Roraima, los Llanos i Karaiby – Tomasz Cukiernik

Tomasz Cukiernik

W dniach 12.01. – 3.02.2008 r. Tomasz Cukiernik i Artur Wyrzykowski pod egidą Śląskiego Stowarzyszenia Podróżniczego „Garuda” odbyli wyprawę Roraima 2008 do Wenezueli. Ekspedycja odbyła się pod patronatem portalu interia.pl, magazynu „Globtroter” oraz miesięcznika samorządowego „Echo Czeladzi”.

12.01.2008

Lot Lufthansą z Katowic przez Frankfurt na Międzynarodowe Lotnisko Simona Bolivara w Caracas. Na lotnisku wymiana dolarów na czarnym rynku po kursie 1 USD = 4,3 VEF (tzw. mocny boliwar); kurs oficjalny: 1 USD = 2,15 VEF. Nielicencjonowana taksówka z lotniska na dworzec autobusowy firmy Expresos Occidente – 30 USD. Taksówkarz pomógł nam kupić bilet na całonocny luksusowy autobus do Ciudad Bolivar – 50 VEF. Przed wyjazdem zjedliśmy obiad w dworcowym barze – wołowina + smażone banany + sałatka + sok pomarańczowy + woda mineralna 1,5 l – 16 VEF.

13.01.2008

Przyjazd do Ciudad Bolivar o godz. 5 rano. Taksówka (20 VEF za 1,5 km) do hotelu Posada Don Carlos znajdującego się kolonialnym budynku w centrum historycznym. Pokój 2-osobowy z łazienką i klimatyzacją – 47,5 VEF/osobę; Internet za darmo; nocleg w hamaku – 25 VEF/osobę. W hotelu wymiana pieniędzy po kursie 1 USD = 4,5 VEF.

Dopołudniowe zwiedzanie Ciudad Bolivar – Plaza Bolivar, katedra, kolorowe kolonialne domy w centrum historycznym, Palacio Municipal, spacer nad brzegami Orinoko. Na śniadanie empanada na ulicy za 2 VEF + napój – 2 VEF. Obok nas jedli empanady dwaj chłopcy w wieku około 18 lat z… bronią długą. Piwo Regional Light 355 ml – 2,5 VEF. Po południu spacer na Terminal de Pasajeros, czyli dworzec (około 1,5 km) w celu kupna biletu na całodniowy autobus do Santa Elena de Uairen – 45 VEF. Taksówkarze z postoju taksówek nad brzegami Orinoko nie byli zainteresowani umówieniem się na kolejny dzień rano, aby podwieźć nas na dworzec! Ponieważ była niedziela, wszystkie restauracje były zamknięte i wieczorem nie było gdzie zjeść obiadu. Na szczęście właścicielka arabskiej restauracji zaprosiła nas na obiad do swojego domu. Za naleśnik nadziewany kurczakiem oraz dwa soki z mango i guayaby zapłaciliśmy po 15 VEF.

14.01.2008

O 6 rano poszliśmy na postój taksówek, aby zawieziono nas  na dworzec, gdyż w hotelu nikt nie miał numeru telefonu, by zamówić taksówkę. Przejazd na dworzec – 25 VEF. Na dworcu musieliśmy jeszcze zapłacić podatek wyjazdowy – 0,5 VEF i o 6.30 starym, rozklekotanym autobusem firmy Turgar wyjechaliśmy do Santa Elena de Uairen. Przejazd przez Ciudad Guyana, El Dorado, San Isidro; po drodze zatrzymywaliśmy się na dworach i przydrożnych knajpkach. W czasie drogi nie obyło się bez kilku kontroli gwardii narodowej, raz dokładnie sprawdzali nam bagaże – pokazując, że każąca ręka Chaveza czuwa. Kiedy sprawdzający nas młody funkcjonariusz dowiedział się, że jesteśmy z Europy, to od razu kazał pakować plecaki. Do Santa Elena de Uairen dojechaliśmy spóźnieni o ponad 2 godziny. Na dworcu wzięliśmy taksówkę do Venezuela Explorer (12 VEF) – hotelu i biura podróży w jednym, którego właścicielką jest Polka Edyta Michalak (www.venezuela-explorer.com). Noc kosztuje 50 VEF za osobę w pokoju z łazienką (i ciepłą wodą, co jest ewenementem w Wenezueli), ale bez klimatyzacji. Wieczorem, po zakwaterowaniu się zjedliśmy super duże hamburgery za 17 VEF. Santa Elena de Uairen leży na Wyżynie Gujańskiej na wysokości około 850 m n.p.m. i jest dość przyjemnym miasteczkiem, bezpiecznym nawet w nocy. Internet w kafejkach w Santa Elena de Uairen działa bardzo wolno, a kosztuje 3 VEF/godz. Polskie sieci komórkowe nie mają zasięgu, ale można dzwonić do Polski z publicznego telefonu za 2 lub nawet 1,5 VEF za minutę (także na komórkę).

15.01.2008

Rano Sergio, mąż Edyty, oprowadził nas po posiadłości (całość to 25 ha), w tym po ogrodzie, gdzie rośnie wiele egzotycznych owoców, a następnie zjedliśmy śniadanie – sery, owoce i kawa (30 VEF). Po śniadaniu wykupiliśmy 6-dniową wycieczkę na tepui Roraima – 360 USD za osobę (w tym przewodnik, 2 tragarzy, wypożyczenie namiotu i 2 karimat, jedzenie i transport jeepem do wioski indiańskiej Paraitepui, gdzie zaczyna się szlak). Następnie pojechaliśmy taksówką do granicy z Brazylią – 5 VEF/osobę. Na granicy czekaliśmy w kolejkach do odprawy, gdyż nie wiedzieliśmy, że jeśli jedzie się tylko do przygranicznej miejscowości La Linea, to odprawa nie jest konieczna. Pomiędzy granicami znajduje się stacja benzynowa tylko dla Brazylijczyków, której pilnuje wojsko. Można kupić tam benzynę za 1,36 VEF, czyli znacznie taniej niż w Brazylii, ale znacznie drożej niż w Wenezueli. La Linea, która zaczyna się kilka kroków za granicą, to jeden wielki targ, na którym, co znamienne, nikt nie chce się targować! – po zakupieniu kapeluszy, koszulek i innych pamiątek poszliśmy na obiad. Zamówiliśmy chumaskeirę, czyli różne mięsa pieczone na grilu + arepa, czyli chleb z mąki kukurydzianej + sałatki (20 VEF). Spróbowaliśmy także drinka caipirinia, czyli zmiksowany rum z wyciśnięta lionką, cukrem i obowiązkowym lodem – 4 VEF. Wieczorem powrót do Santa Elena de Uairen – zatrzymaliśmy autostop, za który znów zapłaciliśmy po 5 VEF od osoby.

16.01.2008

Przygotowaliśmy się na wyprawę na Roraimę, część rzeczy zostawiliśmy u Edyty. Naszym przewodnikiem jest Alex Reuben (dla zainteresowanych bezpośredni e-mail: alexreubenolive@yahoo.com), Indianin z plemienia Arecuna z Gujany, który mówi po angielsku. Zjedliśmy śniadanie w panaderii – 2 zapiekane sandwicze i napój – 14,5 VEF. Najpierw pojechaliśmy na stację benzynową, bo z turystami w aucie nie czeka się w długiej kolejce. Tankowanie 80 litrów benzyny do toyoty land cruiser – niecałe 8 VEF. Przejazd przez San Francisco de Yuruani do wioski Paraitepui (1400 m n.p.m.). Ruszamy na szlak w południe. 4-godzinny marsz przez pagórkowatą Gran Sabanę do obozu pierwszego Tek (1050 m n.p.m.). Wspaniałe widoki na Roraimę i tepui Kukenan. Rozbicie namiotu i obiadokolacja. Do zmroku niemiłosierne kąsały nas malutkie muszki puri puri.

17.01.2008

Przejście przez dwie kamieniste rzeki (woda po kolana) – Tek i Kukenan, ale z powodu problemów żołądkowych tego dnia przeszliśmy niewiele drogi. Po 40 minutach byliśmy w drugim obozie Kukenan (1050 m n.p.m.), gdzie mieliśmy odpoczynek i lunch. Słońce paliło niemiłosiernie. Następnie ruszyliśmy do bazy pośredniej pomiędzy drugą a trzecią (1,5 godziny), gdzie zostaliśmy na nocleg (1500 m n.p.m.). Jest to tzw. obóz wojskowy.

18.01.2008

Pobudka o godz. 5 rano i po wypiciu porannej kawy ruszamy w trasę. Po 1,5 godzinie dochodzimy do obozu trzeciego (1870 m n.p.m.), który znajduje się u stóp Roraimy, gdzie spotkaliśmy grupę Brazylijczyków. Po krótkim odpoczynku i zjedzeniu melona idziemy dalej – zaczyna się gęsta dżungla i pniemy się ostro w górę, momentami trzeba podchodzić na czworaka. Po drodze mijamy małe wodospady, a następnie dwa punkty widokowe. Widać spływający z tepui Kukenan czwarty w kolejności największy wodospad na świecie o wysokości 610 metrów. Po 3,5 ciężkich godzinach kończy się dżungla i pniemy się po wielkich głazach przez rozpadlinę w Roraimie. Po ponad godzinie kompletnie wycieńczeni wreszcie jesteśmy na szczycie Roraimy i za 20 minut dochodzimy do naszego obozu ulokowanego pod wielką skałą (2723 m n.p.m.). Nagle zrobiło się pochmurno i zaczął siąpić deszcz. Zwiedzamy okolice obozu – dolina kryształowa, ciekawe formacje skalne, różowy piasek, endemiczne owadożerne rośliny i czarne żaby.

19.01.2008

Od rana siąpi deszcz i jest straszna mgła. Siedzimy pod naszą skałą i czekamy na polepszenie się pogody. Nie poprawia się, więc w końcu postanawiamy wspiąć się na najwyższy szczyt Roraimy – Maverick – 2810 m n.p.m. U góry jest jeszcze gorzej, bo jeszcze bardziej się zachmurzyło i na dodatek strasznie wieje. Ze szczytu niestety niewiele było widać. Po powrocie z góry idziemy do drugiej kryształowej doliny, a następnie do sporego jeziora. Mimo mgły (a może to są chmury?) podziwiamy surowe krajobrazy i dziwne rośliny. Doszliśmy do tzw. okna, przez które widać dżunglę, która położona jest kilometr niżej. Skaczemy nad szerokimi rozpadlinami w skałach. Nieco dalej tzw. Otchłań: w dole dżungla w kierunku Gujany oraz olbrzymie wodospady. Na koniec doszliśmy do tzw. jaccuzi, czyli dołów na dnie płynącej rzeki, które kształtem przypominają baseny. W nocy było bardzo zimo, chyba w granicach 5 stopni powyżej zera. Tak jest, gdy wieczorem i w nocy nie ma chmur nad Roraimą.

20.01.2008

Zrobiła się pogoda, więc podziwiamy ostatnie widoki na szczycie Roraimy i schodzimy w dół do obozu trzeciego (2,5 godziny). Z obozu trzeciego do obozu wojskowego przeszliśmy w godzinę i tam zjedliśmy posiłek. Następnie do obozu drugiego Kukenan – 50 minut, gdzie po 5 dniach kąpaliśmy się w rzece Kukenan. Przejście do obozu pierwszego Tek zajęło nam kolejne pół godziny.

21.01.2008

Przejście z obozu pierwszego do wioski Paraitepui zajęło nam niecałe 3,5 godziny. Następnie przejazd land cruiserem do San Francisco de Yuruani, gdzie próbowaliśmy kupić jakieś pamiątki, ale nie za bardzo nam się to udało. W końcu zjedliśmy obiad za 15 VEF. Powrót do Santa Elena de Uairen, gdzie kupiliśmy mapę Roraimy (25 VEF), a wieczorem spacerowaliśmy po mieście. Na Roraimę, a także inne tepui, można wybrać się także 4-osobowym helikopterem. Przyjemność ta kosztuje 1500 USD. Przewodnika na Roraimę polecałbym szukać raczej w San Francisco de Yuruani, a nie w Santa Elena de Uairen – wyjdzie taniej.

22.01.2008

Całodniowa wycieczka wypożyczoną toyotą land cruiser z kierowcą (500 VEF) oraz z przewodnikiem Alexem (100 VEF). Przejazd do wioski indiańskiej Maurak, gdzie państwo wybudowało Indianom domy, do którym musieli się wprowadzić, opuszczając tradycyjne domostwa. Kończy się asfalt i zaczyna droga szutrowa. Wokół dżungla, a na środku drogi stoją trzy dorodne mrówkojady. W oddali widać tepui Chirikayen. Zwiedzamy miejsce piknikowe nad rzeką. Następna wioska indiańska Betania. W oddali kolejne tepui Apoipo. Jedziemy zobaczyć tradycyjny wypiek chleba z manioku – zostawiliśmy gospodarzom 20 VEF. Alex pokazywał nam roślinę heliconię, z której robi się lekarstwo na jad węży. Następnie przejazd do wodospadu Catedral, ukrytego w dżungli (spacerkiem 15 minut w jedna stronę). Ze względu na minerały woda pod wodospadem miała kolor kawy. Kolejnym punktem programu był przejazd bardzo trudnym terenem przez dżunglę do nielegalnych poszukiwaczy złota i diamentów. Bardzo rzadko pojawiają się tutaj turyści. Poszukiwacze pokazali nam urządzenia do płukania złota i diamentów oraz zademonstrowali, jak się płucze złoto w rzece Przyjacielskiej. Pojechaliśmy dalej do miejsca, skąd można ruszyć w górę do miejsca widokowego (30 minut) – widać dżunglę w kierunku Brazylii. Dojechaliśmy do wioski El Pauji, gdzie jednak nie było nic ciekawego, oprócz kościółka katolickiego i na wieczór wróciliśmy do Santa Eleny. O godz. 21 wsiedliśmy do całonocnego autobusu firmy Expresos Los Llanos do Ciudad Bolivar. Podatek wyjazdowy – 1 VEF. Na szczęście w nocy była tylko jedna kontrola paszportów.

23.01.2008

Przyjazd rano do Ciudad Bolivar. W dworcowej przechowalni zostawiliśmy bagaże – 1 VEF/godz. Zwiedziliśmy miasto w oczekiwaniu na kolejny nocny autobus do Barinas. Najpierw poszliśmy na lotnisko, przed którym znajduje się samolot Jamesa Angela, który lecąc nim, odkrył najwyższy wodospad na świecie nazwany jego nazwiskiem – 979 metrów wysokości. Zjedliśmy śniadanie w miłej knajpce, gdzie jedzenie sprzedawali na kilogramy – 30 VEF/kg. Piwo Polar Ice 222 ml w knajpie – 2,25 VEF. Żar z nieba. Następnie poszliśmy do Muzeum Geologicznego i Górniczego, w którym właśnie był remont. W końcu doczekaliśmy się przyjazdu autobusu, który spóźnił się o pół godziny i o godz. 20 wyjechaliśmy w dalszą trasę.

24.01.2008

W Barinas za fatalne warunki w motelu San Marino niedaleko dworca zapłaciliśmy 30 VEF/osobę. Inne hotele przyjmowały gości dopiero od godz. 14 lub 15. Już rano zaczęliśmy szukać jakiejś agencji turystycznej, by wybrać się na Los Llanos. Przejechaliśmy starym autobusem miejskim, kierowanym przez Latynoskę, do centrum Barinas (0,8 VEF). Nikt nic nie wiedział o wycieczkach. W końcu udało nam się znaleźć agencję niedaleko hotelu Intercontinental, jednak ludzie tam pracujący mieli skromne pojęcie o tym, co oferowali. W rezultacie załatwili nam taksówkę na następny dzień rano do ośrodka wypoczynkowego El Gaban na Los Llanos. Ruszyliśmy na zwiedzanie Barinas. Posiedzieliśmy trochę w parku na Plaza Bolivar, katedra była zamknięta, wokół budynki kolonialne. Wszędzie na ulicy można było kupić wyciskane soki z różnych owoców – 2-2,5 VEF.

25.01.2008

O godz. 6 rano, tak jak się umawialiśmy, przyjechała pod nasz hotel taksówkarka. Za 115 km do Centro Tutistico El Gaban niedaleko miejscowości Dolores zapłaciliśmy 100 VEF. Był to ośrodek wypoczynkowy z basenem, pokoje z klimatyzacją. Za pokój 2-osobowy zapłaciliśmy 60 VEF/osobę. Po śniadaniu (25 VEF/osobę) ruszyliśmy zwiedzić okolicę. Wokół pasące się krowy, a także mini zoo z kapibarami, arami, małpami, jelonkami i indykami. Nie usatysfakcjonowało nas to kompletnie, wiec postanowiliśmy udać się do Mantecal. Na drodze przed ośrodkiem zatrzymaliśmy autobus, który najpierw za 3 VEF zawiózł nas do Bruzual i następnie za 7 VEF dojechaliśmy do Mantecal, które jest małą miejscowością w sercu Los Llanos. W autobusie ogólny „syf” i głośna muzyka llaneros, czyli wenezuelskich kowboi. Po drodze pastwiska sięgające horyzontu z wypasającym się tam bydłem, a także posterunki gwardii narodowej. W Mantecal powałęsaliśmy się, oglądając miejscowe wyroby sprzedawane na targu i poszliśmy na obiad – wołowina, pieczone banany, sałatki, piwo, sok wyciskany z guayaby – 15 VEF. W drodze powrotnej do El Gabon za autobus zapłaciliśmy 13 VEF.

26.01.2008

Po śniadaniu (tost z dżemem i kawa) za 25 VEF w ośrodku turystycznym El Gabon stanęliśmy z plecakami na drodze, by złapać autobus. Po pół godzinie jechaliśmy już do Hato El Frio (65 tysięcy ha ziemi, 22 tys. sztuk bydła). W autobusie kupiłem zamrożonego loda owocowego za 1 VEF. Najpierw za 10 VEF dojechaliśmy do Mantecal, a potem drugim autobusem do bramy hato – 5 VEF. Wysiedliśmy z autobusu i uczynny strażnik zadzwonił krótkofalówką do gospodarzy. Przyjechali do nas starą toyotą. Po ustaleniu atrakcji i ceny (120 USD/24 godz.) podjechaliśmy do hotelu (w Polsce by się to nazywało agroturystyką). Dostaliśmy przyjemny pokój i na początek lunch – zupa warzywna, wyśmienita wołowina + pieczony banan + sałatka i melon na deser. O godz. 15 Miguel oprowadził nas po stacji biologicznej – ośrodka naukowo-doświadczalnego, gdzie hoduje się m.in. kajmany, żółwie, jaguary. Zaprowadził nas do olbrzymich ponadtrzymetrowych kajmanów, na których widok można się przestraszyć. Wszędzie biegają spore iguany i ptaki w oczekiwaniu na resztki mięsa krowiego. O godz. 15.30 wyruszyliśmy toyotą na safari po hato. Pepsi, piwa i wody mineralnej z lodówki mieliśmy do woli. Z drogi uciekały iguany i nie usuwały się leniwe kapibary. Wokół laguny i mokradeł mnóstwo kajmanów, ptactwa wszelkiego rodzaju, krów, dużych ważek. I cudowny zachód słońca nad llanosami. Wieczorny powrót do hotelu i kolacja – kurczak, frytki, sałatka + ciasto i herbata.

27.01.2008

O godz. 5 pobudka i wyjazd z 4 Czechami na poranne safari. Podziwiamy wschód słońca nad jeziorem i odgłosy llanosów; kanapki na śniadanie. Powrót na ranczo i oglądanie małp, które jednak schowały się wysoko w koronach drzew. Następnie wyciągnięto nam z klatki 4,5-metrową anakondę i próbowali ją rozciągnąć, ale stawiała duży opór. W końcu się udało. Jeszcze przed południem pojechaliśmy nad rzekę Macanillal, w której z brzegu łowiliśmy piranie na żyłkę. Około południa podwieziono nas do drogi i wkrótce zabrał nas przejeżdżający autobus. Za 4 godziny jazdy do Barinas zapłaciliśmy 21 VEF. Z Barinas jedziemy nocnym autobusem do Coro, które było pierwszą stolicą Wenezueli – 40 VEF.

28.01.2008

Na dworcu w Coro złapaliśmy taksówkę do hotelu El Gallo, prowadzonego przez Francuza. Pokój 3-osobowy bez łazienki z wiatrakiem – 30 VEF/osobę. O godz. 9 zabrał nas swoim starym samochodem toyota land cruiser na całodniową wycieczkę na półwysep Paraguana (120 VEF/osobę lub 30 USD). Jedziemy z Norweżką, Dunką i parą z Brazylii. Najpierw chodzimy po piaszczystych wydmach w Parku Narodowym Medanos. Potem jedziemy do miejscowości Santa Ana, gdzie przy Plaza Bolivar z pomnikiem Simona Boliwara znajduje się najstarszy w Ameryce Południowej kościół. Francuz skombinował klucz i dzięki temu weszliśmy na wieżę kościółka, który wcześniej był zamknięty. Następnie jedziemy do Rezerwatu Biologicznego Montecano. Podczas jazdy zepsuł się w aucie układ kierowniczy, ale na szczęście nic nie jechało z przeciwka, bo w przeciwnym razie mielibyśmy czołowe zderzenie. Francuz prowizorycznie nareperował auto drutem z pobliskiego płotu i podwiózł nas do rezerwatu. Ponad godzinę chodziliśmy po dżungli z wielkimi kaktusami, widzieliśmy zielone i niebieskie iguany, węża veruca, a także tarantulę. Na koniec zwiedziliśmy budynek, w którym jest mini muzeum z miejscowymi okazami. Czekając na naprawę auta, wpisaliśmy się do księgi gości. Następnie pojechaliśmy nad lagunę Boca del Caño, gdzie z daleka można było obserwować różowe flamingi i czerwone ibisy. Stamtąd pojechaliśmy zobaczyć saliny nad Morzem Karaibskim – Salina de Cumaraguas, gdzie uzyskuje się sól. Kiedy jest niski poziom wody, to ze względu na kolor podłoża woda w salinach jest koloru fioletowego. Ostatnim etapem wycieczki była rybacka miejscowość Adicora, gdzie poszliśmy na plażę pod palmami. W drodze powrotnej obserwowaliśmy zachód słońca nad zatoką Coro. Powrót do hotelu w Coro przed godz. 19.

29.01.2008

Rano zwiedzanie kolonialnej starówki Coro, która jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nie robi oszałamiającego wrażenia, ale przynajmniej wyłączona jest z ruchu samochodowego, więc nie wdycha się śmierdzących spalin z jeżdżących po całej Wenezueli wiekowych krążowników szos. Przy Plaza Bolivar – pierwsza w Wenezueli katedra. Przygnębiające wrażenie robią kraty we wszystkich oknach i drzwiach. Powrót do hotelu i przejazd taksówką na dworzec – 6 VEF. Przejazd autobusem do Sanare (2,5 godz.; 17 VEF) – kierowca jechał jak wariat, wyprzedzał wszystkie samochody osobowe, równocześnie cały czas pisząc namiętnie SMSy. Następnie przesiadka na autobus w kierunku Chichiriviche (2 VEF) i kolejna przesiadka już do samego miasta (1 VEF). Chichiriviche to miasteczko nad Morzem Karaibskim, typowo turystyczne, w Parku Narodowym Morrocoy. Zatrzymaliśmy się w hotelu Villa Gregoria, prowadzonym przez Hiszpana – 45 VEF/osobę w pokoju 2-osobowym z klimatyzacją, łazienką i TV. Wymiana pieniędzy po 1 USD = 4,5 VEF. Spacer po Chichiriviche i wzdłuż wybrzeża – nie ma plaży, ale blisko są rajskie wysepki. Mnóstwo łódek rybackich i każdy chce nas podwozić na wyspy.

30.01.2008

Rano padał deszcz, ale szybko się rozchmurzyło. Na śniadanie sandwicz (8 VEF) i mała kawa 1,5 VEF. Wynajęliśmy łódkę (150 VEF na 4 osoby), jak się okazało z dwoma polskimi misjonarzami – Pallotynami. Ksiądz Robert Płachta pracuje w Guarenas w Wenezueli, a ksiądz Dariusz Król w Bogocie w Kolumbii. Najpierw popłynęliśmy zobaczyć hodowlę ostryg, następnie zatopiony wrak statku i potem Cueva del Indio – jaskinię na półwyspie z jednymi z najpiękniejszych petroglifów w Wenezueli. Potem popłynęliśmy na wyspę Cayo Sol, gdzie zostaliśmy cały dzień na cudownej piaszczystej plaży pod palmami. Wynajęliśmy parasol plażowy za 20 VEF/dzień. Pływaliśmy w morzu. O godz. 17 powrót do Chichiriviche i o godz. 19 poszliśmy z Pallotynami na kolację do pizzerii.

31.01.2008

Wyjazd z Chichiriviche przed godz. 7 rano. Przejazd do Valencia (2 godz., 10 VEF). Na dworcu w Valenci przesiadka na autobus do Maracay (pół godz., 3,5 VEF). Na dworcach ubikacje w fatalnym stanie po 0,5 VEF. Z Maracay przejazd do Puerto Colombia przez góry bardzo krętymi serpentynami przez przełęcz na wysokości 1830 m n.p.m. (2,5 godz., 8 VEF). W restauracji w Puerto Colombia na obiad kurczak za 22 VEF. Hotel Colonial – pokój z łazienką bez klimatyzacji – 40 VEF/osobę. W zatoce szeroka piaszczysta plaża Grande z palmami (Park Narodowy Henri Pittier). Spacer po miasteczku, na nabrzeżu stoją armaty skierowane w morze, które było bardzo wzburzone. Widzieliśmy kolibra.

1.02.2008

Rano znowu brzydka pogoda, trochę pada. Na śniadanie empanada w panaderii – 2,5 VEF. O 11.15 jedziemy autobusem do Maracay (2 godz., 10 VEF). Na dworcu w Maracay sandwicz na gorąco z szynką i serem – 5 VEF, sok wyciskany z guayaby – 2,5 VEF. Przejazd autobusem do Los Teques (ponad godzinę, 5,5 VEF), dość duże, zatłoczone miasto w górach, a równocześnie na przedmieściach Caracas, którego nawet nie ma w przewodniku Lonely Planet. Z dworca przejazd taksówką do 3-gwiazdkowego hotelu Gran Casino w centrum Los Teques (12 VEF). Pokój 2-osobowy z TV i zepsuta klimatyzacją, ale ciepłą wodą – 60 VEF/osobę. W hotelu nielegalna wymiana dolarów po kursie 1 USD = 4,8 VEF. Obiad w restauracji na wagę + 2 soki 24 VEF.

2.02.2008

Rano śniadanie w panaderii – sandwicz 5 VEF i mała kawa – 1,5 VEF. O godz. 10 recepcjonista zawozi nas prywatnym samochodem na lotnisko (około 60 km, półtorej godziny ze względu na korki, 150 VEF). Po drodze mijamy slumsy na wzgórzach otaczających Caracas. Wylot do Katowic przez Frankfurt o godz. 17. W sklepach wolnocłowych na lotnisku w Caracas wszystko wychodzi bardzo tanio, jeśli płaci się w boliwarach, bo sprzedawcy muszą podawać ceny według oficjalnego kursu.

Więcej o wyprawie: www.tomaszcukiernik.pl

Informacje praktyczne:

  1. Nieobowiązkowe szczepienia: żółta febra, żółtaczka A i B, dur brzuszny, błonica, tężec. Ponadto na malarię można zapobiegawczo brać lariam, a poza tym istnieje niebezpieczeństwo zarażenia się dengą.
  2. Wenezuela jest dość niebezpieczna i w nocy raczej nie polecałbym wychodzić poza hotel.
  3. Od 1 stycznia 2008 r. w obiegu są stare boliwary oraz tzw. boliwary fuerte (VEF), czyli mocne, w których obcięto trzy zera.
  4. W 2005 r. Chavez zlikwidował kantory. Legalnie dolary można wymieniać w bankach, ale po beznadziejnym oficjalnym kursie 1 USD = 2,15 VEF. Kurs czarnorynkowy w styczniu 2008 r. wynosił średnio 1 USD = 4,5 VEF. Bez problemu można wymienić pieniądze po tym kursie na lotnisku czy w hotelach. Przy czarnorynkowym kursie wymiany ceny większości artykułów są znacznie niższe niż w Polsce.
  5. W styczniu było bardzo ciepło, powyżej 30 stopni, w nocy niewiele mniej. Na wybrzeżu kilka razy padał niewielki deszczyk.
  6. Różnica czasu z Polską wynosi 5,5 godziny – w Wenezueli należy je odjąć.
  7. W związku z tym, że Wenezuela leży zaledwie kilka stopni na północ od równika przez cały rok dzień i noc mają prawie jednakową długość – po około 12 godzin (w ciągu roku różnica może wynieść maksymalnie pół godziny). W styczniu we wschodniej części Wenezueli dzień rozpoczyna się około godz. 6 rano, a kończy około godz. 18, natomiast w zachodniej części kraju słońce wstaje około godz. 6.30, a zachodzi około godz. 18.30.
  8. Aby móc korzystać z gniazdek elektrycznych, konieczna jest przejściówka typu amerykańskiego.
  9. Kafejek internetowych nie ma dużo, ale oprócz Santa Eleny de Uairen Internet działa sprawnie i jest bardzo tani – 2-3 VEF/godz.
  10. Oprócz dżungli, Los Llanos i Gran Sabany w Wenezueli działają polskie telefony komórkowe (Plus).
  11. Tanie są taksówki i autobusy. Dalekobieżne autobusy nocne są bardzo luksusowe i wygodne, ale klimatyzacja w nich jest ustawiona chyba na 10 stopni, więc trzeba spać w polarze, kurtce, kalesonach i czapce.
  12. Nocleg w tanim hotelu to wydatek 30-40 VEF/osobę.
  13. Jeśli ktoś nie zna języka hiszpańskiego, to może mieć poważny problem z porozumiewaniem się, dlatego warto nauczyć się kilku podstawowych słówek i przede wszystkim liczebników.
  14. Wenezuelscy kierowcy w ogóle nie przestrzegają przepisów ruchu drogowego: jeżdżą na czerwonym świetle, nie przepuszczają pieszych, wyprzedzają z nadmierną prędkością w miejscach niedozwolonych.

Ceny:

Ananas – 2 VEF/szt.

Banany – 3 VEF/kg

Bułka – 0,8 VEF/szt.

CD z muzyką – 3 VEF

Chleb pakowany tostowy – 7 VEF/szt.

Chusteczki odświeżające 70 szt. – 24 VEF

Ciasteczko – 3,5 VEF/szt.

Coca-cola 2l – 4,5 – 6 VEF

Cytryny – 2,5 VEF/kg

Czekolada 130g – 8 VEF

Guayaba – 4 VEF/kg

Hamburger – 6-17 VEF

Hot dog – 4 VEF

Internet – 2-3 VEF/godz.

Kapelusz – 20-30 VEF

Ketchup – 2 VEF/szt.

Lody – olbrzymi kubek – 5 VEF

Mydło – 1-2 VEF/szt.

Okulary przeciwsłoneczne – 20 VEF

Piwo Polar Ice, Polar Light, Regional Light, Solera – 1,5-2 VEF/butelka 222 ml

Pizza duża – 17 VEF

Pomidory – 2,5 VEF/kg

Rum 1l – 26 VEF

Sok w kartonie z różnych  owoców 0,4 l  – 2,5-3 VEF

Sok w kartonie z różnych  owoców 0,9 l – 4 VEF

T-shirt – 25 VEF

Widokówki (trudno znaleźć) – 1 VEF

Woda mineralna 1,5l – 2,5-5 VEF

Znaczek do Polski – 2 VEF


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u