Albania – Danuta Wojciechowska

Albania

Danuta Wojciechowska

czerwiec 2006

Trasa:

Kraków – Budapeszt – Belgrad – Podgorica – Shkodra – Tirana – Kruja – Fier – Vlore – Dhermi – Himara – Saranda – Butrint – Corfu (Grecja) – Durres – Tirana – Skhodra – Ulcinij, Bar, Budwa, examcrowd Kotor (Czarnogóra) – Belgrad – Budapeszt – Kraków

Do Albanii nie jest potrzebna wiza.

Pieniądze:

Obowiązują leke. 1 dolar = 96 – 97 leke.

Łatwo wymienić zarówno euro jak i dolary w kantorach, bankach, a także na ulicy, u osób trzymających w rękach potężne pliki pieniędzy.

Zakwaterowanie

Baza turystyczna jest słabo rozwinięta. Najdroższe hotele są w 70-433 Tiranie, ok. 30 USD za luksusowy pokój dwu osobowy. W innych miejscowościach ok. 15 do 20 USD.

Bezpieczeństwo

Kraj jest bezpieczny dla turystów. Ludzie życzliwi i pomocni. Turystów jednak niewielu.

Pamiątki

Najlepiej kupić je w Kruja, gdzie jest ich duży wybór.

Język

Albański, sporo osób mówi po angielsku lub włosku

Żywność

Z kupieniem żywności nie ma problemu. Ceny są zbliżone do polskich, w restauracjach tanio. Kuchnia albańska wzbogacona jest akcentami z kuchni tureckiej i włoskiej. Popularny jest tzw. byrek, czyli ciasto francuskie z serem; ser feta i gulasz wołowy.

Środki lokomocji

Są tanie autobusy, furgony, czyli mikrobusy, taksówki. Kursuje też pociąg z Tirany do Vlora, ale stary, wolno jadący (ciuchcia), złożony z trzech wagonów.

Podróż do Albanii rozpoczęliśmy Krakowa, skąd nocnym pociągiem jadącym przez Koszyce dotarliśmy najpierw do Budapesztu ( bilet za 256 zł. w obie strony, kuszetka dodatkowo 58 zł. ) W południe wyjechaliśmy innym pociągiem z Budapesztu, a wieczorem byliśmy już w Belgradzie w Serbii. Nocleg w hotelu blisko dworca. Pokój dwu osobowy 2 600 dinarów (1 dolar = 60 dinarów). Cały dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie Belgradu. Pieszo przeszliśmy się do centrum informacji turystycznej mieszczącej się w podziemiach, blisko hotelu Moskwa. Deptakiem Kniazia Michała (korzą) doszliśmy do potężnej twierdzy Kalemegdan, potem tramwajem dojechaliśmy do cerkwi św. Marka, Cerkwi Rosyjskiej, obejrzeliśmy pobliski parlament z zewnątrz. Z pod parlamentu taksówką za 200 dinarów dojechaliśmy do drugiej części miasta gdzie jest mnóstwo restauracji, usytuowanych na rzece. O 10 wieczorem wyjechaliśmy pociągiem z kuszetkami do Podgoricy, stolicy Czarnogóry (9,5 godziny). Na dworcu kolejowym brak przechowalni bagażu, jest natomiast obok na dworcu autobusowym (1 euro). Kilka godzin wystarczyło na obejrzenie zabytków Podgoricy: wieży zegarowej, meczetu oraz starej cerkwi św. Jerzego, stadionu oraz posilenie się typowymi dla tego regionu burkami ( z serem, szpinakiem lub mięsem 0,90 euro). Z Podgoricy, z dworca autobusowego taksówką utargowaną za 20 USD dojechaliśmy do granicy albańskiej w Han i Hotit 25 km (autobusy tu nie jeżdżą). Na granicy zaskoczyła nas miła konwersacja z albańskim oficerem granicznym znającym angielski, który nie tylko pozwolił zrobić zdjęcia ale również zorganizował nam przejazd zatrzymując jeden z samochodów jadących do Skhodry (5 euro – 34 km). Na granicy zmieniliśmy pieniądze. Po dojechaniu do Skhodry trafiliśmy na autobus odjeżdżający do Tirany ( 200 leków, 80 km ). Po dwóch godzinach byliśmy już w Tiranie. Główna droga w dobrym stanie ale dojazd w mieście po błotnistych, dziurawych drogach. Brak dworców. Autobusy odjeżdżają z koszmarnych placów lub nieoznaczonych miejsc ale miejscowi chętnie służą informacją. Na ulicach przewaga mercedesów. Nic dziwnego, gdyż drogi są w okropnym stanie. Wysiedliśmy na końcowym przystanku, tuż przy bulwarze Zogu I, koło dużego bazaru i natknęliśmy się na tablicę z informacją o hotelu Arrella, oddalonego o 200 metrów. Siedmio piętrowy, trzy gwiazdkowy, wyjątkowo komfortowy, z klimatyzacją, łazienką i telewizorem pokój dwuosobowy kosztował 3 000 leke. W telewizji niezwykły sposób prowadzenia wiadomości poprzez pokazywanie strony gazety i przesuwanie długopisem linijka po linijce tego co jest mówione. Właściciele hotelu mówili nieskładnie po angielsku.

W Tiranie przespacerowaliśmy się głównym bulwarem Zogu I do centralnego placu Skanderbega, z jego pomnikiem, obejrzeliśmy znajdujący się obok meczet Et’hemBey, wieżę zegarową, mozaikowy mural na fasadzie Narodowego Muzeum Historii. Kolejnego dnia pojechaliśmy autobusem ( 1,5 godz 150 leke) do oddalonej o 32 km od Tirany Kruji. Autobus odjeżdża z przystanku w pobliżu bazaru.

W Kruja znajduje się pięknie usytuowany na wzgórzu zamek, z którego bohater narodowy Skanderbeg prowadził walki powstańcze Albańczyków przeciwko Turkom. Przed wejściem na teren zamku usytuowane jest pomnik Skanderbega, wyżej muzeum ( wstęp 100 leke). Dojście do zamku trwa kilkanaście minut. Po drodze mija się wiele sklepików z pamiątkami. Jest ich tu najwięcej w całej Albanii. Jeśli kupować coć oryginalnego to właśnie tutaj. Ceny są znośne. Manierki z orłem Albanii – 500 leke, T-shirty z orłem – 500 – 600 leke, długopisy 100 leke. Nigdzie nie spotkaliśmy turystów zagranicznych, jedynie albańskie wycieczki szkolne. Po powrocie do Tirany wybraliśmy się do Parku Narodowego Mt. Dajti , odległego kilkanaście km od Tirany. Dojazd tylko taksówką (750 leke w każda stronę, taksówkarz czekał godzinę). Jest tam kolejka linowo-gondolowa, bardzo długa, pnąca się ostro pod górę, z której rozlega się wspaniały widok na Tiranę oraz bardzo liczne bunkry. Jedzie się nią łącznie, w obie strony ok. 50 minut. Na wzgórzu jest bar szybkiej obsługi, stąd można czekającym tu autobusem gratis dojechać do hotelu z restauracją, otoczonego drzewami. Po powrocie do Tirany tą samą taksówką dojechaliśmy w okolice Parku Kombetar, gdzie mieści się budynek Kongresu i Uniwersytet. Dalej udając się do centrum budynek Premiera oraz szklaną – białą marmurowa Piramidą, niegdyś muzeum Enevera Hodży, albańskiego przywódcy, obecnie dyskoteka. Dzieci mają zabawę ścigając się na jej szczyt.

Rano taksówką dojechaliśmy do innego placu autobusowego (500 leke), skąd odjeżdżał autobus do Fier przez Durres (300 leke, 3 godz.) W pobliżu placu autobusowego, autobusowego także dworca kolejowego zakwaterowaliśmy się w bardzo eleganckim, nowoczesnym hotelu Gjeli (2 000 leke). Stąd taksówką zamówioną z pomocą kogoś, kto znał angielski, pojechaliśmy do Apollonia – ruin starożytnego korynckiego miasta z IV wieku p.n.e. ( 10 km, 1500 leke w obie strony z czekaniem ). Wstęp 500 leke i 250 do muzeum. Zachowały się tu: amfiteatr, partenon oraz biblioteka. Z Fier można dojechać do Tirany pociągiem. Jeździ on dwa razy dzienni o 10.30 i 18.45, składa się z trzech starych wagonów i jedzie bardzo wolno, co obserwowaliśmy z okien hotelowego pokoju. Z Fier postanowiliśmy jechać do Vlore mikrobusem (furgonem), którego przystanek jest w centrum około 1km od naszego hotelu (45 minut 250 leke). Bagaż zostawiliśmy w biurze turystycznym we Vlore, w pobliżu meczetu i autobusem miejskim (20 leke) dojechaliśmy do plaży, a zarazem ładnego nadmorskiego portu z kilkumetrowym bulwarem z palmami. Tu zaczyna się Albańska Riwiera. Po powrocie wsiedliśmy do autobusu jadącego w kierunku Himare, aby dojechać do pięknego kurortu Dhermii. Wzdłuż ciągnęły się plaże i góry. Droga malownicza z serpentynami ale wąska i bez poboczy prowadziła pod górę, przez przełęcz Llogaraja, 1027 m n.p.m.  Z 20 min. przerwą w zajeździe podróż trwała 2 godziny (200 leke). Przystanek autobusowy w Dhermii był oddalony o 1,5 km, udało się zatrzymać stop aby z tej krętej drogi pod górę znaleźć się wkrótce na przepięknej plaży, wzdłuż której jest mnóstwo hoteli. Pokój dwu os. kosztował 30 USD (hotel Leona). Plaża zaskoczyła nas znajdującymi się tam żelbetowymi bunkrami w kolorze różowym. Plaża jest kamienisto – żwirowa, a woda krystaliczna, nieco chłodna. Tu spędziliśmy 2 dni. Znów zatrzymanym mercedesem pokonaliśmy 1,5 km odcinek krętej drogi z plaży do przystanku autobusowego. Za taksówkę życzą sobie 5 USD. Nie było żadnego rozkładu jazdy, więc po dłuższym oczekiwaniu zatrzymaliśmy okazję jadącą w kierunku Himare. Po drodze skręciliśmy w boczną, pełną dziur drogę, dojeżdżając do bezludnej plaży z licznymi bunkrami (tutaj, bowiem nasz kierowca odwiedził swoją rodzinę). Gdy dojechaliśmy do Himare kierowca wiedząc, że podążamy do Sarandy usiłował nam podesłać swojego kolegę taksówkarza na tę trasę, wmawiając nam, że żaden autobus już nie jedzie, co okazało się nieprawdą bo za chwile wsiedliśmy do wygodnego autobusu który za 300 leke (9 godz.) dowiózł nas do Sarandy, najdalej na południe położonego miasta Albanii. Trasa mrożąca krew w żyłach, bardzo wąską i krętą drogą nad przepaściami bez jakichkolwiek poboczy i zabezpieczeń, po drodze widok zostawionych, rozbitych samochodów. Dojechawszy do Sarandy jako jedyni turyści zagraniczni w autobusie, zastaliśmy ku miłemu zaskoczeniu czekającego na nas właściciela hotelu, sprytnie powiadomionego telefonicznie przez kierowcę autobusu. Za 2 000 leke dostaliśmy piękny pokój ze wspaniałym, przepysznym śniadaniem i niesamowitym widokiem na Sarandę i zatokę (hotel Gjika) jako, że hotel położony jest na wzgórzu dokąd właściciel zawiózł nas taksówką. Tą samą taksówką za 1 000 leke dojechaliśmy do Parku Narodowego starożytnego miasta Butrint, odległego o 18 km (wstęp 700 leke). Można też dojechać tu jeżdżącymi tu co godzinę autobusami lokalnymi (200 leke), ale ze względu na późną godzinę zrobiliśmy to z powrotem. Ruiny Butrint położone są na owalnym półwyspie otoczone grubymi murami oraz wodami laguny, która łączy się kanałem z otwartym morzem. Ruiny są dosyć dobrze zachowane, rozrzucone na dużej, zalesionej powierzchni. Idąc za strzałkami napotyka się piękne greckie ruiny, grecki teatr, łaźnie publiczne, agorę, baptysterium z mozaiką ale przykrytą piachem, (jej wzór można było zobaczyć na zdjęciu), chrześcijańską bazylikę z VI wieku n.e. W Butrint pieszo miło jest pospacerować pieszo bulwarem wysadzanym palmami, aby dojść o portu. Plaże są tuż przy bulwarze (kamieniste i wąskie). Spotkaliśmy tam zorganizowaną grupę Polaków z Wałbrzycha, którzy przyjechali do Wenecji autobusem, stamtąd promem do Corfu, a z Corfu promem do Sarandy. Pobyt ośmiodniowy w hotelu na wprost plaży ze śniadaniem i kolacją wraz z dojazdem kosztował 1 500 zł. W Sarandzie można spotkać turystów, którzy przypływają tu przeważnie promem z Corfu na jeden dzień i wracają. My też zdecydowaliśmy się popłynąć na jeden dzień na Corfu, w Grecji. Bilet w obie strony kosztuje 30 USD, statek płynie ok. 1 godz. Pierwszy odpływa codziennie rano o 10.30, a do Sarandy wraca o 20. Jest kilka kursów. W Kerkyra był niesamowity upał, a z portu ok.  2 km trzeba było przejść pieszo (nie było ani taksówek ani autobusów). Ceny w euro po powrocie w Sarandzie kupiliśmy sławny koniak albański Skanderbeg, tańszy niż w Tiranie, zmieniliśmy też hotel na prywatną kwaterę blisko dworca (1 600 leke), ze względu na ranny autobus do Tirany. Z Sarandy wyruszyliśmy do Durres, o 6.30 rano autobusem jadącym do Tirany. Autobus jechał dobrą, szeroką drogą wzdłuż środkowej doliny rzeki Drinos (1 000 leke – 8 godz.). Autobusy do Tirany tą trasą jada co godzinę. Autobus nasz zatrzymał się krótko w Gjirokaster, ale przystanek był daleko od Starego Miasta o brukowanych uliczkach, nie zwiedzaliśmy. W Durres zatrzymaliśmy się na przystanku autobusów dalekobieżnych, musieliśmy mikrobusem dojechać do centrum odległego o około 10 km. Bagaż zostawiliśmy w kawiarni. W tym kurorcie wypoczynkowym i zarazem największym porcie Albanii zwiedziliśmy stare łaźnie rzymskie usytuowane za Teatrem Narodowym, meczet, amfiteatr rzymski. W Durres są piękne plaże ciągnące się kilka kilometrów, do których dojechaliśmy miejskim autobusem za 20 leke. Plaża piaskowa, mnóstwo ludzi, bardzo ciepła woda w Adriatyku, ale kilkaset metrów od brzegu bardzo płytko. Wypożyczenie leżaków z parasolem kosztuje 300 leke za cały dzień. Autobusem dojechaliśmy do Tirany (36 km, 1 godz.) gdzie przesiedliśmy się na mikrobus jadący do Skhodry (300 leke). Tu zatrzymaliśmy się w hotelu Rozafa (1 000 leke). Spod tego hotelu odjeżdżają dwa razy dziennie na granicę Albanii i Czarnogóry furgony do Ulcinij o 7.00 i 9.00 rano (500 leke). W Ulcinij bagaże zostawiliśmy w biurze turystycznym, aby skorzystać z pobliskiej plaży, bardzo zaludnionej, piaszczystej. Tu już za wszystko płaciliśmy w euro (parasol plażowy 2 euro, lody 30 centów) Taksówką za 4 euro dojechaliśmy do odległego dworca autobusowego, a stąd autobusem do Bar (1 godz. 2,20 euro). W Bar dworzec autobusowy znajduje się obok kolejowego. Zostawiliśmy tu nasze bagaże w przechowalni (1 euro) i mikrobusem pojechaliśmy do Budwy na piękne plaże (1 godz. 2,50 euro). Z Budwy autobusem do Kotoru, portowego, średniowiecznego miasta, malowniczo położonego nad Zatoką Kotorską, u podnóża masywu Lovcen, nad fiordem (40 min.). Droga była kręta, zakręcająca nawet pod kątem 180 stopni z malowniczym widokiem na wysokie skaliste góry i mury miasta. Autobusy z Budwy do Kotoru jeżdżą co 20 minut. Zwiedziliśmy stare miasto i powróciliśmy busem do Budwy spacerując do plaży (20 minutowy dystans od dworca). Z Budwy do Bar, a z Bar udajemy się nocnym pociągiem o 22 do Belgradu (przyjazd o 6 rano, 16 euro + 5 euro za kuszetkę). Z Belgradu o 8.30 wyruszyliśmy do Budapesztu. O 15. 00  byliśmy już w Budapeszcie (bilet 1 700 dinarów z miejscówką siedzącą). W Budapeszcie skorzystaliśmy z gorących kąpieli mineralnych w Sechenyi Furdo. Potem powrót sypialnym do Krakowa.

PRZYKŁADOWE CENY w LEKACH /1USD-96-97 LEKE/

Chleb mały-  30

Chleb duży -50

Byrek mały-25

Byrek duży-60

Mała butelka wody-30

Napój gazowany-50-100

Ser biały-300-600 /kg

Zapiekanka z mięsem i frytkami-150

Gulasz-200

Lody-1 gałka-10

Koniak Skanderbeg -300-500

Klapki-150

Sandały-od 300/

Posted in |

  • Witaj w świecie globtroterów!

    Drogi internauto, niezależnie czy jesteś uroczą przedstawicielką       piękniejszej połowy świata czy też członkiem tej brzydszej. Wędrując   z  nami, podróżowanie przestanie być dla Ciebie…

    czytaj dalej

  • Jak polscy globtroterzy odkrywali świat?

    Historia „polskiego” poznawania świata zaczyna się całkiem efektownie. Pierwszy – jeżeli można go tak nazwać – polski globtroter był jednym z głównych uczestników…Zobacz stronę

    czytaj dalej

  • Relacje z podróży

Dołącz do nas na Facebook'u