Do Australii 2013 – Walenty Zajkowski

Termin: 20 sierpnia – 13 września 2013 r.
2 uczestników ( Joanna i Walenty Zajkowscy )
Trasa: Warszawa – Dubai – Jakarta – Yogyakarta – Denpasar – Singapur – Malakka – Kuala Lumpur – Sydney – Dubai – Warszawa
Koszt pobytu: ok. 9000zł/osobę
Na trasie Warszawa – Jakarta i Sydney – Warszawa podróżowaliśmy liniami Emirates, natomiast na trasie Denpasar – Singapur i Kuala Lumpur – Sydney liniami Air Asia. Rezerwację na Air Asia można dokonać na praktycznie każdej wyszukiwarce lotów, ale chyba najkorzystniej zrobić to bezpośrednio na stronie linii lotniczych. Wymaga to co prawda logowania, ale stwarza możliwość zbierania punktów do promocji na przyszłość, ułatwia dokonanie odprawy elektronicznie i wybór najlepszych miejsc w samolocie. Łączna cena biletów lotniczych na całej trasie to koszt 5100zł/osobę. Jakość obsługi klienta w liniach Emirates, odpowiada pozycji przewoźnika w rankingu linii lotniczych, natomiast popularna wśród obieżyświatów Air Asia to typowa tania linia lotnicza (bez monitora, posiłków, koca, z dodatkową opłata za bagaż w zależności od deklarowanego ciężaru). Cena jednak jest tak skalkulowana, że nie wypada marudzić.
Bilety w Emirates kupiłem w lutym, aby mieć dostateczną ilość czasu na wyszukanie tanich przelotów na azjatyckich trasach i tanich noclegów w miejscach gdzie w ostatniej chwili mógłby być z tym problem. Trasa Denpasar – Singapur i Kuala Lumpur – Sydney to właściwie trasa zastępcza. W pierwotnej wersji miało być po prostu Denpasar – Sydney, ale dzięki promocjom Air Asia okazała się droższa od naszej trasy okrężnej przez Singapur.
W czasie pobytu korzystaliśmy z Indonesia – Lonely Planet (2009), Australia – Pascala (2006) i oczywiście ze wszystkich informacji wyłuskanych na forach i relacji poprzedników.
Przed wyjazdem ubezpieczyliśmy się w Warcie, chociaż na Australię polecałbym Allianz, bo jest obecny na tym rynku i ewentualna pomoc mogłaby się pewnie odbyć bezgotówkowo.
Wizy:
– Singapur i Malezja: nie wymagają wiz
– Indonezja: 25 USD na lotnisku
– Zjednoczone Emiraty Arabskie: przy podróży liniami Emirates, linie lotnicze pośredniczą w uzyskaniu 96-godzinnej wizy. Koszt 190 AED. Czas oczekiwania kilka dni. Wizę należy wydrukować i okazać na lotnisku.
– Australia: bezpłatnie w ciągu jednego dnia elektronicznie
Kursy walut w stosunku do 1 USD:
Indonezja: 10 000 rupii indonezyjskich (IDR) na lotnisku w kantorze, 10 500-10 900 w kantorach na Bali, 10 857 z bankomatu
Singapur: 1,25 dolarów singapurskich (SGD) z bankomatu
Malezja: ok. 3,1 ringgitów (RM)
Australia: 1,06 dolara australijskiego (AUD) z bankomatu
Zjednoczone Emiraty Arabskie: 3,6 dirhamów (AED) z bankomatu
Celem pozyskania lokalnej waluty najczęściej korzystaliśmy z bankomatów.
Przykładowe ceny w miejscowej walucie:
Indonezja
Woda 1,5l. – 3 000÷4 600, puszka coli – 6 000, cola 1,5l. – 9 900÷15 500, piwo 0,65l. – 27 800÷37 000
Singapur
Woda 1,5l. – 1,1÷2,8, cola 1,5l. – 2,25÷3,6, chleb tostowy – 1,8÷2,5
Malezja
Woda 1,5l. – 1,8, sok 1l. – 3,3, piwo w lokalu – 15÷20
Australia
Piwo – od 3,5, chleb tostowy – od 2, cola 1l. – 3, woda 1l. – 1÷2, mały słoiczek dżemu – 3, bułka w McDonaldzie – od 5
Zjednoczone Emiraty Arabskie
Cola 1l. – 3, mała cola – 1, mały sok w kartonie – 1, ciastko w kawiarni – 15÷20, kawa w McDonald – 5÷7, mała bułka w McDonald – 5÷8
20 sierpnia
O godz. 13.45 wystartowaliśmy z Okęcia pełni wiary, że to będzie kolejna podróż życia (jak zwykle). Ze względu na sześciogodzinną przerwę w podróży linie Emirates zafundowały bezpłatny posiłek. Na lotnisku w specjalnym okienku wbijają pieczątkę, będącą voucherem na posiłek. Zresztą im dłużej się czeka na przesiadkę w liniach Emirates, tym ciekawsze atrakcje oferuje przewoźnik, łącznie z noclegiem i zwiedzaniem miasta. Szczegółowo wszystko można znaleźć na stronie linii lotniczych.
21 sierpnia
Po południu przed 16.00 wylądowaliśmy w Jakarcie (wiza na lotnisku – 25 USD). Po wyjściu z hali przylotów należy kierować się w lewo. Na końcu podjazdu są stanowiska autobusów jadących do miasta (bilet 30 000 IDR w kasie obok, lub w autobusie), w tym również na stację kolejową Gambir, skąd już tylko dwa kroki na ulicę Jl. Jaksa z najpopularniejszymi tanimi hotelami. Przypadkowo trafiliśmy do polecanego przez lonely planet hotelu Tator. Lekko sfatygowany i wymagający odświeżenia, ale cena 160 000 IDR za dwójkę jak najbardziej do zaakceptowania (klimatyzacja, śniadanie, 100 000 IDR depozyt za klucz).
Wieczorem udaliśmy się na stację Gambir, aby bezpiecznie z wyprzedzeniem kupić bilet do Yogyakarty na pojutrze. Koszt biletu to 360 000 IDR w klasie eksekutif, tej najlepszej. Pociąg startujący o 8.30 i ma tylko takie wagony. Tańsze zestawy wyruszają ze stacji Pasar Senen. Na stacji Gambir bilety w przedsprzedaży kupuje się w okienkach 6÷9.
22 sierpnia
Dzisiaj zaplanowaliśmy wypad na zachodnie wybrzeże Jawy, trochę z nadzieją na ujrzenie na horyzoncie zarysu Gunung Krakatau, najsłynniejszego wulkanu świata. Autobusy na wschód jadą z dworca Kalideres. Na dworzec łatwo dostać się komunikacją miejska. Autobusy zatrzymują się przy specjalnych metalowych podestach, będących przystankami. Tam też można kupić bilety, a jeśli zakomunikujemy wszem i wobec, gdzie chcemy jechać, to obsługa i współpasażerowie dopilnują, żebyśmy się nie zgubili. Metoda sprawdzona i skuteczna na całym świecie. Dzięki wydzielonym bus pasom komunikacja funkcjonuje sprawnie i w wiele miejsc można się szybciej przedostać niż taksówkami, które muszą zmagać się w godzinach szczytu z korkami. Zasada działania komunikacji autobusowej jest zbliżona do metra w niektórych miastach. Jeśli nie opuścimy podestu (platformy), możemy przesiąść się na inny autobus na ten sam bilet. Cena pojedynczego biletu 2 000, lub 3 500 IDR (nie wiem od czego to zależy).
Za bilet z dworca Kalideres do Labuan zapłaciliśmy po negocjacjach 40 000 IDR/os., przy cenie wywoławczej – 200 000 IDR (ze względu na roboty drogowe 5 godzin w jedna stronę). Z Lebuan do Carity kursują liczne busy, ale cena też umowna. Negocjacje są utrudnione, gdyż wsiada się praktycznie w biegu. Będąc w środku busa byliśmy już skazani na pazernych kierowców. Podejrzałem ze miejscowi płacili po 2 000 IDR, my niestety po 20 000. Taka cena to porażka. Nie jest to wielka kwota, ale zasada cierpi. Porażką były również widoki. Krakatau tak jak na pocztówkach jest widoczny pewnie rzadko, tylko przy dużej przejrzystości powietrza, a być może widoki reklamowane jako te z Carity są robione z zupełnie innego miejsca. Na pocieszenie zostanie w pamięci barwna podróż lokalnymi autobusami z licznymi sprzedawcami lokalnych przysmaków i różnymi grajkami. Atmosfera jak na jarmarku.
Żeby nacieszyć oczy widokiem Krakatau, nie da się tego z Jakarty zrobić w jeden dzień. Wulkan jest dobrze widoczny dopiero po 2 godzinach rejsu tanią i wolna łódką, a żeby dostać się w jego pobliże trzeba 5 godzin. Najlepiej łódkę znaleźć rano, lub umówić się na rejs dzień wcześniej, gdyż po południu ceny już są zaporowe.
23 sierpnia
Ok. 16.00 dotarliśmy do Yogyakarty, przez wszystkich zwanej Yogya (praktycznie tylko ten skrót obowiązuje w mieście, lub używana przez Indonezyjczyków nazwa Jogja).
Niedaleko dworca kolejowego Tugu, miedzy ulicami Malioboro i Jogonegaran znajduje się mnóstwo niskobudżetowych hotelików. Ceny zaczynają się od 120 000 IDR/2 osobowy pokój z klimatyzacja. Nasz wybór padł na Losman Lucy z lonely planet, ale szybko skorygowaliśmy nasz wybór, ze względu na niesprawna klimatyzację. Sąsiedni Ridromas Hotel, natomiast jest jak najbardziej godny polecenia. Cena 200 000 IDR za czyściutki pokój z klimatyzacją i skromnym śniadaniem. Niestety wi-fi na całej trasie rzadko było dostępne w hotelowych pokojach. W Yogya koszt połączenia internetowego to 3 500 IDR/pół godziny. Z bankomatów można korzystać w centrum handlowym przy ul. Malioboro, na I piętrze w rogu.
Na dzisiaj zaplanowaliśmy jeszcze wynalezienie wycieczki na wulkany Bromo i Ijen z transferem na Bali. Zdecydowaliśmy się na imprezę zorganizowaną ze względu na czas. Koszt samodzielnego dotarcia do w/w wulkanów byłby niewiele niższy.
Oferty licznych w okolicy ul. Sosrowijayan agencji turystycznych są bardzo różnorodne, ale zbliżone cenowo.
Satu Dunia Tour and Travel ul. Sosrowijayan Gang I/70 (nasze):
Bromo 2 dni – 380 000 IDR
Bromo, Ijen 3 dni – 580 000 IDR (nasza)
J.w., ale z Sukamade Turtle Beach 5 dni – 300 EURO (podobno wspaniała)
Bromo, tylko transport – 180 000 IDR
Merapi trekking 5÷14 godz. – 125 000÷225 000
Inne godne polecenia agencje to Ari Tour & Travel ul. Sosrowijayan 26, lub Bromo Tour & Travel ul. Sosrowijayan 16.
24 sierpnia
System komunikacji miejskiej w Yogya, jest podobny jak w Jakarcje i funkcjonuje równie sprawnie. Na dzień dzisiejszy zaplanowaliśmy Prambanan i Sangiran. Prambanan to oczywiście standard, więc naiwny turysta zapłaci za wejście każdą cenę, podobnie jak Borobudur. Biorąc pod uwagę indonezyjskie realia obie ceny są dziesięciokrotnie zawyżone. Sangiran (miejsce odkrycia” człowieka z Jawy” – Pithecanthropus erectus) to taka moja ekstrawagancja. Brak turystów i ceny normalne.
Do Sangiran najłatwiej dostać się z Solo. Najtaniej dotrzemy tam z dworca autobusowego Giwangan lokalnym autobusem za 15 000 IDR w ciągu 2,5 godziny (wstęp na dworzec, do strefy autobusów międzymiastowych – 500 IDR). Na dworzec Giwangan z Malioboro kursuje autobus miejski 3A. Za kurs z dworca w Solo do muzeum w Sangiran i powrót wynegocjowaliśmy z taksówkarzem cenę 120 000 IDR. Muzeum dość ciekawe z interesującą ekspozycją. Czas zwiedzania to ok. 1 godziny, bilet wstępu 11 500 IDR.
Z Solo do Prambanan lokalny autobus za 10 000 IDR jedzie 2 godziny. Główne świątynie udostępnione zwiedzającym zajmują niewielki obszar. Całkiem sympatyczny dzień popsuty wejściówką za 171 000 IDR.
Z Malioboro do Prambanan kursuje autobus miejski 1A za 3 000 IDR. Od końcowego przystanku do bramy wejściowej do świątyń jest ok. 500 metrów idąc w kierunku Solo.
25 sierpnia
Borobudur to żelazny punkt każdego turysty w Indonezji. Dlatego ciągle rosnąca cena wejściówki obecnie zatrzymała się na poziomie 190 000 IDR, chociaż dzisiaj może być już wyższa. Borobudur jest piękne, ale tłumy i komercja na każdym kroku psują ten obraz. Miły akcent w postaci kawy i wody z lodówki przed wejściem nie zatrze niesmaku jaki zostawiają takie miejsca.
Do Borobudur autobusy też jadą z dworca Giwangan, a cena cudzoziemcom jest” umowna” i mieści się miedzy 10 000 IDR a 20 000IDR, chociaż wywoławcza może sięgać i 40 000 IDR.
Po powrocie na krótko zajrzeliśmy do Gambiraloka Zoo (20 000 IDR), aby upewnić się ile tracimy omijając Komodo, gdyż jedną z większych atrakcji jest tam właśnie słynny waran. Mam nadzieję, ze na wolności są bardziej aktywne, bo ten na wybiegu jedyny ruch jaki wykonał to powieką. W naszym odczuciu prawdziwą gwiazdą Zoo jest mały hipopotam (na lewo od wejścia). Czarował wszystkich „wyłudzając” pożywienie i przy swojej bezradności wychodziło to całkiem skutecznie. Zoo to niezłe miejsce na miłe popołudnie. Na Malioboro wróciliśmy autobusem miejskim 1B. Nie ma potrzeby pamiętania numerów autobusów. Obsługa przystanków i podróżni pomogą w razie potrzeby, a nawet jeśli nie oczekujemy pomocy, to i tak zaproponują. Taki jest cały Daleki Wschód, bez względu na wyznanie.
Wieczorem, na pożegnanie z Yogya spacer po mieście. Polecam wizytę w Mesjid Besar (Wielki Meczet). Chętnie zapraszają do środka i opowiadają o meczecie i religii. Można robić zdjęcia. I znów ta nienaganna uprzejmość. Nikt nie nalega na żadne datki, inaczej jak w krajach arabskich. Ale to zupełnie inni muzułmanie. Tak to odczułem z perspektywy kilkuletniego pobytu w krajach arabskich.
Malioboro nocą to prawdziwe tętniące życiem serce Yogya. Wszechobecny handel praktycznie wszystkim i nieustannie przewalający się tłum ludzi.
26 sierpnia
Punktualnie o 8.30 spod hotelu wygodnym busem udaliśmy się w dziesięciogodzinną podróż do Probolinggo, a następnie już mniej wygodnym do strefy hoteli pod Bromo (1 godzina). Zakwaterowanie w zależności od wykupionego standardu. My dostajemy najskromniejszy, ale z ciepłym prysznicem, a noc i tak nie będzie długa. Temperatura spadła poniżej 10 stopni.
27 sierpnia
Wykupiliśmy opcję z dojazdem jeepem na punkt widokowy (100 000 IDR). Trudno zrezygnować z najpiękniejszego widoku na wulkan. Wystartowaliśmy o 3.30 i po kilku minutach byliśmy u podnóża stromej wspinaczki na punkt widokowy. Rześkie powietrze, temperatura nie przekracza 5 stopni. Przydały się swetry i kurtki, które przezornie zabraliśmy z kraju. Najlepszy widok wcale nie jest z najwyższego miejsca, ale z przedostatniej platformy widokowej. Przekonaliśmy się o tym już schodząc w dół. Ok. 5.30 przejazd na krawędź wulkanu i znów forsowna wspinaczka, tym razem po schodach. Praktycznie niemożliwe jest pokonanie stromizny bez odpoczynku. Ok. 7.30 powrót do hotelu na śniadanie, które okazało się w cenie i prysznic. O godz. 9.30 powrót do Probolinggo, zmiana busa i o godz. 11.00 przejazd w kierunku Ijen. Droga w bardzo złym stanie, wąska i dziurawa. Tylko 170 km., ale do celu dotarliśmy dopiero o godz. 17.30, uwzględniając półgodzinną przerwę na posiłek (obfity za 25 000÷45 000 IDR). Hotel (Catimor Homestay) tym razem wszystkim jednakowy i bardziej niż przyzwoity. Ciepły prysznic, kawa, herbata, basen pływacki, basen z gorąca wodą z miejscowego źródła.
28 sierpnia
Pobudka znów w środku nocy. O 3.30 śniadanie i pół godziny później wyjazd do parku narodowego, którego główną atrakcja jest wulkan Ijen. Na 17 km potrzebowaliśmy godzinę z okładem. W międzyczasie wcisnęli nam bilety wstępu, co wraz z pozwoleniem na robienie zdjęć to koszt 55 000 IDR/os. Przy bramie parku od razu „zaopiekował się” nami miejscowy przewodnik (być może na co dzień górnik) i nie odpuścił łatwego zarobku już do końca. Zwyczajowo za sprowadzenie do krateru i powrót opłata wynosi 100 000 IDR od przewodnika. U nas to było rozbite na 3 osoby.
Najbardziej wyczerpujące jest podejście na krawędź wulkanu. 1,5 godziny ostrej wspinaczki z pięknymi widokami. To co się dzieje później wynagradza w zupełności ten trud i powiem więcej, że jest warte każdego wysiłku. Może dlatego, że widoki nie są tak spopularyzowane jak te z Bromo. Na krawędzi wulkanu pierwsze wrażenie – nieziemskie, spotęgowane wszechobecnym zapachem i oparami siarki. Zejście na dno krateru (ok. pół godziny w jedna stronę), to jak zejście do wnętrza Ziemi. Nikt nie pilnował wejścia, chociaż na forach czytałem, że niektórzy mieli problemy. Może tym problemem była ta wejściówka za 55 000 IDR. Jeśli ktoś stanie przed takim dylematem, to w mojej opinii są to najlepiej wydane pieniądze na całym wyjeździe.
Im niżej, tym coraz bardziej widoki są niesamowite. Od połowy zejścia to już żaden opis nie jest w stanie zobrazować miejsca i panującej atmosfery. Przesadzone są opisy o duszących oparach siarki, a może to emocje wzięły górę do tego stopnia, że nawet nie potrzebowaliśmy masek. Zresztą opary siarki w takim stężeniu nie są szkodliwe, a magię miejsca trzeba chłonąc wszystkimi zmysłami.
Na dnie bryły siarki są ładowane w kosze i wynoszone przez górników na powierzchnię. Jednorazowy ładunek to 60÷80 kg. Katorżniczy wysiłek. Męczące jest podejście nawet bez ładunku, a oni tę czynność powtarzają codziennie. Powrót do bram parku zajmuje ok. 1 godziny.
Było to ostatnie miejsce na trasie podróży, gdzie potrzebowaliśmy ciepłych ubrań. Wracając obdarowaliśmy jednego z górników niepotrzebnymi już swetrami. Radość w jego oczach – bezcenna. W rewanżu dostaliśmy wyrzeźbione z siarki żółwika i kwiatek. Najpiękniejsze z możliwych pamiątek z niezwykłego miejsca.
Do portu w Ketapang jedzie się 1,5 godziny. Po drodze dokupiliśmy w agencji transport do Denpasar za 75 000 IDR/os. Drogo, ale na nocleg chcieliśmy zdążyć do Padangbai i chyba odczuwaliśmy trochę zmęczenie tymi ostatnimi nocnymi pobudkami. W porcie byliśmy o godz. 10.00 (na Bali + 1 godz.). Prom na Bali 6 500 IDR (u nas był w cenie). Do Denpasar dotarliśmy o godz. 16.30, a właściwie do Mengwi, gdzie jest nowy terminal. Potwierdziły się w pełni informacje o nienajlepszej komunikacji zbiorowej na Bali. Żeby nie eksperymentować z terminalu autobusowego wzięliśmy taksówkę do Padangbai za 300 000 IDR, szczególnie że przejazd na terminal w Batubulan, gdzie ewentualnie można szukać busa do Padangbai to koszt przejazdu taksówką „na licznik” ponad 100 000 IDR.
W Padangbai za namową przypadkowo spotkanego Anglika trafiliśmy na 5 nocy do Celagi Inn (150 000 IDR/pokój – skomplikowane dojście, ale każdy wskaże drogę). Świetny wybór. Co prawda tylko z wiatrakiem (znośnie), ale z obfitymi śniadaniami na tarasie na dachu z widokiem na całe miasteczko. Pokoje z klimatyzacją w mieście to ceny od 300 000 IDR wzwyż.
29 sierpnia – 1 września
Czas na leniuchowanie na Bali. Padangbai leży nad zatoką z piękną plażą, która niestety obecnie pełni rolę portu pasażersko-rybackiego. Promy odpływają na Lombok, jak również na pobliskie mniejsze wysepki, będące miejscem do wypoczynku i dobrymi terenami do nurkowania (rejsy już od 100 000 IDR). Taki mało zachęcający widok zatoki skutecznie odstrasza turystów. Zatrzymują się tylko ci którzy wiedza jakie skarby kryją dwie sąsiednie niewielkie zatoczki. Blue Lagoon Beach to doskonałe miejsce do nurkowania z fajką. Na plaży za 50 000 IDR można wypożyczyć maskę na cały dzień i nurkować bezpośrednio z brzegu. Piękne, kolorowe ryby, wspaniałe korale, jak w bajce. Zatoka po drugiej stronie miasteczka, Bias Tugal, to doskonałe kąpielisko z rajską plażą jak z najlepszych turystycznych folderów (uwaga na silną falę powrotną). Na plażę prowadzi skrót. Ok. 100m za pocztą kamienista droga pnie się stromo pod górę i po ok. 300 m ze stromego brzegu widać biały piasek zatoki. Miejscowi chętnie pokażą drogę. Dodatkową zaletą obu plaż jest to, że do południa są kompletnie puste, a po południu to max 20 osób.
W Padangbai komórki są poza zasięgiem, natomiast Internet chodzi w każdej restauracji . Są również trzy kafejki internetowe, ale godzinne korzystanie (12 000 IDR) to jest mniej więcej tyle, co skromny posiłek w restauracji i darmowy Internet. Wyśmienity ryż (nasi)z dodatkami w restauracji to koszt 25000÷30 000 IDR.
W agencji turystycznej obok portu (Perama Tourist Service) wykupiliśmy w pakiecie półdniowe zwiedzanie Bali (Pura Besakih, tarasy ryżowe Bukit Jambul , Semarapura), oraz transfer na lotnisko w Denpasar w ostatnim dniu pobytu. Cena 500 000 IDR, nie do osiągnięcia przy zakupie osobno. Taksówka na lotnisko z Padangbai to koszt 300 000 IDR, z szansą wynegocjowania na 250 000 IDR. Busy na lotnisko są dopasowane do wieczornych i nocnych lotów. Cena 75 000 IDR, ale wyjeżdżają dopiero od 9.00 i jadą 3÷4 godziny gdyż kursem okrężnym przez Ubud, Sanur i Kutę. Przy naszym wylocie o 12.55 nie do przyjęcia.
Pura Besakih, rozległy kompleks świątynny, na pewno warty odwiedzenia. Bilet wstępu kosztuje 15 000 IDR + 5 000 IDR parking. Miejscowi przewodnicy żądają 100 000 IDR, ale i tak nie wejdą tam, gdzie nie ma wstępu, więc wydatek raczej zbędny. Zresztą zwiedzając samodzielnie nikt nam niczego nie zabraniał, mimo że były jakieś uroczystości religijne. Sarongi nie są obowiązkowe, mimo że wszyscy po drodze twierdzą inaczej.
Tarasy ryżowe Bukit Jambul, można sobie darować. Nie są obecnie użytkowane i spełniają raczej rolę ogrodu przy restauracji. Być może kiedyś wyglądały inaczej, bo na forach spotkałem bardzo pozytywne opinie.
Smarapura, ładna świątynia w centrum miasta. Bilet wstępu – 12 000 IDR.
2 września
Zgodnie z umową podstawionym busem przez agencję o godz. 8.00 wyruszyliśmy na lotnisko. Czas przejazdu z Padangbai to ok. 1,5 godziny. O 12.55 kierunek Singapur. Przed wylotem haracz 150 000 IDR opłaty wylotowej.
Hotele w Singapurze, Malakce, Kuala Lumpur, Sydney i Dubaju, rezerwowaliśmy przez Booking.com, gdyż w relacjach poprzedników czytaliśmy, że w tych miejscach w ostatniej chwili może być w hotelach drogo.
Z lotniska do centrum Singapuru najwygodniej dostać się metrem. Singapurski City Center Backpackers Hostel (42 SGD/dwójkę), okazał się norą, ale w dobrej lokalizacji. Dzisiaj jeszcze kupiliśmy bilety do Malakki na 4.IX, w cenie 25 SGD/os. Autobusy do Malakki i Kuala Lumpur odjeżdżają z Beach Road, obok Golden Mile Complex. Tam też na parterze mieści się przedstawicielstwo linii z której korzystaliśmy Star Mart Express Air Asia Liner.
3 września
Przed południem w pierwszej kolejności oczywiście Marina Bay, gdzie każdy fragment nabrzeża funduje piękne widoki. Nad zatoką dominuje Marina Bay Sands, trzyczęściowa wieża połączona olbrzymią platformą na poziomie 56-go piętra. Wjazd na platformę to obowiązkowy punkt zwiedzania miasta. Bilety kupuje się w podziemiach trzeciej wieży, a wejście jest zlokalizowane na zewnątrz budynku. Wspaniały widok roztacza się na boisko piłkarskie na wodach zatoki, tor F1, piękne ogrody po drugiej stronie East Coast Parkway i basen na 57 piętrze. Wjazd windą na platformę – 20 SGD. Nieustanny tłok panuje przy Merlionie, symbolu Singapuru.
Do Raffles Hotel wstęp mają tylko goście, natomiast każdy może wpaść do Long Baru na szklaneczkę ginu i fistaszki (boczne wejście w hotelowym budynku).
Singapur to doskonałe miejsce do poznania różnych azjatyckich kuchni. Liczne chińskie, hinduskie, tajskie, czy koreańskie restauracje oferują dania w cenie od 5 SGD, do 20 za koreańskie bulgogi.
Singapurska Chinatown, to jak skrawek Chin. Najbardziej autentyczna chińska dzielnica jaką widziałem. Mnóstwo jedzenia, od bezpiecznego ulicznego, po eleganckie restauracje. Wszechobecny uliczny handel. Atmosferę dopełniają kolorowe lampiony. Chinatown to również najlepsze miejsce na kupno owoców (trochę droższe niż w Polsce).
4 września
Rano o godz. 7.30, w deszczu, wyruszyliśmy do Malakki. Granicę przekroczyliśmy bardzo sprawnie i po 4 godzinach dotarliśmy do głównego dworca autobusowego w Malakce. Od razu w okienku nr 10, autobusów międzymiastowych, kupiliśmy bilet na najwcześniejszy kurs, na następny dzień, na terminal Air Asia (LCCT) w KL (jak nazywają w skrócie Malezyjczycy). Czas przejazdu ok. 3 godzin, cena 24 RM/os. Z głównego dworca autobusowego do centrum można dostać się taksówką za 20 RM, lub autobusem nr 17 za 1,3 RM. Autobus jedzie trasą okrężną, przejeżdżając przez centrum. Jedno kółko to ponad 1 godz.
Nasz Yellow Mansion Hotel znajduje się w centrum i na pewno jest godny polecenia (65 RM/dwójkę)
Malakka to miłe, urokliwe typowo kolonialne miasto. Odnawianie centrum jest w końcowym etapie. Urzeka zwłaszcza romantyczna atmosfera nadrzecznych lokali (posiłki w cenie od 8 RM, do 20). Zaskakuje natomiast brak turystów. Po rzece kursują tramwaje wodne. Kilkanaście przystanków usytuowano naprzemiennie, na lewym i prawym brzegu.
5 września
Autobus nr 17 zaczyna kursy od godz. 6.00. Droga na główny dworzec autobusowy jest dopełnieniem jego wczorajszej trasy okrężnej. Bilet kosztuje 2 RM, a podróż trwa prawie godzinę. Drogi w Malezji są w bardzo dobrym stanie. Główne trasy to autostrady i drogi ekspresowe. Przemieszczanie się to prawdziwa przyjemność.
Na terminalu Air Asia plecaki zostawiliśmy w przechowalni. Zdzierstwo, za dwa plecaki zapłaciliśmy w najtańszej opcji 65 RM. Nie było wyjścia, gdyż tak zaplanowaliśmy wypad do KL. Z terminalu do KL Sentral kursują wahadłowo autobusy co pół godziny. Przejazd w jedną stronę kosztuje 8÷10 RM (1 godzina), a bilet powrotny 14 RM. Do Petronas Twin Towers z KL Sentral najłatwiej dostać się metrem, stacja KLCC. Kilka ciekawych miejsc znajduje się obok National Mosque: Islamic Arts Museum, Bird Park, Orchid Garden, a Butterfly Park można sobie darować.
Na terminalu wydaliśmy ostatnie malezyjskie ringgity w jednej z licznych restauracji (obfite posiłki w granicach 8÷15 RM) i tak zakończyliśmy pierwszą, azjatycką część wyprawy.
6 września
To już Australia. Bezproblemowa, skrócona odprawa. Już na lotnisku mieliśmy wrażenie że jako gości z Europy traktują szczególnie. Dopiero później mieliśmy się przekonać, że oni po prostu tacy są. Ta izolacja od „starego świata” sprawiła, że są jak na polskie standardy nienaturalnie uprzejmi. Takie przynajmniej zostało wrażenie po kilkudniowym pobycie. Nieuprzejmość jest traktowana jako dziwne zachowanie i być może wymaga leczenia psychiatrycznego. Chyba znaleźliśmy swoje drugie miejsce na Ziemi.
Na lotnisku nie sposób nie trafić na ulotkę zachęcającą do podróży do centrum pociągiem. Aby dostać się na naszą Kings Cross Station, na lotnisku wsiedliśmy na 1-szej platformie. Na Central Station konieczna przesiadka i z 24-tej platformy dotarliśmy do celu. Bilet na całej trasie 17AUD. Tam już tylko dwa kroki do Challis Lodge, przy Challis Ave na Potts Point. Cena 71,25 AUD/dwójkę. Lokalizacja idealna w bardzo spokojnej części Kings Cross z dala od trochę hałaśliwych okolic stacji metra. Pobliski Holiday Inn przy Victoria Street jest punktem startu licznych wycieczek w okolicach Sydney i busów na lotnisko (12 AUD).
Poznawanie Sydney zaczęliśmy od Bondi Beach – luzerskiego symbolu Sydney i całej Australii. Oczywiście powodem wizyty nie było plażowanie. Magnesem są słynni surferzy (na każdym kroku surferski lifestyle i pozdrowienia shaka). Trochę nie mieliśmy szczęścia, gdyż trafiliśmy na grupę raczej początkujących. Szpanerskie marki Billabonga, czy Quiksilver to na Bondi strój codzienny tak jak u nas np. Wólczanka. Na Bondi Beach najwygodniej dostać się biletem łączonym metro + autobus za 9 AUD. Wysiada się na stacji Bondi Junction, a następnie autobusy nr 333, 381, 382 przejeżdżają obok plaży. W okolicy wszystko kręci się wokół surfingu.
7 września
Pełni nadziei wyruszyliśmy o 7.00 rano w kierunku Circular Quay. Po drodze piękny Royal Botanic Gardens i wypad do Mrs Macquaries Point, skąd o poranku jest prawdopodobnie najpiękniejszy widok na Sydney Harbour Bridge i operę. Na 10.00 wykupiliśmy jeszcze w kraju rejs na oglądanie waleni. Można to zrobić spokojnie na miejscu. Oferta jest naprawdę bogata. Naszą imprezę „WHALE WATCHING” wykupiliśmy w agencji turystycznej Viator, ale i tak większość rejsów obsługuje Captain Cook Cruises. Za 3-godzinny rejs zapłaciliśmy 82 AUD/osobę. Dopłynięcie do miejsca obserwacji zajmuje ok.1 godz., tyle samo wypatrywanie waleni i powrót. Na oceanie obowiązują zasady, które uniemożliwiają podpłynięcie do wielorybów i do sąsiedniej łódki, na mniej niż 100 m. Z 3 łódek krążących w okolicy podglądaliśmy ukazujące się od czasu do czasu olbrzymie ich ciała. Wtedy stała się rzecz przedziwna. Jeden z młodych waleni podpłynął do najmniejszej z łódek (niestety nie nasza) i dał popis jak tresowana foka w cyrku. Wynurzał głowę, oglądał ludzi na pokładzie, machał im przed nosem ogonem, pokazywał się to z jednej, to z drugiej strony, ocierał się o kadłub. Najpiękniejszy spektakl natury jaki można sobie wyobrazić. Mijał powoli czas obserwacji i odrobinkę rozczarowani zawracaliśmy w stronę portu. Mała łódka nie miała zamiaru wracać. Może turyści związali kapitana i nie mógł wrócić? Zrobiłbym tak samo, gdyby waleń wybrał naszą łódkę.
Po południu odwiedziliśmy Rocks z licznymi straganami i udaliśmy się na most, chociaż piękne widoki zasłaniają kraty. Wejście na południowy pylon mostu – 11 AUD.
Wieczorami Australijczycy i turyści masowo okupują restauracje. Ceny w restauracjach zaczynają się od 20 AUD za średniej wielkości danie. Dużo taniej jest w barach szybkiej obsługi, gdzie można porządnie zjeść już za 8 AUD.
8 września
Na Kings Cross o godz. 7.00 w niedzielę zabawa trwa jeszcze w najlepsze od soboty. Nie są to ani pijackie burdy, ani krzyki podchmielonych imprezowiczów, tylko pogodni młodzi ludzie co najwyżej o lekko ekstrawaganckim wyglądzie.
Fish Market warto odwiedzić tylko w czasie giełdy. Poza to właściwie zwykłe sklepy z rybami. Pobliskie akwarium (38 AUD) na pewno powinni odwiedzić ci, którzy nie planują nurkowania na Wielkiej Rafie Koralowej. Są jeszcze przezroczyste tunele podwodne. Obecnie to już standard w każdym większym tego typu obiekcie.
Zakupy to przede wszystkim Pitt Street. Jeśli ktoś nie jest fanem zakupów, to też warto tam się udać ze względu na barwne życie australijskiej ulicy.
9 września
Góry Błękitne, to chyba najciekawsza propozycja jednodniowego wypadu poza Sydney. Jeszcze w Polsce zarezerwowaliśmy wycieczkę z Oztrek. Cena 59 AUD, płatne na miejscu i dodatkowo 35 AUD za rundę po górach z wykorzystaniem 2 kolejek linowych i szynowej, oraz spacer pomostami po dolinie. Firma godna polecenia i najtańsza.
10 września
Busem spod Holiday Inn udaliśmy się na lotnisko. Już wiem, 4 dni to nawet tylko na Sydney za mało. Australia nie jest tania, ale warta każdych pieniędzy. Choroba, chyba trzeba będzie wrócić.
11 września
Dubai to ultranowoczesne miasto ze starą arabską zabudową u ujścia Dubai Creek. Bardzo funkcjonalne i nowoczesne metro spina cały rozległy obszar miejski. Budowana właśnie trzecia linia nadbrzeżna zapewni dojazd do wszystkich najważniejszych obiektów. Bilet całodniowy kosztuje 16 AED. Wszystkie stacje metra i pociągi są klimatyzowane, podobnie jak kładki dla pieszych nad główną arterią miejską, czy przystanki autobusowe. Można się jeszcze zachwycać wspaniałymi wieżowcami, najbardziej luksusowym hotelem na świecie Burj Al Arab (wstęp tylko gościom; zdjęcia z odległości ok. 100m.), największym centrum handlowym na świecie The Dubai Mall, czy najwyższym budynkiem na świecie Burj Dubai (wjazd windą 126 AED), ale i tak ma się wrażenie sztuczności. Nierzeczywisty obraz całości. Nie da się również zmienić mentalności tubylców. Trzeba czasu, żeby nikt nie oszukał wydając resztę na stacji metra, albo taksówkarz nie krążył po mieście nabijając licznik (tanie taksówki ; złamanie chorągiewki – 3,5 AED, w nocy – 7)
W Dubai zatrzymaliśmy się w dzielnicy Al Rigga w hotelu Al Jawhara Metro Hotel za 175 AED + 10% opłaty serwisowej + 10% opłaty miejskiej (?).
12 września
Czas do domu. Sześciogodzinny lot do kraju wydaje się teraz jak wypad za miasto.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u