Przez piachy Sahary i nie tylko 2012

Przez piachy Sahary i nie tylko…….

 

Adam Stępiński

 

 

Trasa : Warszawa – Paryż – Malaga – Gibraltar- Algeciras – Ceuta – Tanger – Rabat – Casablanca – Marrakesz – Laayoune – Dakhla – Nouadhibou – Choum – Atar – Chiquetti – Nouakchott– Dakhla – Laayoune – Guelmin – Agadir – Fez – Meknes – Volubilis – Fez – Nador – Melilla – Malaga – Grenada – Alhambra – Malaga – Paryż – Warszwa

 

Termin: 28 08 do 25 09 2012

 

Uczestnicy : autor relacji

 

Wizy : potrzebna tylko do Mauretanii, załatwiana w Rabacie

 

Komunikacja : okazało się, że bilet Air France tańszy od tych w tak zwanych tanich liniach.

Dogodne połączenia autobusowe i kolejowe w Maroku i Saharze Zachodniej, w Mauretanii minibusy, taksówki, ceny i godziny przejazdu do negocjacji.

 

Noclegi: starałem się korzystać z schronisk młodzieżowych HI, ale generalnie hotele tanie i łatwe do znalezienia w Maroku i Mauretanii.

 

Bezpieczeństwo – kraje bezpieczne, potrzebne kserokopie paszportu i wizy Mauretanii, sprawdzane na posterunkach policji drogowej, już w Saharze Zachodniej.

 

Relacja

 

 

29 08 2012

 

Hiszpania

 

Zaczyna się pechowo, z przyczyn technicznych samolot do Paryża wyleciał z dwugodzinnym opóźnieniem, nie zdążyłem więc na lot do Malagi .Zamiast o 13 jestem ok. 16. Nieszczęść ciąg dalszy…nie doleciał bagaż, dobrze, że mogę podać adres schroniska, które w domu zarezerwowałem przez Internet. Do centrum miasta jadę metrem, bilet trzeba kupić w automacie, dobrze jest mieć drobne Euro. Tak zaplanowałem moją podróż, że następnym razem będę w Maladze w poniedziałek, a więc dziś warto zwiedzić Muzeum Picassa, jest ono po drodze do schroniska, blisko katedry. Kupiłem ulgowy bilet dla emeryta ( jubilado ).Zobaczyłem kilka obrazów, które znałem z reprodukcji, to niewątpliwa frajda. Zaskoczeniem dla mnie była kolekcja ceramiki: znana rzeźba Tancerka i kilkanaście mis, talerzy i abstrakcyjne kompozycje .Muzeum mieści się w siedemnastowiecznym pałacu z pięknym, arkadowym dziedzińcem i malowanymi stropami. Schronisko Patio 19 przy ul. Marblanca 19 jest zlokalizowane w osiemnastowiecznym andaluzyjskim , mieszczańskim domu , prowadzone przez sympatyczną rodzinę .Mieszkam w obrębie Starego Miasta , mogę więc swobodnie spacerować po zabytkowych ulicach i placach, wstępuję do kościoła św. Jakuba, w którym był ochrzczony Pablo, można oglądać faksymilę metryki przyszłego malarza. Nad tą częścią miasta góruje warownia (Alcazaba), specyficznie oświetlona przez zachodzące słońce .Ruiny fortecy wyrastają ponad rzymski amfiteatr. Miasto tętni życiem, zapełniają się ogródki kawiarni i restauracji, po deptaku defilują wystrojone damulki, a starcy melancholijnie patrzą na wszystko z perspektywy kamiennych ławeczek .Kolację zjadam w schronisku, do dyspozycji gości jest kuchnia z pełnym wyposażeniem.

 

30 08 Schodzę na śniadanie, wliczone w cenę noclegu, mogę smakować domowe specjały : wędliny i ciasta, rozkoszować się soczystymi melonami i arbuzami, pić aromatyczną kawę.10 Euro, które zapłaciłem za nocleg , nie pokrywa chyba kosztów wielkiego żarcia. Bagaż mają przywieść do 12 Idę więc do Instytutu Picassa i jego domu rodzinnego, otrzymuję bezpłatne bilety jako emeryt .W Casa Natal są pamiątki zacnej profesorskiej familii, nawet koronkowy becik Pabla, ale nie odtworzono wnętrz mieszkalnych. Oglądam kilka wczesnych , realistycznych obrazów Mistrza Pabla. Zainteresowały mnie rysunki, które powstały we Wrocławiu w 1948 podczas Kongresu Obrońców Pokoju. Na Placu De la Merced., przy którym znajdują się muzea ,stoją ławeczki, a wśród nich jedna szczególna, można przysiąść obok Mistrza i popatrzeć na kamienice, które On też oglądał. Wracam do hostelu , ale bagażu jeszcze nie ma! Przed 13 przywożą mój plecak, mogę realizować założony plan, idę na dworzec autobusowy, po drodze wstępuję do kościoła św. Jana.i Museo Carmen Thyssen .Podziwiam obrazy dawnych mistrzów europejskich i malarstwo impresjonistów francuskich, włoskich i hiszpańskich. Autobus do Cadiz Linea ( Gibraltaru ) jest dopiero o 16, 30 ( 15 Euro) .Dojeżdżam po 18, postanawiam poszukać taniego lokum, za 13 Euro w La Esteponera Pension dostaję pokój z umywalką, wspólna łazienka na korytarzu. Wybieram się na spacer nadmorską promenadą z widokiem na skałę Gibraltaru w świetle zachodzącego słońca .Linea też wytwornieje wieczorem, trudno mi uwierzyć w europejski kryzys i ograniczenia, które chce narzucić Bruksela. Eleganckie Hiszpanki miałyby zrezygnować z wieczornych spotkań z przyjaciółmi w kawiarni, z wizyt u fryzjerów i kosmetyczek, z eleganckich ubrań, butów i torebek? Nigdy! Nigdy w to nie uwierzę.

 

 

Gibraltar

 

31 08 Powinienem zostawić plecak w hotelu i wrócić , aby go odebrać, kiedy będę jechał z dworca w Linea do Algeciras W Gibraltarze zaskakujące jest przejście przez pasy startowe lotniska, które kończą się w mieście. Przeszedłem przez bramę w murach obronnych, na małym placu po prawej stronie znajduje biuro informacji turystycznej, w którym można otrzymać bezpłatny plan miasta-państwa Niezauważenie wnika się w atmosferę angielskiego miasta, jak w Londynie wielokulturowy tłum W eleganckich witrynach sklepów towary po atrakcyjnych cenach bez cła W pierwszym , po lewej stronie ulicy, kościele Matki Bożej Ukoronowanej jest kaplica z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej ( dar Jana Pawła II ) i epitafium generała Władysława Sikorskiego. Uważny turysta odnajdzie witraże z wizerunkami współczesnych świętych: Jana Pawła II i Matki Teresy. Wychodzę z świątyni i idę obok ratusza do siedziby gubernatora w typowym , neogotyckim, angielskim budynku, dostępna do zwiedzania oryginalna gotycka kaplica królewska .Za murami obronnymi łatwo odnaleźć dolną stację kolejki linowej na Skałę ( 425m. wysokości ). Dochodzę do parku La Alameda .Kierując się strzałkami, mapą i własną intuicją docieram do przylądka Trafalgar. Na pionowych ścianach góry widzę wykute otwory, które służyły jako strzelnice z tuneli( 40 km.) wydrążonych w wapiennym podłożu, dostrzegam ruiny zamku Maurów , okazały meczet oraz latarnię morską, dochodzę do punktu widokowego .Czy to już koniec świata? Nie spotkałem żadnej małpy (magota ) Nawiedzam sanktuarium Patronki Europy, trochę się zamyślam nad losami Gibraltaru .Wracam do centrum , w dole widzę doki portowe, w których remontowane są pełnomorskie okręty .Na takim skraweczku lądu, na końcu Europy funkcjonują stocznie, a nasze przestały istnieć?….Między kolorowym tłumem turystów przeciskają się grupki chłopców z tornistrami, w jarmułkach, niektóre dzieci są prowadzone za rękę przez ich bogobojnych ojców w tradycyjnych żydowskich ubiorach. .Odnalazłem cheder , posłuchałem hałasu rozkrzyczanych dzieci i popatrzyłem na świat tak obecny kiedyś w Polsce Z twierdzy wyszedłem przez tę samą bramę i zaraz skręciłem w pierwszą ulicę w prawo i po ok. kilometrze doszedłem do miejsca katastrofy lotniczej, która zmieniła losy i kształt Polski po 1945 roku Na pomnik poświęcony generałowi Władysławowi Sikorskiemu składa się śmigło samolotu i tablica pamiątkowa, ufundowana dopiero w 2002 roku … nie przez rząd polski…Wróciłem na dworzec Linea , ze stanowiska 7 odjeżdżają autobusy do Algeciras, bilety u kierowcy. W mieście po drodze do portu znajdują się liczne agencje żeglugowe, ale bez trudu kupicie bilet na dworcu morskim, uzyskując zniżki dla studentów, czy emerytów. Wykupiłem bilet do Ceuty ,za 22 Euro, płynie się ok. godziny .W Ceucie już nie ma schroniska młodzieżowego! Nie mogę znaleźć noclegu poniżej 35 Euro. Obok skweru z okazałym pomnikiem Herkulesa jest przystanek autobusu nr.7 do granicy z Marokiem. Jakoś trzeba przeżyć tłum ludzi objuczonych bagażami, wyławiają mnie cwaniacy, którzy oferują białe druki, należy je wypełnić, płacę 1 Euro, liczę, że pomogą mi złożyć paszport i otrzymać pieczęć wjazdową i numer, o który wciąż pytają w hotelach. Niestety muszę czekać w tłumie , bez przerwy ktoś próbuje wcisnąć się bez kolejki. Na granicy są punkty wymiany walut, ale oferują niekorzystny kurs, taksiarze polecają przejazd po astronomicznych cenach, wystarczy przejść szosą do najbliższego miasteczka ok. 2 km, znajdziemy w nim kantory i możemy przenocować, płacę za pokój z łazienką za 200D . To majątek w stosunku do tego, co pisali poprzedni podróżnicy ok. 20 Euro. Kupuję wspaniały, marokański chleb, zjadam kolację w moim pokoju i padam.

 

Maroko

 

1 09 Autobusów do Tangeru nie ma, ale odjeżdżają zbiorowe taxi za 30D, jedzie się ok. godziny .Z dworca, na który przyjeżdżają, można dojść do kwartału tanich hotelików, tuż nad Zatoką Tunetańską. Schronisko HI mieściło się za hotelem Marco Polo, w pobliskich hotelach dostaniemy pokój za 100D, polecam hostel przy Rue Antaki 26. Po zakwaterowaniu i odpoczynku postanawiam iść do mediny. Przechodzę czystymi ulicami , ta część Tangeru przypomina miasto francuskie, secesyjne kamienice, eleganckie sklepy, z wzgórza parkowego, obok głównego meczetu, widać mury mediny, która jest w najwyżej położonej części miasta. Niebawem znalazłem się w jej obrębie, jestem oczarowany !Dość szerokie uliczki, wnętrza domów za pięknymi portalami, drzwiami nabijanymi ćwiekami, ukwiecone okienka, toczy się spokojnie życie, w zaułku przy studni kobiety piorą , zasłaniają się, gdy chcę zrobić zdjęcie, fografuję sklepik, przed nim skrzynki z owocami, wiszą warkocze czosnku .Przy główniejszej ulicy zachodzę do restauracji, zamawiam tadżine . W tradycyjnym, glinianym naczyniu przynosi je kucharz, ostrożnie unosi przykrycie i bucha zapachami duszonego mięsa i orientalnych przypraw, podaje świeży chleb z sezamem, oczywiście na koniec słodka, aromatyczna ,miętowa herbata, rozpusta kulinarna za 4 Euro! Zbliża się wieczór, miasto się bardziej ożywia, ludzie dokonują zakupów, ale również spacerują, spotykają się ze znajomymi, w kawiarniach panowie przy czarnej , mocnej kawie palą papierosy i dyskutują lub po prostu patrzą na przechodniów. Grzecznie wracam do hotelu.

 

2 09 Zaplanowałem na dziś przejazd do Rabatu, w drodze do dworca wstępuję do kościoła katolickiego, ludzie zbierają się na niedzielną mszę. Na autobus nie czekam długo i po 2 godzinach jestem w stolicy Maroka .Do centrum jest kilka autobusów, podjeżdża 30, którą podjadę do mediny ,z daleka widać jej potężne mury, zaraz skręt w prawo i przystanek, trzeba iść wzdłuż murów w lewo , a dojdzie się do schroniska HI, widać logo na budynku. Hostel mieści się w starym domu bogatego kupca. Sypialnie są wieloosobowe, ale patio pełne zieleni zapewnia wyciszenie, przez kolorowe szybki ogromnych drzwi przenika światło i tworzy barwne refleksy. Cena 60 D nie zawiera śniadania, brak też kuchni, ale za gorącą kąpiel nie trzeba płacić. Bazar w medinie jest straszliwie zatłoczony, można zobaczyć sprzedawców wody , którzy swoim czerwonym kostiumem i ogromnymi kapeluszami wyróżniają się z kolorowego tłumu .Dochodzę do kazby, można odpocząć w przyzamkowym ogrodzie, muzeum pałacowe jest już zamknięte.

Prze okazałą bramę Bab Oudaia wchodzę do mediny, jest bajeczna! Wąskie, kręte uliczki, przy których stłoczone domki o niebieskich okienkach, błękitnych drzwiach nabijanych ćwiekami, w granatowych donicach kwitną kwiaty, trochę to wygląda jak teatralna dekoracja lub wielowymiarowy obraz .Z najwyższego tarasu spoglądam w dół, na kolorową , zatłoczoną plażę. Spotykam wycieczkę Polaków , wychodząc z kazby, dostrzegam na stojącym autokarze logo biura podroży Itaka.

Nie mam ochoty znów przeciskać się przez suk, idę pod murami mediny do widocznej z daleka wieży Hassana , jest ona jednym z symboli Rabatu . W osiemnastym wieku meczet runął w wyniku trzęsienia ziemi, zostały kolumny, różnej wysokości, pomiędzy którymi spacerują rodziny i pary zakochanych, biegają dzieci .Wieża o wysokości 44 metrów nigdy nie została ukończona, miała być wyższa, służąc jako najwyższy w świecie minaret. Cudzoziemcy mogą bezpłatnie wejść do mauzoleum Mohammeda V ojca obecnego króla Maroka. W mauzoleum w czterech narożach trzymają wartę żołnierze w historycznych strojach z halabardami, chętnie zgadzają się, aby zrobić zdjęcie u boku ładnej dziewczyny . Meczet królewski niedostępny do zwiedzania dla innowierców. Tym razem w drodze przez medinę decydują się na danie z kotlecikami mielonymi kefta a potem koktajl z suszonych fig i daktyli .

W patio schroniska intensywnie pachnie kwitnący jaśmin, znam ten zapach z domu, w naszych kwiaciarniach można kupić tę odmianę, prowadzoną jako roślina doniczkowa .Dość późnym wieczorem wychodzę przed schronisko, by popatrzeć na iluminację murów mediny i tłum przed bramą Bab Oudaia.(1195 )

 

3 09 Rano autobusem 66 spod schroniska chcę dojechać do ambasady Mauretanii , tłumek spory, ale dość sprawnie poszło złożenie wniosku wizowego, odbiór jutro o 15, spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Autobusem 26A wracam w okolice dworca kolejowego, poznaję architekturę Rabatu z okresu przed 1945, w stylu postmodernistycznym dużo okazałych kamienic i budowli użyteczności publicznej np. poczta główna .Po południu wybieram się na spacer nadmorską promenadą, jest jakby molo, dużo kąpiących się, też bym popływał, ale mam przy sobie dokumenty i pieniądze .Z przyjemnością robię zakupy w medinie, zwłaszcza smakuje mi marokański chleb z sezamem. Wieczorem rozmawiam z Włoszką z Mediolanu , popijamy herbatę, odpoczywamy w patio pośród egzotycznej zieleni .

 

4 09 Wiza będzie do odbioru po południu, więc jeszcze raz błądzę uliczkami mediny, mogę zrobić zdjęcia portali, które odkryłem wczoraj wieczorem. Powtórnie spaceruję po parku obok wieży Hassana, tym razem przy bramie wartę trzymają żołnierze na białych koniach, przybranych po królewsku. Odnajduję najstarszy meczet w mieście Wracam do schroniska po plecak i jadę 66 do ambasady Mauretanii po wizę.

Aby dojechać do Casablanki decyduję się na przejazd pociągiem, odjeżdża prawie co godzinę, ale należy wybrać bezpośredni do Casa Port, jeżeli chcemy zatrzymać się w schronisku HI, wtedy z dworca trzeba pójść pierwszą ulicą w prawo, ok. 10 minut.

Do meczetu Hassana II z schroniska ok. 20 minut, niezbyt przyjemną ulicą. Przy meczecie tłumy spacerujących, już po południu, więc dla turystów wnętrze jest niedostępne .Podziwiam współczesną architekturę imponującej budowli, zbliża się godzina modlitwy, ogromne, ciężkie wrota otwierają , wchodzący nikną we wnętrzu, rozświetlanym kryształowymi żyrandolami, sprowadzonymi z Murano Strażnik proponuje mi zwiedzanie za 110 D, ale wieczorem niewiele więcej zobaczę od tego, co widzę przez otwarte wrota. Czekam na wieczorną iluminację meczetu i minaretu , a potem wracam do schroniska,70D,ale z śniadaniem.

 

5 09 Dworzec Casa Voyageurs jest dość daleko od mediny, ale dojście główną ulicą, przy której znajdują się kamienice w stylu art’ deco , ich elegancka architektura pozwala przenieść się w czasy melodramatu” Casablanka”.

Bardzo poprawiła się komunikacja w Maroku, planowałem nocną podróż do Marakeszu, ale pociąg jedzie zaledwie ok. 3 godzin, wybieram jazdę pociągiem, ponieważ schronisko HI znajduję blisko dworca kolejowego. Po przyjeździe , dojście z peronu 1, w Supertour pytam o bilety do Laayoune, stolicy Sahary Zachodniej, na najbliższe dni nie ma wolnych miejsc.

Idę do schroniska, znajduje się blisko konsulatu Francji, położone w pięknym ogrodzie, aby wejść, czy wyjść trzeba prosić o otwarcie bramy .Pokoje bez piętrowych łóżek, gorąca woda w prysznicach 70D z śniadaniem. Blisko jest dworzec CTM , kupuję bilet za 325D na następny dzień na godzinę 21. Bardzo eleganckie jest centrum Marrakeszu, zwiedzam budynek teatru i opery, medina jest dość daleko, dochodzę do jej murów, ale muszę wracać, odkrywam dobre dojście do schroniska aleją obsadzoną drzewami oliwnymi, wychodzę na Kongres Narodowy, schronisko jest już bardzo blisko.

 

6 09 Śniadanie europejskie i tylko jedna filiżanka kawy, ale pozwalają mi zostawić plecak.. Chcąc dojść do mediny z schroniska należy skręcić w pierwszą ulicę w prawo, a potem w pierwszą w lewo, która przechodzi w aleję oliwną wprost pod mury mediny., ok. 20 minut .Po drodze robię zakupy w Carrefourze min. marokańskie sardynki, poniżej pół Euro.

Zaraz za murami zaczyna się piękny park Jardin Menara, z daleka widzę minaret meczetu Kotubia, ma wysokość 70metrów.Zagłębiam się w uliczki mediny, dochodzę do Grobowców Saadytów, obserwuję bociany, które upodobały sobie bramę Bab Aguaou. Moje wyobrażenia o przepychu życia w orientalnym pałacu realizują się w Dar Si Said, który obecnie zajmuje Muzeum Sztuki Marokańskiej .Pałac de la Bahia ma również piękne komnaty i dziedzińce z fontannami, ocienionymi drzewami cytrusowymi. W komnatach brak mebli, kobierców, kandelabrów, luster i orientalnych zapachów, a może warto uruchomić wyobraźnię. Oczywiście byłem na Dżemaa El Fna głównym placu mediny, w dzień nie dzieje się tak dużo jak wieczorem, ale obserwuję taniec kobry i żmije sykliwe, za żadne skarby nie pozwolę sobie owinąć nimi ramion, chociaż na pewno są pozbawione jadu .Ściany domów , mury meczetów, bramy są w kolorze różowym, który kontrastuje z zielenią, w Marrakeszu jest wyjątkowo dużo zieleni, odpoczywam w cyber-parku, ustawione są stanowiska z dostępem do Wi-fi, tak miesza się historia z współczesnością .Zmęczony, pełen wrażeń docieram wieczorem do schroniska, nie pozwolono mi na odpoczynek w ogrodzie, zabieram więc plecak i ruszam na dworzec CTM, to tylko 5 minut, autokar odjeżdża punktualnie, mój pierwszy nocny przejazd, musiał nastąpić.

 

Sahara Zachodnia

 

7 09 Miejsce mam fatalne, w tyle autobusu, brak przestrzeni na wyciągnięcie nóg, ale nikt nie pali papierosów, czego się obawiałem, nie działa również video, jednak dzwonki telefonów komórkowych słychać bez przerwy. Po drodze za Tarfaja, z prawej strony, mignął mi pomnik ku czci Antonie de Saint-Exuoer’ego jako lotnik zatrzymywał się tu w bazie francuskiej poczty lotniczej na trasie Tuluza – Dakar. Autobus jedzie częściowo trasą rajdu Paryż – Dakar, ja też pojadę nią aż do Mauretanii. Dojeżdżamy ok. 9, w Laayoune nie ma nic do zwiedzania ,postanawiam wieczorem pojechać do Dakhli .Z miasta widać wysokie diuny, aby dojść piechotą z plecakiem to zbyt uciążliwe, chodzę więc po bazarze, kupuję czapkę, owoce opuncji, zjadam danie ,na które się składa kuskus ,warzywa i mięso .Laayoune zbudowane jest na piachach Sahary , ale wieczorem główna ulica handlowa ładnie oświetlona, autobus wyjeżdża z opóźnieniem

 

8 09 Tej nocy spałem trochę lepiej, w Dakhli jestem ok. 7, miasto dopiero budzi się do życia Zatrzymuję się w hotelu Taiti, pokój z łazienką 100D.biorę kąpiel i odpoczywam. Recepcjonista informuje mnie ,że jest nocny autobus do granicy z Mauretanią, odnajduję właściwe biuro Supertour i kupuję bilet za 120D na 00,20.Dworzec jest tuż przy bulwarze nadatlantyckim, ocienionym palmami daktylowymi, w ogródkach kawiarnianych można wypić kawę i soki, trafiam do ośrodka Spa, pozwalają mi zostawić rzeczy w recepcji i mogę pływać , moja pierwsza kąpiel w oceanie Przy placu z głównym meczetem jest kilka barów, za 13D podają trzy smażone ryby z chlebem marokańskim. Odpoczywam w hotelu i po 23 wychodzę na dworzec, mogę przejść oświetlonym bulwarem, pełnym spacerowiczów, wieczorem można normalnie oddychać i nie narzekać na gorąco, w dzień było ok. 40 stopni.

Ok. 4 jestem na granicy, którą otworzą o 8,40, jest możliwość wzięcia pokoju za 100D lub za 30D można pospać na materacu w małych klitkach, obok sali restauracyjnej.

 

Mauretania

 

9 09 Ok. 9 zaczyna się koszmar przekraczania granicy, wykańcza biurokracja marokańska, a potem trzeba przejechać pas ziemi niczyjej, ok. 2 km przez zaminowany teren, droga pełna wybojów, grozy przydają wraki samochodów, które zjechały za bardzo w bok i wyleciały na minie .Z plecakiem w upalnym słońcu nie dam rady przejść, trzeba poddać się mafii przewoźników, dobrze trafiam na kierowcę taxi, który za 10 Euro pomaga mi przekroczyć granicę Mauretanii i dowiezie mnie do campingu w Nouadhibou, co prawda chcę wysiąść przy dworcu pociągu towarowego przez Saharę, ale nie mam mauretańskich pieniędzy i zapasów jedzenia oraz wody, chciałbym zjeść śniadanie. Na campingu płacę 3000X czyli ok. 8 Euro za klitkę z łóżkiem i małym okienkiem, bez wentylatora, ale jest łazienka z ciepłą wodą, działa moja grzałka, na podwórzu tradycyjny namiot tuareski, można poleżeć na miękkich poduchach .Zjadłszy śniadanie , po odpoczynku idę do portu rybackiego, wydaje się, że przechodzę przez dzielnicę slumsów , bieda okropna, dosłownie brud i smród .Na wodzie kilkadziesiąt kolorowych łodzi, tworzą chaos trudny do ogarnięcia, nic dziwnego, że policja nie jest w stanie skontrolować rybaków, którzy z uciekinierami z Senegalu, Mali, czy Gambii wypływają na Wyspy Kanaryjskie , dla nich rajskie, jeżeli dopłyną .Na brzegu pryzmy ryb, wysypywanych z sieci i skrzynek .Obiad jem w portowej „ restauracji” Barack Obama , jest on dla tych biednych Murzynów uosobieniem sukcesu, bogactwa i wysokiej pozycji społecznej .Jedzenie smaczne i tanie poniżej 1 Euro, ponieważ jem razem z nimi pozwalają mi robić zdjęcia, oczywiście sfotografowałem barak, w którym mieści się restauracja .Taxi za 100, (1/3 dolara ) stała cena w mieście, jadę do portu, którego nadbrzeża są w budowie i wejście jest zabronione, ale w niedzielę nikt nie pilnuje niczego .Robię zdjęcia cmentarzyska statków, zaczęto je porzucać w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, są ich dziesiątki, ulegają korozji i niektóre już zatonęły stwarzając zagrożenie skażenia wody Oceanu ! Dlatego Unia Europejska, a przede wszystkim Włochy próbują oczyszczać akwen portowy i budować nadbrzeża.

Jestem przygnębiony tym, co dziś zobaczyłem : zaminowana granica, wraki samochodów i okrętów , ubóstwo mieszkańców miasta, ciężką pracę rybaków.

 

10 09 Zle zrozumiałem hotelarza, albo celowo wprowadził mnie w błąd ,że powinienem być ok. 12 na dworcu kolejowym .Chłopak z hotelu pomaga mi zatrzymać taxi, bo jeżdżą one nieoznakowane, zapłaciłem 500X do dworca kolejowego, ale kierowca udaje, że chodzi o autobusowy i żąda dopłaty, biorę plecak i wysiadam zostało ok. kilometra. Poprzedni podróżnicy pisali o małej budce wśród piachów, przy której zatrzymuje się pociąg, teraz jest duży dworzec z kasą, toaletą i oczywiście posterunkiem policji., jasne, gdy tylko wszedłem zostałem wylegitymowany. O 14,30 przyjeżdża pociąg towarowy wyładowany rudą żelaza, na niej siedzą pasażerowie, którzy korzystają z darmowego przejazdu. Nie liczyłem wagonów, ale skład był ciągnięty przez trzy, potężne lokomotywy, na końcu były doczepione dwa wagony osobowe, z których zaczęli wyskakiwać ludzie, bo na tym „dworcu.” nie ma peronów. Gdy przesunęło się 2 i pól kilometra wagonów, wyszedłem, aby pospacerować po okolicznych wydmach, odnajdowałem ciekawe, zupełnie zwietrzałe skały, poczułem się jak na dnie olbrzymiego akwarium, z którego spuszczono wodę, faktycznie Sahara była kiedyś dnem oceanu, na pamiątkę wziąłem muszelkę, ale tę chyba przyniosły ptaki , bo do brzegu Atlantyku jest przecież tylko kilka kilometrów. Te najbliższe i dalsze diuny stanowią Park Narodowy, można zorganizować wycieczkę , wynajmując terenowy samochód.

Wracam na dworzec, zjawia się konduktor i sprzedaje mi bilet za 2,500 X, jak się okazało dużo przepłaciłem. Przyjazd pociągu jest zapowiedziany na 19, potem przesuwają na 20, później na 21, wreszcie przed 22 , następuje szturm podróżnych na jedyny wagon pasażerski. Nie mam szans !chcę się wycofać, ale to też trudne! Przecież przyjechałem do Mauretanii, aby przejechać towarowym pociągiem przez Saharę, mobilizuję siebie. Ulegam tłumowi , za wszelką cenę chcę uchwycić się poręczy przy drzwiach, a potem podciągnąć z całych sił, no tak, ale plecak na ramionach, torba przez ramię, w której mam paszport i pieniądze. Wyniesiony zostałem w górę do wejścia, teraz przecisnąć się do przedziału, pasażerowie nie pozwalają mi na wejście, a inni chcą przejść, wysiąść, koszmar! .Zachwiałem się, porządne szarpnięcie i pociąg bardzo wolno ruszył .Rodzina, która zajęła przedział pozwala mi usiąść, chyba się przeprowadzają, wiozą garnki .dywany, kołdry, nie wiem co jeszcze? Wybuchają śmiechem kiedy nadmuchuję kołnierz i z plecaka wyciągam poduszkę,którą kładę na twarde dechy, aby było mi wygodniej , moje współpaseżerki mają na czym siedzieć i czym oddychać. Około północy wydostały skądś michę, zdjęły pokrywę, zapachniało duszonym mięsem .Zaproszono mnie na ucztę, wziąłem w rękę udko kurczaka i dobierałem smażone , słodkie ziemniaki i inne warzywa, zorientowałem się, że popełniłem nietakt , nie należało brać żadnej porcji, ale od czasu do czasu skubnąć z jednego lub drugiego kawałka mięsa. Po wielkim żarciu wyjąłem mokre, kosmetyczne chusteczki, znów śmiech, ludzie z korytarza też zaglądają i komentują. Największe zainteresowanie wzbudziły chusteczki z samolotu, które mamuśki chowają na pamiątkę. Znów rozśmieszyłem pasażerów ,zakładając maseczkę na oczy, ale dziwny ten Białas… .

 

11 09 Około 8 jestem w Choum ( Szum ), nie ma żadnego dworca, peronów, a nawet tablic z nazwą miejscowości, trochę dalej widzę kilka kamiennych chat. Oczywiście, że dojechałem na miejsce, poinformowali mnie współpasażerowie, przy torach stoją półciężarówki z napędem na cztery koła. W szoferce obok kierowcy dwóch pasażerów, na tylnim siedzeniu cztery osoby i dzieci na kolanach, bagaże na pace, a na nich inni pasażerowie, ilu się zmieści .Na horyzoncie wysokie góry, wjeżdżamy w skaliste rumowiska, żadnej roślinności, nawet mchów, kamienie w kolorze brązu i czerni, jakby powulkaniczne, aż nagle pustynia błękitnieje od niebieskich kamieni .No wreszcie Atar, orientuję się po dojechaniu do kolejnego punktu kontroli policyjnej. Pojawiają się palmy daktylowe, kwitnące oleandry, na poletkach ogromne zielone arbuzy i żółte melony .Po przejechaniu przez piachy i kamienie tyle roślinności! Ale gorąco straszliwie ponad 40 stopni, chociaż to pora deszczowa. Kierowca rozwozi pasażerów , jadę do końca trasy, zjawia się taksówkarz i gospodarz kempingu, za który płacę 1000X Camping Inimi ( camping.inimi@yahoo.fr ) Pokoje wieloosobowe jakby w murowanym baraku, którego strop tworzy kolorowy materiał. Płacę dodatkowo 1000X za wiatrak, bez sensu, bo tylko wieje gorącym powietrzem, leżeć, spać można wyłącznie pod drzewami na podwórzu, pod rozgwieżdżonym niebem.

 

12 09 Gospodarz kempingu podwozi mnie na dworzec, a raczej pod biuro, spod którego ma odjechać samochód do Chinquetti ( Sziniketu ). Czekam godzinę, dwie, denerwuje się, próbuje coś załatwić, wreszcie zjawia się Murzyn z Mali i dwoje Białasów .Dominika i Jacek okazują się sympatycznymi krajanami, płacimy po 2000ougiya (1Euro = 390UM ) i jedziemy ok. dwóch godzin przez Saharę, jej kamieniste pustkowia, przed nami piaszczyste wzgórza i średniowieczny Chinquetti, nie widać anten tv, masztów telefonicznych .Piaszczyste uliczki są tak wąskie ,że nie przejedzie żaden pojazd, przeciskają się osły i kozy .Tuaregowie w błękitnych szatach idą do meczetu, który jest najważniejszy w tej części Afryki. Chinquetti to jedno z pięciu najświętszych miast islamskich. Do meczetu wejść nie możemy, ale odwiedzamy jedną z wielu bibliotek, w których są przechowywane rękopisy z wczesnego średniowiecza, niestety widać jak kruszeją i rozsypują się, przechowywane w nieodpowiednich warunkach. Chinquetti konkurował z Timbuktu, ale teraz jest bardziej autentyczny, dociera tu niewielu turystów, w obrębie murów innowiercy nie mogą nocować .Tuż za murami są wysokie ergi, piach saharyjski ma różne odcienie złota, może stąd wzięła się legenda o złotych miastach na pustyni ? Słońce pali niemiłosiernie.

W nowej części miasta jest jeden kemping ,nocleg też 1000UM,jedzenie 700UM, podają zasmażane ziemniaki z makaronem i mięsem, smaczne i mocną, miętową, słodką herbatę. Czas wracać do Ataru, załatwiamy jeepa za 2000UM od osoby. Kupujemy bilety po 4,500UM na następny dzień do Nouakchott w klimatyzowanym autobusie.

 

13 09 Wmówić można wszystko, zamiast autobusu podstawiają minibus, wyjeżdżamy po 8, aby być ok. 16 w stolicy Mauretanii, podczas jazdy zostajemy poczęstowani suszonymi daktylami nanizanymi na sznureczek, jak nasze obwarzanki .Z dworca taxi do jedynego w mieście kempingu, a raczej oberży, dostajemy duży, ładny pokój, łazienka z ciepłą wodą !Możemy zmyć z siebie lepką papkę, która powstała z piaszczystego kurzu saharyjskiego i naszego potu .Dominika i Jacek jadą do portu , oglądać powrót rybaków z połowu, ja znam ten spektakl z Gambii. Idę na spacer po mieście, blisko nas jest pałac prezydencki, pod murem rezydencji stosy śmieci, w których grzebią osły i kozy .Fotografuję okazały meczet narodowy, w okolicy widzę wieżowce, dookoła coś budują, ale zapomnieli o chodnikach. Przechodnie chcą wymieniać ze mną pieniądze, chociaż co krok jest kantor. Pożegnalna kolacja, ostatnie rozmowy, jutro Dominika i Jacek pojadą do Senegalu a ja do Sahary Zachodniej i Maroka.

 

Sahara Zachodnia

 

14 09 Wczesna pobudka, taxi na dworzec, stosunkowo szybko zebrał się komplet pasażerów, sześć osób i za 20,000UM wyjeżdżam w stronę granicy z Saharą Zachodnią .Zle się czuję, jakieś kłopoty żołądkowe. Odprawa po stronie Mauretanii sprawna i znów przeprawa z mafią taksówkarzy, aby przejechać na posterunek graniczny, za dwa kilometry żądają 5Euro! Za przejazd do Dakhli 20 Euro, zebrali pieniądze i ucztują w granicznej knajpie, a podróżni cierpliwie czekają, potem kierowca jedzie jak szalony, musi zatrzymać się przy posterunkach policyjnych, czasem żądają ksero paszportu, ale mówię ,że nie mam i pozwalają dalej jechać, bez spisywania moich danych .Nie należy mówić, że jest się z zawodu nauczycielem lub dziennikarzem, mam ułatwione zadanie, podaję, że jestem emerytem. O 19 jesteśmy na miejscu , idę do hotelu Taiti, zostawiam plecak i wychodzę, aby wymienić pieniądze, bez powodzenia, kantory zamknięte.

 

15 09 Niekorzystnie wymieniam pieniądze i kupuję bilet do Laayoune .Ach jak wygodnie podróżować autokarem, mieć fotel tylko dla siebie. Wieczorem jestem w stolicy Sahary Zachodniej i kupuję bilet do Guelmin, chcę dalej jechać na północ przez Atlas Wysoki. Przyjeżdżam ok. 4 nad ranem, w najbliższym hotelu biorę pokój za 50D.

 

Maroko

 

16 09 Po 10,30 i szczęśliwie przeprowadzonej wymianie pieniędzy, wyjeżdżam autobusem do Agadiru, mam nadzieję ,że będą autobusy w góry np. do Warzazatu .Podstawiają autobus do Fezu( 225D)kupuję bilet, wodę i dalej w drogę.

 

17 09 W Fezie jestem przed 5 rano, biorę taxi do schroniska HI , ale nie otwierają drzwi, więc kierowca wraca ze mną na dworzec, boję się, że zasnę na dworcowej ławce, jest autobus do Meknes, docieram do schroniska HI tuż przed 8 .Uśpiony Meknes ma swój urok, mogę swobodnie napatrzyć się na Bab El Mansour, najpiękniejszą bramę w Maroku, pytałem o pokój w hotelikach, których jest kilka w medinie, ale bez rezultatu. Schronisko HI mieści się w dzielnicy eleganckich rezydencji i hoteli, obok Hotel Transatlantique, 60D ze śniadaniem to znakomita cena. W dormitorium pierwszej nocy spało nas trzech, a w następną byłem sam.

Zaczynam błądzenie po medinie, dochodzę do różnych bram, z których słynie Meknes, a do budowy najpiękniejszej wykorzystano kolumny ze starożytnego Volubilis .Budzą podziw mury pałacu cesarskiego, którego nie można zwiedzać, podobnie jak Wielkiego Meczetu, ale można zwiedzać mauzoleum Mulaja Ismailia, który nie tylko był twórcą stołeczności miasta, ale też jedną z najwybitniejszych postaci w historii Maroka. Zespół grobowy przypomina raczej piękny pałac z kilkoma dziedzińcami, pośrodku których łzy ronią fontanny, do niedawna sam grobowiec dla niewiernych był niedostępny. Przy dawnym placu, na którym władca dokonywał przeglądu wojsk, znajduję się budynek, w którym byli przyjmowani ambasadorowie, a obok wejście do obszernych, podziemnych magazynów zboża, które podobno służyły też jako więzienie dla tysięcy jeńców chrześcijańskich, którzy byli zatrudniani przy budowie bram i pałaców .W tych kazamatach jest chłodno i odpoczywam od upału .W restauracji zjadam dwie porcje, gęstej i smacznej marokańskiej zupy. Wstępuję do kawiarenki, aby wypić sok z różnych owoców, ale najbardziej smakuje, świeży sok z pomarańczy, kupuję na kolację chleb z sezamem i wracam do schroniska .Dziedziniec jest wyjątkowo romantyczny , drzewa cytrusowe, kwitnące oleandry i granaty dojrzewające na gałęziach .Zaparzam w kuchni herbatę, siadam przy stoliku i zapisuję dzisiejsze wrażenia .

 

18 09 Wystarczy ze schroniska skręcić w prawo i schodzić w dół do głównej ulicy, z której odjeżdżają zbiorowe taxi do Mulaj Idris., ale nadjeżdża autobus i konduktor zaprasza do wsiadania, informując ,że ma wolne miejsca, za 8D, w godzinę jestem w mieście świętym dla muzułmanów .Z placu , na którym zatrzymał się autobus, idę pod górę w lewo, dochodzę do Mauzoleum Mulaj Idrisa, niestety nie mogę podejść bliżej, kierując się strzałkami, wspinam się na tarasy widokowe, a tak naprawdę miejsca, z których widać kompleks mauzoleum i drugie wzgórze, na którym położone jest miasto .Na głównym placu miasta, w jednej z wielu kawiarni wypijam czarną, mocną kawę, tak znakomitą, kiedy człowiek usycha z gorąca. Pokrzepiony kupuję dużą butelkę wody mineralnej i schodzę do ronda, z którego odchodzą drogi w różne kierunki, koniecznie wybierzcie tę pierwszą w lewo , w dół, drogowskaz kieruje do jakieś wsi, ale po niespełna dwóch kilometrach znajdziecie się przy ruinach Volubilis, z drogi widoczne jest starożytne miasto, zamieszkałe do XVIII wieku! Najokazalszym ruinom rzymskim w Maroku daleko do Leptis Magna w Libii, ale mozaiki naprawdę zachwycają! Można je oglądać w ruinach kilku domów bogatych Rzymian i w łaźniach publicznych, zdobią fontanny i akwaria. Podziwiam łuk triumfalny Karakalli, Kapitol i Forum. Nie wziąłem przewodnika , mogę wracać do miejsc, które szczególnie się mi spodobały, siedzieć w cieniu i kontemplować starożytne piękno. Niestety muzeum jest zamknięte, ale i tak jestem w pełni usatysfakcjonowany.

Teraz moja droga do autobusu prowadzi pod górę, do ronda, z którego wsiadam do Meknes, mogę wysiąść prawie przy schronisku, ale w jego okolicy brak tańszych knajpek z marokańskim jedzeniem. Wieczorem uczestniczę w próbie amatorskiego teatru, aktorzy ćwiczą pod cytrusowymi drzewami.

 

19 09 Po śniadaniu schodzę przez park w stronę mediny, przy cmentarzu obok bramy Bab El Jedid zatrzymują się autobusy do Fezu, bilety po 8D, za godzinę jestem na miejscu. Schronisko HI okazało się być trochę dalej niż się mi wydawało, kiedy jechałem taksówką, ale półgodzinny marsz , nawet z plecakiem można przeżyć . Schronisko jest wyjątkowo sympatyczne, dwa piękne patia, na jednym jest fontanna, a na drugim altany, oplecione kwitnącymi pnączami, pokoje są czteroosobowe, traktowane jako dormitoria, 7,50D ze śniadaniem. Zostawiam plecak, przebieram się po kąpieli, wypijam kawę i spacerkiem idę do starego Fezu. Dochodzę do najpiękniejszej bramy pałacu królewskiego, mogę zrobić zdjęcie, podziwiać snycerkę cedrowych, złoconych wrót, ale są zamknięte dla zwiedzających. Przechodzę uliczką sklepów ze złotem i dochodzę do Ogrodów Bou Jeloud, odpoczywam trochę i idę w stronę Uniwersytetu El Karawijjin, jednego z najstarszych w świecie, niestety nie mogę zobaczyć ani bogatej biblioteki, ani nawet dziedzińca. Tuż obok

jest najsłynniejsza brama Bab Bou Jeloud, mimo że pochodzi z 1913, zachwyca proporcjami i dekoracją ceramiczną .Przeciskam się przez suk , aby dojść do medresy Bu Inanija, uznawana jest za najpiękniejszą, faktycznie zdumiewa precyzja i kunszt drewnianych elementów wystroju, ale to przecież myśli i słowa Proroka, zapisane literami, które tworzą ornamenty. Przypatruje się strojom sprzedawców wody , oglądam wyroby rzemieślników i wpadam w sidła przewodnika, który już mnie prowadzi do farbiarzy. Faktycznie sam nie trafie, przepadam w labiryncie uliczek mediny, planuję jutro przyjść, kiedy będzie odpowiednie światło do zdjęć, ale już nowy przewodnik zapewnia ,że teraz też mogę robić dobre zdjęcia. Zatykam nos przed fetorem skór, świeżo ściągniętych ze zwierząt, przed ostrą wonią wapna, którym przekładają skóry .Prowadzony jestem do mrocznych pomieszczeń , gdzie mają miejsce kolejne czynności, aby wygarbowaną, oczyszczoną skórę móc ufarbować. Czuję się jak w piekle Dantego, widzę potępionych, ale przecież oni za pracą przyjechali tu z górskich wiosek .W tych smrodliwych, ciemnych norach pracują i śpią po skończonym dniu roboczym. Zatrudnionych jest około 300 osób, głównie Berberów, farbiarze z Fezu śpią we własnych domach. Na pocztówkach ogląda się kadzie z kolorowymi farbami , bardzo malarskie ujęcia, a tu realizm miejsca i ludzi pracujących przywodzi naturalizm prozy Zoli. Dziś już nie chcę nic oglądać.

 

20 09 I znów mogę błądzić uliczkami mediny, odnaleźć ozdobny portal domu, studnię wyłożoną barwnymi kafelkami , wdychać aromat ziół i przypraw, sprzedawanych z dużych worków, patrzeć na stosy ułożone z kostek szarego mydła lub na

to sprzedawane na wagę Podziwiam kształty i kolory egzotycznych warzyw, właśnie jest sezon na owoce opuncji, sprzedawane są po jednym dinarze za sztukę, należy wskazać wybrany owoc, a sprzedawca obierze go, abyśmy nie skaleczyli się kolcami na skórce. Wypijam, podawaną w małej szklance, czarną, mocną kawę, którą popija się wodą .Miętowa herbata jest dla mnie za słodka, a ciasteczka i desery aż lepią się od cukrowego syropu. Warto pobuszować po suku henny, która służy do farbowania włosów, ale można zobaczyć specjalistki, które nią malują ręce kobiet, wybierających się np. na wesele .Sprzedawcy dywanów zapraszają do swoich sklepów, bardzo sprawnie rozwijają dywany i kilimy z różnych regionów Maroka. Kupcie sobie bransoletkę ze skóry barwionej w farbiarniach Fezu. Nie zdołam opisać niezwykłości bazaru marokańskiego, musicie sami tu przyjechać.

 

21 09 Tuż po 9, a więc po śniadaniu, łapię taxi za 50D, jadę na dworzec autobusowy, oczywiście nie obyło się bez dyskusji z kierowcą o zapłacie za kurs .Nie czekam długo na autobus do Nadoru 70D, jedzie się prawie cały dzień, od 10,30 do 17, ale trasa wiedzie przez Atlas Średni .Hotelików w okolicy dworca kilka, od 50D.Idę wieczorem na suk, aby kupić oliwki, kuskus, oliwę i sardynki w oliwie, czyli typowe dobra Maroka Ach jeszcze skórzany pasek do spodni, bo on jest niezbędny przy końcu każdej wyprawy.

 

Melilla

 

22 09 Autobusem numer 19 za 3D dojeżdżam do granicy z Melillą, znów wypełnianie druczków, po stronie Hiszpanii nie ma żadnych formalności dla obywateli Unii Europejskiej. Ulice przyległe do przejścia granicznego przypominają te z marokańskiego miasta, kobiety w chustach i płaszczach, pełno śmieci, pudełek i opakowań po towarach przemycanych ze strefy bezcłowej .Dochodzę do dworca morskiego, który jest u podnóża Starej Melilli .Kupuję bilet ze zniżką ( 33Euro ) na prom, odpływający o 23.Idę w kierunku plaży, w hipermarkecie kupuję wino stołowe, mam marokański chleb, oliwki, jaja na twardo, czeka mnie eleganckie drugie śniadanie na plaży .Zwiedzam miasto, w którym jest kilka kamienic, projektu uczniów Gaudiego, odpoczywam w pięknym parku i obserwuję papugi ( Aleksandretty )zielono ubarwione. W Klubie morskim oglądam wystawę plakatów z wystaw malarstwa Toulouse Lautreca, prezentowane są prace trzech polskich grafików min Piotra Młodożeńca. Zdobywam twierdzę, górującą nad miastem .Zwiedzam bezpłatnie kilka muzeów, w miejskim ciekawa ekspozycja etnograficzna grup narodowościowych mieszkających w Melilli .Zainteresowały mnie eksponaty kultury Żydów Sefardyjskich, tu stworzyli pierwsze getto. Siedzę na tarasie, jednym z kilku, patrzę na Morze Śródziemne , bardzo dziś spokojne, skały, na których pobudowano twierdzę i chłopców, którzy skaczą ze skał do morza .Popijam czerwone wino, przegryzam oliwki, zachodzi słońce, dla takich chwil warto żyć i podróżować.

Odprawa paszportowa i celna bez problemów, na statku jest tyle wolnych miejsc ,że mogę wyciągnąć się na kilku fotelach i spać, o ile pozwalają krzyki usypianych dzieci

 

Hiszpania

 

23 09 Przed 8 jestem w Maladze, prosta droga na dworzec autobusowy, ok. pół godziny marszu, o 9 odjeżdżam do Grenady ( 11 Euro ), po godzinie i kilku minutach jestem , w dworcowej informacji pytam o dojazd do Alhambry, najpierw muszę dojechać do katedry, jest niedziela, a więc jest ona otwarta, podobnie jak kaplica królewska. Mały autobusik miejski numer 3 jedzie do Alhambry. Schronisko Posada Dona Lupa jest obok końcowego przystanku, recepcja nieczynna, ale zostawiam plecak i idę do kasy, w której odbiera się bilety zbiorowe i te kupione przez Internet, pokazuję numer rezerwacji, godzinę wejścia oraz ksero paszportu, nie muszę stać kilka godzin w kolejce. Wracam do schroniska , bardzo miła pani przydziela mi pokój jednoosobowy z łazienką za 12 Euro, ze śniadaniem .Biorę kąpiel, przebieram się i idę do zespołu Alhambry .Tłumy nieprzebrane, ale ja mam bilet na wszystkie obiekty za 14 Euro .Twierdza robi na mnie średnie wrażenie, pałac Karlosa V zdumiewa kiczem architektury, a na kolana rzuca mnie pałac Leones, a zwłaszcza dziedziniec lwów, znam fotografie, ale zobaczyć go na własne oczy to było moje marzenie Mam hotel zaraz za bramą parku ,nie muszę więc spieszyć się, mogę wracać do komnat, które już widziałem, odpoczywać na dziedzińcach, siadać na ławkach, aby kontemplować piękno arabskiej sztuki. W parku są saturatory z zimną wodą .Podziwiam Alhambrę w świetle zachodzącego słońca, tłumy są trochę mniejsze.

Szkoda, tylko ,że to niedziela, sklepy spożywcze zamknięte, skazany jestem na korzystanie z restauracji, ale przy bufecie można kupić tańsze kanapki. W świetle reflektorów mury Alhambry wydają się jeszcze potężniejsze, ale do twierdzy wejść nie można.

 

24 09 Schodzę przez park do Granady, to tylko kilka minut, odwiedzam powtórnie katedrę, zachwyca renesansowa architektura uniwersytetów i akademii, piękne portale i arkadowe dziedzińce, które jednak nie dorównują wawelskiemu. Odnajduję w labiryncie uliczek kościół Jana Bożego, chociaż pochodzi z połowy 18 wieku jest podręcznikowym przykładem sztuki baroku, nie znajdziecie centymetra białej ściany, wszystko kapie złotem ,ambona nie tylko wyzłocona, ale tez ozdobiona lustrami, .malowidła oczywiście iluzjonistyczne, zasłony, draperie jak prawdziwe. O 10,30 jest zwiedzanie z przewodnikiem, wtedy można zobaczyć skarbiec, podejść do sarkofagu świętego Jana Bożego, który właśnie działał w Andaluzji .Nie chcę już dziś zwiedzać żadnej zabytkowej budowli. Do dworca autobusowego lepiej podjechać, jest daleko od centrum .Stoję w długiej kolejce po bilet, można go kupić w automacie, autobusy odjeżdżają często. Nocuję w znanym mi schronisku , po południu posiedziałem obok mistrza Pabla, pospacerowałem eleganckimi ulicami Malagi .Wieczór spędziłem w towarzystwie sympatycznej pary turystów ze Słowenii

 

25 09 Śniadanie w schronisku jest wydawane od 9,00, a ja muszę wyjść przed 8, ale przygotowano kawę, można wypić szklankę soku i zjeść pieczywo z dżemem. Metro na lotnisko jedzie tylko kilka minut, odprawa jest sprawna i sympatyczna .Samolot odleciał punktualnie, w Paryżu jest mniej sympatycznie, zakwestionowano mały pojemnik z jogurtem i serek w pudełku, dobrze ,że nie kupiłem wina z Malagii, bo chociaż to tranzyt i Unia, ale rozsądek urzędników granicznych jest bardzo ograniczony. W Warszawie byłem ok. 22. Myślę, że była to kolejna, ciekawa wyprawa, a co przeżyłem, widziałem, opisałem.

 

 


  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u