Pałac można oglądać tylko przez płot. Ale przy pałacu stoi rząd wysokich, malowniczych stup kierujących wędrowca do malowniczego starego mostu na rzece. Właśnie od tego mostu otwiera się najciekawszy widok na Paro Dzong.

Okolice Paro

16-kilometrowy odcinek wąskiej, ale asfaltowanej drogi prowadzi z Paro w górę doliny do ruin kolejnego obronnego klasztoru Drukyel Dzong, który spłonął w 1951 roku. Dziś jest to tylko romantyczna, warta fotografii ruina. Nieco powyżej klasztoru przy stylowych domach szosa się kończy a rozpoczynają się trasy trekkingowe prowadzące w góry. Ci, którzy mogą poświęcić 200 dolarów na każdy dzień takiego trekkingu mogą stąd powędrować do podnóża ośnieżonego siedmiotysięcznika Dżomolhari, którego biały wierzchołek wystaje ponad czubkami drzew. Siedmiodniowa trasa piesza prowadzi stąd przez dziewicze doliny i wysokie przełęcze do stolicy kraju – Thimphu.
Wracając w dół do Paro po przeciwnej stronie doliny w oddali widać słynną pustelnie Taktsang zawieszoną za zboczu stromego, tysiącmetrowego klifu. Taktsang to miejsce gdzie rozpoczyna się historia Bhutanu. Miejscowi wierzą, że Guru Rinpoche – ojciec bhutańskiego buddyzmu przyleciał do tego miejsca na grzbiecie tygrysicy. Medytował w skalnej grocie, a potem wyruszył w bhutańskie doliny szerzyć swoją wiarę. Dla Bhutańczyków Taktsang jest świętym miejscem. Można się wspiąć na wysokość klasztoru. Trasa prowadzi przez mostek na górskiej rzece – kiepska terenowa drogą na drugą stronę doliny. Stąd terenowy samochód przejedzie jeszcze z pół kilometra do leśnego parkingu. Dalej wiedzie już tylko stroma, początkowo błotnista górska ścieżka mogąca pomieścić tylko pieszych i małe koniki wynajmowane mniej sprawnym turystom. Po 40 minutach bardzo pospiesznego marszu wśród drzew i niskich zarośli dotarliśmy do małego (i jedynego na trasie) schroniska nazywanego przez miejscowych kafeterią lub „tea house”. Tu ciepła herbata, drogie pamiątki na sprzedaż i ewentualnie ryżowe danie na lunch. Ponadto ładny widok na wciąż jeszcze odległy klasztor. Kolejne pół godziny forsownego marszu (po drodze kapliczki i flagi modlitewne) doprowadza do małej stupy zbudowanej na zboczu naprzeciw Tygrysiego Gniazda. To najdalszy punkt do którego dopuszcza się cudzoziemców. Uczepiony skalnego urwiska klasztor – odbudowany już po pożarze który strawił go częściowo w 1998 roku widać po drugiej stronie przepaści w odległości około 100 metrów. Wygląda bardzo efektownie – widok wart jest wspinaczki.
Po zejściu w dół, na główną, asfaltową drogę warto jeszcze odwiedzić pobliski Satsam Chorten – również będący obiektem pielgrzymek. Centralnym punktem jest tu duży i pozłacany, stojący w wolnej przestrzeni i pewnie dlatego zamknięty za szybą czorten. Pielgrzymi najpierw okrążają go a potem modlą się przed jego frontem. Zjeżdżając w dół dolina w kierunku Paro warto odwiedzić leżący po tej samej stronie drogi mały, ale bardzo stary klasztor zbudowany w VII wieku przez Tybetańskiego króla Songstena Gampo. Niestety również i tutaj, tak jak w większości obiektów sakralnych turyści mogą wejść jedynie na dziedziniec. W zewnętrzne ściany klasztoru wbudowanych jest kilka tuzinów modlitewnych młynków.

Thimphu

Tylko 65 kilometrów dzieli Paro od stolicy kraju – Thimphu. Ale przejazd krętymi górskim szosami zabiera aż dwie godziny. Po drodze posterunki kontrolne na których królewska policja sprawdza nie tylko nielicznych cudzoziemców, ale także czy może przede wszystkim poddanych króla Wangczuka. Wysoko ponad rozwidleniem dróg – kilka kilometrów przed Thimphu zobaczycie kolejny malowniczy dzong – Simtoka. Najlepszy widok na ten warowny klasztor roztacza się z szosy prowadzącej do Punakhi.
Samo Thimphu leży na wysokości 2000 metrów i jak na stolice ma bardzo mało – bo tylko 30 000 mieszkańców. Nie ma betonowych bloków, nie ma wieżowców tylko zdobione w tradycyjny sposób domy nawiązujące do starego bhutańskiego stylu. Jedyna handlowa ulica to długi na 2 kilometry Nordzin Lam. Najbardziej wyróżniającym się obiektem w centrum miasta jest kilkunastometrowy, biały Memorial Chorten zbudowany w 1974 roku ku czci trzeciego króla Bhutanu.
Ale najważniejszy obiekt stolicy leży na północ od centrum. To Tashi Chodzong – wielki zamek-klasztor w którym urzędują centralne władze Bhutanu. Wstęp dla turystów na dziedziniec dozwolony jest dopiero po godz. 17.00. Ale wydaje mi się że większe wrażenie robi ten dzong gdy spoglądać na niego z pewnej odległości. O wiele mniejsza ale jednocześnie znacznie starsza jest XV-wieczna świątynia Changangkha wzniesiona na wzgórzu górującym ponad centrum miasta. Było to pierwsze miejsce w Bhutanie gdzie pozwolono mi wejść do mrocznego wnętrza świątyni i obejrzeć święte posągi i freski na ścianach. Fotografowanie było oczywiście wykluczone. Drugą podobną możliwość miałem w żeńskim klasztorze Drubthob który łatwo jest znaleźć powyżej ładnie zdobionego gmachu Sądu Najwyższego.
Zmierzając w górę doliny w której leży Thimphu będziecie mijać niedostępny dla turystów pałac Dechen Choling w którym rezyduje królowa-matka. Podobno król Wangczuk woli mieszkać w willi za miastem. W pobliżu pałacu zobaczyć można Dechen Phodrang – pierwszy dzong zbudowani w Dolinie Thimphu. Wreszcie ostatni obiekt wart zobaczenia na północnym krańcu miasta to świątynia Pangri Zampa. Jest bardzo malownicza, ale jej dwa budynki można oglądać i fotografować jedynie z bramy – tu nie wpuszczają nawet na dziedziniec.
Nawet jeżeli program waszego pobytu nie przewiduje podróżowania dalej na wschód od Thimphu – do dawnej stolicy – Phunaki to warto poprosić przewodnika aby powiózł was kawałek w tym kierunku – na przełęcz Dochu La. Przy odrobinie szczęścia (większa szansa zawsze wczesnym rankiem) będziecie mogli z wysokości 3050 metrów popatrzyć na wspaniałą panoramę głównej grani Wschodnich Himalajów. Natomiast jeśli szczęście nie dopisze i krajobraz będzie tonął w chmurach będziecie mieli okazję popatrzeć i posłuchać jak na przełęczy furkoczą na wietrze setki modlitewnych flag. W każdym przypadku warto w drodze na przełęcz zatrzymać się po drodze przy posterunku kontrolnym w Hongtso i wspiąć się na zbocze (około 20 min szybkiego marszu w każdą stronę) do świątyni Hongtso. Miejsce to jest rzadko odwiedzane przez turystów, stąd jest tu większa szansa na obejrzenie wnętrza świątyni (mnie się udało).
Z Thimphu jechałem samochodem do przejścia granicznego w Phuntsholing. Mimo jazdy bez dłuższych postojów zabrało to aż 7 godzin. Na trasie nie ma do oglądania żadnych zabytków ale obfituje ona we wspaniałe widoki. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się że poprowadzona jest cały czas wysoko po zboczach i dopiero przed samym granicznym miasteczkiem ostro opada w dół. W wielu miejscach ta podstawowa nitka komunikacyjna łącząca Bhutan z resztą świata jest uszkodzona przez osypiska ziemi i skalnego gruzu co spowalnia jazdę – szczególnie po zakończeniu monsunu.
Sam Phuntsholing jest bardziej indyjski niż bhutański i ktoś, kto chciałby sobie budować obraz Bhutanu na podstawie pobytu tylko w Phuntsholingu wykreuje sobie fałszywy obraz himalajskiego królestwa. Miasto jest niby w połowie bhutańskie, ale jedynym śladem granicy jest symboliczna brama ustawiona na głównej ulicy, której zresztą nikt nie pilnuje. Ludzie płyną bez przeszkód w obie strony. A najbardziej bhutańskie akcenty miasta to wciśnięta między nijaką zabudowę mała ale kolorowa bhutańska świątynia i staroświecki, ale zupełnie przyzwoity hotel Druk, gdzie lokuje się turystów mających opłacone noclegi. Kontrola graniczna Bhutanu odbywa się u stóp gór – tam, gdzie zaczyna się szosa prowadząca w głąb Bhutanu.
Z Phuntsholingu w ciągu czterech godzin można dotrzeć wynajętym samochodem do indyjskiego węzła komunikacyjnego – Siliguri (stąd można zawrócić w kierunku gór do Dardżylingu i Sikkimu) i leżącego tuż obok najbliższego lotniska w Bagdogrze.

Informacje praktyczne

Przejścia graniczne

Dla turystów dostępne są tylko dwa punkty przekraczania granicy: rzadko używane drogowe przejście graniczne z Indii z Phuntsholing oraz jedyny port lotniczy w Paro obsługujący zresztą samoloty tylko jednego przewoźnika – narodowej linii Druk Air. Druk Air ma tylko dwa, ale zupełnie niezłe samoloty – małe odrzutowce Bae-146, które latają do Kathmandu, Kalkuty, Delhi, Dhaki i Bangkoku. Starty i lądowania w ciasnej Dolinie Paro możliwe są tylko przy dziennym świetle. Jeżeli pogoda jest kiepska odrzutowce lądują w Kalkucie i tam pasażerowie na koszt linii oczekują na jej poprawę. Druk Air ma już swoje strony w internecie: www.drukair. com.bt Znaleźć tam można taryfy, rozkład lotów i ogólne informacje. Pojemność samolotów jest niewielka, więc rezerwacje przez bhutańskiego agenta radzę robić z możliwie dużym wyprzedzeniem.

Ludzie

Są przyjacielscy, uczciwi i lubią się fotografować. Ale nie próbujcie fotografować wizerunków Buddy nawet jeśli pozwolą wam wejść do wnętrza świątyni.

Klimat

Deszczowy okres monsunu trwa od czerwca do sierpnia. Najlepszy dla wizyt turystycznych jest okres od września do połowy grudnia. Słońce operuje bardzo silnie, ale gdy zapada za horyzont robi się nagle bardzo chłodno – zabierzcie ciepłe kurtki…

Informacja turystyczna

Przy planowaniu podróży warto skorzystać z przewodnika Lonely Planet „Bhutan”. W samym Bhutanie najlepszym źródłem informacji będzie wasz przewodnik. Dzieci w bhutańskich szkołach uczą się angielskiego i znajomość podstaw tego języka jest dość powszechna w miastach, ale nie na prowincji. W internecie warto zajrzeć na stronę www.kingdomofbhutan.com – znajdziecie tam między innymi kalendarz festiwali religijnych, które są w tym kraju bardzo spektakularne i dostępne dla turystów. Na mojej stronie http://wdabr.gdansk.tpsa.pl/virtual/ wdabr/5rtw6a.htm znajdziecie także sporo zdjęć, mapy i informacje.

Waluta i ceny

Krajowa jednostka monetarna – ngultrum ma zawsze parytet indyjskiej rupii. Indyjskie banknoty akceptowane są w sklepach. Za jednego dolara w 2001 roku płacili około 46 ngultrumów. Przy opłaconych noclegach, posiłkach i transporcie prawdopodobnie będziecie płacić tylko za piwo (25 Ng w sklepie, ale aż 75 w restauracji) i pocztówki (5 Ng).

“Kopiowanie i publikacja tego artykułu w jakiejkolwiek formie wymaga pisemnej zgody autora – www.kontynenty.net”


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u