Panama. Buena vista of my own – Anna Kocot

Anna Kocot

Termin: 24.07. – 29.07. 2007, Panama była częścią mojej podróży przez Wenezuelę, Kolumbię, Kostarykę, Nikaraguę i Honduras.

Trasa: Panama City, Kanał Panamski, Isla Taboga, David, Bouquete, Parque Nacional Volcan Baru, Rio Sereno (granica z Kostaryką)

Wizy: brak, przy wjeździe do Panamy otrzymuje się pieczątkę w paszporcie

Waluta: dolary amerykańskie, monety występują w lokalnej wersji – „balboa”

Przejazdy: do Panamy przyleciałam z Bogoty (AeroRepublica), chickenbus z lotniska do Panama City (również wewnątrz miasta) 0,25 USD, taxi na Muelle 19, skąd odchodzą promy na Isla Taboga 3 USD, bilet na prom (ida y vuelta) 10 USD, taxi na Albrook terminal, skąd odchodzą autobusy do David 2 USD, autobusy Panama City – David – Bouquete 12.60 USD+1.45 USD, minibus z Bouquete do Bajomono (stamtąd prowadzi droga do wejścia do parku narodowego wulkanu Baru) 1 USD, autobus David – Rio Sereno (granica z Kostaryką) 5 USD

Noclegi: Panama City – „Hospedaje Casa Vieja” 13 USD, Bouquete – “Hospedaje Palacios” 6.5 USD

Wyżywienie: śniadanie 1 – 1,5 USD, obiad 1,5 – 2 USD (z napojami), batido 0,75 USD

Wstępy: centrum turystyczne Kanału Panamskiego (opcja taras widokowy + film + muzeum) 8 USD, wstęp do Parku Narodowego wulkanu Baru 3 USD.

Panama. Wakacyjne marzenie przeciętnego jankesa: sączenie drinka z parasolką na rajskiej plaży pod palmami w białym słomkowym kapeluszu. W bananowej republice. Panama od lat znajduje się w strefie wpływów amerykańskich, jest przez nich licznie odwiedzana. Mnie jednak zastanowiła ogromna ilość Chińczyków, którzy opanowali w całym Panama City sklepy spożywcze oraz restauracje. Skąd ich się tu tylu wzięło? Powypadali z przepływających Kanałem transportowców? Również stołowałam się u Chińczyków i bardzo mi smakowały obiady za półtora dolara, ale pytanie wciąż mnie gryzie.

Czytając opis Panama City w przewodniku natknęłam się na porównanie jego starówki z Hawaną. Lonely Planet kładzie nacisk na podobieństwo w zakresie nostalgicznego uroku. Ja zauważyłam podobieństwo raczej w dziedzinie zniszczeń, piękno Hawany nie jest absolutnie porównywalne ze stolicą Panamy. Starówka rzeczywiście przypomina Krynicę – ale po śmierci Kiepury i wyjeździe Marty Eggerth. Drugie podobieństwo to wszechobecność kobiet chodzących po ulicach w wałkach na głowie. Jeśli ktoś przyjechał do tego miasta, by porównywać je z Hawaną, na pewno dał się wpuścić w Kanał.

Na starówce, która nie jest bezpiecznym miejscem (kręci się tam mnóstwo podejrzanych typów i meneli) zafascynował mnie budynek klubu Clases y Tropas – zniszczonej podczas amerykańskiej inwazji w 1989 roku siedziby dyktatora Noriegi. Witaj, smutku. Pomnik niegdysiejszych śniegów.

Smutek tropików roztacza się nad całym starym miastem – wewnątrz kamienic można zobaczyć rozpadające się drewniane klatki schodowe, w mieszkaniach pokoje oddzielane są drewnianymi przepierzeniami, część budynków jest dosłownie zabita dechami. Mieszkańcy zazwyczaj wiszą smętnie na balkonach, chodnikach, nad starówką unosi się duch niemocy, beznadziei i bezruchu – przesuwają się tylko statki na horyzoncie. Niektóre miejsca „casco antiguo” zostały pięknie odnowione – Plaza Bolivar, Plaza de Independencia oraz Plaza de Francia, na którym znajduje się mauzoleum poświęcone francuskim budowniczym Kanału. Warto też odwiedzić znajdujący się przy placu Herrera XIX – wieczny dom kolonialny zbudowany na wzór kursującego po Mississipi parowca. Ale generalnie wygląda ona jak miejsce tymczasowego, przymusowego pobytu, a nie miejsce do życia. Całkowity wobec niej kontrast stanowi współczesna część stolicy – nowoczesne wieżowce skupione wzdłuż wiodącej brzegiem Pacyfiku Avenida Balboa symbolizują dynamikę Panama City. Najpiękniejszy widok na lokalny Manhattan (oraz piękny nowoczesny most Puente de Americas, pod którym przepływają zmierzające do Kanału statki) roztacza się z calzady, czyli znajdującego się po przeciwnej stronie zatoki eleganckiego deptaka z przystaniami dla jachtów, sklepami i restauracjami.

Kolejny dzień w Panama City spędzam nad Kanałem. Klimat jest podły – straszliwie duszny i parny, nie dziwi mnie wysoka śmiertelność wśród budowniczych tego cudu techniki. Jadę do śluzy Miraflores – z tarasów w centrum turystycznym można obserwować ruch na kanale, który jest na bieżąco komentowany w jezyku angielskim (z akcentem amerykańskim) i hiszpańskim. Przekroczenie całego Kanału zajmuje statkowi (wraz z oczekiwaniem na wejście) maksymalnie dobę, samego Miraflores godzinę. Statki – dla utrzymania równowagi i zapobieżenia otarciom – przeciągane są przez towarzyszące im po bokach lokomotywy. 16 metrów różnicy poziomów między śluzami wyrównywane jest w 2 etapach, każda z grodzi waży 690 ton. Obserwując ruch na Kanale można poczuć powiew wielkiego świata – przed oczami przesuwają się majestatycznie giganty wszelkich bander. Najwyższa opłata za użytkowanie Kanału wyniosła 200 tysięcy dolarów, najniższa – 36 centów (przepłynięcie wpław). Generalnie opłaty pobierane są wg wyporności statku, przeciętnie wynoszą 20 – 30 tys. dolarów. Jest to jedyny w świecie kanał, na którym kapitan statku oddaje komendę nad nim pilotowi (po specjalistycznym szkoleniu na Kanał Panamski). W centrum turystycznym udostępniony został symulator – sterowana komputerowo imitacja mostku kapitańskiego, z którego można obserwować przejście statku przez śluzy. Imitowane są miniwstrząsy towarzyszące ruchom statku, zmieniające się podczas rejsu widoki, można korzystać z urządzeń znajdujących się na mostku. Dzieci muszą czekać w kolejce, aż dorośli przestaną się bawić. Centrum dostarcza wielu fascynujących faktów na temat historii i współczesności Kanału – im więcej się człowiek o nim dowiaduje, tym bardziej jest on interesujący.

Tradycyjny imieninowy rejs odbywam na znajdującą się około godziny drogi od Panama City tropikalną wysepkę Taboga. Podczas rejsu mijamy czekające na wejście do Kanału statki, z pokładu roztacza się piękna panorama oddalających się drapaczy chmur oraz Puente de Americas. Isla Taboga odkryta została (podobnie jak cała Panama) przez hiszpańskiego podróżnika, Vasco Balboę, którego podobizna widnieje na lokalnych monetach dolarowych. Mały park z jego miniaturowym popiersiem znajduje się w centrum wyspy, niedaleko XVI-wiecznego kościółka Nuestra Senora del Carmen – drugiego w kolejności kościoła chrześcijańskiego zbudowanego na półkuli zachodniej. Rajska wysepka pokryta jest bujną egzotyczną roślinnością, wzdłuż plaży rosną palmy. Znajduję miejsce na plaży w hamaku pod drzewkiem i udaję się na zasłużony odpoczynek – nawet zdjęcia okolicy wykonuję nie ruszając się z legowiska. Zresztą wcale nie trzeba się z niego ruszać – po lewej stronie widać statki czekające na wejście do Kanału, po prawej egzotyczną przyrodę. Moja własna buena vista. Słucham dyskretnego szelestu Pacyfiku, dyndam w cieniu wielkiego, rozłożystego drzewa: absolutne nic-nie-robienie i dolce vita. Niestety, raju na ziemi nie ma. Z drzewa spada jakiś mały wredny orzeszek – prosto na mnie. Przez najbliższy tydzień będę chodzić z podbitym okiem.

Zmiana scenografii. Jadę w góry – do Bouquete, które jest punktem wypadowym do parku narodowego jedynego w Panamie wulkanu – Baru. Miasteczko jest pięknie rozlokowane wśród gór, spacery po okolicy dostarczają miłych turystycznych niespodzianek – nie tylko ładnych widoków na górskie plantacje kawy, możliwości zajrzenia do sklepików firmowych z lokalną kawą, ale i ciekawostek takich jak Los Ladrillos (powulkaniczne formacje skalne przypominające polskie Organy Wielosławskie). W drodze do parku narodowego łapię stopa – poznaję parę Basków, z którymi spędzam potem cały dzień. Ścieżka turystyczna wiedzie przez atrakcyjny las deszczowy, po drodze mijamy mostki, kilkakrotnie przechodzimy po kamieniach przez rzeki, a w końcowym etapie wspinaczki pokonujemy całe masy drewnianych drabinek. Punkt widokowy nie dostarczył nam oszałamiających wrażeń – wulkan był spowity mgłami. Ale sama wędrówka dała nam wiele satysfakcji – trasa okazała się piękna.

Paradoksy Panamy? Z lotniska do miasta jechałam ponad godzinę kolorowym chickenbusem. Mówi się tam po hiszpańsku, a płaci dolarami.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u