Z Rio de Janeiro do Carracas – Jacek Strejch

Jacek Strejch

Z RIO DE JANEIRO DO CARACAS

Jacek Streich

31.12.00.2001

Przylot z Frankfurtu do Rio de Janeiro liniami Lufthansa o 7.30. Z lotniska jedziemy taxi za 43 reale do hotelu turystycznego gdzie nocleg ze śniadaniem kosztuje 18 USD. Pozostawiamy bagaże i autobusem nr 107 jedziemy pod „Głowę Cukru” (wysokość 396m n.p.m.). Przejazd autobusem z Rio kosztuje 1 reala (0,5 USD). Wjeżdżamy na szczyt „Głowy Cukru” kolejką liniową (cena w obie strony 18 reali). Widok ze szczytu na miasto jest wspaniały. Po południu spada deszcz i z planu wyjazdu do Corcovado nici, zmęczeni idziemy spać. Budzimy się na fajerwerki noworoczne przed północą, przez chwilę je podziwiamy i śpimy dalej.

1.01.01.

Pogoda nie najlepsza, decydujemy się na przejazd do parku Serra dos Orgaos niedaleko Teresopolis około 90 km od Rio, licząc na poprawę pogody (autobus 9 reali). Niestety nadal pada, w deszczu podziwiamy jedynie drzewiaste paprocie, góry skryte są we mgle. Po południu cud, po raz pierwszy od naszego przyjazdu odsłania się Corcovado z 30 metrowym posągiem Chrystusa na szczycie – widzimy go wracając autobusem z Teresopolis. Na dworcu autobusowym (rodoviario) łapiemy taxi, które za 40 reali wiezie nas na szczyt Corcovado, skąd roztacza się niezapomniany widok na Rio ze wspaniałą sylwetką „Głowy Cukru”. Wieczorem zjeżdżamy kolejką szynową i autobusem 422 wracamy do hotelu.

2.01.01.

Autobusem 233 z rodoviario jedziemy do parku Tijaca, gdzie przechodzimy kilka szlaków po lesie deszczowym.

3.01.01.

O 9 rano wyjeżdżamy autobusem do Foz do Iguazu (bilet – 36 USD). Podróż trwa 21 godziny. Przejeżdżamy przez pokryte bujną roślinnością góry przypominające nasze Beskidy. Autobus jest bardzo wygodny, z gorącą herbatą i rozkładanymi siedzeniami, można więc doskonale się wyspać. Co 4 godziny, 30 minutowa przerwa na posiłek. Obiad w formie szwedzkiego stołu kosztuje 3 USD.

4.01.01.

O 6:20 rano dojeżdżamy na miejsce. Bagaże zostawiamy w przechowalni i ruszamy w kierunku wodospadów Iguazu. Aby w pełni odkryć ich piękno zwiedzamy zarówno stronę brazylijską jak i argentyńską. Stronę brazylijską należy zwiedzać wcześnie rano, wtedy kaskady są pięknie oświetlone słońcem (cena wstępu 4 USD). Dojazd autobusem Cataractas za 1 real. Po stronie argentyńskiej jest więcej szlaków (pętla górna i dolna) oraz podejście pomostem na krawędź diabelskiej gardzieli (po uprzednim dopłynięciu łodzią za 4 USD) spadającej z wys. 84m (wstęp do parku 5 USD). Obie części parku można zwiedzić w ciągu 1 dnia. Z Brazylii do Argentyny dojechać można autobusem za 1 USD, dojazd do parku 2 USD. W Argentynie jest zdecydowanie drożej niż w Brazylii. Nocujemy po stronie brazylijskiej w schronisku młodzieżowym za 6 USD.

5.01.01.

Wyjeżdżamy z Puerto Iguazu do Salty (bilet kosztuje 67 USD). Podróż trwa 26 godz. Początkowo jedziemy w kierunku Posades mijając lasy i liściaste z domieszką araukarii i sosny. Za Prosades krajobraz się zmienia, zaczynają się stepy, które za Resistentią przechodzą w sawanny z pojedyńczymi opuncjami i kaktusami (jesteśmy w płd. części Gran Chaco).

6.01.01.

Wschód słońca zastaje nas w okolicy Santiago del Estero. Dojeżdżamy do Tucuman około 9:00 i przesiadamy się na autobus go Guemes, a następnie na mikrobus do Salty. W Salcie dowiadujemy się że nie ma biletów do San Pedro de Atacama, a następny autobus będzie za kilka dni. Decydujemy się na jechać do La Quica przy granicy boliwijskiej.

7.01.01.

Przekraczamy granicę o świcie i jesteśmy w Vilazon, skąd jedziemy autobusem do Tupizy za 17 bolivanów (1 USD = 6 bolivanos). Stwierdzamy, że w Boliwii brak jest asfaltu, a autobus mimo że wygląda jakby miał się za chwilę rozpaść jedzie całkiem sprawnie, wzbijając tumany kurzu. Okolica jest przecudna – półpustynny płaskowyż z licznymi kilkumetrowej wysokości kaktusami, a otaczające góry mają przeróżne kolory. W autobusie ubrane tradycyjnie kobiety z czarnymi warkoczami w kapeluszach. Po dwóch godzinach jazdy dojeżdżamy do Tupizy. Otaczające ją góry mienią się kolorami purpury, brązu i czerwieni. Wchodzimy na wzgórze Corrazon de Jesus, z którego roztacza się wspaniały widok na miasto i otaczające je kolorowe góry. Taxi wynajętą za 18 USD zwiedzamy dwa kaniony ze wspaniałymi pinaklami, iglicami, kolumnami, litymi skałami i lasami kaktusów. Nocujemy w hotelu za 6 USD.

8.01.01.

Spędzamy kolejny dzień na zwiedzaniu okolic Tupizy. W kolejnym kanionie podziwiamy skalną iglicę o wysokości ponad 10 m – El Torre oraz diabelską bramę. Po południu, po odczekaniu w długiej kolejce udaje nam się kupić bilet do Uyuni na „Ekspres Słońca” („Espresso del Sur”) na jutro na 7:00 za ok. 10 USD.

9.01.01.

Po ponad 6 godz. jazdy pociągiem dojeżdżamy do leżącego na płaskowyżu Altiplano miasta Uyuni leżącego na wys. 3660 m n.p.m. Bez problemu znajdujemy tuż koło dworca hotel za 20 bs (3 USD) i w biurze podróży wykupujemy 3 dniowe jeep-safari za cenę 80 USD przez płd.- zach. Boliwię do San Pedro de Atacama w Chile.

10.01.01.

Wyjeżdżamy 7-osobową grupą o 10:30 w kierunku Salar de Uyuni (olbrzymiego solniska o powierzchni 12000 km2). Po drodze odwiedziliśmy zbudowany z soli hotel, w którym nawet meble są wykonane z brył soli. Jedziemy przez solnisko w kierunku Isla del Pescadores, porośniętej ogromną ilością kilkumetrowej wysokości kaktusów. Jedziemy dalej i po kilku godzinach jazdy przez solnisko i półpustynne góry docieramy do pierwszego miejsca noclegowego.

11.01.01.

Dziś kiepska pogoda, pada deszcz, po drodze odwiedzamy stację wojskową Chiguana leżącą przy torach kolejowych łączących Uyuni z Calamą w Chile. Przez błotnistą równinę dojeżdżamy do łańcucha Andów i zaczynamy serpentynami wznosić się ku górze. Pogoda zaczyna się poprawiać. Po drodze mijamy dwie laguny z brodzącymi w nich flamingami. Góry stają się bardziej suche, pustynne. Dojeżdżamy do grupy skał, którym erozja nadała przedziwnie kształty. Stamtąd lekko w dół dojeżdżamy do jeziora z wodą czerwonej barwy (laguna Colorada), nad brzegiem którego nocujemy.

12.01.01.

Następnego dnia godzinę przed wschodem słońca wyjeżdżamy w kierunku pola gejzerów Sol de Manana położonych na wysokości 4800 m n.p.m. Na miejsce dojeżdżamy tuż przed wschodem słońca. Widok gejzerów oświetlonych przez wschodzące słońce jest niesamowity. Zagłębienia wypełnione bulgocącym błotem, nad którymi unoszą się kłęby pary tworzą obraz przypominający powierzchnię innej planety. Cienie stojących osób, rzutujące się na kłęby pary, tworzą scenerie jak w filmach grozy. Szczyty górskie otaczające gejzery są nieprawdopodobnie kolorowe (różne odcienie brązu i czerwieni) z czapami śniegu na wierzchołkach. Dalsza trasa prowadzi przez gorące źródła siarkowe o temperaturze 44oC, w których kąpiemy się. Jedziemy dalej do przepięknej laguna Verde, której woda ma zielony kolor, leżącej na wys. 5000 m n.p.m. u stóp wulkanu Licancabur o wys. 5930 m n.p.m., w pobliżu granicy chilijskiej. Na granicy przesiadamy się z jeepa do mikrobusu i już asfaltową drogą zjeżdżamy ponad 2500 m w dół do San Pedro de Atacama. Do Chile z Boliwii nie wolno wwozić owoców i liści koki, która w Boliwii dostępna jest za grosze w każdym miasteczku (torebka podsuszonych liści kosztuje ok. 1 USD) i pomaga w aklimatyzacji na dużych wysokościach. Hotele w Chile są drogie, najtańszy jaki znajdujemy kosztuje 21 USD od osoby. Decydujemy się tylko na 1 nocleg i o 16.00 jedziemy na wycieczkę do doliny księżycowej leżącej 15 km od miasta (kosztuje 7 USD).Widoki rzeczywiście przypominają powierzchnię księżyca, widzimy oświetlone zachodzącym słońcem purpurowe nagie skały, a między nimi olbrzymie wydmy z ceglasto-brunatnego piasku pokryte miejscami warstwą soli i żadnej roślinności, nawet suchych traw. Erozja nadała skałom niesamowite kształty. Ze szczytu jednej z gór podziwiamy wspaniały zachód słońca.

13.01.01.

Po zwiedzeniu okolic miasta i oazy Toconao leżącej na skraju Salar de Atacama, jedziemy autobusem do Calamy i dalej nocnym do Ariki przy granicy peruwiańskiej (bilet kosztuje łącznie ok. 25 USD). Jesteśmy tam rano.

14-15.01.01.

O 9:00 mamy bezpośredni autobus do La Paz w Boliwii (bilet 25 USD). Droga prowadzi przez malowniczy park Lauca w pobliżu wulkanu Sajana o wys. 6520 m. n.p.m. Po drodze widzimy liczne stada pasących się lam. Po 8 godzinach dojeżdżamy do La Paz. Widok z drogi na miasto leżące w kotlinie na wysokości prawie 4000 m. n.p.m. z dzielnicami wspinającymi się na stoki otaczających kolorowych gór jest niesamowity. Jest tu chłodno, gdyż miasto leży na dużej wysokości. Taksówki w La Paz są tanie, za kurs po mieście płaci się trochę powyżej 1 USD. Nocleg w hotelu kosztuje ok. 3-4 USD. W hotelu gdzie nocujemy, za 10 USD kupujemy wycieczkę do schroniska leżącego pod szczytem Chacaltaya leżącym na wys. 5275 m. n.p.m. Minibusem dojeżdżamy do wys. 5100 m. n.p.m. gdzie zaczyna się śnieg, dalej na nogach. Idę ze schroniska na szczyt o wys. 5500 m. n.p.m. (idzie się ok. 1 godz.), skąd zjeżdżam na nartach (big-footach). Śnieg jest wspaniały do jazdy taki jak u nas w Tatrach na przełomie marca i kwietnia. W drodze powrotnej odsłania się nam wspaniały widok na La Paz oraz szczyty Illuminani i Illampu w paśmie Kordyliera Real. Kolejną atrakcją w okolicy La Paz jest przejazd do Coroico drogą, która na odcinku 80 km opada w dół 3500metrów. Jest to tzw. Droga śmierci (ze względu na dużą ilość krzyży stojących wzdłuż niej), upamiętniających tych, którzy zginęli spadając w przepaść. Droga biegnie półką skalną, jest wąsk , bez nawierzchni asfaltowej i barierek zabezpieczających, miejscami ok. 550 m nad dnem doliny. Ruch odbywa się w obie strony. Auta wymijają się na łukach, gdzie jest nieco szerzej. Auto jadące w dół jedzie po zewnętrznej stronie łuku, lewą stroną.

16.01.01.

Nareszcie jesteśmy na tej drodze – przejazd minibusem kosztuje 3 USD. Sceneria jest przepiękna, górski tropikalny las deszczowy z drzewiastymi paprociami i bananowcami. Na drogę wśród zieleni spadają kaskady wodospadów, przez które przejeżdżają auta (darmowa myjnia). Emocje są niesamowite, pasażerowie kurczowo trzymają się oparć foteli, patrzą przez okno w przepaść, spokojnie drzemią tylko tubylcy. Coroico leży na wys. 1500 m n.p.m. Mieszka tu wielu imigrantów z Europy, głównie Francuzów i Niemców. Po zwiedzeniu miasta wracamy z powrotem do La Paz.

17.01.01.

Rano jedziemy autobusem do Puno w Peru. Wizę peruwiańską załatwiliśmy od ręki po wypełnieniu wniosku, dołączeniu 1 zdjęcia i wpłaceniu 10 USD (ambasada czynna jest codziennie w godz. 10-12 i 15-17). Po drodze przez cieśninę przez jezioro Tititaca, którą autobus pokonuje promem, a pasażerowie łodzią i po przekroczeniu granicy jesteśmy w Peru. Jest tu bardziej zielono niż w Boliwii, liczne pola, zagajniki drzew eukaliptusowych. W Puno niestety leje, musimy zrezygnować z wysp pływających Indian Uros zbudownych z trzciny, nie narzekamy bo to pierwszy większy deszcz od Teresopolis w Brazylii. Wsiadamy więc w nocny autobus i za 8 USD jedziemy do Cuzco, gdzie docieramy rano.

18.01.01.

O 7:20 pociągiem za 30 USD w obie strony, jedziemy do Machu Pichu – zaginionego miasta Inków. Na miejscu jesteśmy po 11:00. Wjazd autobusem 6 km po serpentynach (bilet powrotny 9 USD) i 600m powyżej doliny rzeki Urabamba (wzdłuż której biegły tory). Wstęp do ruin kosztuje kolejne 10 USD. Zwiedzanie zaczynamy od wejścia na szczyt Huaya Pichu o wys. 2700 m n.p.m.- wejście na szlak zamykane jest po godz. 13:00. Po 40 min. marszu eksponowaną mocno ścieżką jesteśmy na szczycie. Roztacza się stąd wspaniały widok na dolinę rzeki Urabamba toczącej brunatne, wściekle spienione wody, otaczające strzeliste szczyty górskie i leżące w dole ruiny oraz wijącą się serpentynami drogę dojazdową do nich. Schodząc zwiedzamy leżącą pod szczytem Świątynię Księżyca. Po powrocie na dół zwiedzamy zabudowania ruin (Świątynię Słońca, zegar słoneczny i podziwiamy system nawadniania pól tarasowych). Pełni wrażeń wracamy pociągiem do Cuzco, gdzie nocujemy w hotelu niedaleko dworca za 4 USD.

19.01.01.

Lecimy samolotem do Limy za 65 USD. Godzinę po wylądowaniu jesteśmy już w autobusie do Thumbes przy granicy ekwadorskiej. Jedziemy słynną drogą Panamericana wzdłuż wybrzeża Pacyfiku, przez pustynię, suche, jałowe góry i piaszczyste wydmy (pustynia zaczyna się już na plaży).

20.01.01.

Rano jesteśmy w Thumbes. Za 3 USD jedziemy taxi do granicy i następnie autobusem za 2 USD do Machali – miasteczka w Ekwadorze. Roślinność zupełnie inna niż w Peru, bardzo zielono, palmy kokosowe, baobaby. Z Machali za 3 USD jedziemy do Guajaquil na wybrzeżu. Jest gorąco i wilgotno. Nocujemy za 1,2 USD.

21-22.01.01.

Jedziemy autobusem do Riobamby za 3 USD. Początkowo jedziemy przez zielona sawannę gdy wjeżdżamy w góry zaczyna się dżungla. Cały czas wznosimy się serpentynami w górę. Kończą się lasy równikowe, a zaczynają pejzaże przypominające Hiszpanię. Dojeżdżamy do Riobamby. Jedzenie w Ekwadorze jest tanie – obiad w restauracji kosztuje 1,5 USD. Taxi z Riobamby wiezie nas za 20 USD do schroniska u stóp Chimborazo na wysokości 6310 m n.p.m. Jeszcze tylko 30 minut marszu i jesteśmy w schronisku Whympera na wysokości 5000 m n.p.m. Nocleg kosztuje 10 USD – jest kuchenka i można gotować, trzeba tylko mieć zapałki. Na szczyt idzie się ok. 6-8 godzin. Najlepszym okresem do wspinaczki jest czerwiec-sierpień i grudzień-styczeń, wówczas jest pora sucha ale i z tym okresie może nie być pogody. Nam nie udało się wejść na główny wierzchołek – trzeba było wracać po 5 godzinach marszu na wysokość ok. 6000 m n.p.m. ze względu na załamanie pogody i trudne warunki śniegowe na lodowcu. Jednak wspinaczka po lodowcu wśród sopli lodowych kilkumetrowej długości pozostawia niezapomniane wrażenia. Zjeżdżamy wieczorem do Riobamby – po drodze na chwilę przejaśnia się i widać w całej okazałości Chimborazo a po drugiej stronie doliny wulkany Altari Sangai oświetlone promieniami zachodzącego słońca. Tuż przed Riobambą droga przegrodzona jest usypanymi głazami – jak się dowiadujemy jest to protest tutejszych rolników. Musimy skorzystac z wielokilometrowego objazdu polnymi drogami, ale przed nocą jesteśmy w Riobambie gdzie nocujemy za 7 USD.

23.01.01.

Po zwiedzaniu miasta jedziemy do Quito, gdzie przesiadamy się na autobus do granicy kolumbijskiej (każdy z przejazdów kosztuje ok. 5 USD). Nocleg w Ipiales za 3 USD.

24.01.01.

Po przekroczeniu granicy kolumbijskiej busem jedziemy do Popayan – miasta o zachowanej atmosferze kolonialnej. Zwiedzamy miasto o wspaniałej kolonialnej architekturze i nocujemy w hotelu za 5000 pesos (2,5 USD).

25.01.01.

Rano o 6:20 autobusem w kier. La Plata jedziemy do najpiękniejszego wg przewodnika Pascala parku narodowego Kolumbii – Purace z gorącymi kolorowymi źródłami siarkowymi. Droga pnie się stromo do góry wyjeżdżamy ponad la tropikalny w strefę paramos (wysokogórskich obszarów strefy równikowej). Podziwiamy las 2-3 metrowej wysokości lobelli (tzw. starców) leżących na wys. prawie 4000 m n.p.m. Są to zagłębienia wypełnione bulgocącą wodą o żółtym dnie z osadów siarki, a wokół różnobarwne kolory spowodowane przez algi. W powietrzu unosi się zapach siarki, a wokół rosną lobelie. Do Papayan powrót ciężarówką na bańce z mlekiem za 1 USD – jedzie się 2 godziny około 60 km. Wieczorem wyjeżdżamy autobusem do Cucuty przy granicy wenezuelskiej.

26.01.01.

Cały dzień w autobusie, przejeżdżamy przez wspaniałe zielone góry, droga wije się serpentynami. Na ostatniej przełęczy przed Cucutą kontrola wojskowa. Wysiadamy z autobusu, przeszukują nas uzbrojeni w karabiny żołnierze, każą stanąć z rękami w górze opartymi o bok autobusu. Kiedy dowiadują się że jesteśmy z Polski śmieją się i zaprzestają kontroli – czyżby to pierwsi Polacy których tu widzą? Po dalszej godzinie jesteśmy w Cucucie gdzie nocujemy obok dworca za 3,5 USD.

27.01.01.

Rano jedziemy autobusem do San Cristobal w Wenezueli. Przejeżdżamy przez granicę – nikt nie sprawdza nam paszportów ani wiz, nie mamy pieczątki wyjazdowej z Kolumbii i wjazdowej do Wenezueli. Przesiadamy się do busa i po kilku godzinach jesteśmy w Meridzie. Wieczorem odwiedzamy słynną lodziarnię gdzie są lody o 276 smakach – próbuje smak serowy i jakieś czarnego koloru – pycha. Nocujemy w hotelu Gran Balcon – cena 9 USD.

28.01.01.

Rano wjeżdżamy na Pico Espejo na wysokość 4757 m n.p.m. Teleferico ma długość 12,5 km z 3 stacjami pośrednimi. Zaczyna się z poziomu 1400 m n.p.m. Jest to najwyżej wjeżdżającą kolejką linowa na świecie. Czynna jest od 7:30 do 14:00. Bilet powrotny kosztuje ok. 20 USD. W Pico Espejo wybieram się szlakiem na przełęcz z której roztacza się wspaniały widok na dwa jeziora – jedno leżące wyżej barwy turkusowej, i drugie leżące poniżej barwy błękitnej. Szlak prowadzi wśród lobelli ze wspaniałym widokiem na strzeliste szczyty Sierra Nevada. Jestem tak zauroczony pięknym widokiem że spóźniam się na ostatnią kolejkę zjeżdżającą w dół. Nie mam wyboru – muszę zejść na dół na nogach. Niestety nie ma oznakowanego szlaku, a ścieżka która wybrałem kończy się ślepo. Nie mam czasu wracać do góry mam jeszcze tylko około godziny dnia. Schodzę żlebem wzdłuż strumienia, gdyż na przeciwległym zboczu widzę przecinającą je trawersem ścieżkę. Wiem że idąc prosto najpierw w dół a potem w górę, muszę na nią trafić. Noc zapada nagle a nie mam latarki. W świetle gwiazd przedzieram się przez las. Po pewnym czasie osiągam dno doliny i przekraczam strumień – dopływ tego wzdłuż którego szedłem na początku. Potem jeszcze jakieś 200 m w górę zbocza i odnajduję ścieżkę którą widziałem ze żlebu wcześniej. Po kilku godzinach marszu ścieżką dostrzegam w oddali światła pojedynczych zabudowań, droga staje się szersza. Idę nią przez resztę nocy. Kiedy niebo zaczyna szarzeć widzę za sobą światła samochodu. Okazuje się że jadą do Meridy i zabierają mnie ze sobą. Po dwóch godzinach jestem już w hotelu wykończony ale zadowolony że poradziłem sobie w trudnym terenie.

29.01.01.

Do Caracas docieramy po północy. Włączona klimatyzacja sprawiła, że wnętrze autobusu przypominało lodówkę mimo 32o na zewnątrz – pamiętajcie o zabraniu ciepłych ubrań do autokaru.

30.01.01.

Jedziemy do Ciudat-Bolivar, miasta nad Orinoko skąd latają samoloty do Canaimy leżącej w dżungli osady, bazy wypadowej do najwyższego wodospadu Salto del Angel o wys. 976 m.

31.01.01.

Rano ok. 8:00 rano lecimy awionetką do Canaimy za 50 USD. Po 90 min lotu jesteśmy na miejscu. Canaima leży nad laguną do której spadają 3 wspaniałe kilkunastometrowe wodospady. Płyniemy koło nich łodzią na wyspę, gdzie będziemy nocować w hamakach. Nad laguną koloru coca-coli, który nadaje wodzie zawartej w wodzie barwnik roślinny taniny, są wspaniałe plaże z drobnego żółtego piasku. Przechodzimy szlak widokowy z którego w całej okazałości widać góry stołowe: Kusari Tepuj (górę jelenia) i Auyan Tepui (diabelską góra) – z jej południowej ściany spada wodospad Salto del Angel. Pogoda jest wspaniała; od stycznia do kwietnia jest tu pora sucha.

1.02.01

Rano lecimy awionetką za 50 USD na lot widokowy wzdłuż rzeki Caroni do wodospadu Salto del Angel. Samolot leci nad lasem tropikalnym Amazonii między górami stołowymi. Nagle widzimy wodospad w całej okazałości, jest ogromny. Okolica jest dzika, żadnych dróg tylko góry, lasy i wodospady. Zataczamy koło i wracamy. Lecimy za kolejne 50 USD do Ciudad Bolivar, skąd autobusem do Caracas za 18 USD, gdzie kończy się trasa naszej wyprawy po Ameryce Południowej. Z dworca autobusowego jedziemy na wybrzeże morza Karaibskiego do miejscowości Catia la Mar, gdzie znajduje się lotnisko międzynarodowe. Nocujemy w hotelu za 13 USD

2.02.01

Spędzamy dzień na plaży i wieczorem wylatujemy do Frankfurtu. Ostatni wydatek to podatek lotniskowy za 21 USD; szczegółowa kontrola, nawet celnicy z psami szukają narkotyków.

Nasza wyprawa trwała 5 tygodni. Całkowity koszt wyniósł 2000 USD na osobę, z czego 1215 USD na przeloty. Najtańsza jest Boliwia i Ekwador, najdroższa Wenezuela i Chile. Wiza była wymagana do Peru i Wenezueli – wenezuelska 30 USD, peruwiańska 10 USD. Za najtańszy hotel zapłaciliśmy 1,2 USD, za najdroższy 21 USD. Autobusy w Ameryce Południowej są wygodne i w miarę tanie; w Wenezueli przesadzają z klimatyzacją. Jedzenie to głównie kurczak; wołowina twarda i żylasta, nie do zjedzenia. W Wenezueli w Canaimie wieczorem gryzą komary, wskazana profilaktyka antymalaryczna, podobnie w Ekwadorze nad Pacyfikiem. Jest bezpiecznie, sytuacja polityczna jest stabilna. Najlepiej mieć ze sobą dolary amerykańskie, w nielicznych miejscach można płacić kartą Visa i korzystać z bankomatu. Waluty europejskie – niekorzystna wymiana.

W czasie wyjazdu obowiązywały następujące kursy wymiany: 1 USD = 2 reale brazylijskie = 6 bolivianos = 1 peso argentyński = 500 pesos chilijskich = 3,5 sola peruwiańskiego = 2000 pesos kolumbijskich = 691 bolivarów


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u