Śladami Pancho Villi (Północny Meksyk i “trochę” USA) – Anna Matej, Mirek Osip

Anna Matej, Mirek Osip

TERMIN PODRÓŻY: 19.12.2004 – 08.01.2005

SKŁAD: dwie osoby

TRASA LOTNICZA: Warszawa – Chicago – Los Angeles – Nowy Jork – Warszawa

TRASA LĄDOWA: Los Angeles – San Diego – Tijuana – Mexicali – Pustynia Altar – Puerto Penasco – Caborca – Altar – Santa Ana – Magdalena de Kino – Aga Prieta – Janos -Nuevo Casas Grandes – Aga Nueva Chihuaha – Cuauhtemoc – Creel – Batopilas – Guachochi – Hidalgo del Parral – Canutillo – Mapimi – Torreon – Saltillo – Monclova – Cuatro Cienegas – Durango – Mazatlan – (prom) – La Paz – San Jose del Cabo – Loreto – Santa Rosalia – San Ignacio – El Rosario – Ensenada – Tijuana – Los Angeles – Palm Springs – Joshua Tree National Park – Tucson – Tombstone – Phoenix – Flafstaff – Grand Canyon – Las Vegas – Los Angeles

WIZA: do USA niezbędna, do Meksyku nie jest wymagana.

SZCZEPIENIA I LEKI: nie wymagane.

BILETY: bilet lotniczy Warszawa – Los Angeles – Nowy Jork – Warszawa nabyliśmy 5 dni przed wylotem w LOT za 3.488 zł.

INSPIRACJA: historia rewolucji meksykańskiej.

DZIENNIK PODRÓŻY

Dzień 1 Chicago (19.12.2004)

Awaria wskaźnika temperatury lewego silnika opóźnia wylot o 5 godzin. Jesteśmy o 21.30 w Chicago, niestety nie ma już żadnego lotu do Los Angeles. Nocujemy w Holiday Inn na koszt LOT-u. Zimno – minus15 stopni.

Dzień 2 Los Angeles, San Diego (20.12.2004)

Bardzo dokładna kontrola na lotnisku, wraz ze zdejmowaniem butów. Lot trwa 4,5 godziny. Po przylocie okazuje się, że nasza rezerwacja samochodu zrobiona w Budget-cie jest nic nie warta. Samochodem można wjechać tylko na Półwysep Kalifornijski – w granicach między Ensenada (zach.) a San Felipe (wsch.). Inne wypożyczalnie tez nie mają lepszych ofert. Cała koncepcja objechania Meksyku i USA jednym samochodem bierze w łeb. Jedziemy, więc do Meksyku komunikacją publiczną. Z lotniska darmowa linia autobusowa „G” jedzie do metra. Bilet na metro 3 USD do Union Stadion. Dalej kolejką AMTRAK do San Diego za 26 USD/os. Nocleg w Grand Pacific Hotel. Pokój 2-osobowy 52 USD ze śniadaniem. Kolacja w meksykańskiej Vallentie’s – 10 USD. Niezłe jak na USA piwo Anchor po drodze w sklepie (6-pak 9 USD).

Dzień 3 Tijuana, San Luis Rio Colorado (21.12.2004)

Ostatnie zakupy w USA – uzupełnienie wyposażenia fotograficznego: Minolta Magnum 6 + statyw za 370 USD w centrum handlowym Ritz Camera. Na granicę jedziemy San Diego Trolley – Blue Line (2,5 USD/os). Granice przechodzimy pieszo wiaduktem nad przejściem drogowym (uwaga – zakaz robienia zdjęć). Tuż za przejściem, osoby zainteresowane touristic card muszą znaleźć schowane okienko, w którym za 18,50 USD/ osoba można dostać kartę turystyczną. Wynajęcie auta najlepiej załatwić na lotnisku. Jedziemy więc autobusem za 1 USD/os do Aeropuerto. Po analizie cen, najtańszą wypożyczalnią samochodów okazuje się Budget. Mały samochód Chevy z silnikiem benzynowym 1.2 można już wynająć za 77 USD/dzień wraz z pełnym ubezpieczeniem. Obieramy kierunek na wschód drogą nr 2 najpierw do Tecate, a następnie do Mexicali stolicy prowincji (148 km). Autostrada jest płatna najpierw 63 peso, następny odcinek 45 peso i na koniec jeszcze 12 peso. Droga przedziera się przez kamienne góry o piaskowym kolorze. Docieramy do Mexicali, gdzie kupujemy mapę, a o zachodzie słońca podążamy dalej w kierunku San Luis Rio Colorado. W międzyczasie przerwa gastronomiczna w przydrożnej knajpie na tacos i dwa piwa Pacific (70 peso). Nocleg w Motelu La Noria 300 peso (bez rachunku). Na 24h stacji benzynowej OXXO można dostać środek nasenny: tequila Antiquo 0,5l i kilka limonek (120 peso).

Dzień 4 Parque Nacionale El Pinacate, Puerto Penasco, Zaborca, Agija Prieta (22.12.2004)

Skoro świt wyjeżdżamy. Tankowanie (5,95 peso za litr 1 benzyny). Wjeżdżamy w rejon pustyni Altar. Pola piachu i oazy kaktusów. Krajobrazy ukochane przez scenarzystów westernów, w których samotny bohater przeżywa cudem tygodnie wędrówki bez wody. Najciekawszą scenerię można zobaczyć w rezerwacie El Pinacate. Aby tam dotrzeć, trzeba tuż za tablicą Los Vidrios skręcić w prawo. Tą drogą wjeżdża się do parku bez konieczności dokonywania opłaty, aczkolwiek szlak prowadzi kamienisto-piaszczystą drogą bez żadnych kierunkowskazów. W rezerwacie jest kilka wygasłych kraterów wulkanicznych. Niezapomniane wrażenie robi idealnie symetryczny krater El Elegante. Pokłady lawy, kopalnie żużla, olbrzymie piaskowe wydmy i bogactwo przeróżnych form kaktusów, tworzy iście kosmiczny klimat. Podróż po Sonarze to blisko 700 km bez żywego ducha ze sterczącymi kikutami opuszczonych tawern (które do dziś zaznaczone są na mapie jako osady). Szczęśliwi, że nie zatarł nam się silnik, docieramy do granicy parku – tu pobierana jest opłata 1USD/os. Przyjmujemy kierunek na letniskową miejscowość Puerto Penasco, gdzie w restauracji La Curve spożywamy super obiad z lokalnych owoców morza, i wszechpanującym drinkiem Margarita (tequila, świeży sok z mandarynek, limonka, lód i sól na brzegu kieliszka) – razem 270 peso/2 os. Dalszy kierunek to Caborca, Santa Ana, Magdalena de Kino zmierzając do Agia Prieta, gdzie na przedmieściach znajdujemy tani hotel za 250 peso/2 os z dużym łóżkiem, ale za to potwornie zimno.

Dzień 5 Nuevo Casas Grandes, Chihuahua (23.12.2004)

Znów start skoro świt. Poranki są bardzo chłodne. Jedziemy drogą nr 10 do Nuevo Casas Grandes przez Janos. Super górzyste krajobrazy, nieco zbliżone do polskich Tatr. Nuevo Casas Grandes to historyczne miejsce egzystencji Indian Parquime, interesujące muzeum 38 peso/os (kamera video 30 peso). Indianie Parquime byli świetnymi garncarzami. Wyrabiali porowate naczynia w kremowym kolorze z czerwonymi, brązowymi i czarnymi wzorami geometrycznymi. Cywilizacja ich upadła ponieważ naczynia te miały niestabilne cylindryczne podstawy. Opuszczamy Nuevo Casas Grandes, kierując się do stolicy prowincji Chihuahua (droga nr 45). Z Flores Magon do Chihuahua prowadzi płatna autostrada w dwóch turach: po 52 i 62 peso. W Chihuahua odwiedzamy Muzeum Rewolucji Francesco Villi (wstęp 10 peso), które mieści się w kolonialnym dworku, gdzie była zlokalizowana kwatera legendarnej dywizji północy – wielotysięcznej armii ochotników, którą Pancio Villa zwerbował w przeciągu kilku miesięcy. Warte jest ono odwiedzenia, chociażby na fakt jakim jest znajdujący się na wystawie samochód (Dodge Brother model z roku 1922), w którym zginął Francesco Villa zwany Pancio Villą. Historia Pancio Villi to przykład, jak rewolucja może zmienić losy człowieka. Ten lokalny bandyta ścigany za czasów dyktatora Diaza listem gończym z wyznaczoną nagrodą w wysokości 5000 USD (taki plakat można zobaczyć w Muzeum), w okresie kilku lat meksykańskiej zawieruchy, przeistoczył się w trybuna ludowego, który pod koniec rewolucji nawet zaczął wydawać banknoty z własna podobizną. Na naszej trasie spotykamy kamienne popiersia bohatera, pompatyczne pomniki na koniu, miejsca gdzie mieszkał, gdzie miał kwaterę, gdzie odwiedzał kochanki, i w końcu gdzie … został zastrzelony. Chihuahua to również stolica kowbojskich butów. Najtańszą parę butów ze skóry byka można kupić za 250 peso, najdroższą ze skóry krokodyla – za 5 razy więcej. W poszukiwaniu dobrej oferty warto uważać na brawurowo jeżdżących kierowców VW Garbusów, którzy potrafią „rozwalić” przechodnia na środku ulicy (patrz przygody M. Osipa). Z Chihuahua drogą nr 16 podążamy w kierunku Cuauhtemoc. Nocujemy w hotelu San Francisco na Calle 3.

Dzień 6 Wąwóz miedziany (24.12.2004 WIGILJA)

Dziś Wigilia, a my jedziemy do Creel – stolicy wąwozu miedzianego. Ok. 50 km za Cuauhtemoc zaczyna padać śnieg. Przyglądamy się na niego jak dzieci. Śnieg ? W Meksyku ??? A jednak to prawda ! Dalej droga jest istną golgotą. Co chwila w przydrożnych rowach lądują lokalni kierowcy, dla których poruszanie się po śliskiej nawierzchni to duże wyzwanie. Creel, który leży na wysokości 2338 m.n.p.m., to centrum ruchu turystycznego w rejonie wąwozu. Ziemie te należały kiedyś do Indian Tarahumara. Tubylcy kultywują prastare tradycje przodków, rozszerzając je obecnie na handel narkotykami. Dorabiają ponadto jako przewodnicy nielegalnych imigrantów, marzących o pracy w USA. Wyjątkowa topografia regionu, izolująca od reszty świata, pozwala im zachować dawne tradycje. Wiele rodzin mieszka w jaskiniach lub w prymitywnych drewnianych chatach. Kobiety noszą długie plisowane spódnice i kolorowe wzorzyste bluzki. Chodzą często boso, lub w sandałach wykonanych z kawałków opon. Tarahumara słyną także z ponadludzkiej wytrzymałości. Często spotykaliśmy ich jako wędrowców na bezludnych szlakach. Można zwiedzić Muzeum Palentoligia (wstęp 10 peso) i zaopatrzyć się w szczegółowe mapy. Próba dotarcia naszym skromnym autkiem do leżącej w samym sercu krainy kanionu wioski Batopilas (495 m.n.p.m), kończy się niepowodzeniem. Wąska, kręta, stroma i oblodzona dróżka może w tym okresie być trudna do pokonania nawet dla aut z napędem 4×4. Od skrzyżowania z drogą nr 22 do Batopilas jest tylko 60 km. Ale różnica w wysokości wynosi blisko 2000 m. W połowie drogi (28 km), podejmujemy decyzje o krytycznym odwrocie. Jednak jazda do góry jest równie niebezpieczna co w dół. Dzięki pomocy innych wigilijnych kierowców, szczęśliwie udaje nam się pokonać najbardziej niebezpieczne odcinki. Po drodze mijamy zostawionego w rowie forda z Arizony. Pasażerowie zapewne wracają pieszo. Przed północą docieramy do miejscowości Guachochi, gdzie w zimnym motelu – Las Cumbres (za 300 peso) spędzamy Wigilie. Nasze dania to: Tequila, Sangrita, rzodkiewka, ostra papryka i limonka. Na kolędy nie ma czasu.

Dzień 7 Hidalgo de Parral, Mapimi, Canutillo (25.12.2004)

Poranek jest mroźny. Do Hidalgo de Parral mamy blisko 200 km. Po drodze napotykamy na blokady policji, ostrzegającej że dalej droga jest nieprzejezdna, ze względu na oblodzenie. Jedziemy na własne ryzyko, przecież nie będziemy wracać do Creel! Na trasie spotykamy walczących z lodem kierowców tirów. Na przełęczy decydują się pozostawienie samochodów w oczekiwaniu na poprawę pogody. Zjeżdżając w dół, śniegu jest coraz mniej, aż w końcu całkowicie ginie. Temperatura wraca do meksykańskiej normy, czyli powyżej 200C. Dojeżdżamy do Hidalgo de Parral – miasta gdzie nasz ludowy trybun został podstępnie zastrzelony. Na rogatkach wita nas pomnik – monumentalna postać Pancio Villi na koniu. Dalej podążamy drogą nr 45 w kierunku na Durango. 15 km za Hidalgo de Parral jest kolejna miejscowość związana z życiem Villi. Canutillo to jego posiadłość w której osiadł po podpisaniu z tymczasowym prezydentem Meksyku Adolfem de la Huberta układu o zawieszeniu broni. Obecnie na tej posesji mieści się mini muzeum, w którym pozostało wyposażenie z czasów użytkowania przez naszego bohatera. Opłata co łaska, a u ciecia można kupić oryginalne banknoty na których widnieje podobizna Pancio Villi. Dalej jedziemy drogą nr 45, a na skrzyżowaniu z drogą nr 30 skręcamy na wschód w kierunku miejscowości Mapimi – dawniej ważny ośrodek wydobycia minerałów, obecnie opuszczony. Ponieważ jest zbyt późno, nie udaje nam się dotrzeć bezpośrednio do wyrobisk. W lokalnym sklepie kupujemy dzidę oraz toporek z grotem wykonanym z adamitu miedziowego. Jedziemy dalej w kierunku do Saltillo (stolicy meksykańskiego ponczo – hotel Bristol za 150 peso).

Dzień 8 Saltillo, Cuatro Cienegas, Durango (26.12.2004)

Po krótkim pobycie w Saltillo, stolicy meksykańskiego ponczo, żegnamy zbocza Sierra Madre Oriental i po ok. 300 km drogi po pustkowiach docieramy do miasteczka Cuatro Cienegas. Tuż przed wjazdem do miejscowości, ze stromego wzgórza po prawej stronie wita nas monumentalny posąg konnego jeźdźca. To pomnik Venustiano Carranzy mieszkańca Cuatro Cienegas, późniejszego prezydenta Meksyku z okresu końca rewolucji. Samo miasteczko przypomina nieco wymarłą osadę. Od kiedy ceny gipsu i wosku (lokalnych bogactw) spadły, sporo ludzi wyjechało. Pozostali zostali bezrobotnymi, albo znaleźli pracę w rezerwacie. Znalezienie przewodnika z językiem angielskim to spory problem. Jednak mamy dobrą passę – 19-letni nauczyciel angielskiego Sihirley jest do naszej dyspozycji na cały dzień (300 peso). Na jego twarzy widać niszczący wpływ lokalnego klimatu, śmiało można by mu dać minimum 30 lat. Załatwiamy drobne formalności ze wstępem na teren rezerwatu (Area de Proteccion de Flora y Fauna Cuatro Cienegas) i brama z drutu kolczastego jest za nami. Rezerwat obejmuje teren blisko 85 tys. hektarów. Pierwszy cel naszej wyprawy to Los Arnales. Rozległa pustynia z błyszczącymi wydmami z białego piasku, to efekt krystalizacji gipsu w pobliskiej Laguna Churince. Sceneria jest iście kosmiczna. Droga do wydm (wjazd samochodem 50 peso) wiedzie przez teren pokryty cienką warstewką solno-gipsową, która jak matowa szadź pokryła: piasek, kościotrupy krzewów i walczące o życie kaktusy typu sotol. Wydmy gipsowe w Cuatro Cienegas są unikalne na skalę światową, dlatego że posiadają aż 95% czystego gipsu. Miejscami między wydmami pojawiają się skostniałe piaskowce. Wydmy otoczone przez sześć łańcuchów górskich stanowią piękne tło dla wielu plenerów. Nasz przewodnik zdradził nam, że nagrywała tu niedawno swój teledysk Britney Spears. Kończąc wędrówki po gipsowych pustkowiach kierujemy się w stronę krainy błękitnych oczek wodnych. W Poza Azul jest ich ponad 170. Niektóre dochodzą do głębokości do 3 metrów. Woda jest idealnie przezroczysta, więc widać całe życie biologiczne. Najbardziej oryginalnym mieszkańcem tych jeziorek jest żółw wodny coahuilenssis, nazywany przez tubylców Tortuga de bisagra. Jest on wielkości męskiej dłoni i ma tą specyficzną umiejętność, która pozwala mu w przypadku zagrożenia zamknąć się szczelnie w twardej skorupie (chowając również nogi). W jeziorkach można zaobserwować bogactwo kolorowych ryb niespotykanych nigdzie poza tym terenem. Jednak, aby poznać je z bliska najlepiej wybrać się do Acuaria y Herpetario (wejście 20 peso/os) mieszczącego się w centrum miasteczka. Jest tam zaaranżowane przez biologa-hobbistę (mówi bardzo dobrze po angielsku) mini zoo, gdzie w drewnianych skrzynkach (przygotowanych przez lokalnych artystów-malarzy) zgromadził on niebezpieczne węże, unikalne jaszczurki, żółwie i oczywiście endemiczne ryby. Następnym interesującym miejscem, którego nie można pominąć to lokalna winiarnia Bodegas Ferrino. Mają rewelacyjne wina typu porto, a dla zaufanych poczęstują również własnej roboty mezcal-em. Potem najlepiej zażyć kąpieli o zachodzie słońca w ciepłych i pełnych głodnych ryb termach Poza la Becerra (temperatura 32C). Wejście do termy kosztuje 35 peso/osobę. Po zachodzie słońca drogą nr 30, a następnie nr 40 jedziemy na południe do Durango – stolicy prowincji. Po północy docieramy do Hotelu Roma (koszt 280 peso/2 os).

Dzień 9 Mazatlan, La Paz (promem) (27.12.2004)

Z Durango do Mazatlan jest 309 km, jednak warto zaplanować tę trasę na więcej niż 5 godzin. Trasa nr 40 wiedzie bowiem przez malowniczy odcinek drogi zwany El Espinazo del Diablo (kręgosłup diabła), co dobrze określa napotkane promienie skrętu. Z duszą na ramieniu udaje nam się w ostatniej chwili złapać prom do La Paz (Półwysep Kalifornijski), który odpływa codziennie o godzinie 16:00. Koszty przeprawy: samochód 2300 peso, pierwsza osoba 570 peso, druga osoba gratis. To taka specjalna promocja, ponieważ normalny bilet na osobę kosztuje 750 peso. Nocna przeprawa trwa 17 godzin. Prom zabiera sporo TIR-ów. Trzeba wiedzieć, że Baja California, mimo że administracyjnie należy do Meksyku to ekonomicznie jest uzależniona od USA. Trzeba również pamiętać, że pomiędzy stanem Durango a Estado de Sinaloa, gdzie leży Mazatlan następuje zmiana czasu o 1godzinę do tyłu.

Dzień 10 Laz Paz, San Jose de Cabo, Loreto (28.12.2004)

Po przybiciu do brzegu rozpoczyna się odprawa, jak na granicy państwowej. Pierwsza jest żandarmeria z psami na głodzie narkotykowym, a potem jeszcze jakieś meksykańskie służby ekologiczne (opłata ekologiczna 30 peso). W końcu jesteśmy oficjalnie na Półwyspie Kalifornijskim. Półwysep to najdłuższy na świecie „geograficzny palec”, o długości 1300 km. Tworzą go góry, pustynie, równiny i plaże. Ze względu na ilość turystów z USA (50 mln osób rocznie) ceny rosną tu, tak ze dwa razy w stosunku do interioru. Plażowy wypoczynek na bulwarach La Paz nie pociąga nas specjalnie, więc robimy krótki rekonesans w San Jose de Cabo (tu Anna kupuje wielkie, różowe, z pięknymi ozdobami sombrero za 291 peso) i jedyną drogą na półwyspie nr 1 rozpoczynamy powrót w kierunku USA. Mimo, że drogi są tu w miarę dobre, to w rejonie mostów są prawie zawsze objazdy. To skutek huraganu Juliette, który w roku 2001 pozrywał wszystkie mosty na półwyspie na tyle skutecznie, że jeszcze do dziś trwają ich remonty. O godzinie 22:00 jesteśmy w Ciudad Insurgentem, jednakże okazuje się że na miejscu nie ma żadnego hotelu. Jedziemy kolejne 120 km do Loreto. Nocujemy w hotelu Salvatierra (pok. 200 peso/2 osoby).

Dzień 11 Santa Rosalia, San Ignacio, (29.12.2004)

Rano zwiedzamy miasteczko słynące z historycznego kościółka od którego rozpoczęto działalność misyjną na wyspie (Matka Boska z Loreto). Tuż za Loreto droga wiedzie zboczami górskiego wybrzeża, z których można podziwiać Zatokę Kalifornijską (zwaną również Morzem Corteza). Przejeżdżając przez miejscowość Santa Rosalia znajdziemy obiekt bliski kulturze europejskiej. Chodzi mianowicie o kościółek Iglesia Santa Barbara, który został w roku 1895 przetransportowany do Meksyku na zamówienie francuskiego przedsiębiorstwa, które miało wtedy tam siedzibę. Projektantem tej budowli był sam Gustaw Eiffel, konstruktor słynnej wieży w Paryżu. Mimo że kościółek pod kątem architektonicznym „nie powala na kolana”, warto wejść do środka i obejrzeć piękne witraże. Wyjeżdżając z tej miejscowości natrafiamy w przydrożnym porcie na powrót z połowu dwóch rybackich łodzi. Patroszone nad brzegiem ryby przyciągają ogromne stado pelikanów. Rybacy nie mogą się uwolnić od żerujących ptaków. Scena prawie jak z „Ptaków” A. Hitchok’a. To ten trochę mniej turystyczny Meksyk. W wielu miejscach tego regionu jest widoczna historyczna spuścizna czasów kolonialnych. Z tego rodzaju budowli warto odwiedzić jezuicką misję w San Ignacio, która jest jednym z najpiękniejszych zabytków sztuki sakralnej na Półwyspie. Ponad metrowej grubości ściany z lawy wulkanicznej kryją w środku interesujące rzeźby św. Antoniego i tajemniczą postać czarnoskórego zakonnika z miotłą. Teraz mamy przed sobą do pokonania długi odcinek trasy wiodący przez pustynię centralną. Niestety nie udaje nam się dojechać do miejscowości El Rosario de Abajo. Nocujemy w przydrożnym hotelu pod miejscowością Santa Catarina. Dziś spędzamy ostatnią noc na terenie Meksyku. Pakujemy bagaże – jutro mamy oddać samochód.

Dzień 12 Tijuana, Los Angeles (30.12.2004)

Jedziemy do Tijuany, po drodze mijając El Rosario i Ensenadę. Oddając w wypożyczalni w Tijuanie naszego Chevroleta stwierdzamy, że przejechaliśmy 5.806,7 km przez dziewięć dni. Sporo, ale nie czujemy zmęczenia. Wszystko pewnie dzięki regularnej konserwacji Tequilą. Fakt, że większość tras robiliśmy w nocy, co nie jest zalecane dla zagranicznych turystów w Północnym Meksyku – krainie wyjętej spod prawa…Pracownik wypożyczalni podwozi nas na dworzec Greyhound, skąd o godz. 17:00 odjeżdża autobus do Los Angeles (20 USD/os). Wcześniej robimy końcowe zakupy tequili. Więc nic dziwnego że na granicy z USA, informacja, że mamy ok. 20 butelek tequili wzbudziła wśród celników konsternację. Okazało się że limit wwozu alkoholu z Meksyku do USA …. to 1 butelka 0,5l na osobę!!!. Przekroczyliśmy więc limit dziesięciokrotnie. O 22:30 jesteśmy na dworcu Greyhound w Los Angeles, który nie jest specjalnie ciekawym miejscem. Poruszanie się po Los Angeles bez samochodu jest praktycznie niemożliwe. Komunikacja miejska jest bardzo słabo rozwinięta. Decydujemy się więc wynająć auto, jednak o tak późnej porze wypożyczalnie są już nieczynne. Jedziemy zatem z rosyjskim taksówkarzem na lotnisko (taxi 30 USD). Wynajem dwudrzwiowego Oldsmobile Alert na 7 dni to włącznie z ubezpieczeniem wydatek 386 USD. Udajemy się w okolice Riverside, gdzie motele są znacznie tańsze niż w centrum. Mimo, że jest już po północy, Los Angeles nie śpi. Korki jak w dzień w Warszawie. Znajdujemy motel za 42 USD/os.

Dzień 13 Los Angeles (31.12.2004 SYLWESTER)

Dzień zaczynamy od wizyty w Muzeum Petersena (10 USD/os). Na trzech poziomach są zaprezentowane modele samochodów poczynając od roku 1901 po czasy obecne. Podziwiać można historyczne produkty Forda, Cadillaca, Bentleya a nawet samochód Batmana którym Michael Keaton jeździł w filmie z roku 1989. Następnie jedziemy do Hollywood na zdjęcia z napisem na wzgórzach. Kluczymy wokół Mulholland Driver, znanej drogi z ostatniego filmu Davida Lynche’a. Posilamy się w iście amerykańskim stylu, czyli fast foodzie Arby’s. Jemy paskudne żarcie za 14 USD. Pora znaleźć metę na pożegnanie starego 2004 roku. Chcą być w centrum wydarzeń, wynajmujemy pokój w hotelu w górnym Hollywood (Alta Cienga Hotel 1005 N La Cienga Blvd, CA 90069). Cena nie jest zbyt niska ze względu na porę, ….. kosztuje nas 80 USD/os. Na pożegnanie roku wybieramy się do pobliskiego Hard Rock Cafe. Wjazd 25USD/os + 10 USD za stolik. Okazuje się że gwiazdą wieczoru był …. śpiewający perkusista, który zdominował wydarzenia w całym lokalu tłukąc się do wiwatu we wszystkie gary, co w sposób zdecydowany utrudniało jakąkolwiek komunikację. Tuż przed północą opuszczamy lokal, i idziemy do kultowego klubu Whisky-A-Go-Go (wjazd 25 USD/os), gdzie w 1987 swoje pierwsze kroki stawiał sam Jim Morisson, lider zespołu The Doors. Klub do dzisiaj kultywuje ten styl. Trwa koncert zespołu będącego kopią The Doors. Wygląd i ubiór obsługi oraz publiczności podkreśla charakter lokalu – demoniczne makijaże, czarne stroje i skóry z ćwiekami. Nad wszystkimi unosi się charakterystyczny zapach palonej „trawy”. Klub serwuje tylko whisky. Wciągnięci w trans kolejnych utworów The Doors, zapominamy że w międzyczasie mija północ. Zabawa kończy się nad ranem.

Dzień 14 Los Angeles, Palm Springs (01.01.2005)

Wstajemy o 11:00 i obieramy kierunek na Old Pasadene, gdzie w Nowy Rok odbywa się Rose Parade. Samochód zostawiamy na jednym z zaaranżowanych parkingów i wchodzimy na główną ulicę Pasadeny – Blvd Colorado. Ulica wygląda jak po przejściu jakiegoś kataklizmu. Pozabijane deskami okna, walające się butelki po szampanie i piwie, oraz mnóstwo śmieci. Co się okazuje ? …. Parada zaczęła się o 08:30, i to co widzimy to jej pozostałości. Z tej rozpaczy idziemy do pobliskiego baru i pijemy po piwku. No cóż, tej atrakcji nie zaliczyliśmy. Wyjeżdżamy z Los Angeles highway 215. Krótka przerwa na posiłek (Polish sandwich – promocja 2,14 USD/2 sztuki), ale nie widzimy specjalnie związku z Polską. Dalej drogą nr 10 jedziemy do 29 Palms. Naszym celem jest Joshua Tree National Park. Zatrzymujemy się na przedmieściach 29 Palms, w Motelu Harmony (cena po negocjacjach 45 USD/2 os). Atrakcją tego miejsca jest jacuzzi pod gołym niebem.

Dzień 15 Joshua Tree National Park, Benson (02.01.2005)

Ok. 5 mil za 29 Palms jest wjazd do parku Joshua Tree National Park (10 USD/samochód). Warto przy wjeździe wziąć mapę turystyczną. Najpierw jedziemy do Quin Valley, potem Hidden Valley, Keys View, a na koniec do Lost Horse Mine, gdzie znajduje się pozostałość kopalni złota (2 godziny w jedną stronę). W parku zatrzymujemy się jeszcze przy Cactus Garden, hodowli unikalnych kaktusów. Bardzo trudne warunki klimatyczne parku powodują, że konary drzew nabierają bardzo nienaturalnych kształtów, zgodnie z nazwą nawiązujące do rozpostartych ramion proroka. Wyjeżdżamy z parku południową bramą, i drogą nr 10 kierujemy się na Phoenix. Benzyna w USA jest sprzedawana na galony – jeden galon to 3.8l, co daje mniej więcej 0,5 USD/1 litr. Z Phoenix kierujemy się do Tucson drogą nr 10, a następnie do Benson, gdzie odbijamy na południe w kierunku słynnego Tombstone, miasteczka które słynie ze swojego kowbojskiego klimatu. Niestety nie udaje nam się znaleźć tam noclegu. Wszystkie motele są już nieczynne (godz. 23:30). Wracamy więc do Benson gdzie udaje nam się za 27,50 USD/2 os załatwić nocleg.

Dzień 16 Phoenix, Wielki Kanion Colorado, Las Vegas, (03.01.2005)

Rano robimy zwrot w kierunku na północ. Celem jest dotarcie do Wielkiego Kanionu Colorado. Więc wracamy przez Tucson i Phoenix na drogę nr 17 do Flagstaff, skąd odbijamy na drogę nr 180 a potem 64 prowadzącą do Grand Canionu. Pogoda wyraźnie się pogarsza, sypie śnieg i robi się ślisko. O 15:00 jesteśmy w Grand Canionie (wjazd do parku 20 USD). Temperatura 30C, śnieg i mgła …ale kanion zaliczony. Po tych atrakcjach wracamy na drogę nr 40 w kierunku na zachód, a w miejscowości Kingman skręcamy na drogę nr 93 do Las Vegas. W Las Vegas znajdujemy tani hotel El Cortez zlokalizowany na 6th & Fermont Street (24,50 USD/2 os). Po wszystkich formalnościach jedziemy na Las Vegas Blvd. W tym miejscu chyba nikt nigdy nie zasypia. Mimo, że jest po północy, życie nocne wrze. Z bogatej oferty kasyn wybieramy Casino New York New York. Po kolacji wypada poświęcić się hazardowi. Wymieniamy 20 USD na żetony i rozpoczynamy nierówną walkę z jednorękimi bandytami. Mimo zmiennych faz …przegrywamy wszystko. Już o 01:30 w nocy jesteśmy spłukani, czyli czas wracać do hotelu.

Dzień 17 Los Angeles (04.01.2005)

Mamy 280 mil do Los Angeles. Po południu docieramy do miasta. Zwiedzamy słynną ulicę Broadway z bogactwem teatrów, a potem odwiedziny w prywatnym Muzeum Hammer, gdzie jest bardzo interesująca wystawa obrazów Van Gogha, Rembrandta, Rubensa i wielu innych słynnych malarzy (wejście 5 USD/os). W pobliżu na Glendan Street na miejskim cmentarzu poświęcając nieco czasu, można odnaleźć grób Marylin Monroe. Wieczorem trafiamy do International Hostel zlokalizowanego na Lincoln Street no. 2221. Hotel ma przesympatyczna obsługę, ale kosztuje 46 USD/2 os. Jest zimno.

Dzień 18 Los Angeles – Targi motoryzacyjne LA Show (05.01.2005)

Cały dzień spędzamy na targach motoryzacyjnych. Akurat jest to dzień prasowy, gdzie nie ma wstępu dla publiczności. Dzięki naszym motoryzacyjnym koligacjom, udaje nam się wejść jako VIP (gratis). Motoryzacja to w USA część kultury. Dominują oczywiście duże terenowe auta z platformą. Można również wsiąść do samochodu o. Rydzyka (Maybacha) wartego 380 tys. USD. Co pół godziny na poszczególnych stoiskach odbywają się konferencje prasowe poświęcone poszczególnym markom. Nas urzeka stoisko Volvo, gdzie na koniec dnia odbywa się koncert Los Lobos. Wśród zwiedzających naszą uwagę zwraca sylwetka przechadzającego się wśród samochodów … Dustina Hoffmana. Bezwzględnie wykorzystujemy tą sytuację do zrobienia wspólnego zdjęcia. Gdy opuszczamy targi, większość producentów oferuje indywidualny dojazd na swoje imprezy. My natomiast udajemy się na lotnisko, aby oddać do wypożyczalni samochód. O 21:10 mamy samolot do Nowego Jorku.

Dzień 19 Nowy Jork (06-08.01.2005)

Zatrzymujemy się na 2 dni u naszych przyjaciół w Nowym Jorku. Zwiedzamy standardowe atrakcje Nowego Jorku: dolny Manhattan (pozostałość po wieżach WTC), giełdę Wall Street, Statuę Wolności, Chinatown, Brooklyn Bridge, Empire State Building, oraz Harlem i Bronx. Wieczorem zaś, przy butelce tequili wspominamy naszą podróż po Meksyku. Jutro wracamy do Polski.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u