ZIMBABWE i BOTSWANA – Joanna Kłosowska-Holona i Karol Holona

Podróż w terminie: 12.10.2013-02.11.2013

Kosztorys podróży dla 2 osób:
Dzień 1 – przylot do Harare
Wizy dwukrotne 2×45$
Dzień 2 – Harare
Farma węży 2×5$
Farma lwów i innych dzikich zwierząt 2×10$
Dzień 3 – Harare, Dombushava
Wejście do Dombushavy 2×10$
Transport z/do Harare 4$/2os
2 kamienne rzeźby i napoje w restauracji 7$ i 4$
Zakupy spożywcze 13$
Bus po Harare 1$/2os
Dzień 4 – przejazd do Victoria Falls
Autobus Pathfinder (ok. 13h jazdy) 2×60$
Kawa 1$
Nocleg w VF – VF Restcamp&Lodges 40$/2os/challet bez łazienki
Dzień 5 – VF
Nocleg 40$
Wejście na wodospady 2×30$
Śniadanie w restauracji 20$/2os
Pamiątki 6$
Kolacja PizzaInn 13$/2os
Internet 2$/2h
Zakupy spożywcze 12$
Kartki i znaczki 20$ (7lub8)
Karta SIM i doładowanie 1$ i 10$
Stare dolary zimbabwańskie 5$/kilka banknotów
Dzień 6 – VF
Nocleg 40$
Lot helikopterem nad wodospadami 250$/2os + 24$/2os za wejście do parku
Boma restaurant 2×28$ + 20$ za napoje (30% zniżki)
Zakupy spożywcze 5$
Pamiątki 13$+20$+30$+2$+11$+17$ = 93$
Dzień 7 – VF, odpoczynek
Śniadanie 7$/1os
Pamiątki 3$+5$
Zakupy spożywcze 6$
Internet 2$/2h
Obiad PizzaInn 16$
Safari Lodge Restaurant napoje 7$
Nocleg 40$
Dzień 8 – przejazd do Kasane, Botswana
Przejazd busem 2×25$
Nocleg Safari Lodge Campsite 22$/namiot
Zakupy spożywcze 115P
Jedzenie restauracja indyjska 160P
Pamiątki 20P

Dzień 9 – Kasane, safari
Nocleg 22$
Safari game + boat w Flame of Fire 2×70$, za długą wycieczkę do lwów dopłaciliśmy kierowcy 100P
Zakupy spożywcze 80P
Dzień 10 – przejazd do Maun (Delta Okavango)
Nocleg Okavango River Lodge 300P/wynajem dużego namiotu dla 2os/2os
Trasa Kasane-Maun stopem 200P
Jedzenie fastfood 150P
Kolacja 65P
Klapki i naszywka 145P
Dzień 11 – Delta Okavango
Nocleg 300P
Koszulka 150P
Kolczyki 30P
Minibusy lodge-centrum 17P (3,5P/os/1 strona)
Internet 10P/30min
Obiad w restauracji noclegowej 170P
Zakupy spożywcze 140P
Dzień 12 – Delta Okavango
Nocleg 300P
Samolot za 1h lotu 2250P+120P(podatek)/wynajem całego samolotu 3os
Zakupy spożywcze 125P
Pamiątki 190P
Obiad w restauracji noclegowej 115P
Minibus nocleg-centrum 7P+20P(za taksówkę, gdzie jechały łącznie 4 osoby)/2os
Dzień 13 – dojazd do Francistown
Autobus Maun-Francistown 2×104,80P
Nocleg Francistown Grand Lodge 350P/pokój z łazienką
Taxi 50P (zamawiana z logde, maun) i 8P (Ftown)
Zakupy spożywcze, w tym obiad w sparze 140P
Dzień 14 – dojazd do Bulawayo
Autobus FT-Bulawayo 2x70P + 20P (chyba na łapówki dla policji)
Nocleg Packers’ Paradise Bulawayo 50$/pokój podwójny bez łazienki)
Obiad restauracja obok noclegu 9$
Napoje w okolicznym barze 4$
Taksówka 50P (Bulawayo) i 20P (FT)
Zakupy spożywcze 20P
Dzień 15 – Bulawayo
Nocleg 50$
Pamiątki 7$
Zakupy spożywcze 16$
Kawa, herbata, frytki 7$
Obiad w restauracji koło noclegu 9$, piwo w barze 1,5$
Muzeum Natural History 2×10$
Dzień 16 – Bulawayo, Matopos NP
Nocleg 50$
Taxi Bulawayo-Matopos NP w dwie strony 2×40$
Wstęp do Matopos NP 2×15$ + 2×10$ (wejście na górę z kamieniami i gróbem)
Zakupy spożywcze 16$
Obiad w restauracji bardziej eksluzywnej 30$/2os (ale jeden główny posiłek)
Dzień 17 – Great Zimbabwe, Masvingo
Przejazd B-Masvingo 2×10$ minibus (4-5h jazdy)
Taxi Bulawayo na miejsce odjazdu minibusów 5$
Bus Masvingo-Great Zimbabwe 2×2$ (0,5h jazdy)
Obiad w restauracji w Great Zimbabwe 27$
Nocleg 10$/namiot – na miejscu jest tylko jeden nocleg „budżetowy”
Dzień 18 – Great Zimbabwe
Nocleg 30$/rondavel 2osobowy – to samo miejsce noclegowe co namiot
Zakupy spożywcze Masvigo 19$
Transport GZ-Masvingo tam i z powrotem 2×1,5$ + 2×2$
Śniadanie (bufet w lokalnej restauracji) 27$/osobę
Obiad (ta sama restauracja) 32$/2os
Dzień 19 – Great Zimbabwe
Nocleg 30$
Wstęp GZ 2×15$
Obiad 30$
Dzień 20 – Harare
Bus do Masvingo 5$/2os
Autobus Masvingo-Harare 2×15$
Taxi w Harare 20$
Zakupy spożywcze 15$
Dzień 21 – Harare, zakupy pamiątkowe
Obiad w eleganckiej pizzerii 24$/2os
Zakupy spożywcze 36$( w tym kawa i herbata z Zimbabwe do Polski)
Pamiątki 15$+12$+15$+20$+5$+10$+5$+5$+15$+20$+20$ = 142$
Dzień 22 – Harare, powrót do Polski
Zakupy spożywcze 10$
Taxi na lotnisko 20$
Pakowanie w folię plecaka na lotnisku 5$

Podsumowanie:
Loty Warszawa – Amsterdam-Harare, KLM, 2×2550 zł
Parking Okęcie 200zł
Ubezpieczenie dla 2 osób 600zł
Przewodnik 100 zł
Malarone 200 zł
Wydane na miejscu ok. 10 000 (+/-200 ) zł dla 2 osób na 3 tygodnie
Łącznie – ok. 16 500 zł

Do podróży proponujemy przewodniki Lonely Planet, niestety nie ma dedykowanego dla Zimbabwe, tylko w całości Southern Africa, więc temat podróży po Zimbabwe nie jest tak wyczerpująco opisany, ale i tak jest w nim dużo potrzebnych informacji.
Zimbabwe: wizy na lotnisku dla Polaków 1 lub 2krotne (odpowiednio 30$ i 45$) – należy przy stanowisku zaznaczyć, że się chce podwójną, bo nie pytają tylko z automatu wbijają pojedynczą. Jeżeli potrzebne jest więcej niż dwa przejścia, to za każdym razem na granicy można kupić kolejną wizę jednokrotnego wjazdu. Nie trzeba mieć żadnych wymaganych szczepień.
Domboshava – miejsce pod Harare (ok 40 min jazdy lokalnym autobusem), gdzie można oglądać malowidła naskalne datowane na 6000 do 10000 lat temu, sama okolica również ciekawa, z ładnymi widokami – skały granitowe porośnięte różnokolorowymi porostami.
Pomiędzy głównymi miastami Zimbabwe (Harare-Bulawayo-Victoria Falls) jeżdżą eksluzywne autobusy, jest kilku operatorów – my korzystaliśmy z Pathfinder. Jest to dość droga opcja, ale autobus porządny, dają jedzenie i picie na pokładzie – całość dość europejska. Trasa od Harare do VF długa, jechaliśmy ok 13h, z bardzo sprawną zmianą autobusu w Bulawayo. Wyjazd autobusu z Harare ok. 7.30.
W Victoria Falls ten autobus podjeżdża do Kingdom Hotel, skąd jest dość niedaleko do centrum miasteczka i naszego noclegu (ok. 1km)
W Vf jest duży, dobrze zaopatrzony sklep.
W VF warto odwiedzić Boma Restaurant, jest to dość droga zabawa, ale dużo dobrego jedzenia i fajny klimat. Miejsca trzeba zarezerować wcześniej, bo jest duże zainteresowanie, zwłaszcza wycieczek. Ponieważ jest ona znacznie oddalona od centrum, można tam dojechać spod Kingdom Hotel darmowym busem, jeżdżącym mniej więcej co 30min (panowie strażnicy hotelu są zorientowani co do godzin odjazdu).
Zakupy pamiątek: dużo pamiątek jest w sklepikach (drogo) i na Crazy Market w VF – wybór wydawał mi się większy niż w Harare, więc jak coś szczególnie zdobyło serce to warto jednak kupić . Natomiast my większość pamiątek kupiliśmy w Harare na Avondale Market, przy Avondale Shopping Center – jest tu jedna uliczka z pamiątkami, ceny są niższe niż w VF, choć nie ma wszystkiego. Oczywiście wszędzie się mocno należy targować, cechy obniżaja nawet kilka razy  Kolejnym miejscem pełnym kamiennych pamiątek jest uliczny market przy Newlands Shopping Center.

Botswana: dla Polaków wiza jest bezpłatna, otrzymujemy ją na granicy, pytają tylko na ile dni wjeżdżamy i należy się tej ilości dni trzymać i nie przekraczać . Bez wymaganych szczepień.
Z VF pojechaliśmy do Kasane w Botswanie, które jest miejscem wypadowym do Chobe NP. Przejazd zorganizowaliśmy w jednym z biur turystycznych w VF (na skrzyżowaniu ulic Park Way i Mosi-Oa-Tunya, idąc z Parkway – na tej ulicy jest Rest Camp – przejść przez drogę i skręcić w lewo w Mosi, po prawej będą sklepiki z pamiątkami i w pierwszym z nich, dużym znajduje się małe biuro podróży z bardzo miłą obsługą): do granicy dowiózł nas jeden bus, od granicy do wybranego przez nas miejsca drugi bus; na granicy kierowcy się sami odnaleźli, przepakowali nas i jeszcze pomogli z granicznymi papierami  więc transfer na 5!
W Kasane spaliśmy daleko od centrum – ok 40 min piechotą- pod namiotem. Generalnie ciężko tutaj o tani nocleg, nawet nie pytaliśmy o ceny pokoi zważywszy na standard całego kompleksu. Natomiast zaraz obok jest jeden z dużych marketów , gdzie można wszystko kupić, więc nie trzeba w tym celu iść do centrum.
Uwaga na nietypowe kontakty elektryczne w Botswanie – my mieliśmy grzałkę elektryczną i musieliśmy przerobić wtyczkę, żeby móc z niej skorzystać; oczywiście wtyczkę kupiliśmy w pobliskim markecie. Przez przypadek znalazłam w sklepie polskim adapter. http://8a.pl/ladowarki-i-adaptery/przejsciowka-skross-single-travel-adapter-afryka-poludniowa
W Zimbabwe kontakty są jak w Anglii i nasze wtyczki na chama do nich wchodzą 
W centrum miasta załatwiliśmy safari w Flame of Africa Travel Agency, zlokalizowane w obrębie kompleksu handlowego ze Sparem. Z safari, zarówno jeepem jak i łodzią byliśmy bardzo zadowoleni, agencja godna polecenia. Sam Chobe NP również rewelacyjny i mnóstwo zwierząt, oczywiście zachód słońca niepowtarzalny
W centrum jest dość cieżko z obiadem – poza KFC nie ma za dużo knajp, koło naszego noclegu również brak. Znaleźliśmy indyjską knajpę po drugiej stronie ulicy niż Spar, jedzenie w rozsądnych cenach i naprawdę pyszne!
Z Kasane do Delty Okavango pojechaliśmy stopem, z gościem którego poznaliśmy na kampingu, wiem tylko, że nie ma bezpośredniego połączenia i trzeba na to liczyć 2 dni z noclegiem w Nata. Można przejechać jeepami przez sawannę z Chobe NP do Maun, ale to zajmuje kilka dobrych dni.
W Maun wiekszość backpakerskich noclegów jest oddalona od centrum jakieś 30min samochodem. Polecamy Okavango River Logde, bo jest bezpośrednio przy drodze (w przeciwieństwie do Packers Paradise – spory kawałek od głównej drogi, dla osoby niezmotoryzowanej dodatkowe utrudnienie aby dotrzeć do centrum), a jednak nad rzeką, ciche i przyjemne, mają porządne namioty do wynajęcia za rozsądną cenę, dobrą i niedrogą jak na tamtejsze warunki restauracje. Do centrum łapaliśmy taksówkę lub busika.
Lot nad Deltą Okavango mieliśmy małą 4-osobową Cesną, bilety kupiliśmy bezpośrednio u linii lotniczych obsługujących te loty, zaraz przy lotnisku, a nie w agencji turystycznej – pytaliśmy w kilku i wychodziło drożej .
W mieście jest dworzec autobusowy, oczywiście bez rozkładu jazdy, ale panie sprzedające przekąski podróżnym są dobrze zorientowane w godzinach odjazdu. My jechaliśmy do Francistown – autobusy odjeżdzały od wczesnych godzin porannych do wczesnego południa do godzinę, każde 30 min po pełnej godzinie (8.30, 9.30, 10,30…). Autobus był nienajgorszy i pokonał trasę w przewidzianym czasie.
Z Francistown przejechalismy do Bulawayo, tu było gorzej z informacją godzinową na dworcu – po prostu przyjechaliśmy rano na dworzec i czekając kilka godzin znaleźlismy właściwy autobus (w opłakanym stanie) i z małym poślizgiem wyruszyliśmy dalej. Trasa zajęła nam dłużej niż planowana – przez kontrole bagaży lokalnych ludzi.
Na granicy Botswana-Zimbabwe lokalnym robią dokładne kontrole i przeszukiwanie bagażu, ale nas się nie czepiali i nic nam nie kazali pokazywać.
Matopos NP – oddalony od Bulawayo o ok. 30 km, nie ma autobusów ani busów jeżdzących z centrum – pozostaje taksówka lub własny transport. W samym parku również należy posiadać własny transport, gdyż grób i słynne wzgórze z kamieniami jest oddalone od bramy wejściowej o 13km, a droga asfaltowa prowadzi przez busz. Oczywiście różne malowidła naskalne ( stanowisk z malowidłami do zwiedzania jest conajmniej kilkanaście, a łacznie w parku kilkaset) są jeszcze dalej – na drodze brama-grób są tylko jedne. My zrobiliśmy właśnie ten błąd i chcieliśmy pieszo zwiedzać park, dlatego nie zobaczylismy zbyt wiele. Z tego co wiem na terenie parku są kampingi do spania, my nie korzystalismy z tej opcji, mieliśmy jednodniową wycieczke z Bulawayo.
Jak pisałam, w Bulawayo spaliśmy w Packers’ Paradise, warunki trochę niedostosowane do ceny, ale w dużych miastach niestety tak to wygląda. Na całe szczęście zaraz obok był bar „piwny” z footballem dla lokalnych i do tego lokalna restauracja – w menu dosłownie kilka dań, ale smaczne i naprawdę tanie. Jest to ważne, bo nocleg jest troche oddalony od ścisłego centrum. Jak zapada zmrok (ok. 18) wszędzie robi się ciemno – nie funckjonuje oświetlenie uliczne, więc pomijając fakt, że po prostu nic nie widać, to jeszcze do tego nie jest zalecane chodzenie gdziekolwiek po zmroku (dotyczy chyba połowy Afryki). Dodatkowo w tym „kompleksie” barowo-restauracyjnym jest dyskoteka dla lokalnych – my trafilismy do Bulawayo na weekend i imprezy były do późnej nocy, oczywiście z głośną muzyką.

Do Masvingo nie jeżdżą autobusy eksluzywne typu Pathfinder, znaleźliśmy za to busiki, które startują z pseudodworca czyli chodników na skrzyżowaniu ulic Samuel Parirenyatwa Rd. i Leopold Takawira Ave. I trzeba swoje odczekać aż się busik napełni (standardowy schemat, który nie dotyczy tylko linii eksluzywnych).
Do Masvingo dojechaliśmy w przewidywanym czasie, uprzejmy kierowca zawiózł nas do miejsca skąd odjeżdzają busiki jadące do hotelu Great Zimbabwe (normalnie busik zatrzymuje sie w innej części miasta na pseudoparkingu). Kolejnym busikiem w pół godziny dotarlismy do hotelu.
Całość kompleksu wygląda następująco: z głównej drogi jedzie się kawałek do hotelu, nastepnie kilkaset metrów do lodge, rondavels i pola campingowego również o nazwie Great Zimbabwe. Z tego miejsca widać już bramę wejsciową do ruin. Napotkaliśmy dość zaskakujący problem na miejscu – brak mniejsc noclegowych w lodges i rondavels, mielismy namiot, więc jedną noc tak przeczekaliśmy, potem przenieśliśmy się do rondavels. Natomiast jeżeli ktoś nie zabiera namiotu – radzę zarezerwować wcześniej nocleg, bo hotel jest drogi, innych noclegów w okolicy nie ma, można jeszcze wrócić znowu do Masvingo i tam szukać noclegu – ale miasto niezbyt piękne, a przewodniki piszą że i z noclegami marnie. Kolejnym małym uniedogodnieniem są posiłki – sniadania robiliśmy we własnym zakresie, bo w hotelu przeraźliwie drogie; obiady jedliśmy już w restauracji i ceny były znośne. Można jeszcze robić coś we własnym zakresie – jest elektryczność i miejsca na ognisko.

W Zimbabwe często są przerwy w dostawie prądu – jeżeli miejsca noclegowe mają generatory to pół biedy, ale jak nie – to już gorzej – właśnie w GZ mieliśmy tego typu problemu, tzn notoryczne przerwy w dostawie, nawet kilkugodzinne, o każdej porze dnia i nocy. Hotel ma generator, więc restauracja działała.
Bilet wejścia do GZ jest wielokrotny – jak ktoś chce zostać kilka dni, można codziennie zaglądać na ruiny. A faktycznie całe to miejsce, łącznie z campingiem tchnie spokojem, historią, naturą – warto!

Żeby z hotelu dostać się do Masvingo trzeba pieszo dojść do głównej drogi, następnie do skrzyżowania i tam łapać stopa lub busika.
W drodze powrotnej do Harare, po raz kolejny miły kierowca busika (poproszony o to) podwiózł nas na pseudodworzec autobusowy, akurat bylismy ostatnimi pasażerami wsiadającymi do autobusu i od razu wyruszyliśmy w drogę. W Harare autobus nie dojechał do centrum, tylko wszytskich wyrzucił na stacji benzynowej na obrzeżach miasta – żeby nie płacić łapówek w centrum. Więc musielismy wynając taksówke, która nas zabrała w miejsce docelowe – oczywiście kosztowała prawie tyle co kilkugodzinna podróż autobusem dla 2 osób…

Wracając do łapówek – na drogach zimbabwańskich stoi mnóstwo policji, która zatrzymuje wszystkie pojazdy (przynajmniej lokalne, czy samochody którymi jeżdzą turyści to nie wiem), rzadko kiedy sprawdza dokumenty, sugeruje ile należy zapłacić, kierowna płaci i jedzie się dalej.Nie chcieliśmy nawet liczyć ile oni w ten sposów zarabiają… W każdym razie wszyscy, na każdym kroku, mówią jak policja jest skorumpowana i do niczego nieprzydatna. A tego typu postojów jest nawet do kilkunastu na kilkugodzinnych trasach.

Bezpieczeństwo: przez 3 tygodnie podróży zarówno w Zimbabwe jak i Botswanie nie spotkała nas żadna nieprzyjemna sytuacja, nie wspominając o groźnej. Ludzie uśmiechnięci, życzliwi, pomocni – ale się nie narzucają i raczej nie podchodzą z pytaniem czy pomóc – trzeba samemu, a wtedy chętnie pomagają. Tak więc bezpiecznie, bezproblemowo i w duchu przyjaźni. Dodatkowo starsi Zimbabwańczycy wręcz z szacunkiem odnosza się do każdego białego – na ulicy się kłaniają ściągając kapelusze, z pięknym uśmiechem – bardzo miłe doświadczenie 

Jedzenie: w Zimbabwe czy w Botswanie nie ma dużego wyboru lokalnych smakołyków, jedyne co jest do skosztowania to sadza, czyli taki bardzo gęsty grysik, raczej bez smaku, najczęstszy dodatek do mięsa dla lokalnych. Poza tym w samej restauracji Boma w VF można skosztować krokodyla, impalę, guźca czy robaki mopani – w ramach urozmaicenia  Poza tym żywiliśmy się dość europejsko zarówno w restauracjach jak i fastfoodach (z pizzą, hamburgerami i kurczakami). W prawie każdym dużym sieciowym sklepie jest strefa „take away”, gdzie tanio można sobie kupić coś ciepłego do jedzenia – spagetti, kurczaka, frytki, lasagne i inne jedzenie tego typu. W sumie największy problem był ze śniadami, w restauracjach nieproporcjonalnie drogie; my zabraliśmy ze sobą z Polski konserwy w postaci pasztetów i gulaszy angielskich i degustowaliśmy codziennie z lokalnym pieczywem i ketchupem – przynajmniej było tanio i na miejscu

W razie pytań można pisać na @: krulik18@tlen.pl
Chętnie pomogę i odpowiem na pytania, bo wiem jak mało informacji na temat podróżowania z plecakiem w tych rejonach świata jest w internecie.


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u