Dookoła Jukatanu 2012

Dookoła Jukatanu

Rafał W. Zarębski

Jukatan (Meksyk)
Jukatan to półwysep, na obszarze którego leżą meksykańskie stany: Jukatan, Quintana Roo i Campeche. Stanowi jeden z ciekawszych rejonów Meksyku; oferuje wiele miłośnikom plaż, przyrody, prekolumbijskich i kolonialnych zabytków, gastronomii oraz sportów nie tylko wodnych.
Uczestnicy
Czwórka: dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Teoretycznym liderem grupy był autor tego tekstu. Po pierwsze dlatego, że był już wcześniej w Meksyku (ale nie na Jukatanie), a po drugie dlatego, że zna język hiszpański.
Wiza
Jeśli cel jest turystyczny, to przy pobytach w Meksyku do 180 dni wiza jest niepotrzebna. Za to w samolocie należy wypełnić deklarację celną.
Choroby i szczepienia
Szczepienia nie są wymagane. Zalecane jest szczepienie na żółtaczkę, dur brzuszny i wściekliznę. W Meksyku zdarzają się przypadki malarii, między innymi w sąsiadujących z Półwyspem Jukatan stanach Chiapas i Oaxaca.
Termin i przelot
Podróż odbyła się w dniach 30 stycznia–11 lutego 2012 r. Po odliczeniu czasu przeznaczonego na lot i transfery, na zwiedzenie Jukatanu mieliśmy zaledwie 10 dni. Bilety Lufthansy na trasie Warszawa–Frankfurt–Cancun–Frankfurt–Warszawa znaleźliśmy kilka miesięcy wcześniej w cenie 2492 zł.
Transport na miejscu
Z Jukatanu łatwo dostać się do Belize i Gwatemali, ale ten ambitny plan upadł: musielibyśmy bardzo dużo czasu spędzić w środkach transportu. Autobusy są wygodne i raczej punktualne, na bardziej uczęszczanych trasach istnieje wybór między przewoźnikami różniącymi się cenami, standardem usług i długością przejazdu (najdroższe i najlepsze są autobusy ADO). Rozkłady autobusów można sprawdzić na stronach: www.ticketbus.com.mx www.ado.com.mx
Na trasie zaplanowaliśmy jeden nocny przejazd, który zabrał nam nie tylko noc ale i pół dnia (Xpujil–Merida). Na krótszych trasach kursują minibusy, a niekiedy pozostaje tylko wynajęcie taksówki z kierowcą. Poza tym funkcjonuje sprawny transport promowy na wyspy.
Język
W wielu przypadkach angielski powinien wystarczyć, chyba że udajemy sie na obszary zupełnie oddalone od szlaków turystycznych. Język hiszpański na terenie Jukatanu posiada regionalne naleciałości; liczni mieszkańcy półwyspu używają nadal prekolumbijskich dialektów Majów. W niektórych sytuacjach Polacy mogą się powołać na Jana Pawła II (hiszp. Juan Pablo II; czytaj: Huan Pablo Segundo), co nieraz pozwala znaleźć nić porozumienia z Meksykanami. Znajomość hiszpańskiego zdecydowanie ułatwia targowanie i zmniejsza ryzyko bycia nabitym w butelkę.
Noclegi
W Meksyku, a na Jukatanie w szczególności, można znaleźć szeroki wybór noclegów w różnych cenach i o różnym standardzie. Zawsze warto sie targować, zwłaszcza jeśli zostajemy gdzieś więcej niż jedną noc. Czasem w cenie znajduje się śniadanie, co dobrze byłoby uwzględnić przy negocjacjach. W zależności od sezonu, lokalizacji i naszej zdolności do targowania za podobną cenę nieraz można dostać łóżka w sali wieloosobowej albo wygodny hotelowy pokój.
Pieniądze i ceny
W miastach nie ma większych problemów ze znalezieniem kantoru lub bankomatu, aczkolwiek nie wszystkie bankomaty chcą współpracować z posiadaczami polskich kart. Ceny w niniejszej relacji podane są w meksykańskich dolarach, czyli peso (MXN), a niekiedy w dolarach USA (USD). W lutym 2012 r. kurs peso wynosił około 12 MXN za 1 USD. Przykładowe ceny: kurczak z dodatkami i piwem 85 MXN; drink capirinha w barze 60 MXN, papaya 15 MXN za 1 kg, tacos 7–10 MXN za sztukę, duża bułka 1,5 MXN, banany 8–9 MXN za 1 kg, jabłka 28 MXN za 1 kg, pomidory 9 MXN za 1 kg, pizza meksykańska z colą 85 MXN, piwo 25 MXN, jogurt 6,55 MXN. Rzecz jasna ceny mogą się znacznie różnić zależnie od tego czy kupujemy na bazarze, czy w sklepie, w kurorcie czy w małym miasteczku.
Przewodnik
Mieliśmy do dyspozycji „Cancún, Cozumel & the Yucatán” wydawnictwa Lonely Planet, który w naszym przypadku był użyteczniejszy niż przewodnik po całym Meksyku. Sprawdził się znakomicie. Uzupełnieniem była dla nas kserokopia rozdziału o Jukatanie ze starego przewodnika Pascala w języku polskim.
Bezpieczeństwo
W ostatnich latach poziom bezpieczeństwa w Meksyku znacznie się pogorszył. Na szczęście Jukatan (wliczając stany Jukatan, Quintana Roo i Campeche) jest jednym ze spokojniejszych regionów tego kraju. W czasie podróży nie spotkały nas żadne nieprzyjemności.
Złośliwa fauna
Repelenty okazały sie w ogóle nieprzydatne. W lutym nie spotkaliśmy ani komarów, ani tarantul, ani robactwa, choć nie wszystkie miejsca gdzie nocowaliśmy lśniły czystością i posiadały moskitiery. Może mieliśmy szczęście. Na Cozumel dzieliliśmy kwaterę z żerującym na ścianie gekonem, więc jakieś owady musiały tam być. Osoby mające problem z gadami powinny przygotować się na częste spotkania z mniejszymi i całkiem dużymi iguanami, które jednak mają miły i niekonfliktowy charakter. Węży nie widzieliśmy. W czasie snorkelingu koleżanka została dość mocno (ale ostatecznie niegroźnie) poparzona przez meduzę.
Cenotes
Cenotes to naturalne zbiorniki wodne w jaskiniach. Niektóre są „dzikie”, inne przystosowano do kąpieli i/lub nurkowania. To jedna z największych atrakcji Jukatanu.

 
Opis podróży:
Cancun
Po odprawie szybko przemieszczamy się na niewielki dworzec autobusowy położony koło lotniska. Stamtąd łapiemy wygodny i klimatyzowany autobus ADO do Playa del Carmen (około 1h drogi, 114 MXN), gdzie mamy zarezerwowany hotelik. Cancun zobaczymy właściwie tylko z okna pojazdu.
Playa del Carmen
Jedna z tzw. pułapek na turystów, jednak nie pozbawiona uroku: deptak, masa barów i sklepików z pamiątkami, ale też parę klimatycznych uliczek i przystań. Miejsce niekoniecznie najtańsze, ale daje się przeżyć. Dla nas to tylko przystanek na drodze na wyspę Cozumel. Śpimy w hoteliku María Sabina, płacąc 50 USD za 4 osoby w jednym pokoju. Piwo w knajpce: 35 MXN.
Cozumel
Przejażdżka promem z Playa del Carmen na wyspę Cozumel jest atrakcją samą w sobie (koszt w jedną stronę 156 MXN). Centrum gastonomiczno–handlowym na Cozumel jest San Miguel de Cozumel. Na miejscu mamy zarezerwowany nocleg w ośrodku turystycznym. Okazuje się, że turystów jest tyle co kot napłakał, więc renegocjujemy warunki i ostatecznie za tę samą cenę dostajemy dwie dwuosobowe kwatery zamiast jednej czteroosobowej (225 MXN/1osoba, w cenie śniadanie, co i tak nie było tanie). Plażujemy na Playa Palancar, gdzie dowozi nas taksówka za 20 USD. Plaża to archetyp Karaibów; biały piasek, tropikalna roślinność, niedojrzałe kokosy na palmach i egzotyczne ptaki. Do hotelu wracamy gratis autostopem.
Na Cozumel jeździ się jednak przede wszystkim dla rafy koralowej. Decydujemy się na najtańszą i najszybciej dostępną opcję snorkelingu. Na miejscu istnieje wiele innych możliwości popłynięcia na „prawdziwą” rafę, których nie przetestowaliśmy. W agencji turystycznej w hipermarkecie kupujemy snorkelingową wycieczkę. Organizatorem jest Carlos Mendoza. Następnego dnia stawiamy się na wybrzeżu o 8.15. Odwiedzamy łodzią kilka miejsc przy zachodnim brzegu wyspy. Kolega jest mocno rozczarowany podwodnymi widokami, które okazują się mniej spektakularne niż się spodziewał. Ostatecznie za wycieczkę ze snorkelingiem płacimy 28 USD od osoby (z wyjątkiem rozczarowanego rejsem kolegi, który uzyskuje cenę 23 USD). Większość grupy jest jednak raczej zadowolona. Wychodząc naprzeciw wymagającym klientom Carlos wiezie nas w ramach promocji na jeszcze jedno stanowisko. Uwaga na plecy! Meksykańskie słońce parzy nawet jeśli nie czujemy go w wodzie. Uwaga na meduzy.
W centrum San Miguel de Cozumel warto odnaleźć restaurację „Las Flamitas” (Avenida 25 między Calle 3 i Morelos), taniej, przyjemniej i smaczniej niż w strefie turystycznej.
Tulum
Miasto Tulum jest rozciągnięte po dwóch stronach dość ruchliwej szosy. Dysponuje dużą bazą noclegową: ze znalezieniem miejsca w hostelu lub cabañas (drewnianych domkach) nie powinno być problemu, ale odległości są spore i jeśli chcemy powybrzydzać to musimy się trochę nachodzić.
Na posiłek miejscowi rekomendują nam indiańską jadłodajnię „El Tacoqueto”. To bardziej garkuchnia niż restauracja, ale wszystko jest przygotowywane na oczach klientów przez ciężko pracujące Indianki. „El Tacoqueto” znajduje się przy głównej szosie. Przeciętnie obiad kosztuje tam 60 MXN. Polecam jednak zupę z krewetek 100 MXN. A także soki owocowe. Pycha!
Wejście do strefy archeologicznej w Tulum kosztuje 57 MXN. W ruinach Tulum roi sie od iguan. Wygrzewają się nieruchome w słońcu i początkowo koleżanka nie chce wierzyć, że nie są to wypchane jaszczury postawione w ruinach dla dekoracji.
Z miasta jedziemy też na plażę. Wbrew informacjom z Lonely Planet nie znajdujemy w mieście busów, ostatecznie bierzemy taksówkę. Kierowca poleca nam plażę Paraíso. Za dojazd płacimy 50 MXN (tyle samo kosztuje nas dojazd do strefy archeologicznej). Warto. Bielutki piasek, lazurowe morze, palmy i niewielu ludzi.
Chetumal
Bilet na trasie Tulum–Chetumal to koszt 193 MXN. Chetumal, miasto prawie na końcu świata, ma bardzo nowoczesny dworzec, który mógłby wpędzić w kompleksy niejednego obywatela Unii Europejskiej. Stamtąd ruszają podróżni do Belize i Gwatemali. My tylko zatrzymujemy się na lunch
Xpujil
Droga z Chetumal do Xpujil to strefa przygraniczna, gdzie jeszcze w latach 90 XX wieku działała gwatemalska partyzantka. Na trasie nasz autobus zatrzymują uzbrojeni żołnierze i dokonują kontroli autobusu. Do Xpujil docieramy wieczorem. „Dworzec autobusowy” to kontuar w holu, który jest jednocześnie przedsionkiem hotelu i miejscem towarzyskich spotkań. Pytamy o autobusy do Campeche i Meridy, przy okazji pan informuje o „jedynej” możliwości zorganizowania wycieczki do Calakmul. Na szczęście tuż koło „dworca” znajdujemy biuro turystyczne, gdzie już na starcie właściciel rzuca nam nieco niższą cenę. Po targach umawiamy się na 265 MXN za 4 osoby. Już po wycieczce, bardzo zadowoleni, dorzucimy jeszcze 100 MXN kierowcy, z którym wieczorem umówimy się na piwo. Oprócz samego Calakmul program obejmuje dwa mniejsze stanowiska archeologiczne i cenote z nietoperzami.
Poszukiwania noclegu w oddaleniu od centrum kończą się moją ucieczką przed psami. W końcu, mimo że część grupy kręci nosem, po skomplikowanych negocjacjach, decydujemy się na „hotel dworcowy” (900 MXN za 4 osoby za 2 noce, z których jedna okazała się niepełna).
Calakmul
Bladym świtem spotykamy się z meksykańskim taksówkarzem o anglosaskim imieniu Alex. Na wycieczkę zabieramy prowiant. W parku narodowym nie ma co liczyć na sklepy. Kierowca ma czekać na nas przed wejściem do parku, gdzie mieści się też niewielkie muzeum (tam tez znajduje się jedyny i kiepsko zaopatrzony sklepik). Obsługa parku pakuje nas z grupą Meksykanek do busa, a potem przez około godzinę wwozi po wertepach w głąb dżungli. Przez okna busa widzimy przedstawicieli ptasiej fauny. Po dojechaniu do strefy archeologicznej kierowca puszcza nas wolno. Przedtem zostajemy poinstruowani, że nie możemy spóźnić się na powrotnego busa, bo inaczej będziemy musieli długo czekać na następny.
Ruiny są rozległe, piramidy ogromne, zaś z ich szczytu rozpościerają się widoki na ciągnącą się po horyzont dżunglę. Oprócz ptactwa, udaje mi się dostrzec jakiegoś przedstawiciela kotowatych. Kolega spotyka za to dżunglowego lisa. Niestety a może na szczęście nie udało się nam zobaczyć jaguara, który występuje na tamtym obszarze. Po około trzech godzinach w Calakmul, pikniku przy ołtarzu Majów i problemach z powrotnym busem, w końcu docieramy do naszego taksówkarza. Ten, zgodnie z umową, wiezie nas do jeszcze dwóch stanowisk archeologicznych, które jednak nie robią juz na nas takiego wrażenia.
W drodze powrotnej do Xpujil zatrzymujemy się przy jednej z najbardziej niesamowitych atrakcji Jukatanu. Chodzi o cenote, którą o zmierzchu gigantyczną chmarą opuszczają tysiące nietoperzy. Nawet gdyby ruiny Calakmul nie były warte zobaczenia (a są), dla tego spektaklu warto dotrzeć do Xpujil. Obowiązkowo zrobiliśmy sobie zdjęcia ze znakiem drogowym przy szosie: „uwaga nietoperze”, które dla samochodów mogą stanowić jak najbardziej realne zagrożenie.
Xpujil–Campeche–Merida
Około czwartej rano sen przerywa nam natarczywe pukanie do drzwi. Pukanie zmienia się w łomot. Okazuje się, że zaspaliśmy na nocny autobus do Campeche (166 MXN). Na szczęście recepcjonista hotelu czuwa. W popłochu pakujemy plecaki i wymeldowujemy się, tymczasem cały autobus czeka aż gringos łaskawie zejdą i zajmą miejsca. Ładujemy sie do pojazdu i z powrotem kładziemy się spać, tym razem na rozkładanych siedzeniach. W Campeche o 9.45 przesiadamy się do autobusu jadącego do Meridy (91 MXN). Podróżujemy liniami niższej klasy, co oznacza dłuższą jazdę i dodatkowe atrakcje, których nie zapewniają komfortowe autokary ADO. Zatrzymujemy się w małych, zapuszczonych i zupełnie nieturystycznych miasteczkach. Na trasie dosiadają się sprzedawcy bananów i słodyczy, dwóch grajków daje w autobusie energiczny w koncert (opłata co łaska), wędrowny aptekarz zachwala miksturę leczącą liczne dolegliwości. Dopiero koło południa wymęczeni docieramy do celu.
Merida
Oglądamy hotele w pobliżu dworca, które za znośną cenę oferują spartańskie warunki, W końcu jednak łapiemy taksówkę i jedziemy do centrum miasta, gdzie znajduje się guesthouse Nomada rekomendowany przez Lonely Planet. Z rekomendacjami przewodników różnie bywa, ale tym razem jest to strzał w dziesiątkę www.nomadastravel.com Bierzemy czteroosobowy pokój z piętrowymi łóżkami, wiatrakiem i łazienką (580 MXN). Mamy szczęście, są miejsca. Ten nocleg warto wcześniej zarezerwować. Do dyspozycji klientów jest kuchnia, basen, obszerny ogród, hamaki, Internet. Śniadanie w cenie tylko z nazwy jest kontynentalne, bo oprócz dżemu, pieczywa, płatków, mleka, kawy i herbaty na konsumentów czeka góra pysznych i świeżych owoców.
Nocne życie w Meridzie koncentruje się wokół Plaza Grande i katedry. W podcieniach przy placu można kupić rewelacyjne lody o wielu oryginalnych smakach. Polecam lody z kukurydzy! W Meridzie nie brakuje świąt i wydarzeń kulturalnych. My trafiliśmy m. in. na festiwal folklorystyczny i ogólnie dostępne imprezy taneczne. Oprócz tego warto zobaczyć lokalny targ i kolonialną architekturę. Do niektórych budynków można wejść bezpłatnie.
Celestun
Celestun leży na wschód od Meridy, około 1,5 h jazdy autobusem (49 MXN). To senne miasteczko z kościółkiem i ratuszem wyglądającymi jak dekoracja do filmu oraz z sympatyczną plażą. Jednak nie plaża jest celem przybywających tam turystów, lecz pobliski park gdzie można obserwować flamingi, a także pelikany i wiele innych gatunków wodnego ptactwa. W rezerwacie żyją niewielkie krokodyle.
Właściciele łodzi wycieczkowych czatują na turystów przy plaży. Po krótkim targu płacimy 200 MXN od osoby za wycieczkę. Flamingi są przyzwyczajone do odwiedzających – udane zdjęcia gwarantowane. Oprócz flamingów, pelikanów i innego ptactwa, jest jeszcze inna atrakcja. Łódź wpływa pomiędzy namorzynowe zarośla, zaś pośród mokradeł znajduje się miejsce gdzie można wykąpać się w czystej wodzie lub pospacerować po drewnianych kładkach niczym w Poleskim Parku Narodowym.
Po powrocie do Celestun zasiadamy na plażowej restauracji „Avila”. Miejsce pracy menadżera restauracji zdobi wypchany krokodyl, wypchany żółw, odtwarzacz CD oraz głowa pumy. Świeże ryby morskie z patelni to jest to (100 MXN)! Fani owoców morza mogą też zamówić langusty, ale to już trochę droższa przyjemność. Po południu wracamy do Meridy.
Valladolid
Na trasie nasz autobus mija piękne kolonialne miasteczko Izamal. Trochę szkoda, że się tam nie zatrzymujemy na dłuższy postój. Cena przejazdu Merida–Valladolid: 90 MXN. Po dotarciu do Valladolid znowu wybrzydzamy. Wreszcie znajdujemy skromny nocleg w hotelu María Guadelupe, calle Guadalupe 44 (470 MXN / 4 osoby, w cenie wynegocjowane śniadanie). Następnej nocy, zmieniamy go na komfortowy hotel San Clemente z basenem, mieszczący się w budynku dawnego klasztoru. Dzięki sile negocjacyjnej naszego kolegi uzyskujemy specjalną taryfę. Hotel położony jest tuż obok katedry. www.hotelsanclemente.com.mx
Stopniowo zaliczamy atrakcje Valladolid i okolicy. To dobre miejsce wypadowe na wycieczki do Chichen Itza, Coba, Ek Balam. Na terenie miasta znajdują się udostępnione turystom cenotes. Warto się wykąpać i zobaczyć zarówno cenote Dzitnup, jak i Samulá (wstęp za opłatą). Ponadto w Valladolid jest spory i nie nastawiony na turystów bazar, gdzie oprócz tropikalnych owoców i typowo meksykańskich wyrobów można znaleźć masę produktów made in China.
Przy ulicy Calzada de los Frailes odwiedzamy prywatną wytwórnię czekolady z niewielkim muzeum i sklepikiem. Wstęp i degustacja bezpłatne. Do muzeum miejskiego trafiamy przez przypadek i chronimy sie tam przed upałem na 10 minut. Poza tym w Valladolid jest ciekawa katedra, a obok zafajdany przez ptaki park, gdzie od Indianek można kupić hamaki.
Z braku rozeznania pierwszego dnia trafiamy do jakiejś przypadkowej restauracji. Drogo i średnio smacznie. Na szczęście ktoś miejscowy pokazuje nam Bazar Municipal na rogu ulic 39 i 40. Tradycyjne meksykańskie jadłodajnie pod arkadami serwują błyskawiczną kuchnię meksykańską i jukatańską, a do tego pyszne soki. To jedno z najlepszych doświadczeń kulinarnych jakiego doznaję w Meksyku, w dodatku za niewielkie pieniądze. Przez resztę pobytu w Valladolid stołujemy się juz tylko tam.
Chichen Itza
Chichen Itza to nie tylko słynny kompleks ruin Majów, ale też rozłożone pośród zabytków centrum pamiątkowo–targowe. Można tam usłyszeć handlarza reklamującego meksykańską cepelię w języku polskim: „Taniej niż w Biedronce!”. Mimo odpustowej atmosfery ruiny zdecydowanie warte są zobaczenia. Szczególne wrażenie robi piramida Kukulkana, a już zwłaszcza kiedy odpoczywają na niej sępy i jedzą sobie z dziobków. Na teren strefy archeologicznej koniecznie trzeba wejść nie później niż w godzinach 9–10. Potem jest dużo, dużo gorzej, gdyż po hotelowym śniadaniu do Chichen Itza zjeżdżają całe tabuny autokarów, pełne resortowych turystów. Nie tylko trzeba wtedy zwiedzać w tłumie, ale także odstać do kasy biletowej potężną kolejkę.
Do Chichen Itza dojechaliśmy busem z Valladolid (około 20 MXN). Na powrót trzeba trochę poczekać. Miejscowi znają częstotliwość z jaką kursują busy w kierunku Valladolid.

Coba
Jeszcze jeden kompleks ruin Majów. Można dojechać tam z Cancun, Playa del Carmen, Tulum albo Valladolid (my jedziemy taksówką z Valladolid za 160 MXN). Wstęp kosztuje około 5 USD. Oprócz spektakularnych piramid położonych w dżungli oferuje możliwość przemieszczania się po strefie archeologicznej na rowerach (około 30 MXN), co czyni zwiedzanie jeszcze bardziej atrakcyjnym. W Coba można zobaczyć płaskorzeźbę z rzekomą przepowiednią końca świata w 2012 roku. W jeziorze położonym obok miasteczka Coba podobno żyją krokodyle. Ja dostrzegam tylko jeden egzemplarz czapli.
Ek Balam
Niewielkie, ale ciekawe ruiny w sam raz na krótki wypad taksówką z Valladolid (100–140 MXN za pojazd, cena w jedną stronę). Niestety, obsługa Ek Balam wyprasza zwiedzających jeszcze przed oficjalną godziną zamknięcia parku. Kiedy nadchodzi formalny czas zakończenia zwiedzania, wszyscy pracownicy są już dawno w drodze do domu, zaś my szukamy powrotnej taksówki do Valladolid.
Isla Mujeres
Z Valladolid do Cancun jedzie się około 3 godziny, wliczając w to korki w samym Cancun. Za przejazd płacimy 90 MXN. Z dworca autobusowego przemieszczamy się do przystani Puerto Juarez, skąd prom na Isla Mujeres kosztuje 70 MXN.
Wysepka Isla Mujeres to idealna przechowalnia dla turystów, którzy oczekują na wylot z pobliskiego Aeropuerto de Cancun, ale nie mają ochoty spędzać czasu w samym Cancun. Ta ostatnia miejscowość ma opinię wielkiego turystycznego kombinatu i pozbawionej lokalnego kolorytu maszynki do robienia pieniędzy. Oczywiście infrastruktura na Isla Mujeres również służy zarabianiu pieniędzy, ale wszystko ma mniejszy rozmach. W końcu to tylko niewielki skrawek lądu, na którym na dodatek ocalało trochę „prawie dzikich” plaż (miejscowi odradzają kąpiel po wschodniej stronie wyspy ze względu na silne prądy). Informacje na temat transportu promowego Cancun–Isla Mujeres znajdują się pod adresem: http://www.cancun-discounts.com/isla-mujeres-ferry.htm
Z tanim noclegiem bez rezerwacji może być trochę problemów. Na szczęście kolega wyrusza z Valladolid na Isla Mujeres kilkanaście godzin wcześniej niż reszta grupy i załatwia nocleg w hotelu Carmelina (500 MXN za 4 osoby). Dzięki temu pozostali mogą sobie przyjechać na Isla Mujeres późnym wieczorem.
Najtańszym miejscem noclegowym na Isla Mujeres jest Pocna Hostel http://www.pocna.com/index.asp , gdzie oprócz wieloosobowych sal i kempingu oferują dobre miejsce do imprezowania i nawiązywania znajomości.
Nasz pomysł na Isla Mujeres to spakowanie do plecaczków strojów kąpielowych, wody i jedzenia, a następnie wynajęcie na cały dzień rowerów. Na drugim krańcu wyspy warto obejrzeć latarnię morską i ogromny pomnik iguany. Żywe iguany też tam są i malowniczo pozują na skałach albo biegają po chodniku. Na wyspie znajdują się również pocztówkowe plaże, ale nie wszędzie dostęp jest bezpłatny.
Ponadto na Isla Mujeres znajduje się ochronka dla żółwi „Tortuguero”. Trafiam tam przypadkiem idąc po prostu wzdłuż zaniedbanej plaży, pełnej betonowych przeszkód utrudniających spacer. Długo tam nie zabawiam. W przeciwieństwie do innych zwiedzających, nie mam na nadgarstku specjalnego kolorowego paska. Po zrobieniu paru zdjęć udaję się w swoją stronę.
Wracając z objazdu wyspy połączonego z plażowaniem spostrzegamy miejscową restaurację. Brak angielskich napisów to dobry znak. Postanawiamy tam właśnie udać się na posiłek. To kolejny strzał w dziesiątkę. Restauracja nazywa się „La Lomita” i znajduje się przy ullicy Juarez.
Isla Mujeres–Cancun–Cancun Aeropuerto
Droga do portu lotniczego ma trzy etapy. Promem docieramy do Puerto Juarez, skąd łapiemy taksówkę na dworzec autobusowy w Cancun. Tam wsiadamy w autobus ADO, który zawozi nas na lotnisko. Kursują średnio co pół godziny (w nocy i rano rzadziej). Przejazd z dworca autobusowego na lotnisko trwa około 30 minut. ¡Hasta la vista México!


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u