Zachodnia Australia – Marzena Głaszczka

Zachodnia Australia

Marzena Głaszczka

Ten największy stan Australii jest zarazem najrzadziej odwiedzanym nie tylko przez turystów, ale także przez rodowitych Australijczyków. Po prostu dla większości z nich, mieszkających na wschodnim wybrzeżu Australii pokonanie odległości, bagatela, kilku tysięcy kilometrów jest nie lada wyczynem. A turyści odwiedzający Australię po raz pierwszy skupiają się przede wszystkim na atrakcjach wytyczonych wzdłuż trasy Darwin – Alice Springs – Adelaide – Melbourne – Sydney – Cairns. Ze mną było podobnie. Wspomnianą trasę przebyłam podczas pierwszej wyprawy do Australii. Wówczas nie starczyło już czasu na Australię Zachodnią, którą udało mi się wreszcie odwiedzić na przełomie lutego i marca 2004r., w ramach dłuższej kilkumiesięcznej włóczęgi po świecie wraz z moim towarzyszem podróży.

INFORMACJE PRAKTYCZNE

Jak się tam dostać?

Bilet lotniczy do Australii to najdroższa pozycja w budżecie. Z Polski do Perth nie ma bezpośrednich połączeń. Można polecieć z któregoś z europejskich miast, robiąc sobie krótką przerwę w podróży np. w Singapurze lub Bangkoku. Koszt biletu powrotnego do Perth to wydatek minimum 1000 USD. Niezłym pomysłem jest wykupienie biletu dookoła świata, który uprawnia do kilku stopów na wybranych kontynentach. Jest to spory jednorazowy wydatek (ok. 2000 USD), ale taki bilet umożliwia zwiedzenie wielu ciekawych zakątków świata i jeśli chcielibyśmy tam pojechać w ramach kilku oddzielnych wypraw, koszt byłby nieporównanie większy. Dla osób mogących sobie pozwolić na dłuższy, kilkumiesięczny wyjazd, jest to opcja warta rozważenia.

Lotnisko w Perth:

Trzeba przygotować się na nieuchronny kontakt ze słynną australijską kwarantanną. Wszystkie produkty pochodzenia zwierzęcego i roślinnego mają zakaz wjazdu do Australii, należy je obowiązkowo zgłosić – w przeciwnym razie ryzykuje się poważne kary finansowe.

Informacja turystyczna – warto zaopatrzyć się w ulotki i foldery, ułatwiające zaplanowanie podróży i znalezienie noclegów.

Dokumenty, pieniądze

Przy wyjazdach do Australii obowiązuje wiza, wydawana przez Ambasadę Australii (Warszawa, ul. Nowogrodzka 11, tel. 022-521 34 44, fax 022-627 35 10, www.australia.pl). 3-miesięczna wiza turystyczna kosztuje 200 zł.

Obowiązującą walutą jest dolar australijski (AUD), który niestety od pewnego czasu dość mocno trzyma się w stosunku do dolara amerykańskiego (1 USD = 1,3 AUD).

Nie ma żadnych problemów z wymianą pieniędzy. Prawie wszędzie można płacić kartami kredytowymi lub wymieniać czeki podróżne. W czasie naszego pobytu w Perth najlepszy kurs miał bank Commonwealth przy William St. Nie było też problemu z wymianą euro (aktualny przelicznik 1€ = 1,7 AUD).

Język

Angielski, choć w specyficznym australijskim wydaniu. Na początku trudno się przyzwyczaić do trochę dziwnej wymowy Australijczyków, a zwłaszcza ukochanego przez nich skracania wszystkich wyrazów (np. Australijczyk to Aussie, komar – mosquito to mozzie, na grilla, czyli barbecue mówi się barbie, tradycyjne powitanie to g’day). A najważniejsze, to od razu nauczyć się słynnego powiedzonka „no worries, mate”, czyli „nie ma problemu, stary”. Jak już to znamy, to w Australii zawsze damy sobie radę!

Kiedy jechać?

Kiedy w Polsce jest zima, w Australii panuje lato i odwrotnie. W zasadzie ze względu na ogromny obszar kraju, wybór najlepszej pory na podróż zależy od regionu, który chcemy zobaczyć. W Australii Zachodniej obszar na północ od Perth (aż do Carnarvon) i na południe od Perth przyjemnie zwiedza się od października do początku maja, kiedy dni są ciepłe i słoneczne. Jednak dalej na północ (od Carnarvon do Broome i Kimberley) w okresie od grudnia do marca trwa pora deszczowa, obfitująca w cyklony. Tam najlepiej jest więc pojechać w porze suchej, od maja do połowy października. My akurat byliśmy na przełomie lutego i marca, więc z powodu cyklonów nie udało nam się dotrzeć do Kimberley.

Strefa czasowa

W Australii obowiązują 3 strefy czasowe. Różnica czasu pomiędzy Polską a Zachodnią Australią wynosi 7-8 godzin w zależności od czasu zimowego/letniego (jak u nas jest 6 rano, w Perth są już po obiedzie).

Internet / telefon

Z dostępem do internetu w Perth nie ma żadnego problemu, niemal na każdym kroku są kafejki internetowe. W pozostałych miastach jest ich mniej, a i ceny dużo wyższe (1 godz. internetu w Perth = 3 AUD, w innych miastach 4-6 AUD).

Jeśli chce się z Australii dzwonić do Polski warto kupić specjalną kartę telefoniczną, np. Daybreak, w której minuta połączenia z krajem kosztuje tylko 5,5 centa w godzinach szczytu i 2,5 centa poza godzinami szczytu. Najtańszą kartę tego typu można kupić już za 10 AUD, a jak się wyczerpie można ją doładować. Dzwoniąc należy wybrać specjalny numer dostępowy właściwy dla danego miasta (w Zachodniej Australii taka karta działa tylko w większych miastach – Perth, Broome, Geraldton, Bunbury, Kalgoorlie).

Transport po Zachodniej Australii

Powierzchnia Zachodniej Australii to ponad 2,5 mln km2, czyli 8 razy więcej niż Polska. Można skorzystać z bardzo popularnej linii autobusowej Greyhound Pioneer Australia (www.greyhound.com.au), oferującej różnego rodzaju „passy”, czyli bilety ważne przez dany okres czasu na określone trasy przejazdu bądź określony kilometrami dystans. Jedną z propozycji jest Western Explorer Pass na trasie od Perth do Darwin w cenie 621 AUD.

Jeśli jednak chcemy być bardziej niezależni, warto rozważyć wypożyczenie auta. Na olbrzymie przestrzenie zachodnio-australijskie najlepszym pomysłem jest wynajęcie campervana, którym nie dość, że można podróżować, to jeszcze w nim spać i jeść. Nic tak nie smakuje jak własnoręcznie przygotowana kolacja gdzieś pośrodku australijskiego pustkowia pod rozgwieżdżonym niebem. Jest to dobry pomysł zwłaszcza, jeśli podróżuje się w kilka osób i można się podzielić kosztami.

Dwie najpopularniejsze, ale zarazem najdroższe firmy oferujące campervany to Maui i Britz. Ja polecam NQ Australia Rentals, sprawdzoną i znacznie tańszą (www.nqrentals.com.au). Cena w zależności od rodzaju campervana już od 100 AUD z pełnym ubezpieczeniem ( a ubezpieczenie warto mieć).

O czym trzeba wiedzieć:

w Australii obowiązuje ruch lewostronny

do wypożyczenia auta trzeba dysponować kartą kredytową, mieć ukończone 21 lat i posiadać międzynarodowe prawo jazdy (przed wyjazdem wyrabiamy takowe w wydziale komunikacji)

cena benzyny – ok. 1, 1 AUD za litr

ponieważ odległości pomiędzy stacjami bywają spore (nawet 200-300 km) najlepiej jest tankować do pełna przy każdej nadarzającej się okazji

podróżując po zmroku uważać na skaczące przez drogę kangury (niestety, martwe kangury to częsty widok na poboczach Zachodniej Australii)

jeśli nie wynajmie się samochodu z napędem na cztery koła, nie wolno wjeżdżać do miejsc, do których prowadzi tylko droga 4WD. Ryzykuje się uszkodzeniem samochodu i utratą ubezpieczenia.

Zdrowie i bezpieczeństwo

Australia jest bezpiecznym krajem do podróżowania i w zasadzie jedyne niebezpieczeństwa, jakie mogą nam grozić leżą po stronie zwierząt (m.in. ukąszenia węży, pająków). Wybierając się na pieszą wycieczkę w outbacku obowiązkowo trzeba mieć dobre buty za kostkę i spory zapas wody pitnej, a także chroniące przed żarem słonecznym kapelusz, okulary i krem ochronny z wysokim filtrem. Komary i muchy też mogą mocno dać się we znaki i preparaty przeciwko tym owadom (a zwłaszcza muchom) niezbyt pomagają. Nie są wymagane żadne szczepienia, a woda w kranach nadaje się do picia.

Noclegi

Najtańsze, a jednocześnie z najfajniejszą atmosferą są schroniska młodzieżowe, których sieć w Australii jest niezwykle rozbudowana. Karty YHA wydawane przez PTSM uprawniają do zniżek. W Perth polecam Hay Street Backpackers, 266-268 Hay Street, tel. (8) 9221-9880 (miejsce w dormitorium 20 AUD, dwójka 50 AUD). Jeśli podróżujemy wynajętym campervanem, nocujemy na dziko lub na kempingach (koszt 18-22 AUD za miejsce z dostępem do elektryczności). Należy pamiętać, że recepcja większości kempingów jest zamykana o godz.18. To oznacza, że jak się przyjedzie później, to na kemping z reguły można wjechać i znaleźć sobie jakieś wolne miejsce, a należność uregulować następnego dnia, ale często nie ma się dostępu do łazienek i toalet, zamykanych na klucz, dostępny za kaucją właśnie w recepcji (rozwiązanie spotykane głównie na kempingach na południe od Perth, na północy łazienki nie są zamykane).

Często w wypożyczalni campervanów dostaje się broszury z kuponami zniżkowymi na niektóre kempingi – warto się o to upomnieć.

Wyżywienie

Zarówno w schroniskach, jak i na kempingach są dostępne bezpłatne kuchnie, w których własnoręcznie można przyrządzać sobie posiłki. Produkty najtaniej kupować w dużych supermarketach. Przykładowe ceny: spaghetti – 2 AUD, sos do spaghetti – 4 AUD, woda 1,5l – 1,35 AUD, ser żółty 0,5kg – 5,8 AUD, 1kg pomidorów – 2 AUD, chleb – 2,49 AUD, piwo VB 24 puszki 0,33l – 35 AUD.

Przewodniki i mapy

Korzystaliśmy z przewodnika „Australia” wydawnictwa Lonely Planet (44,9 AUD) oraz bardzo dobrego atlasu drogowego „Travellers Atlas of Western Australia, wyd. Hema Maps (29 AUD).

Przebieg podróży

Dzień 1 – Perth

Po przylocie do Perth wsiadamy w shuttle bus, którym dojeżdżamy do położonego w centrum Perth schroniska młodzieżowego Hay Street Backpackers (przejazd 11 AUD/os.). Perth będąc stolicą Zachodniej Australii i jednocześnie największym miastem, pomimo swojej wielkomiejskości zachowało specyficzny charakter, którego próżno szukać w miastach wschodniego wybrzeża. Po centrum można poruszać się bezpłatnymi autobusami firmy Transperth, mającej trzy linie Red Cat, Blue Cat i Yellow Cat. Większość sklepów i banków ulokowana jest w kwadracie wyznaczonym przez ulice Hay, Murray, William i Barrack St. Tu też jest najwięcej kafejek internetowych.

Dzień 2 – Perth

Z bardzo miłym właścicielem schroniska omawiamy nasze plany dojechania aż do Kimberley i niestety okazuje się, że już na początku musimy je mocno zweryfikować. Z powodu trwającej na północy pory deszczowej wiele dróg jest nieprzejezdnych. Postanawiamy więc dojechać wzdłuż wybrzeża do Port Hedland, a następnie wrócić Great Northern Hwy przez outback z powrotem do Perth. Korzystając z pośrednictwa właściciela schroniska i przysługujących mu upustów wynajmujemy campervana, którym będziemy podróżować przez najbliższe 3 tygodnie. Resztę dnia poświęcamy na zwiedzanie Perth.Warto odwiedzić położony tylko 1,5 km od centrum Kings Park z wieloma okazami australijskiej flory, z którego rozciąga się piękny widok na miasto i płynącą w dole Swan River.

Dzień 3 – Perth

Dziś dzień organizacyjny: wymiana pieniędzy, internet, zakupy na drogę.

Dzień 4 – Perth – Yanchep

,P>Ruszamy na podbój Zachodniej Australii. W biurze NQ Rentals odbieramy auto i pakujemy do niego wodę i zapasy jedzenia. Mam trochę niepewną minę, jak wsiadam do 6,5- metrowej bestii z kierownicą po prawej stronie, ale jednocześnie słodko uśmiecham się do pracownika wypożyczalni. Niech przynajmniej on ma bezstresowy dzień. Pocieszam sie, że auto ma rejestrację z Queenslandu, „jedynie” 6500 km stąd, więc nawet jeśli na początku będę jechać trochę dziwnie, to tutejsi kierowcy będą tolerancyjni. Żeby tylko jechać lewą stroną drogi… Na pierwszy nocleg zatrzymujemy się w Yanchep, odległym 50 km od Perth (Club Capricorn Caravan Park, Two Rocks Road, tel. (8) 9561-1106, 20 AUD). Tuż obok szumi Ocean Indyjski, a pomiędzy eukaliptusami z głośnym wrzaskiem uganiają się papugi.

Dzień 5 – Yanchep – Cervantes

Wcześnie rano jedziemy do pobliskiego Yanchep National Park, słynącego z kolonii koali. Tu kupujemy też ważny na cały miesiąc bilet wstępu do parków narodowych Zachodniej Australii (22,5 AUD za samochód). Ważne, by być w parku jak najwcześniej rano – wtedy jest szansa zobaczenia koali w całej okazałości, zajadających na śniadanie listki eukaliptusa. Później wszystkie koale jak jeden mąż zapadają w sen, układając się wygodnie pomiędzy gałęziami i w nosie mają zapędy fotograficzne przybyłej zbyt późno wycieczki Japończyków. Stąd kierujemy się na Brand Hwy. Trochę skacze mi adrenalina, jak nagle widzę we wstecznym lusterku pędzącego potwora i chwilę później mija mnie z wielkim łoskotem olbrzymi 50-metrowy road train (taki australijski tir, tylko kilka razy dłuższy niż u nas). W Cataby Roadhouse zatrzymujemy się, by zatankować benzynę i zakosztować tej jakże typowej dla Australii atmosfery rzuconych pośrodku pustkowia roadhouse’ów, będących centrum życia towarzyskiego nierzadko w promieniu kilkuset kilometrów. Szyld na drzwiach oznajmia, że każda pora jest dobra, by tu wpaść z wizytą („open 8 days a week, 25 hours a day”). 30 km dalej skręcamy w Bibby Rd w kierunku Cervantes. Przy drodze znaki ostrzegające przed kangurami, strusiami emu i kolczatkami, a dookoła jak okiem sięgnąć spalony od słońca busz. W Cervantes najpierw zajeżdżamy na kemping (Pinnacles Caravan Park, 35 Aragon St, tel. (8) 9652-7060, 18,5 AUD). Leżący nad oceanem Cervantes to baza wypadowa do słynnej Pinnacles Desert w parku narodowym Nambung. I choć oficjalnie droga prowadząca przez Pinnacles Desert nie jest przeznaczona dla campervanów, to po naradzie w recepcji szef kempingu stwierdza, że nasza bestia da sobie radę. Na miejsce docieramy akurat na zachód słońca. Oświetlone ciepłym światłem setki wyrastających z ziemi piaskowych tworów o przeróżnych kształtach, wyrzeźbionych przez wiatr, robią niesamowite wrażenie. Zachwyceni patrzymy na grę światła i cienia w tym mistycznym krajobrazie.

Dzień 6 – Cervantes – Kalbarri

Droga z Cervantes na północ wzdłuż Indian Ocean Drive to piękne i dzikie krajobrazy – spalona od słońca czerwona ziemia kontrastuje z błękitem nieba. W Green Head robimy krótki postój – kąpiel w pięknej zatoczce z kryształowo czystą wodą działa orzeźwiająco. W Eneabba wracamy na Brand Hwy i mijamy niestety pierwszego rozjechanego kangura. Za Dongara zmienia się krajobraz, po drodze mijamy pastwiska ze swojskimi owcami i krowami. W Geraldton znowu tankujemy benzynę. To główne miasto centralno-zachodniej Australii, istna metropolia z 23 tys. mieszkańców! Przecinamy Chapman River i wjeżdżamy na North West Coastal Hwy. Wreszcie udaje nam się zobaczyć nieopodal drogi dwa żywe kangury. Odbijamy z głównej drogi w kierunku Kalbarri, punktu wypadowego do parku narodowego Kalbarri. Wczesnym wieczorem dojeżdżamy do Murchison Park Caravan Park w Kalbarri (róg Grey & Wood St, tel. (8) 9937-1005, 18 AUD). Niestety wieczorem upał wciąz mocno daje się we znaki.

Dzień 7 – Kalbarri National Park

Aby móc pojechać do parku, musimy zostawić campervana na kempingu i na ten jeden dzień wypożyczyć samochód z napędem na cztery koła. W położonym naprzeciwko kempingu schronisku YHA wypożyczamy Suzuki Jimmy za 45 AUD. Rzeczywiście droga prowadząca do wąwozu jest bardzo wyboista, a mijające nas auta wzniecają tumany pomarańczowo-żołtego pyłu. Zostawiamy samochód na parkingu i idziemy na piechotę do punktu widokowego, skąd świetnie widać wąwóz i rzekę, o tej porze roku niemal całkiem wyschniętą. Kilometr dalej dochodzimy do Nature’s Window, wyrzeźbionej w skale formacji o kształcie okna. Nikogo poza nami tu nie ma i nic dziwnego. Temperatura w cieniu sięga powyżej 40°C i mamy wrażenie, że zaraz się rozpłyniemy w tym rozgrzanym powietrzu. Choć tak naprawdę nie jesteśmy do końca sami, od samego parkingu towarzyszą nam roje much, które chyba się skrzyknęły z całego wąwozu i bezlitośnie nas obsiadają. Sprytne są, bo siadają tylko po ocienionej stronie. Próbujemy je na sobie policzyć, ale jak dochodzimy do 150, przestajemy. Wybierając się do wąwozu koniecznie trzeba mieć ze sobą kapelusz i kilka litrów wody! Kolejne miejsce, jakie odwiedzamy to Z Bend. Wzdłuż ścieżki prowadzącej do punktu widokowego rosną eukaliptusy i banksje. I znowu te muchy. Resztkami sił dowlekamy się do auta i wracamy do miasteczka. Tam zmieniamy obuwie z goretexów na klapki i jedziemy zobaczyć chłodniejszą stronę parku z wiszącymi nad brzegiem oceanu klifami. Zalety drugiej części wycieczki: bryza znad oceanu i brak much.

Dzień 8 – Kalbarri – Denham

Wyjeżdżając z Kalbarri zajeżdżamy jeszcze raz do wąwozu obejrzeć dwa inne miejsca Hawks Head i Ross Graham i ruszamy w dalszą drogę po North West Coastal Hwy. Skwar leje się z nieba, klimatyzacja w naszym aucie ledwo dyszy. Robimy krótką przerwę w Overlander Roadhouse, patrzymy na zawieszony w oknie termometr pokazujący w cieniu 45°C! Uffff…W tym miejscu skręcamy w Shark Bay Rd. Chcemy jeszcze dziś dojechać do Denham. Pierwszy przystanek robimy przy Hamelin Pool, gdzie znajduje się niezwykła kolonia stromatolitów (beztlenowych bakterii). Tu na plaży wypatrujemy kangura, który jak tylko nas zobaczył w żwawych podskokach uciekł w zarośla. Trochę dalej warto też zatrzymać się na Shell Beach, plaży zbudowanej z milionów maleńkich muszelek i ani jednego ziarenka piasku. Miejscami warstwa muszelek sięga nawet 10 metrów! Wjeżdżamy na przesmyk, za którym zaczyna się półwysep i park narodowy Francois Peron. W najwęższym miejscu przesmyku biegnie płot elektryczny, powstrzymujący od wtargnięcia wgłąb półwyspu lisów, dzikich kotów, kóz i królików, zagrażających populacji chronionych gatunków zwierząt. Do Denham, najbardziej na zachód wysuniętego miasta Australii dojeżdżamy późnym wieczorem (kemping Denham Seaside Tourist Village, 1 Stella Rowley Drive, tel. (8) 9948-1242, 19,5 AUD).

Dzień 9 – Denham – Monkey Mia – Denham

Wstajemy przed 6:00, aby jak najwcześniej pojechać do oddalonego o 30 km stąd Monkey Mia (bilet wstępu kosztuje 6 AUD). Miejsce to słynie z delfinów butlonosych, które codziennie rano przypływają do brzegu. Przy odrobinie szczęścia można uczestniczyć w ich karmieniu. Na plaży natomiast królują pelikany, wdzięcznie pozujące do zdjęć. Nie wolno pływać w obrębie miejsca, do którego przypływają delfiny, ale wolno wchodzić po kolana do wody. Osoby dysponujące większą gotówką mogą wybrać się na rejs katamaranem po zatoce i podziwiać z pokładu rekiny tygrysie, delfiny, diugonie i żółwie morskie (Shotover, koszt 54 AUD). Po zapadnięciu nocy z zachwytem wpatrujemy się w rozgwieżdzone niebo z królującym na nim Krzyżem Południa. Wracając na kemping jedziemy bardzo wolno, kilka razy widzimy na drodze przed nami przeskakujące kangury.

Dzień 10 – Denham – Coral Bay

Znowu wczesna pobudka, do pokonania mamy całkiem spory odcinek, prawie 600 km. Szykując śniadanie wyglądam przez okno i oczom nie wierzę – zaledwie parę metrów od naszego auta po kempingu spokojnie chodzi sobie kangur. Rzucam wszystko, łapię aparat i lecę uchwycić zwierzaka na zdjęciu. Kangur najwyraźniej nie jest speszony, patrzy na mnie przez dłuższą chwilę, po czym z godnością odwraca się i długimi susami skacze przez senną o tej porze uliczkę miasteczka. A my w wyśmienitych nastrojach ruszamy w drogę. Wracamy do North West Coastal Hwy i skręcamy w kierunku Carnarvon. Znowu mijamy wiele rozjechanych kangurów. Za Wooramel Roadhouse nagła zmiana krajobrazu. W miejsce wysuszonego buszu i spalonej od słońca ziemi pojawia się soczysta zieleń i na poboczu stoi w zagłębieniach woda. Coraz więcej też znaków drogowych ostrzegających przed zalanymi przez wodę odcinkami drogi. Są też wskaźniki pokazujące, jak wysoko może sięgać – aż do 2m! Początkowo traktujemy to wyłącznie jako ciekawostkę, która nas nie może dotyczyć i spokojnie jedziemy dalej. W Carnarvon, jedynym większym mieście w tej części wybrzeża (całe 9 tys. mieszkańców) tankujemy benzynę i uzupełniamy zapasy jedzienia i wody. Z powodu panującego tu klimatu miasto słynie z tropikalnych upraw bananów, papai i mango. Znak drogowy przy wyjeździe z miasta ostrzega o braku wody pitnej na najbliższych 600 km! No to można powiedzieć, że dopiero teraz rozpoczynamy przygodę z outbackiem. Mijając most na Gascoyne River widzimy spienioną wodę pomarańczowego koloru. Po 140 km obok Minilya Roadhouse skręcamy w Minilya Exmouth Rd w kierunku Coral Bay. Przekraczamy Zwrotnik Koziorożca robiąc obowiązkowy postój na zdjęcie. A w chwilę po tym okazuje się, że przez drogę wartkim strumieniem płynie Lyndon River. Nie mamy wyjścia, z duszą na ramieniu przejeżdżamy przez rzekę, po raz pierwszy chyba żałując, że zamiast campervana nie mamy 4WD. Do Coray Bay docieramy nocą (kemping Coral Bayview, Robinson St, tel. (8) 9385-6655, 22 AUD).

Dzień 11 – Coral Bay – Carnarvon

Wybrzeże Koralowe (Coral Coast) to bezsprzecznie jedna z największych atrakcji Zachodniej Australii. Ciągnąca się 250 km wzdłuż wybrzeża rafa koralowa Ningaloo nie ustępuje pięknem i różnorodnością podwodnego świata Wielkiej Rafie Koralowej. To jedno z najlepszych miejsc nurkowych, jeśli chodzi o możliwość spotkania rekinów wielorybich, a także humpbacków i mant. Poranek jest piękny i słoneczny, więc wielkie jest nasze zdziwienie, jak w recepcji kempingu widzimy komunikat o właśnie zbliżającym się do Exmouth silnym tropikalnym cyklonie Monty. A my akurat dziś mieliśmy jechać do Exmouth. Jednak ostrzeżeń przed cyklonem nie wolno lekceważyć, więc postanawiamy skorzystać z wciąż pięknej pogody i wykąpać się w oceanie, a potem ruszyć z powrotem do głównej drogi i dalej pojechać wgłąb outbacku do Tom Price i parku narodowego Karijini. Woda jest turkusowa, snorkelując podziwiamy rybki i koralowce, udaje się nam też zobaczyć rekina. Na plaży pod parasolami rozłożyły się australijskie rodziny, każda z obowiązkową lodówką z zimnym piwem. Bez takiej lodówki, zwanej pieszczotliwie „eski”, żaden szanujący się Australijczyk nigdzie się nie rusza. A jak puszka piwa zostanie z lodówki wyciągnięta, to ląduje w kolejnym australijskim wynalazku – coolerze. Byczenie na plaży nie trwa długo, przed nami długa droga. Dojeżdżamy do głównej drogi, do Minilya Roadhouse i tam próbujemy zasięgnąć języka odnośnie warunków pogodowych na trasie do Tom Price. Niestety, nic nie wiedzą i nawet nie ma jak tego sprawdzić, telefony komórkowe nie mają tu zasięgu, a i łączność radiowa szwankuje. Trochę w ciemno jedziemy kolejne 250 km North West Coastal Hwy aż do Nanutarra Roadhouse, gdzie planujemy skręcić na Tom Price. Po drodze nie mija nas żaden samochód, czasem w oddali widzimy strusie, a na poboczu niestety znowu dużo zabitych kangurów. Pędzące ciężarówki nawet nie próbują hamować, jak nagle kangury wskakują im przed maskę. Bardzo to przykry widok. Krajobraz jest trochę nierealny, w oddali przed nami widzimy groźne, zasnute chmurami niebo, a po obu stronach drogi nagle pojawiły się wzgórza. W Nanutarra Roadhouse właściciel natychmiast zapytał, gdzie mamy zamiar jechać i poinformował nas, że wszystkie drogi, z wyjątkiem tej, którą właśnie przyjechaliśmy zostały odcięte przez ulewne deszcze i powodzie. W dodatku cyklon Monty zmienił kierunek i pędzi teraz na Onslow i Nanutarra. Właściciel z żoną w pośpiechu zabijają okna deskami, a nam każą tankować benzynę i jak najszybciej stąd uciekać. No i znowu musimy zmienić plany. Wygląda na to, że nie uda nam się przebić do prowadzącej przez pustynię Great Northern Hwy i musimy wracać do Perth tą samą drogą wzdłuż wybrzeża. Robi się ciemno, a przed nami jeszcze 370 km przez pustkowia do Carnarvon. Prowadzimy na zmianę, patrząc z niepokojem na coraz gęstsze chmury i błyskawice, uważając jednocześnie na skaczące przez drogę kangury. Do Carnarvon dojeżdżamy późno w nocy i natychmiast idziemy spać wyczerpani dzisiejszymi przeżyciami(Wintersun Caravan Park, 546 Robinson St, tel. (8) 9941-8150, 20,5 AUD).

Dzień 12 – Carnarvon – Geraldton

Na kempingu wszyscy żyją cyklonem, jako że cały czas rośnie w siłę i ma już 4 stopień w 5-stopniowej skali. A my wracając na południe będziemy mieli więcej czasu niż wcześniej planowaliśmy na zwiedzenie południowego wybrzeża.Więc nie ma tego złego… Jadąc w kierunku Geraldton ponownie wjeżdżamy w spalone słońcem krajobrazy, dookoła zamiast intensywnej zieleni spękana pomarańczowa ziemia. Nocleg w Geraldton (Sunset Beach Holiday Park, Bosley St, tel. (8) 9938-1655, 18,6 AUD).

Dzień 13-14 – Geraldton – Perth

Po powrocie do Perth zatrzymujemy się na kempingu pod miastem (Central Caravan Park, 34 Central Avenue, Ascot, tel. (8) 9277-1704, 22 AUD). Położony na obrzeżach miasta kemping ma bardzo dobre połączenie autobusowe z centrum (autobusy nr 36, 296 i 299, dojazd do centrum w 30 min., koszt biletu w jedną stronę 3 AUD). Korzystając z ponownego pobytu w Perth wymieniamy pieniądze w banku, sprawdzamy maile, robimy zapasy na drugą część podróży.

Dzień 15 – Perth – Bunbury

Jadąc na południe od Perth zdecydowanie zmieniamy klimaty. Jest to najgęściej zaludniona część Zachodniej Australii, nie tak dzika jak pustkowia na północy, ale również piękna i oferująca wiele atrakcji turystycznych. Żegnamy się także z trapiącymi nas do tej pory upałami. Dni dalej są ciepłe i słoneczne, ale wieczory nad oceanem potrafią być bardzo chłodne. Mijamy Fremantle i dojeżdżamy do Mandurah, ładnego miasteczka, w którym wielu mieszkańców Perth zbudowało sobie letniskowe domy. Z Mandurah pięknie poprowadzona wśród eukaliptusowych gajów Old Coast Rd wiedzie do Bunbury. Jeśli ma się auto 4WD warto odbić w bok do pobliskiego parku narodowego Yalgorup. Na nocleg zatrzymujemy się w Bunbury Village Holiday Park, Bussell Hwy, tel. (8) 9795-7100 (18 AUD).

Dzień 16 – Bunbury – Augusta

Jeśli komuś nie uda się zobaczyć delfinów w Monkey Mia, to nic straconego. Dolphin Discovery Centre w Bunbury to również miejsce, w którym można z bliska podziwiać te niezwykłe ssaki (bilet wstępu kosztuje 2 AUD). Po śniadaniu, jakie robimy sobie na plaży, jedziemy do Busselton, miejsca odwiedzanego głównie ze względu na 2-kilometrowe drewniane molo (wstęp 2,5 AUD), na którego końcu znajduje się niezwykłe podwodne obserwatorium (Underwater Observatory, wstęp 12,5 AUD). Schodzi się 8 m pod powierzchnię wody i przez umieszczone w obserwatorium szyby można oglądać fascynujący podwodny świat otaczający drewniane pale molo. Woda jest bardzo przejrzysta i miejsce to jest często odwiedzane przez płetwonurków, którzy do tego stopnia upodobali sobie żarty z turystów, gapiących się na nich przez szyby, że obsługa obserwatorium wywiesiła tabliczki zakazujące nurkom podpływać bliżej niż 10 m. Z Busselton jedziemy drogą wzdłuż Geographe Bay aż do Cape Naturaliste. Na samym końcu przylądka znajduje się latarnia morska i jest tu kilka ciekawych pieszych szlaków. Od września do grudnia można stąd oglądać przepływające wieloryby. Jest bardzo gorąco i znowu dokuczają wszędobylskie muchy. Jadąc dalej Caves Rd warto zatrzymać się w jednej z licznych jaskiń, np. Ngilgi Cave. Tą częścią wybrzeża, pomiędzy Cape Naturaliste a Cape Leeuwin dokąd zmierzamy, zawładnęli surferzy. A trochę dalej wgłąb lądu, niedaleko Margaret River, znajdują się jedne z najlepszych winnic w Australii. Samo miasteczko Margaret River jest nieco snobistyczne. W zasadzie albo jest się tu opalonym surferem z deską pod pachą, albo smakoszem wina, degustującym trunek przy jednym z kawiarnianych stolików rozstawionych przy głównej ulicy miasteczka. A jak się nie jest, to udaje się, że jest… Mijamy starannie uprawiane winnice i lasy eukaliptusowe. Zadziwia nas bardzo duża ilość kangurów, niemal na każdej łące widzimy stadka składające się nawet z kilkudziesięciu osobników. Zawsze są czujne, jak oglądamy je z daleka, to kilka kangurów trzyma straż, dopóki nie odjedziemy. Na nocleg dojeżdżamy do Augusty i zatrzymujemy się na parkingu w miasteczku.

Dzień 17 – Augusta – Albany

Wcześnie rano jedziemy na Przylądek Leeuwin, miejsce, w którym spotykają się wody Oceanu Indyjskiego i Południowego. Można wdrapać się na 39 m latarnię morską, skąd rozciąga się piękny widok na oceany i pobliskie wysepki (wstęp 7 AUD). Wracamy do Augusty, a następnie Bussell Hwy dojeżdżamy do Karridale Roadhouse, gdzie skręcamy w kierunku Pemberton. To malownicze miasteczko drwali położone wśród lasów i winnic. 3 km od miasta znajduje się 60-metrowe drzewo Gloucester, na które można wejść korzystając z okalającej drzewo wąskiej drabinki, o ile oczywiście nie ma się lęku wysokości. Dalej jedziemy drogą pomiędzy dwoma parkami narodowymi Shannon i Mount Frankland. Z każdej strony otaczają nas potężne kilkudziesięciometrowe eukaliptusy karri. Za Walpole wjeżdżamy w słynną Dolinę Gigantów (Valley of the Giants), gdzie znajduje się nie lada atrakcja – Tree Top Walk, czyli zawieszona 40 metrów pomiędzy konarami drzew, długa na 600 m kładka (wstęp 6 AUD). Tak naprawdę dopiero z góry widać, jak olbrzymie są te drzewa. Niektóre z nich mogą osiągać wiek nawet 400 lat. Czujemy się jak krasnoludki pomiędzy olbrzymami. Stąd już tylko niecałe 130 km dzieli nas od Albany, pierwszego miejsca w Zachodniej Australii, do którego dotarli Europejczycy. Zatrzymujemy się na kempingu Emu Beach Holiday Park, 8 Medcalf Parade, tel. (8) 9844-1147 (19 AUD).

Dzień 18-19 – Albany

W okolicach Albany jest kilka pięknych parków narodowych. Najpierw jedziemy do leżącego nad brzegiem oceanu Torndirrup, gdzie znajdują się wyrzeźbione przez tysiące lat pod wpływem działania wody morskiej i silnego wiatru niezwykłe formacje skalne: Gap, Natural Bridge, Blowholes. Zasnute chmurami niebo i wzburzony ocean przydają temu miejscu wyjątkowo groźnej atmosfery. Oddalony o 100 km wgłąb lądu kolejny park narodowy Stirling Range ma zupełnie inny charakter. Wyrastające nagle pośrodku nizin góry ciągną się na odcinku 96 km z najwyższym szczytem Bluff Knoll (1073m). Z parkingu na szczyt prowadzi dróżka, wejście i powrót zajmują 4 godz. W drodze powrotnej o mało nie przejechaliśmy dużej jaszczurki, a jakby tego było mało przez drogę przeskoczyły nam dwa kangury. W parku narodowym Porongurup pomiędzy eukaliptusami karri wypatrywaliśmy liczne stada kangurów. W pewnym momencie natrafiliśmy na Tree in the Rock, drzewo, którego korzenie wyrastają ze skały. Droga powrotna do Albany wiedzie wśród winnic, pastwisk i łąk.

Dzień 20 – Albany – Esperance

Ponad 500 km droga do Esperance wzdłuż wybrzeża. Mijamy park narodowy Fitzgerald River – szkoda, że do parku prowadzą wyłącznie drogi przeznaczone dla samochodów z napędem na cztery koła. Do Esperance dojeżdżamy wczesnym wieczorem (Esperance Seafront Caravan Park, Goldfields Road, tel. (8) 9071-1251, 20 AUD).

Dzień 21 – Esperance – Cape Le Grand NP – Esperance

Esperance to urocze miasteczko nad zatoką Bay of Isles, przyciągające istne tłumy turystów. Nic dziwnego, tutejsze wybrzeże z pięknymi piaszczystymi plażami i turkusową wodą to wymarzone miejsce do wypoczynku. Wzdłuż wybrzeża ciągnie się Archipelag Recherche z wieloma wysepkami. Z samego rana jedziemy do odległego o kilkadziesiąt kilometrów od Esperance parku narodowego Cape Le Grand. W parku dominuje niski, zielony busz z drzewami banksji. Gdzieniegdzie wolno spacerują strusie emu. Są tu także skaliste wzgórza, m.in. Frenchman’s Peak, na który prowadzi stroma ścieżka. Pomarańczowy kolor drogi kontrastuje z turkusem oceanu. Jest tu wiele miejsc, gdzie można się zatrzymać i podziwiać skalne formacje różnych kształtów zawieszone tuż nad wodą. Kolejna zatoczka, Lucky Bay, okazuje się być dla nas rzeczywiście szczęśliwa – udaje nam się zobaczyć na plaży kangurzą mamę z malutkim kangurkiem. Widocznie wzbudzamy jej zaufanie, bo pozwala nam podejść bardzo blisko, a mały chce się z nami bawić, niezdarnie skacząc dookoła nas. Jak stąd odjeżdżamy, to w zaroślach widzimy jeszcze kilka kangurzych łebków. Zachodzi słońce, więc to dla nich oznacza porę kolacji. Pełni wrażeń wracamy do Esperance. To jedno z najpiękniejszych miejsc w całej Australii, jakie do tej pory widzieliśmy.

Dzień 22 – Esperance – Hyden

Rano przed wyjazdem z Esperance robimy jeszcze 40 km pętlę – Great Ocean Drive – wzdłuż najpiękniejszych zatoczek i plaż wokół Esperance. Turkus wody przyprawia o zawrót głowy, plaże są niemal puste, gdzieniegdzie widać tylko ambitnych surferów. Warto wjechać na Observatory Point, z którego rozciąga się najlepszy widok na zatokę Bay of Isles. W tym miejscu w 1782r. schroniły się dwa francuskie okręty L’Esperance i Recherche, uciekając przed burzą. Stąd wzięła się nazwa miasta i archipelagu. Warte odwiedzin jest też Pink Lake, jezioro zawdzięczające swoje różowe zabarwienie obecności alg. Po zatankowaniu benzyny ruszamy w dalszą drogę. Jedziemy South Coast Hwy aż do miejscowości Ravensthorpe. Warto zrobić w tym miejscu krótki postój z powodu alei eukaliptusów o pięknych czerwonych pniach. Tu odbijamy wgłąb lądu i mijąjąc po drodze Lake King docieramy po południu do Hyden. Jedziemy od razu na kemping, położony tuż obok Wave Rock (Wave Rock Caravan Park, Wave Rock Road, tel. (8) 9880-5022, 20 AUD). To właśnie cel naszej dzisiejszej trasy, a zarazem ostatni punkt programu w Zachodniej Australii. Zostawiamy auto, bierzemy aparaty i biegniemy pod Wave Rock. Ta wysoka na 15 metrów granitowa skała o charakterystycznym kształcie fali morskiej robi wspaniałe wrażenie. Pod skałą widzimy chłopaka z dziewczyną, trzymających deskę surfingową. Z podobnym jak my zadziwieniem wpatrują się w to zamienione w kamień największe marzenie surfera… Wdrapujemy się na górę, siadamy na rozgrzanych od słońca kamieniach i trzymając jak starzy australijscy wyjadacze puszki VB w coolerach, wznosimy toast za naszą udaną podróż po Zachodniej Australii. I choć nie udało nam się zobaczyć wszystkiego, to wierzymy, że może jeszcze kiedyś uda nam się tu powrócić. Patrząc w kierunku bezkresnego outbacku, myślimy o tym najpiękniejszym i niezwykłym stanie Australii, w którym człowiek, aby przeżyć, musiał nauczyć się szanować naturę w całej jej potędze. To właśnie przyroda jest największym skarbem Zachodniej Australii i wspomnienia naszych codziennych spotkań z jej różnymi obliczami zabierzemy jako najwspanialszą pamiątkę.

Przed nami jeszcze tylko 700 km drogi powrotnej do Perth, gdzie pożegnamy się z naszym domem na kółkach, którym pokonaliśmy łącznie 6.046 km.

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u