Parki Narodowe USA 2014 – z namiotem – Zbigniew Hauser

W lipcu 2014 uczestniczyłem w 10 – osobowej wyprawie do parków narodowych USA. Przebyliśmy ok. 10 000 km , w 12 stanach i zobaczyliśmy 25 parków narodowych oraz 4 miasta – Los Angeles , Salt Lake City , Las Vegas i San Francisco. Bezpiecznie , bez awarii i przymusowych postojów . Przy dobrej , najczęściej słonecznej pogodzie. Wspomnieć trzeba , że udział w wycieczce samochodowej jest jedyną możliwością zwiedzenia tych wspaniałych parków .
Nie dojeżdżają tam autobusy Greyhounda ani żadne inne .

Wiza . Można ją otrzymać w konsulatach w Warszawie i Krakowie . W czerwcu 2014 r. kosztowała 496 zł (160 USD). Obecnie jest wydawana tylko na drodze elektronicznej ( długa procedura począwszy od wypełnienia wniosku aż po rozmowę z konsulem). W sezonie letnim czeka się ok. 2 tygodnie . Odbiór awizowanego paszportu na dalekich peryferiach stolicy ( w poczcie kurierskiej).
Natomiast w czasie pobytu w USA nigdzie ( poza krótką rozmową w Immigration na lotnisku)
nie żądano ode mnie paszportu .

Dolot: Liniami Air Berlin z Berlińskiego lotniska Tegel do Chicago a stamtąd liniami Americana do San Francisco (ok.3 500 km w obie strony . Odprawa paszportowa i bagażowa na lotnisku tranzytowym. Kontrola sanitarna , wspomagana przez psy , wyciągnęła z mojego plecaka półkilogramowy kawałek salami ( bezwzględny zakaz wwozu owoców i przetworów mięsnych).

TRASA:
1 lipca . Wyjazd z Warszawy do Kostrzyna n. Odrą , gdzie czekała już na mnie część uczestników .

2 lipca . O 4 rano wyjazd minibusem na lotnisko Tegel w Berlinie , z którego o 8.00 odlatywał mój samolot do Chicago . Po 7 godzinach lotu nad Atlantykiem i Grenlandią dotarłem do Chicago a następnie do San Francisco . Po spotkaniu na lotnisku z resztą uczestników , którzy lecieli przez Miami , nadjechał wynajęty minibus . Po przejęciu go przez pilota pojechaliśmy do pierwszego na trasie motelu w San Leandro (dalekie przedmieście San Francisco) – Fairmont Inn ( 32 USD/ os.).

3 lipca . Wyruszyliśmy w kierunku połączonych Parków Narodowych Kings Canyon i Sequoia , leżących na zachód od najwyższych gór Kalifornii – Sierra Nevada . W bramce na granicy parków wykupiliśmy kartę na wszystkie Parki Narodowe USA – 80 USD za samochód , tj. 8 USD na osobę , ważną jeden rok . Tanio! Widocznie władzom zależy na promocji parków . Po okazaniu tej karty w kolejnych parkach rangerzy dołączali do niej szkicowe mapki z opisem parków .
Zaczynamy od kolejnych punktów widokowych w Kings Canyon. Później zatrzymujemy się w Grant Grove Village , z licznymi okazami sekwoi m. in. General Grant Tree (druga co do wielkości). Olbrzymie drzewa robią na nas wielkie wrażenie – zrealizowaliśmy nasze marzenia ! Zatrzymujemy się na kempingu na granicy parku . Był to najzimniejszy kemping na całej trasie , ponadto trochę w nocy padało . Dodatkowy stres stwarzały grasujące w okolicy czarne niedźwiedzie . Nie podeszły jednak do naszych namiotów . Wszędzie na kempingach widzieliśmy pojemniki na śmiecie z wymalowanymi na nich „misiami” . Nie wolno było trzymać żywności w namiotach – tylko w zamkniętym samochodzie .

4 lipca . Kontynuujemy zwiedzanie Sequoia NP . Podchodzimy do olbrzymiego mamutowca ( inna nazwa sekwoi) General Sherman Tree , największego i najstarszego drzewa na świecie ( 84 m wysokości , wiek ponad 3 500 lat), otoczonego parkanem . Dopiero tu uświadamiamy sobie jej wielkość! Pod wydrążonym w innej z nich łukiem przejeżdżają samochody ! Później wchodzimy na kopulastą skałę Moro Rock długimi i stromymi schodami ( wspaniałe miejsce widokowe na okoliczne góry). Biwakujemy już poza granicami parku .

5 lipca . Dojeżdżamy do Los Angeles – największego miasta – molocha na zachodzie USA. Omijamy wieżowce Down Town z efektownym Civic Center i podobno interesujące muzea . Ze względu na brak czasu wyznaczamy trzy najbardziej interesujące nas miejsca . Oczywiście jest wśród nich Hollywood , który nas rozczarował . Przeszliśmy kilkakrotnie główną jego ulicą Hollywood Bouleward , z wykutymi w chodniku gwiazdami i nazwiskami sławnych aktorów. Stanęliśmy na chwilę przed chińskim teatrem , w którym odbywają się światowe premiery galowe z udziałem gwiazd , obejrzeliśmy odciśnięte w betonie chodnika ich dłonie i stopy . Wszystko to, wraz z otaczającym ten przybytek zgiełkliwym tłumem , złożyło się na wrażenie niesamowitego kiczu . Dlatego się stamtąd wynieśliśmy , w kierunku plaży Santa Monica. Bardzo szeroka i piękna piaszczysta plaża i ( wbrew oczekiwaniom) dość ciepła kąpiel w oceanie – jedyna na całej naszej trasie . Oglądaliśmy tu zachód słońca. Następnie wyjeżdżamy daleko za miasto, gdzie jest taniej i znajdujemy motel za 25 USD / os. Było właśnie Święto Niepodległości i do późnej nocy towarzyszył nam ogłuszający huk petard .

6 lipca . Wracamy do „Miasta Aniołów” , by na cmentarnym wzgórzu Forest Lawn Memorial Park w dzielnicy Glendale obejrzeć słynną panoramę Golgoty pędzla naszego Jana Styki . Ogromny obraz namalowany przez niego z inicjatywy Ignacego Paderewskiego i wystawiony od 1051 r . w specjalnie zbudowanym kościele zrobił na nas duże wrażenie (wstęp bezpłatny).
Następnie jedziemy na wschód , do pustynnego Parku Narodowego Drzew Jozuego (Joshua Tree NP) Dziwaczne kształty i liście drzewa przypominały odwiedzającym te strony mormonom brodę starotestamentowego patriarchy i dlatego nazwali to drzewo ( będące wielką juką) imieniem Jozuego . Drzewa te dominują w krajobrazie parku usianego olbrzymimi skałami i głazami . Jest tam też piękny zagajnik kaktusowy . Śpimy na kempingu bez światła i wody , ale płacąc tylko 2,5 USD od osoby , i w jakiej scenerii!!

7 lipca . Jedziemy w kierunku Wielkiego Kanionu ( Grand Canyon NP). Po 11 latach znów staję na jego południowej krawędzi (South Rim). Jeździmy bezpłatnym busem „shuttle” pomiędzy jego punktami widokowymi . Kanion ma 446 km długości mierzonej wzdłuż biegu rzeki Colorado. Jest najbardziej imponującym na świecie przykładem działania erozji . Dla geologów jest otwartą księgą dziejów Ziemi a dla milionów turystów oszałamiającym cudem natury . Rozbijamy namioty na ogromnym kempingu , ok. 2 km od południowej krawędzi.

8 lipca . Kontynuujemy wędrówki wzdłuż brzegu kanionu , docierając do punktu widokowego Desert View. Następnie jedziemy w kierunku ruin kilku indiańskich puebli , najpierw do puebli Lomaki i Wukoki , później są do największych z nich Wupatki National Monument . W tym ostatnim ruiny są szczególnie efektowne . Można tam obejrzeć m. in. boisko do gry w piłkę ( podobnie jak u ludów Mezoameryki) oraz dawny amfiteatr . Przy ruinach jest Visitor Center , gdzie można zaopatrzyć się w broszury informacyjne . Stamtąd jest już niedaleko do Sunset Crater Volcano National Monument , czyli do wygasłego wulkanu . Oglądamy zastygłe pola lawy i typową dla tego środowiska roślinność . Namioty rozbijamy po przejechaniu miasta Flagstaff .

9 lipca . Zwiedzamy Petrified Forest NP – Skamieniały Las . O wyjątkowości tego parku przesądzają sfosylizowane pnie drzew , które rosły 225 mln lat temu i wielobarwna sceneria Malowanej Pustyni a także pradawne indiańskie rysunki i ryty naskalne . Jest to największe i najbardziej efektowne w świecie zbiorowisko skamieniałego drewna . Oglądamy Puerco Indian Ruin – odkopane XIV – wieczne osiedle ludu Anasazi i ich naskalne dzieło sztuki – Newspaper Rock (skała – gazeta) – piaskowcowy klif , na którym Anasazi wykonali tajemnicze inskrypcje , których znaczenia nikt dotąd nie rozszyfrował . Fascynujące ryty oglądamy w zbliżeniu , korzystając z lunet ustawionych na punkcie widokowym . Biwakujemy w pobliżu parku .

10 lipca . Malowniczy Kanion de Chelly położony jest już na plemiennym terytorium Indian Navajo. Ich poprzednicy – lud Anasazi – pozostawili tu wiele domostw w skalnych niszach , wysoko na piaskowcowych skałach. Jednym z takich miejsc jest White House Ruin . Ciekawym miejscem jest też Spider Rock Overlook – punkt widokowy , z którego widać wśród skał tzw. Skałę Pajęczą tj. dwie wysokie wieżyce na dnie doliny otoczonej górami . Wg. Legendy przedstawia ona kobietę – prządkę , która nauczyła Navajów prząść . Około południa docieramy do słynnej doliny Monument Valley – fantastycznego krajobrazu uwiecznionego w wielu filmach . Prawie w całości należy do Indian Navajo . Na ich terytorium znajdują się najciekawsze formacje skalne . By się tam dostać trzeba wykupić bilet – 6 USD /os. Ale uprawnia on tylko do wstępu na przedpola tej krainy . Na parkingu touroperatorzy indiańscy oferują wycieczki jeepem (po 25-30 USD/os.) Rezygnujemy z tego. Robimy sobie zbiorowe zdjęcie na tle najbardziej okazałych formacji skalnych i opuszczamy Monument Valley. Podjeżdżamy pod punkt widokowy , z którego oglądamy niewielki Gooseneck State Park . W parkach stanowych płaci się za wstęp osobno , ale nie jest on wysoki . Park można prawie w całości obejrzeć ze wspomnianego wzgórza . W dole widać rzekę meandrującą między wysokimi górami .

11 lipca . Po noclegu na pobliskim kempingu zwiedzamy Natural Bridges National Monument , już w stanie Utah . Są tu trzy naturalne mosty wyrzeźbione przez dopływ rzeki Colorado. Dwa z nich, Sipapu i Kachina , pod względem wielkości zajmują drugie i trzecie miejsce w świecie . Różnica między skalnym łukiem i mostem polega na tym . Że łuk jest efektem działania wiatru i wody opadowej , most zaś rzeźbi woda strumieni i rzek . Z parkingu krótkimi szlakami dochodzimy do każdego z trzech mostów .
Następny punkt programu okazał się wielkim nieporozumieniem . Był nim pomniko nazwie Four Corners , ustawiony w miejscu , gdzie stykają się ze sobą cztery stany : Arizone , Utah , Meksyk i Colorado. Nic więcej poza straganami indiańskimi tam nie ma. Za tę przyjemność Indianie Navajo biorą 5 USD/os.
Ale czekała nas największa atrakcja tego dnia – Mesa Verde NP , w którym byłem już 11 lat temu . Teren ten zamieszkiwał przez niemal 1500 lat (do XV w.) lud Anasazi , budując (od XII w.) domostwa na skalnych ścianach . Puebla, często dwukondygnacyjne , wyginały się łukiem wokół centralnej podziemnej komory zwanej „kiva”. Najbardziej efektowne miejsca w Mesa Verde NP to Spruce Tree House , do którego schodzi się w dół zadrzewioną aleją i Cliff Palace , który podziwia się z góry lub zwiedza się grupami z rangerem ( obowiązkowym i płatnym). Wreszcie Balcony House (niewidoczny z tarasu widokowego) zwiedza się grupami z rangerem , wspinając się po drabinkach zawieszonych na skałach . W pobliżu są też fragmenty indiańskich domów (pithouses) i dość dobrze zachowana Świątynia Słońca. Zastanawialiśmy się, co skłaniało dawnych Indian do budowania całych wsi w tak niedostępnych miejscach, pod nawisami skalnymi .
Wieczorem dotarliśmy do miasteczka Moab , gdzie w tamtejszym motelu mieliśmy dwa kolejne noclegi, po 15 USD/os. A więc możliwość wypoczynku , dokładnego mycia i prania .

12 lipca . Przedpołudnie wypełnia nam zwiedzanie Parku Skalnych Łuków (Arches NP) . Najczęściej odwiedzanym tu obiektem jest Delicate Atch , do którego prowadzi pustynny szlak (5 km w obie strony , pod górę , przy 40- stopniowym upale). Rezygnuję więc , także dlatego , że przy łuku tym byłem już 11 lat temu . Natomiast podszedłem do łatwiej dostępnych łuków Big Window i Small Window . Wracając pilot zatrzymał się przy efektownej skale Balanced Rock.
Po południu część grupy pojechała do zespołu kanionów Canyonlands NP , rozciągającego się w sercu wyżyny Colorado . Najciekawszy jest tu płaskowyż Island in the Sky i Needles District, gdzie są piaskowcowe łuki , obłe i ostre ostańce , iglice i kaniony a także prehistoryczne domostwa Anasazi . Z Canyonlands NP sąsiaduje Dead Horse Point State Park , który ogląda się z punktu widokowego . Trudno dociec , skąd wzięła się dziwna nazwa tego parku , bo nigdzie po drodze zdechłego kota nie widzieliśmy .

13 lipca . Opuszczamy „nasz dom” w Moab i puszczamy się w daleką 10 – godzinną drogę do Yellowstone NP , położonego już nie tylko w innym stanie (Wyoming) ale i klimacie . Pustkowia , czerwone skały i kaniony ustępują miejsca lasom iglastym , wśród których widać było tafle licznych jezior a na polach pasące się jelenie i bizony . Najpierw jednak docieramy do Grand Teton NP , w pobliżu którego rozbijamy namioty .

14 lipca . Zwiedzamy Grand Teton NP , park typu alpejskiego , z ośnieżonymi szczytami. Skalne kolosy wyrastają nagle z niziny na wysokość 4200 metrów . Lodowce i śnieżne pola z daleka wydają się wisieć na niemal pionowych urwiskach . Podjeżdżamy pod przystań nad jeziorem Jenny Lake. Łódź typu „shuttle” przewozi nas na drugą stronę jeziora (tam 9 USD , tam i z powrotem 15 USD). Z przystani podchodzimy (dość stromo , po kamieniach) do wodospadów Hidden Falls.
Jedziemy dalej w kierunku Yellowstone NP . To najstarszy park narodowy , nie tylko w USA ale i w świecie , założony już w 1872 r. Jest chyba najbardziej znanym w świecie obszarem chronionym, słynie z gejzerów i gorących źródeł . Zmierzamy przede wszystkim do sławnego gejzeru Old Faithful. Ponad dwie godziny czekamy na jego wybuch . Następnie przechodzimy drewnianymi mostkami całe pole gejzerów (Upper Geysir Basin). Nie mieliśmy rezerwacji kempingu na terenie parku , musieliśmy więc biwakować poza jego obszarem .

15 lipca . Wracamy do Yellowstone NP. Oglądamy Grand Prismatic Spring – szerokie niebieskie rozlewisko o beżowo kremowych brzegach . Wędrujemy pomostem poprzez gęste opary wydostające się z gorących niebieskich lub seledynowych jeziorek i źródełek . Porównuję ten krajobraz z widzianymi kiedyś gejzerami Islandii , Nowej Zelandii i północnego Chile. Następnie jedziemy w kierunki Mammoth Hot Springs, gdzie są liczne gorące źródła, różnej wielkości, od cienkich strużek po rzeczki płynące lśniącymi kolorowymi terasami, które powstają z wytrącających się w wodzie minerałów, dodatkowo barwionych przez bakterie . Podziwiamy przepiękną martwicę wapienną zwaną trawertynem . Widziałem już kiedyś podobne krajobrazy – daleko stąd , w Pamukkale… Ale tu jest piękniej…
Na koniec oglądamy przepaścisty Wielki Kanion Yellowstone , gdzie zielona woda z hukiem spada wielkimi wodospadami do głębokiego na 370 m. wąwozu o wielobarwnych ścianach , z przewagą żółtych odcieni ( stąd nazwa Yellowstone – Żółty Kamień) . Kanion jest dziełem erozji rzecznej. Wracając mijamy pasące się bizony , klempy (samice łosia) i jelenie .

16 lipca . Zmierzamy w kierunku Salt Lake City – „duchowej twierdzy” mormonów – czyli Świętych Dnia Ostatniego . Zamierzamy biwakować na terenie Antelope Island State Park – wyspy na Jeziorze Słonym , porosłej niskimi krzewami . Zamierzamy też wykąpać się w jeziorze sądząc , że będzie ona podobna do kąpieli w Morzu Martwym . Nic z tego nie wyszło . Jezioro jest bardzo płytkie a na „plaży” unoszą się miliony much . Skończyło się na brodzeniu do kostek i szybkim powrocie na parking oddalony od brzegu jeziora o kilometr. Przejeżdżamy przez Salt Lake City i z trudem znajdujemy kemping po jego drugiej stronie , ale w ładnej okolicy (dwa jeziora).

17 lipca . Wracamy do miasta i parkujemy w pobliżu Temple Square , duchowego centrum mormonów . Byłem tu już w 2003 r. Ponownie więc zwiedzam kultowe obiekty . Najpierw Tabernacle, gdzie często odbywają się koncerty chórów i orkiestr (okazałe organy) . Podobne przeznaczenie ma pobliski Assembly Hall . Główna świątynia (The Temple) jest zamknięta dla turystów i dostępna tylko w czasie wielkich świąt mormońskich. Wszędzie zwraca uwagę czystość i porządek. Plac upiększają klomby kwiatów . Często spotyka się młode dziewczyny, z księgami mormońskimi pod pachą i oferujące przewodnictwo po zespole. Zwiedzanie kończę w zadbanym
Church History Museum, prezentującym bardzo powikłaną historię Kościoła Mormonów , ich peregrynację ze wschodu USA na zachód oraz pionierskie działania na terenie stanu Utah.
Opuszczamy Salt Lake City i jedziemy w kierunku Capitol Reef NP. Jest to górzysty fałd a jego gładkie skalne kopuły kojarzyły się pierwszym osadnikom z siedzibą Kongresu USA w Waszyngtonie . To jeden z mniej znanych parków Południowego Zachodu . Ma on wyraźnie podłużny zarys i dzieli się na trzy części . Ograniczamy się do części środkowej, gdzie oglądamy skały chimney Rock i The Castle . Okolice były terenem osadnictwa mormońskiego ( wokół miasteczka Fruita) . Z tamtych czasów pozostała niewielka drewniana szkoła , wzniesiona pod nawisem skalnym i dom osadnika Behunina . Na pobliskich skałach widoczne są petroglify .

18 lipca . Dojeżdżamy do Bryce Canyon NP . Jest to chyba najpiękniejszy z odwiedzanych przez nas kanionów . Długo będziemy pamiętać jego białe , żółte i pomarańczowe iglice i wieże , o kształtach jak ze snu . Są tam naturalne mosty , skalne łuki i wielkie głazy balansujące na szczytach wyniosłych wieżyc , a także okna przebite na wylot w miękkiej wapiennej skale . Wszystko to podziwiamy z licznych punktów widokowych , np. z Sunrise Point , skąd można też zejść kilkaset metrów w dół , w kierunku widocznej z góry groty .
Przenosimy się do Zion NP . Jest to zdumiewający krajobraz urwisk i kanionów , kolorowych skał , z których erozja wyczarowała przedziwne kształty i jeden z największych na świecie łuków . Oglądane z daleka skalne ściany i kopuły wyglądają jak świątynie wzywające wiernych do modlitwy . Dlatego też mormońscy osadnicy scenerię tę nazwali Zion czyli Syjonem. W Zion NP , podobnie jak w Bryce NP , poruszamy się autobusami „shuttle” , które kursują między najważniejszymi punktami widokowymi. Najpierw docieramy do stacji Temple of Sinawawa , skąd dwukilometrowy szlak doprowadza do grupy amfiteatralnie ukształtowanych skał nad wezbranym potokiem . Następnie podchodzimy do jednego z jeziorek Emerald. Wreszcie szukamy kempingu poza parkiem .

19 lipca . Najpierw stajemy nad zaporowym Jeziorem Powella , z licznymi zatokami i wyspami.
Później dojeżdżamy do położonego w sercu Arizony Kanionu Antylopy , traktowanego przez Indian Navajo jako miejsce ich kultu . Najpierw płacimy za dojazd do parkingu (8 USD) a później do touroperatorów , urzędujących pod namiotem . Wystawiają nam bilety za przejazd jeepem do kanionu (25 USD/os.). Pomimo wcześniejszej rezerwacji czekamy dwie godziny , bo podobnie jak w innych parkach tak i tu są tłumy turystów . Po 15 – minutowej jeździe po straszliwych wybojach docieramy do Kanionu Antylopy . Jest to plątanina skalnych bloków , otoczona pustynią . Idzie się 250 metrów tunelem wśród skał , przez które od czasu do czasu prześwituje słońce . U wylotu tunelu widok na piaszczyste wydmy .
Wieczorem dojeżdżamy do położonego już w stanie Nevada Las Vegas , miasta założonego w latach 30 -tych XX wieku na pustyni . Przy ulicy Strip podziwiamy nocną panoramę tego miasta hazardu i nocnych rozrywek . Obok licznych kasyn zwracają uwagę wątpliwej jakości kopie słynnych obiektów z różnych części świata . Są wśród nich budowle Wenecji , jest wieża Eiffla i egipski Sfinks . To typowe dla Amerykanów naśladowanie Europy . Znajdujemy wreszcie motel , gdzie za „jedynkę” muszę zapłacić aż 45 USD . Ale wreszcie wypocznę , bo zostajemy tu dwie noce .

20 lipca . Jedziemy do Tamy Hoovera , wzniesionej w latach 30 -tych XX w. i nazwanej imieniem ówczesnego prezydenta USA . Najpierw wchodzimy na wiadukt , z którego dobrze widać tamę i jezioro Mead . Mijamy liczne pomniki budowniczych tej tamy . Wielu z nich budowę tę przypłaciło życiem . Gigantyczne prace na pustyni , w wyniku których powstały liczne miasta – ogrody (jednym z nich jest Las Vegas) budzą uznanie .
Następnie spacerujemy po Downtown w Las Vegas . Przy jego głównej ulicy Fremont Street mieszczą się główne kasyna i lokale rozrywkowe . Następnie przejeżdżamy jeszcze raz (tym razem w dzień) przez Strip . Wieczorem większość uczestników udaje się na nocne zwiedzanie kasyn . Niektórzy wygrywają , inni przegrywają niewielkie sumy . Ja korzystam z możliwości zasłużonego wypoczynku .

21 lipca . Wyruszamy w kierunku Doliny Śmierci (Death Valley) , położonej już w Kaliforni . Dolina ta jest częścią Pustyni Mojave i wciśnięta między nagie skały stromych górskich zboczy . W plejstocenie wypełniało ją płytkie jezioro , po czym pozostały solniska , wielkie płaty spękanego błota i piaszczyste wydmy . Stajemy najpierw na punkcie widokowym Zabriskie Point . Pan Zabriski ) o prawdopodobnie polskich korzeniach) był dyrektorem wielkiego przedsiębiorstwa i zabiegał o stworzenie tu parku narodowego . Następnie zjeżdżamy w dół i stajemy przy Badwater , w miejscu największej depresji w USA 86 m . Na otaczającej to miejsce skale zaznaczono to napisem „Sea Level” . Nasz termometr w samochodzie wskazuje plus 53 stopnie C (maksymalnie bywa 56 stopni C) Jest rzeczywiście gorąco , ale da się wytrzymać ( byliśmy tam zaledwie półtorej godziny). Następnie przejeżdżamy obok centrum turystycznego Furnace Creek , które przypomina oazę wśród palm . Na koniec zatrzymujemy się przy wydmach Sand Dunes . Daleko im do tych na Sacharze , ale warto było zrobić kilka zdjęć . Po długich poszukiwaniach udaje się nam znaleźć kemping – prawie u stóp gór Sierra Nevada i ich najwyższego szczytu Mt. Whitney (4418 m) . Było to urokliwe miejsce . Ciepło , księżycowa noc…

22 lipca . Jedziemy na północ , wzdłuż gór Sierra Nevada . W miejscowości Bishop skręcamy na północny zachód , w kierunku jeziora Mono Lake , położonego już na przedpolach Yosemite NP . Jezioro jest powulkaniczne , otoczone tufowymi wieżami i iglicami . Woda zawiera dużo węglanu wapnia . Jezioro jest siedliskiem wielu endemicznych gatunków fauny i flory . Następnie wjeżdżamy do najbardziej chyba popularnego w USA Yosemite NP . Zanim jednak dojedziemy do jego „jądra” , Yosemite Valley , przez wiele kilometrów jedziemy szosą wśród mieszanych lasów i jezior , zatrzymując się przy punktach widokowych nad kolejnymi jeziorami . Wreszcie w oddali widać najbardziej znany skalny monolit El Capitan (2307 m ) , przy którym robimy sobie zdjęcia . Niestety , największe atrakcje parku , wodospady , w lipcu przypominają raczej strużki wody niż kaskady . W oddali widzimy jednak trójkaskadowy wodospad Yosemite Falls , znany z licznych pocztówek (739 m wysokości). Zatrzymujemy się na parkingu z widokiem na grupę skał Dome (Kopuła) . Autobusem „shuttle” podjeżdżamy do miejsca , w którym zaczyna się dwukilometrowy szlak do wodospadu Vernal , podobno jedynego „czynnego” o tej porze roku . Łatwy spacer doprowadza do drewnianego mostu , z którego ogląda się wodospad . Niestety czas nagli i musimy już opuścić park , omijając wiele pięknych miejsc . Pozostaje więc niedosyt…

23 lipca . Po ostatnim kempingu , już poza parkiem , jedziemy w kierunku oddalonego o 200 km San Francisco . Około południa oglądamy już , z różnych punktów widokowych , umieszczonych na okolicznych górach , słynny most Golden Bridge – wizytówkę miasta , a za nim jego panoramę . Most zbudowano w 30 -tych latach XX w. Po drugiej stronie zatoki widoczny jest drugi most , łączący San Francisco z przedmieściem Oakland i zbudowany także w latach 30 XX w. przez naszego rodaka Ralpha Modrzejewskiego ( syna Heleny Modrzejewskiej). Obecnie most ten jest nieczynny i zastąpiony zbudowanym obok nowoczesnym mostem . Następnie wędrujemy do dzielnicy Chinatown i zamawiamy tam chińskie potrawy . Później bezskutecznie szukamy taniego noclegu . Najtańsza oferta to 60 USD od osoby . Wobec tego wyjeżdżamy za miasto i trafiamy na znany nam już z początku wyprawy motel Fairmont Inn w San Leandro . (26 USD os.). Wypoczywamy przed czekającym nas jutro i pojutrze bez noclegowym maratonem .

24 lipca . Wracamy do miasta . Próbujemy „załapać się” na rejs do słynnego Alcatraz , więzienia na wyspie . Ale , jak wszędzie na trasie tak i tu – tłumy turystów . Najbliższa rezerwacja to ….. 20 sierpnia . Rezygnujemy więc i spacerujemy wzdłuż nabrzeża Fisherman’s Warf . Znajduję tam piękne akwarium . Widziałem już wiele akwariów w świecie, ale takiej kolekcji różnobarwnych meduz nie spotkałem nigdzie . Podjeżdżamy do centrum miasta . Stajemy przed ratuszem , który podobnie jak w innych dużych miastach USA , zwieńczony jest okazałą kopułą ( można wejść do środka) . Z tyłu za ratuszem widać Operę i Filharmonię ( nieczynne ze względu na okres letni). Obok zamknięte na głucho Muzeum Sztuki Nowoczesnej . Podchodzę do widocznej na wzgórzu nowoczesnej katedry Wniebowzięcia NMP . Wewnątrz ciekawe rzeźby w drewnie i witraże . Dochodzę do placu Union Square , z wielką kolumną wystawioną z okazji zdobycia przez USA Filipin . Chodząc ulicami tego miasta wszędzie muszę wspinać się pod górę lub schodzić w dół . Takimi ulicami jeżdżą słynne tramwaje , obwieszone stojącymi na stopniach pasażerami . Zwracają uwagę liczne kamienice , w których piętra połączone są zewnętrznymi schodami (Są to podobno schody ewakuacyjne w razie pożaru) . Na ulicach pełno żebraków , często natarczywych i obdartych „meneli” . Wieczorami musi tu być niebezpiecznie . Następnie jedziemy na przedmieścia na ostatnie już zakupy i kolację w Mac Donaldzie a później na lotnisko . O 22.00 oddajemy właścicielowi wynajęty minibus . Czeka nas cała noc na lotnisku . Samolot do Chicago mamy o 6.00 rano .

25 lipca . Około 10.00 lądujemy w Chicago , a po trzech godzinach postoju wsiadamy do samolotu do Berlina.

26 lipca . O 7.00 lądujemy na lotnisku Tegel . Żegnamy się . Odjeżdżamy do swoich miast – Kostrzyna , Piły , Olsztyna , Zakopanego , Krakowa i Warszawy .

Informacje praktyczne . Przybliżony łączny koszt wyprawy 8 500 zł. (dzięki namiotom było taniej)
Wynajęcie samochodu , benzyna i parkingi 3 600 zł/os.

Opłaty na kempingach . Bardzo różne od 5 USD za samochód (tj.0.5 USD /os.) do 130 USD za samochód (tj. 13 USD/os.) Niektóre z nich , na pół roku wcześniej, rezerwował pilot . Na pozostałe przyjeżdżaliśmy bez rezerwacji . Rozbijanie namiotów poza wyznaczonymi kempingami jest zabronione . Standard kempingów był różny – od pozbawionych prądu i wody do wyposażonych w prysznice . Nie zawsze cena odpowiadała standardowi .

Motele. Było ich cztery ( ceny w tekście).

Aprowizacja i wyżywienie . Śniadania i kolacje gotowaliśmy na butlach gazowych kupionych w USA (butli nie można przewozić w samolocie). Zwykle w połowie dnia zatrzymywaliśmy się na posiłek i zakupy . Najtaniej można było zjeść w Mac Donaldach lub Burgerkingach . Jedna ciepła kanapka z kurczakiem kosztowała tam nieco ponad dolara . Zwykle brałem ich trzy i to zupełnie wystarczyło . Najtańszy obiad w restauracji przeznaczyć trzeba było 25 USD Zaopatrywaliśmy się w megasamach , przeważnie sieci WALMART , rzadziej w Smith’s . Znajdowaliśmy tam małe puszki z parówkami za 1 USD , konserwy rybne za 2 USD . Pokrojony chleb (tylko biały) 1,5 USD . Wszędzie w domach towarowych , restauracjach i na stacjach benzynowych są bezpłatne toalety (restrooms).


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u