Transahara (Niger – Algieria) – Jakub Pająk

Transahara (Niger – Algieria)

Jakub Pająk

Relacja jest fragmentem ponad 3 miesięcznej podróży przez Afrykę, którą odbyłem w terminie 9.01 – 22.04.2006 roku. Moim zamiarem było dwukrotne przemierzenie Sahary. Trasa w zarysie to:

Kraków – Niemcy – Francja – Hiszpania – Gibraltar – Hiszpania (Algericas – Ceuta) – Maroko – Sahara Zachodnia – Mauretania – Mali – Burkina Faso – Togo – Benin – Niger – Algieria – Francja – Włochy – Austria– Słowacja – Kraków

NIGER – informacje praktyczne

Czas trwania podróży: 07.03 – 25.03.2006

Trasa przejazdu:

Benin (Malanville) – Gaya – Dosso – Kouré – Niamey – Agadez – Aïr i Ténéré (Azel, Tîmia, Assodé, Arakaou, Adrar Chiriet, Iferouân) – Dabous – Agharous – Falaise de Tiguidit (Tawachi, Marandet) – Tchighozérine – Tafédek – Agadez – Arlit – Assamaka – Algieria (In-Guezzam – Tamanrasset)

Waluty

frank zachodnioafrykański CFA (CFAF),

1 $ = 529 CFA, 1000 CFA = 1,89 $ ≈ 6,2 PLN

1 € = 625 CFA, 1000 CFA = 1,6 € ≈ 6,2 PLN

1203 PLN = 205.750 CFA (wypłata w bankomacie)

Wiza

20.000 CFA – w Burkina Faso, w Ouagadougou jest konsulat Nigru w okolicy Av Kwame Nkrumah i Rue Maurice Bishop !!! (gotowe tego samego dnia)

– w Beninie: Cotonou lub Parakaou

– możliwe jest też wyrobienie wizy na granicy!!! (sprawdzone od strony Beninu, Malanville/Gaya);

Noclegi

Niamey – pokój na misji – 14.000 CFA (niechętnie przyjmują gości)

Agadez: Case de Pasage – 2.000 CFA (na lewo, bo nie przyjmują gości)

Hotel Tidene 1 os./2 os. – 9.500 / 15.000 CFA

Przejazdy

Niamey – Agadez (bus SNTV) – 14.100 CFA

moto-taxi w Agadezie – 200 CFA

Agadez – Arlit (bus SNTV) – 3.450 CFA

Arlit – Assamaka (ciężarówka) – 5.000 CFA

Assamaka – In-Guezzam (taxi collective) – 500 DA

Wstępy

Agadez: wejście na minaret – 1000 CFA; dom piekarza 1000 CFA + 1000 CFA za foto;

Iferouane – pokaz tańca tuareskiego – 5 €; Tawachi – wstęp na wykopaliska dinozaurów 2000 CFA

Inne

pocztówka 400-500 CFA; znaczek 515 CFA; internet 500-1500 (Agadez) CFA; wypalenie CD 2000 CFA; piwo: 450 CFA w Niamey, 1000 CFA w Agadezie w hotelu, 2000 CFA na kempingu w Iferouanie; cola – 300 CFA; jedzenie na ulicy 100-200 CFA; woda: w woreczku 50 CFA, w butelce 1,5 l 300-900 CFA; jogurt 175 CFA; wino 1l 800 CFA; T-shirt 2000 CFA; tuareskie krzyże 1500-2000 CFA;

Dodatkowe koszty

tygodniowa wycieczka w Air i Tenere – 300 $ (po ostrym targowaniu) – Agharous Voyage; wynajęcie auta w Agadezie 50.000 CFA/dzień + paliwo, małe auto w Agadezie 200 € + paliwo

ALGIERIA – informacje praktyczne

Czas trwania podróży: 26.03 -14.04.2006

Trasa przejazdu:

Niger (Arlit – Assamaka) – In-Guezzam – Tamanrasset – Hoggar (Tamkrst, Oued Tahifet, Atakor, Assekrem, Guelta Afilal) – Tamanrasset – In-Salah – Timimoune – El-Maniaa (El-Golea) – M’Zab (Ghardaïa) – Touggourt – Temacine – El-Oued – El-Kantara – Batna – Annaba – Francja (Marsylia)

Waluty

dinar angielski (DA),

1 $ = 73 DA, 100 DA = 1,37 $ ≈ 4,45 PLN

1 € = 88 DA, 100 DA = 1,14 € ≈ 4,41 PLN

1 PLN = 21,85 DA (transfer Western Union), 100 DA = 4,58 PLN

Wizy

Ambasada Algierskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej ul. Dąbrowiecka 21, 03-932 Warszawa, tel. 617 58 55, 617 59 31, fax 616 00 81, e-mail: ambalgva@zigzag.pl

Wniosek wizowy, 3 zdjęcia, zaproszenie bądź potwierdzenie rezerwacji wycieczki lub miejsca w hotelu w Algierii (albo inny sposób kombinacji 🙂 Koszt około 200 PLN

Noclegi

Tamanrasset – Camping Boubou, tel. 21329347200 – 500 DA/pok.

In-Salah – Camping Palmerie – 300 DA/pok.

Schroniska młodzieżowe HI (Auberges de Jeunesse) – 100-150 DA/os.(Timimoun, El-Golea, Daya k/Ghardaia, Toggurt, El-Oued, El Kantara, Batna…)Hotele w Touggourt: Hoggar 300 DA/1 os., 400 DA/ 2 os.; Salam 600 DA/ 1 os., 700 DA/ 2 os.; El-Nakhla 1290 DA/1 os.

Przejazdy

In-Guezzam – Tamanrasset (taxi collective) – 3000 DA

taxi w Tamanrasset – 50 DA, diesel – 21.20 DA/l

Tamanrasset – In-Salah (bus) – 1000 DA

In-Salah – Arak (bus 4:30) – 500 DA

Arak – Timimoun (taxi collective) – 300 DA

Timimoun – El-Golea (bus) – 400 DA

taxi w El-Golea – 10 DA

El-Golea – Ghardaia (taxi collective) – 300 DA

taxi nocą do Daya – 200 DA

autobusy z Ghardai do miast M’Zabu – 10 DA

Ghardaia – Ourgla (bus) – 200 DA

Ourgla – Touggourt (bus) – 170 DA

taxi w Touggourt – 50 DA, bus w Touggourt – 10 DA

Touggourt – Temacine (busik) – 15 DA

Touggourt – El-Oued (taxi collective) – 100 DA

El-Oued – Biskra (taxi collective) – 300 DA

taxi w Biskrze – 50 DA

Biskra – El-Kantara (bus) – 50 DA

El-Kantara – Batna (bus)– 60 DA

taxi/bus w Batnie – 80/10 DA

Batna – Annaba (taxi collective) – 200 DA

Paliwo – stałe ceny w całym kraju:

w 2006 r.: gaz – 9 DA/l, ropa – 13 DA/l, benzyna 20 DA/l

w 2007 r.: ropa – 13,7 DA/l, benzyna 21,2 DA/l

Prom Annaba – Marsylia (fotel, zniżka studencka) – 111 €

Wstępy

wstęp do miast M’Zabu z przewodnikiem i grupą 200 DA/1h

Inne

kawa, herbata, mleko, sok – 15 DA; drożdżówka 15 DA; omlet z frytkami 70 DA; kanapka z kurą – 100 DA talerz: sałatjka, jajko, oliwki 80 DA; woda 1,5l 30 DA; napój 0,3l – 15-35 DA, 1l – 20-50 DA; pepsi 2l 65 DA; bagietka 5 DA; jajko 7 DA; 1l oliwy 290 DA; pomarańcze 35-60 DA/kg; jabłka 100 DA/kg; orzeszki ziemne 220 DA/kg; serki topione 8 szt. 50 DA; proszek do prania 35 DA, piwo 0,5l 200-300 DA, 150 na północy; pastis 5000 DA; internet 50 -150 DA/h, nagranie płyty Cd 80-200 DA, pocztówka 20 DA, znaczek: Europa – 30 DA, USA 90 DA,; tuareskie krzyże – 250-1000 DA;

Dodatkowe koszty

3-dniowa wycieczka w Hoggar – 100 USD + 20 € (po ostrych targach), Tim Missaw Tours, tel. 00213 29347516, 61649221

(…) Sahara 2006_75 – Niger cz. 20 – Próg Tiguidit cz. 1 – a jednak!!!…

…a jednak! Jadę do tego, co od tygodnia siedzi mi w głowie!!! Mohamed zaproponował, że po przyjacielsku, po kosztach, zabierze mnie do dinozaurów, ale tymczasem zaprasza nas do siebie do domu. Przez furtkę w murze wchodzimy na dziedziniec posesji. Na środku stoi tradycyjny tuareski namiot przykryty palmowymi matami, dający zbawienny cień podczas południowego skwaru. Oprócz namiotu, w rogach placyku odgrodzono murkiem 3 “pomieszczenia” pod gołym niebem: toaleta, prysznic i kuchnia. W domu typowe “meble”- materace pod ścianami i kilka poduszek. Dom jest spory – duży pokój gościnny i dwie sypialnie. Żona i siostra Mohameda podają posiłek (przygotowany chyba przez służącego). Najpierw przystawka – taca z mięsem i bagietki, potem danie właściwe – kus-kus z sosem, warzywami i kawałkami mięsa, a na deser taca sałaty z pomidorami. Na “stole”, którym jest dywan, robi się bardzo żywo i kolorowo od tych wszystkich jarzynowych barw. Kobiety jedzą z nami, wszyscy z jednej tacy przy pomocy łyżek. Tuaregowie jako jedni z niewielu w Afryce używają sztućców, a właściwie sztućca, którym jest łyżka. Tradycyjnie są to duże drewniane bądź metalowe łychy, lecz obecnie wypierają je zwyczajne, aluminiowe łyżki “Made in China”. Po obiedzie długa sjesta, przygotowanie samochodu do drogi i ruszamy na kolejne 3 dni na pustyni.

Sahara 2006_76 – Niger cz. 21 – Próg Tiguidit cz. 2 – Cmentarzysko dinozaurów

Jedziemy w 5-tkę: Mohamed ze starszym z synów – Ahmedou (jest to ich pierwszy wspólny, męski wyjazd na pustynię), Arrousini al-Hussejni, Edith i ja. Po agadeskim pasie startowym spacerują właśnie krowy, dalej droga na Zinder i biwak na wydmach nieopodal Progu Tiguidit.

To właśnie u podstawy Falaise du Tiguidit na odcinku 120 km zlokalizowanych jest kilka stanowisk paleontologicznych. Zmierzamy do bodajże najdoskonalszego ze wszystkich – Tawachi. Dwóch Tuaregów z mieczami trzyma pieczę nad muzeum historii Ziemi pod gołym niebem. Jeden z Błękitnych Ludzi Pustyni oprowadza nas po odsłonięciach. Już pierwsze dosłownie zwala mnie z nóg. Przede mną leży kompletny w 95 % szkielet kredowego gada! Cofam się 135 milionów lat wstecz. Co się stało, że 20-sto metrowej długości 20-sto tonowy roślinożerca został tu na długie, długie miliony lat? Kawałek dalej krokodyl, jeden, drugi, trzeci… Widać skamieniałe kręgi, zęby i skórę, skórę sprzed 110-ciu milionów lat! Przemieszczamy się pomiędzy “ogrodzonymi” skamieniałymi drzewami stanowiskami, a Rycerz Pustyni opowiada historie sprzed 100 milionów lat. Tu kość udowa roślinożercy, tam miednica, tu nadgarstek i żebra drapieżcy, tam znowu zęby, skóra, kręgi… Zaczyna mi się wszystko mieszać pod palącym słońcem Sahary. Chyba dostaję pustynno-paleontologicznego obłędu, a tu jeszcze fenomenalny, 10-ciometrowy skamieniały wąż! …i następne wielkie kości, a dla porównania bielejące “kostki” wielbłąda…

Na zakończenie, żeby nie zostać mentalnie w mezozoiku, szybki przeskok do paleolitu. Tuareg wysypuje z zawiniątka kupkę krzemiennych siekierek, grotów strzał i oszczepów. Teraz już tylko kilkunastotysiącletni krok do rzeczywistości…

(…)

Sahara 2006_78 – Niger cz. 23 – Próg Tiguidit cz. 4 – Pamięć nomadów

Mohamed i Hussajni nie byli w okolicach Progu Tiguidit od 20-tu lat. Zgodnie ze zwyczajem zatrzymujemy się (lub choćby pozdrawiamy) mijając po drodze jakichś koczowników bądź ich obozowiska. Następuje długie powitanie z kilkunastokrotnym muskaniem dłoni. Podczas takiego cyklu powitania i powtarzania w kółko: “La bas?, Habdulla, La bas?, Habdulla, itd….” następuje także szereg pytań. W ten sposób Tuaregowie pozyskują informacje o tym, co dzieje się u znajomych i na świecie wokół nich. Jak się miewa matka, ojciec, brat pierwszy, drugi, trzeci, siostra taka i owaka, babka, dzieci…? Z jakim tatuażem (znakiem) wielbłądy widziałeś po drodze? Czy jest woda w studni takiej a takiej? Gdzie teraz obozują tacy a tacy? Co tam w wielkim świecie? itp., itd.

Chociaż naszych przyjaciół nie było w tych stronach od wielu, wielu lat, spotykani po drodze starzy Tuaregowie dokładnie pamiętają kiedy Mohamed czy Hussajni byli tu ostatnim razem, z kim i po co!!! Mają głowy! 20 lat! Całej ceremonii przyglądają się bacznie maluchy. Często latają całkiem na golasa z oryginalnie przystrzyżonymi czuprynami na kształt irokeza. Starsze dziewczynki paradują zaś po pustyni z fantazyjnie plecionymi warkoczykami, przeganiając z drogi samochodu stada kóz bądź uparte osły.

Sahara 2006_79 – Niger cz. 24 – Odwiedziny

Po ponad tygodniu spokoju pustynia znowu zasnuwa się tumanami pyłu. Wieje jednak ze wschodu na zachód, co nie pasuje mi zupełnie do książkowego kierunku harmatanu z północy na południe. Pytam o co chodzi, czy to na pewno harmatan? Tak, tyle że wiatr zakręca w masywie Airu spadając na jego zachodnie przedpola równoleżnikowymi dolinami.

Ok, akceptuje to wytłumaczenie. Harmatan się nasila, ograniczając widoczność miejscami do 30-tu metrów. Nie przeszkadza to jednak Mohamedowi w jeździe przez pokrytą żwirem płaszczyznę. Czasem śledzimy jakieś pojedyncze trakty opon, to znów jedziemy wprost przez pustkowie. Co stanowi dla Tuarega punkty orientacyjne? Pojedyncze, rachityczne drzewka, większe kamienie? Chyba po prostu ma w sobie wrodzoną busolę. Jak w tej pustynnej mgle, pośrodku niczego, odnajdujemy jeden namiot należący do rodziny?

Okryty palmowymi matami drewniany szkielet daje schronienie ludziom. Za równie palmowym parawanem tłoczą się kozy i owce, próbując ukryć się przed podmuchami harmatanu. Zostawiamy sandały przed namiotem i na czworakach wchodzimy do środka. Dwie kobiety witają się z nami, ale starej ciotce największą radość sprawia wizyta małego Ahmedou. W obejściu nie ma wielbłądów ani wujka, który wybył gdzieś daleko ze zwierzętami na dobre pastwisko. Zasiadamy na matach, a na żarze w mig ląduje czajniczek z herbatą i parę kawałków mięsa. Ponoć nie można pić pustynnej herbaty bez przekąski, bo można się pochorować. Właściwie jedyny mebel w namiocie stanowi bardzo specyficzne łóżko. Na typowe tuareskie posłanie składają się następujące drewniane elementy: 4 nóżki w kształcie klepsydry, 2 okrągłe poprzeczki przypominające sztangi oraz 6 podłużnych żerdek. Do tego dochodzi jeszcze palmowa mata oraz materac. Jak przystało na koczowników jest to sprzęt składany, który można szybko zapakować na wielbłąda. Do montażu posłania nie używa się żadnych kołków, czy sznurków, więc zastanawiam się jak to pracuje, że nie składa się samoczynnie, szczególnie w pewnych sytuacjach…? Trzy kolejki herbatki przegryzanej kawałkami mięsa i ruszamy dalej. Zostałem rodzinnym fotografem Mohameda, więc jedziemy w objazd po kolejnych, rozsianych po pustyni namiotach. Babcia, znajomi, … (…)

Sahara 2006_82 – Niger cz. 27 – Transsaharyjska przeprawa_1 – Legenda

Droga do Algierii jest dla mnie chyba największą niewiadomą z całej podróży. Pewne jest tylko to, że to 600-kilometrowa przeprawa przez pustynię. Na szlaku powinny się znaleźć 2 miejsca: Assamaka i In-Guezzam (nigerski i algierski posterunek graniczny), ale czy na pewno się znajdą? Trasa ta wyrosła w mojej wyobraźni na wręcz mityczną i legendarną: ciężarówki szmuglujące ludzi i towary wprost przez pustynię, ludzie organizujący się w konwoje i zagrożenie ze strony współczesnego saharyjskiego Ali Baby, możliwość ugrzęźnięcia w piasku… Na dodatek nigdy nie trafiłem na nikogo, kto by tę trasę przemierzył publicznym transportem, tym bardziej w tę stronę. Przed wojną domową w Algierii i rebelią w Nigrze był to owszem główny szlak przerzutu samochodów do Afryki, no ale było to ze 20 lat temu, a na dodatek własnymi samochodami. Jak sprawa wygląda dzisiaj? Po rozmowach z różnymi ludźmi informacje są dosyć rozbieżne, ale nie jestem przekonany, czy ktokolwiek z moich rozmówców przejechał te trasę lub choćby widział jak to wygląda. Nic, zobaczymy w Arlicie.

Sahara 2006_83 – Niger cz. 28 – Transsaharyjska przeprawa_2 – Arlit

Cała przygoda zaczyna z początku iść jak po maśle. W górniczym mieście czeka na mnie szwagier Mohameda- Rissi. To on zajmie się znalezieniem odpowiedniego transportu i załatwieniem ewentualnych formalności, ale tymczasem zostaję zaproszony do domu. “Gość w dom, Bóg w dom”- polskie przysłowie, powszechnie stosowane w krajach muzułmańskich. Fati – żona gospodarza, dba abym nie chodzili głodny, więc nie pozostaje nic innego, tylko czekać na pojazd i zwiedzać przemysłowe miasto. Clé de produit Windows 7 Professional
Wychodzę z takiego samego jak wszystkie wokoło pracowniczego domku i pierwsze co widzę to wielka, nienaturalnie zielona hałda i industrialne konstrukcje zaledwie parę kilometrów dalej. To jedna z 10-ciu kopalni uranu, jakie funkcjonują w okolicy dając zatrudnienie prawie wszystkim mieszkańcom Arlitu. Piaszczystymi uliczkami szwendam się po mieście, w którym chyba nie ma nic, co stanowiłoby cos godnego uwagi. Jedyne co mi przychodzi do głowy (i mam na to wielką ochotę), to wizyta w kopalni uranu, tyle że to chyba nierealne w tym świecie – zamiast do Algierii mógłbym pojechać za kratki za szpiegostwo przemysłowe. Wracam do studiowania przewodnika i geologii Algierii, tyle że francuski szybko zaczyna wychodzić mi bokiem.

Sahara 2006_84 – Niger cz. 29 – Transsaharyjska przeprawa_3 – Ta droga długa jest…

…a miało być tak pięknie!, gładko i w ogóle, a tu zaczynają się schody, i to nie do nieba, tylko do Algierii. W Arlicie stawiam się na umówione miejsce prawie punktualnie – 8 rano. Wypytuję o szofera Ibrahima i czekam…

9-ta, podjeżdża wiekowa ciężarówka mercedesa;

11-ta, kończą spawać tylne mosty i wszelkie inne naprawy, ale paka wciąż pusta;

12-ta, podjeżdża pierwszy ładunek – sterta dwunastu beczek po paliwie na dwukołowym wózku (pocieszam się, że taki duży gabaryt szybko zapełni przestrzeń ładunkową);

13-ta, tankujemy wodę na drogę plus ładowanie kolejnej partii beczek;

14-ta, podjeżdżają kolejne dwie dostawy beczek (max to 16 naraz na wózku). Niestety chłopaki spostrzegli, że mogą dosłownie wycisnąć co nieco ropy ze środka, tak więc przechylanie każdej beczki po kolei i gąbka na sznurku w ruchu;

17-ta, załadunek “wykręconych” beczek (rezultat to 7 l oleju napędowego z 16 beczek);

18-ta, ostatnia partia beczek;

19-ta, ładowanie drewna;

21-sza, kompletowanie i odprawa pasażerów;

22-ga, odjazd!;

22:05, zbiórka kasy za przejazd tuż za rogatkami miasta (w tle świecący kombinat uranowy);

23-cia, skoczki pustynne jak piłeczki kauczukowe przeskakują wiązkę światła;

1-sza, postój na nocleg.

W międzyczasie okazuje się, ze cena jaką miałem zapłacić za całość trasy wzrosła z 15-tu do 50-ciu tysięcy CFA! Na razie nie rozumiem sytuacji, więc tak jak większość pasażerów płacę 5-tkę za transport do Assamaki. Tu, po bezproblemowej odprawie paszportowej, podejmuję bezowocne próby negocjacji ceny. Szukając innego wyjścia z sytuacji ucinam sobie pogawędkę przy holenderskim piwku z Kameruńczykiem (browar na środku Sahary, w osadzie kilku betonowych domków zasypywanych przez piaski, to jest to!). Wspólnie ruszamy do algierskiego przejścia granicznego In-Guezzam…

Sahara 2006_85 – Algieria cz. 01 – Transsaharyjska przeprawa_4 – Więzień linii na piasku

…tak więc dojechałem do In-Guezzam. Tu niestety, pomimo pomocy lingwistycznej i duchowej kameruńskich i algierskich współtowarzyszy podróży, okazuje się, że dalej z nimi nie pojadę. “Musisz podróżować z przewodnikiem!” i kropka. Nie do przeskoczenia żadnym sposobem.

12-ta, przyjeżdża jakiś wąsaty bęcwał (ma nawet problem z wybraniem numeru na telefonie komórkowym!), co to niby jest przewodnikiem;

12:30, okazuje się, że przewodnik jest jakoś całkowicie lewy, bo potrzebnych mi papierów wystawić nie może;

12:45, pomoc jaką oferuje, to telefon do jakiejś agencji turystycznej w Tamanrasset. Cena 33ŕ euro za dojazd 375 km do oazy u stóp Hoggaru rzuca mnie na kolana. Temu panu podziękujemy!;

13-ta, pojawia się grupa turystów! Ich przewodnik wraca „pusty” do Tamanrasset, ale nie może mi wystawić papierów ani skontaktować się z szefem, więc nic z tego. Ponoć kontrole papierów na “czekpointach” są drobiazgowe;

14-ta, czekam na cud. Jak ominąć paranoję prawie 400-tu kilometrów jazdy z Tamanrasset do In-Guezzam i tyleż samo z powrotem, tylko po jednego człowieka?

16-ta, pojawia się znajoma ciężarówka. Proponuje 100 dolarów za transport do Tamanrasset.

Dakor, tyle że nie udaje się wydobyć od funkcjonariuszy mojego paszportu z wbitą pieczątką wjazdową; Pozostaje tylko czekać, co przyniesie bukra (jutro). Jak na razie to ugrzęzłem pośrodku Sahary, na linii nakreślonej na piasku. Do Nigru nie mam powrotu, bo skończyła mi się wiza, a na nową miejsca w paszporcie brak. Algieria zaś w proponowanym wydaniu, to bankructwo w ciągu 3 dni, a jeszcze trzeba jakoś dopłynąć do Europy… tak więc koczuję sobie na posterunku granicznym Algierskiej Republiki Socjalistyczno-Demokratycznej (Al-Dżazira). Jest woda i cień, miłe choć konserwatywno-biurokratyczne towarzystwo, które nakarmi i pomoże, ale w jednym nie ustąpi. Może bukra (jutro) się cos wydarzy, insz-Allah!

Sahara 2006_86 – Algieria cz. 02 – Transsaharyjska przeprawa_5 – Bukra

Zasypiam przy monotonnej kołysance generatora prądu. Noc jest wyjątkowo ciepła (nie rozumiem doprawdy od czego to zależy, że raz się człowiek rozpływa, a raz telepie z zimna) i spokojna, jedynie z kilkoma przerwami na przegonienie watahy zdziczałych psów pustynnych. O poranku pojawia się toyota z napisem “Tamanrasset”. Zagaduję kierowcę Tuarega – Abdelkadera i okazuje się, że moje papiery właśnie się wyrabiają! Nie wiem skąd się tu wziął, ale mam nadzieję, że nie z agencji proponującej 330 euro… W końcu dostaję paszport do ręki i jeszcze tylko wywleczenie wszystkiego z plecaka (bo celnik wziął plamę od ropy na moim bagażu za whisky) zakończone “welcome to Algieria!”. Tak więc jalla! Transport będzie mnie kosztował 3000 dinarów, tj. około 30 euro. Konkretna różnica w cenie! Właściwie to jadę zbiorową taksówką (o to mi właśnie cały czas chodziło), tyle że kierowca jest przewodnikiem, a jego szef wystawił mi odpowiednie papiery. Abdelkader robi kurs z Czarnymi Afrykanami różnych narodowości: Tamanrasset � Assamaka w Nigrze – Tamanrasset. Po co? Dla pieczątki wyjazdowej z Algierii i szybkiego powrotu po nową, 3 miesięczną tymczasową wizę. Różne są sposoby na obejście systemu… Z 6-cioma współpasażerami na pokładzie cena ostatniego kawałka przeprawy przez Saharę jest jak najbardziej właściwa.

Sahara 2006_87 – Algieria cz. 03 – Transsaharyjska przeprawa_6 – Co dalej za zakrętem jest?

Tak się wydaje, że droga przez pustynię powinna być w miarę prosta. Na mapie też wygląda na prostą linię, ale w rzeczywistości jest trochę inaczej. Zakręty, zakręty, omijające miejsca z miałkim piaskiem, skały, kamienie, i różne inne historie… Tuż za posterunkiem granicznym kilku gości odkopuje zarytą w piasku ciężarówkę. Wybrali nie ten co trzeba trakt, nie trafili we właściwy zakręt i teraz parę godzin jak nic mają z głowy. A tak niewiele im zabrakło do utwardzonej drogi, ze 100 m. W krajobrazie okolic miasta In-Guezzam równina i piaski zaczynają ustępować miejsca skałom. Piaskowce nabierają coraz bardziej bajkowych form – przecinamy region zwany Tassili du Hoggar. Jakieś 100 km od granicy kończy się czarna droga i chociaż pooowoli “rozwijają asfalt”, następne 200 km ponownie tniemy pistą. Wokoło wydmy i kuliście zwietrzałe granity, dalej równina, ued, wydmy… Setki wraków po drodze świadczy o tym, że był to kiedyś główny transsaharyjski szlak. Wiele, wiele pojazdów nie przetrwało trudów podróży, ale co się z nimi stało? Trudno dociec. Szkielety samochodów leżą w tak nierealnych pozycjach, a karoserie są często tak niesamowicie powykręcane, że wydaje się jakby porwała je trąba powietrzna (takie małe widuje się cały czas po drodze), a w locie zaliczyły jeszcze bliskie spotkanie z fruwającymi głazami. Atmosferę tego saharyjskiego cmentarzyska podkreślił dodatkowo piasek i wiatr polerując dokładnie lakier oraz słońce wypalając ogołocone blachy… Od 900 m n.p.m. w In-Guezzam, cały czas powoli się wznosimy. Jakieś 60 km przed Tamanrasset znowu pojawia się asfalt, a kawałek dalej pierwsza kontrola policyjna (może do tej pory kierowca skutecznie je omijał?). Z moimi papierami wszystko gra, ale pozostałych szczegółowo przeszukują. Kiedy patrzę z boku jak żandarmi szperają w kieszeniach, nogawkach, rękawach ludzi z uniesionymi do góry rękoma, jeden z nich podchodzi i tłumaczy: taka nasza praca; Aha… Jeszcze tylko jedna, tym razem oficjalna rogatka i Tamanrasset by night.

(…)

Sahara 2006_89 – Algieria cz. 05 – Tamanrasset

Tamanrasset leży u stóp masywu Hoggaru, na wysokości 1500 m n.p.m. Miasto przecina szerokie koryto uedu, a wokoło piętrzą się stołowe góry i strzelają w niebo pnie wulkanów. Mogę się swobodnie poruszać po mieście, ale o jakichś dalszych ruchach musze poinformować przewodnika. Tymczasem jednak włóczę się po ulicach w poszukiwaniu jakiejś grupy turystycznej. Od jednej agencji do drugiej, i zawsze słyszę to samo: nie mamy żadnych turystów w najbliższym czasie. Odwiedzam chyba z 15 agencji, a ze 2 razy tyle wygląda na trwale i głucho zamknięte. Chyba Algieria przeżywa poważny zastój w ruchu turystycznym. W porównaniu z Agadezem, tu na ulicach nie widzę ani jednego turysty, za to skończyło się definitywnie “cadeaux, cadeaux”. Cały dzień łażenia i nic. Wieczorem, zrezygnowany zaglądam do baru (a nie tak łatwo znaleźć bar w Algierii). Piwo drogie jak diabli, ale warto było… podchmielony Tuareg okazuje się szefem agencji turystycznej i schroniska pod Assekrem. Na dodatek jutro grupa wyrusza w Hoggar. O.K., pomyślę, pogadamy rano. Dnia następnego zjawiam się w biurze, dochodzimy do porozumienia w sprawie ceny i okazuje się, że załapałem się na wycieczkę z 9-cioma Algierkami. Ale jazda! Przed wyjazdem jeszcze papierkowa robota na policji i jalla. (…)

Sahara 2006_91 – Algieria cz. 07 – Hoggar_2 – Uedy

Ostatnie kilkanaście godzin to cudowny prezent od Stwórcy. Jeden z bardziej spektakularnych podczas tegorocznej podróży zachód i wschód słońca oraz noc w wyżłobionym w trachitach kanionie, pod rozgwieżdżonym firmamentem Sahary. Ale o wulkanach itp. historiach później. Wróćmy teraz na chwilę do uedów i “spływających” czasem z Hoggaru rzek. Oprócz Ouedu Afillal (prowadzi na S) i Tahifat, z masywu wychodzą na każdą stronę wielkie, suche koryta: Oued Tamanrasset ginący w wydmach Tanezrouft, Oued Tafassasset wiodący daleko na SE, aż do Jeziora Czad, O. Tin Tarabin, O. In-Azaoua i inne. Owe dawne, plejstoceńskie koryta rzek stanowią doskonałe świadectwa czasów, kiedy Sahara nie była pustynią. Okresy zlodowaceń w Europie odpowiadają tu okresom pluwialnym (deszczowym), kiedy to właśnie uedy odprowadzały ogromne ilości wody z Hoggaru, Aïru, Tibesti itp., we wszystkie strony Sahary. Dziś prawie przez cały rok (albo dłużej) pozostają suche, a nawet jeśli gdzieś spadnie deszcz, to wody popłyną tylko przez kawałek uedu i wsiąkną w piaski pustyni. Biada jednak temu, kto nie wiedząc, ze gdzieś wyżej padało, spotka się na dnie koryta z podeszczową falą. Ściana wody, błota, żwiru, kamieni i wielkich głazów zmiecie wszystko ze swej drogi. Uedy to swoisty pustynny paradoks – pomniki działalności wody w świecie, gdzie wody brak! (…)

> Sahara 2006_97 – Algieria cz. 13 – In-Salah Insz Allah!

Najwyższy czas ruszyć z Tamanrasset ku północy. Postanawiam zatrzymać się jakieś 700 km daalej, “jeśli Bóg zechce” i policja nie będzie robiła scen (absurdalny obowiązek podróżowania z przewodnikiem). In-Salah insz Allah! O policji innym razem, tymczasem o podróży widokach. Po nocnej jeździe budzę się w dolinie otoczonej górami. To Arak, mała tuareska osada. Po okolicy od razu widać, że z wulkanizmem koniec. Grube ławice piaskowców odcinają się na niebie ostrymi krawędziami, a podnóża pionowych ścian zasypane są kańciastymi blokami tej okruchowej skały. Z wąwozu wyłaniamy się na równinę, po której wędrują wydmy. Po lewej stronie drogi wielkie, obłędnie pomarańczowe góry piachu. Samo zaś In-Salah to senne miasteczko pośrodku Sahary, aktualnie rozdzielone na pół wydmami. Palmowe płoty na krawędziach diun próbują zatrzymać ich pochód, ale jaki to przynosi efekt? Tutaj zawsze wieje, a ziarenka kwarcu fruwają i przeskakują przez te człowiecze zapory. Tak w ogóle, to wędrówka piasku jest jedyną formą ruchu, jaką dostrzegam w mieście przez długie, popołudniowe godziny. In-Salah wygląda jak wymarłe, miasto-widmo. Dopiero wieczór sprawia, że ludzie wylegają na ulice.

Geoatrakcją okolic In-Salah są skamieniałe drzewa. Wybieram się w jedno ze stanowisk. Z piasku wystaje 22-metrowa araukaria. Pięknie, tyle że antropogeniczna otoczka burzy nieco atmosferę miejsca: betonowa buda zasypywana przez piach i kawałki drucianej siatki wiszące na równie betonowych słupkach wokół skamieniałego pnia. Nie ma jednak tego złego… – na betonowych słupach doskonale widać niszczącą działalność wiatru. Niesione przezeń ziarenka kwarcu stworzyły betonowe grzyby, fantastycznie obrazując jak zmienia się siła korazji wraz z wysokością ponad podłoże.

P.S. …a jak tu się pięknie pracuje! Czekam 2 dni na otwarcie kafejki internetowej. Pomimo zapewnień właściciela, że “bukra (jutro) już na pewno będę pracował”, nie doczekuję się…

Sahara 2006_109 – Algieria cz. 26 – Na koniec o algierskiej policji

Z policją itp. służbami bywało różnie. Zaczęło się od przestoju na granicy i kontroli paszportowych po drodze do Tamanrasset. Dalej wizyty na komisariatach oraz różnego rodzaju odnotowywania mojej obecności i planów powtarzały się dość regularnie. A to żeby pojechać na wycieczkę w góry Hoggaru, podczas przemieszczania się pomiędzy saharyjskimi oazami, dla zarejestrowania się w miejscu noclegowym itp. Pewnego razu w schronisku młodzieżowym w Timimoune panuje już cisza nocna. Układam się do snu, kiedy słyszę walenie w metalową bramę, a po chwili pukanie do drzwi mojego pokoju. Okazuje się, że za drzwiami stoi tajny funkcjonariusz algierskiej policji.

– Dobry wieczór, przepraszam itd., ale chodzi nam tylko o jeden niejasny fakt w papierach, które dostaliśmy z recepcji (istnieje obowiązek przekazywania policji danych o nocujących gościach).

– Skąd przyjechałem? Z południa, z In-Salah, przez Adrar, do trzeciego z wierzchołków “trójkąta gorąca”.

-Dziękuję, jeszcze raz przepraszam.

Następnego dnia jadę publicznym autobusem do El-Golea. Parę zwyczajowych kontroli po drodze, ale na rogatkach miasta kierowca dostaje przykaz odtransportowania mnie bezpośrednio na główny komisariat policji. Komenda, rejestracja i przejażdżka więźniarką do schroniska młodzieżowego. Taką okazją to jeszcze nie jechałem:-). Innym znowu razem podobnych formalności dokonuję, żeby przespać się w prywatnym mieszkaniu w Touggourcie…

Podsumowując, da się podróżować po Algierii indywidualnie, tyle że z obowiązkową, zazwyczaj bezproblemową, a jedynie lekko czasochłonną rejestracją. Nie ma potrzeby samemu zaprzątać sobie tym głowy. Odpowiednie papiery zostaną przesłane do organów kontroli z miejsca, gdzie nocujemy, a w razie jakichś wątpliwości organy będą doskonale wiedzieć, gdzie nas znaleźć. Ponoć to dla mojego bezpieczeństwa, więc niech im będzie. Ostatnie przygody ze służbami porządkowymi miałem przy odprawie celnej. Z Algierii nie wolno wywozić żadnych kamieni, jako że jest to dziedzictwo narodowe, ale w moim plecaku… No cóż, w dłuuugim zamieszaniu na granicy w In-Guezzam, przy wjeździe do kraju, nie zgłosiłem że coś takiego wwożę z Nigru, a i w samej Algierii trochę tego przybyło (no, ale o tym sza…). Poza tym jestem przekonany, że z zakazu zwolnione są róże pustyni, które powszechnie sprzedawane są na ulicach. Wygrzebałem z piasku trochę tych kamiennych kwiatów, a na pytanie o nie przyznaję się do jednej większej i pięciu malutkich. – Nie wolno wywozić? Jak to? Przecież sprzedajecie je wszędzie na ulicach i to 100 razy większe od moich maleństw! Serce mi się kraje, gdy widzę jak celnik konfiskuje piękne uwodnione siarczany wapnia razem z piaskiem z Wielkiego Ergu Wschodniego, w którym były zabezpieczone. Z drugiej jednak strony jak pomyślę, że mogą mi zabrać też te kilkanaście kilogramów okazów, które wiozłem na plecach prze parę tysięcy kilometrów, to jest całkiem nieźle. Jednak nie daję za wygraną.

– Może chociaż ten piasek mi oddacie? Przecież to souvenir z Sahary, Clé de produit Windows 7 Ultimate SP1
którego u was nigdy nie zabraknie.

O.K., oddają piasek. Jeszcze chwila drążenia i róże też wracają w moje ręce.

– Ostatni raz pozwalamy panu to wywieźć.

W porządku, kto wie kiedy będzie następny raz? Szybko oddalam się w stronę promu z “tonami” przemyconych w plecaku okazów. Ciekawe, jakie kary grożą za szmuglowanie zwykłych, bezwartościowych dla kraju i ludzi, kamieni?

www.daalej.prv.pl; www.geoturystyka.pl

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u