Out of Namibia – Monika Botz

Out of Namibia

Monika Botz

Moja przygoda z Namibią rozpoczęła się przed czterema laty, po krótkim pobycie w okresie Bożego Narodzenia na namibijskiej farmie. Już wówczas, spędzając święta w ponad 40-stopniowym upale, przy wigilijnym drzewku akacjowym i wtórze odgłosów afrykańskiego buszu, atmosfera tego pełnego kontrastów kraju zapadła mi głęboko w serce. Od tego momentu upłynęło wiele czasu i kilka powrotów bo w myśl namibijskiego powiedzenia, będąc raz w Namibii nie można się uwolnić od potrzeby powrotu. Dziś patrzę na ten kraj z perspektywy prawie rocznego w nim pobytu, poświęconych mu studiów, pracy, lecz również wielokrotnych podróży i mimo tego nie mogę się doczekać kolejnej fascynującej wyprawy.
Namibia jest krajem dla podróżników indywidualistów. Niewątpliwie główną atrakcją jest sama natura tego kraju, różnorodna flora i fauna, zapierające dech w piersiach pejzaże pustyń Namib i Kalahari, przestrzenne sawanny, czy fascynujące górskie przełęcze i wąwozy. Dla zainteresowanych geologią Namibia stanowi prawdziwą księgę obrazkową, gdyż poprzez skromną roślinność jak na dłoni widać wszelkie geologiczne wybryki.
Namibia to również fascynująca i jakże różnorodna kultura. Kraj ten jest miejscem zamieszkania ok. 11 grup etnicznych, a różnorodność językowa manifestuje się przez istnienie ok. 25 dialektów językowych, nie licząc języków europejskich (angielski, niemiecki, afrikaans). Zmienna historia kraju, odzwierciedlająca wczesne walki międzyplemienne, początki niemieckiego kolonializmu z końca XIX wieku, 70 lat mandatu Republiki Południowej Afryki, i jakże smutny rozdział historii w postaci wieloletniej polityki apartheidu, do dziś pozostawiły ślady w życiu codziennym Namibii.
Ogromne dystanse (powierzchnia kraju: 824.292 km2.) i jedno z najniższych zaludnień na świecie (na km2 przypada ok. 2 ludzi) powodują, że zdając się na podróżowanie środkami komunikacji publicznej trzeba się liczyć z problemem „terminowości”, jak również z realną możliwością dotarcia tylko do nielicznych, obleganych przez turystów atrakcji. Wszystko to sprawia, że najlepszym sposobem, by dać się ponieść afrykańskiej przygodzie i poznać z bliska Namibię, jest podróż samochodem „na własną rękę”.
Również i ja zawsze staram się wybierać ten sposób podróżowania. Opisywaną tu 16-dniową wyprawę odbyłam w roku 2002 z moją niemiecką koleżanką Beatą. Nasza trasa przebiega wzdłuż najciekawszych atrakcji Namibii w centralnej i północno-zachodniej części kraju. W czasie podróży docieramy do legendarnych plemion Himba i przedstawicieli ludu Buszmenów. W ciągu naszej wyprawy przemierzamy odcinek o długości ponad 3 tys. kilometrów.
Kierując się mottem „jak najwięcej natury, luksus tylko kulinarny”, tylko w nielicznych przypadkach nie nocujemy na kempingach.

Informacje praktyczne

Wiza

W Europie do zdobycia w Namibijskiej Ambasadzie w Berlinie (również drogą pocztową) za opłatą ok. 25 EUR. Okres wystawiania wizy zazwyczaj nie trwa dłużej niż 5 dni. Należy jednak pamiętać o czasie przesyłki (z Niemiec do Polski: ok. tygodnia).
Adres: Namibische Botschaft, Wichmannstrasse 5, 10787 Berlin
Tel. 0049 30/ 254095-0, fax: 0049 30/ 25409555

Zdrowie

Osoby podróżujące po północnych terenach Namibii (Kaokoveld, Ovamboland, Pasmo Caprivi) powinny zabezpieczyć się przeciwko malarii, głównie w miesiącach październik – styczeń, luty – maj.
Specjalne szczepienia nie są koniecznością. Polecam jednak klasyczne przeciwko żółtaczce i tężcowi.

Ubranie

Niezależnie od pory roku „musem” są solidne buty przynajmniej do kostki, nie tylko ze względu na osobisty komfort, lecz przede wszystkim jako ochrona przeciwko skorpionom i żmijom.
W okresie namibijskiego lata trzeba się liczyć z bardzo wysokimi temperaturami, w pozostałym czasie należy zaopatrzyć się również w ciepłe ubranie. Bez względu na porę roku konieczna jest ochrona przed rażącym namibijskim słońcem (okulary, ochrona głowy, kremy ochronne z wysokim filtrem).

Czas podróży – klimat

Z położenia na południowej półkuli wynika, iż w czasie kiedy u nas panuje zima, w Namibii trwa upalne lato (pora deszczowa) i dzienne temperatury mogą sięgać ponad 40°C. Czas europejskiego lata to pora „zimowej” i „wiosennej” suszy w Namibii. Jest to jednocześnie najdogodniejsza pora na podróż. Roślinność jest wówczas skąpa, co sprzyja obserwacjom zwierzyny.
Między lipcem a wrześniem ma się również do czynienia z przyjemnymi temperaturami dziennymi (22–30°C). Należy jednak pamiętać o chłodnych nocach.

Dojazd

Bezpośrednie połączenia: z Frankfurtu do Windhoek (Air Namibia 4 razy w tygodniu), z Monachium (LTU 2 razy w tygodniu). Cena: od 600 EUR wzwyż. Inne linie lotnicze latają przez Londyn i RPA, przez to nie tylko czas podróży, lecz również cena biletu wzrasta. Czas trwania lotu: ok. 9 godzin. Wylatuje się wieczorem, ląduje rano, przez co nie traci się drogocennego czasu na przelot, a i efekt jetlaggu odpada.

Wynajem samochodu

W samej stolicy jest ponad 20 profesjonalnych firm wynajmujących samochody. Polecam ostrożność i dokładne przestudiowanie cen i świadczeń (proszę zwracać uwagę na ubezpieczenia w razie wypadku, stan samochodu, co obejmuje kaucja, zaopatrzenia w opony zmienne etc.. Najlepsze do tej pory doświadczenia miałam z rodzinną firmą Camping Car Hire z Windhoek (Internet: www.campingcarhire.com.na, e-mail: carhire@campingcarhire.com.na). Ceny w zależności od rodzaju samochodu – od 420 N$/dzień. Rodzinna i przyjacielska atmosfera, z jaką jest się traktowanym przez prowadzących firmę Angelike, Heidi i Franka, jak również pełny profesjonalizm świadczeń, sprawiają, że przysłowiowego „klient jest naszym królem” realnie zaznaje się tu na własnej skórze.
Do wynajmu konieczne jest posiadanie aktualnego międzynarodowego prawa jazdy (osoby poniżej 22 roku życia nie mają prawa do wynajmu).

Drogi

Główne drogi w Namibii (Pads) są w dobrym stanie, mimo, że tylko mała ich część to drogi asfaltowe. Zjeżdżając z głównych tras najlepiej zasięgnać porady tubylców, gdyż w zależności od poprzedzającej podróż pory deszczowej stan dróg może drastycznie ulec zmianie. Pomocna w odgadywaniu stanu dróg jest również sama ich klasyfikacja: B: droga asfaltowa w bardzo dobrym stanie, C: główna droga szutrowa, lub solna w dobrym stanie, D: piaszczysta lub szrutowa, może być trudna do pokonania, P: prywatne drogi, głównie na farmach, z dużą ilością bram… może być ciężko.
Do standardowych przykazań należy korzystanie z każdej nadarzającej się okazji tankowania. Za każdym razem powinno się również kontrolować poziom oleju i wody w chłodnicy (!!!). Nie powinno się również wyruszać w wyprawę z tylko jednym kołem zapasowym i broń Boże bez lewarka (!).
Ostatnia przestroga dotyczy szybkości jazdy. Szczególnie na nieasfaltowych drogach trzeba się liczyć z niespodziankami. Nierzadko nie można realnie ocenić stanu drogi. Zakręty często są nieoznakowane, pod szrutem może się kryć piasek, jazda po którym przypomina ślizgawkę. Dlatego wyjeżdżającym w teren polecam ostrożność i maksymalną szybkość 80 km/godzinę. Odradzam jazdę o zmroku, przede wszystkim z powodu wyskakujących na drogę, oślepionych światłem samochodu antylop. Po Namibii podróżuje się lewostronnie.

Waluta

Dolar namibijski: N$. W Namibii wciąż można płacić południowoafrykańskim Randem. Kurs: 1 EUR = ok. 9 N$ (maj 2003).
Sprawdzoną metodą dla podróżujących w grupie jest założenie konta w namibijskim banku. Sprawia to, że wszelkie opłaty za noclegi można uiścić przekazem i nie trzeba wozić ze sobą ogromnych sum pieniędzy. Wysokie oprocentowanie sprawia, że nawet w okresie paru tygodni uzyskuje się dodatkowe kwoty. Przed powrotem konto trzeba po prostu rozwiązać.

Język

Angielski, afrikaans, niemiecki.

Bezpieczeństwo

Namibia jest krajem bezpiecznym. Na pewno nieporównywalnie bezpieczniejszym niż RPA. Specjalną uwagę trzeba jednak zwracać na możliwości parkowania samochodu w miastach. Gorąco polecam strzeżone parkingi i odradzam parkowanie poza nimi. Szczególną ostrożność należy zachować odwiedzając czarne townships, jak np. Katutura w Windhoek. Nie należy wjeżdżać tam o zmroku, a i w dzień polecam zamknięte okna i niezatrzymywanie się po drodze.

Infrastruktura turystyczna

Obok luksusowych lodges i hoteli, których jakość nierzadko przewyższa europejskie standardy, godne polecenia są również noclegi na farmach. Obok umiarkowanych cen dodatkowym plusem jest tu możliwość zawarcia kontaktu z Namibijczykami i poznania ich specyficznej rodzinnej atmosfery i gościnności.
Nie do ominięcia są również kempingi – ogólnie mówiąc jeden z najpiękniejszych i najtańszych sposobów podróżowania po Namibii. Ktoś, kto poznał smak zasypiania pod gwieździstym afrykańskim niebem, przy wtórze odgłosów buszu, wie o czym piszę. Miejsca kempingowe są tu zazwyczaj obszerne, wyposażone we wszystkie możliwe urządzenia sanitarne, własne miejsca do rozpalenia ognia (często z wmontowanym w nie grillem). Wszystkie te udogodnienia powodują, iż również starsi ludzie podróżujący po Namibii wybierają tę formę noclegów. Nocować można również „na dziko”. Trzeba się jednak wcześniej upewnić, czy teren, na którym rozkłada się namiot nie jest czyjąś własnością. Może się zdarzyć, że rankiem przed namiotem pojawi się wściekły farmer z wycelowaną w was strzelbą. Uwaga również na szlaki zwierzyny. Słonie z reguły nie lubią nowych przeszkód na utartych przez siebie ścieżkach i po prostu mogą zadeptać. Jeden z Namibijczyków zdradził mi sposób, poprzez który można uniknąć tego typu odwiedzin. Trzeba po prostu „obsiusiać” i w ten sposób zaznaczyć granice swojego terenu. Forma ta wydaje mi się jednak dosyć żmudna!
Od paru lat pojawiają się w Namibii tzw. „Comunity Based Projects”. Są to projekty turystyczne, głównie kempingi, sklepy lub tradycyjne wioski plemienne, znajdujące się w rękach czarnej ludności Namibii. Projekty te są próbą włączenia do rozwoju turystyki czarnych plemion Namibii i jednocześnie szansą ukształtowania nowej formy zarobku dla tej społeczności. Jest to zarazem próba zachowania specyficznej kultury Namibii i zapobiegnięcia systematycznemu wyginięciu typowych plemiennych tradycji. Projekty te znajdują się głównie na terenach byłych „homelands”, dziś tzw. komunalnych landów, będących dziedzictwem polityki apartheidu, gdy czarna ludność została wysiedlona na tereny mało atrakcyjne pod względem gospodarczym. Tradycyjne kempingi i wioski plemienne są zwykle bardzo prosto wyposażone i często z minimalnym komfortem. Ich cena jest jednak śmiesznie niska (nocleg nierzadko kosztuje mniej niż 2 EUR) i wobec szczytnego celu i możliwości poznania specyficznej kultury warto wziąć pod uwagę odwiedziny tego typu projektu, choćby po to by zakupić parę pamiątek. Pełna listą z opisem położenia i rodzaju projektu dysponuje NACOBTA, pozarządowa organizacja nadzorująca rozwój tego typu projektów (e-mail: info@nacobta.com.na). Broszury są do zdobycia w Crafts Center w Windhoek (Tal Street).

Przebieg podróży

Dzień 1 • Windhoek

Zaczynając podróż po Namibii w Windhoek (1700 m n.p.m.), warto poświęcić temu miastu przynajmniej jeden dzień. Windhoek jest nie tylko nowoczesną stolicą kraju, lecz również centrum gospodarczym i kulturalnym Namibii. To tu najłatwiej doznać wielokulturowości kraju. Po ulicach przechadzają się nie tylko Burowie, Namibijczycy niemieckiego pochodzenia, lecz również przedstawiciele z plemienia Ovambo, czy kobiety Herero w swych tradycyjnych wiktoriańskich strojach. Windhoek to miejsce, w którym po raz pierwszy można sie zetknąć z kolonialną przeszłością. Miasto założone w 1842 roku przez nadreńskich misjonarzy szybko stało się centrum kolonialnego gubernatorstwa. Tutaj również można podziwiać inne zabytki kolonialne jak Kościół Chrystusowy czy stary Fort (obecnie muzeum). Pomiędzy nowoczesnymi wieżowcami na Independence Avenue przytulnie przykucnęły barwne, stare budynki, zbudowane metodą konstrukcji ryglowej (typowa niemiecka kratownica), wciąż jakby trwając tu w swej historycznej przeszłości. Informacji o ciekawych miejscach w stolicy udziela Windhoek Information Bureau (Post Street Mall) lub Tourist Information Centre (róg Peter Müller/Stübelstr.).
Windhoek to również podróż pomiędzy pierwszym i trzecim światem. Jednym z najbardziej zapadających w serce doświadczeń jest odwiedzenie Katutury. W sercu tego czarnego slamsu założono projekt Penduka, który stał się nadzieją dla żyjącej tu czarnej ludności. Z prywatnej inicjatywy żyjącej w Namibii Holenderki powstała tu prawdziwa oaza, w której kobiety szyją i haftują typowe afrykańskie wyroby, rozprowadzane również w Europie. Obok szwalni znajduje się sklep z pamiątkami, afrykańska restauracja i mała baza turystyczna. Również tutaj można wynająć przewodnika, który fachowo i bezpiecznie oprowadzi po Katuturze. Informacje o projekcie najłatwiej zdobyć drogą internetową (e-mail: penduka@namibnet.com) lub telefonicznie: 061/25 7210.
Windhoek jest niepowtarzalną okazją poznania różnorodnej kuchni namibijskiej, która jest odzwierciedleniem zmiennej historii tego kraju i przeplatających się wpływów z kuchni niemieckiej, angielskiej i płd.-afrykańskiej. Wśród namibijskich przysmaków niewątpliwie dominuje mięso, nie tylko w formie pieczonej. W samej stolicy roi się od kulinarnych „świątyń” oferujących najrozmaitsze mięsne potrawy z rodzimej dziczyzny. Nie do ominięcia jest „Joe’s Beer House”, najlepsza piwiarnia na kontynencie afrykańskim. Mimo, że miejsce to już dawno odkryli turyści, można tu często spotkać również Namibijczyków, rozkoszujących się stekami z antylop lub przysmakami z rodzimego krokodyla (konieczna rezerwacja!!!). Dla koneserów ryb prawdziwym rajem jest mała restauracja na ulicy „Sam Nujoma Drive”: „Luigi and the Fish” (Ceny od ok. 35 N$.). Znajduje się tu również mały bar, w którym warto po kolacji coś wypić. Knajpka ta jest bowiem stałym miejscem spotkań lotników namibijskich firm lotniczych i czarterowych. Cierpliwi mogą być świadkami niesamowitych opowieści o lotniczych safari, z których nierzadko powiewa atmosferą z filmu Pożegnanie z Afryką.
Zainteresowani sztuką Namibii powinni zajrzeć do „Crafts Center”, sklepu i galerii, gdzie wystawiane są dzieła głównie czarnych artystów tego kraju (Tal Street). Na pierwszym piętrze znajduje się tu również mała kawiarnia, gdzie w oryginalnej atmosferze koniecznie trzeba spróbować oferowanych tu ciast i koktajli mlecznych.
Fakt, że w Windhoek publiczna komunikacja prawie nie istnieje sprawia, że przy wyborze kwatery najważniejszym kryterium powinno być jej centralne położenie. Właśnie z tego powodu polecam „Puccini Hostel” na Puccini Street (przyjemna rodzinna atmosfera, centralne położenie, cena: ok. 10–15 EUR/za nocleg ze śniadaniem). Bardziej komfortowe pokoje i wszelkie udogodnienia oferuje Pension Moni (Rieks v.d. Walt Street, e-mail: pensionmoni@hgud.de, cena: od 38 EUR za pokój).

Dzień 2 • Windhoek – Rehoboth – Sesriem (ok. 320 km)

Przed nami podróż do najpiękniejszych wydm świata – pustyni Namib. Wyruszamy wcześnie rano, kierując się asfaltową B1 na południe. Tuż za Windhoek zaczynamy się rozkoszować wzgórzami gór Auas. Po ok. 70 km docieramy do Rehoboth, ktore wita nas czerwonymi reklamami coca-coli. O ile sama miejscowość nie ma wiele do zaoferowania pod względem turystycznym, warto jednak zwrócić uwagę na jej mieszkańców. Rehoboth jest dawną stolicą homelandu rehobockich „Baster”, ludności pochodzącej głównie ze związków białych Burów i kobiet z plemienia Hottentotów. W 1869 roku Baster przybyli do Namibii z terenów dzisiejszej RPA. Założone przez nich w 1871 roku Rehoboth dziś liczy około 22 tys. mieszkańców. Mimo, że w miejscowości żyją również przedstawiciele Nama i Damara, to jednak nietrudno wyłowić wśród nich członków „Baster”, w twarzach których wciąż dominują europejskie rysy. „Rehobother Baster” charakteryzują się dużą niezależnością w porównianiu do innych społeczności Namibii, czego wyrazem była również próba uzyskania przez nich niepodległości w 1924 roku. Do dziś nazwanie „Baster” czarnym lub kolorowym jest w złym tonie, a nawet obraźliwe. My korzystamy z okazji tankowania i po obowiązkowej redukcji ciśnienia powietrza w oponach ruszamy dalej.
Kierując się do Sesriem skręcamy w lewo tuż za Rehoboth w nieasfaltową drogę C24. Przed nami parę godzin samotnej jazdy po piaszczystym pad. Odcinek ten to nie tylko okazja przestawienia się na afrykański tryb podróżowania, w ramach którego nie wolno się śpieszyć. Wśród pierwszych zachwytów i pisków Beaty z powodu mijanych przez nas zwierząt, mamy okazję rozkoszować się zmieniającymi się krajobrazami i przełęczami.
Około 20 km za pasmem Remhoogte warto zboczyć z trasy w wąską drogę w kierunku Solitaire. Na tym bowiem odcinku ma się okazję podziwiania jedynego w tej okolicy, samotnie stojącego przy trasie, malowniczego drzewa Köcherbaum lub Kookerboom (Aloe Dichotoma), które urosło do symbolu Namibii i jest częstym motywem fotografii krajobrazowej. Drzewo to swą nazwę zawdzięcza Buszmenom, którzy jego gałęzie wykorzystywali do wyrobu kołczanów (Köcher lub Kooker). Ci, którzy nie wybierają się na południe Namibii, gdzie drzewo to występuje częściej, nie powinni rezygnować z żadnej okazji zobaczenia go w naturze. Po przebyciu kolejnych 10 km docieramy do C19, skąd kierując się na południe docieramy po ok. 70 km do Sesriem. Nocujemy na miejscowym kempingu, u bram wjazdowych do Parku Namib-Naukluft. Cena noclegu w Sesriem: 180 N$ za miejsce dla 4 osób. Rezerwacja: „Namibia Wildlife Resorts Ltd”, Reservations, Private Bag 13267, Windhoek, e-mail: reservations@iwwn.com.na, tel.: 061 23 6975

.

Dzień 3 • Sesriem – Sossusvlei – Sesriem Canyon (ok. 130 km)

Jeszcze przed szóstą rano budzi nas warkot ogromnych pojazdów grup „Overlanders” (plaga i początek turystyki masowej w Namibii). Jesteśmy wściekłe i bardziej z konieczności, niż z potrzeby wstajemy i ruszamy w głąb parku, w kierunku Sossusvlei. (Opłata za wstęp: 30 N$ za osobę + 20 N$ za samochód). Tuż za bramą parku zaczynamy być wdzięczne za naszą pobudkę. Wschód słońca czaruje na pustynnych wydmach barwy, których nie da się opisać słowami. Po około 60 km na asfaltowej drodze docieramy do parkingu, gdzie zostawiamy nasz samochód. Dalsza jazda jest tylko dla samochodów o napędzie czterokołowym i dla kierowców wprawionych w technice jazdy po piaszczystych wydmach. Po ok. 5 km pieszej, pustynnej wędrówki docieramy do Sossusvlei, miejsca najpiękniejszych wydm świata. Występujące tu wydmy są również często uznawane za najwyższe wydmy świata. Niestety błędnie. Mimo, że wydmy osiągają wysokość ok. 325 m n.p.m., należy zwrócić uwagę na fakt, że są one położone na płaskowyżu „Tsondab”, znajdującym się już na wysokości ok. 125 m. n.p.m.. Właściwa wysokość wydm wynosi więc ok. 200 metrów, co nie umniejsza ich przytłaczającej piękności. Samo Sossusvlei jest glinną niecką, która po obfitych porach deszczowych wypełnia się wodą docierającej tu rzeki Tsauchab. Niesamowitym przeżyciem jest wdrapanie się na wydmy otaczające Sossusvlei, skąd rozciąga się przepiękny widok na tę część pustyni. W okresie lata wyschnięte podłoże Sossusvlei w postaci spękanej gliny jest niesamowitym kontrastem do jedynego w swoim rodzaju czerwono-brzoskwiniowego zabarwienia wydm. Wędrówkę po pustyni najlepiej rozpocząć we wczesnych godzinach porannych, lub popołudniowych. Szczególnie w okresie namibijskiego lata temperatury osiągające 50°C mogą być bardzo uciążliwe. Pod żadnym pozorem nie powinno się również zapominać o zabraniu ze sobą wody. My naszą wyprawę kończymy jeszcze przed południem, wieńcząc przeżycie obfitym śniadaniem przy wydmie nr 45 w cieniu pustynnej akacji. Nazwa wydmy – 45 – pochodzi od jej oddalenia od wjazdu do parku – 45 km. Jest to jedna z najchętniej fotografowanych wydm w tej okolicy (piękna forma i wysokość ok. 170 m).
Po powrocie do Sesriem udajemy się w kierunku kolejnej krajobrazowej atrakcji – Sesriem Canyon, znajdującego się tuż przed bramami wjazdowymi do parku. Jest to wyżłobiona w skalistym podłożu głęboka szczelina (ok. 50 m głębokości), a jego nazwa pochodzi od liczby rzemieni, za pomocą których dawniej wydobywano stąd pojemniki z wodą (Sesriem: sześć rzemieni). Podczas suszy na dnie kanionu można odbyć krótką wędrówkę, a w miesiącach pory deszczowej jest on dogodną okazją by zażyć tu również kąpieli, kojącej trudy wyprawy do Sossusvlei.
Formacje Sesriem Canyon są również znakomitym miejscem by celebrować tu kolejną namibijską tradycję – „sundowner”, czyli ceremonia kontemplacji i podziwiania zachodu słońca połączone z degustacją rodzimego trunku. Naszym tradycyjnym sundownerem stał się „Hunters dry”, rodzaj wytrawnego namibijskiego „cidra”. Na nasz kemping wracamy tuż po zmierzchu. Przytłaczajacy swym pięknem widok gwieździstego, pustynnego nieba, urokliwie palące się wokół ogniska i rozpościerający się w powietrzu zapach pieczonych na grillu antylopich steków sprawia, że chciałoby się tu pozostać na dłużej…

Dzień 4 • Sesriem – Walvis Bay – Swakopmund (ok. 350 km)

Tuż przed wyjazdem korzystamy z nadarzającej się w Sesriem okazji tankowania. Kierując się na północ na C19, po ok. 80 km, docieramy do Solitaire, które właściwie nie jest miejscowością, lecz stacją benzynową i sklepem (warto spróbować ciast domowego wypieku). Nie radzę przy tym polegać na możliwości tankowania tutaj. Zdarza się bowiem, że stacja czasami jest zamykana, lub po prostu brakuje w niej benzyny. Tuż za Solitaire C19 przechodzi w C14, która prowadzi prosto do portowego miasta Walvis Bay. Niewątpliwie jedną z najpiękniejszych atrakcji na tym odcinku jest przekroczenie pasma Kuiseb (uwaga stromo: gradient: 1:9), tuż za którym można podziwiać niesamowity krajobraz Canyonu Kuiseb. Dla zwolenników jazdy off-road odcinek ten jest znakomitą okazją, by zboczyć w głąb parku Namib Naukluft. Tego typu podróż należy jednak wcześniej zaplanować, zaopatrując się w dostateczną ilość benzyny, wody i żywności. Dostępne w głębi Namib kempingi nie dysponują prawie żadnymi udogodnieniami. Charakterystyczny jest również całkowity brak cywilizacji i możliwości zaopatrzenia. Nieodzownym warunkiem jest też samochód o napędzie czterokołowym i przynajmnie minimalne doświadczenie w jeździe po prawdziwych bezdrożach. Informacji na temat dróg, kempingów i zdobycia koniecznego „permitu” udziela biuro: „Namibia Wildlife Resorts Ltd”, Private Bag 13267, Windhoek.
Kilkadziesiąt kilometrów przed Walvis Bay wysokie temperatury zastępuje coraz zimniejszy powiew znad Atlantyku, a pagórkowate krajobrazy gór Naukluft zmieniają się w piaszczystą równinę. Samo Walvis Bay jest jedynym dużym i międzynarodowym portem na wybrzeżu Namibii, bedącym jeszcze do 1924 roku ostatnią enklawą RPA w tym kraju. Jedynym naprawdę wartym zobaczenia zjawiskiem jest tu laguna, bedąca jednocześnie rezerwatem, gdzie kłębią się tysiące różowych flamingów. Informacji na temat rezerwatu można zasięgnąć na znajdującej się w pobliżu promenadzie, w punkcie informacji „Walvis Bay Wetland and Nature Reserve”. Warto również udać się do Pelican Point, które jest miejscem zadomowienia ogromnej ilości pelikanów.
Dalsza droga do Swakopmund to odcinek ok. 35 km na asfaltowej B2. Również tutaj w obliczu wznoszących sie dumnie po prawej stronie ogromnych wydm środkowej Namibii piętrzących się falach Atlantyku po lewej, krajobraz dosłownie zapiera dech w piersiach. Samo Swakopmund dysponuje ogromną ilością dobrej jakości zakwaterowań. My spędzamy noc w Municipal Campsite, gdzie za bardzo przystępną cenę oferowane są dobrej jakości noclegi w domkach (rezerwacja: tel: 064 402808, fax: 064 4826). Bardziej centralne położenie i komfortowe pokoje w przepięknym otoczeniu oferuje „The secret garden Gästehaus” na Bismarckstrasse 36 (ceny od: 200 N$ za osobe, tel/fax.: 064 404037). Dla spragnionych kulinarnych smakołyków godnym polecenia jest jeden z najlepszych pubów w Swakopmund: Kücki’s Pub Restaurant, 22 Moltkestr., tel.: 064 2407 (konieczna rezerwacja). Zwolennicy owoców morza koniecznie muszą spróbować oferowanych na wybrzeżu ryb i ostryg, które są uznawane za najlepsze na świecie.

Dzień 5 • Swakopmund – Spitzkoppe – Swakopmund (ok. 280 km)

Swakopmund jest przytulnym i jednocześnie luksusowym kurortem na afrykańskim wybrzeżu Atlantyku. Jest to jednocześnie jedyne miasto w Namibii, gdzie kulturowe dziedzictwo niemieckiego kolonializmu do dziś jest obecne w życiu codziennym jego mieszkańców. Wrażenie jest niesamowite w obliczu niemieckiej kolonialnej architektury, wciąż niemieckich nazw ulic i oficjalnie używanego na co dzień języka niemieckiego. Również kuchnia w miejscowych restauracjach charakteryzuje się dużym wpływem niemieckiej sztuki gotowania. Nie do ominięcia jest Café Anton, gdzie oferowany tradycyjny tort „Scharzwälder” nie ma sobie równych w Europie. Samo miasto i okolice mają dużo do zaoferowania pod względem turystycznym. Na pewno warto zajrzeć do miejscowych muzeów i akwarium. Informacji o atrakcjach miasta najlepiej zasięgnąć w Informacji Turystycznej (Woermann-Haus, Bismarckstrasse) lub w Biurze Informacji Turystycznej (Ritterburg Building, Bismarckstrasse). Dla spragnionych niekonwencjonalnych przygód obowiązkiem jest odwiedzenie Swakopmund Adventure Centre (Roon Street, e-mail: swakopadventure@yahoo.com, tel: 064 406 096), które oferuje różnorodne atrakcje, jak sand boarding czy quad biking po okolicznych wydmach, sky diving, lub gdzie po prostu można się umówić na łowienie ryb w Atlantyku. My decydujemy się na dzienny wypad do Spitzkoppe, zwaną również Matternhornem Namibii (ok. 115 km na B2 w kierunku Windhoek, następnie D1918: 17 km i D3716: 12 km). Spitzkoppe to wysepki gór magmatycznych, których formacja rozpoczęła się przed 70 mln. lat i których formy nabierają przepięknego brzoskwiniowego koloru szczególnie w godzinach popołudniowych. Przed paroma laty powstał tu również kolejny turystyczny projekt z kempingiem, gdzie można zasięgnąć dodatkowych informacji i wynająć przewodnika. Do Swakopmund wracamy o zmierzchu, gdzie dzień kończymy na plaży przy smażonych langustach.

Dzień 6 • Swakopmund – Cape Cross – Ugab Camp (ok. 240 km)

Kierowane chęcią powrotu do dzikości Namibii, wczesnym rankiem udajemy się do biura fundacji na rzecz ochrony populacji nosorożców w Namibii: Save the Rhino Trust (e-mail: sarah@rhino-trust.org.na). Fundacja nie tylko zajmuje się szeregiem projektów na rzecz nosorożców, lecz również prowadzi bazy w terenie, które są otwarte dla odwiedzających. W swakopmundzkim biurze RTS odnajdujemy Sarę, która wyjaśnia nam jak dotrzeć do jednej z tych baz. Jest to Ugab Camp, położona w sercu dzikiego okręgu Damara. Po zatankowaniu i uzupełnieniu zapasów ruszamy na C34 w kierunku północnym. Tuż za Swakopmund można podziwiać dumnie wznoszące się białe góry soli, będące częścią znajdującej się tu fabryki wydobywania soli (morskiej!). Obok zakładów położona jest również „wodna farma”, gdzie są hodowane ostrygi i inne owoce morza. Po ok. 60 km, w Hentjesbaai, warto ostatecznie uzupełnić zapasy paliwa i wody.
Po przebyciu kolejnych 55 km docieramy do przylądka Cross, miejsca skąd rozpoczęły się europejskie odkrycia płd.-zachodniej Afryki. W 1486 roku to tu wylądował pierwszy Europejczyk Diego Ciao, który zwyczajem portugalskim umieścił na Cape Cross krzyż ku czci króla Portugalii. Krzyż stał się od tego czasu również znakiem orientacyjnym dla przypływających koło tego miejsca statków. Cape Cross to również rezerwat fok. Na samym przylądku jest ich ok. 100 tys., co w obliczu ich widoku, wydawanych przez nich dźwięków i charakterystycznego „zapachu” jest niesamowitym wrażeniem. (Cape Cross jest otwarte dla zwiedzających w godzinach 10–17. Cena wstępu: 20 N$.) Ruszając dalej zabieramy ze sobą kilka wypstrykanych tu filmów i …niestety foczy smrodzik, który przesiąkł nasze ubrania i włosy.
Dalsza droga to kolejnych parę godzin jazdy wśród pięknych, brunatno-czerwonych pagórkowatych krajobrazów, tak charakterystycznych dla Damaraland. Po drodze mijamy też kilka okazałych egzemplarzy „Welwitschia mirabilis”, pustynnej rośliny, której wiek może osiągać 1500 lat. Dokładnych informacji o miejscach występowania Welvitschi, zasadach dotarcia do poszczególnych szlaków i ew. „pozwoleń”, udziela Swakopmundzkie Biuro Turystyczne (Bismarckstr.).
Jazda na D2303 jest dość trudna i powolna z powodu kamienistej pad. Na ostatnich kilometrach krajobraz staje się skalisty i nagle, jakby z nicości, w środku górzystej pustki wyłania się Ugab Camp, położony nad urwiskiem koryta Ugab. Baza jest bardzo skromnie wyposażona. Czar i piękno prawdziwej Afryki zdaje się jednak wynagradzać wszelkie niedogodności. Wieczór spędzamy w kręgu prowadzących projekt „tubylców”. Przy ogniu i afrykańskich śpiewach mamy również szansę dowiedzieć się szczegółów o metodach i celach pracy fundacji. Sarah, która przybyła do Ugab Camp krótko po nas, poprzez swoje opowieści ostatecznie zaraża nas afrykańskim bakcylem. Spędzoną w Ugab Camp noc zaliczam do najbardziej spokojnych i jakby kojących w moim życiu. Mamy naprawdę wrażenie, że zasypiamy w sercu dzikiej Afryki. (Cena noclegu ok. 90 N$ za miejsce dla 4 osób).

Dzień 7 • Ugab Camp – Brandberg – Khorixas – Vingerklipp
(ok. 220 km+ ok. 70 km – wypad do Vingerklip)

Budzimy się z dziwnym przeczuciem, że nasz pobyt w Ugab Camp kryje w sobie jeszcze parę niespodzianek. Uczucie to nabiera realnych rozmiarów, gdy po wysunięciu głowy z namiotu natykam się na… słonia. Oboje, i ja i słoń zamieramy w swoich pozach. Gestykulacja ukrytych w pobliskim buszu pracowników RTS nakazuje mi kamienny spokój. Ich obecność daje mi jednocześnie poczucie choć nikłej otuchy, że nie jestem jedyną, która tego ranka odkryła odwiedziny szarego kolosa w bazie. Spotkanie bliskiego stopnia kończy się rezygnacją słonia, który znudzonym, choć majestatycznym krokiem oddalił się w kierunku koryta rzeki. Wydarzenie stanowczo potwierdziło opowieści z poprzedniego wieczora, iż słonie często odwiedzają to miejsce w poszukiwaniu wody.
Naszą podróż kontynuujemy w kierunku masywu Brandberg. Przejeżdżając przez Uis korzystamy z nadarzającej się okazji tankowania. Uis, które długo było miejscem zamieszkania górników, pracujących w miejscowej kopalni, od czasu jej zamknięcia powoli pustoszeje. Na stacji benzynowej szybko otacza nas grupa bezrobotnych, oferujących nam różnorodne minerały, kamienie półszlachetne i suweniry w postaci rzeźbionych ziaren palmy Makalani.
Tuż za miejscowością zbaczamy w kierunku Brandberg (D2359 – 20 km), najwyższego masywu górskiego Namibii. Pasmo swoją popularność zawdzięcza znajdującym się w jego centrum malowidłom naskalnym (ok. 45 000 malowideł). Najsłynniejszym z nich jest „White Lady”, rysunek przypisywany Buszmenom. Do dziś jednak nie udało się ustalić dokładnego pochodzenia malowideł. „White Lady”, przedstawiającą białą postać, przez długi okres uważano za dowód obecności białych w południowej Afryce, jeszcze przed jej oficjalnym „odkryciem”. Dziś coraz częściej dominują teorie, iż białość ta jest wynikiem występującego do dziś w kręgach afrykańskich kultur rytualnego malowania ciał na biało. Piesza droga do „White Lady” trwa około godziny i wiedzie skalistym, upalnym szlakiem, dlatego przed wyruszeniem należy zaopatrzyć się w dostateczną ilość wody.
Naszą podróż kontynuujemy na C34 w kierunku Khorixas, centrum byłego okręgu Damara. Tuż przed wjazdem do miasta odnajdujemy nasz kemping (Municipal Camp), gdzie szybko załatwiamy formalności i po pozostawieniu naszych bagaży, pośpiesznie ruszamy w kierunku formacji gór stołowych w dolinie Ugab (asfaltową C39 – 52 km w kierunku Outjo, następnie D2743 – 21 km). Dolina jest kawałkiem Arizony w centrum Namibii, przypominająca swym wyglądem słynną Monument Valley. Na tradycyjnego „sundownera” wdrapujemy się na wzgórze, skąd samotnie sterczy paluch piaskowca „Vingerklip”. Stąd rozciąga się zachwycający widok na wyżłobione przed 30 mln. laty formacje Ugab, których rysy najpiękniej prezentują się w blasku zachodzącego słońca. O zmierzchu wracamy na nasz kemping, gdzie w miejscowej restauracji spożywamy kolację (ceny od 45 N$, cena noclegu ok. 45 N$ za osobę).

Dzień 8 • Khorixas – Twelfyfontein – Palmwag (ok. 220 km)

Po zatankowaniu benzyny i zakupach w Khorixas wyruszamy na przedostatni etap naszej podróży po Damaraland, podczas którego mamy w planie „zaliczenie” kilku kolejnych ciekawostek przyrodniczo-kulturalnych tego wciąż owianego legendami okręgu. Kierując się na zachód (C39) po ok. 50 km docieramy do jednej z nich. „Skamieniały Las”, to miejsce, gdzie można podziwiać pnie starych drzew, które pod wpływem procesów chemicznych przybrały postać skamielin. Kierując się dalej, po kolejnych 30 km skręcamy w piaszczystą D3214 w kierunku Twelfyfontein, gdzie nastepną gratką historyczną są wygrawerowane na skałach przez prehistorycznych przodków Namibii, symboliczne sceny, przedstawiające naturę i legendarne postacie zwierząt. Administracją tych terenów i powstałego tu projektu turystycznego zajmuje się dziś mała komuna członków Damara. Jeszcze w drodze do Twelfyfontein przejeżdża się koło należącego do projektu kempingu. W samym Twelfyfontein za cenę ok. 25 N$ trzeba wynająć miejscowego przewodnika, z którym dociera się do najciekawszych naskalnych grawerunków.
Dalszą podróż kontynuujemy w kierunku Palmwag Lodge drogą C39. Właśnie na tym odcinku natura po raz pierwszy pogroziła nam palcem, dając nam dosadnie do zrozumienia, kto jest „panem” afrykańskiego kontynentu. Jadąc z szybkością ponad 100 km/godzinę, na jednym z zakrętów wypadamy z drogi. W tym momencie wszystko zaczyna się toczyć jakby w przyśpieszonym tempie. Podczas kiedy naszym „gratem” taranujemy drzewka afrykańskiego buszu, przez głowę błyskawicznie przelatują mi porady moich namibijskich przyjaciół: w takim wypadku nie wolno próbować wyhamować samochodu, ani nim kierować. Jedyną możliwością uniknięcia dachowania jest dać się ponieść szybkości. Po paru minutach śmiertelnego strachu udaje nam się cudem zatrzymać ok. 10 m od drogi. Jeszcze zanim zdążyłyśmy ochłonąć, nadjechały dwa samochody terenowe, z których wysypała się liczna rodzina Namibiańczyków. Po obowiązkowym wykładzie na temat namibijskich dróg i dokładnych oględzinach naszego samochodu, jeden z Namibiańczyków, widząc nasze zielonkawe ze strachu twarze, zapytał kto z nas prowadził. Podniosłam nieśmiało rękę. W odpowiedzi, przy akompaniamencie rubasznego rechotania i poklepywania mnie po plecach padło przyjacielskie: do you want a beer?. Chciałam, na otuchę. Nasze wypadkowe przeżycie było dla nas dosadną nauczką w sprawie szybkości jazdy po namibijskich drogach. Do Palmwag docieramy bez większych ekscesów po ok. 2 godzinach. Palmwag to właściwie nie miejscowość, lecz luksusowa lodge, która dysponuje również pięknie położonym kempingiem (cena ok. 80 N$ za osobę). Teren, na którym znajduje się lodge jest częścią koncesji będącej do tej pory własnością Moniki i Jokkala Grötermeier z Swakopmund (Desert Adventure Safaris). Teren Damaraland jest tak zwanym komunalnym landem, należącym do czarnej społeczności Damara. Z tego wynika, iż wszelka działalność „białych” na powierzchni Damaraland wymaga zgody i tzw. koncesji na rzecz członków Damara. Palmwag jest przykładem tego typu koncesji. W zamian za kilkuletnie opłaty rodzina Grötemmeier od kilku lat miała wyłączne prawo do użytku Palmwag. Niedawno lodge została przejęta przez sieć luksusowych hoteli i lodges „Wilderness Safaris Namibia”, po czym prawdopodobnie i niestety będzie można się spodziewać wzrostu cen.
Miejsce to jest szczególnie urokliwe, gdyż jest ono prawdziwą oazą, położoną w centrum dzikiego Damaralandu. Obok wszelkich udogodnien Palmwag dysponuje basenem i małą restauracją z barem, w cieniu ogromnych palm Makalani. Zatrzymanie się w Palwag jest godne polecenia szczególnie dla tych, którzy wybierają się do Kaokofeld. W tym wypadku lodge jest jedną z ostatnich możliwości, by nabrać sił i zażyć odrobiny luksusu przed żmudną wyprawą do dzikiej części Kaoko.
Mimo, że lodge nie należy do tanich, zatrzymujemy się tu z chęcią, również z powodu osobistego zaangażowania właścicieli w ochronę środowiska Namibii. Palmwag ma w swoim programie zorganizowane safari pod nazwą „Bicornis”, w ramach którego uczestnicy, pod fachową opieką pracowników RTS, udają się na szlaki nosorożców. 20% dochodów z safari przeznaczane jest na rzecz funduszu ochrony nosorożców.

Dzień 9 • Palmwag – Wodospad Ongongo – Sesfontein – Opuwo (ok. 260 km)

Mimo, iż kolejny etap podróży pod względem liczby kilometrów nie bardzo odbiega od poprzednich, to jednak z uwagi na stan dróg w tym rejonie musimy liczyć się z możliwymi opóźnieniami i ewentualnymi niespodziankami. Chcąc dotrzeć do Opuwo przed zmrokiem, po zatankowaniu i uzupełnieniu zapasów wody wyruszamy bardzo wcześnie rano. Po ok. 80 km na dobrej drodze C43 docieramy do rozgałęzienia wiodącego w kierunku wodospadu Ongongo. Ongongo to malownicze miejsce z małym wodospadem i krystalicznie czystym jeziorkiem, w którym warto zażyć kąpieli, choćby po to, by zmyć z siebie kurz po przebytej podróży. Uwaga jednak na stan drogi wiodącej do tego miejsca (ok. 6 km kamienistej i trudnej do odnalezienia „pad”), która w zależności od pory roku może być do pokonania tylko samochodem z napędem czterokołowym. Ongongo to kolejny projekt turystyczny. Obok miejsc do kempingu, znajdują się tu tradycyjne chatki, pod którymi można spędzić noc.
Wracając na C34, kierujemy się dalej do Sesfontein (dalsze 35 km), gdzie w pięknym starym forcie, bedącym byłą bazą wojskową z początków niemieckiego kolonializmu Namibii, mieści się kolejna luksusowa lodge. Samo Sesfontein jest małą miejscowością zamieszkałą przez przedstawicieli Herero i Damara. Nazwa miejsca pochodzi od znajdujących się w pobliżu sześciu źródeł. Zatrzymujemy się tu tylko na krótko, by rzucić okiem na stary fort i napić się czegoś w hotelowej restauracji.
Tuż za Sesfontein kierujemy się dalej na północ. Mimo, że stan kamienisto-piaszczystej drogi wciąż nie jest najgorszy, to jednak nasz gruchot nie bardzo daje sobie radę ze wspinaczką po stromych wzgórzach trasy. Część tej pagórkowatej podróży musimy pokonać na pierwszym lub drugim biegu przy odgłosie rzężącego silnika naszej Toyoty.
Do administracyjnej stolicy Kaokfeld – Opuwo, docieramy wczesnym popołudniem. Swoją sławę region ten zawdzięcza przede wszystkim zamieszkałym tu ostatnim nomadom Namibii: plemieniu Himba. Niestety właśnie poprzez rozwój turystyki kultura tych wciąż tradycyjnie żyjących plemion powoli zaczyna ulegać wyginięciu. Przedsmak destrukcyjnego wpływu turystyki szczególnie widać w Opuwo. Z przerażeniem obserwowałyśmy żebrzących przed sklepami lub pijanych przedstawicieli plemienia, po części w wyniszczonych bluzach z „europejskich darów”. Właśnie z szacunku dla kultury Himba nie polecam odwiedzin „na własną rękę” znajdujących się w pobliżu Opuwo tradycyjnych wiosek. W centrum miasta, niedaleko od restauracji Oreness znajduje się „Kaoko Information Center”, należąca do „community” informacja turystyczna, w której najłatwiej zasięgnąć rad dotyczących odwiedzin plemion i ogólnej podróży po Kaokofeld. Właśnie w tym miejscu odnajdujemy naszego przewodnika, który jeszcze tego samego dnia zabiera nas do tradycyjnej wioski. Opłaty za odwiedziny nie uiszcza się w postaci pieniężnej, lecz poprzez zakup artykułów spożywczych i tytoniu. Spotkanie z Himba to podróż do innego świata, w którym wszelkie cywilizacyjne udogodnienia zdają się nie istnieć. Tradycyjnie żyjący Himba mieszkają w owalnych lepiankach, wokół „świętego ognia”, który nigdy nie powinien wygasnąć. Charakterystyczne „czerwone” zabarwienie ich skóry to efekt namaszczania ciała specjalną mieszanką startych minerałów i koziego lub bawolego tłuszczu (stąd też intensywny „zapach”, który na pewno wymaga przyzwyczajenia). Specjalną uwagę należy zwrócić na tradycyjną biżuterię i upięcie włosów u kobiet, które w zależności od wieku i stanu w obrębie plemienia przybierają różne formy. Himba już dawno odkryli, iż ich tradycyjny wygląd może być źródłem zarobku. Za fotografowanie trzeba się zazwyczaj odwdzięczyć zakupem plemiennych wyrobów w postaci tradycyjnej biżuterii.
Fakt, iż Kaokofeld wciąż należy do najbardziej „nietkniętych” regionów Namibii manifestuje się również w liczbie dostępnych tu miejsc noclegowych. W samym Opuwo znajduje się tylko jedna luksusowa lodge. My wybieramy na nasz kemping kolejny turystyczny projekt, należący do czarnej ludności okręgu Kunene – Village Restcamp, położony ok. 2 kilometrów od Opuwo (Nocleg 40–50 N$ za kemping, nocleg w bungalow 90–140N$, drzewo na ognisko 10–20 N$).

Dzień 10–11 • Kaokofeld – Kunene – Epupa Falls – Ruacana Falls – Opuwo (ok. 500 km, w ciągu 2 dni)

Jeszcze w Opuwo dołączają do nas nasi namibijscy przyjaciele, z którymi mamy zamiar wyruszyć na 2-dniową wyprawę po pierwotnych terenach Kaoko. Towarzystwo drugiego samochodu jest nam tym bardziej miłe, iż z powodu prawie całkowitego opustoszenia tych terenów, w czasie podróży jest się zdanym tylko na samego siebie. W Kaokofeld nie ma farm ani większych siedlisk, a jedyną stacją benzynową na naszej trasie jest ta w Opuwo. Również drogi są często ciężkimi do pokonania piaszczystymi szlakami, których rozpoznanie w terenie nierzadko graniczy z cudem. Teren Kaoko jest ogólnie dostępny tylko dla samochodów z napędem czterokołowym. Mimo tych niedogodności Kaokofeld należy do najpiękniejszych terenów Namibii, może właśnie z powodu wciąż nietkniętej natury. Ten graniczący z Angolą region jest miejscem przeplatających się ze sobą pasm górskich Baynes, Ehombo i Gór Zebrowych, których przedziwne formacje nabierają w słońcu pięknych pastelowych kolorów.
Jeszcze przed wyprawą uzupełniamy zapasy wody i żywności na kolejne dwa dni. Na wszelki wypadek zabieramy ze sobą dodatkowy karnister benzyny. Naszym pierwszym celem są wodospady Epupa na Kunene, rzece bedącej granicą między Namibią i Angolą. Odcinek 230 km przemierzamy w ciągu 5-6 godzin, podróży w czasie której nasze opony zdają się pękać jak bańki mydlane.
Pierwszą noc spędzamy nad samą Kunene, na przepięknie położonym kempingu „Okarohombo Campsite” (nocleg: 3–5 EUR za osobę). Same wodospady, choć małe, jednak zachwycają swym pięknem. Od wodospadów Epupa na trasie D3700 po ok. 130 km można dojechać do wodospadów Ruacana. Droga ta jest jednak bardzo trudna do przebycia. Decydując się dotrzeć do wodospadów lepiej jechać drogą D37001. Ogólnie mówiąc Ruacana są imponujące tylko w okresie po obfitych porach deszczowych. W pozostałym czasie może się zdarzyć, że wodospady będą tylko nie bardzo zachwycającą grupą skałek, bez śladu odrobiny wody.
Nie polecam jednak kąpieli w rzece Kunene, głównie z powodu zadomowionych tu krokodyli. W drugim dniu naszej podróży zbaczamy z głównej trasy C43 w teren, kierując się na płd.-wschód. Krajobrazy, które mijamy sprawiają, że przez parę godzin nie zamieniamy ze sobą prawie żadnego słowa, będąc pod wrażeniem barw, pasm górskich, zagubionych horyzontów i mieniącej się w słońcu sawanny. W pewnym momencie odkrywamy również parę płochliwych gepardów, zdających się nam towarzyszyć w odległości paru kilometrów od naszej trasy. Wrażenie, które głęboko zapada w serce.
Na naszym odcinku mijamy też kilka osad Himba. Odwiedziny tego typu osady trzeba koniecznie poprzedzić zapytaniem „wodza” o pozwolenie. Do kategorycznych przykazań należy też nie wkraczanie pomiędzy „główną lepiankę” i „święty ogień”. Mijane w Kaokofeld osady koczowniczych Himba często wyglądają na opuszczone. Zazwyczaj jednak członkowie plemienia są chwilowo nieobecni. W dobrym tonie jest nie wkraczanie w obręb tych pusto wyglądających wiosek, nie mówiąc o zabieraniu czegokolwiek na pamiątkę. Pod wrażeniem ciszy i krajobrazów Kaokofeld kolejną noc spędzamy „na dziko” ok. 40 km od Opuwo, starając się aby nasz pobyt nie pozostawił żadnych śladów w delikatnej naturze tego regionu.

Dzień 12 • Kaokofeld – Opuwo – Park Narodowy Etosha (ok. 500 km)

Pożegnanie z Kaokofeld to jednocześnie pożegnanie z naszymi towarzyszami podróży, którzy udają się w przeciwnym do nas kierunku. Z Opuwo kierujemy się na pad C41, którym po ok. 49 km docieramy do szutrowej C35. Dalsza podróż to ok. 250 km na prostym, lecz jakże żmudnym, bo mało atrakcyjnym krajobrazowo odcinku. Nasze przerwy ograniczają się tylko do postojów na picie i siusiu. Po ok. 4 godzinach docieramy do Kamanjab, skąd dalej w kierunku Outjo jazda staje się nieporównywalnie komfortowa z powodu asfaltowej C40. Stąd do bram jednego z najsłynniejszych parków płd. Afryki dzieli nas już tylko ok. 200 km Początki parku sięgają niemieckiej kolonizacji Namibii (1907), a jego wielkość zmieniała się od tego momentu ponad 4 razy. Dziś park liczy ok. 22.270 km2, z czego 5 tys. przypada na słynną „patelnię” Etosha, która w swej geologicznej przeszłości była dnem ogromnego jeziora. Z powodu licznych zasobów wody park jest miejscem migracji ogromnych populacji różnych gatunków afrykańskich zwierząt. Samych słoni jest w parku ok. 1500. Do parku trzeba wjechać przed zachodem słońca. Na jego terenie znajdują się 3 Camps, gdzie można spędzić noc. Okaukuejo, Halali i Namutoni, wyposażone są we wszystkie możliwe udogodnienia (w tym również sklepy). W pobliżu każdego z nich znajdują sie również oświetlone „water holes”, czyli wodopoje dla zwierząt, gdzie turyści, praktycznie z perspektywy stojących przed nimi ławeczek, godzinami mogą obserwować zwierzęta. Pobyt w parku jest nie tylko znakomitą okazją spotkania z różnorodnymi zwierzętami i odbycia tradycyjnego safari. Warto również zwrócić uwagę na występującą tu roślinność. Jednym z najpiękniejszych zjawisk jest „Bajkowy Las”, zwany też „Lasem Duchów”, który jest nagromadzeniem przedziwnych drzew „Moringa”. W myśl legendy Buszmenów, drzewo to w jakiś sposób rozgniewało Boga, który „za karę” posadził je korzeniami do góry. Przy wjeździe na kemping każdy otrzymuje mapę dróg i ciekawych miejsc. Dzięki temu można zaplanować własne safari. Cena noclegu: bungalow – od 310 N$ za domek, kemping – 180 N$ za miejsce dla 4 osób. Wstęp do parku – 30 N$ za osobę/dzień + 20 N$ za samochód.

Dzień 13 • Etosha (Safari)

Bramy Campsite są otwarte od wschodu do zachodu słońca. Mimo, że Beata jest nie do dobudzenia, gdyż prawie całą noc spędziła na ławeczce, czekając na swych słoniowych ulubieńców, udaje nam się wyruszyć w teren tuż po godzinie siódmej. Kolejnych parę godzin spędzamy na tropieniu gruboskórnych nosorożców i słoni. Około południa zmieniamy miejsce naszego noclegu, wyruszając w kierunku Namutoni, pięknego fortu zbudowanego z gliny w 1903 roku. Po drodze zbaczamy w kierunku „patelni” Etosha, która swoją bezkresnością ostatecznie utwierdza nas w przekonaniu, że znajdujemy się w kraju niekończących się horyzontów. Noc spędzamy na kempingu koło fortu (cena jak wyżej).

Dzień 14 • Etosha – Fundacja Ombili – Muramba Bushman Trails (ok. 130 km)

Czternasty dzień naszej podróży zaliczam do jednych z najciekawszych pod względem kulturowym. W dniu tym mamy bowiem okazję spotkania z kolejnym legendarnym ludem płd. Afryki: Buszmenami. Według przypuszczeń etnologów Buszmeni są najstarszym ludem tej części kontynentu i chyba jedynymi prawdziwymi „tubylcami” w Namibii. Niestety historia nie była łaskawa dla przedstawicieli San. Podczas różnych podbojów i walk międzyplemiennych Buszmeni stracili podstawy ich kultury i dziś są jedynym ludem nie posiadającym własnej ziemi w Namibii. Ich kultura powoli ulega wyginięciu, zaś ostatni przedstawiciele San zamieszkują głównie tereny w okolicach Kalahari, mające więcej wspólnego z rezerwatami niż z normalnymi osadami. W obliczu tej sytuacji z ogromnym szacunkiem należy traktować wszelkie inicjatywy, głównie prywatne, na rzecz pomocy Buszmenom w integracji z dzisiejszym społeczeństwem Namibii. W okolicach Tsumeb mamy okazję odwiedzić jeden z tego typu projektów. Na terenie prywatnej farmy Namibijczyków niemieckiego pochodzenia, państwa Mais-Rische, powstała fundacja „Ombili” (w tłumaczeniu „pokój”). Na jej terenie Buszmeni mają szansę nauki różnorodnych zawodów. Obok założonej tu szkoły powstały również liczne projekty, mające na celu ułatwienie Buszmenom powrotu do normalnego życia w społeczności Namibii, przy jednoczesnym zachowaniu ich kulturowych tradycji. Odwiedziny fundacji są bezpłatne, oczekiwane są jednak datki na jej rzecz. Na spotkanie należy umówić się z panią Mais, która od śmierci męża sama prowadzi projekt. (tel. 067 813213). Projekt znajduje się ok. 58 km od fortu Namutoni (B1– w kierunku płn.–wsch., następnie D3001 na wschód).
Kolejnym przeżyciem, jeżeli chodzi o poznanie kultury Buszmenów, jest odwiedzenie „Muramba Bushman Trails”, projektu turystycznego znajdującego się w rękach małżeństwa Friederich. Pan Reinhard Freiderich jest jednym z największych znawców kultury Buszmenów w Namibii. Od paru lat na jego farmie, w ciągu 2-dniowego pobytu, na własnej skórze można zaznać codziennego tradycyjnego życia Buszmenów. Nie tylko niesamowita wiedza pana Friedericha zasługuje na uznanie. W czasie pobytu ma się szansę spotkania z Buszmenami, ich wiedzą i kulturą, a i kulinarnie trzeba się nastawić na niespodzianki. Również nocleg można spędzić w tradycyjnych, zbudowanych z liści chatkach na podobieństwo „Heikum”. Projekt jest oddalony od parku Etosha o ok. 130 km (C75, D3016). Rezerwacja i ceny: 067 222789 lub 067 222763. Nam nie udało się dotrzeć do „Muramba Bushman Trails” podczas opisywanej podróży. Po wizycie w Ombili wracamy na B1 do miejsca naszego noclegu na farmie Sachsenheim, gdzie mamy okazję zaznać legendarnej namibijskiej gościnności państwa Sachse (Rezerwacja: tel: 067 230011). Cena za nocleg na kempingu – ok. 30 N$, nocleg w domku – 220 N$. Godną polecenia jest znakomita kuchnia Marii. Szczęśliwcy czasami mają szansę spróbowania pysznego chleba z domowego wypieku.

Dzień 15 • Tsumeb – Waterbergplateau (ok. 245 km)

Dalsza podróż to powrót do cywilizacji, czego niewątpliwą oznaką jest pozbawiona wszelkich wybojów asfaltowa droga B1, którą kierujemy się na południe, w kierunku Windhoek. W Tsumeb zatrzymujemy się tylko na krótko, by odwiedzić miejscowe muzeum, bedące prawdziwą gratką dla zainteresowanych geologią i historią niemieckiego kolonializmu Namibii. Na dalszej trasie, krótko przed Otjiwarongo, zbaczamy w boczną drogę w kierunku „Cheetah Conservation Fund” – organizacji na rzecz ochrony populacji gepardów. Fachowo zorganizowany projekt jest miejscem, gdzie można zdobyć bogatą wiedzę na temat życia gepardów i o projektach na rzecz ich ochrony. Pracownicy CCF pozwalają nam również podziwiać z bliska i dotknąć żyjącej tu gepardziej damy. Za wizytę nie są pobierane stałe opłaty. Jak wyżej, oczekiwane są datki na rzecz fundacji.
Za Otjiwarongo skręcamy w C22 w kierunku wzgórza Waterberg, które jest miejscem kolejnego parku krajobrazowego Namibii. Waterberg to przede wszystkim przepiękna flora i fauna. Roślinna obfitość tego terenu jest niesamowitym kontrastem do pozostałych, suchych i prawie drapieżnych krajobrazów Namibii. Swą historyczną sławę Waterberg uzyskał poprzez dość smutne wydarzenie, jakim była bitwa niemieckich grup ochronnych i Herero w 1904 roku, zakończona druzgoczącą klęską tych ostatnich. Niemym świadkiem tego wydarzenia są znajdujące się na terenie parku groby, głównie niemieckich uczestników bitwy. Na terenie parku znajduje się kolejny przepięknie położony Campsite (ceny: od 370 N$ – domek, nocleg na kempingu – 110 N$ za miejsce dla 4 osób, wstęp do parku – 20 N$ za osobę/ dzień i 20 N$ za samochód) nazwany imieniem pierwszego dyrektora do spraw ochrony środowiska w Namibii, Bernabede- la-Bat. Ochrona wrażliwej natury tego terenu jest powodem faktu, iż po terenie parku można się poruszać samochodem tylko w ramach zorganizowanego przewodnictwa. Dla zwolenników pieszych wędrówek Waterberg jest prawdziwą gratką.

Dzień 16 • Waterberg – Okahandja – Windhoek (ok. 268 km)

Ostatni dzień podróży od samego rana nastraja nas sentymentalnie. Uczucie przygnębienia szybko zmienia się w ubawienie gdy na horyzoncie, kilkadziesiąt kilometrów za Waterberg, pojawiają się dwie bliźniacze góry, rubasznie zwane przez namibijskich pilotów Bubbies lub Titties, z powodu skojarzenia z kobiecymi piersiami. Piloci w powrotnej drodze do Windhoek często mają zwyczaj przelatywania dokładnie pomiędzy nimi – rodzaj zmotoryzowanego przeżycia erotycznego.
Po około 200 kilometrach na asfaltowej B1 docieramy do Okahandji, nieoficjalnej stolicy i centrum plemienia Herero. W samej miejscowości można natrafić na ślady legendarnych wodzów plemienia, niestety głównie na miejscowym historycznym cmentarzu. Również odbywająca się tu co roku 23 sierpnia barwna parada oraz liczne spotkanie ludu Herero są upamiętnieniem tragicznej bitwy w Waterberg i hołdem dla poległych w niej przedstawicieli plemienia. Prawdziwą turystyczną atrakcją są znajdujące się w Okahandji dwa duże rynki tradycyjnych afrykańskich wyrobów, które są znakomitą okazją do zakupu namibijskich pamiątek. Choć targowanie się o cenę wyrobów jest dozwolone, polecam praktykowanie tego tylko w pewnych granicach. Większość sprzedających tu czarnych pochodzi z biednych terenów Caprivi i Ovambo, gdzie panuje ogromne bezrobocie i nierzadko głód. Biorąc pod uwagę, iż pamiątki nie są drogie, należy się zastanowić, czy tych parę wytargowanych u sprzedających dolarów, nie było przeznaczone na ich często jedyny w ciągu dnia posiłek.
Przy wjeździe do miejscowości znajduje się otwarta dla odwiedzających strusia farma, gdzie można wynająć przewodnika, który w wesoły sposób oprowadza po farmie i wtajemnicza turystów w tajniki strusiej hodowli. Mimo zachwytu nad urokliwymi, żywymi, strusimi okazami, pod koniec wizyty nie możemy się powstrzymać i udajemy się na strusiego kotleta do znajdującej się tu restauracji.
Naszą podróż kończymy w Windhoek pożegnaniem w kręgu naszych namibijskich znajomych, którzy nasz wygląd komentują – zaczynacie przypominać tubylcze dzikuski. Rzeczywiście, mimo rytualnego zmycia z nas kurzu, nasze włosy są spłowiałe, w oku podpatrzony u plemiennych Himba dziki błysk, a twarze mamy spalone od słońca, ale jakże szczęśliwe…

Dodatkowe informacje

Biltong: namibijska specjalność (zwana również kawiorem Namibii) – pasemka suszonego mięsa, najlepsze antylopie, które warto kupować tylko w mniejszych sklepach mięsnych.
Rauchvleis: rodzaj delikatnej wędzonej szynki namibijskiej, również antylopiej.
Braai: ceremonia pieczenia mięsa na wolnym powietrzu.
Pojki: tradycyjna potrawa jednogarnkowa gotowana na wolnym ogniu, pochodząca z kuchni afrykańskich plemion. Jednocześnie nazwa żeliwnego garnka (trójnoga), w którym potrawa ta jest gotowana.
Game drive: rodzaj safari, jazda w terenie w celu obserwacji dzikiej zwierzyny.
Game: z angielskiego – dziczyzna, dzikie zwierzęta.
Pad: droga, szlak.

Przykładowe ceny (maj 2003) : benzyna – ok. 3,95 N$, mleko – 5 N$, chleb – 4,5–5 N$, jajka (6 sztuk) – 3 N$.

Numer kierunkowy do Namibii: 00264

Wynajem sprzętu kempingowego

dużym udogodnieniem jest możliwość wynajęcia sprzętu kempingowego w samej Namibii. Za dostepną cenę urlop na kempingu może się stać luksusowym safari. Wszelki możliwy sprzęt oferuje firma Camping Hire Namibia, 78 Malcolm Spence Street, tel/fax: 00264 61 252 995, e-mail: camping@natron.net

Przewodniki

Niestety, nie są mi znane żadne przewodniki polskie o Namibii. Jednym z najbardziej profesjonalnych i godnych polecenia jest geograficzny przewodnik po niemiecku, autorstwa M. Iwanowskiego: Namibia–Reisehandbuch. Iwanowski’s Reisebuchverlag

.

Mapa

Jedna z najlepszej jakości map Namibii to wydawana z serii „ray maphouse” mapa: Namibia, 1:1 250 000. The ultimate travel map solution, ze sprzedaży której wspierana jest fundacja Ombili. Mapa jest bardzo dokładna i przede wszyskim aktualna.

Przydatne linki

www.natron.net – bogata baza informacji turystycznych, www.rhino-trust.org.na – strona RTS, www.nacobta.com.na – projekty CBT, www.penduka.com – Projekt Penduka, strony turystyczne: www.namibia-torism.com, www.namibweb.com, ciekawostki z gazet: www.namibian.com.na

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u